Niebezpieczeństwo

Thranduil i Lord Elrond zbliżali się do Mglistych Gór, od Legolasa dzieliło ich przynajmniej kilka lub nawet kilkanaście mil. Wędrowali przeważnie w milczeniu, lecz władca Rivendell, przerwał ją w końcu mówiąc.

- Thranduilu, wiedz, że jeżeli w Mrocznej Puszczy wciąż będą orkowie... możemy nie zdążyć na ratunek twojemu synowi.

- Mam tego świadomość Elrondzie. Jednak cóż możemy zrobić? - odrzekł niby nieporuszony słowami przyjaciela.

W środku czuł jednak jak ściska mu serce. Myśl, że mógłby stracić swego jedynego syna bardzo go przygnębiła. Nie okazywał tego, lecz Elrond znał go zbyt dobrze, zmienił więc temat.

- Kiedy w moim pałacu pojawiły się krasnoludy i hobbit, a także czarodziej, dowiedziałem się czegoś... co mogłoby dotknąć całe Śródziemie.

- Czyżby?

- Radagast Bury, był w starej, opuszczonej fortecy. Mówił, że jest tam ktoś, kto potrafi przywoływać zmarłych. Zwą go czarnoksiężnikiem.

- Ten człowiek, nie jest o zdrowych zmysłach - odrzekł z kamienną twarzą .

- Też tak myślałem, dopóki nie ujrzałem miecza zakopanego w górach dawno temu, tam gdzie światło nigdy nie dotrze. Pochowany wraz z właścicielem.

- Gdzie go ujrzałeś?

- Mithrandir, on dostał go od Radagasta na dowód powracającego zła. Pokazał go nam w pałacu na naradzie.

- Brednie.

- Żadne brednie przyjacielu, zbliża się wojna. Wojna, której nie było w Śródziemiu od setek, a raczej tysięcy lat.

Wtem władca Leśnego Królestwa spojrzał się na Elronda, nie wiedział co myśleć, wszystko było takie realne, a zarazem niemożliwe.

(Oczami Legolasa)

Ten dzień rozpoczął się miłą niespodzianką. Po długim czasie wyprawy między niestabilnymi skałami, wreszcie ujrzałem kres Mglistych Gór. Z oddali widoczna była już Wielka Rzeka Dzikich Krajów. Na horyzoncie ukazywały się drzewa pochodzące z Mrocznej Puszczy. Zatrzymałem konia i zamknąłem oczy, po czym westchnąłem głęboko z uśmiechem na twarzy. Nie mogłem jednak tracić czasu, ruszyłem, więc dalej. Teren z każdym krokiem stawał się równy i mniej skalisty. Jak na razie wszystko szło po mojej myśli. Byłem jednak trochę senny, postanowiłem, więc zatrzymać się w pobliżu i tak też zrobiłem. Kiedy się przebudziłem była noc, bardzo się tym zmartwiłem. Czas uciekał, a Tauriel co raz bardziej cierpiała. Nagle usłyszałem znajomy mi dźwięk, usłyszałem go jeszcze parę razy po czym byłem już pewny.

- Wargowie - szepnąłem.

Nie wiedziałem jednak skąd dochądzą odgłosy, niedaleko mogli czaić się orkowie. Ta myśl mnie przeraziła, zawahałem się, lecz nie miałem wyboru. Musiałem iść dalej.
Następnego wieczoru wreszcie stanąłem przed Leśną Bramą, za nią prowadzi ścieżka elfów, wiodąca wzdłuż Mrocznej Puszczy. Z jednej strony byłem szczęśliwy, ponieważ byłem blisko Leśnego Królestwa, w którym już dawno nie byłem, z drugiej natomiast obawiałem się niebezpieczeństwa jakie czychało na mnie pośród drzew. Próbowałem myśleć optymistycznie, pewnym krokiem wszedłem do lasu. Wokół panowała kompletna cisza, było strasznie duszno. To nie był jednak największy problem, choć chciałbym żeby tak było.

(Oczami Tauriel)

Gdy otworzyłam oczy, nikogo obok nie było, wciąż wyczekiwałam tu Legolasa. Nagle otworzyły się drzwi, była to Galadriela. Byłam zawiedziona, lecz próbowałam tego nie okazywać, musiałam jednak wiedzieć gdzie on jest.

- Jak się czujesz? - spytała łagodnie.

- Już lepiej... eee... mam pytanie.

- Tak?

- Gdzie jest Legolas?

- Wyruszył kilka dni temu do Mrocznej Puszczy.

Nic z tego nie rozumiałam, pytałam więc dalej.

- Po co on tam pojechał?

- Musi zdobyć królewskie ziele, dla ciebie. Teraz czujesz się dobrze, lecz leki niedługo przestaną działać.

W tym momencie mnie zatkało, byłam poruszona tym co Legolas zrobił dla mnie narażając własne życie. Przecież ta podróż jest bardzo niebezpieczna, w Mrocznej Puszczy mogą pałętać się orkowie, sam nie da sobie rady, myślałam.

- Czy on tam wyruszył samotnie?

- Tak jakby - powiedziała krzywiąc lekko twarz - następnego dnia, za jego śladem wyruszyli obaj władcy: Rivendell i Leśnego Królestwa oraz kilku strażników. Nie martw się, musisz odpoczywać - powiedziała zmierzając do drzwi.

Bałam się o Legolasa, chciałam żeby tu był, przy mnie, bezpieczny.

(Trzecia osoba)

Elf był już w połowie Mrocznej Puszczy, cel był co raz bliżej. Siedział na koniu obolały i sztywny. Przez całą wyprawę, nic się jeszcze nie stało, aż do teraz. Legolas ujrzał nagle w swej kieszeni niebieskie światło, wiedział, że to kamień. Nieświadomy niebezpieczeństwa szedł dalszą drogą, gdy nagle zobaczył gniazdo pająków. Tam było ich około dwudziestu, elf sięgnął błyskawicznie po łuk i strzałę, po czym od razu naciągnął ją na cięciwę. Wystrzelił....celnie, potem drugi, trzeci, czwarty. Po chwili zaczął się jednak męczyć, wiedział że tych stworów jest za dużo. Czuł się co raz bardziej bezradny, wyciągnął szybko dwa sztylety. Pająki otoczyły go z dwóch stron, oba zabił jednym ruchem, miał jednak wrażenie, że bestii jest co raz więcej i więcej.

**** Ten rozdział był trudny, mimo to sądzę, że nie jest zbytnio ciekawy. Sama czekam na to aż wreszcie dotrze do tej rzeki, bo napotka tam na swojej drodze niemiłą niespodziankę. Czekajcie, bo warto! Nie zniechęcajcie się tymi chwilowymi nudnymi rozdziałami ;)

legolas_myluv

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top