Mój stary przyjaciel...
Jeszcze jedna WAŻNA INFORMACJA! Mam wielką prośbę, ponieważ nie wiem kiedy zacząć dodawać rozdziały do nowej książki. Teraz, czy jak skończę tę powieść? Proszę o odpowiedzi w komentarzach albo na priv. Liczę na waszą aktywność :)
Miłego czytania!
Ork gigant, bo tak został nazwany przez elfkę, szybko odepchnął atak. Walczyli jak równy z równym, mimo że Tauriel była znacznie mniejszych rozmiarów i była dziewczyną. W pewnym momencie, ork walnął elfkę z całej siły, tarczą tak, że upadła na skały uderzając głową o podłoże. Widział to Eneril, który od razu rzucił się jak wściekły na bladego, stwora z rozbudowaną, orczą twarzą, a raczej łbem. Tauriel miała ciemno przed oczami, ostatkiem sił podniosła głowę i patrzyła bezsilnie na walkę swojego starego przyjaciela z obślizgłym orkiem, który okazał się zbyt silny nawet na ich dwoje. W pewnej chwili wróg puścił z rąk broń i złapał elfa, który mimo iż się wyrywał nie miał z nim szans. Eneril ostatni raz spojrzał na Tauriel, chcąc się z nią w ten sposób pożegnać. Z oczu elfki płynęły, po brudnych policzkach od popiołu, łzy czyste i szczere. Ork w tym czasie sięgnął po grube ostrze i wbił je bezlitośnie w tors elfa. Tauriel zaczęła krzyczeć, Eneril padł na ziemię jak niepotrzebne nikomu truchło. Wszyscy orkowie ci mniejsi i więksi udali się z powrotem na bitwę. Elfka natomiast, przewróciła się na brzuch i zaczęła pełzać pośród nieżywych ciał w stronę umierającego przyjaciela.
- Enerilrze, proszę nie odchodź! J-jeszcze zobaczysz twego ojca, jeszcze pochodzimy razem po drzewach jak za dawnych czasów, ale nie zasypiaj... Nie rób tego, błagam... - mówiła zrospaczona i wycięczona Tauriel - proszę...
Po tym, jej głowa bezradnie opadła na ramię elfa, widząc jak ten spojrzał na nią błagalnie nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. Uśmiechnął się, co było ostatnią rzeczą jaką zrobił przed śmiercią, bo zaraz potem jego jakże młode i dobre serce przestało bić. Powieki zamarły, usta powoli przekształcały się z uśmiechu, który już nigdy nie pojawi się na roześmianej i pełnej życia twarzy. Błękitne oczy, co raz bardziej bladły, tak samo jak jego dłonie, za które chwyciła elfka. Łzy Tauriel wciąż płynęły z jej szkistych oczu, padając potem na przebitą mieczem zbroję. Pochylona nad nieruchomym ciałem Enerila, spędziła tak najbliższe parę chwil. Wtedy podeszła do niej postać, mimo że uniosła głowę, wciąż nie rozpoznawała twarzy, gdyż słońce świeciło jej prosto w oczy, które po chwili delikatnie przymknęła.
- Eneril?! - rzekł załamany głos, niedowierzając w to co widzi.
Elfka nic jednak nie odpowiedziała, szlochała żałośnie, chcąc aby jej cierpienie przywróciło życie elfa. W końcu Tauriel rzuciła się w ramiona stojącej nad nią sylwetki pewnego elfa, który był wręcz zdziwiony nagłą i czułą reakcją rudowłosej dziewczyny z uszami w szpic. Jej zielone oczy znów, a raczej jeszcze bardziej, napełniły się łzami. Legolas odwzjamnił uścisk i oboje zaczęli kołysać się jak na płynącym po morzu statku. Brakowało jeszcze głośnych krzyków mew i przede wszystkiem szumu rozszalałych fal obijających się o siebie. Ta chwila dla elfa była wręcz niezapomniana, jak wszystkie, miłe spędzone w towarzystkie Tauriel. Z oddali, władca Mrocznej Puszczy ujrzał obejmującą się parę, którą jak potem się okazało byli Legolas i Tauriel. Ten widok sprawił, że król miał ochotę skierować swego łosia w stronę "kochasiów" i przerwać ich tę jakże romantyczną scenę. Nie mógł do siebie dopuścić myśli, iż jego genialny plan się nie powiódł.
(Oczami Tauriel)
Nie miałam pojęcia co we mnie wstąpiło. Czemu rzuciłam się w ramiona tego co tak bezdusznie mnie zranił?! Jednak nie miałam ochoty wydzierać się z jego jakże czułych objęć, wręcz przeciwnie. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Po pewnej chwili, Legolas położył delikatnie dłonie na moje ramiona i odsuneliśmy się od siebie by spojrzeć sobie szczerze w oczy. On uśmiechnął się do mnie jakby chciał w ten sposób powiedzieć "Hallo, wszystko będzie dobrze, tylko nie płacz", stał jednak w milczeniu, po czym otarł mi łzy.
- Jesteś gotowa? - rzekł w końcu.
- Na co? - spytałam przerywanym głosem.
- Na dalszą walkę, wojna się jeszcze nie skończyła - odparł z coraz to większym uśmiechem, chcąc mnie pocieszyć. Jednak sam uśmiech nie wypełni mi tej pustki i cierpienia po stracie bliskiego mi przyjaciela.
Miałam ochotę mu to powiedzieć, jednak odpuściłam sobie i spoglądając jeszcze raz w jego cudne... to znaczy no... w oczy, ruszyliśmy na bitwę.
Przypominam o bardzo ważnej dla mnie prośbie, wspomnianej na górze. Piszcie w kom i priv. Zachęcam także do dawania gwiazdek :*
legolas_myluv
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top