Rozdział 27
Dominika
Ze snu wyrywa mnie głośny dźwięk budzika, dochodzący z mojego telefonu, który powinien leżeć gdzieś obok mnie. Po omacku próbuję znaleźć źródło denerwującego dźwięku, ale niestety nie udaje mi się to. Uchylam lekko powieki, dzięki czemu lokalizuję w końcu komórkę, zaplątaną w zmiętą kołdrę, która leży na drugim końcu łóżka. Niechętnie podnoszę się do pozycji siedzącej, sięgając w końcu po smartfona i wyłączam budzik.
Przecieram zaspane oczy, po czym zwlekam się z posłania i idę do łazienki, odpisując po drodze na SMSa od Kami. Dziewczyna wraca właśnie do Los Angeles po dwudniowym pobycie w Nowym Jorku. To właśnie ona najbardziej chciała wyrwać się stąd choć na chwilę. Z jednej strony twierdziła, że chce odpocząć od chłopaków, ale ja czuję, że chodzi o coś zupełnie innego.
Przyjazd Kami do Los Angeles ze mną i Moniką był jej pierwszym wyjazdem za granicę. Dziewczyna już od dziecka była samodzielna oraz niezależna, a jedynym, co ją ograniczało był jej wiek. Dopóki odpowiadała za nią jej mama, Kamila nie mogła robić wielu rzeczy, pomimo że i tak przesuwała granicę najbardziej, jak potrafiła.
Odkąd się poznaliśmy mówiła jednak, że jej jedynym marzeniem jest taka prawdziwa wolność. Opowiadała, że chciałaby móc robić to, co jej się podoba, nie martwiąc się przy tym, że jej mamę spotkają za to przykre konsekwencje. Właśnie dlatego nie dziwi mnie, że skorzystała z okazji wyjazdu. Wolność to jej drugie imię.
Uśmiecham się lekko pod nosem, czytając w wiadomości jak Kamila wykiwała dyrekcję Domu Dziecka za pomocą jej wychowanków. Pomimo że to, co zrobiła nie jest pewnie do końca legalne, to cieszę się, że sobie poradziła i zdobyła dokumenty, jakie były nam potrzebne. Teraz mamy już praktycznie wszystko, żeby zakończyć sprawę. Dzisiaj i tak będę jechała do agencji, więc przekażę je szefowi.
Zresztą, od dwóch dni spędzam tam praktycznie całe noce podczas przyspieszonego szkolenia, którego się podjęłam. Chcę to skończyć jak najszybciej, więc spędzam w siedzibie tak dużo czasu, jak tylko mogę. Czasami udaje mi się wykonać nawet nadprogramowe ćwiczenia, ale za to w dzień jestem jak żywy trup. Pocieszam się jednak tym, że zostało już tylko kilka dni i w końcu będę mogła odpocząć.
Po wykonaniu porannych czynności wychodzę z łazienki i idę do kuchni, gdzie zaczynam przygotowywać śniadanie. Wszyscy jeszcze śpią, ale już niewiele czasu zostało mi na przygotowanie posiłku. Budziki moich współlokatorów zaczną dzwonić już za kilkanaście minut.
Z racji tego, że czasu jest już coraz mniej, a ja ledwo patrzę na oczy, nie chcę ryzykować pożarem i stawiam na zwykłe kanapki. Talerz z przygotowanym jedzeniem stawiam na stole dokładnie w momencie, kiedy pierwszy z lokatorów wchodzi do kuchni.
— Hej, kochanie. — Kendall daje mi buziaka w policzek.
— Cześć. — Uśmiecham się lekko, nie chcąc pokazać, że coś jest nie tak, jednak zamiast uśmiechu wychodzi mi dziwny grymas.
— Wszystko w porządku? Jesteś strasznie blada i masz podkrążone oczy. Spałaś w ogóle? — pyta z zaniepokojeniem chłopak.
— Ledwo — przyznaję niechętnie. — Miałam ciężką noc.
— Koszmary? — zgaduje Kend, a ja znowu musząc go okłamać, więc przytakuję. — Mogłaś do mnie przyjść.
— Nie chciałam cię budzić — mówię cicho, pełna wyrzutów sumienia.
— Może idź się zdrzemnąć, co? — proponuje muzyk, siadając przy stole. — Wyglądasz na naprawdę zmęczoną.
— Nie mogę. — Kręcę przecząco głową. — Kami zaraz przyjeżdża, a potem robimy sobie babski dzień.
— A możesz mi przypomnieć, gdzie ona tak dokładnie pojechała? — pyta nagle Kendall, zamyślając się. — W sumie to nie bardzo ją słuchałem, jak wyjeżdżała.
— Do Nowego Jorku, na jakiś zlot fanów motoryzacji czy coś takiego. — Utrzymuję wersję, jaką Kamila podała chłopakom przed swoim wyjazdem.
— A, no tak. — Chłopak bierze gryz kanapki. — Szkoda, że mieliśmy wtedy nagrania. Logan pewnie chętnie by z nią pojechał.
— Daj spokój, pozabijaliby się. — Śmieję się cicho, ucinając temat.
Jakiś czas potem do kuchni wchodzi reszta naszych współlokatorów. Spokojnie jemy razem śniadanie, po którym większość zaczyna zbierać się do pracy. Koniec końców w domu zostaję tylko z Moniką, a po chwili dołącza do nas Kamila oraz Brown, z którym była na wyjeździe. Szef stwierdził, że nie ufa jej na tyle, żeby wysłać ją samą, więc Michael też musiał jechać.
Wsiadamy do samochodu mężczyzny i witamy się z naszą przyjaciółką, a ona raz jeszcze zaczyna opowiadać nam o tym, co działo się w Nowym Jorku. Wygląda na bardzo dumną z planu, który zrealizowała. Przy okazji daje mi też akta z Domu Dziecka, w których zawarte są wszystkie dane bandyty, który jako jeden z pierwszych napadł Kendalla. Dzięki dokumentom poznaję również nazwiska rodziców zastępczych kryminalisty oraz ich adres zamieszkania, a to wszystko, czego potrzebuję do zakończenia sprawy.
Kiedy parkujemy niedaleko studia nagraniowego chłopaków, Monika wyciąga z plecaka swój tablet i pisze do agencji, która daje nam dostęp do obrazu z kamer, znajdujących się w budynku. Dzięki temu możemy obserwować chłopaków, nie wysiadając nawet z auta. Widzimy wszystko, co dzieje się w studio i możemy dowolnie przełączać kamery, przybliżając obraz, jeśli zauważymy coś niepokojącego, czemu będziemy chciały się przyjrzeć.
Tego dnia, o dziwo, jest jednak bardzo spokojnie, więc ja i dziewczyny możemy nadrobić dni, kiedy nie spędzałyśmy razem zbyt dużo czasu. Szczerze mówiąc, odkąd wprowadziłyśmy się do chłopaków, przebywałyśmy ze sobą tylko sporadycznie, o rozmowach nie wspominając. Wszystko w ostatnich tygodniach kręciło się wokół agencji, a ostatnio też wokół mojego związku z Kendallem. Nie ukrywam, brakowało mi spędzania czasu oraz rozmów tylko z moimi przyjaciółkami, więc mam nadzieję, że po zakończeniu tego całego chaosu, wyjdziemy gdzieś na spokojnie i wróci choć cząstka tego, co było w Polsce.
W samochodzie siedzimy z dziewczynami do wieczora, a do domu docieramy kilka minut przed chłopakami. Ledwie zdążamy włączyć telewizor, a auto boysbandu już zatrzymuje się pod posiadłością. Najszybciej jak mogę biegnę do swojego pokoju, podczas gdy Kami pędzi do kuchni, żeby zrobić kolację. Monika również idzie do swojej sypialni, skąd po chwili daje się słyszeć szybką muzykę. Uśmiecham się lekko pod nosem, domyślając się, że właśnie powstaje pierwsza od dawna nowa choreografia.
Wrzucam służbowy plecak do szafy, a następnie siadam zmęczona na łóżku i spoglądam na zegarek. Jest ósma wieczorem, czyli zostały mi jeszcze dwie godziny do treningu. Szczerze mówiąc, chętnie bym się teraz zdrzemnęła, ale boję się, że zaśpię. W celu utrzymania przytomności, zaczynam więc robić ćwiczenia rozciągające. Dzięki temu nie tylko się rozbudzę, ale też zaoszczędzę czas, który musiałabym poświęcić na tę samą czynność, tylko że w agencji. Jeśli będę już przygotowana, będę mogła dłużej zajmować się szkoleniem.
Po rozciąganiu zostaje mi niewiele czasu do przyjazdu Browna, więc podchodzę do szafy i wyciągam agencyjną torbę spod stosu ubrań. Muszę ją tak zabezpieczać ze względu na jej zupełnie normalny wygląd. Plecak, pomimo wbudowanych gadżetów i niebezpiecznego wyposażenia, wygląda niestety tak zwyczajnie, jak tylko się da. Niewtajemniczeni pomyślą więc po prostu, że kupiłam go w sklepie, jakich wiele. Wiem, że taki był cel T.A.C.O.S., kiedy plecak był projektowany, ale nikt chyba nie pomyślał, że właśnie przez to ludzie mogą nieświadomie zajrzeć do wnętrza plecaka i dowiedzieć się całej prawdy. Ukrywanie zawartości agencja zostawiła już niestety pracownikom.
Wzdycham ciężko, zauważając że z godziny ósmej zrobiła się już niemal dziesiąta. Czas leci zdecydowanie zbyt szybko i jest go zdecydowanie zbyt mało. Mam szczerą nadzieję, że po odejściu z agencji będę miała o wiele więcej wolnych chwil i w końcu będę mogła skupić się na życiu prywatnym. Odkąd przyjechałam do Los Angeles niemal w ogóle nie rozmawiałam z moją rodziną. Strasznie za nimi tęsknię i chciałabym poświęcić im więcej uwagi. Kto wie, może nawet udałoby mi się namówić Kendalla na wizytę w Polsce? A może pojechałabym sama? Nie mam pojęcia, ale to nie jest istotne. Najważniejszy będzie moment ponownego spotkania z najbliższymi mi osobami.
Z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk otwieranych drzwi, w których po chwili staje Kamila. Dziewczyna wchodzi do pokoju i, jak gdyby nigdy nic, bez słowa rozwala się na moim łóżku.
— Co ty robisz? — pytam, patrząc na przyjaciółkę ze zdziwieniem.
— Czekam — odpowiada, wzruszając ramionami.
— Na co? — dopytuję niepewnie.
— Na twój trening. — Kami jest wyraźnie zła. — Dlaczego nie powiedziałaś mi, że przez to gówno zarywasz nocki?
— A po co miałam mówić? I tak nic by to nie zmieniło, a ty byłabyś zła, tak jak właśnie teraz. — Wzdycham ciężko.
— Wykończysz się, wiesz o tym? — Dziewczyna podnosi się do pozycji siedzącej. — Wzięłaś sobie kurs przyspieszony, czyli mega intensywny. Brak snu naprawdę w niczym ci nie pomoże.
— Dlatego pocieszam się, że zostało jeszcze kilka dni. — Uśmiecham się sztucznie, próbując zachować jakikolwiek optymizm.
— Nadal uważam, że to popieprzony pomysł. — Kamila puka się palcem w czoło.
— W takim razie chodź dzisiaj ze mną — proponuję. — Zobaczysz, że nic mi nie jest.
— Wow, ty naprawdę myślałaś, że puściłabym cię tam samą? — Moja przyjaciółka patrzy na mnie z wyraźnym rozbawieniem. — Myślałam, że lepiej mnie znasz.
Przewracam tylko oczami, a następnie siadam obok dziewczyny, zmieniając temat. Zaczynam wypytywać ją, czy nie wie przypadkiem, co teraz robi Kendall. Okazuje się jednak, że mój chłopak poszedł już spać, a Kamila wmówiła mu, że ja też odpłynęłam już do krainy snów. Zanim jednak zdążam dowiedzieć się czegoś jeszcze, moja przyjaciółka żąda, żebym opowiedziała, co działo się, kiedy nie było jej w L.A. Z chęcią zaczynam więc wspominać wspaniałe chwile spędzone z Kendallem, wręcz rozpływając się ze szczęścia i zachwytu.
Około pół godziny później musimy niestety przerwać rozmowę i zacząć zbierać się na szkolenie. Zamykam drzwi sypialni na klucz, a następnie zarzucam na ramię plecak, wyciągnięty z szafy. Otwieram okno i staję na parapecie, sięgając do torby po pistolet, ukrywający w swoim wnętrzu linę z hakiem. Kieruję urządzenie w stronę drzewa, a kiedy naciskam spust, lina zahacza idealnie o jedną z gałęzi, ściągając mnie bezpiecznie do ogrodu. Chwilę później dołącza do mnie Kami ze swoim plecakiem na ramieniu i obie pędzimy kilka ulic dalej, gdzie czeka już Mike.
Do agencji docieramy punktualnie o północy, a szef, nadzorujący mój przyspieszony kurs prowadzi nas do drugiej części budynku, przystosowanej specjalnie do ćwiczeń. Chwilę później zostaję zamknięta w dużym, przestronnym pomieszczeniu o zielonych ścianach, podłodze oraz suficie, które mają robić za green screen. W rogach pokoju znajdują się również kamerki, dzięki którym mój przełożony oraz Kamila mogą obserwować poczynania. Tym razem jednak w pomieszczeniu dodatkowo znajduje się też czarny samochód z dwoma mężczyznami w środku.
Biorę głęboki oddech, po czym pokazuję do kamery uniesione kciuki, co znaczy, że jestem gotowa. W tym samym momencie na green screenie pojawia się obraz przypominający kompletne odludzie, a za moimi plecami daje się słyszeć warkot odpalonego auta. Odwracam się, sprawdzając, czy mężczyźni wysiadają z samochodu. Już kilka sekund później panowie zaczynają mnie atakować, a ja bronić się.
Używam resztek swoich sił, aby powalić pierwszego gościa i zaczynam bronić się przed drugim, próbując wytrzymać do końca. Niestety jeden z ciosów mężczyzny jest tak silny, że mój organizm nie wytrzymuje, a ja z impetem uderzam w ścianę i bezwładnie osuwam się na podłogę, zamykając oczy. Potem jest już tylko ciemność.
Kendall
Ze smacznego snu wyrywa mnie dźwięk dzwonka, dochodzący z mojego telefonu. Niechętnie otwieram oczy i biorę do ręki smartfona, a na wyświetlaczu dostrzegam numer Kamili oraz godzinę, wskazującą na to, że jest już wpół do pierwszej w nocy. Lekko zaniepokojony odbieram połączenie.
— Halo? Kendall? — słyszę spanikowany, dziewczęcy głos. Zaraz, zaraz... Kami i panika?
— Wszystko w porządku? — pytam niepewnie. — Dlaczego dzwonisz o takiej godzinie, będąc zaledwie kilka pokoi dalej?
— Jestem z Dominiką w parku, parę ulic od domu. Ona zasłabła — twierdzi Kamila, a ja blednę, automatycznie rozbudzając się. — Możesz tutaj przyjechać? Nie mam żadnego innego transportu. Nie wiem, co zrobić.
— Zaraz będę! — rzucam do słuchawki, po czym rozłączam się, a następnie narzucam na siebie pierwsze lepsze ubrania i pędzę do samochodu.
Wsiadam do auta, żeby po chwili zacząć jak wariat gnać przez ulice Los Angeles, nie zwracając uwagi na żadne ograniczenia prędkości. Jedyne, o czym teraz myślę, to Domi. Mam nadzieję, że nic jej nie jest, a zasłabnięcie było jednorazowe.
Zastanawiam się tylko, co moja dziewczyna robiła o tej godzinie w parku. Przecież to niedorzeczne. Poza tym, ostatnio sama przypominała mi o grasujących paparazzich, a teraz sama się naraziła? Coś mi tu nie gra...
Z piskiem opon hamuję przy wejściu do najbliższego parku. Wysiadam z samochodu i biegnę przez alejki w poszukiwaniu Dominiki i Kamili. Na całe szczęście znajduję je bardzo szybko, bo już na jednej z pierwszych ławek w pierwszej alejce. Moja dziewczyna siedzi blada ze zwieszoną głową, opierając się o Kami, która podaje jej butelkę wody.
Podbiegam do nich i kucam naprzeciwko Domi. Delikatnie łapię ją za podbródek, po czym lekko podnoszę jej głowę. Polka patrzy na mnie zamglonym wzrokiem, a oczy same jej się zamykają. Bez słowa podnoszę dziewczynę z ławki, biorąc ją na ręce, a ona resztkami sił wtula się we mnie, zasypiając.
— Co się tutaj stało? Skąd w ogóle wzięłyście się tutaj o takiej godzinie? — pytam Kamilę, kierując się do auta.
— Chciałyśmy pooglądać sobie jakieś filmy, ale w domu nie było żadnych przekąsek, więc postanowiłyśmy pójść do sklepu. No i niby wszystko spoko, tylko że postanowiłyśmy wrócić przez park, żeby było szybciej, no i nas napadli — wyjaśnia dziewczyna, a mi serce podskakuje do gardła.
— Że co?! — Zatrzymuję się gwałtownie, patrząc na Kami z przerażeniem, a jednocześnie niedowierzaniem. — Kto was napadł?!
— Nie wiem, jakieś typki w kapturach. Trochę oberwałyśmy, ale oni też ucierpieli. Nie zadziera się z dziewczyną, która nosi w kieszeni nóż — mówi z cwanym uśmieszkiem Polka.
— Może lepiej zawiozę was do szpitala, a potem na policję? — proponuję, naprawdę wystraszony całą sytuacją. Boję się , że dziewczyny zostały zaatakowane przez ludzi, którzy atakowali też mnie. Jestem przerażony wizją, że teraz za cel obrali Dominikę.
— Daj spokój, to tylko kilka siniaków. — Kamila macha ręką w geście obojętności.
— W takim razie dlaczego Dominika zasłabła? — dopytuję, strasznie się martwiąc.
— Ostatniej nocy prawie w ogóle nie spała, a jej organizm po prostu nie wytrzymał. Dziwisz się? — Przyjaciółka mojej dziewczyny patrzy na mnie jak na idiotę.
— A co, jeśli to przez ten napad? Co, jeśli ci goście zrobili Domi większą krzywdę niż tylko siniaki? — spekuluję, a w mojej głowie tworzą się coraz czarniejsze scenariusze.
— Przestań, okay? — Kami przewraca oczami ze zirytowaniem. — Znam swoją przyjaciółkę i naprawdę nic jej nie jest, mówię ci.
Wzdycham zmartwiony, wsadzając moją dziewczynę na tylne siedzenie samochodu, a druga z Polek siada obok niej. Ja natomiast wsiadam za kierownicę i odpalam auto, ruszając prosto do domu. Co jakiś czas zerkam w tylne lusterko, patrząc na Domi. Ona jednak cały czas śpi i nie budzi jej nawet warkot silnika. Z jednej strony trochę mnie to martwi, ale z drugiej mam nadzieję, że dziewczyna wreszcie porządnie się wyśpi.
Kiedy dojeżdżamy do domu, biorę Dominikę z powrotem na ręce i wysiadam z auta, kierując się do mieszkania. Kamila cały czas idzie gdzieś z tyłu, ale nie odzywa się ani słowem, podczas gdy ja wchodzę z Domi na rękach do swojego pokoju. Kładę dziewczynę na łóżko i przykrywam ją kołdrą, a następnie siadam obok niej. Wiem, że mogłem zanieść Dominikę do jej sypialni, ale chyba wolę mieć ją dzisiaj przy sobie, tak na wszelki wypadek.
Kilka godzin później cały czas siedzę przy Dominice, która pomimo dość późnej godziny, jeszcze się nie obudziła. Przez całą noc nie zmrużyłem oka i ciągle sprawdzałem, czy na pewno nic jej nie jest, ale teraz zaczynam się coraz bardziej martwić. Domi zawsze była rannym ptaszkiem, w zasadzie nie było dnia, żeby nie wstała około szóstej rano, a może nawet i wcześniej. Nawet w dzieciństwie dziewczyna nie potrafiła spać dłużej niż do ósmej rano.
Tymczasem jest już dziesiąta rano, a on nadal śpi i nie wygląda na to, żeby miała się w najbliższym czasie obudzić. Ja też nie chciałbym ściągać jej z łóżka na siłę, ale chyba będę musiał, bo naprawdę się boję. Z drugiej jednak strony zdaję sobie sprawę z tego, że Domi powinna odespać poprzednią, koszmarną noc.
Wzdycham ciężko, zaczynając głaskać dziewczynę po głowie. Dopiero wtedy Dominika zaczyna lekko się ruszać, chyba w końcu się budząc. Uśmiecham się lekko i składam na jej ustach pocałunek na powitanie, co odwzajemnia, przytulając się do mnie.-
— Hej — mówi cicho dziewczyna, lekko ziewając.
— Hej, jak się czujesz? — pytam troskliwie.
— Dobrze, ale w zasadzie, nie do końca pamiętam, co się wczoraj stało — Domi przeciera oczy.
— Wiesz, umm... — Zastanawiam się, jak to powiedzieć, żeby jej nie wystraszyć. — Wczoraj razem z Kami zostałyście, tak jakby, trochę napadnięte w parku, ale poza kilkoma siniakami jest raczej okay.
— W parku? — Dominika patrzy na mnie ze zdziwieniem, marszcząc brwi.
— Tak mówiła Kami — twierdzę zdezorientowany.
— Aaa, no tak, rzeczywiście. — Dziewczyna przeciąga się, siadając. — Dobrze, że Kami miała nóż. Przynajmniej nie oberwałyśmy mocniej.
— Zawsze to jakiś plus. — Uśmiecham się z ulgą, ciesząc się, że Domi nic się jednak nie stało. — Ale dzisiaj masz zostać cały dzień w łóżku i odpoczywać, jasne?
— Kend, nie mogę, jestem głodna. — Polka zaczyna marudzić. — Poza tym muszę iść po telefon, bo mój brat miał dzisiaj zadzwonić.
— Zaraz wszystko ci przyniosę. — Wstaję z łóżka, całując Dominikę w czoło. — Telefon jest w twoim pokoju?
— Tak, powinien gdzieś tam być — przytakuje dziewiętnastolatka.
— W takim razie wracam za chwilę — obiecuję i, nadal się uśmiechając, idę do sypialni mojej dziewczyny. Drzwi od mojego pokoju zostawiam jednak otwarte, na wypadek, gdybym nie zdołał znaleźć telefonu.
Wchodzę do pokoju Dominiki i zaczynam szukać jej smartfona. Przeszukuję niemal wszystkie kąty, ale nigdzie nie widzę własności dziewczyny. Trochę to dziwne, zważywszy na to, że w pomieszczeniu panuje niemal idealny porządek, a co za tym idzie, znalezienie telefonu powinno być pestką.
— Nigdzie go nie ma! — krzyczę w końcu, wzdychając ze zrezygnowaniem.
— Już idę! — odpowiada Domi, której głos niesie się po korytarzu.
— Ej, a może jest w tym plecaku?! — Sięgam po stojącą obok łóżka torbę i otwieram ją.
— Nie, nie dotykaj tego! — Moja dziewczyna wbiega do pokoju, ale jest już za późno.
Wpatruję się z niedowierzaniem w zawartość plecaka, czując jak cała moja twarz przybiera biały kolor. W torbie znajduje się broń, dokumenty i jakieś okulary, ale przede wszystkim znajduje się tam różowa bandanka. Ta sama bandanka, którą widziałem na twarzy chroniącej mnie dziewczyny.
— Przez cały ten czas to byłaś ty? — pytam cicho, odwracając się przodem do Domi. — To ty mnie chroniłaś? To ciebie szukałem?
— Kendall, ja ci to wszystko wyjaśnię, przysięgam — twierdzi dziewczyna z paniką w głosie.
— Przez cały ten czas mnie okłamywałaś? — patrzę na Dominikę z bólem. — Nasz związek i to, że mnie kochasz... To też było kłamstwo?
— Nie, nie zrobiłabym ci tego. — W oczach dziewczyny pojawiają się łzy, ale w tym momencie nie jestem w stanie uwierzyć w żadne jej słowo, ani emocję.
Bez słowa oddaję Dominice plecak, po czym wychodzę z pokoju, kompletnie nie wiedząc, co teraz zrobić. Nie mogę uwierzyć w to, czego się dowiedziałem. Nie mogę uwierzyć w to, że dziewczyna, którą znam praktycznie od zawsze i którą pokochałem całym sercem, po prostu mnie okłamała. To już nie jest ta sama Domi, którą kiedyś znałem.
Tamta Dominika nigdy w życiu nikogo by nie okłamała, a już na pewno nie mnie. Tamta Dominika była ze wszystkimi szczera i nawet nie pomyślałaby o oszukaniu kogokolwiek.
— Kendall, proszę, wysłuchaj mnie. — Słyszę gdzieś z tyłu drżący głos Polki.
— Nie mam zamiaru słuchać kolejnych kłamstw — oznajmiam stanowczo, kierując się do ogrodu. Muszę odetchnąć...
— Więcej cię nie okłamię, przysięgam. — Domi zagradza mi drogę. — Powiem ci wszystko, odpowiem na każde twoje pytanie, tylko proszę, błagam, wysłuchaj mnie.
Przez chwilę bez słowa patrzę na dziewczynę, która cała drży. Jej oczy błądzą po mojej twarzy, jakby próbowała wyczytać z niej coś więcej niż zdenerwowanie i ból. Dolna warga Dominiki trzęsie się, a po jej policzkach spływają pojedyncze łzy. Nie jestem w stanie tak jej tu zostawić.
— Masz pięć minut — decyduję.
Gdzieś w głębi duszy chcę chyba wierzyć, że Domi robiła to wszystko z dobrych pobudek, a nie po to, żeby mnie zranić. Kiedy siadamy więc razem na kanapie, dziewczyna zaczyna mówić mi wszystko jak na spowiedzi. Płacząc, opowiada o jakiejś tajnej agencji, egzaminach sprawnościowych, przyjeździe do Los Angeles oraz początkach Dziewczyny w Bandance.
Cała ta sprawa brzmi dla mnie z jednej strony wiarygodnie, a z drugiej całkowicie niedorzecznie. Czuję się jak w ukrytej kamerze, albo jakimś filmie kryminalnym, ale kiedy Dominika pokazuje mi wizytówkę agencji, zaczynam w końcu wierzyć w jej historię.
— Dlaczego akurat ja? Czemu chroniłyście mnie? — pytam zaciekawiony, korzystając z okazji, że dziewczyna obiecała szczerze odpowiedzieć mi na wszystkie pytania.
— To był przypadek, takie dostałyśmy zlecenie — wyjaśnia, wierzchem dłoni nieprzerwanie lecące łzy — Byłeś zagrożony, więc potrzebowałeś ochrony. Zwerbowano nas, żebyśmy się tym zajęły. Nikt stamtąd nie wiedział, że znałam cię wcześniej, jeszcze przed całą tą aferą. Wszystko zaczęło wychodzić na jaw dopiero po pierwszym ataku paparazzich.
— Mogłaś mi powiedzieć, byłbym ostrożniejszy. — Uświadamiam jej.
— Sęk w tym, że nie mogłam — Domi chowa twarz w dłonie. — W regulaminie wyraźnie napisane jest, że obiekt chroniony nigdy nie może dowiedzieć się o istnieniu organizacji. W innym przypadku obydwie strony poniosą konsekwencje.
Wzdycham cicho i przybliżam się do dziewczyny, chcąc ją przytulić i uspokoić, ale zanim udaje mi się ją objąć, ktoś zaczyna walić do drzwi. Wstaję zdziwiony z kanapy, a następnie niepewnie otwieram niespodziewanemu gościowi i od razu dostaję pięścią w twarz. Cios jest tak silny, że odrzuca mnie na kilka kroków.
Jestem tak oszołomiony, że przez dobrą chwilę zastanawiam się, co tu się właśnie stało, a nieznany mi mężczyzna wchodzi do mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi. Na całe szczęście Dominika nie zwleka długo, bo już po chwili atakuje faceta, zadając mu mocny cios w brzuch. Gość jednak nie pozostaje jej dłużny i odpowiada na atak.
Przez kilka kolejnych minut w salonie trwa zaciekła walka, która z biegiem czasu przenosi się na schody. Chciałbym jakoś pomóc mojej dziewczynie, ale nie mogę oderwać od niej wzroku. Pierwszy raz widzę, jak walczy bez bandanki na twarzy i teraz, kiedy już wiem, że to ona przez cały czas mnie chroniła, jestem pod ogromnym wrażeniem jej umiejętności i tego, jak zwinna jest. Unika prawie wszystkich ciosów przeciwnika, wykonując tak skomplikowane figury gimnastyczne, że nie mam nawet pojęcia, jak się nazywają.
W pewnym momencie jednak Domi, w celu uchylenia się przed kopniakiem, wskakuje na balustradę schodów, zaczynając na niej balansować, co doprowadza do tragedii. Mężczyzna wykorzystuje chwilowy brak równowagi ciała dziewczyny i kopie ją z półobrotu, a ona spada z poręczy, lądując z hukiem na ziemi.
Z przerażeniem podbiegam do Dominiki, nie myśląc nawet o tym, że w tym czasie facet może wyeliminować też mnie. Kucam obok mojej bohaterki i odgarniam jej włosy z twarzy. Dociera do mnie, że dziewczyna nie zrobiła nic złego. Kłamała, żeby mnie chronić.
Biorę Domi w ramiona, a ona patrzy na mnie przepraszającym wzrokiem. W jej oczach ponownie czają się łzy. Właśnie wtedy uświadamiam sobie, że dziewczyna nie da rady wstać. Jestem jedynym, który może jeszcze coś zdziałać.
Patrzę w stronę mężczyzny, który zbliża się do mnie z triumfalnym uśmieszkiem oraz pistoletem w dłoni, a mi przed oczami przelatują wszystkie napady i momenty, w których moja dziewczyna narażała dla mnie życie. Kiedy przypominam sobie, jak za pierwszym razem Domi została przez bandytów złapana, a przy drugim napadzie dosłownie rzucona o ścianę, narasta we mnie wściekłość, której nie zamierzam powstrzymywać.
Zaciskam pięści, a następnie wstaję z podłogi i zaczynam iść w kierunku faceta. Zazwyczaj nie jestem za rozwiązaniami siłowymi, ale teraz mam w to wyjebane. Ten gnojek zapłaci za to, co zrobił on i jego kumple. Podnoszę rękę w celu zamachnięcia się na zamaskowanego faceta, ale zanim udaje mi się zrobić cokolwiek więcej, dzieje się coś, czego w życiu bym się nie spodziewał.
Ni stąd, ni zowąd, po domu roznosi się dźwięk rozbijanego szkła, a drzwi, prowadzące do ogrodu, roztrzaskują się w pył. Patrzę z niedowierzaniem w stronę jakiejś dziewczyny, która wlatuje do mieszkania za pomocą tego samego urządzenia, dzięki któremu Domi znalazła się w kawiarni przy pierwszym napadzie. Nieznajoma bohaterka również ma na twarzy bandankę, ale tym razem jest ona niebieska. Domyślam się, że to Monika.
Czując jak ktoś chwyta mnie za kostkę, patrzę przerażony w dół. To Domi próbuje pociągnąć mnie na podłogę, więc siadam obok niej i mocno ją przytulam, na wszelki wypadek osłaniając jej głowę. Chwilę później w salonie padają pierwsze strzały, a Monia stara się uniknąć pocisków. Dziewczyna, tak jak wcześniej Dominika, wskakuje na barierkę schodów, jednak tym razem jej plan kończy się sukcesem.
Kiedy mężczyzna podbiega do Moniki, próbując zrzucić ją kopnięciem, ona jednym zwinnym ruchem łapie jego nogę, a następnie z całej siły kopie go w twarz. Bandyta chwieje się, po czym z impetem wpada na ścianę osuwając się po niej. Szybko jednak otrząsa się po ciosie i wstaje, zeskakując ze schodów. Facet biegnie w kierunku wyjścia, kiedy nagle przed jego twarzą przelatuje nóż i wbija mu się prosto w ramię, wyciągnięte w kierunku drzwi. Kamila.
Koleś z wrzaskiem pada na ziemię, łapiąc się za zranioną rękę. Zerkam w kierunku, z którego przyleciała broń, a Kami, która ma na twarzy czarną bandankę, podchodzi spokojnym krokiem do mężczyzny i wyciąga w jego kierunku pistolet. To samo zresztą robi Monika, stając za plecami bandyty. Do domu wpadają natomiast nagle jacyś obcy ludzie, a za nimi wbiegają zszokowani Logan, James, Carlos i Alexa. O kurwa...
Powoli wstaję z ziemi, ostrożnie podnosząc też Domi. Szybko sprawdzam, czy nic jej się nie stało, podczas gdy ludzie w garniturach skuwają naszego napastnika i wyprowadzają go z domu. Patrzę niepewnie na starszego mężczyznę, rozmawiającego ściszonym głosem z Moniką i Kamilą, a po chwili czuję, jak Dominika ponownie się do mnie przytula, wbijając oczy w podłogę, tak jakby unikała z kimś kontaktu wzrokowego.
Obejmuję ją ostrożnie, a następnie patrzę na naszych oniemiałych przyjaciół, którzy niepewnie podchodzą bliżej. Nie mam pojęcia, jak im to wyjaśnić, więc po prostu milczę, czekając na dalszy bieg wydarzeń, ale czuję, że nie będzie to nic miłego.
Przez jakiś czas stoimy w zupełnej ciszy. Nie mam pojęcia, czy mijają sekundy, minuty, czy może nawet godziny, ale atmosfera cały czas jest napięta. Żadne z nas nie potrafi otrząsnąć się z tego, co się przed chwilą stało, ale w końcu starszy mężczyzna przerywa głuszę, wzywając do siebie Dominikę.
Rozmowa Domi z prawdopodobnie jej szefem trwa około kilku minut, po których dziewczyna mocno się do mnie przytula.
— Przepraszam — szepcze moja ukochana, a po jej policzkach zaczynają spływać łzy.
Wycieram je szybko, patrząc na nią z zaniepokojeniem. Naprawdę nie mam pojęcia, o co tutaj chodzi, ale nie podoba mi się to.
— Kendall, wiemy, że już wiesz o naszej agencji i nie możemy tak tego zostawić. — Słyszę nagle znajomy męski głos, ale dopiero po chwili w tym całym chaosie rozpoznaję Mike'a. No tak, mogłem się tego spodziewać. — Zgodnie z regulaminem, nigdy nie powinieneś był się tego dowiedzieć.
— Tak, wiem. — Wzdycham. — Jaka jest kara? Mam coś zapłacić?
— To nie jest takie proste — twierdzi niepewnie mężczyzna. — Niestety, według zasad organizacji, karą za poznanie całej prawdy jest usunięcie ci pamięci. Zresztą, twoi przyjaciela oraz przyjaciółka również muszą się temu poddać
— Słucham?! — Patrzę z niedowierzaniem na Dominikę, a Logan, James, Carlos i Alexa zaczynają protestować.
Tak bardzo bym chciał, żeby moja dziewczyna roześmiała się teraz i powiedziała, że to wszystko to jeden wielki żart, ale ona milczy, wbijając wzrok w podłogę.
— Spokojnie, nie będzie to cała pamięć, tylko ostatnie kilka godzin. Usiądź na kanapie, szybko to załatwimy — rozkazuje stanowczo szef, po raz pierwszy się do mnie odzywając, i już wiem, że nie mamy jakichkolwiek szans na uniknięcie kary.
Niechętnie zajmuję miejsce na kanapie, mając jeszcze nadzieję, że ktoś w końcu się odezwie i moja pamięć zostanie taka, jaka jest teraz. Niestety w mieszkaniu panuje kompletna cisza, a Mike zbliża się do mnie z dziwnym, małym urządzeniem, które wygląda trochę jak flakonik perfum.
— Czekaj! — słyszę nagle głos Domi.
Patrzę na nią niepewnie, licząc że jakoś mnie z tego wyciągnie.
— Jeśli ktokolwiek ma usunąć Kendallowi pamięć, powinnam to być ja — mówi dziewczyna, a mnie przechodzą ciarki.
— Skoro chcesz, to proszę bardzo. — Starszy mężczyzna nie protestuje.
Dominika odbiera od mężczyzny urządzenie i kuca przede mną, ocierając łzy.
— Chwileczkę. — Łapię dziewczynę za rękę, celującą urządzeniem w moją głowę. — Zanim cokolwiek zrobisz, chcę o coś zapytać.
— Dobrze, pytaj. — Domi próbuje udawać silną
— Czy usunięcie mojej pamięci, zmieni coś w naszych relacjach? — Patrzę niepewnie na swoją ukochaną.
— To znaczy? Co miałoby zmienić? — Dziewczyna marszczy brwi.
— Sam nie wiem. — Wzruszam ramionami. — Po prostu chcę mieć pewność, że zawsze będę pamiętał, jak bardzo cię kocham.
— Nie, ja nie dam rady. — Dominika rzuca urządzenie na kanapie, rozklejając się. — Nie chcę usuwać mu pamięci.
— W takim razie ja to zrobię. — Monika niespodziewanie siada obok mnie, wyciągając ze swojego plecaka taki sam przyrząd. — Posłuchaj, za chwilę spryskam cię tym czymś, a ty zaśniesz i zapomnisz ostatnie sześć godzin swojego życia... ale nie zapomnisz o miłości do Dominiki.
— Okay. — Wzdycham, a następnie, po raz ostatni w normalnym stanie, całuję płaczącą Domi. — Dawaj.
— No dobra. — Monia łapie mocniej urządzenie, po czym bierze głęboki oddech, uruchamiając urządzenie, a ja zamykam oczy i padam na kanapę.
~*~
Hejka!
Ostatni rozdział tej powieści, jak widzicie, był dość intensywny, ale jest już za nami. Przed nami natomiast znajduje się jeszcze epilog, który najpewniej pojawi się jeszcze dzisiaj. A co będzie potem? Sami zobaczycie ;)
Jak Wasze odczucia odnośnie tego rozdziału? Co Wam się nie podobało, a co Wam się nie podobało? Myśleliście, że tak to się skończy? Piszcie! :D
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top