Nagła wyprawa

Następnego dnia nad Rivendell, z samego rana świeciło słońce. Wokół słychać było śpiew ptaków i szum wody spadającej na skały w postaci wodospadu.
Legolas szedł właśnie na śniadanie, gdy dotarł na miejsce, podszedł do stołu, przy którym siedział Thranduil, Lord Elrond, Lady Galadriela oraz parę innych, mniej ważnych elfów. Rozmawiali o czymś, lecz gdy go ujrzeli, zamilkli.

- Mogę się dosiąść? - spytał czując ich spojrzenia skierowane wprost na niego.

- Oczywiście, siadaj Legolasie - odrzekł serdecznie Elrond i wskazał mu miejsce.

Przez reszte posiłku, każdy siedział w milczeniu. Jednak słowa były tu zbędne. Widoki jakie były stamtąd widoczne zapierały wdech w piersiach.
Potem, okazało się, że Galadriela wraca tego dnia do Lothorien.
W czasie zachodu słońca każdy żegnał się wymieniając się nawzajem miłymi słowami. Gdy już wszyscy myśleli, że wyruszyła w drogę powrotną, ona tymczasem poszła do Tauriel.
Po dotarciu na miejsce otworzyła drzwi i podeszła do elfki. Była strasznie blada, krople potu spływały jej po czole, oddychała z co raz większą trudnością. Zaniepokojona jej stanem, zawołała uzdrowicieli, w tym czasie sama próbowała ustalić co się z nią dzieje.
Tauriel czekała długa i ciężka noc. Jej stan co raz bardziej się pogarszał. Po jakimś czasie doszli w końcu, co jest przyczyną złego samopoczucia elfki.

- Przez jej rany na plecach, wdało się zakażenie - rzekła uzdrowicielka.

- Wczoraj czuła się już dobrze, czemu dopiero teraz pojawiły się objawy? - odrzekł inny.

- Potrzebne będzie królewskie ziele - powiedziała Galadriela.

- Tutaj tego nie znajdziemy, no chyba że w Mrocznej Puszczy. Nie mamy tyle czasu, to jest kilka dni drogi. Wtem rozległ się krzyk elfki, jej rany na nowo zaczęły być odczuwalne.

- Nie mamy innego wyboru, mogę podawać jej jedynie zioła spowalniające i przeciwbólowe - mówiła zaniepokojona uzdrowicielka.

- Powinno starczyć nam czasu.

W tym momencie w głowie Galadrieli zaświtał pewien pomysł jak najszybciej zdobyć zielę. Znała osobę, której zależało na Tauriel, świetnie orientowała się w terenie, zwłaszcza w Mrocznej Puszczy oraz umiała co nie co obsługiwać się bronią i nie rozstawała się ze swym łukiem prawie wcale. Chyba nie tylko ja wiem o kogo tu chodzi.
Niespodziewanie Lady Galadriela wybiegła bez słowa z komnaty uzdrowicieli. Po chwili była już przed drzwiami pokoju, zapukała, lecz nie oczekiwała odpowiedzi. Bez wachania zajrzała, więc do środka. Pomieszczenie było jednak puste, skierowała się na balkon. Zobaczyła z oddali stojącą na nim postać.

- Legolasie! - krzyczała.

- Lady Galadrielo, czemu nie wyruszyłaś do Lothorien?

- To teraz nieistotne, Tauriel... - nie mogła złapać tchu - ona...

- Co z nią? - zapytał przerażony.

- Jej stan się pogorszył, przez rany na plecach wdało się zakażenie.

- I co teraz?! - pytał zaniepokojony elf.

- Musisz wyruszyć do Mrocznej Puszczy, a tam odnaleźć królewskie ziele.

- Ono jest bardzo rzadkie - zawahał się - pojadę tam, nawet teraz.

- Nie, Legolasie. To byłoby zbyt niebezpieczne, o tej porze mogą być tam orkowie i pająki. Nie dałbyś sobie sam rady. Wyruszysz z samego rana, dam ci mego konia.

- Dobrze, mogę teraz do niej pójść?

- Myślę, że w tej chwili jest to niemożliwe. Idź spać, musisz wypocząć.

Był to taki piękny dzień, no cóż pozory mylą. Legolas stał jeszcze przez jakiś czas na balkonie i rozmyślał o za i przeciw wyprawy jaka go czekała. Nie wiedział w jak bardzo złym stanie jest Tauriel.
Patrzył przed siebie, wprost na srebrzystą tarcze księżyca. Co chwilę przymykał powieki i wsłuchiwał się w jednostajny szum wody, próbował opanować myśli jakie go ogarniały.
Gdy wrócił do komnaty, nie mógł zasnąć przed oczami nadal miał chwilę w lochach i słyszał krzyki elfki. Próbował o tym zapomnieć, lecz każdy mądry elf wie, że jeżeli nie chcesz czegoś pamiętać utkwi ci to w pamięci jeszcze bardziej i tak też było w tym przypadku.
W końcu jego błękitne oczy uległy zmęczeniu, elf usnął na najbliższe kilka godzin. Rano obudziły go jasne promienie słońca, pogoda znów zapowiadała się świętna, akurat na dalszą wyprawę. Legolas wstał z łóżka i wyszedł z pokoju, aby poszukać swego ojca.

- Legolasie, miło cię widzieć - rzekł z uśmiechem Thranduil.

- Witaj, ojcze. Muszę ci coś powiedzieć - mówił poważnym głosem, jednak Thranduilowi nie schodził uśmiech z twarzy.

- Czyżby?

- Wyruszam do Mrocznej Puszczy.

- Nie wytrzymasz jeszcze paru dni? Wrócimy wtedy razem.

- Nie o to chodzi. Tauriel... jej stan się pogorszył. Wyruszam tam, aby znaleźć królewskie ziele.

- To niebezpieczne - odparł swym chłodnym głosem.

- Wiem, ale muszę to zrobić, dla niej.

Król miał coś jeszcze do powiedzenia co zapewne nie byłoby miłe dla Legolasa, uznał jednak, że powie mu to później. Thranduil zaczął więc zmierzać już w inną stronę.

- Ojcze, powiedz mi... - zaczął niepewnie - o czym rozmawialiście wczoraj przy śniadaniu?

- Nie interesuj się - rzekł po czym ponownie odwrócił głowę i ruszył przed siebie stanowczym krokiem.

**** Cześć! Przepraszam, że dodałam z jednodniowym opóźnieniem choć pewnie wam to nie robi żadnej różnicy. Więc ten rozdział jest chyba najdłuższy i trochę się męczyłam, żeby go napisać i mam nadzieję, że nie pójdzie to na marne. Jestem zmuszona wam jednak podziękować, ponieważ ilość wyświetleń co raz bardziej mnie zadawala. Proszę was jednak, o więcej komentarzy, bo chcę wiedzieć czy w ogóle podoba się wam moje opowiadanie ;)

legolas_myluv

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top