2. Zakątek lasu

- Legolas! - krzyknęła donośnie elfka.

- Tauriel... - szepnął pod nosem, a na jego bladej twarzy pojawił się cień uśmiechu.

Po chwili, oboje zaczęli zmierzać w swoją stronę. Legolasowi trudno było ukryć swóją radość i z zaciśniętymi zębami podszedł do ognistowłosej dziewczyny o uszach w szpic.

- Co ty tu robisz? - spytał.

- Nudziło mi się w królestwie, więc zdecydowałam, że cię poszukam i coś porobimy.

- A dlaczego wybrałaś akurat mnie? - ponownie skierował pytanie w stronę Tauriel, lecz szybko po jego wypowiedzeniu tego żałował.

Ona spojrzała na niego głupio i odpowiedziała.

- Wiesz... Tylko ciebie znam, więc i tak mój wybór był oczywisty.

Po krótkiej i niezręcznej chwili ciszy, zdecydowali się zmienić temat rozmowy, w końcu nie było to głównym celem ich spotkania.

- Chodź - powiedziała.

- Gdzie?

- Do lasu - oświadczyła z niemałym podekscytowaniem.

Legolas niechętnie z powodu zakazu ojca, zaczął podążać śladami Tauriel.

- Opowiedz mi coś o sobie - rzekła elfka.

- Ja?

- Nie, ja. No oczywiście, że ty, a widzisz tu kogoś jeszcze?

Elf ponownie poczuł małe zażenowanie, a na jego policzkach pojawił się czerwonawy odcień.

- Jestem księciem Mrocznej Puszczy, moją jedyną rodziną jest ojciec Thranduil i wuj Feanor, który jest niedużo ode mnie starszy, więc traktuje go jak brata...

- A co się stało z twoją mamą? - przerwała.

- Zginęła w bitwie. To było dawno, byłem wtedy jeszcze mały. A co stało się z twoimi rodzicami?

- Zginęli jak mniemam w tej samej bitwie. Zanim trafiłam do wuja, mieszkałam z nimi w królestwie w Szarych Górach. Jednak zostało ono doszczętnie zniszczone - elfka spuściła głowę w dół, a w jej oczach zebrały się łzy spowodowane silną tęsknotą za rodziną i domem.

Elf delikatnie podniósł dłonią jej głowę, a ta spojrzała na niego błagalnie.

- Wiem co czujesz - rzekł.

- Nie, nie wiesz. Ty straciłeś tylko matkę, a ja obojga rodziców i mój dom. Byłam z nimi tak krótko, a jednak pamiętam każde wspomnienie z nimi spędzone - mówiła coraz to bardziej drżącym głosem.

- Masz rację. Ale koniec smutków, zróbmy coś szalonego!

- A twój ojciec nie będzie zły?

- Będzie, ale nie dam się smucić takiej wesołej dziewczynie jak ty - powiedział z uśmiechem, a na twarzy elfki zawidniał ledwo widoczny uśmiech, który wywołał lekką satysfakcję u Legolasa.

- Idziemy! - krzyknął i szarpnął ją za rękę, po czym oboje pobiegli w nieznaną elfce stronę.

- Gdzie ty mnie prowadzisz? - spytała po chwili, zdezorientowana dziewczyna.

Legolas nic jej jednak nie odpowiedział. Dane miejsce, które miał zamiar jej pokazać było niespodzianką.

(Oczami Tauriel)

Po niedługiej chwili, mijaliśmy ostatnie drzewa, wyjątkowo tęgie. Potem, jakby niewidzialna ściana, równo odgrodziła las od wielkiej łąki, do której właśnie dotarliśmy.
To było piękne miejsce... Piękne to mało powiedziane. Było cudowne! Nie mogłam nawet mrugnąć choć jedną powieką, by nie oderwać wzroku od widoku, który mnie otaczał. Nieliczne drzewa, które tam były, a raczej ich korony, były pokryte blado różowym kwieciem. Pośród traw znajdywały się liczne i wielobarwne kwiaty, które wydawały z siebie tak intensywny i aromatyczny zapach, że każdy najmniejszy wdech, stawał się istną przyjemnością. Nieopodal nas, znajdował się mały strumyk, niebywale przejrzysty, więc pewnie jego bieg rozpoczynał się w górach.
Słońce świeciło pełnym blaskiem, próbując rozświetlić każdy zakamarek lasu i przedzierając się między gałęziami drzew.
To smutne, że dopiero dziś odkryłam to miejsce, niczym z moich snów i najskrytszych marzeń.

- Gdzie my jesteśmy? - oznajmiłam ze zdumieniem, po długiej chwili napawania się naturą.

- To mój ulubiony zakątek lasu, poznałem je jako dziecko. Miałem nadzieję, że ci się spodoba - rzekł z uśmiechem spoglądając na mnie kątem swych wesołych, błękitnych oczu.

- Spodoba? Tu jest cudownie!

Cieszyłam się jak dziecko, którym zresztą byłam. Z mojej twarzy, choć na chwilę nie mógł zniknąć uśmiech.
Miałam ochotę zostać w tym miejscu na wieki.
Położyłam się więc na trawie, wśród zielonych traw. Przymknęłam powieki i wzięłam głęboki wdech, co sprawiło jeszcze większy uśmiech na mojej twarzy. To uczucie było cudowne. Czułam się tak szczęśliwa, czegoś takiego już dawno nie czułam.

- Co ty robisz? - spytał towarzysz, o którym zdążyłam już zapomnieć.

- Odpoczywam. Powinieneś spróbować, przydałoby ci się.

- Ależ ty zabawna! - parsknął.

Lecz ja nie zważałam na jego słowa i dalej relaksowałam się w pełnym słońcu, na łonie natury.

Po chwili, Legolas położył się obok mnie, do czego nie był przedtem zbytnio przekonany.

"Czyżby włoski się potargają?" - pomyślałam złośliwie.

Ehh... Nie znoszę takich. Myśleliby tylko o własnej osobie, lecz byłam w błędzie, jeżeli chodzi o Legolasa. On taki nie był.

- Umiesz strzelać z łuku? - spytał przerywając, bezcenną dla mnie ciszę.

- Tak sobie. Czasem się zdarzyło - oświadczyłam.

- Może chcesz żeby cię nauczyć?

Zabrzmiało mi to na takiego jaki się wydawał, lecz postanowiłam spróbować. Wstałam więc z wielkim ciężarem i podeszłam do blondaska, który nie wiem kiedy znajdował się nade mną, po czym chwyciłam za jego łuk. Wzięłam strzałę, wycelowałam w jedno z drzew, po czym wyparowała z cięciwy. Oczywiście poszybowała niedokładnie w docelowe miejsce, ale trzeba przyznać, źle też nie było.
Spojrzałam na niego znacząco, a ten cofnął się ode mnie. Chyba zrozumiał. W końcu... Ja nie potrzebuje asyst w postaci trzymania moich rąk.

- Łuk jakoś uniosę, nie bój się.

- Dobra, dobra - szepnął pod nosem.

Po chwili ponownie uniosłam łuk i naciągnęłam strzałę celując w to samo miejsce. Przymknęłam jedną powiekę, co okazało się błędem, gdyż strzała poszybowała jeszcze dalej od danego celu, niż było to planowane. Nie zamierzałam się jednak poddawać, więc zaraz potem, ponownie wykonałam wcześniejsze czynności. Tym razem łuk trzymałam z większą siłą, nie mrużąc oczu i skupiając się na jednym jedynym punkcie. Kiedy strzała wystrzeliła, natychmiastowo zamknęłam powieki, aby dopiero po chwili ujrzeć, gdzie tym razem wylądowała. Kiedy lekko uchyliłam pierwszą powiekę, byłam w niemałym szoku. Trafiłam w dokładnie to miejsce na drzewie! Naprawdę trafiłam! Szybko odwróciłam się, aby zobaczyć minę przemądrzałego księciunia, po którym od razu było widać ten sztuczny uśmieszek i "zadowolenie". Był w niemałym zdziwieniu, a może i nawet podziwie, zresztą podobnie jak ja...
Spodobało mi się to, tym bardziej skoro zaczęło mi się to całkiem udawać.

*Przepraszam za błędy, ale pisałam na telefonie :))*
No cóż... Jakby to ująć... Przepraszam? Rozdział był dobre kilka miesięcy temu, ale nawet nie myślałam o tym, żeby pisać kolejny. Niestety ten rozdział nie jest zbyt długi, ale może kolejny mi się uda napisać choć odrobinę dłuższy, a także ciekawszy, bo na razie nic się jeszcze nie dzieje. Odezwijcie się coś w komentarzach, bo dawno mnie tutaj nie było. Jest tu ktoś jeszcze? ;D

legolas_myluv

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top