Rozdział 24
Fabiano
Pokonany pochylam głowę opierając łokcie o łóżko szpitalne na którym leży moja, nieprzytomna żona i przecieram zmęczone oczy, w których po raz kolejny kręcą się jeszcze do niedawna tak obce mi łzy.
W sumie jak o tym pomyśleć to, odkąd Kira rozgościła się na dobre w moim sercu, moje życie stanowi zlepek paradoksów, bo jak inaczej nazwać to, że ta kobieta wzbudza we mnie tak wiele dotychczas nieznanych mi uczuć i emocji. Wcześniej twardy, bezwzględny i niewzruszony teraz rozklejam się jak baba. Ale to wszystko przez nią i tylko dla niej.
I wiem jedno. Już nigdy więcej w nią nie zwątpię.
Gdy po wybuchu w tej cholernej restauracji uniosłem się i zobaczyłem, że straciła przytomność myślałem, że oszalej. Nie liczyły się dla mnie moje własne obrażenia, tylko ona. Dopóki nie zjawiło się pogotowie wstrzymywałem oddech ze strachu przed tym co może się wydarzyć.
Nie patrząc na nic, przy pomocy Emilio delikatnie ją uniosłem i uciskając jej ranę postrzałową w okolicy lewego podbrzusza wynieśliśmy ją do ogrodu nie zważając na otaczający nas chaos, ani walające się elementy konstrukcji, które nie podołały eksplozji. W tamtym momencie nie interesowało mnie nic innego, tylko ona.
Dopiero później dowiedziałem się, że czterech z naszych żołnierzy również ucierpiało, ale inni poza licznymi ranami niezagrażającymi ich życiu, wyszli z tej akcji cało. Azamat został pojmany i pod eskortą Javiera oraz Roberto został przeniesiony do swojego tymczasowego więzienia, gdzie oczekiwał aż przetransportujemy go na Sycylię, żeby się nim zająć. Jego ludzie w większości zostali zabici na miejscu, a inni trafili do piwnicy Javiera, gdzie chłopacy mnie wyciągnąć z nich informacje na temat dokładnej działalności ich szefa, a następnie ich zabić.
Dowiedzieli się od nich również na czym mniej więcej polegała współpraca Azamata z moją żoną. Po porwaniu Kira przejawiała chęć przyłączenia się do jego zemsty, ale on nie do końca jej ufał, o czym świadczy nie tylko podłożona bomba, ale i też nadajnik, który moi ludzie znaleźli w naszyjniku, który miała na sobie tamtego wieczora. Okazało się, że Azamat przewidywał względem Kiry cztery możliwości. Albo zastrzeli mnie tak jak chciał, albo spróbuje uciec jeszcze przed moim pojawieniem się, albo najpierw pierwsze później drugie, albo wystawi go w ostatecznym momencie, a wówczas miała zginąć od ładunku wybuchowego, który z kolei miał uruchomić jeden z jego żołnierzy który był na czatach w ogrodzie.
Choć podczas walki lekarzy o życie Kiry w ogóle nie myślałem o tej popierdolonej sytuacji jaką zastałem wtedy w restauracji, to informacje, które zdobyli moi żołnierze upewniły mnie w tym, że już nigdy nie zwątpię w moją żonę. Byłem zbyt zaślepiony i oszołomiony następującymi po sobie wydarzeniami tamtego wieczora, żeby spojrzeć na to wszystko bardziej logicznie. Emilio uświadomił mi również, że Kira przed strzałem posłała mu spojrzenie krzyczące o pomoc, a on wtedy niewielkim ruchem głowy pokazał jej na którą stronę ma odskoczyć by mógł strzelić. Wiedziałem, że nastąpiła między nimi jakaś niema wymiana, ale nie wiedziałem, że chodziło o coś tak istotnego. Wynika z tego, że mimo woli musiała do mnie strzelić, żeby zdobyć potrzebne sekundy na usunięcie się z linii strzału.
I chociaż po tym co się ostatecznie wydarzyło i tak miałem w dupie to co kierowało Kirą, że się tam znalazła z Azamatem oraz to, że do mnie strzeliła, to po raporcie od moich ludzi, wiedziałem już, że nigdy więcej nie wolno mi jej pochopnie osądzać. Ona jest wojowniczką i robiła wszystko by przetrwać. Jest cholernie twardą kobietą, a ja choć na nią nie zasługuję pragnę do końca życia wynagradzać jej wszystkie moje wpadki i niesłuszne podejrzenia wobec niej.
Tylko żebym mógł zacząć to robić ona musi się najpierw obudzić...
Ujmuję jej wątłą dłoń i składam na niej czuły pocałunek, słony od moich łez. Gdy zapatruję się w jej bezbronną, bladą twarz pogrążoną w śpiące, wydarzenia ostatnich dni wracają do mnie nasilając ucisk w klatce piersiowej. Odkąd podniosłem się na nogi w tamtej cholernej restauracji po rozległym wybuchu, który zdewastował część budynku, byłem cieniem samego siebie. Odetchnąłem trochę bardziej gdy lekarz ze szpitala, do którego trafiła Kira po całej tej akcji, w końcu pozwolił mi ją przetransportować na Sycylię.
Spędziła pod opieką kubańskich medyków niemal cztery dni, cztery pierdolone dni wyrwane z mojego życiorysu. Powiedzieć, że byłem bliski największego w swoim życiu obłędu po tym jak po wybuchu coraz mocniej krwawiła z rany postrzałowej nadbrzusza, której nie byliśmy wstanie zatamować i do tego była nieprzytomna to jakby nie powiedzieć nic. Zespół medyczny który pojawił się na miejscu zdarzenia musiał mnie, wraz z Emilio i Iwo siłą odciągać od mojej żony. W tam tej chwili wszystko przestało istnieć. Została tylko ona i to, żeby przeżyła.
A później...
W szpitalu lekarz wpadł w słowotok medyczny i bełkotał o tym, że Kira straciła dużo krwi, że potrzebuje transfuzji, że oprócz rany postrzałowej w okolicy śledziony, doznała jeszcze urazu głowy, a na koniec... Usłyszałem od niego, że moja żona jest w ciąży, a oni będą się starać uratować zarówno ją jak i nienarodzone dziecko. I wtedy po prostu mnie wmurowało. Odjęło mi mowę i sporo czasu minęło, aż przyswoiłem te informacje.
Patrząc na to z perspektywy kilku dni, to nawet dobrze, że szok jaki wywołały jego słowa, spowodował, że jedynie byłem wstanie, stać tam i gapić się na niego, bo w przeciwnym razie przyłożyłbym mu spluwę do głowy i zaczął wygrażać co go czeka, jeśli cokolwiek spartoli, a moja żona i dziecko nie wyjdą z tego cało. A wiem, że nerwy nie byłyby ówczesnym sprzymierzeńcem lekarzy, którzy walczyli o życie Kiry. Jej i naszego maleństwa.
To co poczułem, gdy lekarz zrzucił na mnie tamtą informacje jest czymś nie do opisania. Mimo że na początku naszego małżeństwa byłem zdeterminowany, żeby spłodzić dziedzica, zupełnie nie spodziewałem się takich wieści. Gdzieś po drodze naszych wzajemnych nieporozumień i determinacji by odzyskać Kirę, zapomniałem o swoich wcześniejszych motywacjach. Skupiłem się na niej, a konieczność posiadania następcy rozmyła się gdzieś w tle naszej burzliwej relacji. Jednak wcześniej nawet nie mogłem sobie wyobrazić czym jest fakt zostania ojca. Wszystko co sobie myślałem w odniesieniu do mojego ojcostwa, było diametralnie inne od tego co poczułem, gdy dowiedziałem się, że rzeczywiście będę miał dziecko z moją ukochaną.
Mój świat w jednej chwili wypierdolił się do góry nogami by zaraz nabrać właściwych priorytetów, a w następnej zadrżał w posadach ze strachu o to, że mogę stracić nie tylko miłość mojego życia, ale i tę małą fasolkę, którą razem stworzyliśmy. A którą pokochałem, jak tylko dowiedziałem się, że będę tatą. Pokochałem to maleństwo równie mocno co jego matkę, która swoją drogą będzie najlepszą mamą na świecie, tylko musi się obudzić...
W sumie to nawet nie wiem, czy Kira była świadoma tego, że nosi w sobie owoc naszego burzliwego małżeństwa. Podejrzewam, że prawdopodobnie nic o tym nie wie, a ja jak tylko otworzy swoje piękne oczy będę miał dla niej nie jedną a dwie dobre wiadomości. Bo nie tylko powiem jej, że spodziewa się dziecka, ale że nie ucierpiało ono w żaden sposób na tym co się wydarzyło.
No właśnie, ale najpierw musi się wybudzić z tej cholernej śpiączki! Bo o ile została w nią wprowadzona siedem dni temu, to od wczoraj odstawiono jej leki i odłączono respirator, co powinno skutkować tym, że odzyska świadomość, ale jak na razie nic kurwa z tego! W żaden sposób nie uspokaja mnie pierdolenie lekarzy, że jej organizm potrzebuje regeneracji, bo przeszła duży zabieg operacyjny i straciła dużo krwi oraz była w stanie wstrząsu. W dupie mam ich gadanie, bo chce odzyskać moją żonę i to w pełni świadomą, a nie leżącą jak porcelanowa lalka.
Taka krucha i nieprzytomna.
Do szału doprowadza mnie to, że nadal nie ma z nią kontaktu.
A ja muszę z nią porozmawiać, bo mam jej tak wiele do powiedzenia. I są to rzeczy, o których ona musi się dowiedzieć jak najszybciej.
Ona musi otworzyć te swoje piękne oczy, a wówczas ja zapewnię ją, że wszystko będzie dobrze. Że zrobię wszystko, żeby tak było. Że wszystko co się wydarzyło dotychczas nie ma znaczenia. Że liczy się tylko ona, no i oczywiście teraz również nasze dziecko. Że zrobię co tylko sobie zażyczy, żeby naprawić nasze relacje. Żeby ją odzyskać. Żeby dać jej szczęście. Żeby ponownie mnie zechciała.
A gdy już to wszystko nastąpi wtedy uwierzę, że los w całym tym chaosie przeznaczenia przewidział również dla mnie kawałek raju. Że mimo wszystko zasługuję na szczęście u boku ukochanej kobiety. Że mimo tego czym się zajmuję mogę mieć również życie prywatne w którym mogę się kierować zupełnie innymi priorytetami oraz emocjami.
Tylko dlaczego ona nadal się nie budzi?! Potrzebuje jej, a ona leży nieprzytomna choć już powinna się obudzić! Chce mieć ją przy sobie! Chce jej powiedzieć tak wiele rzeczy! Chce jej wyznać jak bardzo ją kocham i że jestem skończonym skurwielem, a następnie błagać by mi wybaczyła!
W dupie mam Maksa i wszystko inne, jeśli tylko ona zdoła zapomnieć o moich wyskokach i zaćmieniach rozumu. Teraz najważniejsze jest to, żeby do mnie wróciła i żebyśmy razem z radością oczekiwali narodzin naszego dziecka.
Może jestem popierdolony i robiłem wiele pojebanych rzeczy, ale muszę przyznać, że ani przez sekundę nie pomyślałem o tym, że maleństwo, którego spodziewa się Kira mogłoby nie być moje. Taka możliwość pojawiła się dopiero, w chwili, kiedy po długotrwałym zabiegu na Kubie, moja żona została przewieziona na salę intensywnego nadzoru medycznego, a ginekolog przyszedł wykonać kontrolne badanie usg.
Ale znikła tak szybko jak się pojawiła.
Pozwolono mi być przy Kirze podczas całej procedury, choć prawda jest tak że żadną siłą by mnie od niej nie odciągnęli. W każdym razie podczas gdy ja jak zaczarowany wpatrywałem się w mozaikę szarości i słuchałem bicia tego malutkiego serduszka, lekarz potwierdził, że dziecko w żaden sposób nie ucierpiało, oznajmił, że rozwija się prawidłowo, a także podał mi wówczas dokładny tydzień ciąży. To był krótki moment, w którym ogarnęło mnie chwilowe zwątpienie, jednak dosłownie kilku sekundowe, bo szybko uświadomiłem sobie, że razem z Kirą spłodziliśmy tę małą plamkę niedługo po naszym ślubie, kiedy to jeszcze nie miała zbytniego kontaktu z Maksem, a ja robiłem wszystko, żeby ją zapłodnić.
Choć prawda była taka, że zdążyłem już pokochać to dziecko całym sobą, i to tak mocno, że nic nie mogłoby wpłynąć na więź jaką poczułem względem niego. Już i tak uważałem je za swoje. Tak samo jak jego matkę, a moje poczucie zaborczości względem nich osiągało coraz to wyższe poziomy.
Mimo tego, że moje wcześniejsze pobudki odnośnie do posiadania dziecka były totalnie chujowe, to teraz wszystko się zmieniło, a ja w tym maleństwie widzę nie swojego spadkobiercę, a przyszłość swoją i mojej ukochanej. To cząstka nas która bezpowrotnie złączy nas ze sobą i będzie symbolem naszego nowego, lepszego początku. No i oczywiście wspólnego, bo zrobię wszystko, żeby tak właśnie było.
Niewiarygodne jest to, że jeszcze kilka dni temu nie pragnąłem niczego bardziej niż tylko tego by odzyskać moją kobietę. By móc pokazywać jej na każdym kroku jak bardzo ją kocham, że jest dla mnie wszystkim, a teraz okazało się, że to ona zrobiłam mi najlepszy prezent z możliwych. Nie tylko ją odnalazłem, ale i będę ojcem.
I to wszystko dzięki tej jednej, jedynej szczególnej kobiecie. W którą nigdy więcej nie wolno mi zwątpić. Której już nigdy nie mogę zawieść. Którą zamierzam wielbić do końca moich dni.
Po tym wszystkim co się między nami wydarzyło, naprawdę mam ochotę sobie napierdolić. Za swoją pieprzoną głupotę i ślepotę na to co miałam obok siebie. Za to, że tak zajadle się broniłem, przed czymś co było moim największym szczęściem. A już w ogóle za to, że w efekcie końcowym mogło mnie ominąć tak wiele istotnych rzeczy, wartych więcej niż cokolwiek innego.
Teraz zupełnie nie rozumiem, jak mogłem być takim kretynem i dupkiem w jednej osobie. Miałem się za człowieka rozsądnego i inteligentnego, a w rzeczywistości mogłem stracić tak wiele. Nie pojęte jest to, że musiałem dostać na twarz tak wielkiego liścia od losu, żeby przejrzeć na oczy. Jednak jedyne co mi pozostało to nigdy więcej nie dopuścić do tego, żeby zaślepienie niewłaściwymi pobudkami i impulsywność przysłoniły mi rzeczywistość.
Będę walczył o siebie, o Kirę, o nas, o nasze małżeństwo, o nasze dziecko. Wcześniej skupiałem się tylko na sobie i to był duży błąd, którego więcej nie powtórzę. Bo prawda jest taka, że bez niej nie liczę się nawet ja sam. Tylko przy niej mogę przeżyć to co jest najważniejsze dla każdego człowieka, czyli szczęścia, radość i miłości. Władza, autorytet i inne pierdoły schodzą na drugi plan, bo bez tej najważniejszej osoby i tak są niczym. Po co komuś poważanie w mafijnym półświatu, kiedy tracić sens swojego życia?
Szkoda, że musiałem dostać solidnego kopa w dupę od przeznaczenia, żeby to wszystko do mnie dotarło, ale więcej nie dopuszczę do tego, żeby cokolwiek jeszcze się spieprzyło. Moja kobieta i nasze dziecko będą dla mnie na pierwszym miejscu.
W sumie to już teraz trzymam się tej zasady, bo już nawet zemsta na Azamacie nie jest dla mnie tak istotna. Owszem skurwiel czeka, aż wszystko się unormuje a ja będę mógł uczestniczyć w jego ostatnich chwilach, jednak jakoś mi się do tego nie spieszy tak jak to było jeszcze jakiś czas temu. Teraz moim priorytetem jest to, żeby Kira doszła do siebie i żebym ją odzyskał, a Azamat może poczekać. Tym bardziej że ten czas oczekiwania skutecznie umilają mu moi bracia, Iwo i nasi ludzie, a także Dimitri. Jednak z ostatecznym krokiem czekają na mnie i poczekają tak długo jak będzie trzeba.
Długo szukaliśmy tego skurwiela, ale teraz gdy grzecznie siedzi w naszej piwnicy, już nie zagrażając naszym rodzinom ani interesom, kwestia szybkiego zakończenia jego sprawy nie jest tak nagląca. On sobie poczeka, pomęczy się i to będzie najlepszy odwet za to co odpierdalał.
Z tego co wiem chłopacy już ustalili lokalizację jego poszczególnych działalności i zajęli się uwalnianiem poszkodowanych przez niego kobiet, a także zaczęli rozpierdalać od podszewki cały ten jego chory biznes jaki sobie rozkręcił. Znam tylko okrojone podstawy odnośnie tego tematu, bo polegam w tym wszystkim na moich współpracownikach, podczas gdy sam mam na głowie coś o wiele ważniejszego.
Oczywiście jest to warowanie przy łóżku mojej żony, co czynię, odkąd tylko dopuszczono mnie do niej po zabiegu jaki przeszła. Siedziałem przy niej w szpitalu na Kubie i robię to nadal tu na Sycylii. Nie odstępuję jej na krok, nie licząc chwil, kiedy ktoś z moich najbliższych zjawi się z wizytą i po zajadłej tyradzie wyrzuci mnie niemal siłą pod prysznic.
Robią to głównie moi bracia, a także siostra i szwagierka. To też im zawdzięczam to, że mam na sobie w miarę świeże ubrania, bo odkąd Kira wylądowała w szpitalu nie byłem jeszcze w ogóle w domu. Cały czas jestem z nią nadzorując jej stan, choć gówno się znam na tych medycznych pierdołach. Jednak czuję, że muszę tu być. Chce tu być i w dupie mam pierdolenie o tym żebym choć na jedną noc pojechał do rezydencji i się ogarnął.
Pojadę tam dopiero gdy ona będzie wstanie wrócić tam ze mną. Nie wcześniej.
Pogrążony w szalejących w mojej głowie myślach po raz kolejny ujmuję bezwładne palce mojej żony i delikatnie pieszczę wewnętrzną stronę jej dłoni.
-Obudź się już żebyś w końcu mogła mi wygarnąć wszystko co o mnie myślisz, a wtedy ja zacznę się przed tobą kajać- szepcze do niej spoglądając na jej spokojną twarz na tle mnóstwa rurek, kabelków i pikających urządzeń.- Powinnaś wiedzieć że naprawdę warto otworzyć oczy i doświadczyć jak największy głupiec we Włoszech będzie się przed tobą płaszczył choćby na kolanach- żartuje cicho- to jest coś czego na pewno nie chciałabyś przegapić, więc otwieraj te swoje hipnotyzujące oczka i daj mi się wykazać- śmieje się choć wesołości brak w moim tonie, bo ona zabrała ze sobą wszystko co pozytywne- Do tego możesz być pewna że będę się kajać aż nie będziesz miała mnie dość i przyjmiesz mnie z powrotem choć z samej litości- dodaje półżartem, a drugą dłoń przenoszę na jej płaski brzuszek okryty białą kołdrą i przesuwam po nim palcami z namaszczeniem- Musisz się obudzić bo nie tylko ja cię potrzebuję ale i nasze maleństwo. Musisz być silna dla siebie samej i dla nas. - rzucam łamiącym się głosem- Obudź się i wróć do mnie, a obiecuję, że nigdy tego nie będziesz żałować. Zrobię dla ciebie wszystko. Naprawdę wszystko. Co tylko ze chcesz, tylko otwórz oczy i wróć. - przemawiam do niej błagalnie, już któryś raz z kolei w ostatnich godzinach.
Niestety tym razem również nie dostaje odpowiedzi w formie jakiejkolwiek reakcji z jej strony. Chociaż uparcie wpatruję się w jej bladą, niemal porcelanową twarz doszukując się choćby najmniejszych zmian w jej mimice. Po kilku minutach zaciskam zęby z bezsilności, która zaczęła mi nieodmiennie towarzyszyć i ponownie pochylam głowę składając pocałunek na jej palcach w mojej dłoni. Przytrzymując spierzchnięte wargi przy jej skórze zamykam oczy i pozwalam wymknąć się kolejnym, pojedynczym, zdradzieckim łzom.
Pogrążony we wciągającym mnie w swojej odmęty smutku, wyczuwam nagły i wątły ruch pod palcami. Jest tak słaby, że mam wrażenie, że to tylko moje urojenie biorące się z faktu jak bardzo pragnę by Kira w końcu zaczęła reagować. Jednak, gdy czuję nieco wyraźniejszy ruch pod swoją dłonią unoszę głowę i zeszklonym wzrokiem natrafiam na piękne, zdezorientowane spojrzenie zmrużonych oczu mojej żony.
W tym momencie cały zamieram, a moje serce staje w miejscu, by zaraz w ułamku sekundy zacząć przepompowywać krew ze zdwojoną siłą, napędzaną ogromem radości oraz miłością do tej wyjątkowej kobiety, która stała się centrum mojego wszechświata.
-Fabiano? - chrypi słabo Kira, a dla mnie to jedno słowo jest niczym najwspanialsza muzyka.
Szybko przecieram drugą ręką oczy, by odzyskać ostrość widzenie i upewnić się, że nie mam omamów, a moja ukochana naprawdę się obudziła.
Gdy w końcu dociera do mnie, że to wszystko dzieje się naprawdę, staję się najszczęśliwszym człowiekiem na tej planecie i wyjebane mam na wszystko inne co nie wiąże się z moją żoną.
-Tak kochanie to ja. Wszystko będzie dobrze- odzywam się do niej zachrypniętym tonem, bo nic nie poradzę, że wzruszenie przebija się w moim głosie, skoro mój świat właśnie zaczął nabierać kolorów i wrócił na właściwy tor.
Od teraz naprawdę wszystko będzie dobrze, bo moja kobieta się obudziła. Reszta to tylko kwestia czasu, aż wszystko sobie wyjaśnimy i poukładany nasze sprawy.
...................
Kolejny rozdział w przyszłym tygodniu 😉
A już w ten weekend na moim profilu, tu na wattpad, pojawi się nowa książka! To właśnie była ta moja niespodzianka dla Was 😉, ale te osoby, które obserwują moją stronę autorską na fb, już o tym wiedzą 😊 W każdym razie już jutro wpadnie początek czwartej część serii, która będzie miała tytuł NIEOMYLNE PRZEZNACZENIE 😊 Jak myślicie na kogo teraz przyjdzie kolej, żeby zmierzyć się z przeznaczeniem?
Buziaki!!!!!!!!!!!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top