Rozdział 9 + WYNIKI KONKURSU

DOMINIKA

Zestresowana wchodzę z Kamilą do szkoły. Denerwuję się, ponieważ czeka mnie poważna rozmowa z Piotrkiem. Jeszcze nie wiem, jak mu to wszystko wyjaśnię, ale będę musiała coś wymyślić... znowu. Naprawdę żałuję, że nie mogę powiedzieć mu prawdy, ale nie chcę, żeby miał problemy, więc pomimo wszystko muszę milczeć.
Chowam deskorolkę do swojej szafki i zaczynam rozglądać się za Szewczykiem. Chwilę później dostrzegam go pod salą, w której mamy mieć godzinę wychowawczą. Wzdycham cicho, zaczynając wpatrywać się w chłopaka, jednocześnie zastanawiając się, co mu powiedzieć.

— Halo, ziemia do Domi. — Kamila macha mi ręką przed oczami, więc przenoszę na nią wzrok. — Pójść z tobą?

— Nie, dam radę. — Staram się zabrzmieć wiarygodnie, ale widzę, że moja przyjaciółka tego nie kupuje. Mimo to nie wtrąca się jednak i pozwala mi porozmawiać z Szewczykiem w cztery oczy.

Biorę głęboki oddech, a następnie zaczynam kierować się w stronę Piotrka. Im bliżej jestem, tym szybciej bije moje serce, a mój oddech staje się szybki i płytki. Nienawidzę tego uczucia. Nienawidzę strachu oraz niepewności. Nienawidzę tego, że jestem tak nieśmiała i strachliwa w relacjach z innymi ludźmi. Gdybym była inna, pewna siebie, podeszłabym do chłopaka na całkowitym luzie, a potem wmówiła mu kolejne kłamstwo, nie przejmując się konsekwencjami. Chciałabym tak zrobić, ale nie potrafię.

— Hej. Możemy porozmawiać? — pytam cicho, stając przed Piotrkiem.

— O, cześć. Zamierzasz wmówić mi kolejne kłamstwo? Nie, dzięki — mówi szorstko, a ja czuję, że zaczynają piec mnie policzki.

— Nie, nie zamierzam. Poza tym, mieliśmy pogadać, pamiętasz? — Patrzę na niego przelotnie, wbijając wzrok w czubki moich trampek.

— Ta... — Przewraca oczami chłopak. — No to słucham. Dlaczego mnie okłamałaś? Przecież, jeśli nie chciałaś o tym rozmawiać, wystarczyło powiedzieć. Zrozumiałbym, wiesz o tym.

— Wiem, ja po prostu... — przerywam, nie wiedząc, co powiedzieć. Nie chcę znów go okłamywać, ale nie mogę też wyznać mu prawdy.

— Po prostu? Co po prostu? — pyta zaciekawiony Szewczyk, ale w tej ciekawości jest coś jeszcze. Coś jakby... zaniepokojenie?

— Po prostu kryłam Kamilę. — Zaciskam usta w wąską linię, przełykając głośno ślinę. Już dawno kłamstwo nie przychodziło mi tak ciężko. — Ona zgubiła gdzieś swój stary plecak i chciała pożyczyć mój, bo nie miała też książek. Ja miałam w szafce zapasowy plecak, więc wzięłam tylko zeszyty, a resztę oddałam jej.

— To dlatego pożyczałaś od Pawła podręcznik? — Piotrek patrzy na mnie z jeszcze większym zaciekawieniem, a ja przytakuję niepewnie, zszokowana tym, że zwrócił na takie coś uwagę. Chłopak rozluźnia się, a ja widzę, że mu ulżyło.

Kilka minut później pod salę podchodzi nauczycielka od fizyki. Kobieta informuje nas, że dyrektorka, z którą mieliśmy mieć godzinę wychowawczą, ma jakieś ważne spotkanie, więc mamy zastępstwo. Korytarz wypełniają nasze okrzyki radości i śmiechy, a rozbawiona nauczycielka ucisza nas szybko. Po chwili dowiadujemy się też, że ze względu na brak zdawania na maturze rozszerzonej fizyki przez naszą klasę, dzisiaj nie będziemy mieli tego przedmiotu. Zamiast tego wszyscy zostajemy zaangażowani do pomocy przy organizacji zakończenia roku klas trzecich, czym do tej pory zajmowało się tylko kilku uczniów z naszej klasy oraz kilku z klasy przeciwległej.

Nie powiem, cieszy mnie taka luźniejsza godzina. Przynajmniej nie muszę myśleć o fizyce, do której kompletnie nie mam teraz głowy i która nie przyda mi się w dalszym życiu. Idę więc wraz z resztą klasy do sali gimnastycznej, gdzie kilkunastu naszych rówieśników już ciężko pracuje.
Uczniowie podzieleni są już na grupy, a każda z nich zajmuje się czymś innym. Dzięki temu widać, że wszyscy są świetnie zintegrowani i dokładnie wiedzą, co mają robić. Po poleceniu nauczycielki, abyśmy dołączyli do wybranych przez siebie grup, od razu kieruję się do osób, opracowujących scenariusz uroczystości. Zatrzymuję się jednak wpół kroku, słysząc z drugiego końca sali głos Piotrka, wołającego mojego imię.
Chłopak, który wybrał pomoc przy stronie technicznej uroczystości, namawia mnie do dołączenia do tej samej grupy. Nie znam się za bardzo na informatyce, ani tych wszystkich bajerach, ale widzę, że obok Szewczyka stoi Paweł, więc chcąc nie chcąc, muszę zrezygnować z pisania scenariusza.

Podchodzę powoli do chłopaków, stojących przy laptopach. Zajmuję miejsce pomiędzy nimi, a następnie zaczynam wpatrywać się w ekrany komputerów i próbuję zrozumieć, co właściwie powinnam zrobić. Piotrek widzi, że nie mam zielonego pojęcia, w czym potrzebna jest pomoc, więc po prostu mówi mi, co mam robić. Bez słowa wykonuję jego polecenia, ale nie mogę w pełni skupić się na swoich zadaniach, ponieważ Paweł w pewnym momencie zaczyna mnie zagadywać.
Chłopak pyta o szkołę, ludzi, życie w Warszawie, a nawet o moje prywatne sprawy, takie jak chłopak, przyjaciółka oraz rodzina. Nie robi tego w podejrzany sposób. Zachowuje się tak, jakby po prostu chciał się z kimś zaprzyjaźnić, ale ja czuję, że coś jest nie tak. Z jego każdym kolejnym pytaniem czuję się coraz bardziej nieswojo i coraz częściej zauważam, jak Paweł wpatruje się w moje okulary, z którymi od wczoraj się nie rozstaję. Odchrząkuję zakłopotana, a następnie odwracam się od chłopaka, ignorując jego kolejne zaczepki.

Przez kilka następnych minut na szczęście pracuje już w spokoju, a wykonywanie zadań idzie mi coraz sprawniej. W pewnym momencie jednak kątem oka zauważam, że Paweł kręci się niespokojnie, zerkając dyskretnie na okna, znajdujące się w sali. Chcę nawet zapytać, czy wszystko w porządku, kiedy nagle właśnie z okolic okien rozlega się huk, a wszystkie światła gasną. Z mojego gardła wydobywa się krótki krzyk przerażenia, ale nie jestem w tym sama. Wszyscy przekrzykują się, biegnąc w stronę niespodziewanego hałasu. Ja również przepycham się przez tłum uczniów, ale kiedy dostaję się wreszcie do okna, niczego za nim nie zauważam. To był podstęp...

Zaniepokojona rozglądam się po twarzach moich rówieśników, kiedy nagle uświadamiam sobie coś, co mnie przeraża. Nigdzie nie ma Pawła. Chłopak jeszcze przed chwilą tu był, biegł obok mnie, ale teraz na jego miejscu stoi Piotrek. Blednę, domyślając się, że huk i awaria prądu to wina Górskiego. Wiedziałam, że coś jest z nim nie tak.
Ostrożnie wycofuję się z tłumu, a kiedy już udaje mi się z niego wydostać, wybiegam z sali gimnastycznej, korzystając z zamieszania. Na korytarzu jest zupełnie ciemno, co oznacza, że prądu nie ma prawdopodobnie w całej szkole. No pięknie...

Szybkim krokiem przemierzam szkolne korytarze, oświetlając sobie drogę latarką z telefonu i nasłuchując każdego najcichszego szmeru. Po drodze muszę jednak uważać na nauczycieli, którzy chodzą po szkole, próbując znaleźć przyczynę awarii oraz huku. Na szczęście unikanie pedagogów nie jest trudne dzięki temu, że w niemal całym budynku jest kompletnie ciemno, a jedyne światło dostaje się z okien oraz szklanych drzwi wejściowych.
Po kilku minutach chodzenia po wszystkich korytarzach, mam ochotę się poddać. Pawła nie ma nigdzie. Zupełnie jakby zapadł się pod ziemię. Do głowy przychodzi mi jednak jeszcze jeden pomysł, który muszę sprawdzić.

Najciszej jak mogę, schodzę powoli po schodach, prowadzących do szkolnej piwnicy. Z niedalekiej odległości zaczyna dochodzić do mnie męski głos, który staje się głośniejszy z każdym moim krokiem. Przysłaniam ręką latarkę, a następnie wyłączam ją, dostrzegając uchylone drzwi od męskiej szatni. Po cichu podchodzę do pomieszczenia, po czym zaglądam dyskretnie do środka, gdzie stoi Paweł, rozmawiając przez komórkę. Jest odwrócony tyłem do wejścia, więc szybko chowam się za ścianą, po czym włączam dyktafon w telefonie i zaczynam nagrywać rozmowę chłopaka.

— No wreszcie odebrałeś. (...) Ta, jest tu słaby zasięg, sorry. (...)Wszystko idzie zgodnie z planem. (...) Nie, jest nieufna. (...) No nie, ale to chyba dobrze, prawda? (...) Dlaczego? (...) Ale one są naprawdę dobre. (...) Wypadki chodzą po ludziach. (...) Przecież nie zrobiła tego specjalnie. (...) Po prostu uważam, że powinieneś dać im szansę. (...) No dobrze, ale nie siedzą w tym od dzisiaj.(...) A ja nadal uważam, że dałyby radę. (...) No dobra, jak chcesz. (...) Okay, wracam już do nich. Jesteśmy w kontakcie. Cześć. — Paweł zakańcza dość dziwną rozmowę, a ja wyłączam nagrywanie i wbiegam po schodach na parter, pędząc z powrotem na salę gimnastyczną.

Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że Górski ma coś wspólnego z tym hukiem, a także awarią prądu. Tylko o co chodziło mu z tym, że jakaś dziewczyna jest nieufna? Chodzi o mnie, czy zaczynam mieć paranoję? Poza tym, dlaczego mówił o jakiejś szansie oraz o tym, że wypadki chodzą po ludziach? A przede wszystkim, kogo miał na myśli, twierdząc że „dałyby radę"? To wszystko jest coraz dziwniejsze.

Wchodzę zamyślona do sali, w której nadal panuje niewielki chaos. Co prawda większość uczniów stoi już spokojnie przy swoich stanowiskach, ale są też tacy, którzy pomimo próśb nauczycielki nie mają zamiaru odejść od okna, szukając sensacji. Wykłócają się z panią od fizyki, twierdząc że oni na pewno zaraz wypatrzą źródło tamtego huku. Gdyby tylko wiedzieli...
Chwilę później do pomieszczenia wraca w końcu Paweł, a po kilku sekundach powraca też prąd. Dzięki temu możemy w końcu wrócić do pracy, ale za nic nie mogę się skupić. Po głowie ciągle chodzą mi słowa Górskiego, który teraz jak gdyby nigdy nic stoi obok mnie, dyskutując z resztą grupy.

Kiedy wreszcie słychać dzwonek na przerwę, wychodzę z sali jako jedna z pierwszych osób. Chcę znaleźć Kami i przeanalizować z nią nagranie z piwnicy. Być może ona wpadnie na coś innego. Może zwróci szczególną uwagę na coś, co ja ignoruję. W zasadzie zastanawiam się nawet nad pokazaniem tego Monice, bo teraz każdy punkt widzenia się przyda.

— Ej, Domi! Poczekaj! — Z zamyślenia wyrywa mnie głos Piotrka, więc zatrzymuję się i czekam, aż mnie dogoni. — Możemy pogadać?

— Jasne — zgadzam się, powolnym krokiem kierując się w stronę szafek.

— Słuchaj, może to nie moja sprawa, ale mam wrażenie, że w twoim życiu dzieje się coś złego — oznajmia chłopak, a ja czuję przeszywający mnie strach. — No bo popatrz, wczoraj mnie okłamałaś, a dzisiaj bez powodu wyszłaś z sali gimnastycznej i wróciłaś dopiero kilkanaście minut przed dzwonkiem. W ogóle od kilku dni jesteś jakaś nieobecna. Wszystko u ciebie w porządku?

— Tak — kłamię bez mrugnięcia okiem, zaskoczona obserwacjami Szewczyka. — Po prostu cały czas myślę o maturze i to pewnie przez to.

— Przez maturę mnie okłamałaś i bez powodu wyszłaś z sali? Domi, nie jestem głupi. Powiedz w końcu prawdę — prosi chłopak, patrząc na mnie z czymś na kształt zmartwienia.

— Przecież już wytłumaczyłam ci, dlaczego wczoraj nie powiedziałam ci prawdy. — Patrzę na niego z wyrzutem.

— Okay, racja. A co do twojego dzisiejszego zniknięcia, to było przez Pawła, prawda? — Piotrek szokuje mnie jeszcze bardziej.

— C-co? Jak to przez Pawła? — pytam niepewnie, bojąc się, że chłopak dowiedział się prawdy.

— No wiesz, najpierw zniknął on, potem wyszłaś ty i wróciliście w bardzo małym odstępie czasu — twierdzi, a ja nie mogę uwierzyć, że zwraca uwagę na takie błahostki.

— To nie ma nic wspólnego. To tylko pechowy zbieg okoliczności —mówię po części zgodnie z prawdą, bo to nie do końca wina Górskiego, tylko mojej pracy.

— I na pewno wszystko jest w porządku? — dopytuje Piotrek.

— Tak — zapewniam go.

— A teraz spieprzaj. — Słyszę nagle za sobą głos mojej przyjaciółki, skierowany w stronę chłopaka. Kiedy się odwracam, Kami opiera się ramieniem o jedną z szafek, ręce trzymając w kieszeniach swojej skórzanej kurtki. Piotrek przewraca tylko oczami i odchodzi, zostawiając nas same.

— Dlaczego ty go tak nie lubisz? — pytam zaciekawiona.

— A czemu ty go tak lubisz? — odpowiada dziewczyna pytaniem napytanie, patrząc na mnie podejrzliwie.

— Bo to dzięki niemu w gimnazjum miałam się do kogo odezwać — wyjaśniam, przypominając sobie tamte koszmarne lata. — Poza tym, nie jest taki zły jak uważasz.

— Dobra, dobra. Ja wiem swoje, a ty swoje — podsumowuje Kamila, kończąc rozmowę.

Zmieniam więc temat, opowiadając swojej przyjaciółce o nagraniu. Przy okazji wysyłam jej to na maila, żeby mogła sama w spokoju to później przeanalizować. Mówię jej również o pomyśle pokazania tego Monice, na co Kami bez problemu się zgadza. Widzę, że ufa mojej kuzynce i cieszy mnie to, bo dzięki temu możemy tworzyć fajną, zgraną paczkę.
Chcę jeszcze porozmawiać z Kamilą o nagraniu z piwnicy, ale dziewczyna zauważa nagle, że Paweł wychodzi na szkolne boisko. Chcąc nie chcąc, idziemy za nim, bo obie dobrze wiemy, że powinnyśmy mieć go na oku najdłużej jak się da. Nasz plan bierze jednak w łeb od razu po wyjściu ze szkoły, kiedy zatrzymuję Kami, zauważając kogoś, kogo zupełnie się nie spodziewałam.

Obok szkoły, ze zwieszoną głową i łokciami opartymi o kolana siedzi mój młodszy kuzyn –Kacper. Postura chłopaka oraz to, że nie jest teraz na lekcjach, nie wróży nic dobrego. Zaniepokojona biegnę do niego czym prędzej, a za mną podąża Kamila. Podchodzę do nastolatka, a on podnosi głowę, wprawiając mnie w przerażenie. Jego prawe oko jest podbite, a brew rozcięta.

— Boże święty, co się stało? Kto ci to zrobił? — Zamiast powitania nachylam się do Kacpra i ostrożnie biorę jego twarz w ręce, oglądając rany.

— Nic, nieważne. — Siedemnastolatek odsuwa się. — Mogę tutaj posiedzieć, dopóki nie skończysz lekcji?

— Nie, zaraz zwolnię się z zajęć. Musimy iść do domu, żebym mogła ci to przemyć.

— Daj spokój. Nic mi nie jest, jasne? Dostałem nie pierwszy raz. — Kuzyn przypomina mi o swoich wybrykach sprzed kilku lat, kiedy już w okresie szkoły podstawowej potrafił wracać do domu z różnymi obrażeniami.

— Kacper, nie denerwuj mnie — proszę, próbując się uspokoić. — Poczekaj tutaj, a ja pójdę się zwolnić. Potem pójdziemy do domu i opowiesz mi, co tym razem się wydarzyło.

— Jak sobie chcesz — odpowiada oschle chłopak, wstając z ławki.

Zostawiam Kacpra z Kamilą, pędząc do któregoś z nauczycieli. Na szczęście szybko znajduję nauczyciela chemii, który bez problemu zwalnia mnie z pozostałych lekcji pod pozorem kiepskiego samopoczucia, spowodowanego panującym na zewnątrz upałem. Zabieram swoje rzeczy i wracam do siedemnastolatka, posłusznie czekającego pod bramą. Kiedy tam docieram, dzwonek oznajmia wszystkim koniec przerwy. Kami żegna się ze mną, a następnie biegnie do klasy, zostawiając mnie sam na sam z kuzynem.

— Więc? Skąd masz te rany? — pytam, zaczynając kierować się w stronę domu.

— Rodzice — mówi cicho Kacper, zwieszając głowę, a ja patrzę na niego z niedowierzaniem.

— Czekaj, oni ci to zrobili? — pytam zszokowana, nie mogąc uwierzyć, że ciocia lub wujek byliby w stanie podnieść rękę na swoje dziecko.

— Niechcący. To w sumie moja wina, bo jak tata był w pracy na nocce, to namówiłem mamę, żeby pozwoliła mi nie iść dzisiaj do szkoły. — Wzdycha ze smutkiem. — Kiedy ojciec wrócił, strasznie się zdenerwował. Rodzice zaczęli się kłócić, a ja wszedłem w sam środek tego.

— I wtedy któreś z nich cię uderzyło, tak? — zgaduję.

— Nie. — Kręci głową Kacper. — Tata nie chciał, żebym tego słuchał, więc popchnął mnie w stronę pokoju, a ja straciłem równowagę i upadłem, uderzając o kant szafki. Przy okazji niechcący zbiłem ulubiony wazon mamy, więc uciekłem stamtąd i przybiegłem tutaj, bo nie wiedziałem, gdzie iść.

Dalsza droga mija nam w ciszy. Każde z nas jest zajęte swoimi myślami. Szczerze mówiąc, coś nie pasuje mi w historii siedemnastolatka, ale nie mówię mu o tym, żeby go nie dobijać. Jeśli naprawdę było tak, jak to opowiedział, to naprawdę mu współczuję. Wydaje mi się jednak, że może trochę ściemniać. Zazwyczaj robi tak, żeby uniknąć kłopotów.
Tak czy siak będę musiała przejść się dzisiaj z Moniką do wujostwa i wyjaśnić tę sprawę. Przede wszystkim dlatego, że jeśli Kacper rzeczywiście uciekł z domu, to pewnie się o niego martwią. Nie zdziwiłabym się, gdyby zaraz zaangażowali w to policję. Poza tym, już od dawna chcę porozmawiać z nimi o zachowaniu młodego, bo od jakiegoś czasu dzieje się z nim coś naprawdę niepokojącego.
Wiem, że dojrzewa i przechodzi bunt, ale nie zliczę, ile już uwag oraz ocen niedostatecznych dostał w tym roku. Z kolegami podobno też nie utrzymuje dobrych stosunków, a do nauczycieli zaczyna pyskować. Jak tak dalej pójdzie, to wyrzucą go ze szkoły. Nie jestem co prawda jego rodzicem, ale muszę zareagować, bo ciocia i wujek nie dadzą sobie z nim rady. Na pewno nie w tym roku, który jest ciężki dla nas wszystkich, ale dla nich w szczególności. Za kilka miesięcy mija w końcu dziesięć lat odkąd... wydarzył się pewien incydent, a to zmieniło nasze życie na zawsze.

Jakiś czas później docieramy w końcu do mojego domu. Kacper idzie od razu do mojego pokoju, a ja kieruję się do kuchni, gdzie przygotowuję coś do picia. Tym samym daję chłopakowi czas na ochłonięcie, bo wciąż jest dość zdenerwowany całą sytuacją. Po drodze do sypialni wchodzę też do łazienki, skąd biorę wodę utlenioną oraz waciki.
Kiedy wchodzę do pokoju, mój kuzyn leży plackiem na łóżku, patrząc w sufit. Korzystając z okazji, że jest w miarę spokojny przemywam jego rany. Chwilę potem zajmuję miejsce obok niego i podaję mu kubek gorącego kakao. Siedemnastolatek przyjmuje pozycje siedzącą, odbierając ode mnie napój, a następnie bierze łyka.

— Wiesz, czasami myślę, że beze mnie byłoby im lepiej — wypala ni stąd ni zowąd. — Nie musieliby martwić się moimi ocenami ani zachowaniem. Nie musieliby wydawać na mnie pieniędzy i mieliby więcej czasu, więc może udałoby im się zrobić coś więcej, niż bezczynnie czekać na cud.

— Cóż, jeśli naprawdę tak myślisz, to mogę zdradzić ci pewien sekret — mówię tajemniczo, chcąc pocieszyć Kacpra, a on patrzy na mnie z zaciekawieniem. — Gdyby nie ty, twoi rodzice mogliby już dawno się poddać.

— Co? Jak to? O czym ty mówisz? — nastolatek marszczy brwi, niedowierzając w to, co właśnie usłyszał.

— Posłuchaj, po tym, co wydarzyło się lata temu, oni bardzo długo walczyli, ale wszystko ma swoje granice. W pewnym momencie, kiedy usłyszeliśmy od policji ten... wyrok — Wzdrygam się na samo wspomnienie — twoi rodzice naprawdę nie mieli już sił, ale wiedzieli, że mają jeszcze ciebie, więc nie mogli się poddać.

— Nie wiedziałem o tym. — Chłopak kręci ze zdziwieniem głową. — To znaczy, domyślałem się, że po tym wszystkim było im ciężko, ale nie miałem pojęcia, że walczyli dla mnie.

— Nadal walczą i wciąż nie jest im łatwo, a przez to cierpisz też ty. — Wzdycham, z czułością poprawiając nażelowane włosy nastolatka. — Właśnie dlatego cały czas uważam, że potrzebna jest wam terapia.

— Rodzice się nie zgodzą. Tata będzie upierał się, że wszystko jest w porządku, a mama się nie sprzeciwi. Wydaje mi się, że oni po prostu nie chcą znów tego roztrząsać, wiesz? Nie chcą do tego wracać — twierdzi Kacper, obracając w rękach kubek, w którego zawartość się wpatruje.

— Rozumiem, ale od zaginięcia twojego brata minęło już niemal dziesięć lat. — Po raz pierwszy od dawna nazwałam po imieniu to, co stało się dawno temu. — Oni muszą się w końcu otrząsnąć, przynajmniej częściowo.

— Myślisz, że policja miała rację? Bartek już nie żyje? — Nastolatek patrzy na mnie ze smutkiem, a jednocześnie z nadzieją, że nie zgodzę się z wyrokiem policjantów.

— Nie wiem, Kacper — odpowiadam po chwili zastanowienia, powstrzymując łzy. — Wydaje mi się, że nikt nie może stwierdzić ze stu procentową pewnością, co tak naprawdę się wtedy stało.

— Czaję. A mógłbym może dzisiaj u ciebie przenocować? — Chłopak szybko zmienia temat, opróżniając kubek.

—Jasne, ale pod warunkiem, że posiedzisz trochę sam, bo jestem umówiona z Moniką — kłamię, mając już plan.

— Spoko, pogram sobie na konsoli czy coś. — Siedemnastolatek idzie do salonu, a ja wychodzę z domu, wybierając numer do naszej kuzynki.


MONIKA

Wykończona wchodzę do domu po przepracowanej nocce. Ledwo patrzę na oczy i kompletnie nie kontroluję już swoich ruchów, przez co niechcący puszczam drzwi, powodując ich trzask. Hałas rozbudza mnie trochę, a jednocześnie wyciąga moich rodziców z ich gabinetów, które znajdują się na parterze naszego domu. Po ich minach widzę, że przeszkodziłam im w rozmowach z klientami. Mamroczę ciche przeprosiny, a następnie wbiegam na schody, pędząc do swojego pokoju. Nie chcę bardziej ich złościć. Nie dzisiaj.

Wchodząc do mojego królestwa, rzucam plecak na podłogę. Zamykam też drzwi, bo nie chcę przeszkadzać rodzicom, choć i tak słyszę, że znowu na mnie narzekają, zresztą jak zwykle. Wszystko, co zrobię, jest dla nich złe. Niezależnie od tego, jak bardzo się staram, oni nigdy nie są w stanie mnie pochwalić. Przede wszystkim dlatego, że niemal cały czas pracują, ale nawet, kiedy mają czas wolny i próbują spędzić ze mną czas, widzą tylko moje wady.

Pociągam nosem, próbując powstrzymać napływające do oczu łzy. Przez nadmierne zmęczenie nie potrafię dzisiaj kontrolować emocji. Czuję, jakbym zaraz miała pęknąć. Brakuje dosłownie jednego słowa moich rodziców, żeby dali radę mnie złamać. Właśnie dlatego wolę schodzić im z drogi i nie prowokować ich do kolejnej krytyki. Po prostu nie mam dziś siły na kłótnie, ani nawet rozmowy z nimi.
Siadam na łóżku, ocierając łzy, którym udało się wypłynąć. Właściwie mam ochotę trochę sobie popłakać, ale muszę szybko się otrząsnąć, słysząc dzwonek mojego telefonu. Co znowu?!

Wyciągam telefon z kieszeni spodni i biorę głęboki oddech, widząc zdjęcie Dominiki. Odbieram niechętnie, a przez kilka kolejnych minut wysłuchuję oburzenia mojej kuzynki. Zupełnie nie rozumiem, o co chodzi, ani dlaczego Domi dostała słowotoku. Z jej monologu udaje mi się wyłapać tylko pojedyncze słowa, takie jak KacperBartek, rodzice oraz spotkanie. Dopiero na sam koniec rozmowy dociera do mnie, że dziewczyna chce, żebym poszła z nią do wujostwa, bo coś stało się naszemu kuzynowi.
Niechętnie umawiam się z Dominiką za dziesięć minut pod blokiem, w którym mieszka siedemnastolatek. Zwlekam się z łóżka, rozłączając się, a następnie wychodzę po cichu z sypialni i na palcach opuszczam dom.

Droga do bloku Kacpra zajmuje przez zmęczenie zajmuje mi trochę dłużej niż dziesięć minut, ale naprawdę nie jestem w stanie nic z tym zrobić. Mogę tylko co chwila odrzucać połączenia od zniecierpliwionej Domi, która próbuje się do mnie dodzwonić. Podejrzewam, że stało się coś naprawdę poważnego, ale nie mogę się na niczym skupić. Nie mam siły...

— No nareszcie! — Słyszę głos Domi z drugiej strony ulicy. — Gdzieś ty była?! Czekam tu już pół godziny!

— Przepraszam, dopiero wróciłam z pracy. Nie bardzo wiem, co się dzieje. — Przecieram oczy, podchodząc do dziewczyny.

— Mogłaś powiedzieć. Załatwiłabym to sama. — Moja kuzynka schodzi z tonu.

— Nie, daj spokój. — Biorę głęboki oddech, próbując się rozbudzić. — Wytłumacz mi jeszcze raz, co się dzieje.

Wpisuję kod do mieszkania wujostwa, raz jeszcze słuchając opowieści Dominiki. Tym razem jednak bardziej skupiam się na jej słowach, dzięki czemu rozumiem wreszcie, o co mniej więcej chodzi. Muszę przyznać, że jest to niepokojące, ale nie do końca wierzę w to, że wujek mógłby podnieść na Kacpra rękę. Przecież zarówno on, jak i ciocia, za wszelką cenę starają się chronić swojego syna, a nie go krzywdzić. To wszystko jest jakieś dziwne...

Kilka sekund później stoję z Dominiką pod drzwiami mieszkania Kacpra, które otwiera nam wujek. Wchodzimy do środka, a mi w oczy od razu rzuca się ulubiony wazon cioci, który wbrew opowieści siedemnastolatka, stoi nieruszony na szafce. Marszczę brwi, spoglądając ze zdziwieniem na Domi. Przez chwilę mam wrażenie, że coś pomyliłam, ale widzę, że moja kuzynka też zauważyła tę nieścisłość.
Z krótkiego korytarza kierujemy się do salonu, z którego widać niewielką kuchnię. Ciocia chodzi po niej w tę i we w tę z telefonem przy uchu. Wygląda na dość zmartwioną, a to znaczy, że musiało się coś stać. Może Kacper mówił jednak prawdę, a incydent z wazonem został źle zrozumiany przeze mnie oraz Dominikę?

— Cześć, ciociu. — Podchodzę niepewne do wyspy kuchennej i siadam przy niej. — Wszystko w porządku?

— Dziewczynki, dobrze że jesteście! — Kobieta odkłada telefon, lekko się trzęsąc. — Błagam, powiedzcie że wiecie, gdzie jest Kacperek.

— Kacper jest u mnie. — Domi zabiera głos.

— O, całe szczęście! — Ciocia zamyka oczy, biorąc głęboki oddech. — Jak on się czuje? Nic mu nie jest?

— Prawdę mówiąc, nie do końca. Ma podbite oko i rozciętą brew — oznajmia moja kuzynka, przerażając wujostwo. — Mówił, że to był wypadek. Podobno wujek niechcący go popchnął, ale...

— Słucham? — Mężczyzna przerywa dziewiętnastolatce wpół słowa. — Przecież Kacper był dzisiaj cały dzień w szkole, a ja dopiero pół godziny temu wróciłem do domu.

— Jak to? — Mrugam kilka razy, zaskoczona nowymi informacjami. — Młody mówił, że ciocia pozwoliła mu zostać dzisiaj w domu.

— Nie, nie pozwoliłam. — Wzdycha kobieta ze zmęczeniem. — Za to jakąś godzinę temu dzwonił do mnie dyrektor Kacpra. Ja już naprawdę nie wiem, co mam zrobić z tym chłopakiem.

— To znaczy? Co zrobił? — Słucham z zaciekawieniem, bo telefony dyrektorów szkół nie często zdarzały się w naszej rodzinie.

— Z tego, co wiemy, bez powodu rzucił się z pięściami na jakiegoś kolegę, a potem uciekł ze szkoły — wyjaśnia wujek, wprawiając mnie i Dominikę w osłupienie. — A wiadomo, że to on, bo w pośpiechu zostawił swój plecak obok miejsca bójki.

Mieszkanie wypełnia głucha cisza. Każde z nas zastanawia się, co teraz zrobić. Naprawdę nie wierzę, że Kacper byłby zdolny do zrobienia czegoś takiego. Jasne, nigdy nie był aniołkiem. Czasami zdarzały mu się bójki, zwłaszcza w podstawówce, ale myśleliśmy, że już dawno z tego wyrósł. Poza tym, on nigdy nie rzuciłby się na nikogo z pięściami, a na pewno nie bez wyraźnego powodu. Od dziecka był przecież uczony, że siły ma używać tylko w ostateczności i jedynie w ramach obrony.
Zakładam, że będzie trzeba porozmawiać z Kacprem oraz tym poszkodowanym chłopakiem. Wersje innych dzieciaków, które mogły widzieć całe zajście, też mogą być pomocne. Jutro wujostwo i tak musi stawić się z młodym u dyrektora, więc pójdę z nimi. Spróbuję pogadać z resztą uczniów. Może się czegoś dowiem? Jakaś szansa zawsze jest, więc chcę ją wykorzystać, bo jeśli to zignorujemy, taka sytuacja może się powtórzyć, a wtedy może skończyć się to tragicznie...

~*~

Hejka!
Zgodnie z obietnicą sprzed kilku dni, za chwilę podam odpowiedź do konkursu oraz oznaczę zwycięzców, których jest dwóch. Dzisiaj nie mam dla Was żadnych innych niespodzianek, więc przejdźmy od razu do rzeczy ;)

Pytanie konkursowe brzmiało: Jakie elementy symboliki występuję w zwiastunie do rozdziału 8. oraz co oznaczają?
Odpowiedź: Elementami symboliki były pojawiające się szare dymki z wizerunkiem pewnej dziewczynki, którą ostatecznie okazała się Domi. Podczas scen, w których występował Kendall, Dominika była przedstawiona jako dziecko, natomiast w scenie z Bridgit, była ona już dorosła. Oznacza to, że Kendall znał Domi tylko w okresie dziecięcym i dlatego pamięta ją tylko taką, a Bridgit miała z nią kontakt przez cały czas, więc wie, jak dziewczyna wygląda oraz zachowuje się teraz.
Czy było to trudne? Nie wiem, nie mnie oceniać. Wiem jednak, że dwoje z Was poradziło sobie z tą zagadką, więc z wielką przyjemnością ogłaszam zwycięzców.
I miejsce: CrazyMulan52, która podała zarówno elementy, jak i ich znaczenie.
II miejsce: RogerBombaXL, który poprawnie podał elementy symboliki.
Zwycięzcom serdecznie gratuluję i proszę, aby w komentarzu lub wiadomości prywatnej napisali mi szczegóły do oneshotów, które mam napisać. Potrzebne jest mi uniwersum oraz kategoria, na podstawie których mam stworzyć opowiadanie :)

Jeśli chodzi o ten rozdział natomiast, to standardowo mam do Was kilka pytań.
Przede wszystkim, co sądzicie o Kacprze? Myślicie, że dobrze zrobił, kłamiąc na temat swoich obrażeń?
A co sądzicie o wydarzeniu sprzed dziesięciu lat? Czy Waszym zdaniem Bartek naprawdę nie żyje? A może jest jeszcze szansa na odnalezienie go?
No i przede wszystkim, jakie jest Wasze zdanie na temat dziwnego zachowania Pawła oraz incydencie na sali gimnastycznej?
Piszcie!

No i to chyba wszystko, co chciałam dzisiaj przekazać. Jeśli spodobał Wam się ten rozdział, możecie zostawić gwiazdkę – będę wdzięczna. Jeśli natomiast macie jakieś zastrzeżenia, śmiało napiszcie to w komentarzu. Jestem otwarta na krytykę, ale tylko tę konstruktywną ;-)

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top