Spotkanie na balkonie

Po nieszczęśliwym odkryciu, co stało się na polanie, Legolas i Tauriel dosiedli swe konie i tak ruszyli w milczeniu i w "bezpiecznej" od siebie odległości. Na niebie pojawiło się sporo chmur, z których po chwili lunął zimny i niesprzyjający wędrówce, deszcz. Elfy siedząc na koniach w ciemno-zielonych i zmokniętych do suchej nitki kapturach, zmierzały do Leśnego Królestwa. Konie szły ze zwieszonymi głowami w dół, zarzucając co jakiś czas swą grzywą. Po przekroczeniu progu pałacu, elfy w dalszym milczeniu skierowały się do swoich komnat, gdy Tauriel chwyciła już za pozłacaną klamkę usłyszała.

- Powiedz coś, przecież wciąż możemy być przyjaciółmi - powiedział pocieszająco Legolas podchodząc do niej od tyłu.

- Po tym co razem przeżyliśmy, mamy być po prostu przyjaciółmi? A ty mówisz to tak jakby ci w ogóle nie zależało - wyrzuciła.

- Taurielo...

- Zostaw mnie - powiedziała nie pozwalając dojść mu do słowa po czym weszła do komnaty i opadła bezsilnie na łóżko.
"Czemu mu tego nie powiedziałam?! Nie, nie... nie mogę, jakby można było cofnąć czas!" - myślała elfka i niedługo potem zasnęła. Śnił się jej Eneril, jak spotyka go na polanie i łapie ją za dłonie. Patrzą sobie w oczy...

- Miło cię znów widzieć, pani - rzekł ciemnowłosy elf, a Tauriel zaśmiała się cicho.

- Czemu to zrobiłeś? Czemu poświęciłeś dla mnie życie? - spytała, a w odpowiedzi uzyskała jedynie uśmiech.

Eneril przejechał delikatnie palcami po jej policzku, a elfka zaczęła się nerwowo rozglądać. Znów przed oczami miała zniszczoną polanę stojącą w ogniu, a gdy spojrzała w stronę gdzie stał Eneril, nie było go już, w głowie słyszała szepty i krzyk. Po tym obudziła się cała cała mokra i głośno dysząc. Wciąż była noc, elfka wyszła na balkon, żeby się przewietrzyć gdzie stał... Legolas.

- Co ty tu robisz?! - spytała zszokowana jego obecnością.

- Muszę ci coś powiedzieć - odrzekł spokojnie.

- A ja nie chcę cię słuchać - odpowiedziała drocząc się z nim, a ten lekko się uśmiechnął.

- Nie umiem żyć ze świadomością, że nie ma cię obok mnie. Nie umiem bez ciebie żyć, nie umiem być twoim przyjacielem - rzekł odgarniając jej rude włosy i patrząc w jej oczy.

- Wcześniej słyszałam co innego - uśmiechnęła się.

- Nie przypominam sobie, przykro mi jesteś skazana na mnie do końca życia - rzekł pchnąc Tauriel lekko na ścianę napierając swym ciałem.

- Przestań, no chyba, że robisz to tylko po to, żeby mieć księżniczkę u boku.

Legolas nic jej nie odpowiedział, jedynie naparł na nią bardziej zbliżając się do pocałunku. W ostatniej chwili wziął ją na ręce i uśmiechnął się szarmancko.

- Będziemy się ukrywać, nikt się o nas nie dowie, tylko obiecaj mi jedno.

- Tak?

- Że nigdy mnie nie opuścisz - odparł składając jej drobny pocałunek.

- No nie wiem... To nie za długo? - rzekła z drwiącym uśmiechem.

Legolas postawił ją przy łóżku i skierował się w stronę drzwi udając obrażonego i zamierzał już wyjść z komnaty.

- Zaczekaj - powiedziała elfka, dodając po chwili - obiecuję.

- Słucham? Bo chyba nie dosłyszałem.

- A ja nie zamierzam powtarzać.

- Mam dla ciebie niespodziankę - szepnął z uroczym wyrazem twarzy.

- Czyżby?

- Przestań się droczyć i chodź.

- Nigdzie się nie wybieram - odparła kładąc się ponownie do łóżka.

Legolas trochę zawiedziony, podszedł do elfki i położył się obok, obejmując ją. Ta ułożyła się wygodnie kładąc głowę na jego ramieniu.

- Myślisz, że to dobry pomysł? - spytał niepewny Legolas.

- O czym mówisz? - odrzekła z przymrużonymi powiekami.

- Nieważne, śpij - powiedział, po czym ucałował ją w czoło, a ona lekko się uśmiechnęła.

(Oczami Legolasa)

Zastanawiałem się wtedy, czy dobrze zrobiłem i czy nie ryzykuję w sprawie mojego ojca, a co jakby on się dowiedział? Zarówno mógł wpaść nagle do pokoju Tauriel i nas zobaczyć, co jeżeli ten związek nie ma przyszłości? Zadawałem sobie miliony pytań, nie wiedziałem czy słuchać serca, czy rozumu... wszystko jest tak skomplikowane.

******

Jak Tauriel zasnęła wstałem z łóżka i wyszedłem dyskretnie z komnaty kierując się do moich drzwi. Otworzyłem je, dobrze się rozglądając, po czym wkroczyłem do środka.

- Witaj, Legolasie - rzekł kobiecy głos.

- Wystraszyłaś mnie, Arweno. Co ty tu robisz? - spytałem czując jak mocno bije mi serce, a wszystkie kończyny drżą nie mogąc przez chwilę wykonać ani kroku.

- Muszę cię ostrzec - rzekła poważnym, lecz wciąż delikatnym głosem.

- Ostrzec? - spytałem.

- Le abollen na mano li ha manera (twój ojciec zamierza znaleźć ci żonę) on chcę, żebym to ja nią była.

- A co na to Elrond?! - rzekłem podenerwowany.

- Spokojnie, o to się nie martw. To tylko ostrzeżenie, a Thranduil tylko szuka kandydatek - podeszła do mnie bliżej i spojrzała swoimi fiołkowymi oczami na moje usta - Legolas dello hi neme gama le do mahenna (Legolasie nie przejmuj się, porozmawiamy jutro) dobranoc - uśmiechnęła się i odgarniając swe włosy za ramiona wyszła z mej komnaty.

Byłem wściekły na ojca, Arwena jest moją przyjaciółką jak mógłbym się z nią ożenić?! Mam tego dość, zaraz potem byłem już w drodze do sali tronowej, gdy stanąłem przed ogromnymi, kamiennymi wrotami z srebrzystymi jak księżyc zdobieniami, zacisnąłem zęby i pchnąłem drzwi, widząc za nimi tron, na którym siedział nie kto inny jak mój wstrętny ojciec.

- Czemu szukasz dla mnie żony, przecież nie jestem już z Tauriel?! - wyrzuciłem ze złością.

- Mój drogi synu, nikt nie wie co ci przyjdzie zaraz do głowy więc wolę być przygotowany - odparł swym dostojnym głosem.

- Przygotowany? Wiesz, nie rozumiem jak moja matka mogła z tobą wytrzymać! - powiedziałem, choć zaraz potem żałowałem tych słów.

- Odszczekaj to, albo wsadzę twoją przyjaciółeczkę od siedmiu boleści do lochu, a ty możesz się już szykować do ślubu - rzekł stanowczym tonem, po czym wstał z tronu i podszedł do mnie - twoja matka...

- Nie wysilaj się - powiedziałem zaciskając zęby i wyszedłem nabuzowany z sali.

No nawet Arwene to wciąga ten nieszczęsny Thranduil... :3
Jak wam się podoba ten rozdział? Mnie jakoś nie przekonuje, znów brak mi weny i najczęściej piszę po nocach :(
Czy jest osoba, która chciałaby iść do szkoły? Bo ja na pewno nie :D

legolas_myluv

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top