Rozdział 21
Uprzedzam, że rozdział jest długiiii... i niesprawdzony... 😉
Kira
Zanim jeszcze uniosę powieki do moich uszu przebija się natarczywy, szumiący dźwięk. Podobny do warkotu, ale jakby intensywniejszy. Co tylko potęguje dudnienie w mojej głowie. Z dezorientacją otwieram oczy, a brutalna rzeczywistość uderza we mnie niczym obuchem.
-O obudziłaś się- ten mrożący krew w żyłach głos dociera do mnie jak tylko lekko unoszę głowę znad fotela, na którym leżałam zwinięta w kłębek ze związanymi kończynami.
Gdy udaje mi się skupić wirujące spojrzenie, dostrzegam naprzeciw siebie mężczyznę z plaży. Mężczyznę, który obiecał, zrobić z mojego życia piekło na ziemi.
-Widać podałem ci za mało środka nasennego- oświadcza po czym sięga do kieszeni spodni wyciągając strzykawkę oraz pełną fiolkę mętnego płynu.
-Proszę, nie- mówię pośpiesznie ochrypniętym tonem i prostuję się nieporadnie na fotelu mimo skrępowanych kończyn, a on przekrzywia głowę skupiając na mnie mroczne spojrzenie.
-Złotko, może i masz piękne oczy, ale one nie wystarczą żebym miał pewność, że niczego nie wywiniesz- rzuca ironicznie po czym naciąga do strzykawki kolejną porcję leku.
Przez co oblewa mnie zimny pot, w obawie jak to wpłynie na moje dziecko.
-Nic nie będę kombinować. Nie musisz mi nic podawać- zapewniam się z determinacją, gotowa na wszystko byle uchronić moje maleństwo.
W odpowiedzi na moje słowa Azamat wpatruje się we mnie natarczywie i badawczo. Tak jakby chciał mnie prześwietlić na wylot i przejrzeć moje intencje. Trawa to dłuższą chwilę, a ja odruchowo spinam się z każdą sekundą coraz bardziej czekając na jego reakcję.
-Ślicznotka z ciebie- odzywa się w końcu wyciągając wolna ręką w moją stronę, a ja mimo woli wzdrygam się na ten gest.
Wiem, że powinnam grać równie niewzruszoną jak on, ale zbyt przeraża mnie to co się ze mną stanie, a w konsekwencji i z moim nienarodzonym dzieckiem.
- Tylko...- rzuca zamyślony, owijając sobie wokół palca luźny kosmyk moich loków. Choć wewnętrznie aż się kurczę ze strachu to nie spuszczam z niego wzroku. - Tylko, czy aby na pewno powinienem ci zaufać? - dodaje ze sceptyczną zadumą przyglądając się moim włosom prześlizgującym się między jego palcami, a ja wstrzymuję oddech. - Jesteś żoną jednego z moich największych wrogów i siostrą innego który też chce mi utrudnić życie, a to automatycznie robi z ciebie mojego naturalnego przeciwnika. Więc jak sama widzisz wszystko przemawiam na twoją nie korzyść- mówi z drwiną, przewiercając mnie mrocznymi i nieprzejednanymi tęczówkami, ale ja się nie poddaję.
Dobro mojego maleństwa jest w tej chwili dla mnie najważniejsze i jestem gotowa na wszystko, żeby mu to zapewnić. Jednocześnie wiem, że pod żadnym pozorem nie mogę wyznać temu psycholowi, że jestem w ciąży, bo to wykorzysta przeciwko mnie.
-Jak dobrze wiesz, od męża uciekłam, bo nie chciałam mieć z nim nic wspólnego, a bratu nigdy nie wybaczę, że zmusił mnie do tego pseudo małżeństwa. Więc jak dla mnie oboje nie jesteśmy ich fanami, a ty nie masz się o co martwić, bo nie spieszy mi się wracać do Włoch- oznajmiam pewnym tonem, siląc się na nonszalancję, a przynajmniej tak mi się wydaje.
Zachowuje przy tym wyrachowany wyraz twarzy wiedząc, że to może być moja jedyna szansa, żeby go sobie w jakikolwiek sposób zjednać. Muszę mu pokazać, że jestem po jego stronie i też chce zemsty na Fabio oraz Dimitrim. Musi uwierzyć, że naprawdę pałam żądzą zemsty, a wtedy być może uda mi się odwlec w czasie to co zamierza ze mną zrobić.
Wiem, że bratanie się z samym diabłem nie rokuje niczego dobrego, ale muszę zrobić cokolwiek co da mi czas i szansę na ratunek dla mnie i tego maleństwa w moim brzuchu. Nawet jeśli tym do czego muszę się posunąć jest zdobycie przychylności człowieka, który jest ucieleśnieniem czystego okrucieństwa.
Jednak ja jestem gotowa podjąć każde ryzyko, by ocalić moją kruszynkę. Musze zaryzykować i liczyć na to, że los da mi możliwość uwolnienia się z tego koszmaru. Do tego przy odrobinie szczęścia może i bez szwanku.
-No nie wiem. – odzywa się Azamat, prostując się i cofając dłoń- Kobiety powiązane z Cosa Nostrą potrafią być naprawdę problematyczne- stwierdza nadal uważnie mi się przyglądając- A tobie w dodatku udało się uciec przed samym donem- dodaje podejrzliwie lustrując mnie chłodnym wzrokiem.
-To chyba wcale nie taki wielki wyczyn. W końcu tobie udaje się unikać mojego pseudo małżonka o wiele dłużej niż mi- rzucam, grając pod jego publikę i mu słodząc.
Przy odrobinie przychylności losu kupi mój odważny blef i weźmie za swojego sojusznika. Kiedy już wątpię w powodzenie mojego planu, na twarzy Azamata pojawia się krzywy, zaintrygowany grymas.
-W sumie racja. Rossi wcale nie jest tak sprytny jak mu się wydaje- oznajmia nie szczędząc pogardy pod adresem mojego męża.
Widać skutecznie połechtałam jego ego, a to pokazuje mi, że to najlepsza droga, żeby wkupić się w jego łaski. To i wieszanie psów na Fabiano.
-W takim razie oboje zgadzamy się w tym temacie. Co prawda ja użyłabym o wiele więcej epitetów pod adresem mojego pożal się boże męża- dorzucam podłapując jego arogancki i pewny siebie ton.
-Chcesz powiedzieć, że nie chcesz już być jego żonką? - pyta uszczypliwie z wyraźną kpiną, ale ja nie daję się zwieść.
-Tak naprawdę to nigdy nie chciałam nią być i w sumie nie byłam. To czysta formalność. - oświadczam lekceważąco- A co do twojego pytania, to przecież nie zaszyłabym się przed nim na tej małej wyspie gdybym nie chciała zakończyć mojego żałosnego małżeństwa- odpowiadam buńczucznie, choć nie wiem czy nadmiar moje arogancji nie obróci się za raz przeciwko mnie.
Ten człowiek jest nie przewidywalny i trudno stwierdzić jakie podejście będzie przez niego odebrane za dobrą moneta.
-Hmmm- mruczy pod nosem, przejeżdżając palcem po brodzie w wyrazie zamyślenia- Chciałem wykorzystać twoją krzywdę przeciwko twojemu mężulkowi, ale teraz zaczynam sądzić, że możesz mi pomóc w inny sposób. Może nawet i bardziej bolesny dla Rossiego. - oznajmia intensywnie główkując- W końcu oddanie cię do burdelu, czy też sprzedanie jednemu z moich klientów, to dość oklepane.
-Już na wstępnie mogę ci powiedzieć, że twój pierwotny plan spali na panewce- rzucam pewnie, pozornie niewzruszona groźbą zdegradowania do roli dziwki. A on unosi brwi oczekując wyjaśnień- Moja krzywda w żaden sposób nie wpłynie na Fabiano. Dla niego jestem zwykłą szmacianą lalką, którą przestawia z kąta w kąt, bo mu jedynie zawadza. Stanowię dla niego co najwyżej rodzaj trofeum ozdabiającego jego pozycję, a moje zniknięcie było jedynie ciosem dla jego ego. Więc lepiej zweryfikuj swoje plany. - prycham lekceważąco.
-Na twoim miejscu nie byłbym o tym tak do końca przekonany- stwierdza sceptycznie, wątpliwie podchodząc do moich racji- W końcu zaangażował dużą część swoich żołnierzy w twoje poszukiwania, laleczko- mówi, patrząc na mnie z wyższością, a ja wybucham nieprzyjemnym śmiechem.
Choć jego słowa, wzbudzają we mnie cichą nadzieję, że Fabio zorientuje się co się ze mną stało i odbije mnie jakimś cudem z rąk tego wariata, mówię to co może w jakiś sposób odwlec jego bestialskie zamiary wobec mnie.
-Nie sądziłam, że masz aż tak duże poczucie humoru- rzucam z sarkazmem, a on wydaje się szczerze zaintrygowany- Z nas dwojga to ja jestem kobietą i to ja bardziej znam się na facetach. A tego jednego poznałam na wylot jak żadnego innego- sarkam- Możesz mi wierzyć, że przemawia przez niego jedynie urażona męska duma. Bo w końcu jak to wygląda, gdy potężnemu donowi nagle zagubi się żonka? Ujma na honorze i inne bzdety. -wzruszam lekceważąco ramieniem- To jedyna motywacja Fabio, żeby znowu mieć mnie na Sycylii i zamknąć w posiadłości żebym więc nie obraziła jego stanowiska. - prycham kpiąco, chociaż obawiam się tego jak wiele prawdy jest zapewne w moich słowach.
Gdy kończę swoją wypowiedź, nie wiem, czy odniosła pożądany przeze mnie efekt. Jednak, póki udaje mi się go zagadywać to i tak jestem do przodu. Na tę chwilę moim głównym celem jest odwiedzenie go od otumanienia mnie medykamentami, które mogą być fatalne w skutkach.
-Widzę, że niezła zadziora z ciebie. - rzuca nagle patrząc na mnie roziskrzonymi oczami, w których błyska zainteresowanie. - Być może masz racje i jakoś się dogadamy. -dodaje enigmatycznie- Jednak podstawowe pytanie brzmi, czy chcesz się zemścić na Rossim za to, że traktował cię jak popychadło czy. - mówi zarozumiale i arogancko, ale widzę, że jest zaintrygowany moją postawą, a to może świadczyć o tym, że połknął haczyk.
Dzięki czemu być może uda mi się ugrać sobie trochę czasu, żeby coś wymyślić i się od niego uwolnić. Tylko muszę pociągnąć dalej ten teatrzyk, który wydaje mu się podobać.
-Serio? - pytam z ironią- Jeszcze musisz pytać? - dodaję prowokacyjnie, a on rozciąga usta w okrutnym uśmiechu.
-W takim razie, spytam inaczej. Jak daleko jesteś w stanie posunąć się w tej zemście? - pyta jakby chciał przetestować moją prawdomówność.
-Tak daleko jak tylko będzie trzeba, by odpokutował za moje upokorzenia, których doznałam u jego boku- odpowiadam ze stanowczością, zachowując zimny wyraz twarzy, choć tak naprawdę nie wiem na co w zasadzie się decyduję zgadzając się na pakt z tym szatanem.
Ale to teraz nieistotne, musze kupić sobie jego przychylność i zaufanie, a wtedy jakoś wykombinuję, żeby się z tego wszystkie wymiksować i zniknę tak żeby już żaden z nich mnie nie znalazł. Ani on, ani Fabio.
-Świetnie. To chciałem usłyszeć. - mówi zadowolony. - Jednak muszę mieć pewność, że nie zawahasz się w krytycznym momencie. Czy w razie potrzeby, jesteś gotowa stanąć z nim oko w oko i do niego strzelić? - pyta z powątpieniem i nieskrywaną szyderczością, badawczo obserwując moją reakcję i tym razem to ja uśmiecham się z wyrachowaniem.
-Przecież już to zrobiłam. - stwierdzam z obojętnością i zarazem swobodą- I to nie raz. - dodaję arogancko- Nie słyszałeś o tym? - tym z kpiną- A myślałam, że lepiej radziłeś sobie z inwigilacją Cosa Nostry- prycham, a on wyszczerza się dziko, nie zwracając uwagi na mój przytyk.
-Co ty nie powiesz. Niby jak do tego doszło, skoro nadal żyjesz? - szydzi ze mnie, nie wierząc w moje słowa.
-Proszę cię, był za bardzo zajęty swoimi dziwkami, żeby zareagować z odpowiednim refleksem. Wy faceci jesteś tacy przewidywali- prycham pogardliwie.
-Wyjaśnij- żąda natarczywie.
-Co dokładnie chcesz usłyszeć? Przyłapałam go z jego panienkami, więc się wkurzyłam za taką zniewagę i oddałam kilka strzałów, nie oszczędzając ani jego, ani jego ździr. -rzucam z lekkością i pobłażliwością, choć to wspomnienie pali mnie żywym ogniem, zadając niewyobrażalny ból- Jednak nie wiem jaki był efekt końcowy, bo on miał przewagę, bo to wszystko było na terenie jego prywatnego klubu, więc musiałam czym prędzej się zmyć. Jednak z tego co mówisz wychodzi na to, że mimo moich najszczerszych intencji i tak go odratowali- mówię, na końcu wydymając wargi jak rozkapryszone dziecko, a on Azamat wybucha śmiechem.
Ale chyba szczerym ...
-Podobasz mi się. Może i dla Rossiego byłaś za ostrą sztuką, z którą nie potrafił sobie poradzić, ale ja lubię takie kobiety. A ty coraz bardziej mnie intrygujesz. - mruczy zamyślony- Wydaje mi się, że z chęcią zgłębię to co jeszcze skrywasz za tą piękną fasadą. - stwierdza z zadowoleniem, a tęczówki aż mu błyszczą przez co wygląda naprawdę przerażająco.
Jednak najważniejsze, że chowa strzykawkę z powrotem do kieszeni i już mi nią nie wygraża.
-Nie rozpędzaj się aż tak. - hamuje go z udawaną swobodą, choć zimny pot spływa mi po kręgosłupie- Z chęcią stanę się twoim sprzymierzeńcem, jeśli chodzi o pogrążenie mojego męża, ale na twoim miejscu nie wychodziłabym aż tak przed szereg. - rzucam odważnie, zauważając, że podoba mu się moja zadziorność, tym bardziej że ponownie posyła mi spojrzenie pełne zainteresowania. - Bo jeszcze nie wiem, czy będę zainteresowana czymś więcej- dodaję zaczepnie.
-Co ty nie powiesz- mówi z rozbawieniem, bo cóż jakby na to nie patrzeć, to on ma przewagę, a ja siedzę tu związana jak prosie czekające na rzeź. Jednak do odważnych świat należy, a jemu widać imponują silne kobiety, które nie padają mu do stóp pod wpływem jednego krzywego spojrzenia. -Masz cięty języczek- zauważ- ale to też mi się coraz bardziej w tobie podoba- dodaje, po czym pochyla się w moją stronę- Zostawię cię dla siebie. To będzie dużo bardziej interesujące niż przekazanie cię do burdelu. Do tego może mi wierzyć, że się nie zawiedziesz. Jestem prawdziwym mężczyzną, nie to co ten twój mężulek. - dodaje przejeżdżając kciukiem po mojej dolnej wardze, a ja choć ogarnia mnie obrzydzenie, udaje niewzruszoną. W końcu jak grać to do końca przedstawienia. - Co więcej stwierdzam, że chętnie cię zatrzymam. Przyda mi się silna kobieta, która nie boi się swojego cienia. Dotychczas nie doceniałem instytucji monogamii, ale wydaje mi się, że przy tobie mogę zmienić zdanie. I nie będę się nudził.
-Co ty nie powiesz- ironizuję jego własne słowa, a on uśmiecha się z zadowoleniem.
-O tak, razem możemy stworzyć świetny i niepokonany duet kochana. Będziesz moja, a to będzie najlepsza kara dla Fabiano. Tym bardziej że u mojego boku pomożesz mi go wykończyć. - stwierdza pewnie- I wierz mi, że nie pożałujesz- dodaje arogancko.
Jasne. Już żałuje, że znalazłam się w jego towarzystwie, a wizja jaką przede mną roztacza budzi we mnie nie tylko strach, ale i wstręt.
-Przekonanym się- odpowiadam sceptycznie- bo jak na razie siedzę tu związana, a taka przyszłość średnio mi odpowiada- kapryszę, a on się do mnie wyszczerza.
Paskudny widok. Ale wychodzi na to, że naprawdę nabrał się na moją grę, a to oznacza, że mam jeszcze szansę, żeby się z tego jakimś cudem wywinąć.
-Nic na szybko piękna. Najpierw dolećmy na miejsce, a potem przedstawię ci nasze wspólne plany- oznajmia po czym wygodnie zajmuje swoje miejsce, a ja udaję, że się boczę.
-W takim razie lepiej żebyśmy wylądowali jak najszybciej- burczę obrażona, a on świdrując mnie rozbawionym wzrokiem, ponownie wybucha śmiechem.
-Naprawdę mi się podobasz. Cholernie mi się podobasz. Myślałem, że jesteś szarą, zahukaną myszką, a tu same niespodzianki- mówi z zadowoleniem, a ja zerkam na niego zalotnie, ukradkiem próbują go rozszyfrować.
To co dostrzegam daje mi nadzieję na to, że udało mi się osiągnąć zamierzony cel, a Azamat rzeczywiście złapał się na moją postawę. To dobrze, bardzo dobrze. Dzięki temu przetrwam i wymyślę co dalej zrobić.
Tylko problem w tym, że na tę chwilę nie mam pojęcia co począć.
Jednego tylko jestem pewna. Nie mam najmniejszej ochoty stać się jego zabaweczkę ani dziwką. Nie chce też, żeby spełnił swój pierwotny plan, bo to jeszcze mniej przyjemna wizja. Nie jestem też do końca przekonana czy on całkowicie kupił moją chęć współpracy, czy tylko podjął moją grę.
To wszystko dopiero się okaże, jednak jego słowa o tym, że będę jego napawają mnie wstrętem i przerażeniem, z którego nie mogę się otrząsnąć.
Nie rozumiem przewrotności przeznaczenia. Czy mimo tak wielu przykrych przejść nie zasłużyłam sobie na święty spokój? Czy to tak wiele? Czy moje wymagania są naprawdę, aż tak wygórowane?
Jednak w tej chwili nie mam czasu na roztkliwianie się nad swoim losem, bo muszę na szybko wymyślić jakiś plan działania, który uratuje życie mi i mojemu maleństwu.
Dlatego też odgrywając swoją rolę, nieugiętej sztuki gorączkowo rozmyślam co powinnam zrobić.
................
Fabiano
Odchodząc od zmysłów i szalejąc z niecierpliwości, ląduję wraz z moimi ludźmi na niewielkiej wyspie, która jak się okazuje przez ostatnie tygodnie stanowiła schronienie dla mojej żony. Wysiadając z helikoptera odchodzę kilka kroków na bok i rozglądam się dookoła lustrując miejsce, w którym Kira się przede mną ukrywała. Serce mi krwawi na myśl, że może jej tu już nie być, a pięści samoistnie się zaciskają odzwierciedlając moją furię.
Niestety wszystkie wskazówki za tym przemawiają. Moi żołnierze natychmiast rozpierzchają się po wyspie w poszukiwaniach mojej ukochanej, a także po to, żeby wypytać mieszkańców o ich nie dawnych gości. Mają ze sobą również zdjęcie z wizerunkiem Azamata, które jakiś czas temu udało się nam zdobyć, a dzięki któremu mamy nadzieje dowiedzieć się czy to rzeczywiście on ostatnio tu zagościł.
-Chodź, pojedziemy do domku na plaży w którym mieszka Kira. Bella dzwoniła do swojego kolegi i miał nam ją udostępnić. Sam teraz ma dyżur, ale poprosił kogoś z miejscowych, żeby zapewnił nam transport. - oznajmia Emilio, a ja bez słowa idę za nim do czekającego jeepa.
Po niedługiej chwili, jesteśmy na miejscu, a gdy tylko wchodzę do środka niewielkiej drewnianej chatki natychmiast atakuje mnie znajomy zapach perfum mojej żony. Przez ten tak błahy bodziec, uderzają we mnie wspomnienia i pragnienie, które tak niespokojnie czekały w moim wnętrzu na uwolnienie. Jednocześnie wszystko to łączy się z buzującą we mnie furią oraz strachem o los mojej ukochanej.
Jak na autopilocie przemierzam mały salon i uchylam drzwi, za którymi odkrywam sypialnię. Tutaj zapach Kiry jest jeszcze bardziej intensywniejszy i a jej niedawna obecność jest wyraźniejsza. Podchodzę to łóżka i bezwiednie chwytam w dłoń leżącą na nim satynową koszulkę nocą. Zaciskam pięść na materiale, a oczy robią mi się dziwnie mokre, zamazując ostrość widzenia.
Przełykam ciężko ślinę, dając się porwać huraganowi szalejących myśli. Moja ukochana jest daleko ode mnie i to chuj wie, gdzie, do tego zapewne jest w cholernym niebezpieczeństwie, a to wszystko przez moją głupotę oraz w jakimś stopniu przez moją upartą siostrę, która nie chciała mi nic zdradzić o jej miejscu pobytu. Nie wspominając już o udziale Belli w tym wszystkim. Jednak to nie chwila, żeby obwiniać kogokolwiek poza mną samym, bo gdyby nie moje chore i popieprzone podejść do naszego małżeństwa żadna z tych rzeczy nie miałaby miejsca, a Kira byłaby bezpieczna, u mojego boku i to na Sycylii.
A tak nie tylko nie wiadomo, gdzie jest, i do tego pewnie przerażona, a na dodatek nie ma pojęcia o moich uczuciach, a jej ostatnie wspomnienie o mnie to widok mnie w towarzyskie dziwek z klubu.
-Dzwonili chłopacy- za moimi plecami rozlega się niespodziewanie głos Emilio, a ja przecieram wilgne powieki i mrugam klarując spojrzenie, jednak nadal nie odwracam się do brata- Już ustali, że jednym z mężczyzn, którzy się tu wcześniej pojawili był Azamat. Więc mamy pewność w tym temacie. Tak mała społeczność działa na naszą korzyść, bo raz dwa zbierzemy potrzebne informacje. Wychodzi na to, że ludzie z tej wyspy znają się jak łyse konie i nie ma wśród nich tajemnic. Reszta chłopaków jest podzielona na kilka oddziałów więc szybko przeczeszą cały teren i ustalą czy Kira nadal tu jest. - mówi, a ja odwracam się do niego z zaciętym wyrazem twarzy.
-Wiesz dobrze tak samo jak ja, że szansę na to, żeby nadal gdzieś tu była są zerowe, skoro wcześniej pojawił się tu Azamat, a my mamy dowód na to, że nasz człowiek zdradził. Nie ma sensu tracić tu czasu, bo musimy podjęć jak najszybciej kolejne kroki – stwierdzam oczywiste, próbując pohamować narastający obłęd szału.
-Wiem- odpowiada niepocieszony- Tym bardziej, że chłopacy trafili na jeszcze jedną poszlakę i teraz ją sprawdzają. - dodaje odwracając wzrok.
Co mi się cholernie nie podoba.
-Mów- polecam.
Emilio ciężko wzdycha i niechętnie kontynuuje.
-Podobno jeden z tutejszy miłośników wędkarstwa widział jak Azamat i jego banda opuszczali wyspę. Ktoś w miasteczku rzucił pogłoskę, że podobno jeden z nich niósł do helikoptera jakąś kobietę. Jednak nie wzbudziło to w nim niepokoju, bo tulił ją do piersi, a ona się nie wyrywała. – wyjaśnia niepewny moje reakcji. Na jego słowa zaciskam boleśnie pięści, a moje ciało napina się jak stalowa lina. Czyli ten skurwiel jednak położył łapy na tym co moje. Jak tylko go dorwę własnoręcznie mu je pourywam- Chłopacy teraz próbują odnaleźć tego mężczyznę i ustalić z nim szczegóły- dodaje, a ja nie panując nad sobą gwałtownie wywraca łóżko do góry nogami dziko przy tym wrzeszcząc.
Jak ten chuj śmiał dotykać moją żonę?! On jest moja, a on niech trzyma swoje brudna łapy z dala od niej! Lepiej dla niego, żeby jej włos z głowy nie spadł, bo już teraz nie ręczę za siebie, a co dopiero jak go dorwę, i okaże się, że skrzywdził Kirę! Chce się zemścić na mojej rodzinie, to niech ma odwagę stanąć ze mną twarzą w twarz, a nie wiecznie działa z ukrycia, chowając się za porywaniem naszych kobiet.
Jakim trzeba być złamasem, żeby do swojej zemsty wykorzystywać niewinne kobiety. Mafia to mężczyźni, a sprawy pomiędzy Cosa Nostrą, a Azamatem to tylko i wyłącznie nasze męskie porachunki. Problem w tym, że temu sukinsynowi brakuje jaj, żeby zmierzyć się z kimś równym sobie i wiecznie uderza w nasze słabe punkty jakimi są nasze żony, narzeczone czy siostry.
Nie mówię, że to nie jest sprytne działanie, ale nawet działając w zemście trzeba mieć swój honor. Niesiony na fali furii demoluję każdy skrawek niewielkiej sypialni, a Emilio przygląda mi się w milczeniu stojąc w progu i nawet nie próbując mnie powstrzymać. Muszę dać upust choć odrobinie szalejącego we mnie obłędu, bo inaczej to się źle skończy. Prawda jest taka, że jak najszybciej muszę ogarnąć wirujące emocje, bo one są teraz moim wrogiem. Muszę się opanować i przekalkulować wszystko na chłodno.
Mój brak poczytalności stanowi teraz moją słabość, która raz dwa obraca się na korzyść Azamata, a tego przecież nie chce. Jestem bezwzględnym donem i czas właśnie tę stronę swojej osobowości pokazać światu i temu chujowi, który zapewne śmieje się z tego jak udało mu się mnie wyrolować.
Gdy wszystko w moim pobliży stanowi już jedynie obraz kataklizmu, staję pośrodku tego pobojowiska i ciężko dysząc spoglądam poważnie bratu w oczy.
-Jej już tu na pewno nie ma więc wracajmy. Zostaw tu maksymalnie jeden odział ludzi, którzy dokończą przeszukiwanie wyspy oraz tych którzy mają potwierdzić, że Kira odleciała tym samym helikopterem co Azamat. Niech zbiorą jak najwięcej informacji, które być możne nas do czegoś doprowadzą. Ale reszta wraca z nami. Z kolei Oskar niech przyciśnie swoich informatorów i potwierdzi miejscówki Azamata które dotychczas udało nam się ustalić. Jak tylko to zrobi wyślemy w każde z tych miejsc żołnierzy na zwiady i jak będziemy mieć trochę szczęścia to odkryjemy czy do którejś z tych sowich nor nie zabrał Kiry. Do tego trzeba w końcu namierzyć Pietrowo, bo skoro unika kontaktu z nam to sami po niego pójdziemy. Nie taka była nasza umowa z nim więc niech teraz się nie wycofuje, bo ja nie blefowałem, a on doskonale powinien o tym wiedzieć. Karta przetargowa jaką na niego zdobyliśmy nie jest tym co chciałbym wykorzystywać, ale jeśli nie da mi wyboru nie cofnę się przed niczym. Kira musi się odnaleźć i w dupie mam jego wykręty- wywarkuję i mijam brata w drzwiach, zmierzając do wyjścia z chaty.
Nim jeszcze ją opuścimy Emilio już sięga po telefon i wykonuje kolejne połącznia przekazując moje rozkazy.
Pełen determinacji wsiadam do jeepa, którym wracamy do naszego lądowiska. Jeszcze zanim odlecimy mamy już potwierdzone informacje o tym, że rysopis Kiry odpowiada wyglądowi kobiety, którą Azamat zabrał ze sobą. Oprócz tego mamy opis helikoptera, który tu wylądował przed nami i część jego numeru identyfikacyjnego który zapamiętał mieszkaniec wyspy, a Marco ma się dowiedzieć czegokolwiek od kontroli lotów na ten temat. Dobra wiadomość jest też taka, że Oskarowi w końcu udało się skontaktować z Pietrowem i umówił nas na spotkanie z nim na jakimś zadupiu.
Lepiej, żeby facet miał dla nas jakieś przydatne informacje, bo jak nie to to zadupie stanie się jego grobem, a ja dodatkowo spełnię swoją groźbę.
Zniecierpliwienie i świadomość tego, że zegar odlicza każdą cenną sekundę, która może zaważyć na życiu mojej żony nie pozwalają mi usiedzieć w miejscu i tylko cudem udaje nam się wylądować bez niepotrzebnych komplikacji z mojej strony.
Gdy jesteśmy już z powrotem na Sycylii, Emilio odbiera telefon, gdy wsiadamy do podstawionego auta.
-Mamy namiar na jakąś nową miejscówkę Azamata. Chłopacy próbują ustalić jej dokładną lokalizację, bo to też jakaś pieprzona wyspa, ale tym razem w okolicach Kuby! - warczy Emilio kończąc połącznie- Za kogo ten facet się ma? Za jakiegoś jebanego barona?! Skacze z kraju do kraju, a my latamy za nim błądząc w kółko! - wybucha, a ja w przeciwieństwie do niego zachowuję pełne opanowanie, które jest w tej chwili moim jedynym sprzymierzeńcem.
- W takim razie wyślij ludzi na Kubę i niech zaczną już węszyć. Marco musi ustalić z kontrolą lotu czy wyśledzili helikopter, który lądował na tamtej wyspie i prześledzić jego lot. Domyślam się, że zapewne było to działanie nie legalne, ale na pewno coś wiedzą. Nie obchodzi mnie to kogo będzie musiał przekupić albo zabić, żeby się tego dowiedzieć, ma to ustalić i już. Chce jak najszybciej wiedzieć wszystko o wyspie, na której Azamat może mieć swoją nową kryjówkę, bo to może być strzał w dziesiątko, skoro tak się składa, że to jego nowy nabytek. Mają ustalić jak można się tam dostać, jak wygląda teren i w ogóle wszystko. Zadzwoń do Roberto, bo Iwo ma teraz inne sprawy na głowie, ale z tego co wiem to Cammora ma silne powiazania z Kubę od jakiegoś czasu, więc ten ich sojusz mocno nam się przyda. Ustal za zawczasu szczegóły, na potrzeby tego, jeśli rzeczywiście musielibyśmy tam lecieć i stamtąd planować uwolnienie Kiry. Niech Oskar również odnowi nasz kontakt z Hugo, bo z tego co wiem on nadal mieszka na Kubie. Może nie ma aż takich wpływów, ale też nam się przyda- wyrzucam z siebie rozkazy jak pociski i zajmuje miejsce kierowcy, po czym ruszam z piskiem opon jak tylko Emilio siada obok mnie z telefonem przy uchu.
Gnając przez kręte uliczki zmierzam na miejsce spotkania z Pietrowem. Lepiej, żeby szybko zaczął gadać a nie kręcił, bo nie mam czasu na pierdoły. Jak tylko potwierdzi nową miejscówkę Azamata, ruszę jego tym tropem, bo mam przeczucie, że to właśnie tam zabrał Kirę. Wie zapewne, że Cosa Nostra nie prowadzi interesów z kubańczykami, a ich sojusz z Cammorą jest czymś świeżym i mało kto o nim wie. Tym bardziej że obie strony zachowują w tym temacie dyskrecję, ze względu na stare poglądy poprzedniego przywódcy tamtejsze mafii.
Mam nieodparte wrażenie, że Azamat dokładnie to sobie przemyślał i dostrzegł idealną okazję dla siebie, na terenie, na który nigdy się nie zapuszczaliśmy. Więc jak tylko uzyskam więcej wskazówek, ruszę tam i odzyskam moją kobietę. Chyba że Pietrow będzie miał dla nas jakiś inny, wart uwagi trop. Tylko problem w tym, że w obecnym momencie same poszlaki niewiele nam dadzą. Będę musiał odpowiednio rozlokować swoje siły i żołnierzy, żeby jak najszybciej odkryć rzeczywiste miejsce przetrzymywania Kiry. Teraz najważniejsze jest wyłonić najbardziej trafne miejsca, żeby nie błądzić wszędzie po trochu i na ślepo. Bo to byłoby stratą czasu, a właśnie tego mamy najmniej.
Nie oszukujmy się, najbliższe godziny są moją jedyną nadzieją na znalezienie oraz oswobodzenie żony z rąk tego popierdoleńca. Im więcej czasu będzie upływać od jej zniknięcia w jego towarzystwie, tym wzrośnie ryzyko, że nie dotrę do niej na czas.
A tego bym sobie nie wybaczył ani nie przeżył.
.....................
Kira
Nasza podróż nie trwała długo, ale jak się okazało miejsce lądowania nie było naszym miejscem przeznaczenia. Jak wywnioskowałam ku mojemu zaskoczeniu wylądowaliśmy gdzieś w Egipcie, a tam przesiedliśmy się do jakiegoś prywatnego samolotu, jednak nie tak ekskluzywnego z zewnątrz jak przywykłam. Szczerzę mówiąc jego opłakany wygląd napawał mnie przerażeniem czy w ogóle jest wstanie unieść się nad ziemie. Jednak jak tylko znalazłam się na pokładzie stwierdziłam, że to zapewne tylko taka zasłona dymna, bo wnętrze ociekało luksusem aż do przesady. Ku mojej uldze Azamat rozwiązał moje krępowane kończyny i dalszą podróż odbyłam z poczuciem pozornej wolności.
Pozornej, bo o ile on sam zaszył się gdzieś na tyłach samolotu, zapewne dalej knując swoje plany zapanowania nad światem, to jego pachołek nie spuszczał ze mnie wzroku, przez który aż miałam ciarki. Po trochu z obrzydzenia a po trochu z obawy, czy aby na pewno nic mi nie zrobi, nawet jeśli jego szef wydaje się kupił moją chęć wspólnego przymierza. Nie byłam na tyle naiwna, żeby sądzić, że od tak zyskam zaufanie Azamata, ale jego zachowanie coraz bardziej wskazywało na to, że dałam mu do myślenia, a on musi rozważyć korzyści płynące z wciągnięcia mnie w nowy plan zemsty na moim małżonku. Jednak uważam, że moja beznamiętność i bezwzględność jaką mu zaprezentowałam odnośnie mojego męża zaplusowała u niego, a jego późniejsze milczenie było wywołane tym, że musiał to wszystko przekalkulować.
To daje mi nadzieje by zakładać, że Azamat porzuci wcześniejsze plany odnośnie mojej osoby i wymyśli coś innego. I zostaje mi mieć tylko nadzieje, że będzie to dla mnie lepsza opcja...
I obym się nie zawiodła...
Jednak życie nauczyło mnie, że przeznaczenie nie szczędzi mi zwrotów akcji i to tych najmniej przyjemnych, więc zobaczymy co to będzie... Najważniejsze to nie tracić determinacji i ducha walki oraz by nie zawahać się w krytycznym momencie i mieć oczy dookoła głowy.
Niestety dużo trudniej było to przełożyć to na rzeczywistość. Lot był cholernie długi, a ja nie odważyłam się o nic dopytywać, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Jednak moja nadzieja na uwolnienie się od tych psycholi malała z każdą upływającą godzinę. Ostatecznie podróż trwała tak długo, że w którymś momencie mimo woli usnęłam, choć chciałam być czujna. Na szczęście Azamat nie tylko chyba w dużym stopniu nabrał się na moją bajeczkę, ale i trzymał w ryzach swoich ludzi, bo ze spokojem przetrwałam całą podróż i to w jednym kawałku.
Na miejsce docelowe dotarliśmy po kilku godzinach i najwidoczniej zmieniliśmy strefę czasową, bo wylądowaliśmy w przed południowych godzinach miejscowego czasu i to (o zgrozo!) na jakiejś wyspie, co jeszcze bardziej podkopało moje plany szybkiej ucieczki.
Mimo że przerażenie oraz ogarniająca mnie bezsilność coraz bardziej chwytały mnie za gardło, starałam się brnąć daje przez przedstawienie, w którym zobowiązałam się odstawić pierwszorzędną rolę. Niestety moje zmęczenie mi w tym wszystkim nie pomagało, ale ku mojej uldze, Azamat chyba nadal miał wiele do przemyślenia, bo traktował mnie obojętnie i za dużo się nie odzywał. Dzięki temu nie musiałam nadwyrężać swoich zdolności aktorskich, których już nie byłam tak pewna, bo coraz bardziej docierało do mnie to w jakich kierunkach może się potoczyć ten nieprzewidywany scenariusz.
Wiem, że w pierwszej chwili po otwarciu oczu w jego towarzystwie zgrywałam chojraka i odważniarę, ale wraz z każdą upływającą chwilą zaczynałam tracić wiarę w to, że udami się coś wykombinować i że decyzja o odrywaniu skorej do współpracy z tym demonem mroku była tą najsłuszniejszą. Coraz bardziej obawiałam się tego do czego będzie chciał się posunąć mój oprawca zanim ja wymyślę jakiś genialny plan, który da mi wolność.
Moja determinacja podupadała, a ja zyskiwałam świadomość w jak wielkie bagno wpadłam. Co więcej to bagno może mnie zacząć wciągać coraz głębiej, a ja bezsilnie zapadnę się w jego odmęty zatracając siłę walki i samą siebie. Przecież nie przeżyje tego, jeśli on skrzywdzi mnie tak, jak nigdy nie powinno się krzywdzić kobiety. Moją jedyną szansą jest odwlekać ten moment w czasie i łudzić się, że nagle nadarzy się okazja by zwiać w siną dal. Tylko jak długo on pozwoli mi się trzymać na dystans, zanim nie zacznie nabierać podejrzeń, aż w końcu całkiem odkryje mój blef?
Jest to pytanie za milion dolarów, które zaważy na moim losie. Przecież jak tylko Azamat zorientuje się, że całe to moje nastawie to pic na wodę, to koło fortuny mojego życia obróci się miażdżąc mnie w ułamku sekundy.
Oczywiste jest, że wówczas ten człowiek bez żadnych skrupułów weźmie siłą to czego będzie chciał, a na koniec zafunduje mi to co planował dla mnie od początku. Jedyną nadzieją jest ucieczka, ale czy będzie mi dana? Wiem, że powinnam być silna, nie tylko dla siebie, ale i dla mojej kruszynki, jednak nic nie poradzę, że w świetle tego wszystkiego co dzieje się wokół mnie coraz bardziej zatracam to przekonanie i wiarę, że uda mi się ocalić z tej opresji. Z drugiej strony być może to nękające mnie zmęczenie wpływa na to, że moja determinacja łapie tak wielki dołek.
W końcu jestem kobietą wychowaną przez mafię i powinnam mieć twardy tyłek. Do tego grałam praktycznie przez całe swoje życie więc, wypadałoby potraktować tą sytuację jako kolejny mistrzowski spektakl do odegrania w mojej karierze. I to najważniejszy, bo to właśnie on ostatecznie zaważy na mojej przyszłości. Ale czy będę wstanie posunąć się naprawdę tak daleko jak będzie tego wymagać ode mnie konieczność przetrwania? Czy dam radę odegrać rolę wyrachowanej kobiety? Kobiety, która bez wstrętu powinna oddać się swojemu wspólnikowi wyimaginowanej zemsty? Czy mam w sobie tyle siły i determinacji by pociągnąć to przedstawienie do końca, bez dekonspiracji, która będzie oznaczała zakończenie mojego marnego żywota?
To wszystko to dla mnie za wiele, a przeszywające mnie na wskroś zmęczenie w niczym nie pomaga.
Na szczęście przychylność losu spowodowała, że Azamat po przybyciu do jego rozległej posiadłości, położonej strategicznie na jedynym na tej wyspie wzniesieniu, wskazał mi pokój, w którym miałam się zatrzymać, a sam przepad jak kamień w wodę, zostawiając mnie samą. Przyjęłam to z tak wielką ulgą, że nawet nie jestem w stanie tego opisać. Rozpaczliwie potrzebowałam chwili na oddech i wygłówkowanie tego co zrobić by wyrwać się spod jego niewoli.
Oczywiście nie obyło się bez dodatkowych środków zabezpieczenia ze strony mojego gospodarza, który zamknął mnie na klucz w owej sypialni, a przed drzwiami postawił jednego ze swoich piesków. To było na dla mnie znakiem, że jeszcze nie pozyskałam do końca jego zaufania, ale nie było też powodem do wielkiego zmartwienia, bo świat, w którym on i mój mąż funkcjonują jest totalnie popierdolony, więc to raczej normalne czynności zapobiegawcze. No i nie powiem, że nie słuszne. Zwłaszcza w moim przypadku. Jednakże jak się można domyślić było mi to cholernie nie na rękę.
Nie mniej jak tylko zostaję sama, rozglądam się po pokoju, którego wystrój jednogłośnie wskazuje na to, że jego właściciel cierpi na kompleks Ludwika XVI, a od tego przepychu aż zbiera się człowiekowi na wymioty. Niestety w moim przypadku powodem nudności nie były ani brak gustu do wystroju wnętrz, ani symptomy ciąży, tylko drobiazgi wskazujące na to, że pomieszczenie, w którym się znalazłam nie jest zwykła sypialnią gościnną, lecz osobistą przestrzenią pewnego mężczyzny, a realny domysł, że tym facetem jest sam Azamat powodował, że w żołądku mi wrzało, a wymioty podchodziły niemal do gardła. Jednak nie tracąc czasu powstrzymałam siłą woli nieodpartą chęć dorwania się do muszli klozetowej i zwrócenia wszystkiego co pchało się na wolność.
Zamiast oddać się przyjemności rzygania dalej niż widzę, podchodzę do okna i uważnie przyglądam się otoczeniu. Niestety jest cholernie źle. Ta rezydencja to jakaś pierdolona twierdza! Jakby nie wystarczyło, że mieści się na pieprzonej wyspie, z której człowiek nie ucieknie o ile nie ma na podorędziu łodzi lub lotniczego środka transportu! Bo przecież pokonanie wszechobecnej wody w pław odpada już na przed biegach, tym bardziej, że na horyzoncie nie dostrzegam żadnego najbliższego lądu! Jestem pośrodku niczego i to z psycholem, który ma więcej ochrony niż królowa Anglii, a tutejszego ogrodzenia nie powstydziłoby się nawet Alkatraz za czasów swojej świetności. Serio, tutaj jest gorzej niż w posiadłości Rossiego! Nie mam kurwa pojęcia jak ja się stąd wyrwę, bo to co widzę stanowczo podkopuje wszelkie możliwości. Najpierw nie tylko musiałabym się wymknąć nie zauważona z tego pokoju, a to graniczy z cudem, skoro jestem ładnych kilka metrów nad ziemią, odpowiadającym wysokości drugiego piętra, a za drzwiami czai się cerber gotowy wziąć sobie mnie na pożarcie.
Ogólnie wszyscy ci faceci, których widziałam, odkąd Azamat mnie dorwał wyglądają nie tylko jak zawodowi mordercy, którzy uciekli przed wyrokiem śmierci, ale i jak wygłodniałe zboki gotowe rzucić się na wszystko co ma dziurę i cycki.
Nie chcąc się poddać już na stracie, obchodzę cały apartament, ale nie doszukuję się niczego co mogłoby przynieść mi upragnioną wolność. Znajduję natomiast składany, srebrny scyzoryk, który szybko chowam do stanika zakładając, że nie mam co gardzić nawet najmniejszą bronią. Oczywiste jest to, że od tak nie rzucę się na Azamata ze składanym nożem, bo to nie załatwi sprawy, ale kto wie, może nadarzy się okazja, gdy właśnie to małe ostrze uratuje mi w jakiś sposób życie.
Zmęczona tym wszystkim przysiadam na brzegu wielkiego łoża i rozglądam się jeszcze raz po swojej nowej klatce, która jest najgorszą z tych w jakich miałam wątpliwość przebywać. Wzdychając ciężko opadam na plecy i z wirującymi myślami patrzę w sufit. Muszę coś wymyślić. Jestem tu sama i muszę polega na sobie. Co prawda gdzieś tam na pograniczu świadomości błądzi mi nadzieja, że zaalarmowana brakiem odzewu z mojej strony Delia postawi na nogi nie tylko mojego męża, ale i swojego. Jednak nie jestem pewna czy Fabiano w ogóle podejmie się wysiłku, żeby mnie znaleźć, tym bardziej że teraz przepadałam w czarnej dupie.
Z drugiej strony z tego co opowiadał mi Maks, człowiek o imieniu Azamat od dawna psuł krew Cosa Nostzre oraz Camorrze, a oni robili wszystko, żeby to ukrócić. Mój obecny gospodarz był tak upierdliwy, że nawet mój brat miał z nim na pieńku. Z tego co zrozumiałam to właśnie on, a raczej jego zgładzenie było powodem przymierza jakie zawarł Fabiano z Dimitrim. Więc jeśli rzeczywiście depczą mu po piętach, to może skutkiem ubocznych ich działań będzie obłaskawienie mnie z jego rąk.
Myślicie, że z mojej strony to czarnowidztwo? Nie, to zwykły realizm. Fabiano skrupulatnie pokazał jak bardzo ma mnie w dupie i choć skrycie chciałabym się łudzić, że kocha mnie nad życie i rzuciłby się za mną w ogień, to obecna sytuacja nie jest dobrą okazją do oddawania się fantazji. Natomiast co do mojego brata, całkiem przestałam na nim polegać, gdy oddał mnie Fabio. Prawda jest taka, że odkąd przekazał mnie w jego ręce przestał się mną interesować, a ja również nie szukałam z nim kontaktu.
Więc jak to mówią, jak chcesz na kogoś liczyć licz na siebie. Umiem strzelać, ale co mi po tej umiejętności, skoro nie zapowiada się, żeby jakakolwiek spluwa wpadła mi magicznie w ręce. Poza tym co mi przyjdzie z zabicia Azamata, skoro zostanie mi do wybicia jeszcze jakiś pierdylion ochroniarzy, którzy na pewno są lepszymi strzelcami niż ja. To samo tyczy się walki w wręcz.
Jak widzicie, z której strony nie spojrzeć dupa i tyle. Ponownie wzdychając przymykam oczy i intensywnie próbuję znaleźć jakąś iskierkę nadziei w tym ocenie malującej się trwogi.
Niestety nawet nie wiem, kiedy, a moje zmęczenie bierze nade mną górę, a ja mim się spostrzegę zasypiam, choć tego nie było w moich planach.
.........
Nieplanowany sen przyniósł mi ukojenie, aż do teraz kiedy budzi mnie drażniący dotyk na moim udzie. Zaalarmowana budzę się natychmiast i podrywam się do siadu otwierając czujnie oczy.
-Dzień dobry ślicznotko, choć może raczej dobry wieczór, bo przespałaś całe popołudnie- odzywa się siedzący na brzegu łóżka Azamat, pochylony nad moim ciałem.
Jego obecność natychmiast stawia na baczność moją czujność. A myśl, że mógł tu siedzieć już od dłuższego czasu i obłapiać mnie wzorkiem napawa mnie obrzydzeniem. Mam również ochotę skrzepnąć odruchowo jego dłoń błądzącą po mojej nodze, ale wiem, że nie mogę sobie na to pozwolić, bo wszystko zaprzepaszczę.
-Byłam zmęczona, jak widać- mówię jedynie przeczesując włosy palcami i w myślach błagając go, żeby zabrał ode mnie te obleśne łapska.
-Ja natomiast w tym czasie ustaliłem kilka ciekawych faktów- rzuca swobodnie, wędrując wygłodniałym wzrokiem po moim dekolcie i innych krągłościach, co wzbudza mój niemały strach.
Nie wiem co mu dokładnie w tej chwili chodzi po głowie, ale cholernie mi się to nie podoba. I na pewno nie mam ochoty brać w tym udziału. Dlatego postanawiam go zagadać i postarać się odpędzić te sprośności, które ma wymalowane na swojej mrocznej facjacie.
-Więc może będziesz tak uprzejmy i podzielisz się nim ze mną- rzucam odważnie, a on spogląda mi figlarnie w oczy.
-To nie ucieknie, a ja wolałbym się teraz zająć czymś innym- mówi, a blask pożądania w jego tęczówkach i ciemniejące spojrzenie jawnie zdradzają co ma na myśli.
Przez to wiem, że krytyczny dla mnie moment nadchodzi wielkimi krokami i staje się niebezpiecznie nieubłagany. Przeczuwam, że czas mi się kończy, a on bardzo szybko połapie się w moim blefie, bo jak mu przywalę z pięści w mordę, gdy tylko spróbuje pozbawić mnie bielizny, to sprawa stanie się jasna. Do tego każda komórka mojego ciała wyrywa się by wywrzeszczeć mu w twarz, żeby się odpierdolił już teraz bo naruszenie mojej przestrzeni osobistej przez tego psychola, sprawia, że coraz ciężej brnąć mi w to wszystko dalej i jednocześnie zachować zimne opanowanie.
Nawet się nie domyślacie jak trudno jest mi zapanować nad naturalnymi odruchami i ile samozaparcia kosztuje mnie powstrzymanie się od wyszarpnięcia ze stanika tego małego scyzoryka i nie wbicia mu go w pachwinę. Dlatego też dla uratowania sytuacji stawiam ponowienie na swój nie wyparzony język, jak on to mówi i liczę, że uniknę tego do czego on zmierza.
-A ja myślę, że jeśli to coś tak istotnego, że zajęło ci kilka godzin, to najpierw powinieneś mi powiedzieć co ustaliłeś- odpowiadam natarczywie i nie uginam się pod jego ciężkim wzrokiem- W końcu jak mam być twoją wspólniczką zemsty to powinnam być na bieżąco, nie sądzisz? - dodaję cynicznie.
Nie daję się zastraszyć i toczę z nim tą dziwną walkę na spojrzenia, wewnętrznie spinając się na to co może się wydarzyć w najbliższych minutach, a co będzie koszmarem prześladującym mnie po kres moich dni. Bo przecież on może się na mnie rzucić w każdej sekundzie, a ja nie bardzo będę miała co z tym zrobić.
Jednak po dłuższej chwili Azamat uśmiecha się pod nosem i prostuje się na łóżku przyjmując bardziej oficjalną postawę.
-Przez te kilka godzin zdążyłem zapomnieć, że jesteś inna niż wszystkie kobiety z jakimi miałem do czynienia- rzuca szczerząc zęby, a ja w duchu wzdycham z ulgi, mając nadzieję, że chociaż chwilowo porzucił swoje zapędy do figli.
-To jak, pochwalisz się tym czego się dowidziałeś czy nie? - odzywam się wydymając wargi i wykorzystując moment, żeby wciągnąć go w rozmowę, która jeszcze bardziej ostudzi jego zakusy.
-Jaka ty niecierpliwa- stwierdza z rozbawieniem. - Ale dobrze niech ci będzie. I tak będę potrzebował twojej pomocy w tym co zaplanowałem- mówi ze spokojem- No, o ile się nie rozmyśliłaś i nie porzuciłaś swojej chęci zemsty. - dodaje przyglądając mi się uważnie.
-Nie jestem cholerną chorągiewką na wietrze więc, nie zmieniam zdania z każdy powiewem- warczę zirytowana dla lepszego efektu- Więc albo mówisz albo nie- burczę kapryśnie.
-W takim razie, skoro jesteś zdecydowana to musisz wiedzieć, że twój mężulek i jego ludzie przybyli za nami i teraz goszczą się w Baracoa na Kubie. Nie doceniałem Rossiego i muszę przyznać, że wywęszył wszystko szybciej niż sądziłem. - mówi, a ja staram się zachować obojętny wyraz twarzy, choć ogarnia mnie ulga i budująca się prawdziwa nadzieja, na ratunek.
Fabio przybył tu, żeby pozbyć się swojego wroga. Chociaż wątpię, żeby wiedział o tym, że on mnie porwał, choć może... Sama nie wiem, Delia mogła go przycisnąć i zmusić do działania. Ale nawet jeśli to wątpię, żeby sama chęć odbicia mnie z rąk tego psychopaty ściągnęła go aż tu, tym bardziej że właśnie się dowiedziałam, że znajduje się na wyspie w pobliżu pieprzonej Kuby! Po drugiej stronie oceanu!
Z drugiej strony Fabio mógł sobie ubzdurać konieczność odwetu, za to czego się dopuściłam przed ucieczką i to mogłoby być dla niego wystarczającą motywacją. Jest to wysoce prawdopodobne i wcale by mnie nie zdziwiło. Chęć ukarania mnie za niewybaczalną zniewagę może być dla niego wystarczającym motywy, żeby mnie uratować, a następnie znowu uwięzić przy sobie i to tym razem za pewne jako prawdziwą niewolnicę.
Szkoda tylko że cokolwiek zrobi będą nim kierowały jakieś popieprzone intencje, a nie takie jakbym chciała.
Jednak to teraz nie ważne, najważniejsze żebym uwolniła się od Azamata a później będę się martwić, co dalej. Przy Fabiano przy najmniej nie będę musiała się martwić o życie mojej kruszynki, chociaż z drugiej strony nie spieszy mi się do tego, żeby dowiedział się o mojej ciąży. Bo co by nie robić nadal nie chce być żoną takiego człowieka jakim on jest. Nie na takich zasadach jak dotychczas, ale to już zmartwienia na zaś.
-W każdym razie jego ludzie rozplenili się po Baracoa jak jakaś cholerna plaga i zapewne kombinują jak się tu dostać, ale to im tak łatwo nie pójdzie, więc możesz być spokojna- wyjaśnia, wyrywając mnie z zamyślenia.
Ta jasne, będę spokojna jak cholera.
Mimo wszystko mam nadzieję, że ludzie Rossiego jednak coś wymyślą i znajdą sposób jak dobrać się do dupy tego drania.
-W takim razie jaki mamy plan? - pytam rzeczowo, żeby zobaczył, że aż się rwę do zakończenia spraw z Fabio.
Co chyba działa, bo Azamat rozciąga usta we wrednym uśmiechu.
- Pomyślałem, że ciekawiej będzie zrobić mu niespodziankę, zamiast czekać aż sam wprosi się w nasze progi. - rzuca z zadowoleniem- W końcu nie tylko on ma na wybrzeżu swoich ludzi. - dorzuca z wyższością typowego buca zapatrzonego w siebie i przekonanego o swojej wygranej- Moglibyśmy odegrać małe przedstawienie, a moi pracownicy, którzy przebywają tam wtapiając się w otoczenie, by to wszystko obstawili. Taki element zaskoczenie da nam przewagę, bo ludzie Cosa Nostry będą sądzić, że to oni są górą i mają wszystko pod kontrolą, a my nieświadomie sami im się wystawiliśmy. Dzięki temu efekt końcowy będzie jeszcze lepszy i dużo zabawniejsze – oświadcza z arogancją i przekonaniem o swoim wielkim sprycie.
-Co dokładnie masz na myśli?
Nawet podoba mi się jego tok rozumowania, bo przebywanie na Kubie, daje mi większe szanse na ucieczkę, nawet jeśli Fabio nie przybędzie mi z odsieczą.
-Możemy zjawić się w jednej z knajpek w Baracoa i zjeść tam razem kolację. To zwabiłoby twojego mężulka i jego pieski. Pomyśli, że weźmie nas z zaskoczenia, a to go zgubi. Do tego widok nas jako namiętnej pary będzie dla niego dodatkową ujmom na honorze i zdradą, która na pewno mu dopiecze, a ukoronowaniem tego wszystkiego byłoby by to, gdyby zginął z rąk własnej żony- oznajmia nie spuszczając ze mnie oceniającego wzroku i czekając na moją reakcję.
Wyczuwam jego oczekiwania, więc uśmiecham się z pełnym wyrachowaniem.
-Jestem za. Kiedy możemy ruszać? - pytam z entuzjazmem, którego akurat nie muszę udawać, bo wiążę z tymi jego planami własne nadzieje.
Do tego, jeśli chce dać mi do rąk spluwę, jestem jak najbardziej za! Choć dziwne wydaje mi się to, że zaufa mi aż tak, żeby powierzyć broń. Przecież musi rozważać różne możliwości mojego zachowania. Nie wierzę, że nie. Chociaż z drugiej strony, nie jestem w stanie go do końca rozgryźć. Odnoszę wrażenie, że jest na mnie cholernie napalony, a nie raz zdarzało się tak, że myślenie fiutem zgubiło jemu podobnych.
Ale co tam nie będę wydziwiać, skoro to dla mnie dobra wiadomość. A dodatkowo wycieczka na wybrzeże utrudni mu kombinowanie jak dobrać mi się do majtek.
-W sumie to możemy w każdej chwili- mówi, ale gdy chcę się już zerwać z łóżka jego kolejne słowa działają na mnie niczym lód- Ale pomyślałem, że najpierw moglibyśmy bardziej kreatywnie wykorzystać czas, żeby wizerunek nas jako pary wypadł bardziej wiarygodnie, a dopiero później w ramach deseru zabawić się kosztem Fabiano- dodaję po czym w mgnieniu oka znajduje się nade mną przyciskając mnie sowim ciężarem do materaca, a jego usta zaczynają błądzić po mojej szyi.
Kurwa mać i to tyle by było w temacie wybicia mu z głowy zbereźnych igraszek!
Momentalnie paraliżuje mnie panika i nie wiem co mam zrobić, bo nie takiego obrotu sytuacji się spodziewałam. Ale wiem, że nie mogę go odtrącić tak brutalnie jakbym chciała, bo to wszystko posuje, a przecież ratunek jest już niemal na horyzoncie. Dlatego muszę szybko coś wymyślić.
- Cholernie mnie podniecasz, a to że nadal jesteś jeszcze mężatką i to tkwiącą w związku z moim głównym wrogiem kręci mnie jeszcze bardziej. - mruczy liżąc moją skórę i zmierzając do moich ust.
Mam ochotę się wyrzygać, ale mobilizuję swój organizm, żeby aż tak się nie butował, bo to w niczym mi nie pomoże. Muszę jedynie przechytrzyć tego kretyna i będzie po sprawie. Tylko jak?
- Do tego- kontynuuje jednocześnie przyciskając do mojego podbrzusza swoją twardą erekcję- byłoby to przyjemnym przypieczętowaniem naszego przymierza przeciwko Cosa Nostrze. -rzuca ochryple, a ja w pełni wyczuwam buchającą od niego żądzę, która napina moje ciało w odruchu obronnym.
Muszę szybko to jakoś rozegrać na swoją korzyść, bo nie ma mowy, żeby on... Boże nawet nie chce o tym myśleć.
Jednak zanim uda mi się cokolwiek z siebie wydusić Azamat wpija się w moje usta, a jego natarczywy i oślizgły język bezpardonowo wdziera się przez moje wargi. W żołądku żółć mi gulgocze, ale wiem, że jest to krytyczna chwila, która zaważy na wszystkim co później się wydarzy.
Muszę jakoś szybko zażegnać jego zapędy, bo nawet jeśli teraz go odtrącę i porzucę swoją przykrywkę, to nie wyniknie z tego nic dla mnie dobrego. Fabio od tak nie wpadnie tu niczym rycerz na biały koniu, żeby mnie uratować, a Azamat nie będzie miał oporów przed wzięciem siłą tego czego ode mnie teraz chce.
Dlatego też z klarującym się w mojej głowie planem, staram się wyłączyć na otaczające mnie bodźce, w tym na obecność Azamata samego w sobie i zmuszam się do oddania mu pocałunku ze współmiernym zainteresowaniem. Chyba mi to wychodzi, bo mężczyzna warcząc z zadowolenia jeszcze bardziej na mnie napiera biodrami, a jego dłoń wędruje do mojej piersi. I właśnie w tym momencie, kiedy jego uwaga jest tak bardzo rozproszona, przenoszę ręce na jego tors, przejeżdżając po nim paznokciami, a następnie znienacka lekko, aczkolwiek stanowczo go odpycham, przez co od razu przenosi na mnie zaskoczone i zamglone spojrzenie.
-Nie tak szybko rycerzyku- rzucam zalotnie uśmiechając się przy tym seksownie dla złagodzenia faktu, że właśnie przerwałam mu jego oślizgłe amory. - Myślę, że najpierw trzeba załatwić interesy, a później dopiero przejść do przyjemności- oświadczam karcącym tonem, na co Azamat się rozchmurza i ponownie się nade mną pochyla.
-Pozwól, że się z tobą nie zgodzę- rzuca po czym ponownie przykleja swoje gadzine usta do mojej skóry.
-Serio zadowoli cię szybki numerek? - pytam z kpiną, która mam nadzieje uderzy w jego ego i uchroni mnie od traumy na całe życie. Przecież każdy facet takowe posiada więc mam nadzieję, że moja zagrywka zadziała- bo oboje wiemy, że nie możemy tracić za dużo czasu, bo Fabiano może nie jest jakiś wielce wybitny, ale zdarzają mu się przebłyski intelektu, a przez to nasz plan może się roztrzaskać tak samo szybko jak go wymyśliłeś- dodaję kwestią wyjaśnienia, a on wreszcie z łaski swojej zaprzestaje obśliniania mojego dekoltu i uważnie spogląda na moją twarz- No co? Lubię się delektować dobry seksem a nie łapać ulotną przyjemność. – zauważam swobodnie - Weź mnie nie strasz, że jesteś jednym z krótkodystansowców- rzucam specjalnie celując w czuły punkt każdego faceta, jakim jest jego wytrzymałość łóżkowa.
-O to z pewnością nie musisz się martwić piękna. Jestem wytrzymały jak mało kto- odpowiada ze zdecydowaniem, a w jego głosie przebija się rozbawienie i pewność siebie.
-Całe szczęście, bo już zaczynałam się martwić- wzdycham z udawaną ulgą, jednocześnie prowokacyjnie zataczając paznokciem kółka na jego bicepsie- W każdym razie całkiem dobrze poznałam mojego męża i wiem, że jak się zaweźmie to może wymyślić nawet dobry plan i wszystko nam utrudni, więc powinniśmy działać czym prędzej. Poza tym, z tego co wiem to chyba podstawowa zasada brzmi, żeby nie lekceważyć wroga. Racja? - pytam słodko.
-Owszem. -przyznaje patrząc na mnie mile zaintrygowany- Jesteś nie tylko seksowną i zadziorną kobietą, ale i sprytną- oświadcza z zadowoleniem.
-Żebyś wiedział, więc lepiej zacznij mnie doceniać. – rzucam buńczucznie- Jeden taki już mnie zlekceważy, a ja mu się za to odpłacę i to z nawiązką - oznajmiam bojowo dla lepszego efektu.
-Nie jestem takim frajerem jak Rossi- zaznacza stanowczo- I jestem coraz bardziej przekonany, że będzie mam całkiem dobrze razem i zajebiście się dogadamy- oznajmia z uśmiechem na okrutnej twarzy, co jest cholernie przerażającą mieszanką.
-W takim razie- mówię jednocześnie jeszcze bardziej popychając go do tyłu, po czym wymykam się z jego ramion i zeskakuje z łóżka- zacznijmy się szykować i miejmy to wszystko już za sobą. Do tego myślę, że seks z wdową po Fabiano Rossim będzie równie ekscytujący, a nasza akcje nakręci nas oboje jeszcze bardziej- dodaję zalotnie, żeby zniwelować jego ewentualne podejrzenia wynikające z tego, że nie dam mu się od tak przelecieć.
-W porządku- mówi o dziwo również wstając- Ale liczę, że później zrekompensujesz mi to czekanie- dodaje stanowczo, po czym przyciąga mnie do siebie i ku mojej zgrozie ponownie łączy nasze usta.
Jednak jak na dobrą aktorkę staram się dalej brnąć przez ten cyrk, wiedząc, że zakończenie jest tuż, tuż za rogiem. Nie za bardzo się przykładam do oddawania pocałunku, ale widać, że Azamat nie całował się ze zbyt dużą ilością normalnych kobiet, bo wydaje się tego nie zauważać.
No tak, pewnie korzystał z samych dziwek i po prostu brał od nich to co chciał, więc nie ma się do dziwić. Przecież prostytutki się nie całuje, a przynajmniej kiedyś tak słyszałam. Ale nie ważne, grunt w tym, że łapie całą tę moją bujdę na resorach.
Co nie zmienia faktu, że jego samczy pomruk satysfakcji napawa mnie obrzydzeniem. Do tego wywołuje wstręt do samej siebie, że daje mu na to przyzwanie. Wątpliwe, bo wątpliwe, ale jednak.
Żeby nie uzewnętrznić swojej awersji, skupiam się na tym, że jak tylko zostanę sama to przepłuczę buzie wybielaczem, a jak już będzie po wszystkim to przez okrągły tydzień będę się zawzięcie szorować, żeby pozbyć się śladów jego oślizgłego dotyku.
Na szczęście moja droga przez mękę nie trwa długo, a on w końcu odrywa się od moich warg. Natomiast jego ręka zaciska się na moim pośladku, a ja z całych sił hamuje odruch strzelenia go za to w gębę.
-Dobra, spadam stąd. Musimy wyeliminować Rossiego i jego bandę przygłupów, a ja przez te twoje ponętne ciało jestem jeszcze gotów stwierdzić, że jednak mam ich w chuju i mogą mi naskoczyć-oznajmia ochryple, jeszcze mocniej ściskając mój tyłek i przejeżdżając palcem po krągłości piersi- maleńka jesteś chodzącą zgubą, dla której nie jedne mógłby zboczyć z obranej ścieżki- mówi rozmarzonym i niemal czułym tonem. Nie wiem czy to też tylko gra z jego strony, ale zaczynam czuć się jeszcze bardziej nieswojo- Już dawno temu zastanawiałem się jak to możliwe, że los dał temu durniowi taką seksowną żonę, a teraz sam mam cię całą dla siebie i to mnie kurewsko podniecają- dodaje patrząc mi twardo w oczy. - Myślę, że naprawdę będzie nam razem dobrze- podkreśla po czym pochyla się i całuje mnie w czoło, a następnie w kącik ust.
Co tu się kurwa dzieje? Co to za chore gierki? Rozumiem czystą żądzę, zapewne zupełnie normalną u takiego napaleńca jak on, ale po cholerę te bezsensowne czułości? Czy to możliwe, żeby mu się aż tak popierdoliło w tej wypaczonej łepetynie? Przecież niemożliwe, żeby mój urok osobisty od tak go zauroczył i chwycił za serce. Seks, seksem, bo to standard u facetów, ale bez przesady.
W każdym razie nie mam zamiaru sobie tym głowy zawracać, bo chce się najzwyczajniej w świecie stąd uwolnić i zostawić go za sobą.
Po tym wszystkim zostawia mnie samą dając mi możliwość chwycenia oddechu, a chwilę później ktoś przynosi mi do pokoju elegancką czarna suknię odpowiednią na ekskluzywną kolację. Widać, że Azamat zadbał o szczegóły, by wypaść wiarygodnie. Więc żeby zachować pozory zamykam się w łazience i szykuję na udawaną randkę. Dość szybko się ze wszystkim uwijam, tym bardziej, że nie mam nawet jak zrobić sobie makijażu, bo nie mam tu żadnych kosmetyków. W związku z tym stawiam na pełną naturalność i włosom też pozwalam swobodnie spływać falami na plecach.
Zakładam sukienkę, a kiedy wygładzam materiał opływający moje ciało od prostej linii dekoltu po taflę sięgającą moich kostek, otwierają się drzwi i wraca Azamat w eleganckim wydaniu. Gdyby nie ta cała mroczna i zgniła otoczka można by rzec, że przystojny z niego facet. I do tego seksowny. Biała lniana koszula z rękawami podwiniętymi do łokci, przerzucona przez ramię marynarka i jasne, garniturowe spodnie uwydatniają jego sylwetkę.
Zadowolony z mojego lustrującego spojrzenia, uśmiecha się arogancko pod nosem, ale niech sobie myśli co chce, jeśli to działa na moją korzyść i jeszcze bardziej oddali ode mnie wszelkie podejrzenia.
-Pięknie wyglądasz- mówi zmierzając w moją stronę.
-Dziękuje, ale brakuje mi jeszcze odpowiednich butów- odpowiadam unosząc rąbek sukienki i pokazując bose stopy.
-W takim razie te ci się przydadzą- rzuca unosząc przed siebie dłoń, dotychczas schowaną za plecami i prezentując mi parę klasycznych czarnych szpilek.
-Tak, mam tylko nadzieję, że będę pasować- odzywam się zaczepnie biorąc od niego buty.
Trampki byłby bardziej praktyczne, biorąc pod uwagę, że zamierzam zwiewać, gdzie pieprz rośnie, jak tylko nadarzy się okazja... Ale cóż, prawdziwa kobieta potrafi biegać jak sprinter nawet na obcasach.
-I jak, pasują? - pyta przekornie, gdy robię kilka kroków w szpikach które są idealnie dobrane.
-Powiedzmy- odpowiadam bez entuzjazmu, stając przed lustrem, a on nie kryje swojego rozbawienia.
Co jest z tymi facetami, że część z nich naprawdę lubi trudne w obyciu kobiety? Co takiego ich kręci w postawie wrednej suki?
Jednak nie narzekam, bo nie chce mi się odgrywać słodkiej idiotki klejącej się do tego potwora i rzucającej mu się z wdzięczności na szyję. Bo co jak co, ale za co miałabym być wdzięczna. Za to, że mnie uprowadził wbrew mojej woli, czy za to, że czai się na moje ciało jak hiena na kawałek padliny?
-Mam dla ciebie coś jeszcze- mówi wyrastając za moim plecami, a ja się spinam wyglądając zagrożenia.
Jednak on jedynie wyciąga z kieszeni spodni piękną złotą kolię z dużą błyszczącą zawieszką na samym środku. Po czym unosi ją w dłoniach i zakłada na moją szyję, a ja unoszę loki, żeby mógł ją zapiąć. Ten gest z jego strony wydaje mi się cholernie podejrzany, zresztą tak samo jak te wszystkie tkliwe zagrywki. Ale mniejsza o to. Priorytetem jest się stąd uwolnić.
-Dziękuję- odzywam się spodziewając się, że właśnie tego ode mnie oczekuje, kiedy wpatruje się uważnie w moje odbicie w tafli szkła.
-Pasuje ci- mówi przejeżdżając palcem po imponującej błyskotce- Jest tak samo unikatowy jak ty- rzuca kolejnym dyrdymałem, który wzbudza moją czujność.
Jednak, kiedy bierze moją dłoń i kieruje nas do wyjście, przestaję się nad tym zastanawiać, bo moja upragniona wolność nadchodzi dużymi krokami.
I właśnie na tym się skupiam, nawet gdy wsiadamy na jacht, który ma nas zabrać na wybrzeże Kuby. Mam tylko nadzieję, że Fabiano i jego ludzie szybko zorientują się w sytuacji i znajdą sposób, żeby skutecznie unieszkodliwić Azamata, a ja ujdę z tej opresji bez szwanku i uratuję moje niewinne maleństwo. Może i między mną a moim mężem sprawy ułożyły się tak jak się ułożyły, ale w tej chwili pokładam w nim nadzieję, choć nie wiem czy słuszną.
Trudno, jeśli on nie przyjdzie mi z pomocą, sama coś będę musiała wymyślić i działać z pełną improwizacją, ale na razie liczę, że Rossi i jego ludzie staną na wysokości zadania i nie dadzą się tak łatwo wmanipulować w pułapkę Azamata.
Swoją drogą ciekawe co dokładnie miał namyśli ten socjopata mówiąc, że on również ma tam swoich ludzi, którzy przeniknęli do otoczenia nie zwracając na siebie uwagi...
I co ważniejsze ilu ich tam jest...
...................
Buziaki!!!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top