ROZDZIAŁ 4
Monika
Dzisiaj jest wielki dzień. Już za kilka godzin będę przesłuchiwana na stanowisko nowej choreografki Big Time Rush. Od momentu, kiedy dostałam od chłopaków ulotkę o castingu, minęły 4 dni. Przez cały ten czas intensywnie trenowałam i wymyślałam układ, który zaprezentuję. Na szczęście nie było to wyzwaniem, bo jeszcze podczas mieszkania w Polsce bardzo często wymyślałam kroki do ich utworów. To pomagało mi się zrelaksować, zwłaszcza po kłótniach z rodzicami.
Nie wiem, dlaczego nigdy nie chcieli, żebym robiła w życiu to, co kocham. To znaczy, rozumiem że chcieli mieć następczynię, która w przyszłości przejęłaby ich kancelarię prawną, ale ja zupełnie się do tego nie nadaję. Wkuwanie na pamięć formułek i kodeksów po prostu mnie nudzi. Wiem mniej więcej co jest legalne, a co nie. Tyle wystarczy mi do normalnego życia, zresztą jak każdemu innemu człowiekowi.
Myśl o rodzicach frustruje mnie do tego stopnia, że zaczynam mylić kroki, które właśnie ćwiczę przed lustrem. Przeklinam pod nosem i zatrzymuję się, kładąc ręce na biodra. Muszę na kilka minut zapomnieć o oczekiwaniach oraz wymaganiach, jakie były mi przedstawiane od dziecka, bo inaczej nigdy nie skupię się na choreografii i zawalę ten casting. Nie mogę do tego dopuścić. Nie, kiedy dostałam taką szansę. Przecież złym występem zaprzepaściłabym całą swoją przyszłość.
Potrzebując chwilowego wyciszenia, siadam na łóżku. Wyjmuję z uszu słuchawki i kładę je gdzieś za siebie. Muszę się uspokoić, bo czuję, że wszystko wewnątrz mnie się trzęsie, a myśl o tym, że być może nie wygram tego przesłuchania, paraliżuje mnie. Przecież, jeśli naprawdę przegram, to będzie znaczyło, że rodzice mieli rację. Od początku mojej przygody z tańcem twierdzili, że nie nadaję się do robienia tego profesjonalnie. Mówili, że konkurencja jest zbyt duża, a ja nie podołam presji.
Biorę kilka głębokich wdechów, próbując wyrzucić z głowy złe wspomnienia. Nie mogę do tego wracać. Muszę skupić się na tym, co jest tutaj i teraz. Muszę raz jeszcze przećwiczyć układ, ale tym razem podejdę do tego na spokojnie. Spróbuję się nie spinać, tylko zatańczyć tak, jakbym robiła to sama dla siebie. Postaram się całkowicie wyluzować i pozwolić, żeby muzyka zawładnęła moim ciałem.
Z takim nastawieniem wkładam słuchawki z powrotem do uszu i staję przed lustrem. Telefon z włączoną od nowa piosenką wkładam do kieszeni spodni. Zamykam oczy, a następnie wczuwam się w rytm. Kiedy patrzę znów w lustro, moje nogi zaczynają poruszać się jakby same. Przez chwilę mam nawet wrażenie, że oglądam występ jakiejś obcej osoby. Czuję, jakbym podczas tańca była w zupełnie innym świecie.
Z transu wyrywa mnie pukanie do drzwi. Nie chcę przerywać układu, ale na szczęście został mi już do zrobienia tylko ostatni obrót, a później melodia w moich słuchawkach przestaje grać. Zrobiłam to! Z radością podbiegam do drzwi i otwieram je, żeby na korytarzu zobaczyć zaspaną Kamilę. A ta czego znowu chce? Przecież to niemożliwe, żeby muzyka ją obudziła. Specjalnie nie puściłam jej na głos, a słuchawki nie mają aż takiego zasięgu, zwłaszcza kiedy znajdują się w moich uszach.
— Co jest? Coś się stało? — pytam z bojowym nastawieniem.
— Domi kazała mi cię obudzić — odpowiada Kami, ziewając. — Dzisiaj jedziemy z chłopakami na plan, pamiętasz?
— Oczywiście, że tak — mówię, jak gdyby nigdy nic. — Ja już jestem gotowa.
— To od której ty nie śpisz?! Jest szósta rano! — Wójcik patrzy na mnie z niedowierzaniem.
— Od dwóch godzin — twierdzę zgodnie z prawdą. — To najważniejszy dzień w moim życiu i nie zamierzam się nigdzie spóźnić.
Kamila macha obojętnie ręką, nie mając chyba ochoty na dalszą dyskusję, po czym znika w swoim pokoju. Ja natomiast biorę leżącą na podłodze torbę sportową z ubraniami na przesłuchanie i schodzę na parter. Moje rzeczy lądują obok szafki na buty, którą chłopcy kupili po ostatnim incydencie z psem Jamesa, Foxem, kiedy to pogryzł nowe trampki Logana. Kiedy nam o tym opowiadali, Kamila prawie popłakała się ze śmiechu i stwierdziła, że chętnie poznałaby zwierzę, które potrafi dręczyć Hendersona. Szczerze mówiąc, ja i Domi też nie miałybyśmy nic przeciwko spotkaniu Foxa, ale na razie nie będzie nam to dane jeszcze przez dłuższy czas.
Odkąd się tu wprowadziłyśmy, psinka Maslowa przebywa u jego rodziców. Głównie jest to spowodowane tym, że zwierzątko jest podobno dość nieufne, przez co mogłoby czuć się niekomfortowo zostawione z nami na czas pracy chłopaków. Poza tym, Fox i tak za chwilę wylądowałby w domu rodzinnym Jamesa, bo zbliża się trasa koncertowa, na którą niestety nie można zabierać zwierząt. Tak przynajmniej twierdzi nowa managerka Big Time Rush, co doprowadziło już do jej spięcia z Maslowem. Widać, że tęskni on za swoim pupilem, zwłaszcza że ma go tak naprawdę od szczenięcia. Szkoda, że nie może nic z tym zrobić, ale świadomie zdecydował się na taką karierę.
— Możesz oddać mu swoje buty, na pewno będzie zadowolony — mówi do kogoś James, kiedy wchodzę do kuchni.
— O czym gadacie? — pytam, podchodząc do lodówki.
— James planuje prezenty dla Foxa po powrocie z trasy — wzdycha Carlos. — On traktuje tego psa lepiej niż nas.
— Nie przesadzasz? — Maslow unosi jedną brew.
— Nie, nie przesadza. — Logan próbuje zabić go wzrokiem.
James przewraca tylko oczami i siada do stołu, na którym stoi już przygotowana jajecznica. Po nalaniu sobie szklanki zimnej wody, zajmuję miejsce obok niego. Rozglądam się po domownikach, dzięki czemu zauważam dopiero, że w kuchni nie ma Dominiki. Kendall siedzi za to naprzeciwko mnie, grzebiąc widelcem w swoim posiłku. Trochę to dziwne...
— Kend? — zaczynam niepewnie, wybudzając go z wyraźnego z zamyślenia.
— Tak? — pyta niemrawo, powoli odkładając widelec.
— Wszystko w porządku? — Patrzę na niego z niepokojem, ale on przytakuje. — Okay... a nie wiesz może, gdzie jest Domi?
— Chyba w swoim pokoju — mówi i rozgląda się nieprzytomnie po pomieszczeniu.
— Jak to chyba? — dopytuję, coraz bardziej zmartwiona.
— Daj mu już spokój — wtrąca się Carlos, zanim Kendall zdąży się odezwać. — Jest jeszcze zaspany, pewnie nawet nie wie, gdzie jest.
— Jak to? Przecież zawsze wstajecie o takich godzinach, a czasami nawet wcześniej — analizuję, bo zupełnie nie rozumiem, co się dziś dzieje.
— Tak, ale nie zawsze gadamy do trzeciej nad ranem z dziewczyną — twierdzi Logan, a na jego twarz wstępuje cwany uśmieszek.
— Jak się nie ma dziewczyny, to się z nią nie rozmawia — kontruje Kend, chyba już bardziej przytomny.
Kamila, która weszła do pomieszczenia w środku rozmowy, ze śmiechem przybija Schmidtowi piątkę i podsiada go, kiedy ten wstaje, żeby odłożyć swój talerz do zlewu. Chwileczkę, czy chłopcy właśnie próbują mi wmówić, że moja grzeczniutka kuzynka prawie zarwała noc? W dodatku dla chłopaka? Wow, jeśli okaże się to prawdą, to chyba zapiszę to sobie w pamiętniku.
Od naszej rozmowy mija kilka dobrych minut, kiedy nagle do kuchni wpada zdyszana Dominika. Dziewczyna naprędce związuje włosy w kitkę i pędzi po swoją porcję jajecznicy, po czym siada do stołu.
— Uff, na szczęście zdążyłam. — Oddycha z ulgą, a następnie odwraca się w stronę Kendalla. — Dziękuję, że dzisiaj zrobiłeś śniadanie, ja bym się nie wyrobiła.
— Nie ma sprawy, skarbie. — Chłopak całuje ją w policzek i stawia przed nią szklankę jej ulubionego, jabłkowego soku.
— Zaraz, co? — pyta Kami z pełną buzią, zwracając na siebie uwagę wszystkich domowników. — To nie ty usmażyłaś te jajka?
— Nie, nie ona — odpowiada Kendall. — Jak coś ci nie pasuje, to możesz gotować sobie sama.
— Kurwa, ale właśnie pasuje... — mamrocze Kami, a my aż nie dowierzamy. — To była pierwsza i ostatnia pochwała, jaką ode mnie usłyszysz, jasne?
— Lepsze to niż nic. — Schmidt wzrusza ramionami i zaczyna zbierać ze stołu brudne naczynia.
Zerkam na moją kuzynkę, która w tym samym czasie próbuje jak najszybciej zjeść swoją porcję. Obserwuję ją, na wypadek, gdyby zaczęła się dławić. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam, żeby jadła w takim tempie. Chociaż, nigdy nie widziałam też, żeby zarwała nockę dla celów innych niż praca. Przez chwilę mam wrażenie, że Dominika nie może mnie już dzisiaj bardziej zadziwić, ale szybko okazuje się, że się myliłam.
— Krótszej koszulki nie było? — pytam zszokowana, kiedy dziewczyna wstaje od stołu.
— To zwykły top... — mówi niepewnie.
— Widać ci cały brzuch — zauważam zgryźliwie.
— No i zajebiście! Wreszcie założyła coś odważniejszego — wtrąca Kamila, a ja piorunuję ją wzrokiem.
— Monika, jestem dorosła — przypomina mi Domi. — Chyba mogę nosić to, co chcę, prawda?
— W Polsce nigdy byś się w coś takiego nie ubrała. — Próbuję wjechać jej na moralność.
— W Polsce nie zamieszkałabym też z trzema obcymi facetami, ani nie weszłabym w związek z żadnym znajomym — odbija piłeczkę, a potem jak gdyby nigdy nic opuszcza kuchnię.
Coś czuję, że będę musiała z nią później porozmawiać, bo jej zachowanie nie jest normalne. Dominika zawsze była typem grzecznej dziewczynki. Gdyby pominąć jej posadę w T.A.C.O.S., mogłaby na spokojnie konkurować z aniołami. Była miła, uczynna, serdeczna, empatyczna. Nigdy nie wagarowała ani nie sprawiała żadnych problemów. Wyciągała Kamilę z kłopotów, a mnie powstrzymywała przed głupimi pomysłami. Tutaj zaczyna się zmieniać, a mnie wcale się to nie podoba. Wiem, że Domi jest już dorosła, ale prawda jest taka, że dla mnie zawsze będzie jak młodsza siostrzyczka, niezależnie od tego, ile będziemy miały lat.
Wychodzę z resztą domowników z kuchni. Biorę swoją torbę i zakładam buty, podczas gdy inni biegają jeszcze po domu, szukając jakichś rzeczy. Dzisiaj jedziemy z chłopakami na plan serialu. No, właściwie Dominika i Kamila tam jadą. Kilka dni temu zespół wydał drugą płytę i, korzystając z ogólnej radości, okazanej również przez ich nową managerkę, muzycy zapytali ją o możliwość przyprowadzenia do pracy kilku osób postronnych. Okazało się, że dobrze wykorzystali szansę, bo kierując się swoim dobrym humorem, kobieta bez problemu się na to zgodziła. Co prawda nie do końca wiedziała, kogo chłopcy chcą przyprowadzić, bo ja i dziewczyny podczas uroczystości podpisywania płyt stałyśmy w tłumie razem z innymi fankami, więc nie miałyśmy jeszcze okazji jej poznać. Domi i Kami z tego, co wiem, dziś też nie spotkają kobiety, ponieważ na planie ma być tylko jej asystentka. Ona zaś cały dzień będzie siedziała w wynajętej sali tanecznej, nadzorując przesłuchanie nowego choreografa.
Idę powoli do garażu, nie czekając na resztę domowników. Chcę na spokojnie zająć miejsce w samochodzie, bez przepychania się z Kamilą, jednak kiedy tylko wchodzę do pomieszczenia, niemal od razu staję w miejscu. Przez szybę auta widzę Dominikę i Kenda. On lekko się uśmiecha, wpatrując się w nią prawie jak w obrazek, a ona wręcz trzęsie się ze śmiechu. Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałam ją tak szczęśliwą. Nie chcąc stracić tej chwili, wyciągam z kieszeni telefon i po cichu robię zdjęcie, uwieczniając ten moment na zawsze. Stoję tak jeszcze przez kilka minut, bo nie mam zamiaru przerywać tak świetnych momentów. Niestety, reszta domowników tego nie zauważa, i kiedy wchodzą do garażu, to na pełnej, a hałas oraz śmiechy wytrącają Domi i Kendalla z rozmowy. Wszyscy pakują się do aut, a ja ostatecznie ląduje w samochodzie Jamesa razem z nim, Carlosem i Alexą. Kamila postanawia pojechać z Loganem.
Trasa mija nam w miarę spokojnie. Robimy tylko jeden przystanek, podczas którego podrzucamy Lexi na jej plan. Dziewczyna przed wyjściem z samochodu życzy mi jeszcze powodzenia na castingu i prosi, żebym dała jej znać, jak tylko poznam wyniki. Zapewniam ją, że o werdykcie na pewno dowie się jedna z pierwszych osób. Na początku zadzwonię oczywiście do Domi i Kami, bo jednak są mi o wiele bliższe. Chociaż, z Alexą też mam coraz lepszy kontakt. Może nie nazwałabym jej jeszcze najlepszą przyjaciółką, ale jest na dobrej drodze. Lubię z nią rozmawiać i uważam, że gdybyśmy spędzały ze sobą więcej czasu, naprawdę mogłybyśmy się zaprzyjaźnić. Poza tym, w towarzystwie Lexi podoba mi się też to, że w końcu nie jestem najstarszą z dziewczyn. Wreszcie pojawił się ktoś starszy, dzięki czemu nie czuję już presji, żeby być najbardziej odpowiedzialna, chociaż muszę przyznać, że to uczucie nie towarzyszyło mi od zawsze.
Jeszcze za dzieciaka, pomimo bycia najstarszą z kuzynostwa, jakoś nie docierało do mnie, że powinnam być przykładem dla młodszej części rodziny. Raczej lubiłam się wygłupiać i pakować w kłopoty, zwłaszcza że przez długi czas przyjaźniłam się z bratem Kendalla – Kevinem, który również nie był najspokojniejszy. Co prawda nie był to kaliber wybryków na przykład Kamili, potrafiącej już w podstawówce wdawać się w bójki oraz uciekać z domu, ale i tak często dostawaliśmy od rodziców ochrzan.
Potem Kev wyjechał, a ja trochę się wyciszyłam. Właśnie wtedy zapałałam też miłością do tańca, bo był to dla mnie jedyny sposób, żeby się wyszaleć. Odsunęłam się też od Dominiki, Kacpra i jego brata, Bartka. Pamiętam, że młoda była wtedy w rozsypce po wyjeździe Kendalla, ale ja nie potrafiłam jej pomóc. To Bart przejął opiekę nad młodszymi, chociaż z perspektywy czasu brzmi to śmiesznie, bo miał wtedy zaledwie dziewięć lat, a ja byłam starsza tylko o rok.
O wadze, jaką niesie za sobą moja odpowiedzialność, a raczej jej brak, przekonałam się kolejnej jesieni. To właśnie wtedy zarówno moja klasa, jak i klasa Bartka pojechała na jednodniową wycieczkę do lasu niedaleko. Mieliśmy z leśnikiem uczyć się rozpoznawania grzybów w zamian za czytanie o tym w podręczniku na nudnej lekcji przyrody. Pamiętam, że Bartek bardzo prosił mnie, żebym też pojechała na tę wycieczkę, ale ja odmawiałam. Nie chciało mi się łazić po lesie. Wolałam tego dnia w ogóle nie pójść do szkoły i spędzić kilka godzin w szkole tanecznej dla juniorów. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, do czego doprowadzi ta decyzja. Dopiero później okazało się, że jej konsekwencje będą ciągnęły się za naszą rodziną przez lata, a ja będę żałować jej każdego dnia.
— No i jesteśmy. — Carlos wyrywa mnie ze wspomnień.
James zatrzymuje samochód na parkingu przed halą zdjęciową, a ja ocieram dyskretnie łzy, które zdążyły napłynąć do moich oczu.
— Monia, chcesz już jechać na ten casting czy jednak zostaniesz z nami przez chwilę na planie? — pyta Maslow, zerkając na mnie we wstecznym lusterku.
— Szczerze mówiąc, wolałabym już jechać — przyznaję. — Wiesz, w L.A. potrafią być straszne korki, a wolałabym nie wpaść na salę w ostatniej chwili.
— Mądrze. — Uśmiecha się pod nosem James. — No dobra, w takim razie tu są moje kluczyki.
— Dzięki. — Odbieram je od muzyka, zgodnie z umową, którą zawarliśmy kilka dni temu, kiedy sam z siebie zaproponował, żebym na przesłuchanie pojechała właśnie jego samochodem.
James i Carlos wysiadają z auta, a ja przesiadam się na przednie siedzenie. Chwilę potem na parkingu pojawiają się też samochody Kendalla i Logana. Stoję jeszcze przez chwilę pod budynkiem, obserwując jak do naszej paczki dołącza niespodziewanie Ciara Bravo, która też właśnie dotarła na plan. Przez przednią szybę widzę, jak Kendall obejmuje ją ramieniem jak prawdziwą młodszą siostrzyczkę i przedstawia ją Dominice i Kamili. Dziewczyny podają sobie z uśmiechem ręce, po czym wchodzą do budynku, a ja zostaję sama na parkingu. Chyba już najwyższy czas jechać...
Przed jazdą biorę jeszcze kilka głębokich wdechów, a następnie odpalam silnik. Mocno ściskając kierownicę, włączam się do ruchu drogowego. Zgiełk miasta zaczyna mnie od razu irytować, więc pogłaśniam cicho grające do tej pory radio. Wsłuchuję się w jedną z popularniejszych aktualnie piosenek, a auto samodzielnie wrzuca kolejny bieg, kiedy przejeżdżam przez zatłoczone skrzyżowanie. Zamiast skupiać się na swoich niezbyt pozytywnych w tym momencie myślach, próbuję skupić się właśnie na radiu. Szybko jednak okazuje się, że nic to nie da. Z każdą chwilą jestem coraz bardziej spięta, a mój żołądek zaciska się w supeł.
Parkując pod budynkiem, w którym ma odbyć się przesłuchanie, jest mi ze stresu tak niedobrze, że mam wrażenie, że zaraz zwymiotuję. Mam ochotę odpalić ponownie silnik i wrócić do przyjaciół. Z drugiej strony wiem jednak, że jeśli naprawdę tak zrobię, to stracę życiową szansę. Nie będę miała nawet okazji się sprawdzić. Sama nie wiem już, co zrobić.
Trzęsącymi rękami sięgam na tylne siedzenie po torbę. Chociaż nie jestem pewna, czy odważę się wejść na przesłuchanie, na wszelki wypadek chcę sprawdzić, czy na pewno wszystko wzięłam, pomimo że sprawdzałam to już dziesiątki razy. Odpinam zamek, zaglądając do środka i zamieram, zszokowana.
Na samej górze, na stercie dwóch par kompletów luźnych ubrań, leży czapka z daszkiem, na której jest specjalnie wyszyte krótkie angielskie słówko ARE. Ostrożnie biorę nakrycie głowy do ręki, a przed oczami od razu pojawiają mi się trzy inne czapki, znajdujące się w tej "kolekcji". Należą one do Kacpra, Dominiki oraz... Bartka. To właśnie on dostał jako pierwszy czapkę z napisem TITANS na swoje dziesiąte urodziny, ze względu na to, że był wielkim fanem futbolowej drużyny Tennesseee Titans. My jednak, jako że byliśmy dziećmi, trochę pozazdrościliśmy mu tego prezentu. Każde z nas poprosiło więc rodziców o podobną czapkę, ale z innymi napisami. Swoją drogą, dość długo zastanawialiśmy się, co chcemy mieć na swoich nakryciach głowy napisane. Koniec końców Bart zaproponował, żeby było to coś, co będzie rozumiała jedynie nasza czwórka. W efekcie napisy z naszych czapek złożyły się w ukryty przekaz: WE ARE THE TITANS. Trzymając się razem, byliśmy tytanami. Byliśmy niepokonani.
Powstrzymując napływające do oczu łzy, odkładam nakrycie głowy z powrotem do torby. Jeszcze przez chwilę wpatruję się w prezent z dzieciństwa, po czym podejmuję szybką decyzję. Muszę iść na ten casting. Bartek zawsze powtarzał nam, żebyśmy gonili nasze marzenia. Zawsze popychał nas do działania. Był przy okazji każdej ważnej dla nas okazji. Był na moim pierwszym występie tanecznym, kiedy jeszcze chodziłam do szkoły tańca juniorów. Siedział na widowni, kiedy Kacper miał swój pierwszy mecz, swoją drogą z drużyną, do której dołączył, żeby być właśnie jak udzielający się już wtedy w tym sporcie Bart. Nakręcał też Domi do dalszego śpiewania, pomimo że po wyjeździe Kendalla, chciała zupełnie rzucić muzykę.
Jednym płynnym ruchem zamykam torbę i wysiadam z samochodu. Pewnym siebie krokiem zmierzam w stronę budynku, mając w głowie to, co mój młodszy kuzyn zawsze mi mówił, kiedy stresowałam się występem, czy nawet chciałam zrezygnować. Ciągle słyszałam, że powinnam przynajmniej spróbować, bo nie mam nic do stracenia, a jeśli coś się nie uda, to świat się nie skończy. Jemu powtarzali to jego rodzice, a on później motywował tak mnie, Dominikę i Kacpra. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że pomimo tylko dziesięciu lat na karku, miał całkowitą rację. Świat się nie zawali, jeśli ktoś z nas poniesie porażkę. Oprócz tego, że będziemy przez jakiś czas odczuwali smutek, zupełnie nic się nie wydarzy. Właśnie dlatego postanowiłam jednak pójść na to przesłuchanie, mając w głowie tylko to, że Bartek zawsze kazał nam gonić marzenia. On swoich nie dogonił, ale ja wciąż mogę. I zrobię to, bo chociaż jego już nie ma, to wierzę, że jeszcze kiedyś się spotkamy, a wtedy będzie mógł być dumny ze swojej starszej kuzynki.
Wchodząc do budynku, biorę głębszy oddech. Jest tam już sporo osób, więc uśmiecham się do nich przyjaźnie, nie chcąc wyjść na gbura. Ludzie w podobnym wieku do mnie, odwzajemniają gest, ale kilku starszych, widocznie doświadczonych choreografów, mierzy mnie tylko wzorkiem i odchodzi. Świetnie się zapowiada...
Opieram się o ścianę, a torbę kładę obok mojej nogi. Korzystając z tego, że do rozpoczęcia castingu zostało dobrych kilka minut, wyciągam z kieszeni telefon i piszę krótką wiadomość do Domi. Jestem przekonana, że to ona włożyła mi do torby tę czapkę, która dała mi tyle motywacji, więc dziękuję jej za to i raz jeszcze proszę, żeby trzymała za mnie kciuki.
Kolejne parę chwil spędzam na przysłuchiwaniu się szmerom i rozmowom, prowadzonym przez pozostałych kandydatów. Wszyscy jednak milkną, kiedy z salki tanecznej wychodzą trzy osoby –dwaj mężczyźni i kobieta. To właśnie ona wita nas na przesłuchaniu. Przedstawia się jako Joanne Davis, czyli managerka Big Time Rush. Dwaj panowie nazywają się natomiast Henry Miller oraz Alexander Wilson. Pierwszy z nich jest byłym choreografem zespołu, poproszonym o pomoc w znalezieniu odpowiedniego zastępstwa. Drugi zaś to choreograf z jednej z najbardziej prestiżowych szkół tanecznych, czyli London Dance College. Zawsze chciałam się tam dostać, ale moi rodzice nie chcieli o tym słyszeć, pomimo że nie mieliby problemu z opłaceniem czesnego. Właśnie dlatego coraz mocniej czuję, że życie daje mi naprawdę wielką szansę na spełnienie moich marzeń. Przede wszystkim dlatego, że nawet jeśli nie dostanę się na stanowisko choreografki BTR, to nadal istnieje przynajmniej cień możliwości, że zauważy mnie pan Wilson.
Biorę głęboki oddech, kiedy pani Davis zaprasza jedną osobę na rozmowę. To pierwszy etap castingu. Najpierw wszyscy będziemy musieli porozmawiać z managerką zespołu i przedstawić się z dobrej strony. O kolejnych dwóch częściach przesłuchania Joanne obiecuje opowiedzieć nam trochę później. Widzę, że niektórym niezbyt się to podoba. Woleliby raczej dowiedzieć się o wszystkich etapach na raz, czego nie omieszkają skomentować, kiedy jeden z uczestników znika za drzwiami tanecznej salki. Jeśli chodzi o mnie, nawet cieszę się, że jest jak jest. Przynajmniej nie będę stresować się wszystkimi częściami przesłuchania naraz. Będę mogła na spokojnie przyjąć wszystko do wiadomości i szybko się z tym oswoić.
Mija dobre pół godziny wysłuchiwania rozmów pozostałych uczestników, kiedy w końcu to ja zostaję wezwana na rozmowę. Zarzucam na ramię torbę i wchodzę na salkę. Cała trójka jurorów siedzi za długim stołem. Po drugiej jego stronie jest przygotowane krzesło. Witam się więc szybkim dygnięciem i zajmuję swoje miejsce. Pani Davis zerka w położone przed sobą papiery, analizując je przez chwilę.
— Pani Monika... — zacina się na chwilę — ...Lipinska?
— Tak, to ja — mówię z uśmiechem, ignorując lekkie przekręcenie mojego nazwiska.
— Czy mogę prosić, aby opowiedziała nam pani kilka słów o sobie i o pani podejściu do tańca? — pyta z brytyjskim akcentem pan Wilson, podczas gdy managerka BTR uważnie mi się przygląda.
— Oczywiście — zgadzam się natychmiast. — Mam na imię Monika, mam dwadzieścia jeden lat, a swoją przygodę z tańcem zaczęłam około czwartego roku życia. Przez rok chodziłam do szkółki tanecznej, ale niestety później miałam dość długą przerwę.
— To znaczy, jak długą? — dopytuje były choreograf zespołu.
— Cóż, do nauki wróciłam dopiero w wieku dziesięciu lat — opowiadam, bojąc się trochę, jak jury na to zareaguje.
— Rozumiem. — Pan Wilson coś notuje. — A czym jest dla pani taniec? Jest to pani hobby, luźna przygoda, czy może naprawdę chce pani związać z tym swoją przyszłość?
— Taniec to dla mnie pasja, którą chciałabym zamienić w pracę. Głównie dlatego tutaj dzisiaj przyszłam. — Uśmiecham się niepewnie.
— Muszę przyznać, że brzmi to cudownie — odzywa się pani Davis, po raz pierwszy od rozpoczęcia rozmowy. — Zdaje sobie pani jednak sprawę ze swojego braku kwalifikacji, prawda?
— Braku kwalifikacji? — powtarzam tępo, czując jak moje ciało zaczyna drżeć.
— Nie oszukujmy się, nie jest pani na tym samym poziomie, co pozostali chętni na to stanowisko — twierdzi kobieta ze wzrokiem wbitym w papiery. — Nie chodziła pani do żadnej szkoły tanecznej, oczywiście oprócz dwóch skierowanych do dzieci, ani nigdy nie pracowała pani w tym zawodzie.
— To prawda, nie mam żadnych kursów ani profesjonalnego doświadczenia — przyznaję niechętnie — ale mam za to bardzo dużo chęci, dyscypliny i miłości do tańca.
— Ja dałbym pani szansę — wtrąca się pan Miller, a pan Wilson go popiera.
Pani Davis przez chwilę intensywnie się nad czymś zastanawia, wpatrując się w moje papiery.
— W porządku, niech będzie — mówi w końcu i przenosi na mnie wzrok. — Przepuszczę panią do kolejnego etapu, ale tylko dlatego, że chcę zobaczyć, co ma pani do pokazania w kwestii tańca.
— Bardzo dziękuję i obiecuję, że dam z siebie wszystko. — Uśmiecham się z wdzięcznością.
Wychodząc z sali z powrotem na korytarz, zauważam jeszcze tylko jak managerka zespołu zakreśla coś w moich papierach, a następnie wstaje i idzie zawołać kolejną osobę. Mijam się z niewiele starszym ode mnie chłopakiem. Zajmuję jego miejsce na jednym z krzeseł, a następnie znów wyciągam z kieszeni telefon. Piszę krótką wiadomość do Domi, z informacją, że udało mi się przejść przez pierwszy etap. Proszę ją jednak, żeby nie mówiła jeszcze nic chłopakom, bo jeśli uda mi się wygrać ten casting, to sama chcę im o tym powiedzieć.
— Przepraszam, mogę się przysiąść? — Słyszę nagle nad sobą dziewczęcy głos.
Podnoszę wzrok znad telefonu, a moim oczom ukazuje młodo wyglądająca dziewczyna. Przypuszczam, że jest jakoś w moim wieku, albo może nawet odrobinę młodsza.
— Oczywiście, siadaj. — Uśmiecham się przyjaźnie.
— Dziękuję. — Moja konkurentka siada na skraju krzesła, ostrożnie kładąc swoją torbę na podłodze. — Jestem Britney.
— Monika. — Ściskam jej dłoń.
Przez następne kilka minut rozmawiam z moją nową znajomą. Okazuje się, że Britney rzeczywiście jest w moim wieku i przyjechała do Los Angeles zaledwie miesiąc temu, również w pogoni za marzeniami. Tak samo jak ja, dziewczyna kocha taniec. Ma za to o wiele większe doświadczenie, bo jej rodzice, kiedy odkryli jej talent, nieprzerwanie pchali ją w tym kierunku. Uczyła się więc w najlepszych szkołach tanecznych w Stanach, a także brała udział w wielu konkursach. Czuję w klatce piersiowej ukłucie zazdrości, a moje szanse na wygranie tego przesłuchania zaczynają znikać.
Na szczęście zanim Britney zaczyna opowiadać mi o swoich kolejnych wygranych, z sali wyłania się jury. Wszyscy stajemy jak na baczność, a pani Davis informuje nas o zakończeniu pierwszego etapu castingu. Rozglądam się dyskretnie wokół siebie, dzięki czemu zauważam, że rzeczywiście na korytarzu jest o wiele mniej osób niż na początku, a zniknęły głównie osoby młode. Bardziej doświadczeni choreografowie przeszli do dalszej części przesłuchania.
Pan Wilson informuje nas więc o następnym etapie. Ma on polegać na tym, że były choreograf Big Time Rush nauczy nas krótkiego układu, które będziemy musieli zaprezentować w grupach. Z każdej grupy tylko dwie osoby, które zatańczą najlepiej, przejdą do ostatniej części castingu. Jurorzy od razu dobierają nas też w odpowiednie teamy. Ja ląduję w jednej grupie z dwoma młodymi chłopakami oraz Britney. No to pięknie...
Wzdycham cicho i, zgodnie z rozkazem managerki BTR, biegnę do szatni przebrać się w ciuchy do tańca, tak jak zresztą pozostali uczestnicy przesłuchania. Kiedy wbiegamy na salę gotowi do nauki, pan Miller nie traci ani chwili. Od razu pokazuje nam układ, a my staramy się za nim nadążyć. Choreografia nie jest co prawda jakoś bardzo skomplikowana, ale tempo, w którym jest nam pokazywana, wcale nam jej nie ułatwia. Przy ostatnich kilku ruchach naprawdę mogą poplątać nam się nogi, co nawet przytrafia się jednemu z chłopaków, który ląduje z hukiem na podłodze. Były choreograf zespołu natychmiast zatrzymuje muzykę i podchodzi do niego, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie nabawił się żadnej kontuzji. Na szczęście okazuje się, że aspirujący tancerz jest cały i zdrowy, więc kontynuujemy naukę.
Po około godzinie ćwiczeń wychodzimy wreszcie na korytarz, a na sali zostaje tylko jedna grupa. Większość z pozostałych osób nie wygląda na zestresowane, czy przejęte tym etapem castingu. Dla nich pewnie nie jest to pierwszy raz. Nasza grupa jest za to kłębkiem nerwów, co widać już z daleka. Ja SMSuję z Dominiką, próbując wyrzucić z siebie wszystkie czarne myśli, Britney chodzi w kółko po niewielkim skrawku korytarza, a chłopaki – Patrick i Jimmy – ćwiczą jeszcze kroki gdzieś w kącie.
— A co, jeśli nie dam sobie rady? — pyta nagle sama siebie Britney. — Co, jeśli nie przejdę dalej? Co ja powiem rodzicom? Jak ja spojrzę im w oczy?
— Brit, wszystko w porządku? — pytam niepewnie, zatrzymując dziewczynę.
— Nie, nic nie jest w porządku — twierdzi ze łzami w oczach.
— Dlaczego? Przecież na próbie poszło ci świetnie — mówię zgodnie z prawdą.
— Tylko dlatego, że na próbie nie czułam żadnej presji — wyjaśnia Britney. — A co, jeśli podczas przesłuchania zestresuję się tak bardzo, że pomylę kroki? Albo potknę się i upadnę jak Jimmy?
— Przestań, nic się nie stanie. Jesteś świetną tancerką — pocieszam ją. — Po prostu musisz skupić się na muzyce, a nie na jurorach, i wszystko będzie dobrze.
— Naprawdę tak myślisz? — Dziewczyna patrzy na mnie z nadzieją.
— Ja to wiem, Britney — mówię ze śmiechem.
W samą porę udaje mi się uspokoić Brit, bo zaledwie kilka minut po wzięciu przez nią ostatniego głębokiego oddechu, nasza grupa zostaje zaproszona do sali. Ustawiamy się odpowiednio na parkiecie, a pan Wilson włącza muzykę. Zerkam jeszcze tylko przelotnie na Britney, ale kiedy nie zauważam u niej stresu, sama wczuwam się w rytm.
Podczas tańca wszystko idzie naprawdę dobrze. Pamiętam każdy krok i każdy ruch. Układ powoli dobiega końca, kiedy nagle, podczas ostatniego obrotu, zauważam przeszywająco chłodny wzrok pani Davis, który wytrąca mnie ze skupienia. Moje nogi plączą się, a ja tracę równowagę.
Niespodziewanie lecę na podłogę i tylko wyciągnięcie przed siebie ramion chroni mnie przed upadkiem na twarz. Przerażona i zestresowana, leżę tak przez kilka sekund, chociaż dla mnie jest to cała wieczność. Mój mózg w zawrotnym tempie tworzy kolejne pomysły na wyjście z tej sytuacji z twarzą i w końcu, wiedząc że do końca piosenki zostało już tylko kilka kroków, wcielam jeden z planów w życie.
Wciąż opierając się na rękach, zaczynam operować moimi nogami, wplatając w oryginalny układ element breakdance'u. Obracam się na plecy i w końcu wstaję, wykonując swoim ciałem falę. Staję mocno na nogach dokładnie w momencie, kiedy melodia dobiega końca.
Oddycham ciężko, a w moich oczach pojawiają się łzy. Spieprzyłam to. Spieprzyłam prawdopodobnie ostatnią szansę na spełnienie swoich marzeń i zostanie profesjonalną tancerką. Podczas gdy jurorzy odchodzą na kilka kroków, żeby się naradzić, podchodzi do mnie Britney. Dziewczyna usiłuje jakoś mnie pocieszyć, tak jak ja zrobiłam wcześniej dla niej, ale nie udaje jej się to. Pomimo że mówi mi, że również jestem wspaniałą tancerką, chyba sama nie do końca w to wierzy, a ja jeszcze mniej.
— No dobrze, znamy już wyniki tego etapu. Czas, żeby i państwo je poznali — oznajmia w pewnym momencie pan Wilson, podchodząc do nas.
— Przede wszystkim chcieliśmy powiedzieć, że każde z państwa świetnie poradziło sobie z choreografią, a na pewno lepiej niż spodziewałbym się po tak młodych osobach — zabiera głos pan Miller.
— Tak więc, pierwszą osobą, która weźmie udział w ostatnim etapie castingu, jest panna Britney Jones — ogłasza pani Davis ku uciesze Brit.
— Natomiast drugą osobą, która przystąpi do trzeciego etapu jest ktoś, kto zaskoczył nas nie tylko swoją pewnością siebie, ale również pomysłowością oraz umiejętnością szybkiego myślenia — zapowiada choreograf z Dance College.
— Pani Moniko, jest nam bardzo miło poinformować, że to właśnie panią chcemy zobaczyć w ostatnim, finałowym etapie castingu — informuje niespodziewanie managerka Big Time Rush.
Patrzę na nią z niedowierzaniem i nie wiem nawet, co powiedzieć. Nie mam pojęcia, jak się zachować. Jej słowa brzmią tak surrealistycznie, że przez chwilę mam wrażenie, że śnię. W szoku udaje mi się wykrztusić tylko ciche podziękowanie za tę szansę. Jak w amoku wychodzę z sali razem z resztą mojej grupy. Słyszę, że o czymś rozmawiają, ale nie rozumiem żadnego wypowiedzianego przez nich słowa.
Jeszcze przez kilka dobrych minut nie jestem w stanie dojść do siebie po tym, co się wydarzyło. Nie dociera do mnie, że naprawdę zostałam przepuszczona do kolejnego etapu, pomimo popełnienia tak dużego błędu i niemal skompromitowania się. Jedyne wytłumaczenie, jakie przychodzi mi do głowy to tylko to, że jurorzy zobaczyli we mnie potencjał i chcieli sprawdzić, na co jeszcze mnie stać.
Kiedy w końcu udaje mi się otrząsnąć, dołączam do reszty kandydatów w szatni. Cieszę się, że wzięłam ze sobą zapasowy strój, bo ten, który mam na sobie jest przepocony od wysiłku i ogromnego stresu. Przebieram się więc szybko i, choć wcześniej tego nie planowałam, biorę ze sobą również czapkę z daszkiem, którą spakowała mi Domi. Wiem, że to głupie, ale czuję, że potrzebuję jakiegoś talizmanu, bo trzeci etap castingu kompletnie mnie przeraża. Do mojego występu z każdą chwilą jest coraz mniej czasu, a ja coraz bardziej się boję.
Chodzę w kółko po korytarzu, tak jak jeszcze niedawno robiła to Britney. Ze stresu ściskam i miętoszę czapkę, usiłując pokonać stres, ale gdy w końcu pani Davis wywołuje moje nazwisko, mój żołądek znów zaciska się w supeł. Wchodzę niepewnie na salę i staję na środku parkietu, wciąż ściskając w dłoni czapkę.
— Do jakiej piosenki przygotowała pani układ? Jaki podkład mamy włączyć? — pyta były choreograf zespołu, stojący przy sprzęcie stereo.
— Chciałabym zatańczyć do Show Me — oznajmiam.
Show Me jest numerem, który BTR wypuścili całkiem niedawno, jeszcze bez teledysku. Pomimo to jest to chyba moja ulubiona piosenka z całej płyty. Poza tym melodia idealnie nadawała się do stworzenia ciekawej choreografii, przynajmniej według mnie. Właśnie dlatego, kiedy dostałam od chłopaków informację o tym castingu, bez wahania wybrałam właśnie tę piosenkę.
— Dobrze, czy jest pani gotowa? — dopytuje pan Miller.
— Gotowa — odpowiadam i, nie mając co zrobić z nakryciem głowy, zakładam je na siebie.
Chwilę później słyszę już pierwsze nuty piosenki, więc od razu zaczynam wykonywać układ. Nie jest jakiś bardzo skomplikowany i myślę, że pasowałby zarówno do tekstu Show Me, jak i do stylu tańca, jaki Big Time Rush prezentowało do tej pory. Silnie skupiam się na każdym, najmniejszym ruchu. Tym razem w ogóle nie patrzę nawet na panią Davis, żeby ponownie nie stracić koncentracji.
Na szczęście tym razem wszystko idzie perfekcyjnie. Kiedy robię ostatni ruch, a muzyka cichnie, czuję jakby kamień spadł mi z serca. Zrobiłam to. Zatańczyłam najlepiej jak potrafię i tym razem nie mam sobie nic do zarzucenia. Pozostało mi już tylko czekać na wyniki, modląc się, żeby wszystko poszło po mojej myśli.
~*~
Hejka!
Powiem Wam szczerze, że nawet nie wiem, jak zacząć tę notkę. To znaczy, mogłabym teraz tłumaczyć, dlaczego tak długo nie publikowałam nowego rozdziału, ale w zasadzie nikogo to nie interesuje, więc po prostu nie wracajmy do tego.
Zamiast tego, skupmy się na Monice, która w tym rozdziale stanęła przed wielką szansą. Myślicie, że pomimo wpadki uda jej się wygrać casting i zostanie nową choreografką Big Time Rush? A może jednak Britney okaże się lepsza od niej? Piszcie swoje przewidywania!
Ja natomiast pędzę poprawiać kolejny rozdział (tak, jest już napisany). Postaram się też, żeby był chociaż odrobinę krótszy od tego, ponieważ ta część Przeszłości 2 jest jak na razie najdłuższa i liczy prawie 5500 słów! :D
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top