Rozdział 21
Ból, który czułam po tych wszystkich torturach był gorszy od wszystkiego, co zrobił mi ojciec. Tylko pod jednym względem był lżejszy. Z żadną z tych osób nie byłam związana emocjonalnie, ale z tatą, to zupełnie co innego. Po kilku godzinach zabawiania się ze mną, postanowili odpocząć i iść coś zjeść. W takich momentach próbowałam uciec, jednak na darmo. Zdarzyło się to dwa razy i za każdym kara była niewyobrażalna. Minęło już kilka dni odkąd jestem w tych przeklętym przez Boga miejscu. Miałam nadzieję, że ktoś mnie szuka. Lecz po co mieć wiarę? Nawet jeśli by tak było, mój ojciec szybko zdusiłby to w zarodku, wmawiając, że pojechałam odwiedzić rodzinę. Zawsze tak było. Gdy byłam za bardzo pobita, albo połamana, wymyślał wszelakie historie, aby ukryć prawdę.
Może jednak Ashton coś zrobi ?
Tylko skąd miałby wiedzieć, gdzie mnie szukać ? Muszę jakoś skontaktować się z nim. Jego numer mam już wryty w pamięć, teraz potrzebuję tylko komórki. Nie będzie to łatwe. Ciągle jestem z kimś w towarzystwie. Nie zostawiają już mnie samej. Zastanawiam się, czy nie mają jakiejś pracy, do której muszą jechać. Siedzą tak ze mną cztery dni i żaden, ani na chwilę nie wyjechał.
W pewnym momencie moje rozmyślenia zostają przerwane, gdy drzwi od pokoju zaczynają się otwierać.
- Proszę nie... - wyszeptałam, kiedy zobaczyłam trzech mężczyzn. Nie miałam dziś siły na walkę. Nie miałam siły na przetrwanie. Nie miałam siły na życie.
- Nie martw się kochanie. Dziś nie mamy zamiaru cię karać. Byłaś bardzo grzeczna, zasługujesz na nagrodę . - odparł Georg.
Nie wiedziałam co miał na myśli. Jaka była ich definicja nagrody ?
- Jaką ? - zapytałam drżącym z przerażenia głosem.
Mężczyzna posłał w moją stronę uśmiech.
- Pooglądamy sobie filmy i poleżymy przy kominku. Co ty na to ?
Czułam, że jest jakiś haczyk. Jednak nie mogłam zrozumieć, jaki ?
- Dobrze. - odpowiedziałam.
Jeden ze stojących z tyłu facetów, podszedł do mnie i wziął w ramiona. Byłam naga i obolała. Czułam, jak jego ręce drażnią moje i tak już poddające się ciało.
- Przestań, proszę. - szepnęłam.
Troy zaprzestał zabawy i po prostu mnie niósł. Z całej piątki, chyba jego najbardziej znosiłam. Reszty bałam się niemiłosiernie. Bawił ich mój najcichszy krzyk i łzy. On, pomagał mi. Chociaż w małym stopniu, ale zawsze była to jakaś pomoc. Mimo, że należał do moich oprawców i nie powstrzymywał się od dręczenia mojego ciała, to znał limit. Reszta chyba była pozbawiona bezpiecznika.
Nie obchodziło ich nic. Chodzili po świecie bezkarnie. Podczas tych kilku dni dowiedziałam się kilku informacji o nich. Byli gadatliwi. Podczas gwałtu i poza nim.
Dominic - miał czterdziestkę na karku, ojciec dwójki dzieci, szczęśliwie żonaty od dwudziestu lat i porucznik policji.
Nie powiem, idealny przykład daje obywatelom.
Troy - trzydziestojednoletni, początkujący prawnik, singiel.
Jak na razie najbardziej obiecujący.
Georg - był około pięćdziesiątki, potrójny wdowiec, ojciec czwórki dzieci i prezes firmy kateringowej.
Nie wiem już, który gorszy.
Patrick - zaręczony od dwóch miesięcy, miał trzydzieści trzy lata, narzeczona z dzieckiem w drodze i pracuje jako strażak.
Bombowo układa sobie przyszłe życie.
Henri - nauczyciel historii w szkole, żonaty od piętnastu lat, ma jedną córkę i co dopiero skończył czterdzieści pięć lat.
Cała ta piątka mężczyzn powinna dawać innym ludziom przykład, a zamiast tego robią rzeczy, za które idzie się do więzienia na dwadzieścia pięć lat. Sądzą, że są bezkarni. Mam nadzieję, że jakimś cudem wyjdę z tego cało i doniosę na nich.
Ciekawi mnie czy jestem ich pierwszą ofiarą, czy były dziewczyny przede mną. Skoro znają mojego ojca, wszystko jest możliwe.
- Nad czym tak myślisz, kochanie ? - wytrącił mnie z rozmyśleń głos Patrick'a.
- Nad niczym. - powiedziałam pośpiesznie i się skrzywiłam.
Sama mogłam usłyszeć kłamstwo w moim słowach.
- Wiesz, że nie powinnaś nas oszukiwać ? - mężczyzna nachylił się w moją stronę, a jego dłoń znalazła się na moim brzuchu i zaczęła zjeżdżać coraz niżej.
- Prze... przepraszam... - wyjąkałam i modliłam się, aby przestał.
- Patrick, zostaw ją. Dziś ma dzień odpoczynku. Była grzeczną dziewczynką. - odezwał się Henri.
- Dobra. - burknął mężczyzna i zabrał rękę, zamiast tego zarzucił ją za moje plecy i zaczął bawić się moimi włosami.
Przez resztę dnia nic się nie stało. Wieczór spędziliśmy na kanapie. Było mi niezręcznie, przez cały czas byłam naga i czułam ich spojrzenia na ciele.
- Pora spać. - powiedział nagle Henri. - Już późno, a jutro czeka nas męczący dzień. - mówiąc to posłał w moim kierunku sugestywny uśmiech.
Muszę coś szybko wymyślić przed kolejnym porankiem. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i w oczy rzucił mi się telefon komórkowy. Leżał niedaleko schodów, na szafce z butami. To moja ostatnia i jedyna szansa.
Gdy przechodziłam koło mebla, które na szczęście znajdowało się koło mojego pokoju, złapałam w rękę urządzenie i tak się ustawiłam, aby nic nie było widać. Za każdym razem zamykali moje drzwi na noc. To była moja szansa na ratunek.
Gdy tylko usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza w zamku, włączyłam telefon i zaczęłam wpisywać cyfry.
Jeden sygnał...
Drugi...
Trzeci...
Wiedziałam, że jest bardzo późno, ale liczyłam, że chłopak nie śpi.
- Proszę... proszę... proszę... - szeptałam w kółko.
- Halo ? - nagle usłyszałam po drugiej stronie.
- Ash ? - zapytałam niepewna. Miał całkowicie inny głos, niż na żywo.
- Katya ?! Boże ! Gdzie ty jesteś ? Włamałem się do ciebie do domu i nie ma po tobie śladu !
- Wiem. Potrzebuję pomocy. Nie mogę za bardzo gadać. Oni mogą tu zaraz wrócić. Jestem w jakiejś chatce w środku lasu, za miastem. Nie mam pojęcia, gdzie to jest dokładnie. Jest ze mną piątka mężczyzn. Przepraszam, że do ciebie dzwonię, ale nikt inny nie przyszedł mi do głowy. Na... naprawdę cię potrzebuję. - zająknęłam się.
- Kurwa ! Już wyruszamy ! Znajdziemy cię ! - krzyczał.
Nagle telefon zaczął pipać. Zerknęłam na niego i zauważyłam ostatni procent baterii. Otworzyłam szeroko oczy
- Pośpiesz się. Bateria mi pada ! - krzyknęłam ciszej przerażona.
- Już ! Trzy... - telefon się wyłączył.
Spojrzałam na urządzenie i włożyłam je pod materac. Nikt nie może go znaleźć. Nawet, jeśli nie działa.
Westchnęłam głośno i skuliłam się na łóżku. Teraz mogę tylko czekać.
Odpływałam już do krainy Morfeusza, kiedy dobiegł do mnie szczęk zamka.
************************************************************
Trochę długi ^^
Specjalnie dla Was ^^
KOMENTUJCIE !
GWIAZDKUJCIE !
Pozdrawiam,
Klaudia :***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top