Rozdział 9
niesprawdzony
Kira
Budzi mnie łomotanie w skroniach i jeszcze nie unosząc powiek wiem, że to początek migreny. Miewam ją rzadko, ale niestety zdarzają się dni, że mnie dopada i czuję się wtedy tragicznie.
Otwieram oczy i od razu je mrużę, kiedy razi mnie słońce wpadające przez balkon. Unoszę się ostrożnie na materacu, bo każdy ruch jedynie potęguje ból i wywołuje nudności. Często się zdarza, że ostatecznie ląduję w łazience rzygając jak kot, bo ból staję się nie do zniesienia, a ja nie jestem w stanie utrzymać nic w żołądku, nawet cholernej wody.
Masuję delikatnie skronie i dostrzegam, że Fabiano nadal smacznie śpi. Pewnie tak go wymęczyły te jego dziwki, że teraz regeneruje siły. Choć zerkając na zegarek dostrzegam, że jest dopiero szósta rano. Może ma w zwyczaju później podnosić dupę z łóżka? Chociaż dziś poniedziałek i pewnie powinien jechać do firmy. W sumie to nawet nie wiem, jak wygląda jego zwykły dzień i czy w ogóle udziela się w rodzinnej korporacji. A może wziął sobie dzisiaj wolne, żeby drugi dzień z rzędu świętować nasz ślub ze swoimi ździrami? Wiesz jak nie wiesz, co takiemu bucowi wpadnie do głowy albo raczej na kutasa, że dostanie takiego ciśnienia, że będzie musiał spuszczać z krzyża w otoczeniu swoich dziwek kolejną dobę.
Przymykam oczy pod wpływem nasilonego pulsowania w głowie. Pierdolę tego dziwkarza, to na pewno on i nerwy jakich mi dokłada stoją za tym, że dziś dopadła mnie migrena. Bo jak bez efektów ubocznych kobieta ma przetrawić to co ją spotyka ze strony jej obłudnego małżonka. Wstaję powoli z łóżka, ale chwilę później muszę się przytrzymać kolumienki w jego nogach, bo przez jeszcze mocniejszy atak bólu pojawiają mi się mroczki przed oczami, a w głowie wiruje. Stoję tak chwilę próbując dość do siebie, po czym ledwie uchylając powieki człapie do łazienki. Nie zapalam światła ze względu na towarzyszący mi w tej chwili światłowstręt i szukam tabletek w szafce w półmroku jaki zapewniają mi otwarte drzwi, przez które wpada światło dzienne.
Nalewam sobie szklankę wody i połykam pigułkę. Po czym ruszam z powrotem do łóżka, ale w połowie drogi jestem zmuszona zawrócić, bo przez zawroty głowy oraz ruch mdłości się nasilają, a ja dopada toalety w ostatniej chwili. Opadając na kolana opróżniam zawartość żołądka, a chwilę później targają mną suche torsje.
-Kira? - dobiega mnie niepewny i zaspany głos Fabiano.
Jeszcze jego mi tu kurwa brakuje. Wczoraj potrafił się zmyć z samego rana więc dziś niech zrobi to samo.
-Odejdź- bąkam niewyraźnie.
Jednak albo tego nie słyszy, albo ma to w dupie, bo w kolejnym momencie w łazience rozbłyska światło.
-Zgaś to kurwa- warczę słabo zamykając bolące oczy.
-Kira co się dzieje? - dopytuje wydawać by się mogło z troską.
Jasne, bo uwierzę.
-Zgaś- syczę ponownie oddając się suchym torsją.
Ja pierdziele czuje się jak gówno i nie potrzeba mi jeszcze jego uwagi. I tak ma mnie za niewystarczającą a po takim przedstawieniu to już zupełnie zacznie na mnie patrzeć jak na straszydło. Na szczęście robi to co powiedziałam, a w pomieszczeniu znowu zapada względny półmrok. Lecz zamiast zostawić mnie w spokoju podchodzi do mnie i przytrzymuje mi włosy. Mam ochotę na niego warknąć, żeby się odpierzył i nie dotykał mnie łapami którymi obmacywał wczoraj swoje lafiryndy, ale nie mam na to sił. Jedyne co robię to pochylam się po raz kolejny poddając kolejnej salwie odruchów wymiotnych.
W końcu wymęczona odsuwam się od toalety i próbuję wstać, a Rossi mi w tym pomaga, patrząc na mnie z niemal szczerym zmartwieniem. W dupę niech mnie teraz pocałuje. Gdy już stoję na nogach, odpycham się od niego słabo i podchodzę do umywalki. Płuczę usta, cały czas czując na sobie jego czujny wzrok. Jednak olewam go i następnie niepewnym krokiem ruszam w stronę sypialni, przytrzymując się ściany przez nasilające się zawroty.
Zanim uda mi się zrobić więcej niż dwa kroki Rossi wyrasta przy mnie i bierze mnie na ręce nie bacząc na moje niemrawe protesty.
Rycerskości mu się nagle zachciało!
-Co ci jest? Jesteś strasznie blada- przemawia do mnie łagodnie lekko przestraszony.
Pewnie, teraz nagle boi się o moje samopoczucie.
Trochę za późno.
-Migrena- odpowiadam szeptem trzymając zamknięte oczy, gdy układa mnie ostrożnie na materacu.
-Przynieść ci jakieś leki? - pyta nadgorliwie.
-Nie, właśnie wzięłam, ale i tak je zwróciłam- mówię niewyraźnie zasłaniając ręką oczy.
-W takim razie wzywam lekarz- oświadcza stanowczo, a ja mam w nosie jego zamierzenia.
W tej chwili w ogóle mało co mnie obchodzi, bo ból jest jedynym na czym mogę się skupić.
Leżąc w bezruchu z zamkniętymi oczami słyszę, jak Rossi kręci się po pokoju, ale zupełnie to olewam. Niech mi da spokój i nie zawraca mi dupy swoim pseudo przejęciem. Nie wiem, ile czasu upływa, gdy czuję uginający się materac oraz Fabiano chwytającego mnie za dłoń.
Uchylam niepewnie powieki i pierwsze co zauważam to panujący w sypialni półmrok. Okazuje się, że mój małżonek był na tyle łaskaw, żeby domyślić się, że światło mi przeszkadza więc pozamykał wszystkie żaluzje zewnętrzne. Zerkam na niego pytająco, a on pokazuje mi czarny szlafrok. Unoszę brew, bo nie kumam o co mu chodzi. Nie mam zamiaru ruszać się z łóżka więc ten kawałek materiału nie jest mi potrzebny.
-Daj pomogę ci się ubrać. Zaraz będzie tu lekarz- oznajmia po czym wsuwa mi ręka w jeden z rękawów.
-Po co mam to zakładać- marudzę cicho poddając się bezwładnie temu jak nasuwa na mnie okrycie.
-Bo za chwilę pojawi się lekarz a ty jesteś praktycznie goła- odpowiada bezdyskusyjnie.
-No i co z tego przecież to lekarz- bąkam zirytowana opadając na materac i przykładając dłonie do skroni, podczas gdy mąż szczelnie okrywa mnie połami szlafroka i dokładnie go zawiązuje.
Jasne, bo moim największym zmartwienie w tej chwili jest kusa koszula nocna, a nie ból próbujący rozpieprzyć mi czaszkę. Przecież lekarz, którego wezwał widział pewnie w swoim życiu więcej golizny niż on sam.
-Zaraz coś ci poda i poczujesz się lepiej- dodaje jeszcze Rossi gładząc mój policzek.
Popierdoliło go do końca czy ma jednak rozdwojenie jaźni? A może to ja mam omamy przez tą moją migrenę?
-Może to jednak nie migrena tylko początki ciąży. Przecież wtedy też się wymiotuje. - rzuca po dłuższej chwili ciszy. - Może już nam się udało- dodaje z dumą.
No i mamy prawdziwy powód jego wielkiej troski o mnie. Jednak jakże nie potrzebnej, bo z dziecka nici.
-Jasne a objawy przychodzą z dnia na dzień- warczę odtrącając słabo jego rękę i układając się w innej pozycji.
-Skąd wiesz jak nigdy nie byłaś w takiej sytuacji- ripostuje. Kurwa gdybym była w stanie to bym przewróciła oczami.
-To nie jest coś co trzeba przeżyć, żeby wiedzieć- burczę słabo.
Na szczęście Rossi odpuszcza mi swoje dalsze mądrości, a jakiś czas później rozlega się pukanie do drzwi. Wówczas podnosi się z łóżka i wpuszcza do sypialni lekarza. Odwracam się na plecy i spoglądam niewyraźnie na starszego mężczyznę, który siada obok mnie.
-Witam. Jestem doktor Vitini. Co pani do dolega pani Rossi? - odzywa się profesjonalnym tonem.
Zbierając ostatnie pokłady sił wyjaśniam mu moje dolegliwości związane z migreną, a Rossi przez cały czas nie odstępuje mnie na krok stojąc obok lekarza. Po chwili zostaje mi podana jakaś kroplówka i otrzymuję zapewnienie, że po tym powinnam się poczuć lepiej. Jednak i tak powinnam dziś odpoczywać. W czasie, gdy spływa mi kroplówka Rossi wypytuje lekarza o szczegóły, a ja niemal odpływam, gdy lek zaczyna powoli działać.
W którymś momencie lekarz znika, a ja korzystając z zmniejszającego się bólu układam się wygodniej, żeby spróbować zasnąć. Po chwili materac znowu się ugina, a Rossi wciąga mnie delikatnie w swoje umięśnione ramiona. Mam ochotę go odepchnąć, ale jestem na to zbyt słaba.
-Lepiej? - mruczy całując mnie w głowę.
Nie wiem co za leki podał mi ten konował, ale jak widać dają niezły haj.
-Mhmm- odpowiadam poddając się zmęczeniu i błogości wynikającej z odpuszczającego bólu.
Na efekty uboczne będące iluzją troskliwego męża również nie narzekam. W końcu komu zaszkodziła odrobina snów na jawie?
............
Budzę się i pierwsze co rejestruje mój umysł to znośny ból głowy, a następnie ciepło nagiej klatki piersiowej Rossiego na której smacznie się wyleguję podczas gdy jego dłoń masuje moje plecy. Czy ja kurwa nadal jestem naćpana tymi lekami czy może trafiłam do jakiegoś równoległego świata. Unoszę się i niepewnie siadam, a jego dłoń zsuwa się na górną granicę moich pośladków.
-Jak się czujesz? - pyta cicho z troską.
-Lepiej- bąkam mało przyjemnie.
-Powinnaś jeszcze poleżeć- nakazuje.
-Taki też mam zamiar, ale najpierw wezmę prysznic, żeby się trochę ocucić. - odzywam się beznamiętnie.
-W takim razie ci pomogę- oferuje szczodrze.
Jeszcze kurwa czego.
-Mowy nie ma. Podziękuję- warczę, a on zamiera, bo już zaczął się podrywać z materaca.
-Co ci chodzi Kira? - pyta surowo.
-Ja to kurwa o co? Sądziłam, że jak na przywódcę mafijnej zgrai powinieneś być bardziej inteligentny i domyślny- syczę rozdrażniona, nie kryjąc wściekłości, bo ból w głowie zleżał na tyle żeby dopuścić do głosu ten kumulujący się w okolicy serca.
-Nie graj ze mną w żadne gierki tylko od razu powiedz o co ci chodzi. Zatroszczyłem się o ciebie, a ty teraz fochy strzelasz. Nie ze mną takie akcje ślicznotko. A jak już ci na tyle lepiej, że możesz na mnie warczeć to nic tu po mnie- unosi się oburzony i zły.
-W ogóle nic tu po tobie. -syczę z pogardą, za którą staram się ukryć drążący mnie ból- Najlepiej żebyś już nie wracał, tym bardziej jak masz zamiar pojawić się tu znowu cuchnąc swoimi dziwkami! - wrzeszczę i automatycznie przykładam palce do skroni, bo moja głowa protestuje w odpowiedzi na moje krzyki.
-Chyba się za bardzo zagalopowałaś moja droga- ostrzega surowo stojąc już na nogach w spodniach od dresu. A ja podrywam na niego wrogie spojrzenie- To nasza sypialnia. Moja i twoja. A to co robię poza domem to nie twoja sprawa- cedzi przez zęby.
-Pierdole ciebie i to wszystko. Jeszcze dziś się stąd wyniosę. Jestem pewna, że twoja siostra i Bella z przyjemnością pomogą mi przenieść moje rzeczy do innego pokoju jak się z nimi podzielę tym jak niezmiernie oddany jest mi mój mąż! A może nawet pomogą mi wymyślić jak na dobre się od ciebie uwolnić! - wydzieram się klękając na łóżku.
-Tylko spróbuj, a w sekundę przywlekę twój tyłek z powrotem tu, gdzie jego miejsce. - syczy pochylając się w moją stronę- I nie waż się lecieć na skargę do mojej siostry ani do jej przyjaciółeczki, bo policzę się z tobą na osobności jak tylko te dwie wiedźmy zaczną mi latać nad głową. Mam ważniejsze rzeczy do roboty niż oganianie się od kobiecych chimer. Włączając w to ciebie. - warczy groźnie, a jego spojrzenie robi się mroczne od ogarniającego go gniewu- Coś ci się nie podoba ślicznotko? Trudno lepiej naucz się z tym żyć- cedzi arogancko przez zaciśnięte zęby- Nie zamierzam ze względu na ciebie zmieniać swojego życia, więc się z tym pogódź. - dodaje niskim niebezpiecznym głosem, a ja prycham wściekle.
-Jeszcze zobaczymy- ripostuje krzyżując ramiona na piersi i patrzę mu bojowo w oczy.
-Ja nie żartuję Kira- oznajmia srogo ujmując mnie mocno za łokieć- Nie wolno ci rozmawiać z Delią i Bellą na nasz temat. To co się dzieje w naszym małżeństwie zostaje między nami, a im nic do tego. Mówię poważnie, a ty wierz mi, że nie chcesz sprawdzać jak cholernie poważny jestem w tej sprawie. - syczy kilka centymetrów od mojej twarzy.
-Pieprz się- wypluwam rozjuszona.
-Wierz mi. Będę- odpowiada bezczelnie, po czym mnie puszcza i przechodzi do garderoby.
Cholerny drań! Nie tylko chce mnie trzymać zamkniętą w domu, ale jeszcze zamknąć mi usta. Choć nie wątpię w jego groźbę. Tylko nie jestem pewna jaką to niby karę miałabym ponieść za nieposłuszeństwo wobec rozkazów jaśnie pana dupka. Chociaż chyba nie mam ochoty się o tym przekonywać. W sumie może to i dobry pomysł, żeby nie wciągać dziewczyn w szczegóły mojego nieszczęścia, bo w ich stanie nie powinny się denerwować. A rewelacji z ostatniej nocy zapewne spokojnie by nie przyjęły.
Chcąc się jak najbardziej oddali od tego palanta zwanego moim mężem podnoszę się ostrożnie z łóżka, a kiedy ból głowy się nie nasila pod wpływem tego ruchu, to ruszam do łazienki zrzucając po drodze z siebie szlafrok i koszulkę. Nawet nie odwracając głowy wyczuwam na sobie gorące spojrzenie Fabiano. Niech sobie patrzy i porównuje mnie do swoich dziwek. Już i tak wiem, że uważa je za lepsze ode mnie. W końcu aż tak doświadczona jak te jego lachociągi to na pewno nie jestem.
-Miałaś policzyć dni cyklu- dobiega mnie jego twardy ton zanim zniknę się w łazience.
-Karta leży na szafce. Mam nadzieję, że znasz się na wykresach- rzucam wrednie nawet na niego nie spoglądając po czym trzaskam drzwiami zostawiając go za sobą.
Momentalnie żałuję tego dziecinnego gestu, bo odgłos odbija się w moich obolałych skroniach. Jednak wchodzę pod chłodny prysznic który koi ostatnie przebłyski bólu.
Kiedy wychodzę z łazienki sypialnia jest już pusta. I całe szczęście, bo nie mam sił mierzyć się dalej z tym łajdackim bucem. Choć staram się tego do siebie nie dopuścić to serce i tak mi krwawi na jego obłudę oraz bezczelne zachowanie związane z rozpustnymi rozrywkami jakim oddaje się ze swoimi dziwkami podczas gdy ja czekam na niego w domu.
Chce się nadal opierać temu niewygodnemu uczuciu jakie się we mnie tli z niezrozumiałych powodów, ale te drobne przejawy jego troski o mnie mieszają mi w głowie i cholernie to utrudniają. Wiele bym dała, żeby jego troska była szczera i niepodszyta fałszem. Gdybym nie była pewna tego jak spędził wczorajszy dzień mogłabym z łatwością złapać się na to, że mu na mnie zależy. To byłby początek czegoś dobre, zapowiadający znośną, a nawet i może szczęśliwość przyszłość. Jednak wiem, że jeśli nie wyzbędę się tego mętliku jaki wzbudza we mnie jego sprzeczne zachowanie będę cierpieć i to szybciej niż się spodziewam.
Ciężko wzdychając układam się na materacu i próbuję zasnąć, aby odgonić ostatnie przebłyski migreny oraz targające mną zmartwienia. W jednym Fabio ma rację. Nie będę wtajemniczać dziewczyn w szczegóły moich małżeńskich problemów, bo nie powinny teraz przejmować się mną a swoimi dziećmi, które niedługo przyjdą na świat.
Z resztą najpierw i tak sama muszę dość do ładu ze swoim bałaganem emocjonalnym jaki czuję względem mojego męża.
........................
Miał być jedne długi rozdział, ale podzieliłam go, żeby wrzucić Wam coś w oczekiwaniu na resztę tekstu 😊 buziaki!!!!!!!!!!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top