Rozdział 7

Kendall

Od nagrania drugiego sezonu serialu minął już prawie tydzień. Od tego czasu praktycznie całe dnie spędzam na salce tanecznej z Loganem, Jamesem i Carlosem. Nasza trasa koncertowa, promująca dopiero co wydaną drugą płytę, zaczyna się lada moment. To znaczy, że musimy do perfekcji opanować choreografię, żeby nie zbłaźnić się przed tysiącami, jeśli nie milionami ludzi. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, jak wielkie będą tłumy na naszych występach. Wiem tylko, że większość koncertów została całkowicie wyprzedana. Jedynym miastem, do którego można jeszcze kupić bilety, jest Nowy Jork, ale nie jest to problem, bo jest to ostatnie miasto, które Big Time Rush odwiedzi podczas pierwszej części trasy.

Z drugą częścią koncertów będzie trzeba trochę poczekać, bo w międzyczasie rozpoczną się zdjęcia do filmu pełnometrażowego na podstawie serialu. Nasza nowa managerka – Joanne Davis – dokładnie to wszystko przemyślała i nie omieszkała wyjaśnić nam tego wiele, wiele razy. Właściwie przypomina nam to niemal za każdym razem, kiedy nas widzi. Powtarza się do tego stopnia, że mógłbym już recytować to przez sen. Najpierw koncertujemy w Ameryce, potem nagrywamy film w Kanadzie, a później kontynuujemy tam trasę, a jeśli wszystko pójdzie dobrze, to wyjeżdżamy do Europy, gdzie Joanne właśnie próbuje zorganizować kilka naszych występów. Jest to dość śmieszne, biorąc pod uwagę fakt, że o to samo starał się nasz serialowy manager w ostatnim odcinku drugiego sezonu.

Uśmiecham się pod nosem sam do siebie, ale szybko muszę wrócić na ziemię, kiedy słyszę dźwięk otwieranych drzwi. Do salki dostojnym krokiem wchodzi Joanne, ściskając w ręku podkładkę na dokumenty, z którą chyba nigdy się nie rozstaje. Zaraz za nią pojawia się nasza nowa pani choreograf, wybrana prawie tydzień temu podczas specjalnie zorganizowanego castingu. Na szczęście dobrze się z nią dogadujemy, więc jakoś nie tęsknimy za naszym poprzednim choreografem. Zresztą, dziwne byłoby, gdybyśmy się z nią nie dogadywali, zważywszy na to, że z nią mieszkamy, a nawet odbieraliśmy ją z castingu. Pamiętam, jakiego strachu nam narobiła, dzwoniąc do Jamesa tamtego wieczora...

*

— I... cięcie! — krzyczy producent. — Mamy to, chłopaki!

Uff, nareszcie! Jak tylko kamery przestają pracować, wraz z całą obsadą serialu bijemy brawo i gratulujemy sobie nawzajem dobrze wykonanej roboty. Na planie spędzamy właśnie około dziesiątą godzinę. Nie wiem, jak inni, ale ja padam na twarz i marzę tylko o położeniu się w wygodnym łóżku. Logan, James i Carlos mają chyba podobnie, bo jeden powstrzymuje ziewanie, drugi opiera się o ścianę z zamkniętymi oczami, a trzeci dopija energetyka. Zmęczone nie są chyba tylko Domi i Kami. Wręcz przeciwnie, wciąż są podekscytowane tym, że mogły towarzyszyć nam podczas nagrywania ostatniego odcinka. W tym momencie żywo gestykulują, dyskutując o czymś ze Ciarą i Alexą, która dołączyła do nas jakieś dwie godziny temu.

— Dziewczęta, na nas już czas. — Carlos podchodzi do nich, przecierając czerwone ze zmęczenia oczy.

— Tak szybko? — pyta ze zdziwieniem Kamila.

— Szybko? Żartujesz sobie? — Logan zgniata puszkę po energetyku i rzuca Polce wściekłe spojrzenia.

— Nam czas minął tak, że nawet się nie zorientowałyśmy — tłumaczy przepraszającym tonem Dominika, a ja uśmiecham się lekko pod nosem.

— To cudownie. — James ziewa szeroko. — A któraś  z was wie może, co u Moniki?

Dziewczyny wymieniają między sobą zaniepokojone spojrzenia, po czym jak na rozkaz zaczynają przeglądać swoje komórki. Podchodzę bliżej i obejmuję Domi od tyłu w pasie, opierając głowę na jej ramieniu. Dzięki temu też widzę wiadomości, jakie wysyłała jej Monia. Widzę, że dużo ze sobą SMSowały, kiedy pomiędzy etapami castingu na naszego nowego choreografa. Ostatnia wiadomość jest jednak sprzed trzech godzin. Monika napisała wtedy tylko, że dostała się do finałowego etapu, a potem kontakt z nią zupełnie się urwał.

— Zadzwonię do niej — Domi postanawia szybko.

Czując, jak ciało mojej dziewczyny zaczyna drżeć ze strachu, prostuję się i zaczynam lekko gładzić ją po ramionach. Ona w tym czasie wybiera numer do swojej kuzynki. Niestety nie udaje jej się dodzwonić, bo numer okazuje się zajęty. Dominika patrzy na nas z mieszkanką zdziwienia i niepokoju, kiedy nagle dopiero co odciszony telefon Jamesa zaczyna głośno dzwonić.

— O wilku mowa — twierdzi, pokazując nam ekran, na którym wyświetla się numer Moni.

Maslow odbiera szybko połączenie, od razu włączając głośnik.

— Halo? — pyta niepewnie, tak jakby oczekiwał, że zamiast Polki, usłyszy w słuchawce jakiegoś gościa, proszącego o okup. Te ataki na mnie naprawdę zryły nam wszystkim psychikę...

— J-James? — W słuchawce słychać zapłakany głos Moniki.

— Ej, ty płaczesz? Co się stało? — Kumpel patrzy na nas z przerażeniem.

— N-nieważne. — Monia pociąga nosem. — M-możesz po mnie przyjechać? N-nie dam rady prowadzić.

— Jak to nie dasz rady? — James od razu rusza w stronę garderoby, żeby wziąć swoje rzeczy, a my idziemy za nim. — Co się stało, Monika? Ktoś cię napadł? Jesteś ranna?

— N-nie, ale nie dam rady. — Kolejne pociągnięcie nosem. — P-po prostu przyjedź, proszę.

— Zaraz tam będziemy, zamknij się w aucie i czekaj — wydaje polecanie Maslow, wpadając do swojej garderoby.

Ja, Logan i Carlos też biegniemy po swoje rzeczy. Chwilę później wybiegamy z Dominiką i Kamilą ze studia, jedynie przelotnie żegnając się ze Ciarą, po którą właśnie przyjechali rodzice. Przerażeni tym, co mogło spotkać Monikę, wsiadamy szybko do samochodów, dzieląc się na dwie grupy, tak jak rano.
Zarówno ja, jak i Logan ruszamy z piskiem opon. Zerkając na tylne siedzenie, widzę jak siedzący z tyłu James wymienia wiadomości z Moniką. Obok mnie siedzi za to Domi, która w tym momencie jest kłębkiem nerwów. Obserwuję kątem oka, jak ze stresu zaczyna bawić się rękawami swojej bluzy, naciągając je prawie w całości na dłonie, a chwilę później w jej oczach pojawiają się łzy. Odrywam jedną dłoń od kierownicy i kładę je na kolanie mojej ukochanej, po czym posyłam jej uspokajające spojrzenie. Wszystko będzie dobrze. Przecież musi być...

*

— Mam nadzieję, że mnie słuchasz, Kendall — mówi nagle managerka, a mnie z transu wytrąca dopiero dźwięk mojego imienia.

— No pewnie, że słucham. — Udaję, korzystając z aktorskich zdolności.

— Naprawdę? — Joanne krzyżuje ramiona na piersi. — W takim razie, co powiedziałam?

— Możesz przestać zachowywać się jak nauczycielka? — pytam, już lekko zirytowany. — Nie jesteśmy dziećmi, nie musisz powtarzać nam wszystkiego sto razy, ani nas sprawdzać.

— Powiedzmy — mamrocze z niezadowoloną miną. Dorosła kobieta... chyba tylko na papierku. — No dobrze, zostawiam ci ich, Monika. Postaraj się nie zwariować.

— Spokojnie, dam sobie radę. — Monia uśmiecha się z rozbawieniem.

Chwilę później nasza managerka wreszcie wychodzi. Widząc wzrok jednak wzrok Polki, zarówno ja, jak i chłopaki, od razu zaczynamy lekko się rozciągać. Monika szybko idzie w nasze ślady, ale w jej wykonaniu wygląda to znacznie lepiej i łatwiej. W sumie, nie ma się czemu dziwić. Ma w tym spore doświadczenie...
Wzdycham cicho, kiedy nasza nowa choreografka staje w końcu na wprost wielkiego lustra, wiszącego na jednej ze ścian pomieszczenia. Nie są to nasze pierwsze zajęcia z nią, więc wszyscy dobrze wiemy, co nas zaraz czeka i, że na pewno nie będzie lekko.

Nie mija nawet kilka sekund, kiedy Monia włącza podkład muzyczny do jednej z naszych piosenek, a ja kątem oka zauważam przerażoną minę Logana. Show Me, czyli jedna z najnowszych piosenek, jakie wypuściliśmy, jest jedynym utworem, do którego nie mamy jeszcze do końca opanowanej choreografii. Nie jest to jednak nic niezwykłego, taniec do innych piosenek ćwiczyliśmy już jakiś czas z naszym byłym choreografem, a do Show Me kroki wymyśliła Monika zaledwie dwa tygodnie temu.
Dziewczyna patrzy na nas uważnie w lustrze, więc nie tracąc czasu, odpowiednio się ustawiamy i zaczynamy naśladować jej ruchy. Mnie, Jamesowi i Carlosowi idzie już całkiem nieźle. Gorzej z Loganem. Kątem oka widzę, że w pewnych momentach plączą mu się nogi. Najgorzej jest u niego podczas refrenu. Wiem, że Monika też to widzi, ale jeszcze nic nie mówi. Czara goryczy przelewa się dopiero po refrenie, kiedy mamy zmienić swoje pozycje. Ja i James mamy tanecznym krokiem podejść bliżej Logana i Carlosa, którzy stoją między nami. Oni natomiast mają zamienić się ze sobą miejscami. Mnie i Jamesowi taneczny krok wychodzi już bardzo dobrze, ale oni nie mają tyle szczęścia. Henderson tak bardzo skupia się na tym, żeby nie pomylić stron, że zapomina odrobinkę się cofnąć. Od razu idzie w lewo, wpadając na Penę, któremu nie zrobił miejsca na przesunięcie się.

— Stop! — krzyczy Monia i wyłącza podkład, odwracając się przodem do nas. — Logan, do jasnej anielki, miałeś się trochę cofnąć!

— A ty miałaś się nie czepiać! — odpyskowuje Henderson. — Ćwiczymy to dopiero tydzień!

— I co z tego?! — Monika wzrusza dynamicznie ramionami. — Tu wystarczy tylko myśleć. Niby jak, według ciebie, Carlos miał zamienić się z tobą miejscami, skoro nie zrobiłeś mu miejsca? Miał się nauczyć latać?

— Wypchaj się z tym sarkazmem, dobra?! — Logan przestaje nad sobą panować, a ja widzę, jak bardzo powstrzymuje się przed użyciem ostrzejszych słów.

— Przestańcie się kłócić. — James interweniuje szybko. — Monia, daj temu bęcwałowi drugą szansę, i jedźmy już dalej. Nie mam zamiaru spędzić tu przez was całej nocy.

— Okay, masz rację. — Polka bierze głęboki oddech. — Spróbujmy raz jeszcze, a jeśli teraz też się nie uda, to wymyślimy coś innego.

Kiedy podkład znowu zaczyna grać, staramy się najmocniej jak umiemy, ale Logan ponownie popełnia ten sam błąd, czym doprowadza Monikę niemal do furii.

— Dosyć! — krzyczy dziewczyna. — Mam dość. Logan, zamień się miejscami z Kendallem, a ty, James, idź na miejsce Carlosa.

Lekko zaskoczeni, zgodnie z instrukcją zamieniamy się pozycjami. Na początku nie jestem pewien czy cokolwiek to da, ale kiedy wreszcie docieramy z tańcem po raz pierwszy do końca piosenki, jestem pod wrażeniem pomysłu Moni. Według jej słów nie było to jeszcze co prawda idealne podejście, ale widać, że jest z naszej pracy zadowolona.

Ćwiczenie choreografii trwa bardzo długo. Każdą piosenkę trenujemy po kilka razy, starając się doprowadzić nasze ruchy do perfekcji. Przez to siedzimy na sali praktycznie do wieczora, z niewielkimi tylko przerwami na chwilowy odpoczynek i jedzenie. Widzę, że moi kumple są wykończeni, tak samo jak ja. Monika też nie ma już w sobie energii. Wszyscy marzymy tylko o powrocie do domu i położeniu się do łóżek. Niestety, nie wszyscy mamy takie szczęście, żeby móc je spełnić.
Podczas gdy James, Carlos i Monia jadą odpocząć, ja i Logan wsiadamy w drugie auto i pędzimy do studia. Pomimo zmęczenia, musimy stawić się tam, żeby dograć kilka linijek na nasz kolejny już album, który producenci postanowili zacząć realizować od razu po wydaniu drugiej płyty. Szkoda tylko, że nie mamy przez to ani chwili wytchnienia, ale taka branża...

— Ty, dlaczego my w ogóle musimy robić to dzisiaj? — pyta w pewnym momencie Logan, włączając kierunkowskaz. — Równie dobrze moglibyśmy przecież nagrać te zwrotki jutro, co nie?

— Nie — mówię szybko, zabijając jego ostatnie nadzieje. — Jeśli dzisiaj tego nie nagramy, nie będziemy mieli jutro wolnego dnia, a tak się składa, że go potrzebuję.

— Wiem, przyda się chociaż jeden dzień, ja też jestem zmęczony. — Henderson ziewa głośno.

— Nie o to chodzi. — Przeciągam się.

— No to po chuj ci to wolne? — pyta zdezorientowany.

— Jutro mija pierwszy miesiąc, od kiedy jestem w związku z Domi — wyjaśniam, a po mojej twarzy zaczyna błąkać się uśmiech. — Chcę spędzić z nią jutro cały dzień, wiesz, bez przejmowania się robotą.

— O, stary! — Logan gwiżdże z podziwem. — Gratulacje, nie wiedziałem, że to już miesiąc.

— Dzięki. — Przybijam mu piątkę.

Przez resztę trasy omawiam z Hendersonem moje jutrzejsze plany. Wiem już mniej więcej, gdzie chcę zabrać Dominikę. Prezent też mam kupiony już od tygodnia. Będę musiał dokupić tylko kwiaty, ale to mogę zrobić nawet rano. Muszę tylko obudzić się wcześniej niż moja ukochana, co nie będzie łatwym zadaniem, bo czasami po pracy do tak późna, nawet budzik nie jest w stanie wyrwać mnie ze snu.

Podczas nagrywania moich partii prawie padam na twarz. Już w trakcie pierwszych linijek wiem, że budzik naprawdę nic mi jutro nie da. A co jeszcze gorsze, w pewnym momencie przez zmęczenie przestaję trafiać w dobre tonacje. Krótko mówiąc – fałszuję. Logan patrzy na mnie ze współczuciem, wymieszanym z odrazą. Jeśli on tak reaguje, to nawet nie chcę wiedzieć, co mają w głowie producenci.
Po którejś z kolejnych nieudanych prób, cholernie zaczynam bać się, że naprawdę nie dam rady dzisiaj tego nagrać. A jeśli naprawdę nie dam rady, to jutro nie dostanę wolnego. Ta myśl powoduje, że jakimś cudem jestem w stanie zebrać się w sobie. Daję z siebie wszystko, wkładając to resztki sił, które mi jeszcze zostały. W końcu udaje się, a ja mogę odetchnąć z ulgą. Czekam jeszcze tylko na Logana, który musi nagrać też swoje partie.

Po powrocie do domu okazuje się, że wszyscy już śpią. W mieszkaniu jest zupełnie cicho. Henderson od razu idzie do siebie, ale ja nie mam siły. Nogi dosłownie odmawiają mi posłuszeństwa, więc siadam na kanapie, żeby chwilę odpocząć. Oczy same mi się jednak zamykają, a ja nie mam siły z tym walczyć.
Kiedy podnoszę powieki z zamiarem pójścia do swojej sypialni, okazuje się, że jest już jasno. Mrużę gwałtownie oczy, bo uderza we mnie słoneczne światło, wpadające przez okna i przeszklone drzwi, prowadzące do ogrodu. Przez nie widzę też, jak Domi krząta się już na zewnątrz. Cholera, to nie tak miało być...

Powoli podnoszę się z kanapy i przeciągam się. Przecieram też twarz rękami, próbując się dobudzić, ale niewiele to daje. Nie chcę w takim stanie witać się z Dominiką w naszą miesięcznicę, więc korzystam z okazji, że akurat jest zajęta czyszczeniem naszej huśtawki w kształcie ławki, na której zresztą przeżyliśmy nasz pierwszy pocałunek. Uśmiecham się lekko na to wspomnienie i wycofuję się z salonu. Biegnę do mojej sypialni, a potem do połączonej z nią łazienki, gdzie biorę szybki, orzeźwiający prysznic.

Kilka minut później, już dobudzony i przebrany, zbiegam z powrotem do salonu. Pozostali domownicy jeszcze śpią. Tylko moja ukochana jest na nogach, chociaż z tego, co widzę, też postanowiła chwilę odpocząć. Po cichu wchodzę do ogrodu i podchodzę do Domi, siedzącej na bujanej ławeczce z zamkniętymi oczami i skierowaną ku słońcu twarzą. Skradam się do niej, trochę dziwiąc się, że jeszcze mnie nie usłyszała. Staję za huśtawką, a następnie zakrywam Dominice oczy rękami.

— Zgadnij kto to — mówię z uśmiechem, a ona chichocze.

— Hmm... niech zgadnę... Piotrek? — pyta Domi z cwanym uśmieszkiem.

— Ej! — oburzam się. — Nie wspominaj mi o nim...

— Nadal jesteś o niego zazdrosny? — Dziewczyna patrzy na mnie z niedowierzaniem pomieszanym z rozbawieniem.

— Troszeczkę — przyznaję, siadając obok niej.

Piotrek to znajomy mojej ukochanej z liceum. Do momentu rozpoczęcia mojego naszego związku mieli ze sobą bardzo dobry kontakt. Chłopak nieraz do niej dzwonił, nawet na kamerce. Godzinami też potrafili ze sobą pisać, a mnie trafiał szlag. W pewnym momencie tak mnie to wkurwiło, że pokłóciłem się z Dominiką, a podczas kłótni niechcący w przypływie emocji powiedziałem jej, co do niej czuję.

*

Wchodzę z chłopakami do salonu, gdzie siedzą dziewczyny w wyśmienitych humorach. Witamy się z nimi, a następnie padamy obok nich. Ja ląduję obok Domi, a resztki dobrego humoru, który miałem, kiedy tu wchodziłem, opuszczają mnie, gdy zauważam kątem oka, że dziewczyna znów wymienia SMSy z Piotrkiem. Wzdycham głęboko, ściągając na siebie zdezorientowany wzrok Polki.

— Wszystko w porządku, Kendall? — pyta moja przyjaciółka, odkładając na chwilę telefon.

— Tak, a co? Nie widać, że jest okay? — pytam, jak gdyby nigdy nic.

— Nie, nie widać. Co się dzieje? — Dominika patrzy na mnie ze zmartwieniem, nie zwracając uwagi na kolejne wiadomości od swojego kumpla.

— Nic. Odpisz lepiej swojemu chłoptasiowi, bo jeszcze się obrazi — rzucam, zanim udaje mi się ugryźć się w język. Kurwa...

— Słucham? — Dziewczyna marszczy brwi, chyba trochę zszokowana moim zachowaniem.

— Nieważne. — Biorę głęboki oddech, próbując opanować emocje.

— Właśnie, że ważne. Chcę wiedzieć, co się dzieje. — Upiera się.

— Po co? — pytam obojętnie, sięgając po pilot do telewizora.

— Po to, że jak ostatnio tak dziwnie się zachowywałeś, to wyjechałeś bez słowa na drugi koniec świata — mówi z wyrzutem moja przyjaciółka i zabiera mi urządzenie, żebym skupił się na rozmowie.

— Przestań, dobrze? Wszystko jest w porządku. — Przewracam oczami, chcąc jak najszybciej zakończyć ten temat.

— Nie kłam, proszę cię. Martwię się i chcę wiedzieć, co jest nie tak. Chcę ci pomóc. — Domi kładzie rękę na mojej dłoni.

Patrzę na nasze ręce, ale szybko zabieram swoją, bo nie chcę, żeby zrobiło się bardziej niezręcznie niż już jest.

— Nie pomożesz mi, bo nie potrzebuję pomocy. Jest okay — zapewniam.

— No to o co ci chodziło z tym chłoptasiem? — pyta dziewczyna z coraz większym zdezorientowaniem.

— O nic. — Próbuję uciąć rozmowę.

— Kendall... — Dominika ze zniecierpliwieniem unosi wzrok.

— Dobrze, po prostu nie podoba mi się, że cały czas z nim wypisujesz i tyle, zadowolona? — wyznaję to, co ostatnio mnie męczyło.

— Ale dlaczego? — dopytuje ze zdziwieniem Polka.

— Przestań drążyć, dobrze? Nie podoba mi się to i tyle. — Staram się cały czas mówić spokojnie, ale jestem coraz bardziej zdenerwowany.

— Ale dlaczego? O co ci chodzi? — Dziewczyna wodzi wzrokiem po mojej twarzy, próbując złapać ze mną kontakt wzrokowy.

— O nic! — Wstaję wściekły z kanapy, tracąc cierpliwość, a w salonie zapada głucha cisza.

— Przestań i powiedz mi w końcu, co się dzieje! — Domi staje po chwili naprzeciwko mnie, obserwowana przez naszych przyjaciół. — Dlaczego nie chcesz, żebym pisała z Piotrkiem?! Dlaczego tak ci to przeszkadza?!

— Bo cię kocham, rozumiesz?! — Podnoszę głos, tracąc nad sobą panowanie. Dopiero, kiedy dostrzegam zszokowaną minę dziewczyny, dociera do mnie, co tak naprawdę powiedziałem.

— A-ale, kochasz mnie jak przyjaciółkę lub siostrę, tak? — pyta cicho Polka, robiąc krok w tył. No pięknie...

— Nie do końca. Znaczy... ja... — Widząc niedowierzanie w oczach Dominiki, próbuję jakoś wywinąć się z tego, co właśnie ode mnie usłyszała. — Albo wiesz co? Nieważne. Zapomnij o tym, co ci właśnie powiedziałem. Ty masz Piotrka, a ja nie chcę wpieprzać ci się w życie. Będzie lepiej, jeśli wszystko zostanie tak, jak jest teraz.

— Ty... mnie... co? — Twarz dziewczyny coraz bardziej blednie, a jej oddech staje się szybki i płytki.

— Nieważne Domi, naprawdę. Przepraszam, że to powiedziałem, po prostu o tym zapomnij. — Uśmiecham się smutno, zmierzając w kierunku drzwi wyjściowych.

— Czekaj, gdzie idziesz? — Polka robi kilka kroków w moją stronę.

— Przed siebie — Wzruszam ramionami i wychodzę z domu.

*

Pamiętam, że poszedłem wtedy do baru i upiłem się do tego stopnia, że nie do końca pamiętam nawet, jak wróciłem do domu. Wiem tylko, że zrobiła się z tego afera, kiedy paparazzi zrobili mi z ukrycia zdjęcia. Na szczęście Monika szybko wymyśliła ściemę dla mediów, na którą zgodził się nasz były manager. Sprawa rozeszła się dzięki temu po kościach, ale do tej pory cholernie mi za to wstyd. Szczerze mówiąc, nie wiem, co mi wtedy odbiło. Zwykle nie jestem typem kolesia, który upija się do nieprzytomności. Wiadomo, lubię od czasu do czasu wypić coś z kumplami, ale z umiarem. Chyba po prostu te wszystkie uczucia i niepewność co do przyszłości mojej relacji z Domi, przygniotły mnie, przez co nie umiałem inaczej sobie z nimi poradzić. Wolałem zagłuszyć je alkoholem, chociaż wiem, że to nigdy nie jest dobre rozwiązanie. Pamiętam, że jak tylko obudziłem się rano, obiecałem sobie, że nigdy więcej nie tknę alkoholu, żeby zapomnieć o problemach. Nie chcę być takim typem. I nie będę.

— Kendall, wszystko dobrze? — pyta nagle Domi.

— No pewnie. — Przenoszę na nią wzrok. — Trochę tylko wzięło mnie na wspominki.

— No tak, przecież dzisiaj mija już miesiąc od kiedy jesteśmy razem. — Dziewczyna uśmiecha się do mnie uroczo.

— To prawda — przyznaję. — I właśnie z tej okazji, mam dla ciebie niespodziankę.

— Naprawdę? — pyta niepewnie. — Jaką?

— Udało mi się załatwić dzień wolny, więc dzisiaj jestem cały twój — wyznaję, puszczając Dominice oczko.

— Naprawdę?! — powtarza z podekscytowaniem, a jej oczy aż zaczynają świecić.

— Naprawdę — zapewniam. — Będę musiał wyjść tylko na chwileczkę, żeby coś załatwić, a potem zabieram cię na spacer i na jakieś dobre jedzenie. Co ty na to?

— Mam najlepszego chłopaka na świecie — twierdzi Domi z uśmiechem.

Nachylam się do niej i całuję ją czule, nie wierząc we własne szczęście.

Następne kilka godzin spędzamy nie odstępując się na krok. Gotujemy razem śniadanie, sprzątamy razem kuchnię, a potem odpoczywamy razem na kanapie. Kiedy jednak nadchodzi odpowiednia godzina, Dominika zostaje w domu, a ja idę do pobliskiej kwiaciarni. Kupuję bukiet prawdziwych czerwonych róż i jedną sztuczną. Proszę sprzedawczynię także o bilecik, na którym piszę krótką wiadomość dla mojej ukochanej, po czym przywiązuje go do sztucznej róży. Wychodząc ze sklepu, piszę do Domi krótkiego SMSa, żeby poinformować ją, że wracam już do domu. Od razu po powrocie do domu zamierzam dać jej kwiaty oraz prezent, a potem zabrać ją na obiecany spacer.

Po dotarciu do mieszkania okazuje się, że panuje tam zupełna cisza. Wszyscy siedzą w swoich pokojach, nawet Dominika. Korzystając z okazji, że jeszcze nie zeszła na dół, ja też idę do swojej sypialni, skąd biorę prezent dla niej. Jest już zapakowany i tylko czeka, żeby go otworzyć. Muszę przyznać, że niełatwo było mi zdecydować, co kupić. Rozważałem wiele opcji. Na początku zastanawiałem się klasycznie nad biżuterią, ale moja ukochana jej nie nosi, a przynajmniej ja nigdy nie widziałem u niej żadnego naszyjnika, bransoletki, czy kolczyków. Później zastanawiałem się nad gitarą. Pamiętałem, że kiedy zaprosiliśmy Dominikę, Kamilę i Monikę do studia nagraniowego, moja ukochana zachwyciła się krwistoczerwonym Stratocasterem '64. Nawet podzieliłem się tym pomysłem z Monią, ale od razu mi to odradziła, twierdząc, że Domi nigdy w życiu nie przyjęłaby ode mnie tak drogiego prezentu. Po krótkim namyśle przyznałem jej rację, bo przypomniałem sobie, że kiedy byliśmy raz w pizzerii, dziewczyna chciała oddać mi pieniądze przynajmniej za połowę pizzy, bo było jej głupio, że za nią zapłaciłem.

Szczerze mówiąc, po tym jak musiałem odrzucić pomysł kupna biżuterii i gitary, kompletnie nie wiedziałem, co zrobić. Przez wiele dni myślałem tylko o tym, aż w końcu mnie olśniło. Przypomniałem sobie, co Dominika powiedziała, kiedy całą paczką pokazywaliśmy dziewczynom Los Angeles. Polki robiły wtedy mnóstwo zdjęć, głównie siebie, ale Domi fotografowała też wszystko dookoła. Stwierdziła wtedy, że robi to, bo chciałaby zatrzymać te wspomnienia na zawsze, a zdjęcia to jeden z najlepszych sposobów. Poza tym, przypomniało mi się, że jak byliśmy mali, to jej rodzice też zawsze fotografowali wszystko, co tylko mogli. Właśnie dlatego kupiłem coś, co może pomóc w uwiecznianiu wspomnień. Mam tylko nadzieję, że Dominice się to spodoba.

Lekko zestresowany wychodzę z pokoju i zamieram na szczycie schodów, prawie spadając z nich z wrażenia. W salonie stoi Domi, ubrana w czarną, pofalowaną u dołu sukienkę. Pierwszy raz widzę ją w czymś innym niż w koszulce i spodniach, ale muszę przyznać, że wygląda obłędnie. Dodatkowo wydaje mi się, że jest też lekko umalowana, co również jest nowością. Jedyne, co się nie zmieniło, to jej włosy. Jak niemal zawsze są swobodnie rozpuszczone. Oczarowany wyglądem Dominiki podchodzę do niej z szerokim uśmiechem, którego nie jestem w stanie powstrzymać.

— Wszystkiego najlepszego z okazji naszej pierwszej miesięcznicy, skarbie. — Całuję moją ukochaną w policzek i daję jej kwiaty oraz prezent.

— Dziękuję — mówi zdumiona, tak jakby nie spodziewała się niczego specjalnego, ale widocznie szczęśliwa.

— Otwórz — proszę, nie mogąc się doczekać jej reakcji.

Domi na moment odkłada bukiet na stół i otwiera podarunek. Na jej twarzy najpierw maluje się zaskoczenie, które szybko przechodzi w radość. Dziewczyna trzyma nowiutki aparat Polaroid. Obraca go w rękach, oglądając go z zachwytem. W podziękowaniu daje mi buziaka, po czym, za moją namową, sięga raz jeszcze po kwiaty i zerka na wiadomość, dołączoną do sztucznej  róży.

— Moja miłość do ciebie przeminie dopiero wtedy, kiedy ostatnia róża z tego bukietu zwiędnie — czyta na głos Dominika.

Na początku moja ukochana uśmiecha się lekko z rozrzewnieniem. Dopiero po chwili dociera do niej sens tego zdania. W jej oczach pojawiają się łzy wzruszenia. Obejmuję ją mocno, a ona wtula się we mnie, powstrzymując szloch. Słysząc ciche pociąganie nosem, cmokam ją w czubek głowy i zaczynam głaskać ją po plecach. Niektórzy pewnie powiedzą, że mi odbiło, ale ja znam ją już tyle lat, że mogę stwierdzić to ze stuprocentową pewnością. Pomimo, że jesteśmy razem dopiero miesiąc, to ta jedyna. I będzie nią już na zawsze.

Mija kilka dobrych minut zanim Domi się uspokaja. Dziękuje mi, ocierając łzy, po czym biegnie wstawić bukiet do wazonu. Obserwuję każdy jej ruch, uświadamiając sobie, że chyba nigdy wcześniej nie widziałem jej tak szczęśliwej.

— Ja też coś dla ciebie mam — oznajmia chwilę później, podchodząc do jednego z foteli w salonie, zza którego wyciąga jakąś paczkę.

— Naprawdę? — pytam z zaskoczeniem.

Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się tego, bo nie umawialiśmy się, że coś sobie kupujemy. Ja kupiłem, bo czułem taką potrzebę. Nie sądziłem, że Dominika też wpadnie na taki pomysł.

— Wiesz, może nie jest to tak romantyczne, jak prezent od ciebie, ale i tak mam nadzieję, że ci się spodoba.

Odbieram od dziewczyny podarunek i rozpakowuję go, podczas gdy ona obserwuje ze stresem moją reakcję. Zupełnie niepotrzebnie, bo spodobałoby mi się wszystko, jeśli tylko dostałbym to od niej. Kiedy jednak wyciągam z opakowania prezent, wpadam w niemały szok. Trzymam w ręku winylową płytę jednego z uwielbianych przeze mnie zespołów. Uśmiecham się szeroko, oglądając ją z każdej strony. Już od dawna zbierałem się do kupienia tego krążka, ale jakoś nigdy nie miałem czasu. Pamiętam, że kiedyś wspomniałem o tym Domi, ale rzuciłem to gdzieś w środku rozmowy o czymś zupełnie innym. Nie sądziłem nawet, że zwróciła na to uwagę. Moje byłe nigdy by tego nie zapamiętały, chyba że powiedziałbym im o tym wprost, jako o pomyśle na prezent, jaki chciałbym dostać.

Z szerokim uśmiechem całuję moją ukochaną. Jestem wdzięczny nie tylko dlatego, że okazało się, że naprawdę mnie słucha, ale też dlatego, że wiem, ile ta płyta kosztowała, a nie było to mało. Domi mogła wydać te pieniądze na wszystko, na co tylko miałaby ochotę. Mogłaby też je zachować, tym bardziej, że ostatnio wspominała, że chce zacząć szukać pracy, żeby zacząć zarabiać. Ona jednak postanowiła sprawić mi tak świetną niespodziankę, nie zważając na koszty. Nigdy w życiu bym się tego nie spodziewał, naprawdę.

Podczas, gdy Dominika wstawia kwiaty do wazonu, ja pędzę do sypialni, odłożyć płytę w bezpieczne miejsce. Po powrocie na dół nie idę nawet z powrotem do salonu, bo moja dziewczyna czeka już przy drzwiach, gotowa na randkę.

— Dobra, słońce, obiecałem ci spacer i kolację, więc mam pytanko — mówię, podchodząc do niej. — Wolisz tak po prostu przejść się przez Los Angeles, czy może wolałabyś spacer po jakimś ładnym parku?

— Zdecydowanie spacer po parku — decyduje niemal natychmiast.

Jako, że najbliższy park jest dość daleko od naszego domu, po krótkim namyśle postanawiamy podjechać tam autem. W garażu mijamy Logana i Kamilę, grzebiącego coś przy motocyklu chłopaka. Domi zatrzymuje się na chwilę, żeby powiedzieć coś swojej przyjaciółce, a ja w tym czasie otwieram samochód i, widząc stan, w jakim zostawiliśmy go z chłopakami, na szybko zaczynam uprzątać plastikowe kubki po napojach i jakieś papierki po jedzeniu niewiadomego pochodzenia. Szlag! Zupełnie zapomniałem, że mam tu taki bajzel.

— Tylko nie roznieście domu! — krzyczy na odchodne Dominika, wsiadając do środka.

— Nie obiecuję! — odpowiada ze śmiechem Kami.

Nie czekając, aż dziewczyny znowu się rozgadają, odpalam auto, po czym wyjeżdżam z garażu. Ostrożnie przejeżdżam przez nasz ogród i wyjeżdżam na dość ruchliwą ulicę.

— Ty też zauważyłaś, że Logan i Kamila ostatnio spędzają ze sobą sporo czasu? — pytam po chwili, włączając kierunkowskaz.

— A dziwi cię to? — Domi unosi z niedowierzaniem brwi. — Oboje uwielbiają motoryzację, horrory i alkohol. To musiało skończyć się przyjaźnią.

— Albo czymś więcej — mamroczę pod nosem.

— Myślisz, że mogą zostać parą? — Dziewczyna patrzy na mnie z zaciekawieniem.

— Wiesz, Logan podrywa każdą dziewczynę, która jest po osiemnastce, więc może tak się to skończyć — twierdzę, znając zapędy kumpla.

— Właściwie, byłoby nawet fajnie — mówi z uśmiechem Dominika i teraz to ja zerkam na nią z niedowierzaniem. — No co?

— Co w tym niby fajnego? — pytam, zatrzymując się na czerwonym świetle.

— Wszystko! — odpowiada jak gdyby to była najbardziej rzeczywista rzecz na świecie. — Znaleźliby miłość, byliby szczęśliwi, mogliby ułożyć sobie życie...

— Świetnie, a co w tym fajnego dla nas? — przerywam jej ze śmiechem.

Domi odwraca wzrok w stronę okna i zastanawia się przez dłuższą chwilę. Światło zdąża zmienić się na zielone, więc ruszam, zerkając raz po raz w stronę dziewczyny.

— Na przykład moglibyśmy chodzić na podwójne randki — wypala w końcu.

— A co w tym fajnego dla nas? — powtarzam z zawadiackim uśmieszkiem.

— Nie wiem, jak ty, ale ja zawsze marzyłam, żeby pójść na podwójną randkę z przyjaciółką i żeby nasi partnerzy też się przyjaźnili — wyznaje niepewnie Dominika. — Nigdy nie chciałabym musieć wybierać pomiędzy chłopakiem, a przyjaciółką, ani żeby ona musiała wybierać.

— Okay, teraz ma to sens — przyznaję, trochę niechętnie. Nie to, że nie lubię Kamili, ale na randki wolałbym raczej chodzić bez niej. Przynajmniej nie byłbym ciągle obrażany...

Parkuję niedaleko jednego z kalifornijskich parków. Nie jest to jednak przypadkowe miejsce. To właśnie tutaj ponownie spotkałem się z Domi po jedenastu latach. Dzięki naszej wspólnej znajomej, która zorganizowała to spotkanie, odnowiliśmy naszą znajomość, która w niedługim czasie zamieniła się w miłość.
Łapię moją dziewczynę za rękę i zaczynamy przechadzać się wśród drzew, po wysypanych kamyszkami alejkach. Rozmawiamy o wszystkim i o niczym. Dużo się śmiejemy, a dziewczyna od czasu do czasu robi też zdjęcia swoim nowym aparatem, który zabrała z domu. Wywołane zdjęcia chowa do niewielkiej torebki, gdzie ma też małą butelkę wody i okulary przeciwsłoneczne. Siadamy też na chwilkę przy niewielkim stoliku, delektując się lemoniadą, kupioną w stojącym niedaleko wózku. W przypływie chwili wyciągam z kieszeni telefon i zaczynam wszystko nagrywać, a kiedy kieruję aparat na Domi, ta posyła mi kilka buziaków, uroczo się uśmiechając.

W parku spędzamy większość naszej randki. Siedzimy na ławeczce i czasami nawet się nie odzywamy. Po prostu cieszymy się swoją obecnością. No i tym, że wokół nie czyhają paparazzi, ani inni... niemile widziani "goście", a przynajmniej mam taką nadzieję. Co jakiś czas dyskretnie się rozglądam, tak samo zresztą jak Domi. Przez te cholerne napady sprzed niedawna naprawdę zaczynamy mieć paranoję.
Wzdycham cicho i obejmuję moją ukochaną. Głaszczę ją lekko po ramieniu, kiedy nagle czuję pod palcami coś dziwnego. Jakby gęsią skórkę... Zerkam na dziewczynę i zauważam, że lekko drży. Dopiero po chwili orientuję się, że rzeczywiście panuje lekki wiaterek, a Dominika jest przecież w sukience na ramiączkach. Nie myśląc długo, zdejmuję z siebie bluzę i zarzucam ją na moją towarzyszkę. Dziewczyna przez chwilę patrzy na mnie ze zdezorientowaniem, ale mimo to otula się mocniej materiałem.

— Chyba czas się zbierać — mówię w końcu, pomimo że za nic w świecie nie mam ochoty kończyć tego dnia.

— Dlaczego? — pyta ze zdziwieniem Domi.

— Nie chcę, żebyś się przeziębiła — wyjaśniam.

— Kendall, jesteśmy w Los Angeles. Tutaj nawet gdybym chciała, to i tak nie dam rady złapać nawet kataru. — Śmieje się.

— I tak wolę nie ryzykować. Musisz być przecież zdrowa podczas trasy, bo mam nadzieję, że przyjdziesz na nasz koncert, prawda? — pytam z zawadiackim uśmieszkiem. Moja ukochana nie ma jeszcze pojęcia, co planujemy z chłopakami w sprawie wyjazdu, ani że, być może, będzie obecne na więcej niż tylko jednym występie.

— Bardzo bym chciała — odpowiada dziewczyna. — W porządku, możemy powoli wracać.

Chcąc nie chcąc, obydwoje wstajemy więc z ławki, a ja obserwuję, jak Dominika wkłada ręce w rękawy mojej bluzy i zapina ją do połowy. Ciuch jest na nią o wiele za duży, przez co trochę wygląda, jakby się w nim topiła, ale przynajmniej mam pewność, że jest jej w nim ciepło. Łapię ją za rękę i oboje zaczynamy iść w stronę wyjścia z parku, kiedy nagle coś mi się się przypomina.

— A, właśnie, skarbie, mieliśmy jeszcze przecież iść na jakieś jedzonko — mówię z uśmiechem. — Masz ochotę bardziej na romantyczną kolację, czy kawę i ciastko?

— Zdecydowanie kawę i ciastko — oznajmia Domi, nawet się nie zastanawiając.

Ostatnio nie mam co prawda zbyt dobrych wspomnień z kawiarniami, bo to właśnie tam zostałem napadnięty po raz pierwszy, ale mam nadzieję, że randka z Dominiką wymaże złe wspomnienia. Wiedząc już, gdzie ją zabiorę, bez wahania zgadzam się na ten pomysł. Łapię więc moją ukochaną w talii i, tak objęci, opuszczamy razem park.

~*~

Hejka!
Tak, dobrze widzicie, Przeszłość wróciła! Być może trochę znienacka, ale czeka Was jeszcze kilka niespodzianek, więc radzę się przygotować ;) Nic więcej nie powiem, bo nie chcę zapeszyć. Wszystkiego dowiecie się w swoim czasie i naprawdę mam nadzieję, że tym razem uda mi się doprowadzić wszystko do końca.

A tymczasem mam nadzieję, że podobał Wam się taki bardziej romantyczny rozdział. Pewnie będzie ich jeszcze parę, ale spokojnie, kilka dramatycznych też się znajdzie. W końcu, nie byłaby to Przeszłość, gdyby nie było jakiegokolwiek zagrożenia, prawda? ;) Naprawdę radzę się przygotować, bo będzie mocno.

Do następnego!





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top