Rozdział 18


niesprawdzony...

Kira

Oto i jestem na małej oraz przede wszystkim prawie nikomu nieznanej wyspie pośrodku Morza Śródziemnego. Sama nie wiedziałam o istnieniu tej wyspy, a teraz stała się ona moim nowym domem. Szkoda tylko że jej malownicze otoczenie nie jest wstanie zaradzić rozsypce emocjonalnej, w jakiej jestem od czasu opuszczenia Sycylii.

Jednak najważniejsze jest to, że znajduje się z dala od Palermo oraz destruktywnego wpływu Fabiano na moją osobę. To daje mi nikłą nadzieję, że któregoś dnia w końcu będzie ze mną lepiej. Przecież jak to mówią, czas leczy rany, a jedyne czego mam teraz w brud to czasu. Właśnie myśl o tym, że któregoś poranka obudzę się bez tego natarczywego ucisku w okolicy serca daje mi siłę, żeby każdego dnia podnosić tyłek z łóżka. Tylko to mi zostało, nadzieja, że w końcu uda mi się na dobre zostawić za sobą wszystko co spotkało mnie przez minione tygodnie w Palermo. Fizycznie już mnie tam nie ma, ale wspomnienia bolesnych przeżyć nadal mnie nie opuściły, zadręczając moją nadwątloną psychikę.

W każdym razie jestem tu próbując ogarnąć na nowo samą siebie.

Po podróży samolotem z jedną przesiadką na mniejszym lotnisku oraz dłuższej podróży kolejną taksówką, nad ranem dotarłam do niewielkiej nadmorskiej mieściny, o której mówiła mi Delia. Po dotarciu na miejsce włączyłam kupiony na lotnisku telefon i skontaktowałam się ze szwagierką, która pokierowała mnie do nadbrzeża, gdzie bez problemu odnalazłam przestronną białą łódź. Bella wynajęła ją na nazwisko swojej koleżanki by nikt nie powiązał żadnej z nas z tym przedsięwzięciem. Na kadłubie łodzi znajdował się napis „wolność", co wydało mi się niesamowicie metaforyczne i pragnęłam, żeby te kilka liter stało się moim mottem przewodnim w życiu jakie miałam rozpocząć z dala od Włoch.

Właściciel łodzi, którym był miły straszy pan zabrał mnie na tę mało zaludnioną wyspę, która miała być moją drugą szansą. Niewiele osób dostaję drugie życia, a ja taką możliwość zawdzięczałam zarówno Deli jak i Belli, które obiecały że będę tu nie do namierzenia. Zresztą zapewniły mnie, że całkowicie biorą na siebie braci Rossich i pierdolca jakiego prawdopodobnie dostaną po moim zniknięciu. W dodatku wybrały taką a nie inną lokalizację ze względu na kolegę Belli, który od kilku lat pracuje na tej wyspie, zachwalając jej kameralną społeczność oraz panujący tu spokój.

To właśnie jemu, Teo, zawdzięczam równie dużo co dziewczyną. To on pomógł mi się zaaklimatyzować w nowym miejscu. Świetny z niego facet i niesamowicie życzliwy. Wynajął mi swoją chatkę z bali tuż przy samej plaży za niewielki czynsz, bo sam mieszka bliżej kliniki jaką tu prowadzi.

Po moim przybyciu na wyspę odebrał mnie z małego portu, a następnie zabrał do mojego nowego domu. Mimo że Bella niewiele mu zdradziła ponad to, że potrzebuję odetchnąć od swojego codziennego życia, nie dociekał, dlaczego znalazłam się tu a nie gdzie indziej. Na pewno rzuciło mu się również w oczy to w jaka fatalnym stanie byłam oraz to, że nie miałam przy sobie żadnego bagażu, ale nie komentował. Posyłał mi jedynie ciepłe uśmiechy, a po pokazaniu mojej chatki dał mi czas na zadomowienie.

Po dwóch dniach które spędziłam głównie na użalaniu się nad sobą ponownie pojawił się na moim progu i nalegał by pokazać mi wyspę. Nie miałam na to najmniejszej ochoty jednak on nie dał mi szansy na odmowe. Uważał, że powinnam wiedzieć jak odnaleźć się w nowym otoczeniu. Cóż miał rację więc nawet nie próbowałam z nim dyskutować. Właśnie tak nawiązała się między nami przyjacielska relacja z pozoru w żaden sposób niezobowiązująca. Teo po prostu pojawiał się w mojej chatce i wyciągał mnie z niej pod najróżniejszymi pretekstami uniemożliwiając mi wieczne rozpaczanie nad moim dawnym życiem. Zawsze sprowadzały go jakieś błahe drobiazgi, a czas jaki ze sobą spędzaliśmy niesamowicie mi pomagał, nawet jeśli nie byłam tego do końca świadoma. Dzięki niemu po prostu nie czułam się zupełnie samotna.

W kolejnych dniach mojego pobytu na wyspie stopniowo przedstawiał mi swoich znajomych, przekonując, że nie mogę się tak izolować, bo nic dobrego mi z tego nie przyjdzie. Nie zgadzałam się z nim, bo drążąca mnie wewnętrzna rozpacz wiecznie obecna w mim sercu umiejętnie blokowała moją chęć nawiązywania kontaktów towarzyskich. Jednak Teo nie zważając na mojej obiekcje i tak poznał mnie ze swoimi przyjaciółmi. Nie żałuje tego, bo mieszkańcy wyspy okazali się bardzo przyjaznymi oraz dobrodusznymi ludźmi, zresztą tak samo jak sam Teo.

A prawda była taka, że rzeczywiście potrzebowałam kontaktu z ludźmi, żeby jeszcze bardziej nie zapaść się w sobie. Przyjaźń z Teo oraz rozmowy telefoniczne z Delią nie mogły stanowić jedynej podstawy mojego nowego życia. Tym bardziej że szwagierka również zachęcała mnie do tego, żebym ruszyła do przodu i korzystała z tego, że wyrywałam się spod macek mafii.

Tak jak ustaliłyśmy, rozmawiałyśmy ze sobą co trzy dni i to zawsze ja dzwoniłam z zastrzeżonego numeru. Miało dać nam to możliwość bezpiecznego kontaktu, a Delia chciała wiedzieć czy ze mną wszystko dobrze, no przynajmniej na tyle na ile to możliwe. Powtarzała mi, że zadręczanie się nic mi nie da, bo to nie wymaże tego przez co przeszłam. Muszę pogodzić się z rzeczywistością, a później zdecydować co z nią zrobić. Mówiła również, że w każdej chwili mam szansę powrotu do Włoch, jeśli tylko będę tego chciała. Zapewniała mnie o tym choć ani razu nie wspomniała o Fabiano, a ja o niego nie pytałam. Po części dlatego że nie chciałam sypać soli na swoje rany, a po części dlatego że bałam się usłyszeć, że bez mrugnięcia okiem przeszedł do porządku dziennego nad moim zniknięciem.

Nie wiem, dlaczego unikałam potwierdzenia tego ze mój mąż oficjalnie wrócił do swojego życia, skoro to bardziej niż oczywiste. Przecież i tak je sobie prowadził niezależnie od mojej obecności. Więc jeśli nie ma mnie w Palermo to już na pewno poczuł pełen zew wolności.

Tylko czy to oznacza dla mnie coś złego?

Przecież chciałam się od niego uwolnić. Miałam dość tego co się między nami działo i tego jak bardzo mnie to raniło.

Ale...

Cóż, chyba w mojej podświadomości pozostał jeszcze jakiś okruszek łudzący się, że Fabio mimo wszystko poczuł do mnie „coś" w tym swoim lodowatym sercu i że w jakiś popieprzony sposób choć trochę mu na mnie zależało. Wiem, że to chore, bo przecież tuż przed ucieczką z Palermo na własne oczy widziałam sytuację, która temu całkowicie przeczyła.

Domyślam się, że jedne co mógł poczuć mój mąż w związku z moim zniknięciem to wściekłość, urażona duma i chęć zemsty za rany postrzałowe które mu zafundowałam...

W każdym razie ostatecznie postanowiłam ulec namową Deli i podjęłam próbę ogarnięcia swojego życia na nowo. Z tego też powodu przyjęłam propozycję Teo, żeby pomagać mu kilka razy w tygodniu w klinice, gdzie miałam zająć się sprawami papierkowymi. Jemu była potrzebna pomoc, a mi praca dobrze robiła, bo pozwalała na odwrócenie uwagi, od bagna jakie się za mną ciągło. Mimo najszczerszych chęci nadal nie potrafiłam ogarnąć tego wszystkiego co wydarzyło się we Włoszech, a co zadręczało mnie w każdej wolnej chwili.

I tak już upływa trzeci tydzień mojego pobytu na wyspie. Nie jestem promykiem szczęścia, ale przynajmniej jako tako funkcjonuje. Choć nadal nie zdobyłam się na coś, co powinnam zrobić jak tylko moje stopy dotknęły tutejszego lądu. I mimo upływającego czasu nadal tego nie robię, chociaż to jedyna materialna rzecz jaka łączy mnie z tym co zostawiłam za sobą na Sycylii. A może właśnie dlatego? W każdym razie nie mam racjonalnego wytłumaczenia na swoje opory przed pozbyciem się obrączki, która cały czas zdobi mój serdeczny palce prawej dłoni. Do tego przyłapuję się na tym, że kilka razy dziennie wpatruję się w nią martwym wzrokiem, a moje myśli odpływają w niechcianym kierunku. Wiem, że to kolejny powód dla którego powinnam się jej pozbyć, ale mimo wszystko nie potrafię się zmusić, żeby ją zdjąć...

Nawet teraz stojąc przy ekspresie do kawy, w pomieszczeniu socjalnym w niewielkiej klinice Teo moje spojrzenie wędruje do tego złotego krążka, w którym odbija się blask promieni słonecznych wpadających przez okno.

Jednak zanim odpłynę w nicość moich pogmatwanych myśli głos przyjaciela przywraca mnie do rzeczywistości.

-Możesz zrobić kawę i dla mnie? - pyta Teo wchodząc do środka i siadając na sofie w kącie pomieszczenie.

- Jasne- odpowiadam szybko podrywając na niego wzrok.

Nie wiem, dlaczego, ale czuję się jakbym została przyłapana na czymś zakazanym. Choć być może czuję się tak bo mam świadomość, że nie powinnam poddawać się myślom które próbowały ponownie zakraść się do mojego umysłu.

-Potwierdziłaś wizyty na przyszły tydzień?

-Tak. Ułożyłam też karty pacjentów- mówię napełniając nasze kubki.

Po czym chwytam je i podchodzę do niego stawiając kawę na niskim stoliku. Gdy się prostuje nagle pojawiają mi się przed oczami czarne mroczki, a ja tracąc równowagę zataczam się lekko do tyłu. Wraz z tym ruchem przychodzi niezrozumiałe osłabienie, a moje ciało staje się wiotkie. Zanim upadnę, Teo wyrasta przy mnie i chwyta mnie w ramiona.

-Kira co się dzieje? - pyta zmartwiony.

-Nic- bąkam wspierając się o jego biceps. - Daj mi chwilę, a dojdę do siebie.

-To mi nie wyglądało na nic- odzywa się swoim profesjonalnym tonem- Usiądź, a ja podam ci wodę- poleca po czym prowadzi mnie na sofę i asekuruje, dopóki nie posadzę na niej tyłka.

-Naprawdę już mi lepiej. To nic wielkiego. - tłumaczę podczas gdy on wręcza mi szklankę z zimnym płynem.

Jednak widzę, że moje słowa wcale go nie uspokajają.

-Nie sądzę. Już od kilku dni jesteś blada i wyglądałaś na osłabioną. Powinienem był się tym zainteresować dużo wcześniej- rzuca zły na siebie i bacznie mi się przygląda podczas gdy ja przewracam oczami.

-Nie rób sobie wyrzutów, bo naprawdę nie masz powodów. Już wcześnie kręciło mi się w głowie, ale to przez to, że od tygodnia miewam problemy żołądkowe i to one mnie osłabiły oraz sprawiły, że odczuwam zmęczenie. Pobiorę elektrolity i mi się polepszy- wyjaśniam swobodnie, ale Teo zamiast odpuścić patrzy na mnie jeszcze bardziej sceptycznie.

Jego pełne troski spojrzenie zaczyna mi działać na nerwy, a to już na pewno świadczy o tym, że mi lepiej.

-Nie patrz tak na mnie. Nie jestem twoją pacjentką i nie musisz się doszukiwać u mnie żadnej choroby. - burczę niezadowolona, krzyżując ręce na piersi.

-A ja myślę, że powinniśmy zrobić ci badania. - rzuca nieprzejednany.

Przewracam ponownie oczami, bo choć doceniam, że się o mnie martwi to naprawdę uważam, że nie ma ku temu powodów.

-Niby po co? Złapałam jakąś grypę żołądkową przez którą rzygałam jak kot, ale od wczoraj jest już lepiej. Po prostu potrzebuję trochę czasu, żeby dojść do siebie po tym jak zwracałam wszystko co udało mi przełknąć i tyle. Dzisiaj już tylko trochę mnie mdliło od rana, a teraz jest OK.- wyjaśniam, po czym próbuję przekupić go uśmiechem- A za kilka dni będę jak nowa- dodaję.

Niestety dostrzegam, że Teo zdążył już wejść w swoją rolę lekarza i wcale nie zamierza mi tak łatwo odpuścić. A to przekonanie potęguje się, gdy on również krzyżuje ramiona na piersi i zaczyna się we mnie natarczywie wpatrywać oraz przybiera przy tym poważną minę. Jest naprawdę przystojnym i postawnym facetem, ale w tej chwili jest również niezwykle irytujący.

-Mimo wszystko nalegam, żebyś zgodziła się na kilka badań. – oznajmia twardy tonem. - Jeśli wyniki będą w normie to nie będę drążył tematu.

-Dobra, niech ci będzie- ustępuję bąkając niewyraźnie pod nosem i odstawiając szklankę- Ale później masz mi dać spokój- wygrażam mu palcem na co się uśmiecha.

-Obiecuję.

Następnie daję mu się zaprowadzić do gabinetu zabiegowego i czekam grzecznie na pielęgniarkę. Ta po chwili się zjawia i wręcza mi plastikowy kubeczek.

-Proszę kochana, zaczniemy od próbki moczu, a później pobierzemy krew. - oświadcza uśmiechając się do mnie.

Robię co mi każe, po czym wracam i oddaje jej pojemniczek.

-Połóż się. Założymy wenflon, bo Teo zlecił ci też kroplówkę na wzmocnienie. - oświadcza, a ja ciężko wzdycham i układam się wygodnie na kozetce.

Nie wiem po co te fanaberie, bo przecież nie jestem obłożnie chora, ale nie mam zamiaru kłócić się z moim przyjacielem o jego jawne przewrażliwienie. Gdy pielęgniarka kończy swoje obowiązki zostawia mnie samą, a ja przymykam powieki.

Mam ogromną ochotę zdrzemnąć się choć przez chwilkę, bo w ostatnich dniach sensacje żołądkowe naprawdę dały mi się we znaki i jestem wymęczona tym wszystkim.

..........

Nie wiem na jak długo przysnęłam, ale budzę się w momencie, kiedy drzwi się otwierają i staje w nich poważny Teo. Lustruję go zaspanym wzrokiem gdy podchodzi do mnie dzierżąc przed sobą podkładkę z jakimiś papierami. Martwi mnie jego postawa i choć wcześniej na pełnym luzie podchodziłam do jego wymysłów odnośnie badań, teraz zaczynam się obawiać jego diagnozy.

-Kira, kiedy miałaś ostatnią miesiączkę? - pyta otwarcie zachowując pełen profesjonalizm.

-Co takiego? - bąkam lekko speszona, bo może i jest moim przyjacielem, ale bez przesady. Takie szczegóły nie powinny go interesować.

-Pytam o twoją menstruację, więc mi odpowiedz.-ponagla.

Wpatruje się w niego niezrozumiałym wzrokiem i zmuszam swój ociężały umysł, żeby udzielił mu odpowiedzi. Jednak, kiedy już otwieram usta, żeby podać mu konkretną datę, nagle uświadamiam sobie, że nie jestem w stanie tego zrobić.

-No właśnie, tak myślałem- rzuca Teo, a ja zamykam usta i uważnie się w niego wpatruję, marszcząc brwi- Wygląda na to, że to żadna grypa tylko początki ciąży- wyrokuje, a ja wybucham głośnym śmiechem.

-Przestań.- parskam pomiędzy salwami śmiechu- Nawet tak sobie ze mnie nie żartuj- karcę go surowo, próbując zapanować nad napadem śmiechu. Zebrało się osłowi jednemu na wkręcanie mnie. Lubię go ale poczucie humoru to on ma kiepskie- Odpuść sobie. Byłam na zastrzykach antykoncepcyjnych, a później przeszłam na tabelki- oświadczam machając na niego lekceważąco dłonią.

Ciążą, kiepski żart. Poza tym jako lekarz nie powinien sobie żartować z takich tematów. Gdybym nie miała całkowitej pewności, że to niemożliwe to jeszcze zeszłabym mu tu na zawał po usłyszeniu takich wiadomości, a to już na pewno nie byłoby takie zabawne.

-Kira, ja nie żartuję. - oznajmia stanowczo, a jego poważne spojrzenie powoduje że po plecach przebiega mi zimny dreszcz- Zastanów się, kiedy miałaś ostatnią miesiączkę.-dodaje.

Po jego słowach zmuszam zamroczony umysł do pracy na najwyższych obrotach, żeby przypomnieć sobie datę, która przekreśli diagnozę Teo, ale ze zgrozą uświadamiam sobie, że może mieć on jednak rację.

-Jakieś dwa miesiące temu- wyduszam zdławionym głosem.

-Sama widzisz. - zauważa skrupulatnie- Do tego badania potwierdzają twoją ciążę. Czekam jeszcze za resztą wyników, ale już teraz wiem, że spadł ci też poziom glukozy i stąd to zasłabnięcie...- mówi kontynuując swoją wypowiedź, ale jego słowa stanowią dla mnie już tylko biały szum podczas gdy całkowicie się wyłączam, próbując się oswoić z nowiną jaką na mnie zrzucił.

-Kira- rzuca głośniej Teo ujmując moją rękę, którą nieświadomie zacisnęłam w pięść – Zgadzasz się? - pyta, kiedy podrywam na niego zamazany wzrok.

-Na co? - dukam zdezorientowana.

-Na to, żebym umówił cię do mojej koleżanki, która jest ginekologiem. Powinna cię zbadać i zrobić usg. Do tego musisz zacząć brać witaminy, w tym kwas foliowy. Trzeba sprawdzić, jak się rozwija dziecko i określić który to tydzień. - wyjaśnia spokojnie, w geście pocieszenia pocierając palcami moją chłodną skórę -Zgadzasz się?

-Tak- odpowiadam niemrawo, bo nadal nie dociera do mnie ani powaga ani realność tego co usłyszałam.

To jakiś absurd. Przecież środki antykoncepcyjne są po to, żeby nie dopuścić do takiej sytuacji. Brałam tabelki po to, żeby Fabiano nie postawił na swoim i mnie nie zapłodnił. Dbałam o to, żeby regularnie łykać pigułki, a on dzięki temu nie miał się doczekać potomka. To niemożliwe, żeby Rossiemu się udało, skoro zrobiłam wszystko, żeby temu zapobiec.

-W takim razie zaraz do niej zadzwonię. Poleżysz tu jeszcze trochę, a za chwilę dostaniesz jeszcze jedną kroplówkę. Jak poczujesz się lepiej odwiozę cię do domu. Musisz teraz na siebie uważać i dbać o swoje zdrowie, bo tu już nie chodzi tylko o ciebie- mówi, po czym rusza do drzwi.

-Ale ja przecież brałam tabletki- wyduszam z siebie niedowierzając, a Teo zatrzymuje się w progu.

-One nie dają stu procentowej pewności. Nie jesteś pierwszą kobietą, która zaszła w ciążę mimo ich przyjmowania- wyrokuje ostatecznie, posyłając mi uśmiech pełen wsparcia.

Jednak ja jak w murowana leżę w pozycji półsiedzącej i wpatruje się w niego tępym wzrokiem. Po tym jak zostawia mnie samą z nawałnicą rozbieganych myśli przenoszę spojrzenie na oko.

Nie mogę w to uwierzyć.

To nie może się dziać.

Przecież faszerowałam się pigułkami, żeby do tego nie dopuścić. Żeby nie dać Fabiano jedynej rzeczy, jakiej tak naprawdę ode mnie chciał. Robiłam to na przekór jemu, a także dlatego że nie chciałam mieć dziecka z facetem, który niemal mną gardził i traktował jak zbędną ozdobę. Pragnęłam by najpierw dostrzegł we mnie coś więcej, żeby zapragnął stworzyć ze mną prawdziwy związek równie mocno jak ja. Wówczas byłabym gotowa dać mu potomka, ale wiedząc, że nie traktuje mnie już tak przedmiotowo jak na początku.

Czy to coś złego, że chciałam od niego uczucia i emocjonalnej więzi zanim zajdę w ciąże?

Cóż okazuje się, że los wybrał za mnie i stwierdził, że to odpowiedni czas na dziecko. W zamroczeniu spoglądam na moją błyszczącą obrączkę i zadaję jedno pytanie: dlaczego teraz?

Nie wiem do kogo jest ono skierowane. Prawdopodobnie do nikogo.

A być może do mnie samej, albo do przewrotnego przeznaczenia, które choć nie chciało dać mi szansy na miłość i szczęście, to zrzuciło na mnie niespodziankę, która będzie przypomnieniem mojego niespełnionego uczucia i popieprzonych przeżyć.

A może jednak do mojego męża, który traktował mnie jak zło konieczne, mimo tego że sam wybrał sobie mnie na żonę, a na koniec stwierdził, że wyrywałam mu serce szukając ciepła w ramionach innego, podczas gdy on sam zdradzał mnie na każdym kroku z góry przekreślając naszą przyszłość.

Te myśli wprowadzają mnie w stan odrętwienia, w którym trwam aż Teo nie odwozi mnie do domu.

........................

Hej, dziewczyny! dzisiaj rozdział dość krótki 😉, ale cieszę się, że w ogóle udało mi się go napisać, bo ostatnio nie najlepiej się czuję, przez co nie mam energii do pisania ☹ w każdym razie do następnego... Buziaki!!!!!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top