Rozdział 19
niesprawdzony...
Kira
Oczekiwałam, że Teo po upewnieniu się, że nic mi nie jest, zostawi mnie samą w domu, jednak dostrzegając jego pełne troski spojrzenie wiedziałam, że tak łatwo się go nie pozbędę. Miał ogromny dylemat w związku z tym czy faktycznie powinien spełnić moją prośbę i wyjść. Dlatego też wyjaśniłam mu, że potrzebuję chwili dla siebie, żeby dojść do ładu z najnowszymi rewelacjami.
I to była szczera prawda, bo odkąd oznajmił mi, że jestem w ciąży czuję się jak w jakimś popieprzonym matrixie. Muszę ogarnąć swoje myśli oraz nową sytuację w jakiej się znalazłam. Bo to, że ja nadal niedowierzam w swój stan nie zmienia tego, że według Teo jestem mniej więcej w drugim miesiącu ciąży, a co za tym idzie mam wiele do przemyślenia i muszę to zrobić w samotności.
Mój przyjaciel nie wie za wiele o mojej przeszłości, a ja nie zamierzam go wtajemniczać w ten pierdolnik jaki zostawiłam na Sycylii. Informacje jakimi się z nim podzieliłam można byłoby policzyć na palcach jednej ręki, a i tak dzieliłam się nimi stopniowo. Po tym jak się ze sobą zaprzyjaźniliśmy wyznałam mu swoje prawdziwe imię, choć w tutejszej społeczności funkcjonowałam pod moją fałszywą tożsamością z podrobionego dowodu. Powiedziałam mu też, że to trudne przeżycia zmusiły mnie do opuszczenia domu. Wówczas on dostrzegając moją obrączkę, spytał krótko czy to mój mąż jest powodem, dla którego nagle postanowiłam zmienić miejsce zamieszkania. Potwierdziłam, a on nie dociekał, bo miał świadomość, że to dla mnie bolesny i drażliwy temat.
Na tym zakończyliśmy roztrząsanie mojej przeszłości i już do niej nie wracaliśmy. Teo bezwarunkowo zaakceptował mnie taką jaką jestem i brał ode mnie tylko tyle ile byłam w stanie mu dać. To wszystko razem sprawiało, że był świetnym kumplem.
Dlatego też z ciężkim sercem patrzę na wyraz zmartwienia na jego twarzy, gdy ostatecznie zmierza do drzwi, choć jego niezdecydowania tylko narasta. Naprawdę go lubię i właśnie dlatego nie mam zamiaru zapoznawać go z brudami bezwzględnego świata, z którego uciekłam. Nie potrzeba mu do szczęścia informacji o mafii oraz o tym kto jestem moim mężem. Bez tej wiedzy będzie bezpieczniejszy i tego mam zamiar się trzymać.
-Teo nie martw się o mnie. Mam mętlik w głowie i muszę go ogarnąć. A żeby to zrobić potrzebuję trochę samotności. Obiecuję, że jak zmienię zdanie i będę potrzebować towarzystwa to od razu do ciebie zadzwonię. - mówię, żeby go uspokoić, choć mi samej daleko do spokoju.
Po raz kolejny obrzuca mnie uważnym spojrzeniem.
-Na pewno? - pyta, a ja przytakuję- Dobra, ale jutro rano zawiozę cię na wizytę u ginekologa.
-W porządku. - zgadzam się, a on całuje mnie w policzek, przytula ostatni raz i opuszcza mój dom.
Stojąc na niewielkiej werandzie obserwuje jak wsiada do swojego samochodu i odjeżdża. Po czym wracam do środka i biorę orzeźwiający prysznic, próbując zmyć z siebie pierwszy szok związany z kolejną rewolucją w moim życiu.
Następnie przebieram się w pierwszą lepszą zwiewną sukienkę w kolorze lazuru, chwytam japonki w dłoń i wychodzę z domu. Muszę się przespacerować i spróbować uporządkować mętlik jaki panuje w mojej głowie.
Słońce jest coraz niżej na horyzoncie, ale do zachodu zostały jeszcze niecałe dwie godziny. Dlatego schodzę schodkami na niemal opustoszałą plaże i ruszam wolnym rokiem wzdłuż brzegu obserwując bezkres morza. Nigdzie mi się nie spieszy więc daję sobie czas na to, żeby moje tamy stopniowo zaczęły puszczać pozwalając tym samym by zalały mnie przeżycia z Włoch, realność dzisiejszej wiadomości oraz związane z tym fale emocji.
Jedyne na co nam nadzieję to to, że nie zatonę pod naporem tego wszystkiego. Zwłaszcza bólu i żalu, związanego z tym, że nigdy nie będzie mi dane żyć szczęśliwie u boku mojego męża, bo on na zawsze pozostanie draniem. Powinnam w końcu zacząć się cieszyć z tego, że oddzielają mnie od niego setki kilometrów, przez co zaoszczędzam sobie kolejnych krzywd, które i tak mnie przerastały.
Taa, mój mąż bez względu na wszystko zawsze będzie tym kim jest, a u boku takiego człowiek, nie ma dla mnie miejsca. Przynajmniej nie takiego na jakie zasługuje, bo bycie popychadłem jest czymś na co nigdy nie powinnam była się godzić.
Tak czy inaczej on jest w Palermo, a ja tu i nie będziemy wspólnie dzielić nowiny o naszym dziecku. Bo co do tego, że to jego dziecko nie mam żadnych wątpliwości. Mój romans z Maksem rozpoczął się mniej więcej miesiąc temu i trwał niewiele więcej niż tydzień, a do tego zawsze się dodatkowo zabezpieczaliśmy. Z resztą prawdopodobny początek ciąży zupełnie nie pokrywa się z naszym krótkim romansem, bo ostatni okres miałam dokładnie dwa miesiące i dwa tygodnie temu. Wychodzi nawet na to, że Fabiano udało się mnie zapłodnić krótko po tym jak zmieniłam metodę antykoncepcji. Nadal w to nie dowierzam, ale logice Teo, nie da się zaprzeczyć. Powinnam być mądrzejsza i wziąć pod uwagę, że wymioty związane z nękającą mnie cyklicznie migreną mogą znacznie obniżyć skuteczność antykoncepcji. Byłam za bardzo pochłonięta satysfakcją robienia Rossiemu na złość, żeby dostrzec luki w moim sprytnym planie, a teraz mam za swoje.
Niezaprzeczalnie ojcem mojego nienarodzonego dziecka jest Fabiano i nic tego nie zmieni. To oczywisty fakt, zresztą tak samo jak to, że ja i on nie mam wspólnej przyszłości. Znaleźliśmy się w impasie, z którego nie jesteśmy wstanie wspólnie się ocalić. Nasze ścieżki nigdy nie powinny były się przeciąć, a przeznaczenie nie powinno nas połączyć.
Prawda jest tak, że my dwoje razem to czysty chaos zmierzający do autodestrukcji, a ta świadomość wywołuje u mnie bezsilność w związku z sytuacją, w której się znaleźliśmy, a którą już tak wiele razy bezsensownie roztrząsałam. Teraz do tego wszystkiego doszła jeszcze kolejna rewelacja, którą zesłało na mnie przewrotne przeznaczenie.
Pogrążona w myślach idę przed siebie nie zawracając uwagi na otocznie. Moim rozterką towarzyszy jedynie szum fal morza obmywających moje stopy.
Nie wiem co powinnam teraz zrobić.
To, że urodzę jest oczywiste, tylko co dalej? Czy powinnam powiedzieć Deli o swojej ciąży? Pewnie tak, tylko nie wiem czy ta informacja jeszcze bardziej wszystkiego nie skomplikuje. W każdym razie muszę się na coś zdecydować, bo zgodnie z naszym harmonogramem rozmów, właśnie dziś wieczorem powinnam do niej zadzwonić. Może podpytam ją najpierw o Fabiano? Tylko czy cokolwiek co usłyszę sprawi, że będę chciała wrócić do Włoch i u jego boku wychowywać dziecko? Nie sądzę. Przecież tak jak wspominałam my dwoje razem nie wróżymy dla siebie niczego dobrego. Jedyne co potrafimy to ranić się wzajemnie, a już na pewno on mnie.
Chcę w spokoju przeżyć ciąże, cud narodzin a następnie macierzyństwo. Nie potrzebuję w tym wszystkim by traktowano mnie jak śmiecia i wystawiano na kolejne ciosy jakimi będzie zachowanie mojego męża, który z pewnością nie zrezygnuje ze swoim panienek, jednocześnie cały czas mając do mnie pretensje o mój krótki romans z Maksem. Prawda jest taka, że pojawienie się dziecka nic nie zmienia w naszej relacji, bo Fabiano pragnął go nie po to by umocnić naszą więź tylko dlatego że posiadanie potomka wzmocni jego pozycje i to jeszcze tylko wtedy, jeśli urodziłby się chłopiec. Jego pobudki rodzicielskie były tak płytkie jak powód naszego małżeństwa. Więc jego ewentualna radość miałaby całkiem inne podłoże niż moja i ulotniłaby się tak szybko jak tylko poznałby płeć dziecka niezgodną z jego przewidywaniami.
Kiedy słońce sięga horyzontu, a ja zaczynam odczuwać oznaki zmęczenia, siadam na ciepłym piasku pośrodku pustej plaży i tępym wzrokiem obserwuję zachód słońca. Może to dziwne, bo jestem tu od kilku tygodni, ale dopiero teraz, po raz pierwszy zwracam uwagę na niknące promienie słoneczne i towarzyszący temu pejzaż barw. Przypomina mi to rzeźbienie na zagłówku naszego małżeńskiego łoża, w którym zapewne razem z Fabio poczęliśmy kruszynkę rosnącą w moim brzuchu. Przez wiele dni spaliśmy w tym łóżka, a nawet i uprawialiśmy seks, ale nigdy nie byliśmy w nim tak naprawdę razem. Zawsze dzieliła nas emocjonalna bariera, którą on stawiał między nami. Nawet jeśli na trochę ją poluzował to i tak wyrastała na nowo i to z większą mocą. Ja mimo swoich oporów byłam gotowa otworzyć się na niego i dać nam szanse, ale on zbyt wiele razy mnie odrzucił pokazując, że dla niego jestem tylko pionkiem w jego mocarnym planie.
Obejmuje ramionami kolana i próbuję wymyślić plan na przyszłość, bo jak na razie płynęłam jedynie na fali codzienności. Jednak wiedząc, że za kilka miesięcy nie będę tu sama, powinnam przemyśleć to, jak ma wyglądać nasze życie, gdy moje maleństwo przyjdzie już na świat. Boli mnie fakt, że nigdy nie pozna swojego ojca, ale nie mogę pozwolić, żeby Fabiano się o nas dowiedział. Wówczas ściągnąłbym mnie do siebie i unieszczęśliwił nie tylko nas oboje, ale i nasze dziecko.
W końcu żadne dziecko nie powinno być zmuszone do patrzenia na to jak jego rodzice niszczą się nawzajem. Takie rzeczy odbijają się piętnem na dzieciństwie i nie można temu zapobiec. Patrzenie na to jak ojciec nie szanuje matki i wiecznie wraca po nocach wymięty od swoich dziwek, nie jest czymś na co powinno się narażać niewinność dziecka.
Dlaczego nie mogę mieć normalnego życia z facetem, który by mnie kochał i razem ze mną w miłości wychowywałby nasze potomstwo?
Wiele bym dała, żeby to wszystko wyglądało inaczej.
Żeby Rossi był inny.
Żebyśmy my byli inni.
Żebyśmy oboje dokonali innych wyborów.
Żeby nasze decyzje doprowadziły nas do szansy na wspólne życie, a nie ją całkowicie zaprzepaściły.
Jednak moje pragnienia są bezsensowne, bo wszystko się bezpowrotnie spieprzyło, a ja mam tego pełną świadomość.
Problem w tym, że przez dzisiejszą rewelację odnośnie ciąży jeszcze boleśniej przeżywam wydarzenia, z Palermo które skłoniły mnie do opuszczenia tego miasta. Teraz wspomnienie tego jak Fabiano wyznał mi mi swoje rzekome uczucia by chwilę po wypowiedzeniu tych kilku słów pognać na łeb na szyję by pocieszać się swoimi lafiryndami, zaciska się wokół mojego serca powodując jeszcze większy ból. Wiem, że nie jestem niewinna w tym całym bałaganie, ale jakby nie było odpłaciłam mu się tylko tym samym co on robił mi od początku naszego małżeństwa.
Skoro w końcu postanowił przyznać, że coś do mnie czuje, to dlaczego nie mogliśmy przepracować naszych błędów jak każda inna para, wrzeszcząc na siebie w nieskończoność aż byśmy nie opadli z sił od darcia się na siebie nawzajem? Dlaczego on nie potrafił spojrzeć na moją zdradę poprzez pryzmat tego co sam odpierdalał i to niejednokrotnie?
Był dużo gorszy ode mnie. Jednak, gdyby podszedł racjonalnie do tematu naszego dalszego małżeństwa zamiast wyzywać mnie od dziwek, to być może po tym wszystkim osiągnęlibyśmy jakieś porozumienie i moglibyśmy dać sobie nowy początek.
Moglibyśmy wspólnie spojrzeć w przyszłość zostawiając za sobą bagno, w którym babraliśmy się od samego początku. Wiem, że nie byłoby to łatwe, ale wówczas mielibyśmy chociaż szansę przekonać się czy by się nam udało.
Dlaczego on zamiast spróbować wyjaśnić sprawy między nami musiał pognać do tego klubu by zrobić to co mu najlepiej wychodzi? Czy naprawdę ździry chętnego by dopieścić jego fiuta muszą za każdym razem okazywać się ważniejsze ode mnie? Dlaczego przez cały czas zasłaniał się tym, że ja nie miałam prawa szukać ulotnego szczęścia na boku, a nie brał pod uwagę tego co sam robił przez o wiele dłuższy czas? Dlaczego nie widział w tym wszystkim również swojej winy, a wyłącznie moją?
Nie mówię, też mogłam podjąć inne decyzje, ale to wszystko roztrzaskało się nie tylko przez moje wybory. To on pierwszy popchnął nasze małżeństwo ku upadkowi, spokojnie patrząc jak stacza się z równi pochyłej.
Tak wiele rzeczy mogłoby wyglądać inaczej, gdyby Fabiano zmienił podejście do naszego małżeństwa. A przede wszystkim ja nie siedziałabym tu teraz sama pośrodku pustkowia i nie czuła się samotna jak jeszcze nigdy w życiu. Tak bardzo chciałabym, żeby Fabio nagle pojawił się obok mnie, przytulił i zabrał ode mnie cały smutek, jednocześnie zapewniając, że odetniemy się grubą kreską od przeszłości i zaczniemy od nowa. Że zostawimy za sobą nasze błędy i winy. Że mimo wszystko mamy szansę na wspólne szczęście, a on będzie dla mnie prawdziwym partnerem i oparciem. Że będzie mnie wspierał, a nie krzywdził. Że oboje możemy sobie nawzajem wybaczyć i spróbować jeszcze raz. Tym razem tak naprawdę.
Przez te pobożne życzenia łzy zamazują mi spojrzenie i zaczynają spływać po policzkach, a zryw wiatru targa moje loki. Właśnie w tym momencie uświadamiam sobie, że mimo wszystko naprawdę zakochałam się w tym draniu, który niejednokrotnie zadawał mi ciosy, które mnie niszczyły. To uczucie stało się moją słabością i nie było dla mnie niczym dobrym. Jednak i tak nie chciało odpuścić, a serce krwawiło i nadal krwawi z tęsknoty za niespełnioną miłością. To właśnie przez to nie zdjęłam obrączki. Jakbym łudziła się nadzieją, że po tym całym szambie odrodzimy się na nowo i stworzymy normalny związek. Że on mnie odnajdzie i będzie zdeterminowany uczynić mnie swoją prawdziwą żoną, a nie tylko taką dla pozorów.
Te głupie pragnienia są we mnie zakorzeniona tak mocno i głęboko, nawet mimo tego, że wielokrotnie obiecywałam sobie, iż nie będę się mamić czymś co nie nadejdzie. Dlaczego przeznaczenie nie mogło spisać dla mnie szczęśliwego zakończenia tylko w zamian zesłało na mnie ogrom brutalnej rzeczywistości obarczając bolesną i tak trudną miłością?
Jedynym co nam wyszło to nasze dziecko. Maleństwo, które mam zamiar kochać nad życie i dać mu wszystko co tylko będzie w mojej mocy. To, że moje życie potoczyło się według dramatycznego scenariusza nie może w żaden sposób zaważyć na przyszłości tej kruszynki, którą wydam na świat.
Ona zasługuje na więcej niż mi samej było dane przeżyć. Ona musi żyć pełnią szczęścia i radości za nas oboje. Ja natomiast jedyne co mogę zrobić to przelać na nią całą swoją miłość i kochać bezwarunkowo. My z Fabiano przekreśliliśmy naszą przyszłość, ale nie dopuszczę, żeby podobny los spotkał naszą córkę bądź syna.
To dziecko będzie symbolem mojej miłości do Rossiego, ale nigdy nie będzie oznaką mojej słabości, lecz siły. On stał się moją zgubą, ale nasze maleństwo będzie moim nowym początkiem.
Życie nie jest łatwe, a nikt nie powiedział, że każda miłość wygrywa. My z Fabio przegraliśmy na stracie zbyt zapatrzeni w siebie i ślepi na tą drugą osobę. W dodatku w którymś momencie zaczęliśmy się odgrywać na sobie nawzajem i to całkowicie nas zgubiło.
Jednak mimo wszystko wyszło z tego coś dobrego, bezcennego i wyjątkowego.
Poświęcę całą uwagę mojemu maleństwu. Być może jego ojciec nigdy do końca nie opuści moich myśli, ani serca, ale nie zamierzam stać się przez to zgorzkniała i nieszczęśliwa. Muszę być ponad to i przestać się zadręczać tym co mogliśmy mieć z Rossim, a o czym już się nie przekonamy.
Pogrążona w myślach śledzę ostatnie promienie znikającego słońca i choć wiem, że muszę wracać do domu nie mogę się zmotywować, żeby to zrobić. Zamiast tego pozwalam dalej płynąć moim łzom obiecując sobie, że to ostatni taki moment, gdzie moja słabość i rozpacz przejmują nade mną kontrolę. Będę matką i to powinno mnie radować, a nie pakować w kolejne pokłady smutku. Wizja macierzyństwa jest szczęściem, które chce przeżyć każda kobieta i nic nie może tego zakłócić. Moje dziecko zasługuje na to żebym z uśmiechem na twarzy oraz ogromem miłości czekała na jego narodziny. Więc jeszcze tylko dziś pozwolę sobie na łzy, a od jutra zacznę patrzeć na świat przez nowy pryzmat nadchodzącej przyszłość.
Dlatego też załzawionym wzrokiem wpatruję się w ciemniejące niebo, podczas gdy mętlik emocji przelewa się przez moje ciało.
Nagle ktoś wyrywa mnie z mojego zamyślenia, znienacka dotykając mojego ramienia, przez co się wzdrygam i podrywam przestraszone spojrzenie na intruza przerywającego moją samotność.
Mężczyzna na oko po trzydziestce pochyla się nade mną i przygląda mi się ze zmarszczonymi brwiami.
-Wybacz nie chciałem cię przestraszyć- odzywa się ze skruchą dostrzegając moje zaskoczenie- Zauważyłem, że siedzisz tu całkiem sama, a zaczęło się ściemniać. Pytałem czy wszystko w porządku, ale nie reagowałaś- wyjaśnia łagodnie.
-Przepraszam, zamyśliłam się- odpowiadam przecierając szybko zapłakane oczy.
-Ale widzę, że coś cię trapi i nic nie jest w porządku- rzuca swobodnie zabierając rękę z mojego ramienia.
-Być może, ale będzie- bąkam, a on nie pytając mnie o zdanie siada obok mnie na piasku.
Przyglądam mu się zdezorientowanym wzrokiem, ale on nie zwraca na mnie uwagi patrząc na ciemniejące nad morzem niebo.
-Każdy z nas musi żyć z jakimś brzemieniem. Mamy do odegrania na tym świecie konkretną rolę i zostaje nam jedynie wypełnić swój los wiedząc, że nasze przeznaczeniem, zostało z góry spisane niezależnie od naszej woli. - mówi twardo, a ja wyłapuję w jego głosie obcy akcent wskazujący na to, że nie jest mieszkańcem wyspy, ani nie pochodzi z jej okolic.
-Pewnie masz rację. - zgadzam się, przenosząc spojrzenie na pogrążającą się w mroku plażę- W każdym razie powinnam już wracać. - stwierdzam i zaczynam się podnosić z piasku.
Jednak on wstaje przede mną i wyciąga w moim kierunku pomocną dłoń.
-Odprowadzę cię. Nie powinnaś sama chodzić po ciemku. - oznajmia po czym pomaga mi wstać.
-Naprawdę nie musisz tego robić- zapewniam schylając się jeszcze po moje japonki.
-Ale wierz mi, że chce- odpowiada, a jakaś surowa nuta w jego tonie sprawia, że moje mięśnie się napinają.
Jednak wszystko co następuje po jego słowach dzieje się tak szybko, że nawet nie zauważam, kiedy podrywa mnie do pionu, a ja wpadam w jego ramiona. Z zaskoczeniem spoglądam w jego czarne i zimne oczy z który znikło migoczące wcześniej współczucie. Jego wzrok zmienia się w ułamku sekundy, co momentalnie zaczyna mnie przerażać.
-Jednak nigdy nie powiedziałem, że trafisz z powrotem do domu, w końcu z tego we Włoszech uciekłaś - dodaje, a jego twarz przybiera wyraz wyrachowania i mroku.
Moja dezorientacja i strach jeszcze bardziej się przez to nawarstwiają, ale zanim uda mi się zareagować czuję bolesne ukłucie w szyję.
-Dlaczego? - wyduszam z siebie.
-Podziękuj swojemu mężulkowi- oznajmia z wrogim grymasem -W zasadzie wiele mi ułatwiłaś wymykając się Rossiemu i pewnie powinienem ci za to podziękować, ale to nie w moim stylu. - rzuca arogancko, zaciskając wokół mnie stalowe ramiona w chwili, kiedy próbuję mu się wyrwać. - Nie wiem nad czym tak rozpaczałaś, ale wierz mi, że to ja dopiero dam ci prawdziwy powód, byś przeklinała swoje przeznaczenie. Mam z twoim mężem rachunki do wyrównania a ty staniesz się moim narzędziem zemsty. Cosa Nostra zniszczyła moją rodzinę, a teraz ja im za to odpłacę. Dotychczas moje plany zawodziły, ale ty swoim przyjazdem tutaj zapewniłaś mi ostateczną wygraną. - wyjaśnia śmiejąc się mrocznie i nic sobie nie robiąc z moich desperackich prób uwolnienia się od niego.
Gdy zaczynam tracić kontrolę nad własnym ciałem ogarnia mnie panika o moje dziecko i o to co może mu grozić, jeśli ten mężczyzna mówi prawdę.
-Kim ty jesteś? - mamroczę ledwie przytomna.
-Jestem twoim największym koszmarem złotko, a na imię mam Azamat- jego odpowiedź dobiega do mnie jak za szyby, po czym wszystko pokrywa ciemność, a ja tracę przytomność osuwając się w jego brutalnych objęciach.
...................
Nie bijcie, tylko trzymajcie kciuki, żeby zdrowie pozwoliło mi w miarę szybko usiąść do napisania kolejnego rozdziału. Uprzedzałam jakiś czas temu, że czas jeszcze bardziej namieszać 😉 buziaki!!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top