Rozdział 22

Fabiano

A jednak cholerna Kuba! A dokładniej niewielka, jebana, prywatna wyspa położona w pobliżu linii brzegowej Kuby! I to wszystko po drugiej stronie oceanu!

Pieprzony skurwiel! Skacze sobie z kontynentu na kontynent, bo już Europa się chujowi znudziła! Ale to się skończy! Już niedługo! Dość za nim nagoniliśmy i wystarczająco za dużo nam krwi napsuł zjebaniec jeden. Teraz wreszcie go dorwiemy i zakończymy tą jego zabawę w kotka i myszkę.

Sięgając po moją żoną przegiął pałę, co odbije mu się z takim impetem, że zmiecie go z powierzchni ziemi, a wiatr rozwieje jego żałosne prochy na wszystkie strony świata. Już ja tego dopilnuje. Teraz już się nam nie wymknie.

Myśli, że jest taki sprytny, ale my bardzo szybko ruszyliśmy jego śladem. Ma nad nami tylko niewielką przewagę czasową. Moje przepuszczenia się potwierdziły, a że nasi ludzie już wcześniej dostali hasło, żeby nawiązać porozumienie na Kubie, wszystko poszło sprawnie. Od razu ze spotkania z Pietrowem pojechaliśmy na lotnisko i ruszyliśmy ratować Kirę.

A przechodząc do nowej nory Azamata, to jebana twierdza pośrodku niczego! Jednak, jeśli ten chuj myślał, że nie ustalimy dokładnej lokalizacji jego miejscówki to był w kurewskim błędzie. Wiedziałem o niej wszystko jeszcze zanim moja noga stanęła na kubańskiej ziemi. O tak. Mogę się założyć, że cierpiący na samo zachwyt, pierdolony Azamat, cholernie mnie nie docenił. Mnie i moich wspólników. Co więcej to jeszcze nic w porównaniu do tego co dla niego szykuje. Moje pojawienie się w Baracoa to zaledwie początek niespodzianek jakie dla niego mam.

Jeszcze się sukinsyn kurwa zdziwi.

Ja również nie jestem naiwny i domyślam się, że on już wie o moim przybyciu na wybrzeże Kuby. Jednak specjalnie się z tym nie kryłem. Niech chuj już czuje na karku mój oddech, bo presja zawsze zwiększa ryzyko błędu, a do tego też chce go sprowokować i to z cholerną satysfakcją. Od długiego czasu on grał nam na nosach, a teraz przyszedł czas odwrócić role. Zawsze dopierdalał nam do pieca dobierając się do tego co nas najbardziej ruszało i w pewniej sposób zmniejszało precyzje naszego działania.

Tym razem nie postąpił inaczej, jednak ja będę tym który odwrócić to błędne koło. Zabrał mi żonę? Chce mi tym wypierdolić łeb do góry nogami? Chce żebym zaczął wariować i odchodząc od zmysłów, zaczął się rzucać na lewo i prawo, żeby popełnić masę błędów, do których nie dopuściłbym na chłodno podchodząc do całej sytuacji?

To się kurwa skurwiel zdziwi!

Czy dostaje szału z furii i strachu o moją ukochaną? Czy przerażenie o bezpieczeństwo Kiry i pragnienie krwi tego psychola powoduje, że jestem bliski obłędu? Owszem, ale jest jedno duże ALE.

Miałem sporo czasu podczas lotu na Kubę, żeby to wszystko przemyśleć i cóż przede wszystkim trochę się uspokoić. Do tego zanim wylądowaliśmy zdążyłem przejść przez wszystkie fazy zajebistego szału połączonego z pełnym wkurwem. Bo w końcu podróż zajęła nam kilka godzin. Jednak ostatecznie to wszystko przekształciło się w lodowatą furię, która zaowocowała wykalkulowanym planem, który z każdą myślą stawał się coraz bardziej skrupulatny, a ja każdą impulsywną emocję z determinacją zmieniałem w przemyślane działanie.

Nie jestem, też ignorantem więc w przeciwieństwie do poprzednich sytuacji w jakich nas postawił, tym razem nie zamierzam rzuć się z motyką na słońce, bez większej strategii. Załatwimy to po mojemu i to raz na zawsze.

Nie powiem, za moim strategicznym podejściem stoi długość lotu, bo gdyby nie czas który jakby nie było zmusił mnie do ostudzenia moich zapalczywych i impulsywnych zapędów, zaślepionych odebraniem mi Kiry, rzuciłbym się na jego kryjówkę nie patrząc na nic, w tym również na powodzenie akcji. Skoczyłbym na łeb na szyję nie patrząc na to czy ujdę z tego wszystkiego z życiem, by tle tylko rzucić się na ratunek mojej ukochanej. Nie zaprzątałbym sobie głowy tym jakie są szansę na to, że ją uwolnię ani czy ona na tym nie ucierpi.

A tak co zrobiłem?

Wykonałem kilkanaście telefonów i ustaliłem szczegóły które będą dla Azamata niewygodnymi niespodziankami. Działanie w zaślepieniu i desperacji nie jest dobrym doradcą. A do tego zapewne chciał mnie ten chuj skłonić. W zamian za to będzie się musiał zmierzyć nie tylko ze mną i Emilio, ale też z naszymi sprzymierzeńcami i zapleczem jakie udało nam się ogarnąć.

Ja sam mam tu tylko jednego człowieka, który ma u mnie dług wdzięczności. Jednak jego wpływy są nikłe. Dlatego żeby skłonić Azamata do poczucia przewagi, otwarcie podjąłem wraz z bratem gościnę u Hugo. Nasza współpraca ma być czymś na czym on ma w pełni skupić swoją uwagę. A reszta będzie stanowić element zaskoczenia który go pogrąży i ujawni nasze rzeczywiste zaplecze sił.

Co mam namyśli? Między innymi obecność Roberto, a także Iwa których tyłki lada chwila również wylądują na tutejszej ziemi. Mój szwagier jeszcze przed moim wylotem zadzwonił z informacją, że doczekał się upragnionego, dumnego męskiego potomka, a następnie w jednym zdaniu przekazał, że Delią urodziła w rekordowym tempie, bo maluch pchał się na świat. Później dodał, że z nią i mały wszystko dobrze i że jego żona sama wypycha go, żeby mi pomógł, więc ruszył zaraz za nami.

I tu właśnie zaczynają się niespodzianki których Azamat nie przewidzi. Otóż, odkąd uprzedni boss tutejszego kartelu kopnął w kalendarz, a stery interesu przejął jego syn, Javier, momentalnie podjął dialog z Accardim i rozkręcił biznes z Camorrą, a co za tym idzie stał się naszym sprzymierzeńcem również przeciwko Azamatowi. W końcu, jeśli interes Camorry się nie kręci to on również jest stratny. I to właśnie Javier i jego ludzie są naszą tajną siłą.

Wcześniej nie był wtajemniczony w problemy z Kazachstańczykiem, ale teraz gdy zaszła taka konieczność, przyłączył się do naszego planu. To on ustalił wszystko czego potrzebujemy, a także potajemnie sprowadził tu oraz ugościć rodzeństwo Accardich, a także Dimitria którego również tu ściągnąłem. Tak więc mamy do dyspozycji całkiem sporo żołnierzy. Zarówno swoich jak i kubańskich chłopaków, którzy nie tylko znają teren lepiej niż my, ale i znają się na robocie całkiem dobrze jak my. To oni ustali wszystkie szczegóły związane z pobytem Azamata na pobliskiej wyspie, bo co jak co, ale ten idiota nie był aż tak głupi, żeby od razu mieć na pieńku z Javierem, skoro chciał się schronić na tego terenie. Za to dał nam świetny punkt zaczepienia. To, że podjęliśmy współprace z tutejszym bossem będzie dla niego ogromnym zaskoczeniem, bo za cholerę nie ma pojęcia o kontaktach biznesowych Camorry z Javierem, który trzyma rękę na całej Kubie i okolicy. W dodatku jest to człowiek, przed którym Azamat musiał trzymać respekt, ale myślę, że świadomość, że zawsze łączyły nas z kubańczykami chłodne stosunki była dla niego dużą motywacją.

Dlatego też ja i mój brat gościmy się otwarcie u Hugo, który nie ma tu tak wielkich wpływów jak Javier, a to całkiem skutecznie powinno dać Azamtowi złudną przewagę. I żeby utrzymać go w tym poczuciu wraz z Emilio zostajemy na miejscu, a Marco, który również przyleci z Accardimi również zatrzyma się w posiadłości Javiera.

Teraz zostaje mam tylko czekać, aż wszyscy się tam zbiorą, a to powinno nastąpić lada moment.

Na dworze zapada już zmierzch a ja kręcę się jak lew w klatce wydeptując dziury w drogim dywanie Hugo w jego salonie, który obecnie robi za moje prowizoryczne, strategiczne biuro. Natomiast Emilio oraz nasz gospodarz obserwują mnie podczas gdy tak się ciskam ze zniecierpliwienia oraz nieodłączonego strachu o Kirę.

Co prawda jej brat trochę mnie uspokoił informacją, że jego siostra ma podstawowe przeszkolenie z podstępowania w krytycznych sytuacjach, a samoobrona oraz posługiwanie się bronią nie są jej obce. Powiedzmy, że to w jakich sposób choć trochę mnie wyciszyło, ale nie pokładam w tym zbyt dużych nadziei, bo przecież Delia też nie była kruchą i bezbronną ofiarą, a dobrze pamiętam co mogło się wydarzyć gdybyśmy wtedy nie wparowali w ostatniej chwili do tamtej rudery. Z drugiej strony to czego dowiedziałem się od Dimitria tłumaczy to z jaką wprawą Kira załatwiła mnie przed swoją ucieczką.

W tym całym pierdolniku jestem pewien tylko trzech rzeczy. Mianowicie tego, że moja Kira ma twardy charakter, że ją kocham ponad życie i zrobię wszystko, żeby wróciła do mnie cała i zdrowa. Choć odnośnie jej powrotu do mnie jeszcze nie wiem jak to wszystko rozegram..., bo nie chce jej znowu na siła uwiązać przy sobie. Chce, żeby samego chciała ze mną być. Tylko jak to zrobić?

Tym pomartwię się jak już będzie bezpieczna.

Z moich przemyśleń wyrywa mnie charakterystyczny dźwięk połącznia telekonferencji, na którą tak czekałem. Z miejsca podchodzę do laptopa, przed którym już sterczy Emilio oraz Hugo.

Jak tylko odbieramy połącznie na ekranie ukazują się Dimitri, nasz brat, obaj Accardii oraz Javier. To jest ta chwila, podczas której dopracujemy przebieg naszej inwazji na tą cholerną wysepkę Azamata i go zgładzimy. Wszystko mamy zamiar przeprowadzić pod osłoną nocy, bez najmniejszego wahania. Wraz za nami przybyło sporo naszych żołnierzy oraz tych Camorry i Dimitria. Jednak największe wsparcie da nam Javier. Jak zliczyć wszystkich tych ludzi to wyjdzie więcej niż ten chuj jest w stanie pomieścić na tej swojej wyspie.

Jeszcze raz wspólnie omawiamy plan działania. Iwo wraz z Dimitrim oraz Marco zajmą się dorwaniem i obezwładnieniem Azamata, Roberto zajmie się nadzorowaniem pojmania jego ludzi, a ja osłaniany przez Emilio oraz Javiera (który miał przyjemność złożyć wizytę w interesującej nas rezydencji, jeszcze pod nieobecność jego właściciela) odnajdę moją żonę i ją stamtąd zabiorę. Dopiero później po wypierdoleniu wszystkiego w powietrze, na spokojnie zajmiemy się naszym wrogiem i odpłacimy mu się za jego wymysły oraz popierdolone plany.

-Dobra, wszystko mamy ustalone. Najpierw ruszy oddział nurków, podłożą ładunki i oczyszczą nam teren do samej posiadłości. Później ruszy kolejny oddział który będzie ich wsparciem do przebicia się przez mury, następnie udrzemy my i reszta naszych ludzi.- mówię podsumowując naszą dyskusję o szczegółach strategii.- Pierwsze wybuchy powinny skutecznie odwrócić ich uwagę przez co z łatwością powinniśmy przebić się od tyłu i wejść do tej zawszonej twierdzy bez problemu.- kontynuuje, skupiając twarde spojrzenie na Javierze- Jesteś pewien że ta gosposia nas nie wystawi?- pytam go bo w sumie właśnie w tej kobiecie pokładamy nasze szanse na bezproblemowe dostanie się do samej rezydencji.

-Tak. O nią możemy być spokojni. Potwierdziłem to co mówiła o swojej córce, więc jej motywy są wiarygodne. Do tego w zamian za współprace oczekuje tylko że uwolnimy jej jedynaczkę z tego burdelu, do którego wywiózł ją ten skurwiel. Podkłada w nas dużą wiarę więc na bank mamy ją po swojej stornie- odpowiada pewnie.

I to właśnie jest ogromny plus naszego przymierza z Javierem, który zna tą społeczność na wylot. Czemu w sumie nie ma się co dziwić, skoro chce się rządzić w sposób monopolowy. Nie ma to jak mieć po swojej stornie postronnych ludzi i wykorzystywać ich przychylność na swoją korzyść.

-Dobrze. Jeszcze raz pogadajcie ze swoimi żołnierzami, bo w tym wszystkim nie ma miejsca na partactwa ani pomyłki. Każdy ma wiedzieć co i jak. Wy ruszycie pierwsi na wybrzeże, a ja z Emilio na końcu, bo nie wierze, że ten skurwiel nie przyczepił nam ogona, skoro na pewno dobrze wie, że już tu jesteśmy. - mówię, lecz przerywa mi komórka Javiera.

Robię pauzę i wraz z moimi towarzyszami czujnie obserwuję twarz Javiera, która momentalnie przybiera wyraz wkurwu.

-Zmiana planów. - rzuca wściekle kończąc połączenie i dodaje do tego wiązankę przekleństw.

Przez ten nieoczekiwany zwrot akcji po plecach przebiega mi lodowaty dreszcz zwiastujący komplikacje.

-Mów- żądam bezwzględnie.

-Moi ludzie właśnie mi donieśli, że Azamat przybył do portu Baracoa z jakąś wystrojoną kobietą i wygląda na to, że zabiera ją do miejscowej restauracji. - oznajmia, a ja zaciskam pięści- Twierdzą, że to twoja żona, bo wszyscy widzieli jej zdjęcie...- ciągnie, ale już mniej pewnie i odwraca wzrok od ekranu- Tylko jedna rzecz się w tym wszystkim nie zgadza- dodaje

-Nie kręć kurwa tylko gadaj! - unoszę się wyprowadzony z i tak już wątpliwej równowagi, bo to cholernie dziwne, żeby ten skurwiel gdziekolwiek zabierał Kirę zamiast trzymać ją zamkniętą na cztery spusty.

-Dobra, ale pamiętaj, że nie zabija się posłańca- ostrzega- Problem w tym, że wyglądali na zwykłą zakochaną parę- wypala, a mi się mózg wypierdala na drugą stronę- On nie tylko ją obłapiał, ale i ona chętnie do niego lgnęła. W żadnym razie wyglądało na to, żeby była z nim pod przymusem- wyjaśnia co dokładnie miał na myśli, a mi się we łbie lasuje od napierdalającego huraganu pytań bez cholernych odpowiedzi.

-Co to kurwa ma znaczyć! - wydzieram się waląc na oślep zaciśniętą pięścią w stolik, na którym leży laptop.

-Fabiano, zachowaj spokój- Dimitri zwraca mi ostro uwagę, przywołując do pionu- Sam mówiłeś, że najważniejsze, żeby podejść do wszystkiego z opanowaniem i strategią. Bez emocji, które wszystko mogą spierdolić- pepla próbując przemówić mi do rozsądku, ale ja już i tak zdążyłem odpłynąć w wir myśli, które sieją pierdolony zamęt w mojej głowie, która swoją drogą za chwilę chyba wybuchnie zresztą tak samo jak moje serce.

O ile moje ciało ich nie wyprzedzi i samo nie doprowadzić do autodestrukcji, a ja padnę trupę dając sobie spokój z tą absurdalną rzeczywistością jaka właśnie na mnie spadła. KURWA!!!!!!!

-Fabio, do cholery jasnej! Dimitri ma racje. Przewidywaliśmy, że ten sukinsyn może coś dla nas szykować, więc nie bierz jeszcze niczego za pewnik. - do wymiany zdań włącza się stanowczo Iwo, również chcąc mnie otrzeźwić, ale z marnym skutkiem, bo daje się pochłonąć temu całemu bagnu, które już na dobre się rozhulało w mojej głowie.

Czy to w ogóle możliwe? Czy Kira byłaby zdolna do tego, żeby dać się omotać Azamatowi? Czy istnieje szansa, że nie opuściła tamtej wyspy pod przymusem? Czy naprawdę mogła dobrowolnie z nim opuścić miejsce, do którego uciekła przede mną? Czy byłaby zdolna do tego, żeby uznać tego sukinsyna za lepszego dla siebie partnera niż ja? Czy ona już na dobre wyrzuciła mnie ze swoich myśli? Czy rzeczywiście całkiem skreśliła nasze małżeństwo? Czy to możliwe, żeby wcale nie chciałaby ją ratować z jego łap? Czy może jej być z nim lepiej niż ze mną? Czy ona jest zdolna związać się z moim największym wrogiem?

Pytania szaleją, a ja zaciskam zęby oraz każdy jebany mięsień w swoim ciele próbując zapanować nad nadciągającym obłędem, który zaowocuje niewyobrażaną furią, napędzaną uczuciem zdrady i tym pieprzonym bólem, który choć nie opuszczał mnie, odkąd ode mnie uciekła to właśnie zaczął zbierać nowe plony. Zwątpienie i niepewność oraz gniew szaleją we mnie odbierając mi jasność myślenia.

-Fabiano do chuja! Słyszysz co się do ciebie mówi- warczy wkurwiamy Emilio waląc mnie pięścią w ramie, przez co zwraca moją uwagę, a ja przenoszę na niego szalejąc, furiacie spojrzenie.

-Nic nie wiemy. Może ona nie wie, że on to on. Może ją omotał albo kurwa naćpał jakimś gównem, albo ją szantażuje! A ty już zawczasu zaczynasz szaleć, tak jak on by tego chciał- mówi dalej z zawziętością, próbując wlać mi trochę oleju do głowy, ale jego słowa i tak za wiele nie zmieniając. – Dobrze wiemy, że stać go na różne wyskoki, więc nie zakładaj niczego z góry! Bo jak dla mnie to to wszystko wygląda inaczej niż może się wydawać i tylko ma namieszać!

-Moja siostra nigdy nie zbratałaby się z wrogiem. Nie ma takiej opcji. Może i żyła w złotej klatce, ale wychowała się w mafii. Zna zasady i nie jest głupia- odzywa się Dimitri, a ja mam ochotę zaśmiać mu się w twarz, bo on gówno wie o tym co siostrzyczka robiła za jego plecami.

-Emilio ma rację. W tym wszystkim musi być drugie dno- rzuca surowo Iwo, patrząc mi twardo w oczy- Dobrze wiesz, że ten chuj zrobi wszystko, żeby namieszać ci w głowie. A intrygi to jego drugie imię. - dodaje srogo- Tak czy tak musimy odbić Kirę, bo z nim nie jest bezpieczna, a jego samego złapać i skończyć tą zabawę w kotka i myszkę. Dlatego też ogarnij się i przestań tańczyć jak on ci zagra. Bo to, że chciał ci najebać ścierwa do łepetyny jest bardziej niż pewne. Będzie cieszył się jak dziecko, jeśli od tak wpadniesz tam w szale, bez przemyślenia czegokolwiek. A jeśli przy tym jeszcze ucierpiałaby Kira i to z twojej ręki, to już w ogóle nie mógłbyś zrobić mu lepszego prezentu- oznajmia bezdyskusyjnie, a argumenty przebijającego się w jego głosie, zaczynają klarować moje myśli.

-Dokładnie, musisz się opanować. Też nie wykluczam tego, że mógł naćpać Kirę, albo wymyślił coś innego. - do dyskusji włącza się Marco, a ja zaczynam sądzić, że mogą mieć cholerną rację, podczas gdy ja jak ten kretyn złapałbym się na pierwszą zasadzkę jaką zapewne na mnie zastawił Azamata. Zareagowałem impulsywnie i tylko cudem usiedziałem w miejscu.

W sumie to tylko dzięki nim jeszcze nie rzuciłem się na łeb na szyję nawet bez żadnego wsparcia byle tylko dowiedzieć się co się tam odpierdala i co to do chuja znaczy.

Jednak biorąc głęboki oddech przyznaje im wszystkim dużo racji. Nie wiemy co dokładnie kombinuje Azamat, ale to, że ma w tym wszystkim głębszy zamysł jest pewne. A wytrącenie mnie z równowagi tą niespodzianką było genialnym posunięciem z jego strony, które mogłoby się udać, gdyby nie moi sprzymierzeńcy broni. Nie chciałem słuchać ich bzdur, ale teraz wiem, że to musi być jakaś podpucha a ja muszę się tam pojawić z chłodną głową i nowym planem działania. Bo poprzedni poszedł się jebać.

-Ok. Javier, co wiesz o tej restauracji? - pytam przełączając się na tryb opanowanego stratega.

I tak wspólnie omawiamy nowy plan działania mający na celu unicestwienie naszego wroga oraz przede wszystkim uwolnienie mojej żony.

Po kilku, konstruktywnych minutach każdy wie co ma robić. Zanim wkroczę wraz z Emiliem i kilkoma naszymi żołnierzami do tego pieprzonego lokalu, Javier obstawi wnętrze swoimi ludźmi i zajmie się właścicielem, a my rozmieścimy naszych najlepszych snajperów. Reszta ludzi podzielona na oddziału pod przywództwem Iwa, Roberto, Marco i Dimitria obstawi tyły zdejmując obstawę Azamata, którą zapewne ma w pobliżu. Wyposażeni w małe, pojedyncze słuchawki, które zapewnią nam komunikacje, ruszamy do akcji, a najważniejsze, żeby nikt nie zapomniał jaką ma rolę do odegrania.

...............

Kira

Oszołomiona odgrywam rolę swojego życia, udając, że bawię się w najlepsze w towarzystwie człowieka, który stał się moim koszmarem. W pionie trzyma mnie jedynie nadzieje, że ludzie Cosa Nostry, w tym mój mąż przybędą z odsieczą szybciej niż później, bo mam wrażenie, że moje zdolności aktorskie maleją z każdą upływającą minutom. A dokładniej wypiera je narastający stres oraz desperacja ucieczki od człowieka, który z wyrachowanym uśmiechem siedzi obok mnie na pluszowej kanapie w prywatnej sali, w jakieś restauracji na wybrzeżu Kuby.

Coraz trudniej utrzymać mi ten sztuczny uśmieszek na moich wargach, tym bardziej że ręce Azamata nie próżnują macając mnie to po udzie, to po ramieniu i szyi. Modlę się, w myślach pospieszając kelnera, żeby przyniósł nam już te przystawki, to ten palant choć na trochę oderwie ode mnie te swoje świńskie paluchy.

Co prawda nie wiem jak sama przełknę choćby kęs, bo od tych jego obleśnych amorów zbiera mi się na torsje, ale wolę toczyć walkę ze strajkującym żołądkiem niż znosić oślizgły dotyk Azamata, który mam wrażenie brudzi i bruka moją skórę. Jeśli do dania głównego nikt nie przyjdzie mi z odsieczą, to wymknę się do łazienki, żeby przypudrować nosek, a tam przecisnę się przez jakieś małe okienko, choćby było wielkości orzeszka. A jak go w ogóle nie będzie to je sobie kurwa wykuje chociażby przy użyciu szpilek!

Nie obchodzi mnie to jak to bardzo absurdalnie brzmi! Ucieknę choćby nie wiem co i na pewno nie wrócę z tym zboczeńcem na tę jego wysepkę!

-Jesteś olśniewająca. Jak to możliwe, że Rossiemu trafiła się taka kobieta? - zagaduje psychol prześlizgując palcem po moim boku.

Moje ciało już któryś raz z kolei pragnie się wzdrygnąć na tą wątpliwą pieszczotę, ale siłą woli cały czas powstrzymuję ten odruch.

-To dość proste. - odzywam się z ironią bawiąc się kieliszkiem wina, którego i tak nie zamierza pić- Nie miała nic dogadania- dodaję z przekąsem i posyłam mu cyniczne spojrzenie.

-Nie martwa się kochana. Dziś to naprawimy, a ty będziesz moja na resztę życia. Natomiast twój mężulek stanie się tylko irytującym wspomnieniem- mówi pochylając głowę i przysysając swoje wargi do mojej szyi.

Wbijam sobie paznokcie w skórę dłoni i rozglądam się po otoczeniu, żeby nabrać dystansu i nie skopać wszystkiego zanim nie pojawi się moja upragniona odsiecz.

Przecież Rossi na pewno już wie, że tu jestem i to z tym bydlakiem, prawda?

Oby, bo jeśli nie to będzie źle. Cholernie źle! Zwłaszcza jeśli nic mi nie wyjdzie z ucieczki na własną rękę. Czuję, że jak tylko opuścimy tą restaurację już się nie opędzę od Azamata i jego rozbieganych rąk oraz zachłannych warg. No i nie tylko jak mniemam, a to napawa mnie jeszcze większym przerażeniem!

Tymczasem rozglądam się po przestronnej Sali, która zapewne zwykle robi za miejsce, gdzie odbywają się prywatne przyjęcia. Wystrój jest elegancki, a okna, czy może raczej przesuwne drzwi, ciągnące się od ziemi aż po sufit optycznie powiększają przestrzeń, o znajdujący się za nimi ogród, który w tej chwili jest pogrążony w półmroku rozświetlonym jedynie małymi lampkami na kilku niewielkich drzewkach. A te niektóre z drzwi, które są otwarte wpuszczają do środka chłód wieczornego powietrza.

Niestety wśród tych ciemności kryją się ludzie Azamata, zresztą tak samo jak w głównej sali restauracyjnej która znajduje się obok, na przodzie lokalu. Siedzą sobie tam udając zwykłych klientów i czają się na przybicie Cosa Nostry. Mimo wszystko mam nadzieję, że Fabiano sobie z tym poradzi i ich unieszkodliwi. Bo plan Azamata w pierwszej wersji przewiduje, że to jego ludzie doprowadzą tu mojego męża niczym pokornego cielaka na rzeź.

A tak w ogóle to, gdzie ten Fabio jest?! Czy dotarcie tu nie zajmuje mu zbyt wiele czasu?!

Bo jak na razie nic się nie dzieje, i nawet kelnera nie widać. Mi natomiast coraz ciężej zapanować nad reakcjami moje ciała, gdy Azamat zaczyna poczynać sobie coraz śmielej.

-A może tak zaczniemy się pieprzyć na tym stole i zafundujemy twojemu mężowi jeszcze lepsze powitanie- mruczy w mój dekolt, a mnie oblewa fala mrożącej paniki.

Jednak wiem, że muszę powiedzieć coś co odwiedzie go od najnowszego pomysłu. Dlatego też chrząkam i wyciągam, mam nadzieję najrozsądniejszy argument.

-I kto wtedy odstrzeli łeb Fabio, co? Ty z fiutem na wierzchu, czy ja podczas orgazmu, gdzie mój mąż będzie akurat ostatnią osobą, o której będę myśleć- zauważam z kpiną- a może wolisz oddać ten przywilej sowimi ludziom? - pytam zaczepnie. - Nie możemy z góry zakładać, że twoi żołnierze go unieszkodliwią, bo sytuacja może być dynamiczna.

- W żadnym razie nikomu nie oddamy zaszczytu pozbycia się Rossiego. Sami go zabijemy. - prostuje się natychmiast unoszą głowę znad moich cycków- tylko tak sobie pomyślałem, że byłaby to zajebista wizja i zemsta w jednym- dodaje.

-Ale stworzyłaby za dużo rozproszenia, na które nie możemy sobie pozwolić- zauważam skrupulatnie i stanowczo.

- Twoja racjonalność mnie zaskakuje- mruczy - i niestety znowu muszę ci przyznać rację moja piękna- wyznaje Azamat, jednak zamiast się ode mnie odkleić ponownie przysuwa usta do mojej szyi, przerzucając moje włosy przez drugie ramie i przesuwa językiem po odkrytej skórze.

Ten gest jest czymś co przelewa czarę mojego nadwyrężonego opanowania i mimo woli się wzdrygam. Pod wpływem moje reakcji Azamat powoli unosi głowę, a ja się spinam przestraszona tym, że właśnie wszystko zawaliłam.

-Zimno ci? - pyta przyglądając mi się uważnie, a ja odpowiadam tylko skinieniem głowy, bo jestem zbyt przerażona tym, że moja przykrywka właśnie mogła się wydać.

Jednak sądząc po jego rozluźnionej postawie nie mam się czego obawiać, więc przypominam sobie o tym, że umiem mówić.

-To przez to wieczorne powietrze. Czy obsługa nie może pozamykać tych drzwi? - odzywam się w końcu.

-Dla mnie jest ok i sam prosiłem, żeby zostawili je otwarte na oścież, ale jeśli ci za zimno- mówi spokojnie, sięgając po swoją marynarkę przerzuconą przez oparcie kanapy- To proszę- narzuca mi na ramiona obszerne okrycie, a ja chwytam za jego brzegi ucieszona jak dziecko na gwiazdę, mogąc okryć swoje ciało przed jego zakusami- Będzie ci cieplej- dodaje przejeżdżając palcem po moim policzku, a ja posyłam mu stu watowy uśmiech.

Przynajmniej taką mam nadzieję, bo jak to mówią rób dobrą minę do złej gry.

-Dziękuję- rzucam- Jaki z ciebie troskliwy miś- żartuję seksownym tonem, a on przerzuca ramie przez oparcie i przysuwa mnie do siebie.

-Troskliwy to raczej nie, ale wyuzdany na pewno- odpowiada arogancko się przy tym do mnie uśmiechając.

Ten bydlak ma chyba jeszcze większe ego niż mój mąż...

-Co ty nie powiesz- przekomarzam się z nim, ale przerywa mi cichy dźwięk jego komórki.

Na ten sygnał Azamat od razu zerka na ekran i rozciąga wargi w okrutnym grymasie.

-Co cię tak zainteresowało? - pytam poważnie zainteresowana- Odpowiedz, bo robię się zazdrosna- dodaję dla niepoznaków.

-Nic, piękna. Nic. - mruczy po czym niespodziewanie wpija się w moje wargi, a jego ręka przyciska mnie do jego torsu.

Oszołomiona opieram ręce na jego barkach i gorączkowo próbuję znaleźć sposób na ostudzenie jego niemalejących zakusów, podczas gdy on wpycha mi swój jęzor do gardła.

Kiedy po kilku sekundach zaczynam się na poważnie obawiać o żywą reakcje mojego żołądka i rozważam przegryzienie wargi Azamata, w sali nagle rozlega się huk otwieranych i zatrzaskiwanych drzwi. Jednak nie wiem, kto wszedł, bo ten idiota zadbał o to żebym była rozpłaszczona na jego klatce piersiowej tyłem do wejścia. Kiedy już myślę, że to kelner z przystawką, która uchroni mnie od dalszej męki, w pomieszczeniu rozlega się głos który w tej chwili stanowi muzykę dla moich uszu.

-Chyba wam nie przeszkadzam. - odzywa się lodowatym tonem Fabiano, a ja odrywam się od Azamata na co ten mi pozwala, jednocześnie wstając energicznie i ciągnąc mnie za sobą.

Kiedy staję przodem do mojego męża, jego brata oraz garstki ich ludzi ze spluwami wymierzonymi w nas, rejestruje jeszcze, że Azamat zdążył też wyciągnąć broń (chuj wie skąd!) i mierzy do Fabio, podczas gdy moje ciało zasłania jego samego niczym tarcza obronna. Taki układ zapala mi alarmującą lampkę w głowie, jednak szybko odnajduje spojrzenie mojego męża mając nadzieje, że odnajdę w nich zapewnienie o swojej szansie na ratunek, bo znalezienie się na linii strzału jest ostatnią rzeczą jakiej się spodziewałam i chciałam, zwłaszcza ze względu na kruszynkę rosnącą w moim podbrzuszu.

Niestety, gdy nawiązuje kontakt wzrokowy z moim małżonkiem, po kilku sekundach dostrzegam w jego oczach ogrom pretensji oraz jawną furię skierowaną nie tylko do naszego wroga, ale w dużej mierze do mojej osoby. A to boli i to cholernie.

To nie tak miało być.

Przez błysk zawodu, bólu i potężnego gniewu które dostrzegam w ciemniejących tęczówkach Fabiano, którymi on uważnie mnie lustruje, wiem już, że moje mrzonki o mrocznym rycerzu, który przybędzie mi z odsieczą, by uratować mnie za wszelką cenę właśnie przepadły...

A może życie pozostaje już tylko w rękach opatrzności...

...........................

Wiem, wiem, ale musicie zaczekać jeszcze do następnego rozdziału, żeby zobaczyć jak ta cała akcja się zakończy... Buziaki!!!

Zdradzę Wam, że niedługo będę miała dla Was niespodziankę, a jeśli lubicie czytać to co piszę, mam nadzieję, że się Wam spodoba 😊 i nie mam tu na myśli żadnych planów wydawniczych, bo Przewrotne ukaże się do końca na wattpad 😉 zapowiedź wspomnianej niespodzianki niedługo pojawi się na mojej stronie autorskiej na fb. Więc oczywiście zachęcam Was do jej obserwowania, link znajdziecie na moim profilu 😊

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top