Rozdział 11

niesprawdzony i na pewno zawiera dużooo błędów...  

Kira

Przez kolejne dni Fabiano, co prawda wychodził z domu, ale wracał do niego dość wcześnie. Uwaga jaką mi poświęcał po powrocie skupiała się przede wszystkim na tym, że lądował między moimi nogami, ale nie narzekałam. W końcu to chyba świadczy o czymś dobrym, jeśli twój mąż nie może się od ciebie oderwać.

I optymistycznie prognozuje, prawda?

Z każdym dniem moja nadzieja przez to wszystko rosła, a ja nie potrafiłam nad nią zapanować. A może po prostu nie chciałam tego robić? Nie wiem. Ale korzystałam w pełni z tego co dawał mi mój mąż. Tym bardziej że coraz częściej przyłapywałam go na bezwiednych odruchach którymi okazywał mi nie tylko zainteresowanie, ale również przejawy tworzącej się między nami więzi.

Radość wywołana tą jego przemianą oraz ekscytacja tym, że niedługo miałam rozpocząć nową pracę przysłaniała mi wcześniejsze żale i smutki. W końcu gdybym całe życie miała się oglądać za siebie to już dawno pogrążyłabym się w odmętach depresji.

Żyjąc w tym mafijnym półświatku szybko nauczyłam się by żyć tym co tu i teraz oraz chwytać każdy nowy dzień nie patrząc wstecz. Należało brać to co przynosiła ze sobą teraźniejszość.

To był jedyny sposób, żeby nie zwariować. A że obecnie nie mogłam narzekać na swoje życie, to po prostu cieszyłam się tym co mam.

Nim się obejrzałam przyszedł weekend i czas spotkania z rodziną mojego męża w domu Belli i Emilio. Co prawda nie potrzebowałam już dziewczyn, żeby osiągnąć mój cel jakim było podjęcie pracy, ale nie mogłam się doczekać, żeby się z nimi zobaczyć. Obie były pochłonięte tym co działo się w ich życiu, a ja sama miałam ostatnio myśli zajęte czymś zupełnie innym niż babskie pogaduszki.

Całe spotkanie obywało się w luźnej i przyjemnej atmosferze. A to, że Fabio nie unikał przelotnej bliskości z moją osobą dodawało mi pewności siebie. Dzięki temu nie czułam się zaszczuta tylko w pełni korzystałam z tego towarzyskiego spotkania.

Po jakimś czasie udało nam się z dziewczynami wymknąć i zaszyć w ustronnym miejscu. Wówczas od razu wzięły mnie na spytki.

-Gadaj co mu zrobiłaś- poleca mi Delia masując swój wydatny brzuszek i posyłając mi znaczące spojrzenie, gdy patrzę na nią oszołomiona- Fabio wgapia się w ciebie jak ciele w malowane wrota- wyjaśnia, a po jej uśmiechu widzę, że jest zadowolona z obrotu spraw pomiędzy mną, a jej bratem.

-Chyba się jakoś dogadaliśmy- odpowiadam wzruszając ramionami, bo nie chce się zbyt otwarcie cieszyć z tego co udało nam się osiągnąć, by nie zapeszać.

Delia na moje słowa mierzy mnie uważnym wzrokiem.

-Jak dla mnie wygląda to na coś więcej niż to, że się dogadaliście- oznajmia z chytrym uśmieszkiem.

-Też tak uważam- dodaje zadowolona Bella. - On od początku miał do ciebie słabość, ale teraz wygląda jakby się z tym w końcu pogodził i przyjął do wiadomości to z czym do niedawna jeszcze tak bardzo walczył. - oświadcza pewnie ze szczerym uśmiechem.

-Może i tak...- urywam- Ale zobaczymy, dokąd to nas zaprowadzi. Póki co od poniedziałku mam zacząć pracę w jednej z mniejszych fili jaką ostatnio przejął, a która zajmuje się reklamą.

-Super. Ogromnie się cieszę- gratuluje mi szwagierka ściskając moją dłoń- Jednak...- zawiesza głos i przybiera poważny wyraz twarzy- Mój brat to uparty drań, więc na niego uważaj. Ma toporny charakter, więc mimo tego, że teraz może się wydawać, że zrozumiał kilka rzeczy i postanowił przyjąć je na klatę, to ...- wzdycha ciężko- Bardzo prawdopodobne jest to, że nagle z tylko jemu znanych powodów zacznie się z tego wycofywać, bo znowu coś sobie ubzdura. Ale ty nie możesz mu na to pozwolić. Udało ci się przebić przez te jego stalowe mury obronne, więc nie pozwól mu się odepchnąć i walcz o swoje. - mówi Delia.

-Nie wiem, czy jeśli tak się stanie będę miała jeszcze siły, żeby zaczynać z nim od punktu wyjścia- odpowiadam wzdychając z rezygnacją.

Bo naprawdę nie wiem, czy starczy mi sił i nerwów, jeśli on ponownie się ode mnie odsunie. Tym bardziej że to co mamy wcale nie jest jeszcze tak silne jakbym chciała. Może i pod względem fizycznej bliskości zaszliśmy daleko i towarzyszą nam przy tym emocje. Jednak nadal się nie znamy. Nie ma między nami głębszej zażyłości. Na razie się tym nie martwię, bo liczę na to, że przyjdzie to z czasem, ale jeśli Fabiano rzeczywiście zechce wrócić do naszych chłodniejszych stosunków to nie wiem, jak to przyjmę. Nie mówiąc już o tym jak to zniosę i przetrwam...

-Ej, kochana- upomina mnie surowo Delia- Głowa do góry. Jesteś silna i tylko taka kobieta jak ty może być prawdziwą partnerką dla mojego brata. Każda inna kuliłaby się przed nim w kącie, a ty masz pazury, których nie zawahasz się użyć, jeśli postawić cię w sytuacji bez wyjścia. Chcę jedynie żebyś była przygotowana na ewentualne komplikacje i była gotowa ustawić mojego tępego braciszka do piony, jeśli zajdziecie taka potrzeba. Poza tym pamiętaj, że na nas też zawsze możesz liczyć. - zapewnia mnie gorąco.

-Wiem. Jednak są pewne rzeczy, z którymi sama muszę sobie poradzić- odpowiadam rozważając słowa Deli.

-Nawet jeśli, to my zawsze tu jesteśmy, żeby cię wysłuchać- zapewnia ciepło Bella. - Albo pożyczyć ci nożyce ogrodowe żebyś mogła obciąć przyrodzenie swojemu mężowi i powiesić je na ścianie niczym trofeum. - dodaje rozluźniając atmosferę.

-Mam nadzieję, że akurat z tej propozycji nie będę musiała skorzystać- odpowiadam siląc się na żart.

-Cóż z moim bratem lepiej nic nie zakładać z góry. Jest tak wkurzający, że czasami wystarczy, żeby otworzył tą swoją niewyparzoną gębę, a człowiek ma ochotę urwać mu jaja- rzuca luźno Delia- Jednak nie odbieraj źle tego co ci powiedziałam. Chcę tylko żebyś była przygotowana na każdą możliwość. Z Fabio to tak jak z upartym osłem. Niby idzie za tobą tam, gdzie chcesz, aż nagle ni stąd ni zowąd staje w miejscu i ni cholery nie chce ruszyć do przodu. - podsumowuje rezolutnie rozśmieszając nas.

-Ale jak już ruszy to będzie nie do zatrzymania- dodaje rozbawiona Bella- Patrząc po Emilio to chyba u nich rodzinne- stwierdza z przekąsem.

Po tej wymianie zdań wracamy do towarzystwa, a ja sięgam po drinka, którego podaje mi Marco. Upijam od razu spory łyk, bo słowa Deli uświadomiły mi bardzo ważną rzecz. Mianowicie jak łatwo moje obecne zadowolenie wynikające ze zmian, które zaszył między mną a moim mężem może pójść z dymem, jeśli on zacznie się wycofywać z tego co osiągnęliśmy. Wiem, że nie miała złych intencji, a jedynie chciała mnie ostrzec i uczulić na taką ewentualność. Jednak... to co powiedziała dało mi wiele do myślenia, bo jak na razie rzuciłam się na te pozytywy płynące z naszej relacji nie dopuszczając do siebie możliwości powrotu do poprzedniej sytuacji.

Zatopiona w nawarstwiających się wątpliwościach wyłączam się na otoczenie popijając alkohol.

Nagle do rzeczywistości przywracają mnie wargi mojego męża tuż przy moim uchu oraz jego przelotny dotyk w dole pleców.

-Nie przesadzaj z tym alkoholem- mruczy tak żebym tylko ja go słyszała.

-Liczysz mi drinki? -pytam z przyganą unosząc na niego niezadowolone spojrzenie.

-Nie.- zapewnia od razu- Tylko tempo w jakim wypiłaś tego- wskazuje na trzymaną przeze mnie pustą już szklankę- Zwróciło moją uwagę, a nie chciałbym żebyś zasnęła mi już w drodze do domu- wyjaśnia a jego oczy ciemnieją- Chociaż seks w samochodzie to coś czego jeszcze razem nie próbowaliśmy, a co w sumie mogłoby cię skutecznie powstrzymać od spania- dodaje z lubieżnym uśmieszkiem.

Jego słowa automatycznie mnie pobudzają przez co czuję wzbierające w podbrzuszu napięcie, ale nadal jestem zbyt roztargniona, żeby podjąć jego dwuznaczną zaczepkę. W zamian uśmiecham się niewyraźnie, a on zaskakuje mnie tym, że nie łapie się na tą próbę zbycia go. Unosi na palcu mój podbródek i wpatruje się natarczywie w moje oczy, jakby chciał z nich odczytać to czego mu nie mówię.

-Co się dzieje? - pyta cicho, lecz stanowczo.

-Nic- odpowiadam niedbale.

-Kira- upomina mnie, a ja wzdycham.

Bo co niby mam mu powiedzieć? Że martwi mnie to, że to co jest między nami jest zbyt kruche? Nie jesteśmy ze sobą aż tak blisko żebym mogła mu to wyznać. Co więcej, jeśliby to usłyszał mógłby szybciej niż twierdzi Delia nabrać dystansu. W końcu jaki facet nie boi się rozmowy o uczuciach. To, że on jest moim mężem niewiele zmienia, bo jak już wspominałam prawie się nie znamy, a nasz związek, jeżeli w ogóle mogę to tak nazwać jest zbyt świeży.

Jednak po jego czujnym spojrzeniu wiem, że nie da mi spokoju, dopóki nie uzyska odpowiedzi, która będzie dla niego wystarczająca.

-Załapałam po prostu dołek i tyle. - mówię wzruszając ramieniem- W takich sytuacjach najbardziej odczuwam brak mojej przyjaciółki. Może i minęło dopiero kilka dni, ale ja już za nią tęsknię. - wyjaśniam, a szczerość jaką dostrzega w moich oczach musi być wystarczająca, bo natężenie podejrzliwości w jego wzroku maleje.

Prawda jest tak, że mimo że moje myśli uciekły w zupełnie innym kierunku, to rzeczywiście doskwiera mi brak towarzystwa Iriny. Delia i Bella są świetne, ale to nie do końca to samo. Z moją kumpelą znamy się od lat, więc niemożliwość zobaczenia się z nią cholernie mnie uwiera.

-Przecież zawsze możesz do niej zadzwonić- odpowiada- Do tego jestem pewien, że moja siostra oraz Bella z chęcią wynagrodzą ci jej nie obecność. – dodaje z przekąsem-Tylko w sumie nie wiem czy sam tego chce- stwierdza, a na jego twarzy pojawia się krzywy grymas. - Bo coś czuję, że to szybko obróciłoby się przeciwko mnie.

-No tego to akurat wykluczyć nie można- rzucam uśmiechając się do niego, bo wcześniejsze słowa Belli o pożyczeniu mi nożyc szybko do mnie wracają.

-Taa, też tak myślę- bąka pod nosem- Ale chyba i tak nie uda mi się nad tym zapanować. -mruczy zamyślony- Tymczasem nie miej takiej smętnej miny, bo te dwie wiedźmy zlecą się tu szybciej niż myślisz i nie pozwolą mi cię zabrać do domu tak szybko jak tego chcę- dodaję, po czym muska moje wargi swoimi.

Ten gest zaskakuje go chyba równie mocno co mnie. Jednak nie pozwalam, żeby dezorientacja widoczna w jego spojrzeniu przebiła się przez obecne tam ciepło. W tym celu uśmiecham się do niego seksownie i łącze nasze wargi, ale tym razem w namiętnym pocałunku, w którym on jak zawsze zaczyna się rządzić.

Ale co tam nie narzekam, bo lubię, gdy to robi... tak samo jak to, gdy niespodziewanie okazuje mi swoje zainteresowanie.

-Wydaje mi się, że powinniśmy się zbierać- mruczy Fabio, gdy odrywa się od moich ust i przyciska mnie do swojego krocza, które stanowi ewidentny dowód jego podniecenia.

W odpowiedzi wydymam kusząco wargi.

-No nie wiem co na to powiedzą dziewczyny- przekomarzam się.

-Mogą mnie...- urywa nagle, gdy obok nas wyrasta Delia z rękami na biodrach.

-Mogą co? - rzuca do niego z pretensją i miażdży go spojrzeniem.

-Nic- ucina krótko Rossi zaciskając szczęki.

-Ja rozumiem, że twój penis w końcu odnalazł raj, ale chwila przerwy też dobrze mu zrobi. A ciebie nauczy cierpliwości. - dogryza mu siostra, a on jeszcze mocniej zaciska zęby. - Może w końcu się nauczysz, że nie wszystko masz na kiwnięcie palcem, a na niektóre przyjemności trzeba zasłużyć- dodaje po czym chwyta mnie za rękę- A teraz porywam twoją żonę, bo jak zacznie prace to już w ogóle nie będę jej widywać. - oświadcza po czym bezceremonialnie odciąga mnie od Fabiano.

Śmiejąc się ze spojrzenia jakim Rossi właśnie próbuje wypalić dziurę w głowie swojej siostry, z dużo lżejszym sercem udaje się za szwagierką, bo dochodzę do wniosku, że po co mam się zamartwiać na zapas, skoro z intymności gestu jakim Fabiano się przed chwilą wykazał wynika, że zamiast gorzej jest między lepiej.

Pokazał, że jest wyczulony na mój nastrój, a coś takiego świadczy o głębszej zażyłości. W związku z tym podążamy w dobrym kierunku, a ja nie mam co wypatrywać tragicznego urwiska.

..............

Po kilku godzinach ostatecznie opuszczamy rezydencję Emilio, a Fabio przytrzymuje mi drzwi czekającego na nas samochodu. Jak tylko mój mąż wsuwa się za mną na tylne siedzenie, a kierowca rusza, dwie rzeczy dzieją się naraz. Po pierwsze przesłona oddzielająca nas od szofera unosi się, a po drugie w następnej sekundzie ląduję na plecach a mój małżonek zawisa nade mną.

-Myślałem już, że nigdy nie uda nam się stamtąd wyjść- mruczy po czym gwałtownie unosi materiał mojej liliowej sukienki, a gdy podnosi wzrok zamiera skupiając się na moich oczach. Patrzymy na siebie przez dłuższy, pełen intymności moment, po czym on się pochyla i namiętnie mnie całuje. Kiedy się ode mnie odrywa jego tęczówki płoną żądzą- Chodziło mi to po głowie przez cały wieczór- oznajmia, a zanim zdążę zapytać co ma namyśli, on przenosi usta na moje koronkowe figi.

Błądzi po nich językiem, a chwilę później zrywa ze mnie majtki. Wsuwa dłonie pod moje pośladki unosząc mnie delikatnie oraz przytrzymując w miejscu podczas gdy jego wargi przysysają się do mojej łechtaczki. Przez błogie uczucie rozlewające się po moim ciele nie jestem w stanie powstrzymać wymykających mi się jęków, które przybierają na sile, gdy jego język przenosi się na moją szparkę i wsuwa się do środka. Pieści mnie w wolnym, lecz nieustępliwym tempie, przez co skomlę pragnąc uwolnienia, bo mojej zmysły szaleją. Gdy napięcie staje się już nie do wytrzymania Fabio powraca ustami do mojego wrażliwego guziczka i drażni go językiem, a dwa palce wsuwa w moją mokrą cipkę. Pod wpływem tej pieszczoty moja ekstaza osiąga szczyt, z którego spadam w pełni delektując się tym doznaniem.

Kiedy uspokajając oddech uchylam powieki, Rossi prostuje się na siedzeniu i wkłada do ust dwa palce którymi sprawił mi rozkosz. Ssie je powoli bez skrępowania a ja wpatruję się w niego jak zaczarowana. Po czym samochód nagle się zatrzymuje, a on unosi głowę.

-Wygląda na to, że jesteśmy w domu- rzuca- W takim razie ciąg dalszy nastąpi w naszej sypialni- mruczy poprawiając dół mojej sukienki i pomaga mi wysiąść.

Następnie szybko kieruje się na piętro ciągnąc mnie za sobą. Jego pośpiech wywołuje we mnie rozbawienie, ale też szczerą radość, bo jak widać nie może się doczekać tego, żeby znowu być ze mną sam na sam.

Gdy tylko drzwi sypialni się za nami zamykają, ląduję na nich plecami a Fabiano przyciska mnie swoim ciałem tak że jego twardy fiut ociera się o moją wrażliwą kobiecość. Wszystko dzieje się tak szybko, że wyrywa mi się okrzyk zaskoczenia, który zostaje uciszony jego wygłodniałymi wargami. W tym samym czasie moje ramiona zostają uniesione nad głowę, a on przytrzymuje je jedną dłonią. Drugą ręką Fabio majstruje przy swoim pasku, a następnie rozporku. Uwija się z tym w mgnieniu oka i wchodzi we mnie gwałtownie po samą nasadę zakładając sobie moją nogę na biodro.

-Tak bardzo tego...- warczy pod nosem, po czym szybko urywa i kręcąc głową przysysa się ustami do mojej szyi.

Kąsa i liże na przemian moją skórą, a ja odchylam głowę oddając się szaleństwu jakie ogarnia moje ciało. Rozkosz narasta z każdym mocnym i ostrym pchnięciem Fabiano, a po niedługiej chwili ponownie dochodzę z jego imieniem na ustach.

-Uznajmy to za dobry początek naszej nocy- odzywa się schrypnięty wodząc wargami przy moim ucho, podczas gdy oboje łapiemy oddech po dzikim seksie.

Po czym zaciąga mnie pod prysznic, gdzie zaliczamy kolejną tym razem niespieszną rundkę, której bis następuje później w naszym łóżku.

Na przemian kochamy się i pieprzymy ostro przez połowę nocy.

Kiedy podczas ostatniego tej nocy orgazmu dochodzimy jednocześnie, a ja w ekstazie jęczę bezwstydnie, Fabio dochodzi wykrzykując moje imię.

Nawet pomimo zmęczenia i całkowitego rozleniwienia ten fakt wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Nie sądziłam, że doczekam się chwili, w której mój mąż osiągając spełnienie wypowie moje imię...

................

Gdy następnego dnia otwieram oczy okazuje się, że jestem sama nie tylko w łóżku, ale i w sypialni. Zerkam na zegarek i okazuje się, że jest dopiero ósma rano, a pościel po stronie mojego męża zdążyła się zrobić zimna.

Wychodzi na to, że musiał wstać już jakiś czas temu. Cóż ostatnio poświęcał mi dużo uwagi więc możliwe, że nawarstwiło mu się kilka spraw, które nie mogły czekać do późniejszej godziny pomimo tego, że dziś niedziela. Przeciągając się udaję się pod prysznic, a następnie nasuwam na siebie jedną z sukienek i schodzę na dół poszukać Rossiego.

Kiedy nie zastaję go ani w jadani, gabinecie, salonie, ani na siłownie mój humor zaczyna podupadać. Wówczas pogrążona w myślach wpadam na korytarzu na twardy tors Maks, który przytrzymuje mnie za ramiona zapobiegając mojemu upadkowi.

-Wszystko dobrze? - pyta z troską.

-Tak- bąkam unikając patrzenia mu w oczy, bo czuję się zawstydzona tym, że pełna nadziei przeszukałam całą posiadłość szukając śladów mojego męża.

-Nic ci się nie stało? - dopytuje unosząc moją brodę.

-Nie- odpowiadam, po czym zbieram się na odwagę i zadaję mu pytanie- Widziałeś może Fabiano?

Tym razem to on odwraca wzrok, a mnie przez to przechodzi nieprzyjemny dreszcz.

-Tak. Nie ma go w rezydencji. Wyszedł z samego rana. - wyjaśnia cały czas nie patrząc mi w oczy.

Niby w jego słowach nie ma nic wielkiego, ale ja wyczuwam nieszczęście jakie za sobą niosą, choć Maks nie mówi mi wprost, dokąd udał się mój mąż...

-Rozumiem- mówię chrząkając, żeby oczyścić gardło i się od niego odsuwam.

Po czym mijam go bez słowa i wracam do sypialni. Jeszcze kilka kroków przed drzwiami łzy zaczynają spływać mi po policzku, a ja przechodzę pokój i wychodzę na balkon próbując złapać głęboki oddech. Zostaje tam przez długi czas patrząc tępo w przestrzeń, aż moje myśli nie zaczynają się klarować.

Ścieram łzy i wkurzam się sama na siebie. Przecież jeszcze nie stało się nic złego. Przy interesach jakie prowadzi Fabiano to normalne, że jakieś pilne sprawy wyciągnęły go z łóżka a on musiał gnać na łeb na szyję, żeby im zaradzić. Nie mam co popadać w paranoje i wszędzie doszukiwać się potencjalnych ciosów. Wiele się między nami zmieniło więc muszę w niego bardziej wierzyć, a nie oblewać się strachem i rozpaczą, gdy wychodzi niespodziewanie z domu. Od jutra ja też będę miała na głowie pracę, więc oboje będziemy zajęci czymś więcej niż nasze osobiste sprawy.

Daje sobie mentalnego kopa, żeby się ogarnąć po czym spędzam większość dnia opalając się i pływając w basenie. Przez jakiś czas towarzystwa dotrzymuje mi Marco, ale nie zostaje ze mną zbyt długo. Gdy dopytuje go o Fabio robi się małomówny i markotny, a chwilę później stwierdza, że musi lecieć i posyła mi przelotny uśmiech.

Mimo wszystko nie daje się opanować ponurym i źle zwiastującym myślą. Czekam cierpliwie na powrót mojego męża, aż przed północą morzy mnie sen.

...............

Przez kolejne dni sytuacja między mną a Fabio wygląda podobnie jak w niedzielę. Z tą różnicą, że czasami udaje mi się obudzić jeszcze przed jego wyjściem, lub on wraca do domu zanim zasnę. Jednak już nie szuka mojej bliskości, a chwilami mam wrażenie jakby traktował mnie niczym trędowatą. Ponad to nie zamienia ze mną więcej zadań niż jakieś krótkie półsłówka.

Z bolesnym uciskiem w sercu przyglądam się temu jak się ode mnie oddala, ale nie mam sił, żeby go przed tym powstrzymać. Liczę na to, że być może potrzebuje tylko czasu, żeby sobie wszystko przemyśleć i do mnie wrócić. W końcu mimo jego późnych powrotów ani razu nie złapałam go na tym, żeby miał na sobie jakieś ślady swoich dziwek. I szczerze mówiąc tylko to utrzymuje mnie jeszcze przy zdrowych zmysłach. Próbuję być twarda i jakoś przetrzymać ten wyznaczony przez niego dystans między nami, jednocześnie czekając aż się opamięta.

Jednak wszystko się rozpada, gdy po upływie mniej więcej tygodnia wraca niemal o pierwszej w nocy, a smród konwalii pobudza mój zapasany umysł.

Unoszę się niewidocznie na materacu i obserwuję, jak Fabio z beznamiętnym wyrazem twarzy nawet na mnie nie zerkając udaje się prosto do łazienki. Zamieram w bezruchu i trwam tak nawet gdy zamykają się za nim drzwi, a łzy bezsilności spływają mi po twarzy. A może raczej powinnam powiedzieć, że są to łzy mojej naiwności oraz głupoty. Bo w końcu jestem dużą dziewczynką, a jak skończona kretynka uwierzyłam, że moje życie może się zmienić w jakiś rodzaj bajki, a fraza długo i szczęśliwie ziści się w rzeczywistości.

Mimo tego, że moje łzy spływają niepohamowanym potokiem ja nie wydaję z siebie żadnego dźwięku. Nie wiem, dlaczego, ale podejrzewam, że nie mam na to najzwyczajniej siły. A może nie pozwala mi na to rozchodzący się po moim ciele ból agonii zranionej kobiety?

Naprawdę nie wiem.

Gdy woda pod prysznicem cichnie układam się plecami do drzwi od łazienki i czekam aż mój mąż położy się do łóżka. Następnie wyczekuje, czy spróbuje się do mnie zbliżyć, ale tego nie robi, tak jak każdej poprzedniej nocy.

Kiedy Fabio zasypia, ja wymykam się z łóżka i zamykam się w łazience. Osuwając się po ścianie ląduje tyłkiem na zimnej podłodze i zatapiam głowę w drżących dłoniach. Wówczas oddaje się pełni swojej rozpaczy i brutalnej prawdzie jaką jest to, że mój mąż nigdy nie będzie do końca mój nieważne co bym zrobiła.

Nie ważne jak bardzo będę chciała go zatrzymać przy sobie on i tak ostatecznie wyląduje między nogami jakieś dziwki.

Spędzam tak ponad pół nocy, aż osłabiona żałosnym szlochem wracam do łóżka i w całkowitym odrętwieniu kładę się spać na skraju materaca po swojej stronie. Mimo wycieńczenia nie zasypiam jeszcze przez wiele godzin, a powieki opadają mi dopiero gdy zaczyna świtać.

Poranny budzik wita mnie bólem głowy, uczuciem żwiru w oczach oraz pustą sypialnią. Tylko z tego ostatniego cieszę się choć odrobinę, bo po tym jak mój mąż roztrzaskał moje mrzonki, które zresztą sam przez pewien czas podsycał nie mam ochoty na niego patrzeć.

Podnoszę się ciężko z łóżka i wchodzę pod strumień chłodnej wody, żeby jakoś dojść do siebie i przetrwać nadchodzący dzień. Moja rozpacz ponownie stara się mnie wciągnąć w odmęty żałości, ale jej na to nie pozwalam. Wystarczy, że Rossi podeptał moje uczucia jakimi zaczęłam go darzyć. Zabrał mi wystraczająco dużo żebym oddawał mu jeszcze więcej siebie. W tym całym bagnie mam jeszcze pracę, na której mogę się skupić. Dał mi pół roku na to żebym wyprowadziła ją z dołka w jaki wciągnął ją poprzedni właściciel, a wtedy stanie się moje i Fabio nie będzie już rozważał przekształcenia jej w inne przedsiębiorstwo.

A ja nie zamierzam pozwolić, żeby odebrał mi ostatnią rzecz jaka trzyma mnie jeszcze przy woli życia. Dlatego wychodząc spod prysznica ocieram ostanie łzy jakie mu poświęciłam i robię sobie makijaż, żeby nie wystraszyć swoim wyglądem nowych podwładnych. Następnie zakładam ołówkową spódnicę, koszulową bluzkę oraz szpilki i ruszam do pracy zacząć pierwszy dzień mojego życia pozbawionego wszelkich złudzeń.

Zostawiam za sobą wyimaginowane mrzonki i z uniesioną głową zmierzam stawić czoła brutalnej i brzydkiej rzeczywistości.

..........................

Kilka tygodni później

Dziś mija dokładnie siedem tygodni od mojego ślubu z Fabiano, a nasze pożycie wygląda podobnie jak się zaczęło.

Z tą różnicą, że zauważyłam u mojego męża pewien schemat zachowania. Otóż ignoruje mnie przez większość czasu, a gdy nadchodzą moje potencjalne dni płodne podejmuje próbę kontaktu która ma na celu tylko to żebym rozłożyła przed nim nogi. Zorientowałam się w tym, gdy po okrutnym odarciu mnie z moich nadziei olewał mnie do momentu, gdy nie zaczął mi się nowy cykl i ponownie nie nadeszły te dni. Wówczas ponownie zyskałam jego zainteresowanie choć już nie tak intensywne.

Mówiąc, że się mną zainteresował mam namyśli tylko to, że z samego rana ulokował się między moim udami i zaczął drażnić palcami moją cipkę. W pierwszym odruchu zaczęłam go od siebie odpychać, jednak unieruchomił mi ręce nad głową, co zupełnie mnie zmroziło.

-Co ty robisz? - warknęłam z pogardą.

-Jak to co? Zamierzam pieprzyć się z moją żoną- odpowiedział obojętnie.

-Do prawdy? - spytałam nie kryjąc jadu w swoim głosie. - Przykro mi to stwierdzić, ale żona nie jest zainteresowana- oświadczyłam stanowczo.

-Tak myślisz? - spytał po czym ponownie przejechał palcami po mojej kobiecości- Jakoś jej cipka mówi mi co innego- odparł arogancko, a mnie zalała fala gniewu oraz wstydu.

-Odpieprz się od mnie Fabiano- syknęłam, choć nic nie mogłam poradzić na to, że choć nie chciałam jego dotyk pobudzał mnie tak samo jak wcześniej.

-Nie odpieprzę się, ale będę cię pieprzyć- odparł nie zaprzestając pieszczenia mojego zdradzieckiego ciała, które złaknione jego dotyku pragnęło jedynie więcej.

-Nie chce- powiedziałam.

-Ależ zaraz będziesz tego chciała, a jeśli mi nie wierzysz to mogę sprawić żebyś sama mnie błagało o to żebym cię zerżnął- stwierdził bezczelnie z całą pewnością siebie, zwiększając nacisk na moją łechtaczkę, a następnie wsuwając we mnie palce które od razu bezbłędnie odnalazły mój punt G i zaczęły go stymulować jednocześnie odbierając mi jasność myślenia.

-Jesteś skończony draniem- udało mi się wydusić z siebie, zanim mój głos przeszedł w jęk przyjemności.

-Możliwe, ale ty i tak jesteś moja- oznajmił po czym w zawrotnym tempie doprowadził mnie do intensywnego orgazmu, a następnie nie tracąc czasu wszedł we mnie jednym pchnięciem i zaczął pieprzyć ponownie fundując mi spełnienie.

Od tamtej chwili przestałam mu się opierać, bo gdy to robiłam za każdym razem czułam się jeszcze gorzej, kiedy ostatecznie on i tak wygrywał, a ja mu ulegałam.

Jednak nigdy nie opuszczała mnie świadomość tego, dlaczego on to robi. Nigdy więcej nie doszukiwałam się czegoś więcej w jego dotyku czy gestach. Byłam świadoma, że z jego strony był to tylko czysty, mechaniczny seks mający na celu osiągnięcie orgazmu i spłodzenie dziecka. Doskonale wiedziałam, że traktował mnie przedmiotowo i ja również zaczęłam tak do tego podchodzić, choć wyniszczało mnie to od środka, a jego późniejsze powroty w środku nocy wypalały mi coraz większą dziurę w sercu.

Ja porzuciłam złudzenia, a Fabiano pozory tego, że coś go ze mną łączy. I tak w chłodnym milczeniu przerywanym sporadycznym seksem przetrwaliśmy kolejne tygodnie, aż do dziś.

W tym czasie nauczyłam się lepiej skrywać swoje uczucia i stałam się bardziej twarda. Nie dawałam mu satysfakcji z tego jak bardzo mnie ranił i ignorowałam go tak samo jak on mnie. Jednak w tym całym szajsie miałam w rękawie jednego jedynego asa, który dawał mi nad nim przewagę, o której on nie miał pojęcia.

Mianowicie moje tabletki antykoncepcyjne. Łykałem je każdego dnia jak cukierki za każdym razem czując wredną satysfakcję. On chce mieć ze mną dziecko? Ja też coś od niego chciałam. A co mam? Bryłę lodu i niewiernego męża w jednej osobie. Więc z jego planów też nic nie będzie.

Znalazł się pieprzony pan i władca. Co mnie obchodzi jego pierdolenie, że potrzebuje dziedzica. Niech go sobie namaluje albo zrobi z którąś ze swoich dziwek. Bo ja się na to nie piszę. A zapas tabletek antykoncepcyjnych jaki mam skrzętnie ukryty przed jego wysokością bucem mi to zapewni.

Oczywiście Fabiano w międzyczasie już raczył przeszukać moje leki i kosmetyczki sfrustrowany tym, że jak na razie jego strzały to same ślepaki. Ale ja nie jestem głupia. Irina przesłała mi zapas opakowań tabletek na najbliższe miesiące wraz z innymi duperelami, więc o jakiejkolwiek ciąży z mojej strony Fabiano może zapomnieć! A znaleźć ich na pewno nie znajdzie, bo zgodnie z sugestią Deli, przechowuje je w jej byłym apartamencie.

Z drugiej strony mogłabym odpuść, zaciążyć i mieć go z głowy. Ale ja po prostu nie chce mieć jak na razie dzieci, a już tym bardziej z nim. Dziwkarzem prawie co wieczór wracającym od jakieś innej lafiryndy. Może przesadzam i nie ma to miejsca codziennie, ale kilka razy w tygodniu już tak. Więc nie odpuszczę, a on jak mu nie będzie wychodziło zapłodnienie mnie, to niech się zamartwia co z nim jest nie tak. Będzie miał palant za swoje pomstując na swoje plemniki! W końcu za to, że najpierw podjudzał moje złudne nadzieje, a następnie doszczętnie je rozpieprzył należy mu się jeszcze więcej. Jednak jak na razie wystarcza mi jego narastająca frustracja z powodu braku oznak jakiejkolwiek ciąży.

Dziś mija kolejny wieczór, który spędzam samotnie.

Dziewczyny choć chciał dotrzymywać mi towarzystwa to ich stan średnio im na to pozwala. Delia jest na ostatnich nogach, a Bella walczy z ciągłym zmęczeniem i do tego ma na głowie ostatnie przygotowania do swojego ślubu, który odbędzie się w sobotę. Chciałam się nawet zaangażować i jej pomóc, ale nad wszystkim trzyma rękę nasza teściowa która lata nad tym tematem jak kot z pęcherzem, podsuwając Belli pod nos już gotowe propozycje.

Jedyne co się nie zmieniło przez te tygodnie to to, że od kiedy mąż przekazał mi stanowisko dyrektora w moje agenci reklamowej w pełni się jej poświęciłam zdeterminowana by osiągnąć sukces i utrzeć nosa Rossiemu. Straciłam przez niego za dużo, żeby pozwolić na to by z łatwością odebrał mi i to. Tym bardziej że tylko moja firma, w którą przelałam cały sens swojego życia daje mi siły, żeby przetrwać u boku męża i znosić fakt, że notorycznie mnie zdradzał pomiędzy próbami zmajstrowania mi dziecka.

Choć pogodziłam się na chłodno ze świadomością, że jestem dla niego nikim, a on nie porzuci swoich używek jakimi są puszczalskie pizdy goszczącego go między swoimi udami, to potrzebuje czegoś co umożliwiałoby mi odcięcie się od tego syfu jakim jest moje małżeństwo. Już dawno zaczęłam podejrzewać, że wśród jego ździr tylko jedna jest jego stałą dupą do ruchania, bo tylko zapach konwalii był tym powtarzającym się cyklicznie co kilka dni. Co jest cholernie przykre, bo wychodzi z tego, że Fabio nie zapominał się tylko z jakimiś przypadkowymi pannami, ale robił to z pełną premedytacją.

Początkowo starałam się zobojętnieć na ten fakt, ale z czasem stawało się to dla mnie coraz trudniejsze, bo wściekłość i gniew narastały z każdym dniem coraz mocniej.

Tym bardziej, że nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego nie mogli z Dimitrim inaczej zabezpieczyć tego swojego przymierza, tylko uparli się na uwiązanie mnie przy Rossim. Przecież Fabio tak naprawdę mógł sobie wziąć za żonę jakąkolwiek pannę z ulicy, skoro nawet nie trudzi się zamienić ze mną więcej niż kilkanaście słów tygodniowo. Naprawdę bywały dni, że w ogóle się do mnie nie odzywał. Przez większość czasu przesiadywał w gabinecie, w rodzinnej korporacji albo po prostu gdzieś poza domem zabawiając się ze swoimi dziwkami.

Tylko w moje potencjalne dni płodne wracał wcześniej, żeby zafundować mi ze dwie rundki szybkiego, wściekłego seksu. Najczęściej brał mnie od tyłu tak jakby nie chciał patrzeć mi w twarz w trakcie naszego zbliżenia. Skłamałabym mówiąc, że mnie to nie bolało, bo w rzeczywistość nie tylko mi uwłaczało, ale i raniło niemiłosiernie.

Nie pamiętam też, kiedy ostatni raz mnie pocałował. Zdarzały mu się takie chwile słabość, ale po nich następowały maratony jego znikania na niemal całe noce kilka razy z rzędu. Za to jego standardowym zachowaniem stało się utrzymujące się w mojej obecności rozdrażnienie. Oczywiście chyba nawet nie muszę zaznaczać, że o jakichkolwiek miłych gestach po seksie nie było już mowy.

Spójrzmy prawdzie w oczy traktował mnie gorzej niż podrzędną dziwkę. Przychodził robił swoje a później zostawiał mnie samą. Nawet jeśli pieprzył mnie przed snem to i tak później znikał z sypialni na kilka godzin, wracając dopiero jak zasnęłam. Kiedyś, gdy przebudziłam się i zeszłam do kuchni po szklankę wody, przyłapałam go na tym, że siedział w swoim gabinecie o trzeciej nad ranem. Puls z tego chociaż taki, że po dzikim seksie ze mną nie znikał od razu, żeby nadrobić ze swoją kochanką. A przynajmniej tego się trzymałam, żeby nie czuć się już jak zupełny śmieć.

Znosiłam to wszystko we wrogim i chłodnym milczeniu, ale w duchu coraz bardziej go przeklinałam, będąc na skraju wybuchu.

Szczególnie dziś nosiło mnie jak cholera. Ostatnie cztery dni Fabiano poświęcił znowu na to, żeby mnie posuwać ku chwale przedłużenia rodu w każdej wolnej chwili, a dziś standardowo ponownie przepadł na cały dzień i wieczór. Miałam już stanowczo dość tego błędnego koła powtarzającego się co miesiąc. A już w ogóle tego, że przez niego czułam wstręt do samej siebie za każdym razem, gdy pozwalałam mu się pieprzyć, a on po kilku dniach znowu wracał do swoich zwyczajów i nawet nie próbował tego zmienić.

Dotychczas starałam się zachowywać taką samą obojętność w naszych stosunkach jak on, ale do cholery jasnej ja też mam jakąś godność osobistą! To, że on ją niemal zniszczył to nie znaczy to, że nic z niej nie zostało. A przynajmniej ja nie zamierzam dopuścić do tego, żeby znikła całkowicie, a on upodlił mnie jak dziwkę najgorszego sortu.

Dochodzi druga w nocy a jego nadal nie ma. Nie trudno się domyśli co takiego, a raczej kto go zatrzymał. Na niesamowitym wkurwie siedzę na kanapie w salonie sącząc trzecią wódkę z lodem. Mam stąd doskonały widok na drzwi wejściowe i hol. Popijam drinka nie spuszczając gniewnego wzroku z drzwi.

W końcu łaskawie doczekuję się powrotu mojego męża. A kiedy dostrzegam jego stan krew zaczyna we mnie aż wrzeć ze wszechogarniającej wścieklizny. To zaczyna przekraczać wszelkie granice. Jego garnitur jest cały pomięty, a koszula nie dość, że niedopięta wystaje mu za paska spodni.

Fabiano dostrzegając światło w salonie kieruje na mnie chłodne spojrzenie podczas gdy ja wpatruję się w niego z mordem w oczach.

-Jeszcze nie śpisz- rzuca ni to pytając ni to stwierdzając, ale nie da się nie wyczuć w jego tonie jawnej pretensji, choć wyraz twarzy ma beznamiętny.

-Jak widać- stwierdzam z jadowitą ironią unosząc na niego kpiąco brew.

Gdy staje w progu salonu dostrzegam na kołnierzyku jego koszuli oraz na szyi ślady jaskraworóżowej szminki. Ten widok jest kroplą która przelewa czarę goryczy.

-Mógłbyś się kurwa chociaż bardziej postarać i kryć się z tym, że posuwasz wszystkie dupy jakie staną ci na drodze! - wydzieram się na niego wstając z sofy- Bo jak na razie nawet nie można kurwa powiedzieć, że robisz to za moimi plecami! - wrzeszczę, a szklanka z moją niedopitą wódką rozbija się na ścianie obok niego. Podczas gdy on sam mierzy mnie rozjuszonym spojrzeniem. - Mógłbyś okazywać mi chociaż więcej szacunku nie afiszując się tak ostentacyjnie ze swoimi podbojami na boku. Tym bardziej że jeszcze wczoraj pieprzyłeś się ze mną jak w amoku! Jestem twoją żoną do cholery!

Po tych słowach Fabiano w mgnienie oka wyrasta przede mną i chwyta boleśnie za ramie.

-Dokładnie. - warczy surowo prosto w moją twarz- Jesteś tylko moją żoną. Nikim więcej- wypluwa z siebie z pogardą.

-A ty jesteś chorym skurwielem sądząc, że będę to znosić do końca życia i jeszcze dam ci dziecko! - krzyczę w furii patrząc mu przy tym odważne w oczy i nie zważając na jego palce coraz mocniej wbijające mi się w ciało.

-Dasz mi dziecko czy tego kurwa chcesz czy nie. Twoje zdanie się nie liczy. - oświadcza bezwzględnie- A jak jesteś taka zazdrosna to bierz się do roboty- cedzi przez zęby. Po czym popycha mnie brutalnie na kolana i szarpiąc za włosy przytrzymuje w miejscu mimo tego, że próbuję mu się wyrwać. - Zobaczymy na co cię stać. Może jak się postarasz to uda ci się dorównać innym kobietom w moim życiu. - rzuca bezlitośnie. Drugą ręką rozpinając rozporek i uwalniając swojego fiuta. - Nie pomyślałaś, że może szukam gdzie indziej tego czego ty mi nie dajesz? - kpi. - Więc może postaraj się bardziej żeby mnie zatrzymać w domu- sakra bezlitośnie. - Bo twoje gadanie na pewno ci w tym nie pomoże- dodaje bezczelnie.

W tym momencie przepalają się bezpieczniki mojej samokontroli i wszelkiego opanowania. Wyrywam mu się gwałtownie i w dupie nam to, że być może w jego ręce zostanie kilka moich włosów.

-Puszczaj mnie do cholery! Tak możesz traktować swoje dziwki, ale nie mnie! - wrzeszczę ostatecznie uwalniając się od jego chwytu. Odraz się podnoszę i odskakuję od niego. -Pierdol się! Pieprz sobie te swoje ździry, ale ode mnie trzymaj się z daleka! - oświadczam z furią i omijam go w drodze do holu.

-Nie będziesz mi mówić co mam robić. - mówi twardo- Znasz swój obowiązek i miejsce, więc się nie wychylaj. Będziesz rozkładać przede mną nogi, kiedy tylko zechcę. A będę tego oczekiwać przynajmniej do momentu aż nie dasz mi syna. Później zastanowię się czy nadal będziesz zasługiwała na moją uwagę- warczy gniewnie- A tym czasem za piętnaście minut masz leżeć gotowa w naszym łóżku. - poleca mi stanowczo chowając sztywnego kutasa z powrotem w spodnie i mija mnie obojętnie kieruje się do schodów.

Gdy znika na piętrze ja ze wzburzeniem i szalejącym roztrzęsieniem udaje się do kuchni po szklankę wody.

Chyba się z osłem na łby pozamieniał, jeśli sądzi, że po takiej akcji pozwolę mu się tknąć. Co więcej nawet nie zamierzam tej nocy spać obok niego. Wypijam wodę, stwierdzając, że Rossi za pewne zdążył już wejść pod prysznic. I podejmuję szybką decyzję.

Pospiesznie udaje się do naszej sypialni i cicho uchylam drzwi. Nasłuchuję, a kiedy okazuje się, że woda pod prysznicem cały czas się leje, wchodzę do środka i z kasetki na biżuterię wyciągam klucz, który dostałam od Deli. Wychodzę z sypialni i szybko ruszam w kierunku apartamentu mojej szwagierki.

Po wejściu przekręcam zamek i nawet nie zapalając światła idę do łazienki i nalewam sobie całą wannę wody. Zanurzam się w gorącej kąpieli próbując uspokoić skołatane nerwy.

Mimo wszystko niechciane łzy spływają po moich policzkach choć już dawno obiecałam sobie, że nie będę przez niego płakać. Ale nic nie mogę poradzić, że nadal gdzieś w środku doskwiera mi brak głębszej relacji z moim mężem, na którą jak sądziłam mieliśmy szansę. Poza tym za każdym razem w moim życiu seks łączył się z jakąś odrobiną czułości i nie był tak bezosobowy jak ten obecnie z Fabiano.

A ja nie potrafię się odciąć od wszystkiego tak jak on. Nie jestem tak wyprana z uczuć, żeby znosić przez resztę życie to jak mnie traktuje, a już tym bardziej wywłok, które goszczą w jego codzienności.

Czasami mam wrażenie jakby on specjalnie się ode mnie dystansował, tylko nie potrafię zrozumieć, dlaczego. Nie wiem, czy chce mi tym po prostu dopiec czy o co w tym chodzi, jednak mam świadomość, że roztrząsanie tego i tak nie ma sensu, bo nie jestem w stanie temu zapobiec. Do tego wszystkiego przez te jego lafiryndy moja samoocena od dłuższego czasu łapię coraz większy dołek, a osobowość kobiety za jaką się uważałam zaczyna przeciekać mi przez palce.

Jeszcze jakiś czas temu gorące spojrzenia na jakich ukradkiem przyłapywałam Maksa poprawiały mi nastrój upewniając w tym, że mimo wszystko jestem atrakcyjną kobietą, która ma wiele do zaoferowania, ale od dłuższego czasu nawet to nie działa na mnie pocieszająco.

Czy to sprawiedliwe, że przez mojego męża czuję się gorsza od jego kochanek? Czy to tak powinno być? Czy jakakolwiek żona na to zasługuje? Tym bardziej jeśli sama nie wybrała sobie takiego dziwkarza za męża? Nie sądzą. A ten ostatni fakt sprawia, że to wszystko jest jeszcze bardziej przykre, bo co by nie powiedzieć Rossi mnie wyniszcza, a kompleksy jakie we mnie wzbudza dopełniają jego działa.

Muszę znaleźć jakiś sposób, żeby poradzić sobie z tą beznadziejną sytuacją, bo zwariuję. Nie dość, że nie radzę sobie z moim mężem, naszym małżeństwem, to zaraz nie będę w stanie poradzić sobie sama ze sobą. O ile już tak nie jest, bo ciężar mojej codzienności, a już tym bardziej przyszłości przygniata mnie z każdym dniem coraz bardziej. Co prawda nie chce mu się poddać, ale to się robi coraz trudniejsze. A jak nic z tym nie zrobię rychło w czas, to w którymś momencie okaże się, że jest już za późno ja stracę samą siebie.

Dlatego muszę znaleźć dla siebie jakąś furtkę ucieczki od tej brutalnej rzeczywistości jaką przeżywam u boku Fabiano, póki jeszcze zostały mi jakieś szczątki prawdziwej mnie. Tym bardziej że nie chce dać satysfakcji Fabiano z tego, że ostatecznie mnie zniszczył. To oznaczałoby moją przegraną z kretesem. Muszę zawalczyć o samą siebie, skoro w walce o nas nie mam szans. On nigdy się nie zmieni a ja muszę ocalić w tym wszystkim resztki siebie by przetrwać.

Tylko jak mam to zrobić, jeśli on robi wszystko, żeby mnie złamać i doprowadzić do całkowitej nicości.

Nagle do moich uszu dobiega przeraźliwy wrzask i głośny huk, po którym rozlega się jeszcze większy hałas. Chwilę później po całej posiadłości roznoszą się odgłosy licznych ciężkich kroków oraz mężczyzn biegających po domu. Coś mi się wydaje, że mój mąż właśnie zdał sobie sprawę z tego, że mu się wymknęłam. Uśmiecham się wrednie pod nosem na ten fakt. Jaśnie pan właśnie się przekonał, że nie zawsze wszystko jest po jego myśli. A swoje bezlitosne i aroganckie pogróżki może sobie wsadzić w dupę. Tylko żeby to zrobić musiałby się najpierw pozbyć tego kija, który w niej tkwi.

W każdym razie jak się trochę po wkurwia to mu dobrze zrobi. Ja się wkurwiam przez niego od początku naszego małżeństwa, więc niech się dupek przekona, jak to jest, gdy nie masz na coś wpływu. Bo co jak co, ale tu, gdzie jestem na pewno mnie nie znajdzie.

Może dzięki temu nabierze choć trochę rozumu, ale mam świadomość, że szanse na to są marne.

W każdym razie ja na pewno nie zamierzam się nim przejmować ani tym co sobie teraz myśli. Już dawno powinnam zacząć stawiać na siebie i myśleć tylko o sobie.

Po cichu wychodzę z wanny, osuszam się ręcznikiem i przechodzę do ciemnej sypialni. Hałasy nie ustają, a wręcz przybierają na sile jednak ja pożyczając sobie jedną z koszulek Deli ze spokojem kładę się do jej łóżka.

Mimo dochodzących do mnie odgłosów zamieszania na korytarzu szybko ogarnia mnie senność.

Z resztą muszę przyznać, że chyba jeszcze nigdy tak dobrze mi się nie zasypiało.

..............................

Fabiano

-Gdzie ona kurwa jest! Jesteście od tego, żeby jej pilnować tak samo jak całego cholernego domu! - wydzieram się na kilki ludzi z ochrony.

-Szefie nie ma szans, żeby wszyła poza teren posiadłości- zaczyna się tłumaczyć dowódca dzisiejszej zmiany.

-W takim razie, gdzie ona niby do cholery jest?!- puszczają mi nerwy-Bo jak dotąd żaden z was nie znalazł mojej żony! - wrzeszczę na tego idiotę po czym strzelam mu w kolano, a ten upada. Unoszę głowę na pozostałych i gromię ich wściekłym spojrzeniem- Macie czas do rana jak jej nie znajdziecie to was kurwa pozabija- warczę przez zęby- A teraz zabierać mi go z oczy, wypierdalać i brać się do roboty! - krzyczę na całe gardło.

-Fabiano wrzuć trochę na luz- odzywa się Marco, gdy tamci wychodzą, a on stoi nonszalancko przy barku z alkoholem.

Przenoszę na niego wkurwione spojrzenie ostrzegając, żeby się lepiej nie odzywał, bo już jakieś trzy godziny temu straciłem opanowanie i nie ręczę za siebie. Wystarczy, że obok furii krążą w moim ciele wyrzuty sumienia, przez to, że za ostro potraktowałem dziś Kirę, choć miała słuszną rację urządzając mi awanturę.

I tak dziw, że dopiero dziś.

Ale jak inaczej niż zachowując się jak zimny drań mam sobie poradzić z uczuciami do niej które wzbierają na sile, a których nie chce. Jak nie mam jej traktować jak skończony dupek, skoro jedyne czego pragnie moje ciało to wziąć ją w ramiona i nigdy już nie puszczać. Jak mam się inaczej bronić przed tymi pragnieniami, jak niedystansowaniem się od tego wszystkiego, od niej. A potrafię to zrobić jedynie pokazując się jej z najgorszej możliwej strony.

Przecież wystarczyło te kilka dni w pierwszym tygodniu naszego małżeństwa, gdy pozwoliłem sobie na poluzowanie swoich oporów, a zaczęły wzbierać we mnie uczucia tak silne jak i niezrozumiałe. Przeraził mnie ich ogrom oraz to co ze mną wyprawiały dlatego postanowiłem, że to co miało wówczas miejsce nie może się więcej powtórzyć. Bliskość na jaką sobie wtedy z nią pozwoliłem przesiąkła mnie na wskroś i zaczęła się niebezpiecznie rozpleniać, niczym chwasty rzucone na żyzną glebę.

Moją jedyną bronią jest oziębłość i bezwzględność, a barierę ochroną stanowi dystans jaki staram się między nami utrzymywać. Bez tego wszystkiego już dawno bym przepadł i czasami jeszcze oddał Kirze serce. A na to nie mogę sobie pozwolić, prawda?

Wystarczy, że już i tak nie ważne co robię ona i tak siedzi mi w głowie. A jak już niemal udaje mi się ją na chwilę stamtąd wypieprzyć za pomocą jakiś dziwek, to ona i tak pojawia się znowu i to w najmniej spodziewanym momencie.

Przez tą kobietę jestem w czarnej dupie i sam już nie wiem co mam robić.

A teraz jeszcze zapadła się pod ziemię. I to w chwili, kiedy Azamat zaczął przypominać nam o tym, że wcale nie jest aż tak łatwym celem.

-Kurwa! - wrzeszczę uderzając pięścią w blat biurka. - Nie patrz tak na mnie Marco. Nie mam cierpliwości na twoje mądrości- cedzę przez zęby wyczuwając pełne dezaprobaty spojrzenie brata.

Jednak on nic sobie z tego nie robi i podchodzi do mnie stawiając przede mną szklankę z drinkiem. Sam siada w fotelu naprzeciw mnie i popija swojego.

-Cóż chciałem tylko zauważyć, że być może traktujesz swoją małżonkę nie tak jak na to zasługuje. A ona w końcu stwierdziła, że ma dość – rzuca a ja mierzę go wściekłym wzrokiem.

-Co ty niby kurwa wiesz- syczę.

-Mieszkam tu- oznajmia wzruszając ramionami- Co prawda unikam bycia w domu, bo nie mogę patrzeć na twoje zachowanie, za które najchętniej przypierdoliłbym ci w gębę, ale widzę wystarczająco- oświadcza z pewnością.

Po jego wyznaniu mierzymy się nawzajem gniewnie wzrokiem, ale on nie odpuszcza.

Nie tego się spodziewałem po moim najmłodszym braciszku. A w tej chwili nie potrzebuję kolejnych niespodzianek.

-Jesteś dla niej skończonym skurwielem. Myślałem, że nasz ojciec przekazał nam oprócz biznesu szacunek do kobiet, które zostaną naszymi żonami, ale jak widzę nie wszyscy tak sądzimy. On nigdy nie porabiał matki na boku. Wiesz, że gdyby ona się dowiedziała o tym co odpierdalasz to nie odezwałaby się do ciebie do końca życia. Masz też szczęście, że Delie wykańczają ostatnie tygodnie ciąży, bo tylko dlatego jeszcze nie wyciągnęła z Kiry tego co się dzieje za drzwiami tego domu. - mówi stanowczo wskazując dłońmi na otoczenie, a kiedy chce mu przerwać unosi palec uciszając mnie. Siedzę cicho tylko dlatego że jego zachowanie wprawia mnie w niemały szok- Wybudź się z tego swojego transu i przeżyj na oczy zanim będzie za późno. O ile już nie jest. Na miejscu twojej żony zwiewałbym od ciebie w podskokach. Ogarnij się i doceń co masz. - poleca stanowczo- Nie wszyscy mamy szczęście mieć przy sobie kobietę, która jest naszym przeznaczeniem- dodaje zgryźliwie co zwraca moją uwagę, ale nie mam teraz głowy do ciągnięcia go za język.

-Póki co to muszę ją znaleźć- mówię opuszczając głowę i przeczesuję włosy ciągnę za ich końcówki. - Jak pomyśle, że wymknęła się stąd i mogła w paść w łapy Azamata to mnie chuj strzela- warczę.

-Widzisz. Zależy ci na niej idioto, więc się wreszcie ogarnij. - rzuca surowo, a ja patrząc mu w oczy zastanawiam się czy to aż tak oczywiste- A co do Azamata to nie sądzę. Oskar twierdzi, że na razie jego ludzie trzymają się z daleka od Palermo. - dodaje przywracając mnie do rzeczywistości.

-Niby tak, tylko gdzie ona się mogła zapodziać? U Iwa i Emilio się nie pojawiła. A zna tutaj tylko Belle i Delię. W swojej firmie też jej nie było. Wszystkie auta są na miejscu, więc gdzie ona do cholery jest?!

-Uspokój się. Nerwami nic nie zdziałasz. - upomina mnie, a ja czuję się jak gówno.

-Nerwy to już mam w strzępka- burczę.

-Weź jej zniknięcie na klatę i potraktuj jak kubeł zimnej wody. Niech ci to uprzytomni twoje błędy i skłoni do tego żebyś wyciągnął łeb z dupy. Już dawno przegiąłeś więc nie wiem jak inaczej to określić- zwraca mi uwagę- A jeśli Kira do ciebie wróci zacznij ją traktować tak jak na to zasługuje. - poleca mi surowo.

Jego kazanie doprowadza mnie do jeszcze większej furii, bo wiem, że ma rację, a to mi się cholernie nie podoba. Już od dłuższego czasu podświadomie wiedziałem, że to jak próbuje sobie poradzi z wpływem Kiry na mnie nie prowadzi do niczego dobrego ani konstruktywnego. Jednak nie dopuszczałem tego do siebie, nie chcąc się do tego otwarcie przyznać.

Unikałem jej i dystansowałem się, bo każdy bliższy kontakt z tą kobietą poraża moje zmysły i nasila pragnienie rzeczy, których nigdy nie chciałem. Z premedytacją zniechęcałem ją do siebie, co w konsekwencji ostatecznie mogłoby spowodować, że by mnie znienawidziła. Jednak jeszcze do niedawna wydawało mi się to całkiem niezłym wyjściem z sytuacji i rozwiązaniem moich wewnętrznych rozterek. Przecież dzięki temu nie musiałbym się obawiać, że wyniknie między nami coś więcej, skoro ona będzie mnie przeklinać po kres swoich dni. Tylko jak długo jeszcze dam radę prowadzić tą grę na zasadach jakie sam wprowadziłem? Przecież spędzę z tą kobietą resztę mojego życia, a czy ciągnięcie tego chujowego teatrzyku jest tym czego chce przez kolejne lata?

Za tymi pytaniami kryje się otrzeźwiająca prawda, a ja muszę przyznać, że Marco ma rację. To co robię nic mi nie da na dłuższą metę. Jedynie mnie wyniszczy i ją też. Muszę zmienić podejście i jakoś inaczej uporać się ze swoimi uczuciami. Z drugiej strony czy to aż takie złe stworzyć z kobietą głębsza relacja, tym bardziej tą która jest twoją żoną?

Ja pierdolę, ta kobieta naprawdę miesza mi w głowie, doprowadzając do tego, że rozważam rzeczy, nad którymi nigdy się nie zastanawiałem. Jednocześnie rozgardiasz panujący w moim umyśle, sercu i emocjach coraz bardziej mnie wkurza. Lubię działać według ustalonego planu, a niespodziewane komplikacje wytrącają mnie z równowagi, bo powodują, że tracę kontrolę nad sytuacją, a jestem przyzwyczajony, że zawsze ją mam.

Jednak Kira to wszystko zaburzyła, a ja już nad niczym nie panuję. Przede wszystkim nad samym sobą, a także nad nią. Muszę ustalić w tym bałaganie panującym między nami jakiś porządek i dość z tym wszystkim do ładu, bo dłużej już nie dam rady tak żyć.

Co nie zmienia faktu, że najpierw muszę ją odnaleźć, a dopiero później zastanowię się jak naprawić sprawy między nami. To, że nie możemy dłużej żyć jak dotychczas jest już dla mnie oczywiste, lecz pytanie brzmi, jak to zmienić? Nigdy nie byłem w związku i tak naprawdę nawet nie wiem, jak miałoby to wyglądać. Nawet nie wiem jak się za to zabrać, ale będę musiał coś wymyślić i spróbować wcielić w życie plan na nową przyszłość z moją małżonką.

Jedyny puls jest taki, że ona nie będzie w stanie się już ode mnie uwolnić po tym jak ją sprowadzę ponownie do domu. To da mi swobodę do podjęcia działań mających na celu wynagrodzenie jej tego co dotąd spieprzyłem. A przynajmniej taką mam nadzieję, bo Kira zapewne nie da mi się teraz tak łatwo obłaskawić. Nie po tym co jej zafundowałem, a już, tym bardziej jak ją potraktowałem dzisiejszego wieczora.

-Nie produkuj się- ukrócam bezdyskusyjnie wywody brata- Wiem, że zjebałem. To nie czas na to żebyś robił mi wyrzuty. Lepiej się zbieraj. Weźmiemy kierowcę i jeszcze raz przejedziemy się do tej jej firmy. Może w końcu się tam pojawi, bo nie mam pojęcia gdzie indziej mogłaby się udać. Jej dokumenty zostały w domu więc na pewno nie opuściła miasta. - oświadczam.

Po czym w T-shirtcie i w spodniach od dresu wychodzę z bratem z domu udając się na dalsze poszukiwania mojej żony, a narastająca obawa o nią zaciska mi się stalową pętlą wokół serca.

.................

Udało się i rozdział wpadł wraz z końcem weekendu 😊 Kiedy pojawi się kolejny? Nie wiem dokładnie, ale mam nadzieję, że najpóźniej za tydzień...

Buziaki!!!!!!!!!!!!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top