Bitwa i wolność

Elf zastanawiał się jednak chwilę, trudno mu było to pojąć, że już niedługo uda im się wyjść z lochów. Po chwili usłyszał jednak drugi róg, który należał do elfów z Rivendell. Legolas teraz był pewny, na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech. Miał nadal nadzieję, że ujrzy jeszcze Tauriel, spojrzy w jej oczy i ponownie poczuje smak pocałunku.
Problemy jednak szybko zniknęły tak szybko jak się pojawiły. Elf zaczął przejmować się wojną, do której dojdzie niedługo. Jego rozmyślenia zagłuszył trzeci odgłos rogu, który tym razem należał do elfów z Lothorien.
Niedługo potem było już słychać armie orków zmierzającą przed królestwo.

(Oczami Legolasa)

W tym momencie, moje serce zamarło. Musiałem jednak zachować zimną krew, w końcu Elior i Thior spali niczego nieświadomi.

- Obudźcie się - wołałem - wstawajcie!

Pierwszy obudził się Elior.

- Książe, wszystko dobrze? - wstał zaniepokojony.

- Tak Eliorze, dobrze i to bardzo - uśmiechnąłem się po czym spojrzałem na zdziwioną twarz strażnika.

- Chyba czegoś tu nie rozumiem...

- Są tu! Są elfy, z Leśnego Królestwa, Rivendell i Lothorien!

- Nie wierzę! - zaśmiał się uradowany nowiną - Thior wstawaj no!

- Co się dzieje? Co to za krzyki? - rzekł wreszcie zaspanym jeszcze głosem.

- Jesteśmy uratowani!

(Trzecia osoba)

Strażnicy rozmawiali wtedy ze sobą podekscytowani, Legolas śmiał się na widok ich niedojrzałego zachowania. Po chwili opanowali jednak swoje emocje, w końcu zbliżała się bitwa.
W lochach nastała cisza, jeden z elfów o imieniu Legolas, rzecz jasna, podszedł właśnie do krat. Popatrzył w obie strony, gdy nagle ujrzał światło.

- To chyba tutaj - rzekł ktoś.

- Tak, tak to tutaj - odpowiedział inny głos.

Wtedy oczom elfa ukazał się jego ojciec oraz Lady Galadriela, był z nimi także sam władca Rivendell - Elrond.

- Ojcze, to ja Legolas! - zawołał radośnie.

- Synu, nic ci nie jest?

- Nie, są tu też Elior i Thior.

Thranduil natomiast zignorował ostatnie zdanie i rzekł.

- A gdzie Tauriel?

- Kilka lochów stąd - zmienił swój wyraz twarzy - nie wiem jednak czy żyje - odpowiedział przygnębionym głosem.

W tej chwili kraty od lochu zostały otwarte, Legolas szybko podbiegł do krat, za którymi leżała nieprzytomna, a może i martwa elfka. Kraty ponownie się otworzyły.

- Tauriel - krzyknął do swej ukochanej, po czym jako pierwszy siedział już obok niej - odezwij się, kochanie.

Czuł jednak, że popełnił błąd, mówiąc to przy swym ojcu. On natomiast skrzywił twarz, lecz nic nie powiedział.

- Legolasie, odsuń się - rzekła Lady Galadriela.

- Co z nią? - rzekł poważnym głosem Elrond.

- Żyje, ale jest w ciężkim stanie, trzeba szybko zabrać ją do uzdrowicieli.

- Legolasie, to będzie twoja rola, musisz zawieść ją do Rivendell, powiedz, że ja was przesyłam - powiedział Elrond.

- Dobrze.

- Twój koń, czeka na zewnątrz, pośpiesz się, nie wiadomo ile jej czasu zostało... - rzekł Thranduil, który jednak na swój sposób kochał Tauriel, w końcu zna ją odkąd była jeszcze dzieckiem i traktował jak własną córkę.

Legolas po tych słowach, wziął delikatnie elfkę na ręce i zaczął skradać się do wyjścia.

- A wy dacie radę walczyć? - zapytał król Leśnego Królestwa  zwracając się do Eliora i Thiora.

- Oczywiście, panie - odrzekli, po czym skłonili się przed swym władcą.

- W takim razie, na wojnę! - zawołał Thranduil i wszyscy ruszyli w stronę wyjścia.

(Oczami Thranduila)

Gdy wyszliśmy z królestwa orków, zatkało mnie. Już tylko nie liczna armia orków pozostała na polu bitwy.

- Wiedzieli, że nie przyszliśmy tu walczyć, większość więc uciekła - powiedziała Galadriela.

To nie było jednak w stylu orków, które aż palą się do walki. Musiały mieć jakiś powód, pomyślałem.

(Trzecia osoba)

W tym samym czasie, Legolas siedział na biegnącym koniu wraz z Tauriel. Ona otworzyła lekko powieki i ujrzała nad sobą ukochanego. Po chwili jednak znowu usnęła, była bardzo słaba. Elfy podążały wtedy przez las, koń zaczął się już męczyć. Z każdą chwilą biegł co raz wolniej. Gdy jednak minęli las, Legolas ujrzał wielki pałac - Rivendell. Po chwili znajdowali się już pod główną bramą, która niedługo potem otworzyła się.

legolas_myluv

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top