04.Randka.
Minęło kilka dni. Tylko nauka odciągała mnie od myśli związanych z moją przyszłością. Najgorzej było na przerwie.
- Halo, Junnie...
Ocknąłem się na dźwięk głosu mojego przyjaciela, który opierał się pupą o ławkę. Obok niego stał Binnie. Podniosłem na nich patrzałki, pytając.
- Co jest?
- To ja i Binnie powinniśmy o to pytać. Co Ci? Myślisz o swoim przyszłym, przystojnym narzeczonym? - palnął Han Se.
- Nie. O swojej przyszłości. Myśleć o nim, nie mam powodu. Odpycha mnie swoim zachowaniem. - rzekłem, robiąc minę.
- Będzie dobrze. Przywykniesz do niego, Junnie. - stwierdził Do.
- Wątpię, ale muszę to przetrwać. Obiecałem to Cesarzowi Dal oraz Chan-hyungowi. - dodałem cicho.
Sese pogłaskał mnie, uśmiechając się. Sprawił mi tym radość oraz okazał wsparcie.
Gdy lekcje się skończyły, ruszyłem do wyjścia z Jung'iem i naszym kumplem. Pomyśleliśmy, że wyskoczymy na miasto, na coś dobrego, by poprawić sobie humor.
W tym, samym czasie przed liceum zajechał samochód. Wysiedli z niego Choi i Han. Obaj oparli się o maskę wypatrując Lim'a, a także jego kuzyna. Ten pierwszy nie był zadowolony.
- Och... co to był za głupi pomysł? Po co tutaj przyjechaliśmy?
- Marudzisz, braciszku. Bądź facetem i przyjmij to co daje Ci los. A daje Ci Księcia, który chce być lekarzem, jest przystojny, ma unikalną urodę. - wymruczał drugi wysoki przystojniak.
- Ale to nie znaczy, że mam zgarniać go po szkole i randkować... - burknął Następca Tronu Dal.
- Jak nie? Tak powinno być. Randka to dobry sposób, by się poznać, dostrzec więcej, niż podczas spotkania z rodziną. No i masz okazję zobaczyć go w mundurku. To fajne. - ciągnął Seungie, po czym dostrzegł uczniów III klasy. Jego ślepia utkwiły w Bin'ie. Aż usta rozchylił.
- Co to za koleś z nimi? - odezwał się Byungie.
- Pewnie kumpel. Chodźmy się przywitać. - „rzucił" pomysłem student stosunków międzynarodowych.
Zacząłem schodzić wraz z chłopakami. Jednak zaraz zatrzymałem się, jak przy stopniach zauważyłem Han'a oraz Choi'ego. Ten pierwszy przywitał się, machając.
- Cześć chłopcy.
Ukłoniłem się, zaś mój kuzyn wywrócił oczami, zirytowany. Stuknąłem go i uczynił to samo. Podeszliśmy do nich, witając się.
- Dzień Dobry.
- Dobry... - mruknął Jung, a ja przedstawiłem naszego przyjaciela.
- A to Do Han Se, nasz przyjaciel. Sese, to Byung Chan-hyung oraz jego brat Seung Woo-hyung.
Uścisnęli sobie dłonie. Po chwili zapytałem.
- Co tutaj robicie?
- Byungie zaprasza Cię na randkę. Jeśli nie masz nic przeciwko, chętnie w tym czasie potowarzyszę Su Bin'owi, Jun. - odpowiedział drugi książę.
- Randka? - szepnąłem, mocno zdziwiony.
- Ruszcie się. Chan oraz Sik-hyung czekają. - powiedział mój przyszły narzeczony.
Nie wypadało odmówić, choć miałem własne plany. Zaraz wsiedliśmy do samochodu. Wysoki przystojniak za kierownicą, natomiast jego brat otworzył mi drzwi, bym usiadł obok.
Pojechaliśmy do uroczej restauracji, znajdującej się na granicy Cesarstw. Przywitaliśmy się z hyungami, weszliśmy do środka i zajęliśmy miejsce. Po złożeniu zamówienia konwersację zaczął przyszły weterynarz.
- O rany, jak nostalgicznie. Wspaniale wyglądacie w mundurkach.
- Hyung, mówisz jakbyś był staruszkiem. - stwierdził Do.
- Momentami tak się czuję. Ci dwaj zachowują się czasami, jakby nadal byli w liceum. To zawsze ja ich uciszam. - wyznał Heo.
- Nikt Ci nie broni być trochę niegrzecznym. - wtrącił Seung.
- Przypominam Ci, że jesteśmy książętami i są pewne granice, których się nie przekracza. - dodał Chanie. Zgodził się z nim Kang.
- Chan ma rację. Na szczęście ja jedynie muszę uspokajać Bin'a lub Hans'a. Junnie jest bardzo grzeczny.
- Hyung, nie zawstydzaj mnie i nie chwal. Nie zawsze byłem grzeczny, nie zawsze jestem. - miauknąłem.
- Tak? To II Książę Taeyang potrafi być niegrzeczny? - zapytał Choi.
Przeniosłem na niego swoje patrzałki, potwierdzając.
- Tak, potrafię. Każdy w jakimś stopniu jest niegrzeczny.
- Wątpię, czy Ty na pewno potrafisz... - rzekł Byung i rozłożył się na krześle, uśmiechając przy tym czarująco.
- Uuu. Jun, uważaj. Nie daj się złapać na gadkę oraz ten uśmiech. - odezwał się Han.
- To zwyczajny uśmiech i prowokacja. Nie warto, Junnie. - powiedział Binnie, zaś Seung Woo chwycił jego krzesło, przyciągnął go do siebie, mrucząc.
- Nie odzywaj się, Maleństwo.
Mój kuzyn wyprostował się, zakłopotany.
- Nie dam się złapać. Musiałby się postarać, bym mu uległ. - oznajmiłem, by zaraz uśmiechnąć się uroczo.
Chan popatrzył na Lim'a. Był zachwycony jego postawą oraz wyglądem. Cieszyło go, że potrafił być szczery. Pasował do rodziny idealnie.
Byung Chan zmierzył mnie wzrokiem. Oczy zatrzymał na mojej twarzy i palnął.
- Lepiej mnie nie prowokuj, dzieciaku. Możesz nawet nie wiedzieć, kiedy się we mnie zakochasz.
- Zakochać się w Tobie, hyung? Żeby to nastąpiło, musiałbyś mnie sobą oczarować. Jak na razie kiepsko Ci idzie. - jęknąłem, nie odrywając od niego ślepek. Czułem, że pozostali przyglądają się nam z uwagą, w milczeniu.
- Mówiłem Ci. Nie prowokuj mnie, bo stracisz dla mnie głowę. - obstawał przy swoim.
- Chciałbyś... to się nigdy nie wydarzy. - zacząłem się licytować, ale przerwał to Seung Sik.
- Przestańcie. Nie jesteście jeszcze małżeństwem, a już kłócicie się, jakbyście byli.
- Naprawdę idealnie do siebie pasujecie. - skomentował drugi wysoki przystojniak, natomiast ja odwróciłem patrzałki. Na tym zakończyliśmy rozmowę.
(...)
W piątek, po lekcjach osiodłałem konia, po czym udałem się na przejażdżkę. Potrzebowałem chwili dla siebie, spokoju oraz ciszy.
Po powrocie zatrzymałem się na dziecińcu, gdyż zauważyłem, że mamy gości. Byli to para cesarska Dal, ich synowie, moja bratowa, a także Chan.
Gdy dostrzegł mnie mój, przyszły narzeczony, uniósł brwi. Podjechałem do nich, witając się.
- Dzień Dobry. Witam Wasze Wysokości.
Oni również się przywitali. Zsiadłem z konia, po którego przyszedł sługa. Ukłoniłem się i przeszliśmy do holu. Rodzice powitali wszystkich. To była rewizyta.
Przed wieczerzą przebrałem się w bluzkę, brązowe spodnie oraz czerwono - czarny sweterek. Poprawiłem włosy, zadowolony. Do moich uszu dotarł głos Byung'a.
- No, no. Nie strój się tak. To niekonieczne, skoro i tak nic Ci nie brakuje.
Popatrzyłem w stronę wejścia. Choi stał w progu, oparty o futrynę. Miał na sobie czarne spodnie i czarną koszulę.
- Ooo. Uznam, że to był komplement. - wymruczałem, podchodząc do niego.
- To tylko szczerość, dzieciaku. - dodał.
Zmierzył mnie z góry na dół.
- Nie patrz tak, bo się zakochasz. I co wtedy? - wyszeptałem, zbliżając się do niego.
- Znów mnie prowokujesz, gówniarzu? - warknął pod nosem, łapiąc mój nadgarstek.
- Puść mnie, i nie nazywaj tak. To niegrzeczne. Mam imię, hyung. - upomniałem go.
- Jesteś ode mnie młodszy, więc dlatego tak Cię nazywam. I jeszcze jedno. Nie zakocham się w Tobie. To niemożliwe. - wyjaśnił, ściskając bardzo mocno moją rękę, aż syknąłem. Zwiesiłem czuprynę, jęcząc.
- To boli... proszę, puść mnie.
Kiedy Byungie usłyszał syk oraz zobaczył reakcję Księcia Taeyang, wpadł w szok. Nie chciał mu zrobić krzywdy, nie świadomie.
Następca Tronu Dal zwolnił uścisk, chrząknął cicho i wyznał.
- Przepraszam Cię. Nie chciałem tak mocno. Poniosło mnie.
Potarłem nadgarstek, na którym były ślady jego palców. Szybko naciągnąłem rękawy, by zaraz przecisnąć się do holu. Przy schodach zauważyłem chłopaków. Musiałem przywdziać uśmiech, choć przed momentem zostałem źle potraktowany.
Podczas kolacji milczałem. Odzywałem się, jeśli ktoś mnie o coś zapytał. Pod stołem trzymałem lewą rękę, by nikt nie zauważył siniaków. Siedzący obok mnie Choi skończył jeść. Poczułem, że odsuwa mój rękaw od sweterka i „rzuca" okiem. Westchnął cicho, robiąc minę. Zabrałem łapkę. Nie chciałem, by mnie dotykał.
Po posiłku, rodzice, bratowa, przyszli teściowie przeszli do salonu, zaś ja oraz chłopcy do mniejszej jadalni. Szczerze, nie miałem ochoty z nimi siedzieć, więc skłamałem.
- Wybaczcie mi. Mam trochę nauki i chcę odpocząć. Moi kuzyni wam potowarzyszą.
I wyszedłem.
Jung odprowadził Jun'a wzrokiem. Trochę był zmartwiony jego zachowaniem. Ostatnio tyle się działo w życiu Lim'a, że to mogło mieć duży wpływ na jego nastrój.
Wróciłem do sypialni. Zrzuciłem z siebie ubrania, by wziąć kąpiel. Byłem zmęczony, zirytowany.. Targało mną tyle uczuć, że wymienienie ich stanowiło wyzwanie.
Ułożyłem się wygodnie w wannie. Spojrzałem na rękę. Sińce były już widoczne.
Byung Chan również opuścił jadalnię. Podążył na piętro, lecz stanął przed drzwiami kwatery Se Jun'a. Wszedł do środka. Widząc światło w łazience, klapnął sobie na łóżku, grzecznie czekając za chłopakiem.
Tymczasem licealista oraz studenci siedzieli w ciszy. Zastanawiali się, jak zbliżyć tych dwóch do siebie.
- Ach, wkurza mnie to wszystko. - zaczął Bin.
- Binnie, uspokój się. Nerwy nic nie dadzą. Moim zdaniem potrzebują czasu. - stwierdził Sik.
- Czasu? Hyung, ten związek nie ma żadnej przyszłości. Obaj będą cierpieć. - miauknął uczeń III klasy.
- Hej, nie przekreślaj tego tak od razu wszystkiego, Maleństwo. Moim zdaniem ma przyszłość, tylko mój braciszek jest uparty. Mógłby odpuścić. - powiedział Seungie, wzdychając.
- Muszę porozmawiać z nim o Jun'ie. Może w końcu coś do niego dotrze. - odezwał się Chanie.
- Wątpię, bo wasz kuzyn nie chce go nawet poznać. To głównie jego wina. Jun próbował nawiązać z nim kontakt, lecz bezskutecznie. - rzekł Su Bin, wstał, po czym wyszedł, życząc dobrej nocy. Tuż za nim podążył Seung Woo.
- A oni co? Chan, czy Seung'owi podoba się Binnie? - zapytał wprost Seung Sik.
- Nie wiem, ale też tak to odebrałem. Cóż, nie dziwię się. Bin jest słodki. Trochę jestem zaskoczony. Zawsze myślałem, że Seungie woli dziewczyny. A Ty, hyung? - odpowiedział przyszły weterynarz.
- Ja... Podoba mi się ktoś uroczy. Jednak nie wiem, czy mam szansę. Nie jestem tak przystojny, jak Byung Chan, Seung Woo, czy Se Jun, do tego po studiach chcę wstąpić do wojska i służyć cesarstwu. - wyznał straszy kuzyn Jun'a.
- Hyung, jeśli nie spróbujesz, to nigdy nie dowiesz się, czy masz szanse u tego kogoś. Poza tym, to wnętrze jest ważniejsze, niż wygląd. - dodał Heo, natomiast Kangsik przytaknął i zaproponował.
- Czy mogę odprowadzić Cię do sypialni?
Chan zgodził się, nieco zaskoczony, ale uroczo uśmiechnięty.
Student stosunków międzynarodowych złapał maturzystę na piętrze.
- Hej. Zaczekaj.
Bin zatrzymał się, zerknął za siebie na niego, pytając.
- Czego chcesz, hyung?
- Odprowadzić Cię do pokoju, pobyć z Tobą dłużej. - „rzucił" szczerością drugi wysoki przystojniak.
- Jestem dużym chłopcem. Nie potrzebuję niańki. Dobranoc, hyung. - wymruczał Jung, chcąc iść dalej, lecz brat Byung'a mu nie pozwolił. Stanął na jego drodze, mówiąc.
- Próbuję być dla Ciebie miły, a Ty mnie odpychasz. Chyba muszę zmienić podejście.
I chwycił chłopaka za nadgarstek, by zaciągnąć go do swojej kwatery.
Po zamknięciu drzwi, docisnął Binnie'go do nich. Zaparł się rękoma po obu stronach jego czupryny. Następnie nachylił się, gapiąc w patrzałki. Kuzyn Jun'a wyprostował się i „wtopił" w wejście. Przełknął ślinę, rozchylając wargi, w które starszy szepnął.
- Podobasz mi się. Chcę, abyś wiedział, że Ci nie odpuszczę i uczynię wszystko, byś należał tylko do mnie.
Malarz uniósł brwi, pełen szoku. Zupełnie się tego nie spodziewał. Myślał, że Seungie tylko się z nim droczy, że taki jest.
- Ale.. - przerwał Su Bin, gdyż Han skradł mu buziaka.
Opuściłem łazienkę ubrany w spodnie, koszulkę i satynowy szlafrok. Na moim łóżku, na boku leżał Choi. Popatrzył na mnie, komentując.
- A już myślałem, że zobaczę uroczą piżamę w psy, koty, albo coś innego.
- Jeśli przyszedłeś tylko po to, by się kłócić, czy mi dokuczać, to wiedz, że nie mam na to ochoty. - oznajmiłem, niezadowolony.
Podniósł się do siadu, poklepał miejsce obok siebie. Usiadłem, choć nie bardzo chciałem.
- Co mogę dla Ciebie zrobić, hyung? - miauknąłem pod noskiem.
Ujął moją łapkę, odsunął rękaw, by ją obejrzeć. Przez moment dostrzegłem w nim poczucie winy.
- Trzeba to posmarować. Chodź ze mną. - rzekł, delikatnie ciągnąc mnie za sobą. Przeszliśmy do jego pokoju.
Czułem się przez to dziwnie zakłopotany. Jakby to była jakaś schadzka wieczorną porą. Przymknąłem drzwi, a on wyciągnął z kosmetyczki maść. Gestem ręki zaprosił mnie dalej, bym spoczął. Uczyniłem to. Uklęknął przede mną, odsłonił ponownie nadgarstek, który zaraz posmarował. Robił to czule. Momentalnie zawstydziłem się. Musiałem to ukryć.
- Dziękuję, hyung. - wyszeptałem.
- Nie masz za co. To moja wina. Skrzywdziłem Cię. - powiedział cicho, zaś ja wstałem.
Mój przyszły narzeczony powoli się podniósł. Stanęliśmy naprzeciw siebie, patrząc sobie w oczy. Panowała cisza, którą przerwałem.
- Pójdę już. Dobranoc, Książę.
Wyszedłem z sypialni Choi'ego, kierując się prosto do siebie, mocno odmieniony.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top