Rozdział 20

DOMINIKA

Podnoszę powoli ciężkie powieki. W oczy uderza mnie oślepiająca biel, a w głowie zaczyna mi pulsować. Gdzieś z boku słyszę ciche pikanie, zagłuszane co i rusz przez przytłumione głosy. Próbuję wsłuchać się w coś, co przypomina rozmowę, ale nie jestem stanie rozróżnić słów, które teraz zlewają się w bezsensowny bełkot.
Mrugam kilka razy, przyzwyczajając wzrok do ostrego światła, po czym rozglądam się niepewnie, trochę bojąc się, co zaraz zobaczę. Pomieszczenie, w którym się znajduję, wygląda na szpitalną salę. Wokół mnie są maszyny, których pikanie doprowadza mnie do szału, a w drzwiach stoi Kamila, dyskutująca o czymś z lekarzem. Widząc moją przyjaciółkę, czuję lekką ulgę, a jeszcze bardziej uspokajam się, kiedy zaczynają docierać do mnie słowa jej oraz doktora.

— Czyli co? Jak się obudzi, to będziemy mogły ją stąd zabrać? — pyta dziewczyna, poprawiając torebkę, z której wystaje butelka mojego ulubionego soku.

— Jeśli Dominika będzie czuła się dobrze i podpisze odpowiednie dokumenty, to wypuszczę ją do domu — oznajmia lekarz.

— Zaraz, chwila, jakie dokumenty ma podpisać? Po chuj? — Kamila wzrusza ramionami, a ja wzdycham, ubolewając nad jej doborem słownictwa.

— Może pozwolisz, że wyjaśnię to samej zainteresowanej? — proponuje mężczyzna, zauważając że odzyskałam przytomność. — Poczekaj, proszę, na zewnątrz.

— Jasne. — Kami uśmiecha się lekko w moją stronę, kierując swoje słowa bardziej do mnie niż do doktora. — Pójdę powiedzieć Monice, że jesteś już z nami.

Zgadzam się na pomysł dziewczyny, przez co zostaję w sali sam na sam z lekarzem. Przez cały czas mam jednak wrażenie, że coś jest z nim nie tak. Dopiero kiedy dostaję do podpisania odpowiednie dokumenty, orientuję się, że nie jestem w zwykłym szpitalu, tylko w skrzydle szpitalnym T.A.C.O.S.
W zasadzie, mogłam wcześniej się domyślić. Brown nie zawiózłby mnie przecież do normalnej placówki, bo nie miałby żadnego wytłumaczenia dla stanu, w jakim się znajdowałam. Poza tym, wiedział też pewnie, że ze szpitala tak szybko by mnie nie wypuścili, a tutaj wszystko zależy głównie od mojej woli.

Ostrożnie podnoszę się do pozycji siedzącej i podpisuję kilka papierów, mówiących głównie o tym, że chcę wyjść z własnej woli, a agencja nie poniesie odpowiedzialności za ewentualny uszczerbek, jakiego mogę doznać przez zrezygnowanie z badań. Wiem, że w moim przypadku ryzyko jest dość duże, ale nie mam czasu siedzieć w skrzydle szpitalnym, podczas gdy szajka bandytów wciąż poluje na Kendalla. Muszę działać.
Składam podpis na ostatnim dokumencie, po czym oddaję cały plik papierów lekarzowi. Mężczyzna wychodzi po chwili z sali, pozwalając mi dojść do siebie, a zamiast niego w pomieszczeniu pojawiają się Monika i Kamila.

— Domi, Boże, jak dobrze, że nic ci nie jest! — Moja kuzynka podbiega do mojego łóżka i przytula mnie mocno.

— Monia, dusisz... — dukam cicho, próbując odsunąć się od dziewczyny.

— No puść ją do cholery! — Kami łapie naszą przyjaciółkę w pasie i odciąga ją, a ja biorę głęboki oddech. — Jest cała i zdrowa, a ty zaraz możesz ją zabić, odbiło ci?!

— Przestań, dobrze?! To nie ty prawie straciłaś kolejnego członka rodziny! — wrzeszczy Monika, zaciskając pięści.

— Wystarczy! — podnoszę głos, przeczuwając że mała sprzeczka za chwilę może zamienić się w większą aferę. — Teraz nie możemy się kłócić, jasne? Musimy skupić się na pracy, zanim naprawdę dojdzie do tragedii.

Kamila i Monika milkną, patrząc jednak na siebie z lekką złością. Wzdycham, zmęczona natłokiem frustrujących wydarzeń, a następnie wstaję ze szpitalnego łóżka i biorę swoje ubrania ze stojącego nieopodal krzesła.
Wchodzę do przyłączonej do pomieszczenia łazienki, gdzie przebieram się, po czym ochlapuję twarz zimną wodą. Wiem, że pomimo zmęczenia oraz wypadku, nie mam czasu na odpoczynek. Muszę cały czas być na nogach i wciąż trzeźwo myśleć, żeby zakończyć koszmar Kendalla.

Przede wszystkim zastanawiam się, o co tym ludziom chodzi. Przecież, gdyby tej całej szajce zależało na pieniądzach, mogliby porwać Schmidta lub jakąkolwiek inną gwiazdę, a potem wysłać list z żądaniem okupu. Oni jednak od razu celowali do niego z broni, żeby go zabić, co znaczy, że Kendall nie jest przypadkowym celem. Nie mam tylko pojęcia, dlaczego.
Co prawda mam pomysł, jak mogłabym poznać motywy bandytów, ale na to potrzebuję zgody szefa. Najpierw muszę jednak porozmawiać z nim na temat oficjalnego powrotu do pracy. Pewnie nie będzie to łatwe, ale ta cała akcja z Ashley udowadnia przynajmniej, że nie nadaje się ona do tego typu zadań, dzięki czemu mogę zostać przywrócona do służby.

Biorę głęboki oddech, po czym wracam do sali, gdzie wciąż czekają moje przyjaciółki. Tym razem jednak w pomieszczeniu jest również Brown oraz pani Evans. Patrzę na nich ze zdziwieniem, trochę bojąc się, że stało się coś złego.

— Dzień dobry? — mówię w końcu niepewnie, błądząc wzrokiem po twarzach starszych ode mnie pracowników.

— Dzień dobry, kochanie. Jak się czujesz? — pyta z sympatycznym uśmiechem pani Jennifer, patrząc na mnie uspokajająco.

— W porządku, dziękuję. — Odwzajemniam jej uśmiech. — A co państwa tutaj sprowadza? Czy coś się stało?

— Szef prosił, żebym sprawdził, jak się czujesz i w miarę możliwości przyprowadził cię do gabinetu... — zaczyna zdanie Mike.

— ...ale jeśli nie czujesz się na siłach, to oczywiście rozmowa może poczekać — dokończa pani Evans, wchodząc swojemu koledze w słowo.

— Cóż, nie czuję się źle, więc myślę, że spotkanie z panem Smithem jest dobrym pomysłem — mówię bez chwili namysłu.

— Na pewno, dziecinko? Jesteś pewna, że dasz radę wytrzymać kolejny stres? — Kobieta patrzy na mnie ze zmartwieniem, a jej zachowanie zaczyna przypominać mi reakcje mojej mamy.

— Poradzę sobie, na sto procent — odpowiadam spokojnie, starając się powstrzymać emocje, które pojawiły się, kiedy pomyślałam o mojej rodzicielce.

— No dobrze, w takim razie idziemy — zarządza Brown. — Gdybyś poczuła się słabo, od razu mi powiedz, okay?

Zgadzam się na prośbę mężczyzny, wychodząc z nim z sali. Kilka kroków za nami idą moje przyjaciółki oraz pani Evans. Wszystkie trzy żywo o czymś dyskutują, ale nie do końca słyszę na jaki temat, ponieważ ściszają głosy tak, żeby nikt poza nimi nie słyszał rozmowy. Podejrzewam jednak, że debatują na temat tego, co zrobiła na akcji Ashley, ponieważ kilkukrotnie słyszę jej imię.
Swoją drogą, zastanawiam się, czy dziewczyna będzie obecna podczas mojej rozmowy z szefem. Z jednej strony chciałabym, żeby też w tym uczestniczyła, ale z drugiej strony, boję się, że nie powie całej prawdy i to ja wyjdę na tę złą. Pan Smith jest w końcu jej ojcem, więc jestem pewna, że poprze ją, cokolwiek by nie powiedziała.

Mija kilka minut, zanim docieram z moją "obstawą" pod gabinet szefa. Ku mojemu zaskoczeniu, czeka tam również Ashley. Dziewczyna stoi pod ścianą ze zwieszoną głową, zakrywając twarz dłońmi. Po chwili daje się słyszeć również pociąganie nosem, a ciałem mojej współpracowniczki wstrząsają szlochy.

— Boże, dziecko, co się dzieje? — Pani Jennifer od razu podchodzi do córki szefa z zamiarem uspokojenia jej.

— N-nie, nic. — Dziewczyna szybko wyciera łzy, próbując się otrząsnąć.

— Na pewno wszystko w porządku? — pytam niepewnie, trochę współczując Ashley.

— T-tak, na pewno — przytakuje. — A ty, jak się czujesz? Nic ci nie jest?

— Na szczęście nie — mówię zgodnie z prawdą.

— To dobrze. — Uśmiecha się z ulgą dziewczyna. — Przepraszam, że ci wtedy nie pomogłam, ale to była moja pierwsza akcja i po prostu się przestraszyłam.

— Daj spokój, najważniejsze że jesteśmy całe i zdrowe, a Kendall bezpieczny — mówię, uśmiechając się pocieszająco.

Widząc, że Ashley ogarnia ulga, pukam wreszcie do drzwi gabinetu szefa. Dziewczyna staje obok mnie, więc zakładam, że też będzie uczestniczyła w rozmowie. Mam tylko nadzieję, że mnie nie pogrąży.
Mija dobra chwila, zanim pan Smith pozwala nam wejść do pomieszczenia. Mężczyzna siedzi za biurkiem, patrząc w stronę drzwi ze zmarszczonymi brwiami i zaciśniętymi w wąską kreskę ustami. Chyba jest naprawdę zły...

— Więc? Któraś z was zamierza wyjaśnić mi w końcu, co stało się podczas ostatniego napadu? — pyta szef, patrząc na nas przenikliwie.

Patrzę z oczekiwaniem na Ashley, ale ona się nie odzywa. Stoi obok mnie ze zwieszoną głową, wbijając wzrok w ziemię.

— Przepraszam szefie, to wszystko moja wina — odzywam się wreszcie. — Wiem, że nie powinnam była uciekać z agencji, ale bardzo bałam się o Kendalla i wiedziałam, że nie mogę pozwolić, żeby coś mu się stało. Poza tym...

— Nie, przestań! — przerywa mi nagle córka szefa, czym zwraca na siebie nasze zdziwione spojrzenia. — Tato, to moja wina. To ja kazałam Brownowi przyprowadzić Dominikę na miejsce napadu.

— Słucham? — Patrzę na dziewczynę z niedowierzaniem.

— Przepraszam, ale wiedziałam, że sobie nie poradzę. — W oczach Ashley widać skruchę. — Tato, Domi jest naprawdę świetna. Ma doświadczenie i nie powinna wylecieć z agencji przez to, że popełniła jeden mały błąd. Pomogła mi, uratowała mi przecież życie. Poza tym, Kendall też nadal żyje, a przecież to był główny cel, prawda?

— Ashley, o twoim zachowaniu porozmawiamy w domu, a teraz zostaw nas, proszę, samych. — Pan Smith patrzy surowo na swoją córkę, a ona wykonuje jedynie dygnięcie i posłusznie opuszcza gabinet.

Patrzę ze zdziwieniem na to wszystko, mając wrażenie że relacje Smithów nie są chyba zbyt dobre. Zachowanie Ashley wyglądało bardziej jakby była wytresowana lub zastraszona. Co prawda nie chce się w to wtrącać, ale już teraz wiem, że moje sumienie nie pozwoli nie zareagować. Będę musiała pogadać z tą dziewczyną.

— Dominika, jak się czujesz po omdleniu? — Słyszę nagle pytanie szefa, które przywraca mnie do rzeczywistości.

— Dobrze — mówię krótko. — Czy to znaczy, że mogę wrócić do pracy?

— Cieszę się, że nic ci się nie stało. — Mężczyzna uśmiecha się lekko. — Jeśli natomiast chodzi o przywrócenie cię do służby, to myślę, że mogę dać ci drugą szansę.

— N-naprawdę? — pytam zszokowana. Nie sądziłam, że pójdzie tak łatwo.

— Owszem — przytakuje pan Smith. — Sprawdziliśmy nagranie z kamerki i rzeczywiście nie było nigdzie udostępniane, a poza tym, uratowałaś życie Ashley.

— Dziękuję, obiecuję że tym razem nie zawiodę — mówię z wdzięcznością, czując jak kamień spada mi z serca.

— Nie dziękuj, tylko udowodnij, że zasługujesz na tę szansę, bo więcej nie będzie, jasne? — Szef patrzy na mnie surowo. — A teraz uszykuj się, za dwie godziny musisz być w studio telewizyjnym.

— Dlaczego? — Marszczę brwi, nie rozumiejąc, co niby miałabym tam robić.

— Kendall będzie miał tam wywiad. W gazecie co prawda było napisane, że wystąpisz tam razem z nim, ale kilka minut temu jego management wydał oświadczenie, że jednak będzie tam sam — wyjaśnia szef, zarzucając mnie kolejnymi szokującymi informacjami.

— D-dobrze — mówię powoli, próbując ułożyć to wszystko w głowie. — Rozumiem, że mam pojawić się tam incognito, tak?

— Oczywiście. — Pan Smith potwierdza moje przypuszczenia. — Najpierw jednak odbierz od pani Evans swój telefon i proszę cię, napisz temu gwiazdorowi, że wszystko z tobą w porządku, bo dobijał się do ciebie do takiego stopnia, że trzeba było wyłączyć tę komórkę.

— Tak zrobię — zgadzam się na prośbę szefa. — Dziękuję za tę szansę.

Pan Smith nic już nie mówi, tylko uśmiecha się wyrozumiale. Żegnam się więc z nim i wychodzę z gabinetu. Na korytarzu wciąż czekają na mnie moje przyjaciółki, Ashley, Brown oraz pani Evans. Na mój widok wszyscy milkną i zaczynają wpatrywać się we mnie z oczekiwaniem.

— Co powiedział szef? — Monika przerywa ciszę. — Masz nadal tę pracę, czy mam zadzwonić do rodziców, żeby poszukali jakichś niedociągnięć w umowie?

— Nie musisz — mówię szybko, widząc podejrzliwe spojrzenie Mike'a na wzmiankę o moim wujostwie. — Dostałam ostatnią szansę i za dwie godziny muszę być w studio telewizyjnym.

— Zajebiście! — Kami nie kryje swojej radości. — No to co, zbieramy się, co nie?

— To wy już idźcie, a ja zaraz do was dołączę, dobrze? — proponuję, chcąc zamienić jeszcze słowo z Ashley.

— Okay, będziemy w aucie. — Monika pociera moje ramię, uśmiechając się wyrozumiale. 

Chwilę później winda odjeżdża, a ja zostaję na korytarzu sam na sam z córką szefa. Dziewczyna opiera się z zamkniętymi oczami o ścianę, oddychając głęboko. Widzę, że wciąż dręczy ją ta cała sytuacja, zwłaszcza że musi jeszcze wyjaśnić wszystko ze swoim ojcem. Poza tym, to musiał być dla niej niewyobrażalny stres i strach, tym bardziej że w ogóle nie była gotowa pojechać na akcję. Szczerze mówiąc, zastanawiam się, czy wcześniej miała jakiekolwiek przeszkolenie, czy została po prostu wrzucona na głęboką wodę. Niezależnie od tego, jest mi jej bardzo żal.

— Ashley? — zaczynam cicho, zwracając na siebie uwagę dziewczyny, która powoli otwiera oczy i przenosi na mnie wzrok. — Mogłabyś pójść ze mną do składu broni? Muszę odebrać telefon od pani Evans, a chciałabym z tobą porozmawiać.

— Jasne, chętnie się przejdę. — Na twarz córki szefa wstępuje słaby uśmiech.

— Słuchaj, tak się zastanawiam, dlaczego w ogóle zostałaś wysłana na akcję? — pytam niepewnie, a ona spuszcza wzrok. — Wiem, że Monika i Kamila nie dojechałyby na czas, ale ty chyba nie masz zbytniego doświadczenia, prawda?

— Nie mam, ale mój... — Ashley dziwnie się zacina, przez chwilę jakby szukając odpowiedniego słowa. — ....ojciec chciał mnie sprawdzić. Miałam jedno szkolenie i miało być ich więcej, ale nadarzyła się okazja, więc przydzielił mnie do tej sprawy.

— A ty chcesz tu w ogóle pracować, czy to jest zachcianka twojego taty? — Patrzę ze zmartwieniem na moją współpracowniczkę. Mam wrażenie, że coś jest bardzo nie tak.

— W zasadzie, wszystko mi jedno. — Dziewczyna wzrusza obojętnie ramionami. — Po prawie czterech latach od dostania decyzji odmownej z wymarzonego college'u, chcę znaleźć jakąkolwiek pracę, wiesz.

— Czekaj, to ile ty masz lat? — Marszczę ze zdziwieniem brwi.

— Dwadzieścia trzy, jestem w wieku Kendalla — twierdzi Ashley, trochę mnie szokując.

— Szczerze mówiąc, nie wyglądasz na tyle, ale uwierzę ci na słowo. — Śmieję się cicho, próbując rozładować atmosferę, chociaż po tym, czego się dowiedziałam, mam w głowie dziesiątki nowych pytań.

— A czy teraz ja mogę zapytać o coś ciebie? — Dziewczyna patrzy na mnie niepewnie.

— Oczywiście, pytaj o co chcesz — mówię od razu, a ona szybko rozgląda się wokół, tak jakby czegoś się bała. — Ej, wszystko w porządku?

— Tak, tak. — Ashley zakłada swoje blond włosy za prawe ucho, odsłaniając niewielką bliznę. Mam wrażenie, że już gdzieś widziałam taki ślad. — Chciałam zapytać, skąd znasz Kendalla. Znaczy, jeśli nie chcesz, to nie musisz odpowiadać, ale po prostu mnie to ciekawi.

— Przez te wszystkie plotki pewnie połowa Ameryki chciałaby mi zadać takie pytanie. — Uśmiecham się smutno. — Wiesz, ja i Kendall przyjaźniliśmy się w dzieciństwie. Potem nasze drogi się rozeszły, a teraz spotkanie zorganizowała nam nasza wspólna znajoma.

— Teraz już wszystko rozumiem — twierdzi dziewczyna, uśmiechając się z czymś na kształt ulgi. — No cóż, dzisiaj będzie ten wywiad, więc trzymam kciuki, żeby wszystko się uspokoiło.

— Mam nadzieję, że tak będzie — przyznaję.

Przez następne kilka minut przemierzamy agencję w drodze do składu broni. Inni agenci mijając nas, patrząc na Ashley ze zdziwieniem, ale ona zdaje się tego nie zauważać. Dziewczyna patrzy z zamyśleniem przed siebie, zupełnie nie zwracając uwagi na to, co dzieje się wokół niej. Dopiero, kiedy ciągnę ją lekko w swoją stronę, żeby nie wpadła na innego pracownika, młoda Smith reflektuje się i wraca myślami do rzeczywistości. Zauważając zaciekawiony wzrok mężczyzny, przez chwilę patrzy na niego ze zdezorientowaniem, żeby chwilę później szybko wyciągnąć włosy zza ucha i zakryć nerwowymi ruchami bliznę.
Zachowanie Ashley jest co najmniej niepokojące, ale nie mam czasu z nią o tym porozmawiać, bo już po chwili stajemy przed drzwiami składu broni. Nawet chcę jeszcze powiedzieć coś dziewczynie, ale kiedy na sekundę odwracam się, żeby zapukać do drzwi, ona już odbiega. Zanim się orientuję, córka szefa jest już na końcu korytarza, machając mi z przyjaznym uśmiechem. O co tutaj chodzi?

W lekkim szoku odmachuję mojej nowej znajomej, a następnie wchodzę do królestwa pani Evans, starając się zapomnieć o dziwnym zachowaniu Ashley. Na szczęście nie zajmuje mi to długo, ponieważ przy biurku pani Jennifer zauważam Monikę i Kamilę, które jak gdyby nigdy nic zajadają ciasteczka, plotkując przy tym o dzisiejszym wywiadzie Kendalla.
Z rozbawieniem witam się z nimi, a następnie odbieram swoją komórkę i włączam ją, podczas gdy moje przyjaciółki zaczynają się zbierać. Musimy się spieszyć, więc ponaglam dziewczyny, które nie mogą nagadać się z panią Evans, ani oderwać się od przysmaków, leżących na biurku kobiety.

— Laski, naprawdę musimy już iść — mówię po raz kolejny, wzdychając ze zniecierpliwieniem.

— No dobra, idziemy. — Monika zaczyna wreszcie ciągnąć Kamilę w stronę drzwi.

— Chwila, wezmę jeszcze kilka ciastek na drogę. — Kami wyrywa się i napycha smakołykami jedną ze swoich kieszeni.

Kręcę z rozbawieniem głową, otwierając drzwi. Dziękuję pani Evans za przechowanie mojego telefonu oraz gościnę, a następnie pomagam Monice siłą wyciągnąć naszą przyjaciółkę z pomieszczenia. Kamila na szczęście nie protestuje i wychodzi z nami na korytarz, zapinając kieszeń swojej kurtki.
We trójkę zmierzamy w stronę wyjścia z budynku. Dziewczyny z czegoś się śmieją, ale ja nie jestem w temacie, więc po prostu skupiam się na moim telefonie, który w końcu się uruchamia. Wpisuję kod i łączę urządzenie z Internetem, a zaległe powiadomienia zaczynają pojawiać się na ekranie. Kilka z nich jest od mojej rodziny, ale znaczna większość jest od Kendalla. Szybko piszę moim najbliższym, że wszystko jest już w porządku, a następnie z zaciekawieniem otwieram wiadomości od Schmidta.

SMS-y, które dostałam od mojego przyjaciela, wywołują na mojej twarzy uśmiech, a jednocześnie niedowierzanie. Chłopak kilkadziesiąt razy prosił, abym jak najszybciej się z nim skontaktowała, ponieważ się o mnie martwi. Opisywał każdy swój ruch, który robił w kierunku odnalezienia mnie. Okazuje się, że Kendall przestraszył się nawet, że przez tę całą aferę z paparazzimi postanowiłam zerwać z nim kontakt. Prosił też o to, żebym odezwała się do niego również jeśli podjęłam taką decyzję. Twierdził, że uszanuje to i zostawi mnie w spokoju, ale chce wiedzieć tylko, że jestem cała i zdrowa.
Ostatnia wiadomość od Schmidta została wysłana kilka minut po ostatnim napadzie. Chłopak napisał, że niezależnie od tego, co o nim teraz myślę, musimy poważnie porozmawiać. Ponownie poprosił też, żebym jak najszybciej mu odpisała, ponieważ jeśli nie odezwę się do jutra, na policję zostanie zgłoszone moje zaginięcie. Obiecał mi też, że nie podda się, dopóki mnie nie znajdzie, bo nie chce popełnić takiego samego błędu jak w dzieciństwie.

Biorę głęboki oddech i zagryzam dolną wargę, czując jak zaczyna drżeć mi podbródek. Kendall naprawdę się o mnie martwi. Wcześniej nie do końca wierzyłam szefowi, kiedy powiedział, że gwiazdor próbował skontaktować się ze mną tyle razy, że nawet pracownicy mieli go dosyć. Teraz przekonałam się jednak, że Schmidtowi naprawdę zależy na naszej znajomości i na mnie, a to znaczy dla mnie więcej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
Drżącymi rękami zaczynam odpisywać Kendallowi, starając się wymyślić logiczne wyjaśnienie mojego zniknięcia. Nie przychodzi mi do głowy nic oprócz afery z paparazzimi, więc piszę po prostu, że na jakiś czas chciałam odciąć się od wszelkich mediów, aby przemyśleć tę całą sytuację. Przepraszam też chłopaka za to, że nie skontaktowałam się z nim nawet po jego wizycie w hotelu, o której napisał w jednej z poprzednich wiadomości. Mam szczerą nadzieję, że Schmidt uwierzy w moją wersję, ponieważ nie mam innego pomysłu na wytłumaczenie mu mojej nieobecności.

Wysyłam SMS-a, wsiadając do samochodu Browna razem z Moniką i Kamilą. Mężczyzna rusza w kierunku studia telewizyjnego, podczas gdy ja wpatruję się w ekran telefonu, czekając na odpowiedź Kendalla. Mam nadzieję, że wszystko u niego w porządku po ostatnim napadzie. Kiedy odbiegałam z miejsca zdarzenia, widziałam w jak wielkim szoku oraz przerażeniu jest Schmidt. Szczerze mówiąc, wcale mu się nie dziwię. Gdybym nie wiedziała o czyhającym zagrożeniu i ktoś próbowałby mnie kilkukrotnie zabić, też nie czułabym się najlepiej. Po takich wydarzeniach można przecież nawet nabawić się paranoi lub stanów lękowych, chociaż mam nadzieję, że gwiazdor jest na tyle silny, że wyjdzie z tego bez tak dużego szwanku.
Chowam komórkę do tylnej kieszeni spodni, kiedy po kilku minutach Kend nadal nie odpisuje. Z jednej strony martwię się, że stało się coś złego, a z drugiej podejrzewam, że chłopak przygotowuje się teraz do wywiadu i w pełni to rozumiem. Też chciałabym, żeby już wyjaśnił światu to całe zamieszanie. Mam dość natrętnych dziennikarzy oraz teorii spiskowych o moim życiu, tworzonych przez ludzi, którzy nawet mnie nie znają. Cieszę się tylko, że management Schmidta postanowił przynajmniej szybko sprostować tę sytuację, ale nie wyobrażam sobie, co muszą czuć gwiazdy, które doświadczają takiego traktowania na co dzień. Bardzo im współczuję.

Mija około godziny od naszego wyjazdu z agencji, kiedy Brown parkuje wreszcie na tylnym parkingu stacji telewizyjnej. Biorę głęboki oddech, a następnie po raz drugi w ciągu doby zakładam na twarz bandankę i zarzucam na głowę kaptur. Monika oraz Kamila robią dokładnie to samo, wysiadając z auta. Wszystkie trzy mamy zamiar wejść do budynku, jednak Michael zatrzymuje moją kuzynkę, prosząc ją, aby została w nim aucie, gdzie będzie miała dostęp do większości kamer, znajdujących się w budynku. Dziewczyna niemal od razu zgadza się na ten pomysł, a ja i Kami również nie mamy nic przeciwko. We dwie przynajmniej nie będziemy rzucać się aż tak w oczy.
Wyciągam z bagażnika nasze plecaki, jeden podając mojej przyjaciółce. Razem z Kamilą chcemy wejść już do środka, ponieważ wywiad jest coraz bliżej, kiedy Monia niespodziewanie woła mnie, abym zobaczyła coś na monitoringu. Niepewnie podchodzę więc do laptopa, który dziewczyna trzyma na swoich kolanach, a następnie schylam się lekko, aby lepiej widzieć obraz.

Na ekranie dostrzegam niewielki fragment pomieszczenia, który chyba jest garderobą Kendalla. Podnoszę brew ze zdziwieniem, nie dowierzając, że kamery są nawet tam. Przecież to jedno z bardziej prywatnych pomieszczeń, gdzie nie powinno być żadnego monitoringu. Muszę chyba przyzwyczaić się do ciągłej inwigilacji klientów T.A.C.O.S.
Czekam krótką chwilę, która z każdą sekundą zaczyna coraz bardziej się dłużyć, kiedy nagle Schmidt wchodzi do pomieszczenia razem z resztą chłopaków z Big Time Rush. Podczas gdy oni rozsiadają się na niewielkiej kanapie, on opiera się o toaletkę i wyciąga z kieszeni telefon. Od razu po odpaleniu komórki, na twarzy Kendalla pojawia się szok. Chłopak przez kilka dobrych sekund z niedowierzaniem wpatruje się w ekran, niemal się nie ruszając. Dopiero zaniepokojenie jego przyjaciół przywraca go do rzeczywistości, a na jego twarz wstępuje uśmiech. Chwilę później Kend klika kilka razy w ekran, po czym przykłada telefon do ucha, a moja komórka zaczyna dzwonić. O nie...

Patrzę spanikowana na Monikę, nie wiedząc co zrobić. Nie mam pojęcia, czy mam odebrać, czy zignorować połączenie. Z jednej strony, chyba nie powinnam rozmawiać z Kendallem, kiedy jestem już na akcji, a z drugiej strony, jeśli teraz odrzucę połączenie, to Schmidt będzie miał w głowie kompletny mętlik i może zacząć coś podejrzewać.
Wyciągam telefon z kieszeni spodni, w panice chcąc go wyłączyć, ale Brown pokazuje mi, żebym odebrała. Jednym gestem ucisza też moje przyjaciółki i patrzy na mnie z oczekiwaniem. Przełykam głośno ślinę, po czym ściągam z twarzy bandankę, a następnie odchodzę kilka kroków od auta, naciskając zielone kółeczko.

— Halo? — Przykładam komórkę do ucha.

— Jezu, Domi, jak dobrze, że odebrałaś. — Słyszę jak Kendall oddycha z ulgą. — Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że w końcu cię słyszę.

— Ja też się cieszę — mówię, starając się zabrzmieć jak najbardziej naturalnie. — Co tam? Czemu dzwonisz?

— Chciałem tylko zapytać, czy wszystko w porządku — oznajmia gwiazdor. — Wiesz, bałem się, że po tej całej aferze z paparazzi mogło stać ci się coś złego.

— Wszystko jest okay, nie martw się. — Śmieję się sztucznie. — Musiałam tylko trochę odpocząć i przemyśleć to wszystko.

— Rozumiem, to musiał być dla ciebie dość duży szok. — W głosie Schmidta słyszę zmęczenie tą całą sytuacją. — Słuchaj, a moglibyśmy spotkać się jakoś niedługo? Muszę powiedzieć ci coś ważnego.

— No pewnie, kiedy? — pytam, jak gdyby nigdy nic.

— Może dzisiaj? — proponuje wokalista. — Teraz co prawda czekam na wywiad i zaraz wchodzę na antenę, ale po programie będę wolny, więc jeśli ty też miałabyś chwilę, to myślę, że fajnie byłoby pogadać.

— Dobra, nie ma problemu — zgadzam się, doskonale wiedząc, że jeśli tego nie zrobię, Kendall zacznie zastanawiać się, co tak naprawdę się dzieje, a ja nie znajdę kolejnej wymówki. 

— Super, no to widzimy się jakoś za dwie godziny — potwierdza chłopak.

— W takim razie do zobaczenia i powodzenia na wywiadzie — mówię z uśmiechem i rozłączam się, bo Kamila pokazuje mi, że powinnyśmy już iść.

Ponownie zakładam bandankę, chowając jednocześnie telefon. Chwilę później wchodzę wraz z Kami tylnym wejściem do budynku stacji telewizyjnej. Studio programu, w którym ma wystąpić Kendall znajduję się na drugim piętrze. Na moment musimy zdjąć nasze zamaskowanie, żeby wtopić się w tłum, ale od razu po dostaniu się w odpowiednie miejsce, znów zakrywamy nasze twarze.
Razem z Kamilą stajemy za ścianą w jednym z korytarzy prowadzących do miejsca nagrań. Na szczęście ta część, w której się znajdujemy, jest rzadko uczęszczana przez kogokolwiek, a i tak jest stąd dobry widok na to, co dzieje się przed kamerami. Można powiedzieć, że to miejscówka idealna.

Następne pół godziny mija nam na słuchaniu rozmowy, która na przemian podnosi mi ciśnienie i trochę mnie uspokaja. Kamila kuca na ziemi, opierając łokcie o kolana i wodzi wzrokiem po publiczności, żeby w razie napadu szybko zauważyć sprawcę. Ja natomiast stoję oparta o ścianę ze skrzyżowanymi na ramionach rękami oraz skrzyżowanymi nogami na poziomie kostek.
Wywiad, pomimo natrętnych, a często też niestosownych, pytań dziennikarki, przebiega całkiem gładko. Kendall cierpliwie wyjaśnia, że nie łączy go ze mną nic poza przyjaźnią. Opowiada też trochę na temat naszej znajomości, ale wszystkie szczegóły oraz fakt, że znamy się od dzieciństwa, zostawia jednak dla siebie. Publiczność dowiaduje się więc tylko, że przyjechałam do Los Angeles całkiem niedawno oraz że nasze spotkanie było pierwszym od dawna. Schmidt twierdzi też, że świetnie się na nim bawił, co było powodem przeoczenia paparazzich.

W pewnym momencie pada jednak pytanie, na które odpowiedzi trochę się boję. Prezenterka pyta bowiem, dlaczego w ostatniej chwili moja obecność na wywiadzie została odwołana. Przedstawia też różne teorie fanów na ten temat. Okazuje się więc, że niektórzy myślą, że przez całą tę aferę, zerwałam kontakt z Kendallem. Inni zgadują zaś, że na pewno byłam wynajętą aktorką, a spotkanie i wszystkie zdjęcia zrobione przez paparazzi były ustawione, aby Big Time Rush było na językach przed wydaniem kolejnej płyty. Zaciskam zęby, czując jak moje ciało spina się ze stresu i złości, że ktokolwiek mógł tak w ogóle pomyśleć. Mam nadzieję, że Schmidt zdementuje te plotki, bo to jest najgłupsza rzecz, jaką w ostatnim czasie usłyszałam.
Oddycham z ulgą, gdy Kendall rzeczywiście zaprzecza tym teoriom, ale wersja jaką podaje, niemal zwala mnie z nóg. Wokalista ze stoickim spokojem twierdzi bowiem, że nie ma mnie na wywiadzie, ponieważ management ustalił moją obecność za jego plecami, a on się na to nie zgadza. Mój szok sięga jednak zenitu w momencie, w którym chłopak oznajmia, że nie wyraził zgody na mój występ, ponieważ doskonale wie, jaki jest świat show biznesu i będzie mnie przed nim chronił tak długo, jak będzie mógł.

Patrzę z niedowierzaniem na Kamilę, która wpatruje się we mnie z takim samym zdziwieniem. Żadna z nas nie ma pojęcia, czy słowa Kendalla to prawda, ale sam fakt, że powiedział coś takiego publicznie, jest dla nas czymś nie do ogarnięcia. Nie chcę przyznać tego nawet przed moją przyjaciółką, ale jeśli słowa Schmidta były prawdziwe, to jest to strasznie urocze i bardzo mnie to rozczuliło. Nikt nigdy nie zrobił dla mnie czegoś tak kochanego. Nikt nigdy mnie tak nie ochronił.
Zwieszam na moment głowę i odchrząkuję cicho, czując jak wzruszenie ściska moje gardło. Jest mi jednak ciężko to opanować, ponieważ Kendall kilkukrotnie potwierdza swoją wersję, pomimo wątpliwości i dociekań. Na koniec tego wszystkiego Schmidt dodaje jeszcze, że jestem dla niego ważna i nie chciałby stracić mnie przez wścibstwo obcych ludzi, a te słowa uderzają mnie prosto w serce. Widzę w jego oczach, że jest szczery. Znam go, teraz nie kłamie.

Zaczynam klaskać razem z publicznością, kiedy wywiad dobiega końca. Na zakończenie Big Time Rush ma zagrać jeszcze jeden z ich utworów. Chłopcy są już na scenie, więc ja i Kamila zaczynamy się zbierać. Dziewczyna odchodzi kilka kroków do tyłu, gdzie leżą nasze plecaki. Ja natomiast z przyjemnością oglądam występ zespołu, czując ulgę, że nic złego się nie wydarzyło. W pewnym momencie odwracam jednak wzrok w stronę publiczności, a kiedy patrzę z powrotem na scenę, moje oczy spotykają oczy Kendalla, które rozszerzają się z szoku na mój widok.
Z przerażeniem powoli zaczynam się cofać, podczas gdy wokaliści kończą piosenkę i schodzą ze sceny. Widząc, jak Schmidt wraz ze swoimi przyjaciółmi zmierzają w moją stronę, niewiele myśląc zrywam się do biegu. Mijam przy okazji zdezorientowaną Kamilę, która zdąża tylko rzucić mi plecak, a potem sama zaczyna uciekać.

Słysząc za sobą coraz szybsze męskie kroki, przyspieszam i skręcam w lewo, a moja przyjaciółka chowa się w pierwszym napotkanym pomieszczeniu, z nadzieją, że nie zostanie zauważona. Myślę jednak, że Kendall nie zwrócił na nią uwagi, bo kiedy odwracam na chwilę głowę, jego wzrok cały czas spoczywa na mnie. Zbiegam po schodach, przeskakując po dwa stopnie. Muszę jak najszybciej się stąd wydostać, ale słyszę, że Schmidt jest coraz bliżej.

— Poczekaj, proszę! — Słyszę nagle głos wokalisty. — Chcę tylko z tobą porozmawiać!

Błaganie i bezradność, którą wyłapuje u Kenda sprawia, że jest mi go żal. Wiem, że chciałby dowiedzieć się, co tak naprawdę się dzieje i uważam, że powinien mieć do tego prawo, ale ja nie mogę udzielić mu żadnej odpowiedzi. Poza tym, nie mam nawet pojęcia, co dokładnie się dzieje. Mam świadomość istnienia szajki oraz ich wyraźnej niechęci do Schmidta, ale nie wiem, kim są ci ludzie, ani jaki jest ich motyw. Nawet gdybym chciała, nie potrafiłabym odpowiedzieć na pytania chłopaka.
Wzdycham ze zmęczeniem, a następnie zeskakuję z ostatniego stopnia schodów. Przebiegam przez recepcję, mijając zdziwionych pracowników, i wybiegam na zewnątrz. Przez szklane drzwi widzę Kendalla, wpadającego na parter. Wokalista przez chwilę rozmawia z recepcjonistką, więc korzystam z okazji, żeby uciec.

Wyciągam z plecaka pistolet z liną, po czym dwa razy naciskam spust, a hak, znajdujący się na końcu urządzenia, zaczepia się o elewację budynku, wciągając mnie na dach. Chowam broń z powrotem do torby i kładę się na chwilę na płaskiej powierzchni. Próbuję złapać oddech, który straciłam jakoś w połowie ucieczki. Jest mi słabo, a w głowie mam karuzelę. Wiem jednak, że teraz nikt mi nie pomoże. Kamila, Monika i Brown są przecież w aucie, a może nawet już w drodze do hotelu.
Wyciągam z kieszeni telefon, a następnie wybieram numer mojej kuzynki. Dziewczyna odbiera już po kilku sygnałach, ale ja nie mam nawet siły się odezwać. Chcę tylko, żeby usłyszała mój oddech. Dzięki temu będzie wiedziała, że jestem cała i zdrowa, przynajmniej w teorii.

— Domi, żyjesz? Gdzie jesteś? Mamy tam przyjść? Potrzebujesz pomocy? — pyta Monia po kilku sekundach słuchania mojego dyszenia.

— Jestem na dachu — mówię cicho. — Jedźcie do hotelu, Kendall może być tam w każdej chwili.

— A ty jak wrócisz? Przecież nie masz żadnego transportu. — W głosie dziewczyny słychać zmartwienie.

— Dam sobie radę, nie przejmuj się. — Powoli podnoszę się do pozycji siedzącej. — Proszę, wracajcie do mieszkania.

Rozłączam się, zanim Monika zdąży zaprotestować. Wstaję na chwiejnych nogach i podchodzę ostrożnie do krawędzi dachu, spoglądając w dół. Przed budynkiem stoją Kendall, Logan, James oraz Carlos, którzy żywo o czymś dyskutują, rozglądając się na wszystkie strony. Szukają mnie, więc wycofuję się powoli, na wypadek gdyby któryś z nich spojrzał w górę. Na szczęście żaden z chłopaków nie wpada na taki pomysł, a ja po chwili dostaję SMS-a od Schmidta. Jest już w drodze do hotelu.
Podchodzę z powrotem do krawędzi i wyglądam przez nią ostrożnie. Rzeczywiście, zespołu nie ma już na parkingu. Jedno z miejsc parkingowych również jest puste. Na mnie w takim razie też już czas, muszę się zbierać, żeby dotrzeć do hotelu przed celebrytami.

Z drobną pomocą liny oraz haka zaczynam przemierzać Los Angeles, skacząc po dachach budynków. Wybieram jednak mało uczęszczane ulice, aby nie zobaczyło mnie zbyt wiele osób. Nie chcę kolejnej afery ze swoim udziałem i naprawdę mam nadzieję, że po dzisiejszych wyjaśnieniach zniknę wreszcie z telewizji oraz gazet.
Z drugiej strony wiem jednak, że zadając się z Kendallem, już zawsze będę narażona na paparazzich oraz ich natrętną dociekliwość. Przyjaźniąc się z chłopakiem, nie uniknę plotek ani grzebania w moim życiu prywatnym. Pewnie wciąż będą pojawiały się też na mój temat artykuły i dziwne domysły. Chyba będę musiała się do tego przyzwyczaić, bo nie chcę znów stracić kontaktu ze Schmidtem. Nie tym razem.

Do hotelu docieram niemal równo z autem Kendalla. Kiedy ja biegnę po alejce, znajdującej się za budynkiem, on daje mi znać, że jest już na miejscu. Muszę szybko dostać się do mieszkania, bo nie mam pojęcia, czy Monika i Kamila wróciły do mieszkania, czy jeszcze stoją w korkach. Nie mogę jednak wejść głównymi drzwiami, bo Schmidt jest przekonany, że cały czas siedzę w budynku. Muszę szybko wymyślić, jak dostać się do środka, ale nie mam zbyt wiele czasu. Muszę działać. Teraz. Rozglądam się spanikowana w poszukiwaniu czegoś, dzięki czemu wpadłabym na dobry pomysł, kiedy nagle zauważam uchylone okno w pokoju naszego apartamentu. Bingo!

Ponownie używam mojej liny z hakiem, żeby wspiąć się na odpowiednie piętro. Staję na parapecie okna, które prowadzi do mojego pokoju i dziękuję Bogu, że moje przyjaciółki nie zamknęły go podczas mojego pobytu w agencji.
Wchodzę ostrożnie do mieszkania, a następnie zrzucam z ramion firmowy plecak. Torba, wraz z ubraniami, które miałam na sobie podczas wywiadu, lądują na dnie szafy, a ja przebieram się w pierwsze znalezione ciuchy. Rozplątuję też włosy, a gumkę oraz bandankę chowam pod poduszkę.

Siadam na łóżku, chcąc chociaż przez chwilę odetchnąć. Nie trwa to jednak długo, ponieważ już po chwili słyszę pukanie do drzwi mieszkania. Szybkim krokiem wychodzę z pokoju, a następnie, jako że dziewczyny jeszcze nie dotarły do hotelu, sama otwieram.
Uśmiecham się sympatycznie na widok chłopaków z Big Time Rush oraz Alexy, którą musieli zgarnąć gdzieś po drodze, a moje serce przyspiesza. Wiem, że okoliczności nie są zbyt sprzyjające, ale moja wewnętrzna fanka i tak wrzeszczy ze szczęścia, skacząc pod niebiosa. Marzenia chyba naprawdę się spełniają...

— Cześć, wejdźcie. — Gestem zapraszam gości do mieszkania.

— Dzięki. — Kendall uśmiecha się lekko. — A, właśnie, Domi, to są Logan, James i Carlos. Chłopaki, to jest właśnie Dominika.

— Miło mi was poznać. — Ściskam każdemu z przyjaciół Schmidta dłoń.

— Przyjemność po naszej stronie. — Logan puszcza mi oczko.

— Przestań. — Kendall od razu reaguje, co dziwi nie tylko mnie, ale i Hendersona. — Masz zakaz podrywania jej. To moja przyjaciółka i nie chcę, żeby przestała się do mnie odzywać, bo złamiesz jej serce, jasne?

— Spokojnie, nic przecież nie robię... — Muzyk przewraca swoimi brązowymi oczami.

— ...jeszcze — dodaje jednak James. — Jeszcze nic nie robisz.

— Kendall, to urocze, że chcesz mnie ochronić przed złamanym sercem, ale może pozwolisz, że to ja będę decydować, kto może mnie podrywać, a kto nie, co? — Śmieję się cicho, a chłopak podnosi ręce w geście poddania.

— A ja mogę? — pyta od razu Logan z szerokim uśmiechem, dzięki któremu w jego policzkach pojawiają się dołeczki.

— Nie, dziękuję. — Patrzę na niego przepraszająco, podczas gdy Carlos i James wybuchają śmiechem. Kątem oka widzę, że Schmidta też bawi ta sytuacja, chociaż stara się tego nie okazywać. — Wybacz, ale po prostu nie jesteś w moim typie.

— Przepraszam cię za nich — odzywa się nagle Alexa. — Czasami są nie do wytrzymania i wygadują różne głupoty.

— Nic nie szkodzi, rozumiem — zapewniam ją, bo widzę, że jest jej trochę wstyd. — To co, może usiądziemy i pogadamy na spokojnie?

Chwilę później celebryci idą rozgościć się w salonie, a ja drepczę do kuchni, żeby zrobić im coś do picia. Tak naprawdę, robię to jednak po to, żeby chwilę pomyśleć. Pomimo że bardzo cieszę się, że przyszli, to moje myśli krążą wokół Moni i Kami.
Zastanawiam się, gdzie je wcięło. Mam nadzieję, że nadal są z Brownem, ale boję się, że coś im grozi. Wiem, że pewnie by sobie poradziły, a i tak myśl o tym, że mogę być w niebezpieczeństwie, paraliżuje mnie. Naprawdę modlę się, żeby po prostu tkwiły wciąż w korku.

Z zamyśleniem biorę do ręki kubek i niemal od razu odstawiam go na poprzednie miejsce, sycząc z bólu. Gorące naczynie podrażniło dłoń, której skórę obtarłam wczoraj na akcji. Niech to szlag, naprawdę boli. Wkładam rękę pod zimną wodę, mając nadzieję, że dolegliwość zaraz ustanie. Przy okazji zastanawiam się też, jak mam ukryć obrażenia przed gośćmi.

— Domi, wszystko w porządku?! — Słyszę z salonu Kendalla.

— Tak, już do was idę! — odkrzykuję i szybko biorę się w garść.

Kilka minut później wychodzę z kuchni, niosąc tacę z napojami. Kładę ją na stole, a następnie siadam na fotelu i sięgam po jeden z kubków. 

— Więc? O czym chciałeś porozmawiać? — zwracam się do Schmidta, przypominając sobie, że chciał powiedzieć mi coś ważnego.

— Wiesz, tak szczerze mówiąc, to myślałem, że porozmawiamy sam na sam, ale chłopaki uparły się, że chcą przyjechać ze mną. Przepraszam, że przyprowadziłem ich tak bez zapowiedzi — Kend patrzy na mnie z zakłopotaniem.

— Nic nie szkodzi. — Uśmiecham się wyrozumiale. — Jeśli chcesz, to możemy pójść do mojego pokoju i tam pogadać. Moje przyjaciółki zaraz powinny wrócić ze spaceru, więc twoi przyjaciele nie będą się nudzić.

— Oj, dajcie spokój. — Logan znowu przewraca oczami. — I tak każdy z nas wie, o czym będziecie gadać.

— To znaczy? — Marszczę brwi, błądząc wzrokiem po chłopakach.

— Słyszałaś może o napadzie w kawiarni sprzed kilku dni? — pyta niepewnie Schmidt, a ja czuję, że robi mi się niedobrze ze strachu. Mimo to przytakuję, chcąc dowiedzieć się, co chłopak ma do powiedzenia na ten temat.

Przez następne kilka minut Kendall opowiada mi o wszystkich atakach, których był ofiarą. Z każdą kolejną historią, chłopak staje się coraz bardziej roztrzęsiony. Jego wzrok jest wbity w ziemię, a on zaczyna ze stresu bawić się swoimi palcami. Co jakiś czas tylko zerka na mnie, jakby z obawą, że mu nie uwierzę.
Jego niepokój sięga zenitu, kiedy zaczyna mówić o Dziewczynie w Bandance. Moje serce staje na chwilę z przerażenia, bo jestem przekonana, że się domyślił. Automatycznie naciągam też rękaw bluzy na zranioną dłoń, żeby Schmidt niczego nie zauważył, ale naprawdę boję się, że już za późno.

— A według mnie gadasz bzdury i tyle — podsumowuje James. — W końcu nikt poza tobą jakoś nie mówi o tej tajemniczej dziewczynie, prawda?

— Przecież Bridgit potwierdziła moją wersję! — oburza się Kendall. — Zaraz po napadzie, kiedy poszliśmy do studia, pamiętasz?

— To prawda — potwierdza Carlos to, co wraz z dziewczynami widziałyśmy na zapisie z kamer.

— W takim razie, kim jest ta dziewczyna? — pyta Logan. — Przecież, gdyby widzieli ją wszyscy uczestnicy napadu, byłoby już o niej głośno.

— Może to jakaś tajna agentka? — sugeruje Pena, a ja prawie krztuszę się herbatą. — Wiecie, mogła wymazać tym ludziom pamięć, albo coś w tym stylu.

— Carlos, to nie jest śmieszne — karci go Alexa. — Przestań wymyślać bajki, życie to nie film.

— Właśnie, a poza tym, Domi mi wierzy. Prawda? — Kend patrzy na mnie z nadzieją.

Przez chwilę w pomieszczeniu panuje głucha cisza, a pięć par oczu wycelowanych jest prosto we mnie. Nie chcę zawieść mojego przyjaciela, ale nie mogę też tak po prostu przytaknąć.

— Wiesz... — zaczynam powoli — ...uważam, że taka dziewczyna rzeczywiście mogła tam być, ale po tym, co się stało, ludzie mogli być zbyt wystraszeni, aby wspomnieć komukolwiek o jakiejś dziewczynie, nawet jeśli uratowała ci życie.

— Dobra, to ma jakiś sens — przyznaje Schmidt, a ja oddycham z ulgą. — Ale wiesz, co właśnie zauważyłem?

— Co takiego? — pytam z zaciekawieniem.

— Obie macie bardzo podobne oczy — twierdzi nagle chłopak, zaczynając się w nie wpatrywać. — Są prawie identyczne.

— Może dlatego, że nie jestem jedyną na świecie dziewczyną z niebieskimi oczami? — Śmieję się krótko, próbując zamienić to w żart.

— Niby nie, ale... — Kendall chce powiedzieć coś jeszcze, kiedy nagle drzwi mieszkania otwierają się i stają w nich moje przyjaciółki. Nareszcie!

Kamila i Monika stają jak wryte, widząc celebrytów, siedzących w naszym salonie. Patrzą zszokowane to na mnie, to na nich, chyba niedowierzając. Macham im ze śmiechem, zadowolona że uratowały mnie od kolejnych niewygodnych spostrzeżeń Schmidta.
Po chwili zdziwienia, dziewczyny dołączają do nas i, choć Kendall wydaje się ciut przerażony wizją spędzenia wieczoru w towarzystwie Kami, wszyscy znajdujemy wspólny język. Kilka następnych godzin mija nam więc na żartach, śmiechach oraz ciekawych rozmowach, co jest idealnym zakończeniem dnia.

~*~

Hejka!
Dzisiaj nie mam do powiedzenia nic szczególnego, poza tym, że wciąż przygotowuję niespodziankę, którą zobaczycie w grudniu. Lecę więc dalej tworzyć z nadzieją, że rozdział Wam się podobał.

Jeśli tak było, możecie zostawić gwiazdkę – będę wdzięczna. Jeśli natomiast macie jakieś zastrzeżenia, śmiało napiszcie to w komentarzu. Jestem otwarta na krytykę, ale tylko tę konstruktywną ;-)

Do następnego!


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top