List

Ten rozdział dedykuję @WIKTORIA12304 bo to dzięki niej udało mi się napisać ten rozdział, po jej radzie :**

Tej nocy wszystko się zmieniło. Po tym jak Legolas wyszedł z sali tronowej, wtargnął wściekły do swojej komnaty i usiadł na łóżku rozmyślając nad wszystkim i próbując opanować rozbuzowane emocje.
"To nie ma sensu, ale jak ja to powiem Tauriel, tylko niepotrzebnie narobiłem jej nadzieję" - myślał elf.
Po tym próbował zasnąć, lecz bezskutecznie, więc postanowił pójść na spacer. Wyszedł niepostrzeżenie z królestwa i rozpłynął się pośród drzew i ciemności jaka go otaczała. Szedł, więc przed siebie aż dotarł na niezwykłe dla niego i Tauriel miejsce. Tam właśnie pierwszy raz się ujrzeli, poznali i zaprzyjaźnili. Były to cztery drzewa ułożone w kwadrat, a zawsze za dnia, między nimi padało światło słońca na kształt serca.
Legolas przysiadł na trawie i czekając na znak od losu ułożył się wygodnie widząc przed sobą korony drzew kołysające się na lekkim wietrze, a nad nimi srebrzystą tarczę księżyca, którego blask padał na bladą twarz elfa. Leżał tam niebywale długo, gdy nagle.

- Już postanowiłem... tego właśnie chcę - powiedział do siebie szeptem elf.

Następnego dnia Tauriel obudziła się z myślą, że Legolas będzie obok niej, lecz się myliła. Wstała z łóżka i po całkowitym wyszykowaniu wyszła z komnaty, aby od razu skierować się na śniadanie i tak też zrobiła. Byli już wszyscy, elfka dosiadła się obok Legolasa i nałożyła sobie na talerz sporą porcję kaszy z rośliny ulmindaru, po czym oblała ją obficie sosem. Przez całą ucztę elf siedzący obok niej, nie odezwał się ani słowem, więc Tauriel wzięła jak zawsze sprawę w swoje ręce.

- Legi, możemy porozmawiać? - spytała lekko szturchając go w ramię.

- Nie teraz Tauriel - odparł, po czym odwrócił się z powrotem.

Elfka zawiedziona zachowaniem ukochanego chwyciła talerz i wróciła smętnym krokiem do pokoju. Legolas patrzył na nią, jak ją krzywdzi, choć wcale tego nie chciał , jednak było to na razie jedyne rozwiązanie.
Późnym po południem ktoś zapukał do drzwi, elfka z nadzieją, że to Legolas szybko je otworzyła.

- Arwena? - rzekła zdziwiona - proszę, wejdź.

- Witaj Tauriel, miło cię znów widzieć.

- Nie mów tak! - wyrzuciła agresywnie Tauriel, gdyż te słowa przypominały jej Enerila z dnia bitwy, a potem jeszcze ze snu - przepraszam...

- Nic nie szkodzi - odrzekła lekko zdezorientowana Arwena.

- Co cię do mnie sprowadza? - spytała, a ciemnowłosa elfka weszła zaproszona gestem dłoni do komnaty Tauriel.

- Przybyłam już wczoraj w nocy, zaniepokoiłam się listem jaki przysłał do mnie Thranduil - rzekła siadając na łóżku.

- Thranduil? Co w nim było napisane? - pytała podenerwowana rudowłosa elfka.

- Przeczytaj - odparła, po czym wyciągnęła w stronę Tauriel dłoń, na której leżał tajemniczy list.

Witaj Arweno, córko Elronda, zwracam się do Ciebie z pewną prośbą. Wygląda ona tak, chciałbym Cię serdecznie po prosić o poślubienie, księcia Leśnego Królestwa - Legolasa Greenleaf. Szukam wybranki dla mego dostojnego syna, lecz dopiero po pewnym czasie - Tauriel spojrzała się z przerażeniem w oczach na elfkę siedzącą obok niej, a ta wskazała na list by czytać dalej - Jest coś jeszcze, Legolas ani Tauriel nie mogą się o tym dowiedzieć, więc bądź tak łaskawa dla władcy Mrocznej Puszczy i nie mów im o moim zacnym planie.
Z poważaniem
Lord Thranduil

- Jak on mógł? - spytała zszokowana Tauriel tym co przed chwilą przeczytała.

- Bądź spokojna, córko Elendiny i Alandira. Mój ojciec się na to nie zgadza i ja także - skinęła delikatnie głową. Wiesz, iż w moim życiu również jest człowiek bliski memu sercu i to z nim zamierzam złożyć śluby.

- Dziękuję Arweno, lecz Thranduil będzie szukał dalej - odparła zawiedziona.

- Nie, jeżeli nie będziecie razem.

- Ale ja go kocham - powiedziała, a do oczu napłynęły jej łzy, lecz po zaciśnięciu powiek, nie zdołały z nich wypłynąć.

- Przykro mi... Jednak chciałam przekazać ci tę wiadomość. Legolas również ją widział.

Po tych słowach, Arwena wyszła w komnaty ciągnąc za sobą swą długą, białą szatę.

(Oczami Tauriel)

Brak mi było słów na okrucieństwo Thranduila jakim się kierował. Co on jeszcze wymyśli, żeby nas rozdzielić? Czemu on to robi? Czasem się zastanawiam, czy ma to może związek z przeszłością i moimi rodzicami. Nie, przecież to byłoby głupie, po co miałby mnie wtedy przygarniać? Myślałam, gdy nagle poczułam ból, niebyle jaki, czułam jakby ktoś wbił mi topór w brzuch. Zsunęłam się na ziemie i jęknęłam cicho, lecz na tyle głośno by mnie ktoś usłyszał. Po chwili do mojego pokoju wtargnęła przerażona Ariel.

- Tauriel! Co ci jest?! - spytała klęcząc przy mnie, a ja nie mogłam z siebie nic wydusić oprócz przeraźliwych jęków.

Wtedy, moja blondwłosa przyjaciółka wybiegła z pokoju i dalej nie pamiętam...
Obudziłam się w komnacie uzdrowicieli, obok siedziała Ariel, która akurat ziewała, lecz gdy zobaczyła mnie z otwartymi oczami, zaczął się lamęt.

- Tauriel, nic ci nie jest?! Wszystko dobrze? Jak się czujesz? Może ci coś przynieść? - pytała nieustannie z energią jakiej nigdy wcześniej u niej widziałam.

- A dasz mi odpowiedzieć, choć na jedno z tych pytań?

- Tak, przepraszam...

- Jest tu Legolas?

- Dopiero co się obudziłaś, nawet nie zapytasz co się stało, mało tego jeszcze dość niedawno prawie utonęłaś w swoich łzach, dobrze wiemy przez kogo, a ty jakby nigdy nic pytasz się, czy jest Legolas. Wiesz, czasami to mnie po prostu załamujesz dziewczyno, zobaczysz jeszcze nie raz będziesz...

- Jest, czy nie?! - przerwałam jej gwałtownie.

- Spokojnie... no jest, jest, ale proszę nie popełniaj znów tych samych błędów, bo nigdy niewiadomo, czy będziesz miała przy sobie taką świetną przyjaciółkę jaką jestem ja - rzekła zadowolona i pewna siebie Ariel.

- Już? Skończyłaś swe nauki? - spytałam znużona, a ona wstała oburzona, po czym machnęła swymi złotymi włosami i wyszła.

Zaraz po zamknięciu drzwi, te znów się otworzyły.

- Kto tym razem? - rzekłam złośliwie.

- Ktoś kto bardzo żałuje, jak cię potraktował.

- I powinien - odwróciłam głowę w przeciwną stronę.

- Tak cię przepraszam, nie wiem co mi przyszło do głowy, żeby cię ignorować, ale miałem nadzieję, że mój ojciec się wtedy od nas odczepi. Przecież wiesz, że nie chcę cię za nic stracić - powiedział przejmującym tonem Legolas, po czym chwycił mnie za dłoń.

- I co, że ja mam tak po prostu ci wybaczyć? Który to już raz, w ostatnim czasie ciągle mnie za wszystko przepraszasz, ja nie mogę... to za dużo nawet jak dla mnie - odparłam ze skruchą.

- Pamiętasz dzień, w którym się poznaliśmy? Jak pierwszy raz się zobaczyliśmy?

- Słucham?!

- Pamiętasz? Ja siedziałem wtedy w lesie, a ty podeszłaś do mnie mówiąc "Jesteś chłopcem, czy dziewczynką?" - zaśmiałam się, ocierając łzy - a ja tak się wściekłem, że wepchnąłem cię do rzeki i okazało się, że nie umiesz pływać...

- Więc za mną wskoczyłeś - dokończyłam, spoglądając w jego oczy, przypominające w kolorze morskie falę.

- Początek niesamowitej przyjaźni - uśmiechnął się lekko.

- Przyjaźni... Oj, tak... - westchnęłam.

Mam nadzieję, że się wam spodabał ten rozdział i z chęcią zapraszam was do dalszego czytania tego oto opowiadania. Zapomniałabym... dziękuję wam z całego serduszka za 2K wyświetleń, no po prostu WOW. Nadal to do mnie nie dociera, bo jestem pewna, że na to wcale nie zasługuję. Chcę żebyście wiedzieli, że to jest tylko i wyłącznie wasza zasługa za co bardzo was kocham. No brak mi słów no! Więc powiem jedno: Dziękuję, wasza

legolas_myluv

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top