Rozdział 28
Fabiano
Po akcji w szpitalu, dałem się braciom wywieźć za miasto, żeby dokończyć porachunki z Azamatem. Muszę przyznać Emilio rację, że było to coś co mi pomoże, choć trochę. Obserwowanie cierpień skurwiela, który na każdym kroku uprzykrzał nam życie i czyhał na naszych najbliższych było czymś co niwelowało moją osobistą rozpacz związaną z sytuacją z Kirą. Ten psychol zasłużył sobie na wszystko co mu zafundowaliśmy. My wszyscy po kolei. Ja, Accardi, Dimitri, moi bracia. Z tego co mówił Iwo, Delia również była chętna zjawić się tu z nim, ale ją powstrzymał. Cudem, bo cudem, ale zgodziła się zostać w domu z dziećmi, bo nadal była jeszcze trochę słaba po porodzie. Niby wszystko przebiegało bez komplikacji, ale sam fakt, miała co robić, żeby wydać na świat ich synka, z którego Accardi był cholernie dumny.
Domyślam się, że mój przyjaciel musiał zagrać też na jej instynktach macierzyńskich które teraz pewnie szalały, bo dobrze pamiętam jak moja siostra domagała się swojego udziału w zemście na zabójcy naszego ojca. Popleczników Azamata sobie odpuściła, ale cały czas powtarzała, że ostateczna zemsta jest czymś co nie może jej ominąć i odgrażała się, że tego nie będziemy mogli jej zabrać. Jednak jak widać Iwowi udało się ją jakoś udobruchać i obejść wcześniejsze obietnice. Choć nie jestem pewien czy Delia nie będzie miała do niego pretensji jak już ta burza hormonów jej opadnie. Ale to już jego problem a nie nasz.
Zabawialiśmy się z tym sukinsynem przez dobre kilka godzin. W sumie tylko ze względu na naszą zawziętość oraz bezlitosność, bo informacje jakich potrzebowaliśmy, żeby posprzątać po jego działalności chłopacy zdobyli już wcześniej. Jednak sam widok jego męki i świadomość, że jest zdany na naszą łaskę, której dla niego nie mieliśmy wywoływało skok adrenaliny wrzącej w moim ciele, która wypierała w pewnym stopniu moją własną agonią i dawała upust mojej skumulowanej agresji.
Może byliśmy bezdusznymi draniami, a nasze podejście było bestialskie, ale ten człowiek zasłużył sobie na to wszystko z naszej strony. Zawsze atakował nasze najsłabsze punkty, którymi był kobiety związane z naszymi rodzinami. I z każdą z nich wiązał brutalne plany. Nie mówiąc już o setkach, a nawet tysiącach kobiet, które uprowadził odbierając im dosłownie wszystko, w tym godność osobistą i wolną wolę. Przyczynił się do tylu tragedii, że aż człowiekowi mrozi to krew w żyłach. Dlatego nie szczędziliśmy sobie pomysłowości przed ostatecznym odebraniem mu życia ani się z tym nie spieszyliśmy.
W pewnej chwili rozproszył mnie dźwięk mojej komórki dobiegający z narożnika piwnicy naszej leśnej chatki położonej pośrodku odludzia. Początkowo chciałem to zignorować, ale w końcu podszedłem do marynarki przewieszonej przez oparcie ustawionego tam krzesła. Musiało to być coś pilnego, bo wszyscy moi współpracownicy wiedzieli czym jestem zajęty. Jednak, gdy odegrałem połączenie z nieznanego mi numeru, nie wiedziałem czego się spodziewać, co mnie zirytowało.
Ale kiedy usłyszałem jej głos. Mojej Kiry, serce zaczęło mi wali w piersi, a otoczenie przestało się liczyć. Chciała żebym przyjechał. Żebym przyjechał do niej. Gdy stwierdziła, że jestem zajęty, nie bardzo wiedziałem o co jej chodzi, ale domyśliłem się, że musiała słyszeć stłumione odgłosy zabawy moich towarzyszy z Azamatem. Jednak dla mnie to straciło znaczenie w chwili, gdy się odezwała. Chciała ze mną porozmawiać, a to oznaczyło, że jest dla mnie jeszcze jakaś szansa. Szansa dla nas. Chyba jeszcze do końca nas nie skreśliła, a ja muszę zrobić wszystko, żeby wykorzystać jak najlepiej nasze spotkanie i przekonać ją, żeby ode mnie nie odchodziła. Gdy wyczułem wahanie i niezdecydowanie w jej głosie, natychmiast powiedziałem, że będę jak najszybciej i się rozłączyłem, żeby czasami jeszcze się nie rozmyśliła.
Co prawda jeszcze nie wiem, jak rozwiążę naszą sytuację, jeśli ojcem dziecka rzeczywiście okaże się tamten lalusiowaty fiut i pewnie będzie chciał mieć kontakt ze swoimi potomkiem, ale tym się będę martwił później. Najpierw moja kobieta musi zechcieć mnie z powrotem, a ja muszę sprawić, żeby nie miała wątpliwości.
Jednak zanim rzucę się odzyskać moją kobietę, trzeba skończyć ten cyrk z Azamatem. I to szybko, bo muszę już lecieć. Boże nigdy nie sądziłem, że bez mrugnięcia okiem rzucę wszystko, żeby pędzić do jakiejkolwiek kobiety. Ale Kira to mój wyjątek. To ta jedna, jedyna. A jeśli okaże się, że nie jestem ojcem jej dziecka to i tak chce, żeby była moją żoną i będę wychowywał to maleństwo jak swoje. A tatusia najwyżej odstrzela. I tak mu się należy.
-Dobra chłopacy, kończymy to przedstawienie, bo mi się spieszy- rzucam odwracając się do moich towarzyszy krążących niczym sępy wokół Azamata wiszącego na łańcuchach przymocowanych do bali w suficie piwnicy.
Na moje słowa wszyscy zwracają w moją stronę zdziwione i niezadowolone twarze, ale mam to w dupie, bo całym sobą pragnę znaleźć się już przy mojej żonie, by dopilnować, że wybije sobie z głowy ten pierdolony rozwód i zostawienie mnie.
-Nie patrzcie tak jak sroki w gnat, tylko bierzcie się do roboty. Zdecydujcie się kto dozna tego zaszczytu i do dzieła. Nie mam czas, a poza tym on i tak ledwie już zipie, więc to żadna frajda- oświadczam stanowczo, na co wszyscy zaczynają się licytować kto powinien dokonać ostatecznego ciosu.
Nie mam czasu, więc szybko ucinam ich przepychanki słowne.
-Słuchajcie macie trzy minut, bo później wychodzę. Mieliśmy być przy tym wszyscy więc się pospieszcie. A jak się nie możecie zdecydować, to losowo wybierzemy szczęściarza, który pociągnie za spust. Zapraszam panowie- oznajmiam bezdyskusyjnie po czym podchodzę do stolika nieopodal i rzucam na niego swoją spluwę. Czekam aż reszta ustawi się dookoła stolika po czym kręcę bronią, która po kilku obrotach obraca się lufą w stronę Iwa- No to mamy zwycięzcę. Accardi czyń honory. Tylko szybko, bo muszę jechać do żony, a ty Dimitri- wskazuje na szwagra- musisz sobie odpuścić dzisiejszą wizytę u siostry, którą miałeś w planach, bo Kira będzie dzisiaj zajęta- wyjaśniam z zadowoleniem, a on jedynie prycha.
Wcześniej również wpadał do mojej żony do szpitala, ale jeszcze się z nią nie widział po tym jak dziś odzyskała przytomność. Trudno jeszcze trochę będzie musiał poczekać.
Iwo nie grając na zwłokę wyciąga za paska spodni swojego gnata i ustawia się naprzeciwko Azamata, a my stajemy za nim. Bez zbędnych ceregieli oddaje pięć strzałów w okolicę serca naszego więźnia, po czym chowa broń.
-No to w końcu mamy go z głowy- rzucam luźno, a wszyscy patrzą na mnie trochę zaintrygowani moją swobodą i zadowoleniem. Jedynie Emilio szczerze się do mnie jak głupi do sera, a Marco uśmiecha się pod nosem- Później umówimy się na spotkanie, żeby wszystko obgadać, bo teraz się spieszę. Przypilnujcie jeszcze tylko żeby ktoś to dobrze posprzątał - rzucam po czym obracam się na pięcie i wychodzę z piwnicy po drodze chwytając marynarkę.
Zanim wsiądę do auta wyciągam jeszcze z bagażnika czystą koszulę, a starą upapraną od krwi, rzucam jednemu z moich żołnierzy. Po czym wskakuje do swojego jaguara i odjeżdżam z piskiem opon.
Im bliżej szpital, tym serce coraz bardziej wali mi w piersi. To chyba z powodu mieszanki radość, stresu, nadziei i strachu przed tym co Kira może mi powiedzieć.
Jednak nie bacząc na nic pędzę przez ulice, żeby jak najszybciej się do niej dostać. Mam wrażenie, że upływający czas nie jest moim sprzymierzeńcem. Gdzieś w połowie drogi dzwonię jeszcze do Emilio, żeby przesłał mi raport chłopaków na temat tego całego Teo i czekał na moje rozkazy.
Z mocno bijącym sercem i jak nigdy ze spoconymi z nerwów dłońmi otwieram drzwi do pokoju Kiry i wstrzymując oddech wchodzę do środka. Zachowuję się jak jakaś ciota, która zgubiła swoje jaja. Nie poznaję się, ale co robić, gdy ta kobieta wywraca wszystko do góry nogami samą swoją obecnością, a ja niczego bardziej nie pragnę by była przy mnie.
Jednak nie czas zachowywać się jak jakiś złamas, tylko jak mężczyzna gotowy na wszystko, żeby odzyskać swoją kobietę. Dlatego już pewniejszym krokiem pochodzę do łóżka, czując na sobie uważny wzrok Kiry.
-Jak się czujesz? - pytam ochrypniętym tonem, żeby przełamać buzującą we mnie nerwowość i niepewność.
-Dobrze. Ale jeszcze trochę będę musiała tu poleżeć- odpowiada obojętnie.
Gdy nic więcej nie mówi siadam na moim stałym miejscu obok jej łóżka, czyli na średnio wygodnym krześle, na którym spędziłem ostatnie dni. Zbierając się w sobie przejeżdżam wzrokiem po całej jej sylwetce od okrytych białą pościelą nóg, poprzez brzuch, aż do piersi, a następnie poważnych oczu.
-Zanim cokolwiek powiesz, chciałbym żebyś mnie wysłuchała- odzywam się zanim Kira zabierze głos. Stawiając wszystko na jedną kartę zaczynam szybko wyrzucać z siebie słowa w obawie, żeby mi nie przerwała, albo nie straciła cierpliwości i mnie nie wyrzuciła znowu za drzwi- Popełniłem wiele błędów, ale dojrzałem, żeby się do nich przyznać. Byłem dla ciebie prawdziwym skurwielem, a ty na to nie zasługiwałaś. Problem w tym, że wydaje mi się, że straciłem dla ciebie głowę już od samego początku, a moje chujowe zagrywki i bezwzględne zachowanie stanowiło moją formę obrony przed tym co we mnie obudziłaś. Byłem przekonany, że uczucia jakie we mnie wzbudzałaś staną się moją słabością, jeśli siebie na nie pozwolę. - przerywam biorąc głęboki wdech, a ona uważnie mnie słucha, co daje mi znikomą nadzieję- W końcu stwierdziłem, że warto zaryzykować, a to co do ciebie czuję wcale nie musiało mnie osłabić. Chciałem wyznać ci to dużo wcześniej niż wtedy w twoim gabinecie- mówię zaciskając pieść, bo ogarnia mnie złość na przewrotność losu, która w tamtym czasie podrzucała mi pod nogi kolejne kłody uniemożliwiające rozwój zdarzeń po mojej myśli- ale jednocześnie w tym samym czasie Azamat zaczął nam coraz bardziej szkodzić i musiałem poświęcić całą uwagę, żeby go wyeliminować, między innymi po to, żeby nie stanowił dla ciebie zagrożenia. To przez niego i związane z nim problemy bywałem tak rzadko w domu, bo tego wymagała sytuacja. Mojego pełnego zaangażowania, żeby jak najszybciej zakończyć sprawy z tym psycholem. - wyjaśniam- A jak już udało mi się wyrwać na chwilę z tej kołomyi nakryłem cię z Maksem- przerywam, bo oddech więźnie mi w gardle na przypomnienie tamtych wydarzeń- To było dla mnie za dużo. Poczułem, że już nad niczym nie mam kontroli, a jest to coś do czego nie przywykłem. Miałem wrażenie jakbyś z premedytacją wyrwała mi żywcem serce i je zdeptała. - szepcze, bo głos mi się łamie, na te wspomnienia- Niestety mój własny ból przysłonił mi wszystko inne. Nie pomyślałem o tym co sam ci wielokrotnie robiłem, chcąc wyrzucić cię z głowy. W ogóle nie brałem pod uwagę twoich uczuć. Miałaś rację zarzucając mi, że jestem hipokrytą. Niestety dotarło to do mnie dopiero po tym jak uciekłaś. A do tego cholernego klubu pojechałem tylko po to, żeby jakoś zagłuszyć ból, który nie odpuszczał. Kierowała mną furia i rozpacz, przez co do końca chyba nie wiedziałem co robię. Teraz wiem, że to wszystko było bezsensu, a ja zachowałem się jak tchórz jadąc tam zamiast wrócić z tobą do domu i stawić czoła temu co się między nami nawarstwiło. – dodaję z jawną desperacją, żeby mi uwierzyła- Jednak przed tamtą akcją naprawdę przez dłuższy czas unikałem klubu i nie jeździłem tam. Nie było mnie w domu, ale tylko dlatego że szukałem Azamata i sprzątałem bajzel jaki robił nam koło tyłków. Naprawdę już wtedy chciałem stworzyć z tobą normalny związek, ale sytuacja z Maksem odebrała mi jasność myślenia. - wyznaje szczerze- Po tym jak wyjechałaś, a ja nie mogłem cię znaleźć i to jeszcze ze świadomością, że moja siostra wie, gdzie jesteś i za cholerę mi nie powie dostawałem szału. – tłumaczę opuszczając głowę i potrząsając nią- Choć może lepszym określeniem byłoby to, że odchodziłem od zmysłów. Ale to uświadomiło mi, że muszę cię odzyskać i wszystko naprawić. Niestety zanim udało mi się ustalić, gdzie jesteś okazało się, że Azamat mnie uprzedził- oznajmiam zaciskając zęby- Wtedy to już w ogóle myślałem, że wyjdę z siebie. Na szczęście ten sukinsyn jest już tylko wspomnieniem, ale w tamtych chwilach... niepewność doprowadzała mnie do obłędu. Chciałem cię uwolnić z jego łap za wszelką cenę, ale on pokrzyżował nasze plany pojawiając się z tobą na Kubie- dorzucam, zaciskając zęby.
-Taki właśnie miał plan. Chciał was zaskoczyć i zyskać tym przewagę- odzywa się Kira przerywając mi moją żałosną spowiedź, przez co podrywam na nią wzrok.
-Znałaś jego plany? - pytam zaskoczony, bo poruszyła temat, który nadal jest dla mnie nie do końca zrozumiałą sprawą- I dlaczego wyglądaliście, jak para? Moi zwiadowcy powiedzieli, że udając się z nim do restauracji nie wyglądałaś jakbyś była tam wbrew swojej woli. Nic z tego nie rozumiałem. Do tego jeszcze ten ładunek wybuchowy w marynarce, którą miałaś na sobie. Jak do tego wszystkiego w ogóle doszło? - dopytuję, bo być może taki mały przerywnik pozwoli mi zyskać na czasie i jakoś wkupić się bardziej w jej łaski.
-Porwał mnie z plaży na wyspie, a jak odzyskałam przytomność i zorientowałam się w sytuacji postanowiłam zagrać w jego grę, pod jego dyktando, tym bardziej że chwilę przed tym jak mnie uprowadził dowiedziałam się o ciąży- wyjaśnia spokojnie Kira- Wyczułam jego buchające arogancką i samouwielbieniem ego i to wykorzystałam. Udawałam, że chce z nim współpracować, a jego wrodzy to również moi. Zarówno brat, który zmusił mnie do ślubu, a także mój mąż, od którego uciekłam. – dodaje, a mi po plecach przechodzi zimy dreszcz obawy, przed tym co jeszcze usłyszę- Skupiłam się na tym, żeby porzucił swój pierwotny plan odnośnie mojej osoby i zostawił przy sobie. Wiedziałam, że jeśli gdzieś mnie wyśle moje szanse na przeżycie będą malały z każdą minutą. Dlatego podjęłam ryzykowną grę, ale wyglądało na to, że mu się to spodobało. Doszedł do wniosku, że widok mnie u jego boku będzie jeszcze lepszą zemstą niż to co sobie wcześniej umyślił, a że mu się spodobałam, to...- urywa, wzruszając ramionami, a ja zaciskam pięść, bo chęć przywrócenia do życia tego skurwiela, tylko po to, żeby ponownie boleśniej zakończyć jego żywot napina moje ciało- Z mojej strony było to granie na czas, by znaleźć sposób na ucieczkę. Gdy powiedział, że chce popłynąć na wybrzeże Kuby, by wyjść wam naprzeciw i zrobić ci niespodziankę- kontynuuje robiąc palcami cudzysłów przy ostatnim słowie- ochoczo na to przystałam, bo nawet jeśli tobie nie byłoby spieszno mnie uratować, to wydostanie się z jego twierdzy dawało mi większe szansę na ucieczkę.
-Czy on... Czy wy...? - zaczynam, ale urywam, bo te słowa nie chcą przejść mi przez gardło, a ciało pobudza adrenalina i wściekłość.
Muszę uzyskać jej pełne zaprzeczenie, bo ten chuj próbował mnie dziś wyprowadzić z równowagi swoimi obrazowymi opowieściami jak to brał moją żonę ku jej wielkiej rozkoszy. Jak jęczała, jak krzyczała jego imię...
Nie chciałem w to wierzyć i w sumie nie uwierzyłem, ale muszę uzyskać od Kiry potwierdzenie tego, że kłamach, dla spokoju ducha.
-Nie, ale wydaje mi się, że ten psychol nigdy nie miał normalniej kobiety, przez co naprawdę musiałam się nakombinować, żeby go zbyć tak żeby nie nabrał podejrzeń. - Kira odpowiada natychmiast wzdrygając się z obrzydzenia, a ja czuję niewyobrażaną ulgą.
Bo nie wiem co bym zrobił, gdyby się okazało, że ten frajer zbezcześcił moją żonę. Przywrócenie go do życia i najbardziej wymyślne tortury nie byłyby wystarczające.
-Ale gdy wkroczyłem ze sowimi ludźmi do restauracji to się całowaliście- zauważam ostrożnie, bo choć bardzo chce poznać odpowiedź na to co tam zastałem, to jednocześnie nie chce jej zdenerwować i przekreśli tym naszą dalszą rozmowę.
-Raczej powiedziałabym ze wepchnął mi język do gardła po tym jak dostał sygnał od swoich ludzi, że przybyłeś na miejsce- odpowiada ze wstrętem- Liczyłam, że jak już się pojawicie to sprawy pójdą gładko, a jego po prostu powalicie trupem. Jednak sprawy się skomplikowały, bo jak się okazało Azamat wcale nie był taki łatwowierny i naiwny jak sądziłam, albo to ja grałam mało przekonująco. Bo jak sam zauważyłaś dał mi swoją marynarkę jeszcze zanim się zjawiliście, a wtedy wszystko wydawało się iść po mojej myśli. A później, gdy dał mi broń sądziłam, że uda mi się go postrzelić i utorować wam drogę do dalszego działania, ale przyłożył mi spluwę do brzucha- mówi, ciężko przełykając, a mi się serce ściska na myśl jak bardzo musiała być wówczas przerażona- wtedy byłam w kropce, bo wiedziałam, że jeśli nie zrobię tego co chce, on strzeli, a wtedy dziecko na pewno tego nie przeżyje. Jednak Emilio połapał się w miarę w tym co chciałam mu przekazać. Dlatego do ciebie strzeliłam tak żeby dać czas twojemu bratu na reakcję i zdjęcie Azamata. - wyjaśnia, a ja potakuję, bo tego już zdążyłem się wcześniej domyślić- ale nie miałam pojęcia o tym ładunku wybuchowym i gdy zaczął pikać nie wiedziałam co się dzieje. Do tego ta rana postrzałowa... Myśl, że stracę dziecko, odebrała mi wszelką logikę. Możesz mi powiedzieć co się później działo, bo pamiętam tylko że upadłam z tobą na podłogę, a później już nic. - zwraca się do mnie ze szczerym zainteresowaniem.
-Odrzuciłem ładunek na tyle daleko jak zdołałem, ale fala wybuchu i tak w nas uderzyła. Część budynku tego nie przetrzymała. Na szczęście moimi ludzie zdjęli popleczników Azamata którzy obstawiali tyły restauracji, więc gdy odrzuciłem z nas gruzy konstrukcji, które się posypały, obyło się bez niepotrzebnych komplikacji. Ty straciłaś przytomność, a mi się wydawało, że zajęło wieki zanim dotarło pogotowie. Zabrali cię na operację, a ja myślałem, że oszaleje, bo nie mogłem cię stracić. Później jeszcze powiedzieli mi, że mimo twoich obrażeń, z dzieckiem wszystko dobrze, a wtedy już zupełnie nie wiedziałem co się wokół mnie dzieje. Gdy tylko twój stan się ustabilizował przetransportowałem cię na Sycylię. - referuje jej przebieg zdarzeń.
-Pozbyłeś się Azamta? - pyta.
-Tak. Zanim do ciebie przyjechałem wydał ostatnie tchnienie- odpowiadam stanowczo- I tak długo z tym zwlekaliśmy. Ale ważniejsze dla mnie było siedzenie przy tobie niż on, tym bardziej że tkwił grzecznie zamknięty w naszej kryjówce, a inni z chęcią zapewniali mu rozrywkę- dodaję z ironią.
-To dobrze. Nie chciałabym nigdy więcej spotkać tego człowiek. To zło w czystej postaci- mówi biorąc głęboki oddech. - Całe szczęście, że dziecku nic się nie stało, bo nie wiem, jak miałaby sobie poradzić, gdyby było inaczej. - oznajmia ciszej.
-Co do dziecka, to wiedz, że nawet jeśli okaże się, że nie jest moje to i tak chce je z tobą wychowywać. Kocham cię i chce żebyś była ze mną mimo wszystko. Naprawdę Kira. Tym razem nie zawalę. - wyznaje żarliwie ujmując jej dłoń i patrząc poważnie w oczy. - Nie chce żebyś ode mnie odeszła. Mam dość życia bez ciebie i nie chce rozwodu- dorzucam pewnie, choć błagalne nuty przebijają się w moim tonie.
A ona... A ona tylko na mnie patrzy i lustruje w skupieniu moją twarz.
-Naprawdę byłbyś gotów wychowywać nie swoje dziecko? A co z twoją pozycję? Czy to jej nie uwłacza? - pyta sceptycznie.
-Zrobię wszystko, żeby mieć cię blisko siebie. O moją pozycje w ogóle się nie martwię. Mam ogromną władzę i tylko idiota zdecydowałby się zwrócić przeciwko mnie. Ochronię was oboje. Tego możesz być pewna. - wyjaśniam ze zdecydowaniem.
-Ogromnie mnie skrzywdziłeś- wyznaje Kira z wyraźną urazą w głosie.
-Wiem- zapewniam z bolesnym uciskiem w klatce- Ale więcej tego nie zrobię. Tylko daj mi szansę, żebym mógł cię o tym przekonać. - proszę nie odwracając spojrzenia od jej oczu.
-Nie wiem, czy chce jeszcze raz przez to przechodzić- mówi twardo Kira.
-Kochanie teraz będzie inaczej. Ja będę inny. Tylko dla ciebie, ale będę tym kim powinienem być już od początku. Nigdy więcej cię nie skrzywdzę. Nie obiecam, że będzie tylko dobrze, bo patrząc po związku mojej siostry z Iwem, czy po Belli i Emilio wiem, że to niemożliwe, ale chce z tobą małżeństwa na dobre i złe. I nie chce żebyś kiedykolwiek jeszcze ode mnie uciekała. - wyznaje ze szczerością i nadzieją budzącą się w sercu.
Ona musi być z powrotem moja, a ja muszę ją zdobyć, bo obrączka na palcu wcale nie znaczy, że mam do niej prawa, wbrew temu co sądziłem wcześniej.
-Chciałabym ci wierzyć, ale to nie jest proste. Już wiele razy wcześniej mną manipulowałeś, więc skąd mam wiedzieć, że teraz rzeczywiście będzie inaczej? - pyta zaczepnie.
-Manipulowałem tobą? - pytam zaskoczony- Nigdy tak o tobie nie myślałem. Jedyne czym się kierowałem to moja egoistyczna chęć ochronienia się przed uczuciami do ciebie, choć czasami ciężko było mi to robić. Przepraszam, że odebrałaś to jako moje chore zagrywki- wyznaje z pokorą, bo jej słowa jeszcze bardziej otwierają mi oczy na moje zachowania, które odcisnęło dużo, krzywdzącego piętna na mojej żonie. - To już się nie powtórzy- zapewniam- Chce w to wejść całym sobą i zostawić za nami przeszłość. Tylko pytania czy ty też tego chcesz? - pytam cicho i nic nie poradzę, że głos minimalnie mi drży od emocji.
Stres zaczyna na dobre zjadać mnie od środka, gdy Kira milczy i mi się przyglądając, rozmyślając intensywnie.
-Jesteś w stanie, aż tak nagiąć swoje przekonania i poglądy, żeby liczyć się z moim zdaniem? - pyta z wyraźną wątpliwością.
-Tak. Od zawsze powinienem się liczyć z twoim zadaniem i uczuciami. To był błąd, którego już nie popełnię. - zapewniam gorliwie.
Szczerze to w tej chwili jestem gotów zaprzedać duszę diabłu byle ona tylko do mnie wróciła.
-Jak sobie wyobrażasz naszą przyszłość? Co będzie, gdy urodzi się dziecko? - dopytuje.
-Będzie jak ze chcesz. Ja jedynie chcę mieć was oboje przy sobie, a opinia innych mnie nie obchodzi- odpowiadam natychmiast, bo taka jest prawda. Bez Kiry wszystko inne się nie liczy, więc mając ją przy swoim boku reszta świata może mnie pocałować w dupę.
-Jeśli się zgodzę dać nam jeszcze jedną szansę, będzie to tylko ta jedna, jedyna. - odpowiada stanowczo.
-Wiem, ale to wystarczy. – zapewniam ze zdecydowaniem.
-Żadnego znikania bez słowa, koniec z nocnymi powrotami, z niedomówieniami i twoimi dziwkami- wylicza ostrym tonem.
-To rozumie się samo przez siebie i jest dla mnie czymś oczywistym. - zapewniam- Nigdy nie byłem w normalnym związku, ale dla ciebie się tego nauczę. - oświadczam żarliwie- A te wszystkie panienki z klubu i tak były bez znaczenia. Choćbym nie wiem co i tak nie były w stanie sprawić, że się z ciebie wyleczę. - dodaję, za co zostaję nagrodzony wrogim spojrzeniem.
Kurwa, chyba powiedziałem o dwa słowa za dużo...
-Fabiano, nie interesuje mnie po cholerę je posuwałeś. To po prostu nie może się już powtórzyć- ruga mnie gniewnie.
-Wiem i też nigdy więcej żadnej nie tknę nawet palcem. Tym bardziej że pragnę tylko ciebie. - wyjaśniam pokornie z przekonaniem- Nie znam się na związkach, ale wydaje mi się, że powinny się opierać na szczerości oraz bezwzględnej wierności- dodaję precyzując swoje stanowisko.
-Owszem. Jeśli mamy spróbować to tylko na takich zasadach. Jeśli znowu mnie zdradzisz, to będzie koniec, nie ważne jakich będziesz chciał użyć środków, żeby mnie przy sobie zatrzymać- oznajmia surowo.
-Nigdy nie dotknę jakiś podróbek, mając ciebie. Tobie również będę musiał wystarczyć tylko ja- odpowiadam z równą stanowczością.
Nie wiem, dlaczego, ale wydaje mi się jakbyśmy właśnie prowadzili jakieś negocjacje, które zapoczątkują naszą przyszłość, której tak bardzo pragnę. Choć Kira nie powiedział jeszcze, jednoznacznie, że chce dalej być moją żoną.
-Kochasz mnie? - pyta po dłuższej chwili, patrząc mi uważnie w oczy.
-Tak- odpowiadam bez wahania, dodatkowo ujmując jej dłoń i delikatnie ściskając.
-To może mnie pocałuj, bo jeszcze nie wiem, czy czuję się przekonana- rzuca ironicznie.
Przyglądam się jej z lekką dezorientacją, ale gdy dostrzegam psotny błysk w jej spojrzeniu, nie zwlekając podnoszę się z krzesła i pochylam się nad nią.
Najpierw muskam nosem jej policzek, wdychając jej zapach, którego tak mi brakowało, a który pozwala mi na głębszy oddech. Po czym delikatnie łącze nasze wargi. Ta lekka pieszczota sprawia, że przechodzi mnie przyjemny dreszcz podniecenia. Jest to coś niesamowitego i coś czego doświadczam tylko przy mojej żonie. Nie mogąc się opanować, kiedy oddaje mi pocałunek pogłębiam go, łącząc nasze języki w intensywnym i gorącym tańcu, który nie tylko rozpala każdą komórkę mojego ciała ogniem pożądania, ale sprawia, że czuję się jakbym odnalazł swojej miejsce na ziemi. Kocham tę kobietą. Pragnę jej. Ona jest sensem mojego życia.
Podczas gdy żarliwie pożeram jej usta i językiem wymuszam na niej dzikie tempo, jedną ręką ujmuję jej policzek, a drugą błądzę po jej obojczyku, wypukłości piersi i brzuchu. Wiem, że muszę się powstrzymać, bo inaczej rzucę się na nią tu i teraz. Nie patrząc na to, że leży na szpitalnym łóżku. Zbyt długo na to czekałem, przez co moje pożądanie zaczyna się niebezpiecznie wymykać spod kontroli. Jednak, kiedy Kira zaplata ręce na moim karku i przyciąga mnie jeszcze bliżej siebie, palcami wędrując po moich krótkich włosach, jeszcze ciężej jest mi się zatrzymać, a nadzieje rozpiera serce. Nasze ciężkie oddechy się mieszają, a mi wyrywa się niskie, męskie warknięcie pełne zadowolenia, które odrobine mnie otrzeźwia. Ona jest jeszcze słaba i nie mogę od tak zerwać z niej pościeli, żeby pieprzyć ją do utraty tchu.
Jeszcze nie. Ale to i tak nadejdzie. Czekam na nią od tygodni, więc kilka dni jeszcze wytrzymam, a jak lekarz powie, że może wrócić w końcu do domu będzie już tylko moja i zrobię z nią wszystko to co chodzi mi w tej chwili po głowie.
Dlatego też przerywam nasz gorący pocałunek muskając wargami jej usta, choć nie mogę powstrzymać ciężkiego westchnienia.
-Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo chciałbym cię wziąć tu i teraz. Jednak wiem, że jesteś na to jeszcze za słaba, a ja też nie chce, żeby personel szpitalny słuchał, jak się godzimy- mruczę ciężko oddychając i opierając czoło o jej czoło.
Przez cały czas mam zamknięte oczy, chłonąc całym sobą tę chwilę, która jest dla mnie niczym oaza pośrodku pustkowia.
-Wydaje mi się, że ja nie miałabym nic przeciwko temu- odzywa się Kira seksownym głosem, który wcale nie pomaga na mój spory i twardy problem za rozporkiem.
-Nie mów tak bo mnie wykończysz- jęczę boleśnie, ponownie atakują jej usta i zaciskając ręka na jej biodrze.
Po dłużej chwili się od niej odrywam i patrzą w jej zamglone tęczówki, przez co moje opory coraz bardziej się oddalają. Jednak szybko się od niej odsuwam i kręcą gwałtownie głową.
-Nie. Mowy nie ma, żeby ktoś jeszcze oprócz mnie słyszał twoje słodkie jęki, kiedy będę w tobie, a już, tym bardziej jak będziesz dochodzić na moim fiucie. Nic z tego- oświadczam stanowczo wsuwając sobie ręce we włosy, które wydają mi się być już przydługie.
-A obiecywałeś, że zrobisz dla mnie wszystko- odzywa się z kpiną i pretensją.
-Kira- jęczę żałośnie, rozdarty. - Nie stawiaj mi takich warunków. Jesteś tylko moja i nie mam zamiaru dzielić się choć namiastką ciebie z kimś innym. Nawet jeśli dotyczy to seksu w sali szpitalnej do której w każdej chwili może wparować jakiś doktorek- warczę sfrustrowany.
-A czy ja powiedziałam, że już na pewno chce być twoja? - pyta zaczepnie i jednocześnie poważnie, przez co mój nastrój natychmiast łapie dołek, bo po jej reakcji, zdążyłem z góry założyć, że...
-A nie chcesz? - pytam słabo, bo ta kobieta stanowczo podkopuje moją pewność siebie, z którą na codziennie jestem za pan brat. I zerkam na nią niepewnie z obawą.
Jej przeciągając się milczenie mnie dobija i zaczyna odbierać nadzieję, jednak, gdy rozciąga usta w pięknym uśmiech, moje serce zaczyna szybciej bić by odnaleźć właściwy rytm.
-Chce- odpowiada w końcu z przekonaniem oraz z chytrym blaskiem w oczach i uśmieszkiem- Ale trzymasz sprzęt w gaciach i przestajesz się nim dzieli z każdą chętną wywłoką. Inaczej nie tylko cię zostawię, ale najpierw jeszcze wykastruje. - wygraża mi palcami przybierając surową minę.
-Jasne, przyjąłem do wiadomości. - odpowiadam z ulgą- Wychodzi na to, że już nie tylko moja siostra czai się, żeby pozbawić mnie przyrodzenia jak jej podpadnę, ale ty również. - rzucam z rozbawieniem, które zrzuca z moich barków ogrom zmartwień- Jednak możesz być spokojna, nie dam ci ku temu powodów, ale jeśli chcesz cię cieszyć moim fiutem musisz mi pomóc obronić go przed Delią, bo z nią to nigdy nie wiadomo. To moja siostra, ale szczerze powiem, że to nieprzewidywalna wariatka- dodaję rozluźniając atmosferę i przysiadając na brzegu jej łóżka.
-Nie obrażaj mojej szwagierki. To anioł nie kobieta- ripostuje Kira.
-Pewnie- bąkam zgryźliwie- O ile masz namyśli diablicę o twarzy anioła- dodaję za co zostaję nagrodzony szturchnięciem z łokcia w żebra- No dobra, przyznam ze czasami jest przydatna, ale nie zgodzę się z tym, że to niewinny aniołek- wyjaśniam z krzywym uśmiechem, bo cieszy mnie beztroska malująca się na twarzy mojej żony i to, że przeszliśmy z poważnych tematów do tych bardziej błahych.
-Z tego co wiem zarówno Delia jak i Bella chciały nam pomóc się pogodzić więc powinieneś być im wdzięczny- wyrzuca mi Kira.
-Nie sądzące, to one pomogły ci się dostać na tę wyspę, z której porwał cię Azamat więc...- marudzę zawzięcie, ale ona mi przerywa, przyciągając mnie do siebie tak że wygodnie zawisam nad nią.
-Skończ już wygadywać głupoty i lepiej mnie pocałuj, bo zaraz stwierdzę, że wcale się tak za mną nie stęskniłeś- mruczy zaczepnie, a ja spełniam jej życzenie i ponownie zawłaszczam sobie jej usta, których tak bardzo mi brakował, a których jestem złakniony.
-Mam coś dla ciebie- mruczę w jej wargi po wygłodniałym pocałunku, który ponownie mnie nakręcił.
-Tak? - pyta uroczo zaskoczona, a ja potakuję sięgając dłonią do kieszeni spodni. Jednak jej ręka mnie powstrzymuje- Zaczekaj. Najpierw ja chcę ci coś powiedzieć. - mówi z powagą, a jej niepewność zwraca moją uwagę.
-Co takiego chcesz mi jeszcze powiedzieć? Już powiedziałaś, że chcesz ze mną zostać, więc nic innego nie muszę wiedzieć- odzywam się układając się przy jej boku, na materacu i otaczając ją ramieniem.
Jest to gest zupełnie mi obcy, ale tak normalny w przypadku mojej ukochanej. Ona natomiast bez wahania wtula się we mnie, a to powoduje, że ciepło rozlewa się po moim ciele, kumulując się wokół serca. Przez co mam wrażenie, że wszystko wreszcie trafiło na swoje miejsce i obrało właściwy tor.
-Chodzi o dziecko. Nasze dziecko- odzywa się cicho.
-Nasze? - pytam podrywając głowę z poduszki i patrząc jej uważnie w oczy.
-Tak. – przyznaje, a to powoduje, że zamieram- Jest nasze. Nie potrzebnie powiedziałam ci że tak nie jest i do tego wmieszałam w to Teo- tłumaczy kręcąc głowę- Myślałam że specjalnie mydliłeś mi oczy, bo wiedziałeś już o ciąży, a że tak bardzo zależało ci na potomku, uznałam że to jedyny powód twoich zapewnień o tym jak ci na mnie zależy.- wyjaśnia unikając mojego spojrzenia- Sądziłam że to kolejna jakaś twoja manipulacja i dlatego to wszystko powiedziałam, żeby to ukrócić i nie dać się wciągnąć w jakieś kolejne twoje gierki- wyznaje niepewnie, unikając mojego wzroku, a ja ujmuję stanowczym gestem jej brodę.
-Teraz widzę, że dałem ci bardziej popalić niż sądziłem. Ale już nigdy więcej cię nie skrzywdzę i dopilnuje żebyś już nie miała poczucia, że coś robię mając w tym ukryty interes. - obiecuję, a on unosi na mnie te swoje piękne oczy, w któryś kumuluje się tak wiele emocje.
W tej chwili wydaje mi się taka krucha, choć dobrze wiem, że jest jedną z najsilniejszy kobiet jakie znam. Do tego mam świadomość, że to przeze mnie musiała pokazać swoją siłę, żeby przetrwać w naszym małżeństwie. Nigdy sobie tego do końca nie wybaczę, nawet jeśli ona już to zrobiła. To ja powinienem być jej siłą i oparciem. Ona nigdy nie powinnam sama mierzyć się z tym wszystkim co na nią zrzuciłem.
-Jesteś zły o Teo? - pyta cicho.
-Nie- odpowiadam po chwili za dumy- Lepiej dla niego, że nie ma nic wspólnego z twoją ciążą, bo marny byłby jego los- stwierdzam bez owijania w bawełnę.
-Co chciałeś mu zrobić? - pyta ze strachem.
-To i tamto- mówią wymijająco, wzruszając ramionami, bo nie mam zamiaru podzielić się z nią krwawymi i brutalnymi detalami jakie miałem w planach.
-Fabino- zwraca mi surowo uwagę.
-No co. Wiesz czym się zajmuję, żyjesz w naszym świecie od dziecka, więc na pewno się domyślasz, więc nie pytaj jak nie chcesz znać odpowiedzi. - ucinam.
-On nie jest niczemu winny, więc teraz jak już wiesz to daj mu spokój- zaznacza stanowczo.
-To wszystko i tak nie zmienia faktu, że nie podoba mi się to, że się przy tobie kręcić- ripostuje zły- Obiecałem zrobić co tylko będziesz chciała, ale nie ustępie, jeśli chodzi o bronienie tego co moje, a ty jesteś moja i już- wyjaśniam bezwzględnie.
-Tylko że przed nim to ty mnie akurat chronić nie musisz- kpi ze mnie rozbawiona.
-Maleńka, nie wnikam w wasze wcześniejsze relacje, bo jak powiedziałem chcę zostawić za nami naszą przeszłość i zacząć od nowa, ale nie będę spokojnie patrzał na jego umizgi do ciebie, ani na to jak się do ciebie ślini, tylko czekając aż podwinie mi się noga, a jemu nadarzy się okazja, żeby cię pocieszyć, co w męskim słowniku jest odpowiednikiem tego, żeby się do ciebie dobrać- fukam, a ona się ze mnie śmieje.
Wyobrażacie to sobie! Ja się wkurwiam, bo jakiś palant ma ochotę na to co moje, a ona jest rozbawiona jak nigdy.
- Kira- warczę rozzłoszczony.
-Weź na wstrzymanie, bo się przez ciebie posiusiam- piszczy pomiędzy napadami śmiechu, jednak ja pozostaję poważny, bo nie podoba mi się jej lekkiej podejście do tematu tego gość.
Sama mówiła, że mamy stworzyć normalny związek, a zasady, które mają w nim obowiązywać dotyczą również niej.
- Nie patrz tak na mnie, bo naprawdę już nie mogę- kwili nie mogąc się uspokoić, przez co ja się napuszam obrażony jej reakcją.
-Nie sądzę, żeby moja zazdrość była czymś aż tak zabawnym. Zdecydowałaś, że chcesz ze mną być, więc będziesz musiała się nauczyć żyć z moją zaborczością. Nic na to nie poradzę, ale nie pozwolę, żeby jacyś napaleńcy się do ciebie zbliżali, bo od teraz jesteś tylko i wyłącznie moja- syczę wkurzony, zabierając ramie którym ją przytulałem i krzyżuję ręce na piersi.
To ją wreszcie łaskawie trochę otrzeźwia, a śmiech zamiera jej na ustach.
-Oj Fabiano, jaki ty jesteś słodki w takim wydaniu- mruczy, a wesołość przebija się w jej głosie, przez co zaciskam zęby. Nie wiem w co ona ze mną pogrywa, ale mi się to nie podoba. Kocham ją, ale są pewne granice, a są nimi inny mężczyźni w jej życiu- Myślę, że odrobina zaborczości jest całkiem sexy- dodaje pochylając się w moją stronę i przejeżdża paznokciem po moim bicepsie poniżej ręka podwiniętej koszuli - I mi się bardzo podoba- dorzuca przysuwając swoje usta do mojego ucha- Ale zostaw to sobie na kiedy indziej, tym bardziej że teraz nie masz do niej podstaw, a ja jak sam zauważyłeś jeszcze nie powinnam rzucać się na ciebie jak napalona kotka- mruczy seksownie do mojego ucha wywołując rozkoszne prądy wzdłuż mojego kręgosłupa- I pamiętaj że foch to babski atrybut- upomina mnie- A Teo jest bardziej zainteresowany tobą niż mną, więc sobie odpuść. Bo jak już to ja mogę być zazdrosna, albo walnąć focha, że woli mojego męża ode mnie- dodaje odsuwając się ode mnie, ale mimo swojej dezorientacji, jej na to nie pozwalam.
Ponownie ją obejmuję przy przyciągam do swojego boku.
-Co powiedziałaś? - wyduszam z siebie.
-Że podobasz się Teo. - wyjaśnia pobłażliwie- On jest gejem i moim nowym przyjacielem. Poznałam go dopiero na wyspie. Nie znaliśmy się wcześniej.
-Gejem? - upewniam się zaskoczony.
-Tak.
-I na ciebie nie leci? - dopytuję.
-Nie.
-To będę musiał odwołać chłopaków- rzucam, szperając w kieszeni za komórka, ale przy okazji natrafiam na mój prezent dla Kiry.
-Naprawdę zamierzałeś mu coś zrobić? - pyta zła.
-Tak, ale teraz dam znać swoim ludziom, że to już nieaktualne. - rzucam, zaciskając palce na drobiazgu jaki kupiłem w chwili słabości, gdy mojej żony nie było przy mnie. - Ale mniejsza o niego. - dodaję, gdy ona nadal się we mnie wpatruje z niezadowoleniem- Maleńka nie patrz tak. Zgodziłaś się już dać mi szansę, a co za tym idzie bierzesz mnie takiego jaki jestem, czyli zakochanego i walczącego o swoją kobietę. - zaznaczam- Kocham cię i nikomu cię nie oddam. A teraz chce ci dać prezent, o którym mówiłem- wyjaśniam, a jej twarz łagodnieje.
-Ale pamiętaj, żeby odpuścić Teo- przypomina znacząco.
-Tak, nie musisz się o niego martwić- mówię spokojnie- Chce ci dać coś co będzie symbolem naszego nowego początku i mojej miłości do ciebie- wyznaje pokazując jej pierścionek z platyny z wianuszkiem przeplatanym diamentami i najwyższej jakości opalem- Kocham cię i chce żebyś go nosiła, by przypominał ci o mnie. Nowym mnie. - dodaję, a ona posyła mi wzruszone spojrzenie- O tym, że chce być lepszy dla ciebie i naszego maleństwa- oznajmiam, gładząc wolną dłonią jej nadal płaski brzuszek.
Na moje słowa w oczach Kiry szklą się łzy, a jedna z nich spływa po jej policzku. Wywołuje to moją dezorientacje i zastawiam się czy nie przesadziłem. W końcu ja jej tyle razy wyznałem swoją miłość, a ona nie powiedziała nic na temat swoich uczuć do mnie.
Jednak moje obawy nie trwają długo, bo moja żona rzuca się na mnie radośnie, a ten nagły ruchu wywołuje jej ciche syknięcie, zapewne wywołane nadal gojącą się raną po postrzale.
-Kocham cię. Jesteś dupkiem, ale i tak kochałam cię przez cały ten czas. - szepcze wtulając się we mnie i cicho chlipiąc.
-Maleńka- rzucam czule- Nie płacz proszę. Kocham cię nie chce żebyś jeszcze kiedykolwiek przeze mnie płakała. Chcę cię uszczęśliwiać, a nie doprowadzać do łez- uspokajam, ją.
W końcu podnosi na mnie mokre oczy i wpija się w moje wargi, a ja jestem wstanie jedynie przygarnąć ją jeszcze bliżej siebie. Czuję się przy niej wolny od trosk, szczęśliwy i silniejszy. Ona stanowi moją siłę. Ona i nasze dziecka. Tak, nasze. To jedna z najpiękniejszych informacji jakie dziś od niej usłyszałem. Nie licząc tego, że mnie chce. Byłem skończonym głupcem obwiniając ją o to, że będzie moją słabością. Cholernie się wtedy myliłem, przez co ominęło mnie tak wiele, a spotkało tak dużo cierpienia i ją niestety też. Ale to naprawię. Będę naprawiał to każdego kolejnego dnia.
-Jesteś moim wszystkim. Kocham cię nad życie. Ciebie i naszą małą fasolkę- wyznaje muskając wargami kącik jej ust i wsuwając na jej palec pierścionek.
-Też cię kocham- odpowiada ponownie przyciągając mnie do pocałunku.
Ta kobieta mnie wykończy. Mam na nią tak kurewsko wielką ochotę, a dobrze wiem, że nie mogę wziąć sobie tego czego tak bardzo chce i to mnie zabija. Ogień pożądania spala mnie od środka, a kutas boleśnie pulsuj napierając na rozporek. W sumie to jak się zastanowić nie pamiętam, kiedy ostatni raz uprawiałem seks. Co jest dla mnie kolejną nowością, nad którą nawet się dotychczas nie zastanawiałem. Ale jak tylko Kira wróci do domu i nie będzie żadnych medycznych przeciwwskazań nadrobię z nią zaległości i to z nawiązką.
-Musimy przestać- mruczę w jej wargi, choć moje dłonie nadal odważnie śledzą krągłości jej sylwetki, przez co sam się katuję. -A ja muszę pogadać z twoim lekarzem, kiedy wreszcie zamierza cię wypuścić ze szpitala.
-Mam nadzieję, że niedługo- kaprysi, a ja muskam kciukiem jej policzek.
-Też mam taką nadzieję- odpowiadam- Ale zaczekamy, ile będzie trzeba. Najważniejsze żebyś całkiem doszła do siebie i żebyście oboje byli zdrowi- dodaję ponownie masując jej podbrzusze.
-Jutro mam mieć usg- rzuca z radością.
-Tak? -pytam a ona entuzjastycznie potwierdza- Jak będę rozmawiał z lekarzem, uprzedzę go, że chce przy tym być. To cholernie niesamowite, widzieć tę małą fasolkę i słyszeć, jak bije jej serduszko. - wyznaje może i trochę ckliwie, ale mam to gdzieś.
Przy mojej żonie nie wstydzę się swoich emocji. Już nie. Przy niej mogę być prawdziwym sobą, takim jakim chce być dla niej.
-Opowiesz mi o tym? - pyta z ogromnym zainteresowaniem.
-Z przyjemnością- odpowiadam, po czym mówię jej o pierwszym badaniu i o tym co czułem, kiedy ginekolog pokazał mi po raz pierwszy nasze dziecko.
Leżymy tak, rozmawiając i delektując się wzajemną bliskością jeszcze przez długi czas, a ja czuję się najszczęśliwszym facetem na świecie mają przy sobie moją kobietę i świadomość, że za kilka miesięcy urodzi się nasze pierwsze dziecko.
Owszem pierwsze, bo chce mieć ich z Kirą dużo więcej. Choć nie znam jeszcze jej zdania na ten temat... ale na jeszcze jedno na pewno będę ją intensywnie namawiać, bo chce jeszcze raz w pełni przeżyć z nią to wszystko od nowa. W którymś momencie moja żona pyta mnie czy chce poznać płeć dziecka, gdy już będzie to możliwie, a ja po dłuższej chwili stwierdzam, że to dla mnie bez znaczenia. Najważniejsze, żeby było zdrowe, a decyzję o tym czy przed porodem dowiemy się czy to chłopiec czy dziewczynka pozostawiam jej.
Co prawda na początku naszego małżeństwa było dla mnie priorytetem spłodzić syna, który przejmie po mnie władze, ale zmieniłem się od tamtego czasu i moje poglądy również. Władza władzą, ale to rodzina i jej szczęście są teraz dla mnie na pierwszym miejscu.
...........................
No i wreszcie się pogodzili 😉 kolejny rozdział mam nadzieję, że pojawi się w weekend, ale zobaczymy, jak mi to wyjdzie... nic nie obiecuję 😊 Buziaki!!!!!!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top