Rozdział 13
niesprawdzony, błędów na pewno jest wiele bo strasznie mnie dzisiaj oczy bolą... :(
Kira
Obudziłam się w sypialni Deli z nowym nastawieniem do rzeczywistości.
A dokładniej z nowym celem życiowym.
Obmyśliłam sobie nowe motto. Odnajdę ocalałe skrawki siebie i nie pozwolę, żeby Fabiano je zniszczył swoim bestialskim i bezczelnym zachowaniem.
Muszę stworzyć dla siebie inną rzeczywistość, która będzie miała miejsce, poza moim małżeństwem i da mi siły by mierzyć się z całą resztą. Potrzebuje kontaktów z nowymi ludźmi. I to nie tylko w sferze zawodowej. Maks nie powinien stawać mi na przeszkodzie, a jak tak to znowu zacznę mu się wymykać. Nie mogę się zamykać w sobie i dać się stłamsić, bo to tylko doprowadzi mnie do depresji. Dziewczynom też nie chcę się zwalać na głowę, bo moją swoje sprawy.
W każdym razie po cichutku opuściłam apartament Deli i nie natykając się na nikogo po drodze weszłam do sypialni Fabiano i mojej. Rozgardiasz w niej panujący zwrócił moją uwagę, ale stawiałam, że to efekt niezadowolenia mojego męża z faktu, że nie zastał mnie tu, gdzie oczekiwał.
Olewając myśli o tym dupku, ubrałam się szybko do pracy i zeszłam na dół. To co tam zastałam początkowo mnie zaskoczyło, ale postanowiłam to olać. Jak widać mój małżonek zamiast przejmować się moją nieobecnością urządził sobie musztrę ze swoimi ludźmi.
Początkowo zdenerwowanie Fabiano dało mi nadzieję, że być może dałam mu pstryczka, w nos który uprzytomni mu jak wielkim skurwielem dla mnie jest. Jednak jego późniejsze słowa wypowiedziane z zapalczywym gniewem, niczym surowy rozkaz rozwiały ją również szybko jak się pojawiła.
Większość z mijającego dnia przesiedziałam w ogrodzie patrząc się tempo na otoczenie. Później przeniosłam się do biblioteki, gdzie siedząc nad jakąś książką próbowałam rozproszyć się czytaniem, ale nic mi z tego nie wychodziło.
Bolało mnie to, że Rossiemu po raz kolejny udało się stłamsić moje postanowienia i pokłady determinacji. Jeśli dziś kazał mi zostać w domu i nie pozwolił nawet jechać do firmy to całkiem możliwie, że zupełnie mi ją odbierze. Tak samo jak wszystkie inne swobody, a to znaczy, że z moich skrytych planów nic nie wyjdzie, bo on uwięzi mnie dożywotnio w rezydencji niczym skazańca. Będę siedzieć zamknięta w tych ścianach coraz bardziej tracąc siebie, aż zostanę wrakiem kobiety, którą byłam, czy choćby jestem w tej chwili.
Pogrążona w ponurych myślach pochodzę do wysokiego okna wychodzącego na ogród różany. Jednak nawet tak piękny widok nie jest wstanie tchnąć we mnie jakiegokolwiek pozytywnego nastawienia. Czuję się jakbym była na granicy upadku, który zniweczy wszystko co chciałam ocalić, a grunt nieubłaganie ucieka mi spod nóg.
W dodatku moje załamie potęguje fakt, że mimo iż Fabiano zapowiedział, że wróci, żeby ze mną porozmawiać, to nadal go nie ma, choć nastał wieczór. Jest to dla mnie kolejna zniewaga z jego strony oraz oczywista przesłanka, że nie traktuje mnie poważnie.
Najpierw uziemił mnie w rezydencji, a teraz nawet nie da mi sposobności żebym mu wygarnęła co na ten temat myślę. Czy ja nie jestem dla niego warta nawet głupiej rozmowy, w której mogłabym wyrzuć z siebie swoje negatywne emocje oraz pretensje?
Nie liczę już na to dostrzeże we mnie kogoś więcej, ale ... To wszystko mnie przerasta i odbiera siły do walki o każdy nadchodzący dzień, bo mimo tego, że moje realne oczekiwania względem Fabiano maleją z każdą chwilą to nie zmienia faktu, że to coraz bardziej rani moje serce. Bo gdzieś w mojej podświadomości mimo całej tej beznadziejnej otoczki tli się pragnienie, żeby on w końcu zobaczył we mnie kobietę wartą tego, żeby ją pokochać... i niestety podejrzewam, że to się nigdy nie zmieni. Być może zmaleje na intensywności, ale nigdy nie zniknie. Nie ważne jak bardzo bolesne będą ciosy, które jeszcze mi zada.
Jestem beznadziejnym przypadkiem i nawet mi zaczyna już brakować szacunku do samej siebie, bo wiem, że jestem w tym wszystkim żałosna. Na zewnątrz próbuję grać twardą, a w środku jestem przykładam burzliwego konfliktu pomiędzy tym czego chce rozum i poharatane serce. Dla swojego dobra pragnę, żeby wygrała moja racjonalna strona, ale to jest tak cholernie trudne...
Jednocześnie mam świadomość, że jak samej nie uda mi się o siebie zawalczyć to wykończę się z żalu i beznadziei. Jeśli nie odetnę się od swoich uczuć i nie skupię na czymś innym to skończę marnie. Jednak jak mam to zrobić, jeśli Rossi z premedytacją dąży do odebrania mi wszystkiego, jednocześnie pokazując jak bardzo nieistotna dla niego jestem. Na dodatek odbiera mi prawo głosu odnośnie mojej codzienności.
Z odmętów mojej niemej rozpaczy wyrywają mnie otwierające się drzwi.
Po chwili do środka wchodzi Maks.
-Anne mówiła, że nic dzisiaj nie jadłaś. Dobrze się czujesz? - pyta, a zmartwienie przebija się w jego głosie.
Boże, ile ja bym dała, żeby usłyszeć tyle troski ze strony mojego męża, a nie faceta, który pilnuje mnie na jego zlecenie. Ta myśl uderza we mnie tak mocno, że aż serce mi się zaciska. Muszę wyzbyć się tych nierealnych pragnień, bo są dla mnie wyniszczające. Fabio nie stać na to, żeby poświęcić mi choćby najdrobniejszą uwagę i powinnam się z tym ostatecznie pogodzić. Robi to jedynie wtedy, gdy zakłócam jego ustalony schemat działania, a on chce okazać mi swoje niezadowolenie z tego faktu.
Odwracam się w stronę mojego ochroniarza i patrzę mu w oczy z bezkresnym smutkiem.
-Nic nie jest dobrze- odpowiadam z pełną żałością, aż sama nie poznaję swojego głosu. - I już nigdy nie będzie- dodaje.
Widzę, że Maks nie wiedząc jak się zachować najpierw zaciska pięści i stężeje, ale po dłuższej chwili niezdecydowanym, wolnym krokiem rusza w moją stronę.
-Kira- przemawia do mnie łagodnie, a mi na dźwięk jego czułego tonu pierwsza łza spływa po policzku.
Dlaczego moje przeznaczenie nie może się odmienić i mój mąż nie może się tak do mnie zwracać zamiast tylko sypać z rękawa rozkazami jakby był moim szefem. Przez to jak traktuje mnie Fabiano jestem złakniona bliskość, czułości i zrozumienia. Z tego też powodu wypowiadam następne słowa bez większego przemyślenia.
-Przytul mnie Maks- mówię łamiącym się głosem, gdy dzielą go ode mnie dwa kroki. Widząc, że się wacha, kontynuuję- Proszę, cholernie tego teraz potrzebuję- dodaję przełykając kolejne łzy.
To wystarczy, żeby znalazł się przymnie i wciągnął mnie w swoje silne ramiona. Ochoczo się temu poddaję, wtulając się bezwiednie w jego ciepłe ciało. Opieram policzek na jego szerokiej piersi opiętej czarną koszulką, a łzy spływają po mojej twarzy.
-Będzie dobrze mała- pociesza mnie Maks, gładząc moje plecy.
-Nie będzie. Nie z nim- odpowiadam ze smutnym przekonaniem, unosząc głowę i patrząc mu szczerze w oczy.
Trwamy tak przez dłuższy czas, a ja dostrzegam, że mój ochroniarz toczy jakąś wewnętrza walkę, która odbija się w jego spojrzeniu i zaciśniętej szczęce. W końcu dotyka dłońmi moich policzków i delikatnie je ociera.
-Chodź zaniosę cię do sypialni. Powinnaś się położyć- rzuca, po czym bierze mnie na ręce i wychodzi ze mną na korytarz.
Pozwalam mu na to bez żadnego sprzeciwu. Czuję, że przegrałam swoje życie i już nic nie ma znaczenia. Jednak po chwili dopada mnie myśl, że mimo wszystko nie mam najmniejszej ochoty znaleźć się w łóżku, które dzielę z człowiekiem, który doprowadził mnie do takiego stanu. Zdruzgotał mnie choć tak bardzo nie chciałam mu na to pozwolić.
-Zanieś mnie do jakieś sypialni gościnnej. - rzucam, a Maks przygląda mi się uważnie, ale robi to o co go proszę, nie komentując.
Ostrożnie układa mnie na pościeli w jednym z licznych pokoi, ale kiedy chce się ode mnie odsunąć chwytam go kurczowo za rękę.
-Proszę nie zostawiaj mnie. Nie chce być teraz sama- wyznaję bezbronnie i patrzę na niego błagalnie.
Już dawno nie czułam, żeby ktoś się o mnie troszczył, a właśnie tego doświadczyłam zamknięta w jego objęciach. Co więcej po raz pierwszy od dawna moje poczucie osamotnienia zelżało.
-Nie powinienem. Gdyby Fabiano się o tym dowiedział zabiłby mnie i ciebie pewnie też- odzywa się Maks po dłuższym czasie badawczego obserwowania mojego wyrazu twarzy.
-W dupie mam Rossiego i jego zdanie. On zresztą mnie też, więc niech dalej pieprzy te swoje dziwki i da mi spokój. Zniszczył mnie więc nic gorszego nie jest już w stanie mi zrobić- oznajmiam pewnie nie zrywając naszego kontaktu wzrokowego- Proszę nie odchodź. -dodaję.
Widzę, że Maks ma ogromne opory, ale w końcu mi ulega i kładzie się na łóżku obok mnie. Od razu do niego przywieram czerpiąc pocieszenie z jego ciepła, które osładza moją rozpacz i uczucie osamotnienia. Po chwili jego silne ramie obejmuje mnie i przygarnia jeszcze bardziej do siebie. Biorę głęboki wdech napawając się jego zapachem i bliskością, która dla wielu ludzi jest czymś tak normalnym. Niestety nie tyczy się to mojego męża, bo dla niego takie drobne gesty po prostu nie istnieją. Przynajmniej nie w stosunku do mnie.
Ta świadomość wydusza ze mnie kolejny potok łez.
-Ej mała nie płacz już proszę. – mówi szeptem Maks unosząc moją twarz i dotykając łagodnie policzka.
Przez tą czułość w jego dotyku i ogólnym zachowaniu zatapiam się w jego spojrzeniu, które coraz bardziej ciemnieje. Nagle dostrzegam jakby podjął jakąś ważną decyzję, a zanim zdążę się zorientować Maks pochyla się w moją stronę i zbliża usta do moich warg. Zatrzymuje się kilka centymetrów ode mnie i patrzy mi pytająco w oczy.
W tym momencie podejmuję szybką decyzję. Chce tego cokolwiek on zamierza mi dać. Wypełnia mnie pusta, a on może być moim ratunkiem. Jeśli nic się nie zmieni w moim życiu umrę nawet nie wydając przy tym ostatniego tchu.
Dlatego z pełną determinacją sama pokonuję dzielący nas dystans i łączę nasze usta. Pieszczota jest delikatna i początkowo niewinna, ale kiedy jego język przejeżdża po moich wargach, ja je rozchylam. To sprawia, że wybucha między nami żar pożądania. Nasze języki łączą się w dzikim tańcu, a ja się temu ochoczo poddaję wydając z siebie cichy jęk. Maks zachęcony moją reakcją wciąga mnie na siebie błądząc rozgorączkowanymi dłońmi po moim ciele. Przywieram do niego szczelnie złakniona bliskości i doznań jakie się w mnie budzą, a jego rosnąca erekcja napiera na moje udo.
-Nie powinniśmy- odzywa się zachrypnięty odrywając się ode mnie.
-Jeśli ty tego chcesz to ja też- zapewniam go szczerze, przejeżdżając palcem po jego krótkim zaroście na szczęce.
-On nas zabije- rzuca z brutalną szczerością.
- Przynajmniej będzie miał za co- odpowiadam lekkomyślnie, bo ostatnie o czym teraz chce myśleć to mój mąż i jego wybujałe ego.
Przecież jeśli jemu wolno posuwać wszystko co tylko się napatoczy i ma waginę między nogami, to mi też się coś należy od życia. Tym bardziej, że mimo iż sytuacja między mną, a Maksem jest dla mnie czymś niespodziewanym i zaskakującym, to w jakiś sposób łagodzi szerzącą się we mnie bezdenną pustkę.
Tu w ramionach Maksa czuję się doceniana i chciana.
Nie wiem czemu, ale przez tą krótką chwilę mam wrażenie jakbym była dla niego ważna, a jest to coś czego nigdy nie dostanę od Fabiano. Nawet na ulotną chwilę.
Maks jeszcze przez moment wparuje się we mnie natarczywie, doszukując się wątpliwości z mojej strony, ale ich nie znajdzie, bo ich nie mam. Jestem zdecydowana skoczyć na głęboką wodę i wziąć to co mi da.
-Pieprzyć konsekwencje- rzuca nagle po czym ponownie łączy nasze usta.
Z równym zaangażowaniem oddaje mu pocałunek, a moje palce zaczynają badań jego umięśnione ciało. Może i nie jest tak potężny jak Rossi, ale również ma doskonałą sylwetkę. W dodatku jest fajnym facetem czego nie można powiedzieć o tym drugim. Jego ręce również skradają się po moich plecach, aż zaciskają się na pośladkach i dociskają do twardego wzwodu. A kiedy zaczyna ociera się o mnie swoim fiutem jęczę w jego wargi, a on wydaje z siebie niskie warknięcie.
Sekundę późnej ląduje na plecach, a on zawisa nade mną sunąc ustami po moim policzku a następnie po szyi. Wyginam się wdzięcznie w łuk. Jest mi tak cholernie dobrze mimo tego, że jego pieszczoty są ostrożne. Wyczuwam w nim obawę jakby bał się, że zrobi mi krzywdę, jeśli da się ponieść. Ale doceniam to bardziej niż cokolwiek innego. Dzięki temu czuję się wyjątkowa.
W końcu dociera do mojego biustu i zsuwa ze mnie górę sukienki uwalniając moje nabrzmiałe piersi. Poddaje się przyjemności płynącej z tego jak z uwagą drażni językiem moje sutki, a gdy jego dłoń wsuwa się pod sukienkę pocierając delikatnie moją wilgotną szparkę prze materiał koronki wypycham biodra w jego stronę. Ogarnia mnie desperacka potrzeba, żeby poczuć go w sobie. Chce, żeby był jak najbliżej mnie. Chce jeszcze bardziej czuć to jak mi dobrze dzięki niemu. Złakniona kontaktu fizycznego układam ręce pod jego koszulką i wodzę nimi od torsu po napięte plecy.
-Wieź mnie Maks. Potrzebuję cię- wyznaje niemal skomląc.
Na moje słowa on unosi głowę i jeszcze raz szuka zapewnienia w moich oczach.
-Chcę tego- zapewniam, żeby nie miał więcej wątpliwości.
Po tych słowach długo nie trwa a zostaję pozbawiona ubrań. Maks równie szybko zdejmuje swoje i układa się z powrotem nade mną. Zanim jeszcze umości się między moimi udami zakłada prezerwatywę, a następnie przejeżdża swoim penisem po mojej mokrej kobiecości. Z niecierpliwiona unoszę biodra, a on nie każąc mi dłużej czekać wchodzi we mnie ostrożnie centymetr po centymetrze, patrząc mi przy tym w oczy.
Ta chwila jest tak intymna, że aż chwyta mnie za serce. Szkoda tylko... Nie, nie będę o tym myślałam.
Odganiając nieproszone myśli wpijam się zapalczywie w usta Maksa, a on się temu poddaje. Zaczyna się we mnie poruszać w wolnym rytmie, ale za każdym razem wchodzi we mnie coraz głębiej, aż w którymś momencie rozdzielam nasze usta i odchylam głowę do tyłu pod wpływem wzbierającej we mnie rozkoszy. On wykorzystując większy dostęp do mojej szyi zaczyna ją pieścić językiem, podczas gdy jego dłoń ściska moją pierś.
Oddajemy się niespiesznej przyjemności, a kiedy żar zamienia się w ogień Maks przyspiesza a ja za każdym razem wychodzę mu naprzeciw. Nasze zmysły szaleją, oddechy stają się coraz szybsze, a potrzeba nagląca. Kiedy osiągam spełnienie, on dochodzi razem ze mną.
Po wszystkim całuje mnie delikatnie w rozchylone wargi, a następnie przewraca się na plecy i przyciąga mnie do siebie.
-Marzyłem o tym od samego początku. Jesteś wyjątkową kobietą Kiro- wyznaje cicho Maks.
Na jego słowa zaciska mi się gardło, jednak powstrzymuje wzruszenie, w pełni ciesząc się jego szczerością. To tak wiele dla mnie znaczy. Podbudowuje mnie i dodaje sił, żeby mierzyć się z przykrą rzeczywistością, do której za nic nie chce wracać.
W niej jestem nic nieznaczącym pionkiem i popychadłem swojego męża. Zamiast tych przykrości wolę pozostać tu, razem z moim ochroniarzem, który przez ten krótki moment stał mi się bliższy niż mój małżonek. A co ważniejsze okazał mi więcej uczucia niż on kiedykolwiek to zrobi.
-Pocałuj mnie- szepcze unosząc twarz, a Maks łączy nasze języki w zmysłowej pieszczocie.
...............................
Po jakieś godzinie niechętnie podnieśliśmy się z łóżka i zaczęliśmy się ubierać. Nie musieliśmy nic mówić, bo oboje byliśmy świadomi powagi tego co między nami zaszło. To było coś zakazanego i niedopuszczalnego.
Jednak zanim jeszcze opuściliśmy ten pokój ja już wiedziałam, że nie chce, żeby to była jednorazowa sprawa. Ten mężczyzna dawał mi więcej niż Fabiano. Nie mam tu na myśli pasji, intensywności orgazmu ani żadnych innych fizycznych stron naszego zbliżenia. Chodzi mi o tę stroną emocjonalną której tak mi brakuje przy moim mężu. O to poczucie... zainteresowania, troski, bliskości.
Przed wyjściem na korytarz Maks jeszcze raz mnie delikatnie pocałował, a dopiero później otworzył drzwi. Rozstaliśmy się pod tym pokojem posyłając sobie tajemnicze i skryte uśmiechy po czym każde z nas ruszyło w swoją stronę.
Po dotarciu do sypialni od razu wzięłam prysznic, a następnie w koronkowej koszulce położyłam się do pustego łóżka. Przez cały czas uśmiechałam się do siebie pod nosem, mimo tego, że mojego męża standardowo nadal nie było w domu. Może i Rossi zabije mnie oraz Maksa za to co się między nami wydarzyło, jeśli kiedyś się o tym dowiem, ale to było tego warte. Przede wszystkim tego, że znowu poczułam się kimś ważnym dla drugiej osoby, a moja samotność i żałość zmalały. Do tego wiele dla mnie znaczyło to, że dla Maksa byłam warta ryzyka jakie podjął dopuszczając się czynu, który może odebrać mu życie. O swoje się nie martwiłam, bo przy Fabiano i tak go nie miałam.
Długo nie trwało a zapadłam w sen w ogóle nie przejmując się konsekwencjami jakie mogą mnie czekać, jeśli moja zażyłość z Maksem ujrzy światło dzienne.
...........
Budzi mnie dźwięk otwierających się drzwi. Automatycznie spoglądam jednym okiem na zegarek na szafce nocnej.
Trzecia w nocy.
Super, widać, że nie tylko ja byłam zajęta. Może nie zajęło mi to tak długo jak jemu, ale co tam czuję się przez to nadal fantastycznie więc jak dla mnie mógł w ogóle dzisiaj nie wracać.
Nie chcąc zdradzić się z tym, że się przebudziłam, ponownie zamykam oczy. Nasłuchuję i wydaje mi się, że Fabiano zatrzymał się w nogach łóżkach przyglądając mi się. Przez krótki moment zastanawiam się czy istnieje szansa, żeby się czegoś domyślał, ale szybko karcę się za tą paranoję, bo to niemożliwe.
Później słyszę jeszcze jak wchodzi do łazienki i bierze prysznic. Nie zawracając już sobie głowy jego osobą ponownie zapadam w sen. Jednak zanim całkiem odpłynę czuje uginający się materac, a następnie muskularne ciało Fabio przytulające się do moich pleców.
Zaskoczona aż unoszę powieki i wpatruję się w ciemną przestrzeń sypiali. Popieprzyło go, czy jak? A może jego schizofrenia na dobre się rozwinęła i bierze mnie za jedną ze swoich panienek? Bo przecież nie okazywał mi takich gestów od czasu pierwszego tygodnia naszego małżeństwa, który był jedynym wyjątkiem od reguły naszego pożycia.
Moje zaskoczenie jeszcze bardziej się potęguje, kiedy Rossi obejmuje mnie ramionami i zaborczo przyciąga do siebie, a na dodatek układa głowę w zgięciu mojej szyi. Staram się nie spinać, żeby nie zorientował się, że nie śpię.
Jednak długo nie trwa, kiedy jego oddech się wyrównuje a on zasypia ze mną w swoich objęciach i to leżąc na łyżeczkę. Szok wywołany jego zachowaniem uniemożliwia mi ponowne zaśnięcie przez długi czas. Wyrzuty sumienia mieszają się we mnie ze złudną nadzieją. Ale ostatecznie odsuwam jedno i drugie od siebie, bo już się boleśnie przekonałam, że nie mam co pokładać nadziei w tym, że Fabiano się zmieni i zacznie mnie traktować tak jakbym tego chciała. Jakbym coś dla niego znaczyła. A już tym bardziej jakby mu na mnie zależało. Dlatego choć serce mi się zrywa za ulotną mrzonką, ja powstrzymuję jego pochopne zapędy.
Wymęczona biciem się z tymi myślami w końcu zasypiam, powtarzając sobie, żeby nie brać za dobrą kartę niczego co zrobi mój mąż, bo drań zawsze pozostanie draniem. A ten szczególny drań nawet nie chce się zmienić, więc nie ma co sobie zawracać nim głowy.
Znalazłam swój skrawek ulotnego zapomnienia w tym całym bałaganie i zamierza się go kurczowo trzymać, o ile Maks też będzie chciał tego samego co ja.
Mój ochroniarz jest moją jedyną realną szansą na namiastkę czegoś lepszego w moim obecnym życiu. Na nic więcej nie powinnam i nie mogę liczyć.
W końcu jak już wspominałam lata życia w mafijnym półświatku nauczyły mnie, żeby chwytać to co dobrego podsuwa mi przeznaczenie i czerpać z tego całymi garściami, póki trwa...
.....................................
No więc... Cóż mówiłam, że ich przeznaczenie będzie przewrotne....
Info odnoście tego kiedy pojawi się kolejny rozdział wrzucę na swojej tablicy, więc zapraszam do obserwowania mojego profilu :) wątpię żeby udało mi się dodać nowy rozdział w weekend, ale w tygodniu coś powinno wpaść ;) w każdym razie będę Was informować jak już ogarnę temat i będę wiedziała na kiedy uda mi się go napisać :)
Buziaki!!!!!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top