Rozdział 12

Po chwili, wszystkie pająki leżały już martwe, nie było wykluczone, że przyjdzie ich więcej. Zaś dwaj władcy,  a zarazem przyjaciele również doszli do bram Mrocznej Puszczy.

Następnego ranka Legolas, po kilku dniach wędrówki dotarł do Bystrej Rzeki. Zsiadł bez wahania z konia i był tak skupiony poszukiwaniem ziela, że nie zwrócił uwagi na to, że może coś albo ktoś się do niego zbliża.

- Jest, oto one. Królewskie ziele, cel mojej wyprawy - odetchnął z ulgą.

Nagle elf usłyszał kroki zmierzające wprost do niego, wszedł więc na drzewo. Nic jednak nie ujrzał, po chwili postanowił zejść na dół. Niespodziewanie Legolas został napadnięty od tyłu przez orków. Nie obeszło się jednak bez walki. Elf nie czekając ani chwili dłużej sięgnął po łuk. Wykonywał strzał za strzałem, był otoczony z każdej strony. Zaczęli go trzymać za ręce, nie pozwalając na użycie broni. Było ich za dużo, szanse elfa spadały z każda sekunda. Nagle jeden ze stworów krzyknął do przywódcy, nie było to zrozumiałe dla elfa. Wtem zza drzew wyłoniły się dwie postaci na koniu i czymś podobnym do konia, lecz z ogromnymi i rozłożystymi rogami. Orkowie zostali szybko odciągnięci od Legolasa, po czym zaczęli padać na ziemię jeden za drugim. Ich armia liczyła zaledwie pięćdziesięciu osobników, elfy bez problemu sobie z nimi poradziły.

- Ojcze, co ty tu robisz? - zapytał zdziwiony Legolas.

- Nie pytaj tylko wsiadaj na konia, potem pogadamy - odrzekł rozglądając się dokoła. Nie ujrzał jednak ukrytego za drzewem orka celującego z łuku wprost w księcia. Strzała została wypuszczona, w tym momencie rozległ się krzyk elfa, został trafiony w bark. Przerażony Thranduil siedział jak wryty, po chwili otrząsnął się i zsiadł z swego łosia. Zapadła cisza, Elrond także pomagał przyjacielowi, dosiąść konia. Nagle pośród ciszy rozległo się wycie, nie należało ono do wilków, lecz do wargów.

- Szybko! Zaraz rozpocznie się pościg - powiedział podenerwowany Thranduil,po czym dodał - do Leśnego Królestwa!

Miał też racje, te wyrośnięte stwory, od razu pospieszyły za ich tropem, rozpoczęła się pogoń. Elfy pospieszały swe konia, wargowie byli co raz bliżej, zdawałoby się, że nie mieli już szans im uciec. Wtedy im oczom ukazało się Leśne Królestwo. Biegli jak najszybciej do wrót, a kiedy już je minęli król rozkazał zamknąć i zabezpieczyć wszystkie wejścia. Po tym, zaniósł swego syna do uzdrowicieli.

- Co się stało panie? - zapytał jeden.

- Dostał zatrutą strzała od orków - powiedział skruszonym głosem.

Potrzebne będzie królewskie ziele.

Wtedy Thranduil wyjął jego garstkę, pozostawiając jeszcze część dla Tauriel. Legolas leżał już na łóżku, był przytomny lecz stanowczo zbladł, a jego oczy rozchodziły mu się w przeciwne strony, elf zaczął mówić coś pod nosem, nikt go jednak nie zrozumiał. 

- Hi Awelonone ha me naoe he mana. Dostał strzałą Awelone - powiedział do króla, jednak po chwili dodał - są to bardzo rzadkie strzały, szczególnie na tym terenie. Da się to łatwo wyleczyć.

Thranduil, mimo to cały drżał, czuł jak nogi odmawiają mu posłuszeństwa, skinął jedynie głową i wyszedł z trudnością bez słowa, odwrócił się jednak w stronę syna, który patrzył właśnie na niego pobłażliwie. Król nie mogąc znieść, zacisnął mocno powieki, nie pozwalając łzom wypłynąć. Zamknął za sobą drzwi i oparł się o ścianę. Nie mógłby się pogodzić ze śmiercią swojego jedynego potomka...

- Strzały Awelone, słyszałem o nich - rzekł Elrond podchodząc do przyjaciela - jest ich tylko siedem w całym Śródziemiu, zawierają rzadko spotykany jad, nie jest on jednak groźny - pocieszał Thranduila.

- Trzeba dostarczyć ziele do Rivendell, zwołam paru strażników, a ty zdecyduj kiedy wracasz do pałacu - zaproponował.

- Będziesz tu czekał?

- Nie... mam wiele spraw do załatwienia.

- Nie musisz przede mną udawać, wiem kiedy cierpisz, kiedy kłamiesz, znam cię za dobrze Thranduilu.

- Nie wiem o czym mówisz - odrzekł, a zaraz potem odszedł.

(Oczami Tauriel)

Mijały kolejne dni, a były one chyba najgorsze w całym moim życiu. Ból, który przychodził tak nagle, sprawiał, że traciłam wszelką chęć do życia. Jeżeli Legolas nie wróci, umrę nie tylko z powodu choroby, ale i z tęsknoty za nim. Miłość jest okrutna...

Z rana w komnacie Tauriel pojawił się Elrond, dopiero przybył z Leśnego Królestwa z zielem. Miał to być jednak Legolas... zaczęłam się martwic.

- Elrondzie, co się stało z Legolasem? - zapytałam. Widziałam jego wahanie, obawiałam się najgorszego.

- Jest ranny, dostał strzałą, nie jest to jednak nic groźnego - zapewniał z uśmiechem.

Nic już nie powiedziałam, czekało mnie ogromne cierpienie, ponieważ wiem jakie leczenie tym zielem jest bolesne. Po jakimś czasie pojawili się uzdrowiciele, nie było mi łatwo, zacisnęłam zęby i zaczęło się...

Wieczorem jak się obudziłam, ponownie odwiedził mnie Elrond, czułam się już o wiele lepiej, ból trochę ustał.

- Kiedy będę mogła wrócić?

- Jak w pełni wyzdrowiejesz.

 - Długo to potrwa? - spytałam znowu.

- Mniej więcej, około miesiąc.

- Miesiąc?! Ja nie chcę tyle czekać, czuję się już dobrze. Jestem gotowa - władca Rivendell nie wziął jednak moich słów na poważnie. Znów się uśmiechnął i powiedział coś o cierpliwości, nie chciałam go słuchać. Nie mogłam dłużej czekać zaplanowałam więc ucieczkę, tej nocy.

**** Wena w środku nocy xD No, ale jest w końcu trochę akcji tak jak obiecałam. Dziękuję za 600 wyświetleń, jednak widzę, że spadła aktywność, więc gwiazdkujcie i komentujcie ;D Czekam na opinie :)

legolas_myluv



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top