Rozdział 2

!UWAGA!
W tekście występują liczne wulgaryzmy. Czytasz na własną odpowiedzialność.

~*~

Dominika

    Otwieram oczy, siadając gwałtownie. Rozglądam się z przerażaniem po pomieszczeniu, z ulgą stwierdzając, że wciąż jestem w swoim pokoju. Szybko zapalam stojącą na szafce nocnej lampkę, po czym opieram się o ścianę i zamykam oczy. Mój oddech jest szybki i płytki, a ciało całe drży. Zaciskam ręce na kołdrze i biorę głębszy wdech, próbując się uspokoić. Nie mam pojęcia, co ostatnio się ze mną dzieje, ale coraz bardziej zaczynam się bać.
Od kilku ostatnich nocy niemal za każdym razem, kiedy zasypiam, mam koszmary. W snach znajduję się w różnych niebezpiecznych sytuacjach i dziwnych miejscach, a za każdym razem towarzyszy mi tam jakaś bliska osoba, której coś grozi. Najgorsze jest jednak to, że nigdy nie mogę pomóc. Wszystkie koszmary urywają się, gdy zagrożenie dopada towarzyszącą mi osobę. Nie mam pojęcia, co te sny oznaczają, ale jestem nimi naprawdę przerażona i chcę, żeby już zniknęły.

    Po raz ostatni biorę głęboki oddech i jeszcze na chwilę zamykam oczy, czując że wreszcie się uspokajam, a moje spięte ciało, w końcu się rozluźnia. Puszczam trzymaną dotychczas kołdrę, a następnie sięgam po telefon, leżący na szafce nocnej. Odblokowuję komórkę, a wyświetlacz gwałtownie rozświetla moje otoczenie, na chwilę mnie oślepiając. Mrużę oczy, przyzwyczajając wzrok do ostrego światła, dzięki czemu po chwili dostrzegam obecną godzinę. Jest druga w nocy, no to pięknie...

    Wzdycham zrezygnowana i wstaję z łóżka, wiedząc że już nie zasnę.Chyba nawet nie ośmieliłabym się ponownie położyć, w obawie przed kolejnym koszmarem. Poza tym, przez to, że poprzedniego dnia nie zjadłam kolacji, mój brzuch zaczyna głośno burczeć, więc tym bardziej nie dam rady zmrużyć oka.

Wychodzę po cichu z pokoju, uważając aby nie zmącić panującej w domu grobowej ciszy. Wszędzie jest kompletnie ciemno, więc ponownie odblokowuję telefon i włączam latarkę, której światło pada prosto na drzwi pokoju mojego brata. Przez moment wpatruję się w jeden punkt, mając wrażenie, że coś się zmieniło. Dopiero po chwili zauważam brak zabawek Kuby, które wczoraj ułożyłam pod wejściem do jego sypialni. Trochę to dziwne, mama przecież nigdy w nocy nie zbiera zabawek, mój brat sam to zazwyczaj robi następnego dnia rano. Niepewnie podchodzę pod drzwi pokoju mojego brata i uchylam je lekko. Ze zdziwieniem dostrzegam, że Kuba zamiast spać,siedzi przy biurku,na którym leży otwarta książka.

    — Kuba? — pytam cicho, a mój brat odwraca się gwałtownie w moją stronę. — Dlaczego jeszcze nie śpisz?

    — Uczę się — odpowiada chłopiec, odwracając się z powrotem w stronę biurka. — Jutro mam ten test z matmy, pamiętasz?

    — To już jutro? — Podchodzę zdziwiona do brata, a on przytakuje. Pochylam się nad książką i rzucam okiem na zadania. — Myślałam,że tata miał ci to wytłumaczyć — mówię zgodnie z prawdą, wiedząc że nikt inny by mu tego nie wytłumaczył. To właśnie tata jest umysłem ścisłym w naszej rodzinie i to on zawsze tłumaczył mi i młodemu matematykę, kiedy mieliśmy z tym przedmiotem jakiś problem.

    — No niby tłumaczył, ale i tak się boję. — Wzdycha Kuba, zapisując kolejne działanie matematyczne. W zasadzie nie dziwię się zestresowaniu młodego. Nie ma on najlepszych stopni z matematyki, a po ostatniej jedynce rodzice zagrozili, że jeśli dostanie kolejną złą ocenę, nie puszczą go na mistrzostwa koszykówki, w których ma grać.

    — Kuba, proszę, połóż się. — Biorę do ręki książkę, zamykając ją. — Na pewno wszystko już umiesz, a brak snu ci nie pomoże, naprawdę.

    — A co jak jednak nie zdam? Ja muszę jechać na ten mecz, rozumiesz? — Mój brat w akcie desperacji zaczyna podnosić głos.

    — Nie krzycz, bo obudzisz rodziców — upominam go. — Proszę,przynajmniej spróbuj zasnąć, dobrze? Wszystko będzie w porządku, mówię ci.

    — No okay... — zgadza się w końcu Kuba, chyba już bardzo zmęczony, i potulnie kładzie się do łóżka. — A tak właściwie, to czemu ty nie śpisz? Też masz jutro szkołę.

    — Miałam koszmar... — przyznaję niechętnie — ... a poza tym jestem trochę głodna — dodaję szybko ze śmiechem, widząc zmartwioną minę mojego brata.

    — Czyli dzisiaj nie idziesz spać? — pyta z zaciekawieniem dziesięciolatek.

    — Raczej nie, ale ty masz spróbować zasnąć, jasne? — Gaszę szybko zapał Kuby. — Jeszcze dzisiaj do ciebie zajrzę, dobranoc.

    — Dobranoc. — Mój brat zamyka oczy, a ja wychodzę z jego pokoju i kieruję swoje kroki do kuchni.

    Kilka minut później wracam do swojej sypialni z talerzem kanapek. Siadam przy biurku, a następnie wyciągam z plecaka książki, postanawiając że następne parę godzin spędzę na nauce do matury, a jeśli starczy mi czasu wykonam jeszcze kilka ćwiczeń i porozciągam się, ponieważ wczoraj nie miałam na to niestety ani sekundy, pomimo że powinnam ćwiczyć codziennie. Na sam początek biorę się jednak za książki, pamiętając że egzamin dojrzałości jest tuż za rogiem.

    Z wiru nauki wyrywa mnie piosenka zespołu Big Time Rush, ustawiona jako mój budzik. Biorę telefon do ręki i wyłączam alarm, przerywając tym samym melodię utworu „This Is Our Someday". Wstaję energicznie z krzesła, czując że godzina gimnastyki w przerwie od nauki naprawdę dobrze mi zrobiła. Nucąc pod nosem piosenkę z mojego budzika, zaczynam przygotowywać się do kolejnego dnia szkoły.

    Kiedy wychodzę z łazienki po porannej toalecie, pomimo że mam jeszcze sporo czasu do rozpoczęcia lekcji,  chcę wyjść już z domu, żeby na spokojnie dojechać do szkoły i nie musieć nigdzie się spieszyć. Moje plany przerywa jednak dzwonek telefonu, który zaczyna grać, gdy sięgam już po moją deskorolkę. Ze zdziwieniem biorę z biurka komórkę, sprawdzając, kto dzwoni. To Kamila, nareszcie!

    — Kami? — Odbieram szybko. — Jesteś już w domu?

    — Siema, stara, też się stęskniłam. — Śmieje się dziewczyna, a ja przewracam z rozbawieniem oczami. — Ja już w szkole, tylko ciebie coś nie widzę.

    — Już jesteś w szkole? — dopytuję z niedowierzaniem. — Od kiedy tak ciągnie cię do nauki?

    — Spieprzaj, dobra? — rzuca Kamila ze zirytowaniem. — Mama podrzuciła mnie w drodze do pracy. Przyjeżdżaj w końcu, bo nie mam, co robić.

    — Będę maksymalnie za pół godziny — informuję zniecierpliwioną przyjaciółkę.

    — Czekam przy szafkach — mówi Kamila i rozłącza się, chyba nie mając ochoty na dalszą rozmowę. Wzdycham, przewracając oczami i wychodzę w końcu z domu, łapiąc po drodze deskę.

    W szkole, tak jak oznajmiłam Kamili, jestem dokładnie po półgodzinie. Od razu kieruję się w stronę szafek i już z daleka widzę moją przyjaciółkę, siedzącą na schodach niedaleko. Dziewczyna ubrana jest w całości na czarno, a strój ten dopełnia ulubiona, skórzana kurtka Kamili, z którą jest niemalże nierozłączna.  Podchodzę do Kami, która wpatruje się z zaciętą miną w swój telefon, widocznie coś analizując, a moje kroki odbijają się echem po korytarzu. W budynku nie ma jeszcze wielu osób. Większość uczniów czeka na pierwszy dzwonek na boisku, korzystając z ciepłego, kwietniowego dnia. Mnie to pasuje, przynajmniej będę mogła na spokojnie porozmawiać z Kamilą, nie martwiąc się, że ktoś coś usłyszy.

    — Cześć, Kami. — Uśmiecham się przyjaźnie do dziewczyny, która odrywa wzrok od telefonu, i siadam na schodach obok niej.

    — Siema, co tam? — Kamila przybija mi piątkę. — Działo się coś, jak mnie nie było?

    — Tak, trochę tak, ale to nieistotne. — Odkładam plecak na deskorolkę, którą kładę na podłodze. — Lepiej powiedz mi, jak było na szkoleniu. Kiedy masz egzaminy?

    — Spoko było. Nie połamałam się i żyję, więc zajebiście. Tylko, że szef stwierdził, że nie poda mi daty testów i za chuj nie wiem, czemu. — Kami chowa telefon do kieszeni spodni. — A ty wiesz, kiedy będziesz zdawać?

    — Nie, po szkoleniu usłyszałam to samo, co ty. — Wzdycham, przypominając sobie, jak pół roku temu szef powiedział mi tylko, że mam być czujna. Nie dał żadnych wskazówek, żadnej chociażby wstępnej daty, no po prostu kompletnie nic.
Za to moja starsza kuzynka, Monika, nie miała z egzaminami problemu. Mogła umówić się na konkretny termin i na spokojnie przygotować się do tego.Chociaż zakładam, że miało to też związek ze zmianą rady nadzorczej. To oni wręcz narzucili zmianę procesu egzaminowania potencjalnych pracowników.

Z jednej strony wydaje mi się, że ten nowy sposób rekrutacji, może wyjść zakładowi na dobre, ponieważ będzie można bardziej szczegółowo sprawdzić potencjalnych pracowników i  poznać ich reakcje na poszczególne sytuacje, na które nie będą przygotowani.
Dla rekrutów jest to jednak dosyć uciążliwe,zwłaszcza że każdy, niezależnie od wieku, ma swoje obowiązki, a egzaminu można spodziewać się zawsze i wszędzie, co powoduje dodatkowy stres oraz zaniepokojenie. I chociaż zmiany weszły dopiero rok temu, znam już ludzi, którzy niestety popadli w taką paranoję, że nie dotrwali do ostatecznego sprawdzianu. Szefostwo nazywa takich ludzi „słabszym ogniwem", a ja boję się, że ja lub Kamila też możemy należeć do tej grupy...

    Z zamyślenia wyrywa mnie dzwonek na pierwszą lekcję. Uczniowie zaczynają zalewać szkolne korytarze, a ja biorę szybko wszystkie swoje rzeczy i schodzę ze schodów, nie mając ochoty być przepychaną przez ludzi z innych klas, zmierzających na pierwsze piętro. Kamila nie rusza się jednak z miejsca, ponieważ doskonale wie, że ją każdy ominie. Nikt nie miałby na tyle odwagi, żeby nawet niechcący ją dotknąć. Szczerze mówiąc, gdybym nie znała Kami, też bałabym się do niej podejść, czy nawet znaleźć się w zasięgu jej wzroku. Kurczę, pozory naprawdę mylą...

    Wzdycham cicho, czekając aż tłum choć trochę się przerzedzi, a kiedy już to następuje, omijam kilku pozostałych na korytarzu uczniów i podchodzę do szafki, gdzie chowam moją deskorolkę. Po zamknięciu szafki macham raz jeszcze Kamili i oddalam się wreszcie w stronę sali, w której mam mieć pierwszą lekcję. Dzisiaj jest to niestety chemia, która nie jest jednym z moich ulubionych przedmiotów, ale jakoś sobie radzę. Na całe szczęście tę lekcję mam tylko raz w tygodniu, więc nie jest jeszcze aż tak źle.

    Skręcam w odpowiedni korytarz, gdzie zatrzymuję się wpół kroku, dostrzegając ze zdziwieniem, że wszyscy ludzie z mojej klasy siedzą pod salą wpatrzeni w telefony. Czyżby nie było dzisiaj w szkole nauczycielki? Prawdopodobnie.
Podchodzę niepewnie do grona znajomych mi uczniów, czując na sobie szyderczy wzrok tych, którzy znają mnie jeszcze ze szkoły podstawowej. Odkładam plecak na podłogę i, patrząc w ziemię, podchodzę do okna, po czym opieram się trzęsącymi rękami o parapet, zaczynając wpatrywać się przeszklonymi oczami w przestrzeń za szybą.

Bardzo chciałabym skończyć już szkołę i odciąć się od tych wszystkich ludzi, których znam od tylu lat. Widok moich znajomych, których znam jeszcze z podstawówki, ciągle przypomina mi ten okres, a ja nie chcę do niego wracać. W moim życiu wydarzyło się wtedy wiele złych rzeczy, które wywarły na mnie bardzo duży wpływ, pomimo że dla innych niektóre z takich zdarzeń mogłyby być błahostkami.

Powoli zaczynam odpływać w świat wspomnień ze szkoły podstawowej, kiedy nagle kątem oka dostrzegam, że ktoś staje obok mnie, opierając się łokciami o parapet. Spinam się i wracam myślami do rzeczywistości, znów włączając czujność. Nie mam jednak odwagi spojrzeć na ucznia, który jest obok, więc biernie czekam na dalszy rozwój wydarzeń.

    — Nie przejmuj się nimi — odzywa się w końcu chłopak, a ja po jego głosie rozpoznaję Piotrka. Po tonie zgaduję natomiast, że na twarzy Szewczyka gości lekki uśmiech.

    — Ty też taki byłeś — mówię cicho, nie podnosząc kącików ust nawet na milimetr.

    — Byłem — przyznaje Piotr. — Ale już nie jestem. Dojrzałem i zrozumiałem niektóre rzeczy. Żałuję tego, co robiłem i żałuję też tego, że nigdy nie zaufałaś mi na tyle, żeby wyjaśnić mi to wszystko, co się wtedy stało.

    — To znaczy? — Patrzę na niego ze zdziwieniem. — Co miałabym ci wyjaśnić?

    — No wiesz, znamy się od podstawówki, a ty w pewnym jej momencie bardzo się zmieniłaś, pamiętasz?  — Piotrek przypomina mi straszną przemianę, jaką przeszłam. Z wesołej, radosnej dziewczynki, która pomimo swojej nieśmiałości chciała się ze wszystkimi przyjaźnić, stałam się jeszcze cichszym, jeszcze bardziej nieśmiałym dzieckiem, które zamknęło się w sobie i odsunęło się od wszystkich. Chłopak nie ma nawet pojęcia, jak bardzo chciałabym wymazać ten okropny okres ze swojego życia.

    — Cóż... — zaczynam powoli, ważąc ostrożnie każde słowo. — Myślę, że do niektórych rzeczy nie warto wracać. Czasami chyba lepiej po prostu zapomnieć i nie analizować pewnych zdarzeń, nawet jeśli coś zmieniły. — Odwracam wzrok z powrotem w stronę okna. — Wydaje mi się, że niekiedy trzeba dać sobie czas na oswojenie się ze zmianami i dopiero wtedy przeanalizować wszystko, bez zbędnych emocji.

    — Rozumiem. — Piotrek zamyśla się na chwilę. — A ty dotarłaś już do tego punktu, w którym możesz poddać wszystko analizie?

    — Jeszcze nie. — Uśmiecham się smutno. — Nadal nad tym pracuję.

    Kątem oka widzę, że Piotr chce zapytać o coś jeszcze, ale uniemożliwia mu to dzwonek, sygnalizujący rozpoczęcie przerwy. Odchodzę od okna, zostawiając tam chłopaka, a następnie podnoszę swój plecak z podłogi i kieruję się w stronę szafek, gdzie czeka już na mnie Kamila, zresztą jak zawsze.

Dziewczyna stoi przy swojej szafce, opierając się o nią ramieniem, i znów robi coś w telefonie. Nie wygląda jednak na zadowoloną, więc nawet nie próbuję zaczynać rozmowy. Po prostu opieram się plecami o szafkę i zamykam na chwilę oczy, próbując przygotować się psychicznie na konfrontację z Julią, która ma nastąpić już na nadchodzącej lekcji.

Trochę boję się, jak Julka zareaguje na wieść, że projekt jest już praktycznie gotowy, ale mam nadzieję, że Piotrek i Agata jakoś to załatwią. Oczywiście ja też chciałabym pomóc, ale znając mnie, nie będę miała odwagi wypowiedzieć choćby jednego słowa. Czasem naprawdę nienawidzę się za tę nieśmiałość i bojaźliwość w kontaktach międzyludzkich...

    Słysząc nagle dzwonek na przerwę, otwieram oczy i biorę głęboki oddech.Patrzę z zaniepokojeniem na Kamilę, ale wiem, że w tej sytuacji nawet ona mi nie pomoże, zwłaszcza że nie ma nawet pojęcia o całym projekcie, a tym bardziej o sytuacji z Julią. Z duszą na ramieniu ruszam więc w stronę sali języka polskiego, modląc się, żeby nie było aż tak źle, jak wydaje mi się, że może być.

Wraz z pozostałymi uczniami wchodzę do pomieszczenia, zajmując swoje standardowe miejsce. Nie zdążam jednak wypakować nawet książek z plecaka, gdy widzę, że Piotrek, Agata i Julka zmierzają już moją stronę. Siadam szybko na krześle obok ściany i znów odsuwam się od pozostałych uczniów najdalej, jak tylko mogę.

    Chwilę później moi „współpracownicy" siadają przy mojej ławce i przygotowują się do lekcji. Piotrek wyciąga z plecaka zwinięty w rulon plakat, Agata kładzie na środku ławki podręcznik, a Julia wyjmuje z torebki lusterko, szminkę i pilniczek do paznokci. Ja natomiast  kładę na kolanach wypracowanie, przygotowana na kłótnię.

    — No dobra, wszystko już mam, więc wy bierzcie się do pracy, a ja biorę się za paznokcie — zarządza nagle „Juliette", sięgając po pilniczek.

    — Nie — mówi spokojnym tonem Piotrek.

    — Słucham? — pyta ze sztucznym uśmiechem dziewczyna.

    — Nie — powtarza chłopak. — My zrobiliśmy już swoje — oznajmia, po czym on i Agata kładą na ławce gotowy plecak, a ja dokładam esej.

—Co to ma być? — „Juliette" nawet nie próbuje ukryć już swojej złości.

    — Nasze części projektu — mówi jak gdyby nigdy nic Agata. — Teraz twoja kolej, żeby trochę popracować, księżniczko. Zostawiliśmy ci do zrobienia, żebyś nie miała za dużo roboty, bo wiemy, że przecież jesteś bardzo zajęta — wyjaśnia z sarkazmem dziewczyna.

    — Pozwoliłam wam to zrobić? — Julia jest już bliska krzyku. Zezłoszczona marszczy brwi, patrząc na naszą trójkę z nienawiścią. — Przypominam, że to ja jestem liderką grupy i to ja decyduję, co i kiedy robicie. W tej chwili macie zabrać mi to z oczu. Przyjdziecie do mnie w piątek i zrobicie to jeszcze raz, tak jak ustaliliśmy na samym początku — syczy Julka przez zaciśnięte zęby, nie mając zamiaru przyjmować odmowy.

    — Nie ma takiej opcji. — Piotrek zaciska pięści, a ja zerkam na niego ze strachem. — Mówiliśmy ci już, że w piątek jesteśmy zajęci. Ty stwierdziłaś, że nie masz czasu w inne dni, więc wykonaliśmy swoje zadania, kiedy wykonaliśmy wolną chwilę. Nie będziemy robić tego jeszcze raz, bo ty tak chcesz. — Chłopak przez ławkę nachyla się do Julii. Mam tylko nadzieję, że nie zrobi zaraz niczego głupiego. — W piątek nas u siebie nie zobaczysz, bo nie mamy zamiaru wywracać do góry nogami całego dnia specjalnie dla twojej wygody. My wykonaliśmy swój obowiązek, a ty możesz martwić się już wyłącznie o swoją ocenę, jasne? — mówi wściekły Szewczyk, przypominając, że nauczycielka nie ocenia nas za pracę wspólną, tylko za indywidualny wkład w projekt. Dzięki temu każdy dostaje sprawiedliwą ocenę.

    Przez chwilę w naszej grupie panuje kompletna cisza. Julia patrzy zszokowana na Piotrka. Jest on prawdopodobnie pierwszą osobą, która kiedykolwiek jej się przeciwstawiła. Dziewczyna jednak dochodzi szybko do siebie. Patrzę ze strachem to na nią, to na chłopaka,bojąc się, że zaraz dojdzie do rękoczynów. Agata chyba też to przewiduje, bo poprawia się na krześle i kładzie ręce na ławce,gotowa do ewentualnego rozdzielenia Julki i Piotra.

    — Ty śmiesz mi odmawiać? — pyta retorycznie „Juliette" z coraz większą nienawiścią. — Ty masz robić to, co ci każę. — Piotrek po usłyszeniu tych słów prycha z kpiną, a Julia zamyka na chwilę oczy, chyba próbując się uspokoić. — A wiesz co? Niech ci będzie. Wezmę to, co zrobiliście, ale przysięgam, że każde z was z osobna pożałuje tej decyzji — oznajmia „Juliette" i chowa moje wypracowanie do torby. Patrzę niepewnie na Piotra, wyczuwając kłopoty, ale on prosi mnie wzrokiem, żebym się uspokoiła.

    Biorę głęboki oddech i spoglądam na zegar, wiszący nad drzwiami sali. Do końca lekcji zostało jeszcze trochę czasu, a ja coraz mocniej czuję, że zaraz stanie się coś złego. Zaczynam jednak wmawiać sobie, że wszystko jest w porządku i nie mam czego się obawiać. Nie pomaga mi w tym jednak zachowanie polonistki, a jednocześnie naszej wychowawczyni, która cały czas zerka to na zegar, to na drzwi, jakby z zaniepokojeniem. Błagam, niech to będzie tylko jakaś moja paranoja...
Nie chcąc dłużej tego wszystkiego analizować, wyciągam z plecaka podręcznik i zaczynam czytać jakikolwiek rozdział, żeby tylko zająć czymś myśli i chociaż na chwilę odciąć się od tego, co dzieje się w sali. Zresztą, moi „współpracownicy" też zajęli się już sobą. Julia piłuje paznokcie, Piotrek gra w grę na telefonie, a Agata robi wczorajsze zadanie domowe z matematyki.

    Jakiś czas później, kiedy jestem już przy końcu jednego z działów, kątem oka dostrzegam, że nasza wychowawczyni wstaje zza biurka. Ze zdziwieniem przenoszę wzrok na kobietę, która staje na środku sali z nietęgą miną. Jest to bardzo dziwne, bo polonistka jest na co dzień bardzo wesołą i pozytywną osobą. Teraz jednak na jej twarzy gości smutek, a pełne niepokoju oczy zerkają co chwilę na drzwi, które po kilku sekundach, nagle się otwierają.

W progu pomieszczenia stoi pani Wójcik, czyli nasza dyrektorka – osoba despotyczna, nieznająca uśmiechu, z żelaznymi zasadami i mrożącym krew w żyłach spojrzeniem, pod którym uginają się nawet najodważniejsi. Kobieta przelatuje wzrokiem po całej klasie, a uczniowie milkną, przerażeni tą niespodziewaną wizytą.
Włosy pani dyrektor jak zawsze upięte są w ciasny kok, a jej elegancki strój składa się białej bluzki, czarnej marynarki zapiętej na jeden guzik oraz czarnej, prostej spódnicy, która sięga za kolano. Oczy kobiety przysłaniane są przez stylowo dobrane okulary, a czarne buty na obcasie stukają o podłogę, kiedy dyrektorka podchodzi do naszej wychowawczyni. Dźwięk, który wydaje obuwie, niesie się echem po całej sali, powodując jeszcze większy strach.

    — Klasa, słuchać! — grzmi nagle pani Wójcik. — Wasza wychowawczyni chce wam coś przekazać.

    — Kochani, posłuchajcie mnie teraz bardzo uważnie — prosi polonistka, a cała klasa skupia na niej wzrok. — Wiecie, że kocham was jak swoje własne dzieci. Jesteście najgrzeczniejszą klasą, z jaką kiedykolwiek przyszło mi pracować. Bardzo chciałam doprowadzić was do końca liceum, ale niestety, przez pewną sytuację jestem zmuszona was opuścić. — Po tych słowach całą salę wypełniają szepty i pojedyncze okrzyki protestów.

    — Cisza! — wrzeszczy dyrektorka, ale po raz pierwszy nikt nie ma zamiaru jej słuchać.

    — Moi drodzy, proszę o spokój! — Nasza wychowawczyni podnosi lekko głos i dopiero wtedy uczniowie milkną. — Mam nadzieję, że pomimo mojego odejścia wasze zachowanie się nie zmieni i nie będziecie przysparzać nowej pani wychowawczyni problemów. Proszę, bądźcie grzeczni, bo o wszystkim się dowiem, kiedy przyjdę na wasze zakończenie roku. Za nic w świecie nie mogłabym tego przegapić, ale nie chciałabym w tak ważnym dniu dowiedzieć się, że rozrabialiście, dobrze? — Kobieta uśmiecha się smutno. — Pamiętajcie, proszę, że was uwielbiam i nigdy o was nie zapomnę. — Polonistka ze łzami w oczach bierze swoje rzeczy, a następnie patrzy na nas ostatni raz i wychodzi z sali.

    Patrzymy na siebie zszokowani, mając nadzieję, że to jakiś żart. Nasza wychowawczyni była najlepszą nauczycielką, jaka kiedykolwiek pracowała w tej szkole. Żadne z nas nigdy nie wyobrażało sobie nikogo innego na jej miejscu. Zastanawiam się tylko, co się stało, że polonistka tak nagle postanowiła zrezygnować z posady. Zakładam, że to jakieś sprawy osobiste, skoro nie poznaliśmy żadnego powodu. A swoją drogą, ciekawe, jak teraz będą wyglądać nasze lekcje i kto będzie je prowadził. Piotrka zastanawia chyba to samo, bo w pewnym momencie zbiera się na odwagę i podnosi rękę.

    — Słucham? — Dyrektorka pozwala Szewczykowi zabrać głos.

    — Kto teraz przejmie wychowawstwo i będzie nas uczył języka polskiego? — pyta niepewnie chłopak.

    — Ja! — Kobieta wręcz krzyczy, a nam rzedną miny. — A przy okazji, chcę was poinformować, że projekty, które mieliście zrobić na poniedziałek, przedstawicie jutro, ponieważ nie mamy czasu, żeby zatrzymywać się tylko na jednym temacie. — W klasie znów robi się wrzawa, wywołana tą niespodziewaną wiadomością. — I lepiej się postarajcie, bo u mnie nie zdobędziecie pozytywnej oceny tak łatwo, jak u waszej byłej wychowawczyni, zrozumiano?! — dodaje donośnym głosem pani Wójcik, a uczniowie znów milkną. Dyrektorka chce chyba powiedzieć coś jeszcze, ale przerywa jej dzwonek na przerwę, który zrywa nas na równe nogi.

    Przechodzimy wystraszeni obok pani dyrektor i wychodzimy z sali najszybciej, jak możemy. Od razu po wyjściu na korytarz zaczynają się burzliwe rozmowy. Uczniowie zbierają się w grupki, planując wykonanie projektów, a ja oczami wyobraźni widzę, jak zarywają nockę. Słyszę, jak moi znajomi rozdzielają pomiędzy sobą zadania, żeby tylko zdążyć na czas i cieszę się, że zgodziłam się na pomysł Piotrka, dzięki któremu nie muszę już martwić się o projekt.

    Omijam uczniów z mojej klasy i kieruję się w stronę szafek, kiedy nagle dostaję SMS-a. Wyciągam z kieszeni spodni telefon i sprawdzam, kto do mnie napisał. Okazuje się, że to Kamila, więc szybko odczytuję wiadomość. Moja przyjaciółka prosi, żebym przyszła do salki teatralnej. Nieco zdziwiona idę więc na drugi koniec szkoły, zastanawiając się, dlaczego Kami chce spotkać się ze mną właśnie tam.
Rozumiem, że nie przyszła pod salę, w której miałam lekcję, bo nie znosi ludzi z mojej klasy, zresztą z wzajemnością. Niektóre osoby tylko polują na to, żeby przyłapać Kamilę na najmniejszym wykroczeniu i doprowadzić do wydalenia jej ze szkoły. Nie wiem, po co, ale nie powstrzymuje ich nawet fakt, że jest już kwiecień, więc za chwilę i tak przestaną widywać moją przyjaciółkę, bo po maturze każdy pójdzie pewnie w inną stronę. Nie dziwię się więc, że dziewczyna do czasu egzaminów nie ma ochoty ich widzieć i unika ich jak ognia.
Nie pojmuję tylko, dlaczego nie możemy spotkać się przy szafkach, tak jak zazwyczaj. Tym bardziej, że nagle na miejsce rozmowy Kamila wybrała sobie salkę teatralną, gdzie była chyba tylko raz w życiu i to w dodatku w pierwszej klasie liceum. Trochę boję się, co moja przyjaciółka chce mi powiedzieć, bo zakładam, że wybrała akurat to miejsce ze względu na to, że zazwyczaj jest tam cicho i pusto. Kółko teatralne spotyka się w tej sali wieczorami, więc podczas lekcji jest to tak naprawdę jedyne miejsce, gdzie można pogadać, jeśli nie chce się, żeby ktoś niepowołany usłyszał rozmowę.

    Kilka minut później docieram wreszcie na drugi koniec szkoły, omijając ostatnich w  tym obszarze uczniów. Wchodzę niepewnie do salki teatralnej, gdzie dostrzegam Kami, chodzącą w te i wewte na scenie. Dziewczyna w jednej ręce ściska kopertę, a  w drugiej trzyma butelkę wody.

Przechodzę obok stojących w nieładzie krzeseł i podchodzę pod scenę, a moje kroki odbijają się echem po pustym pomieszczeniu. Niestety w tej sali nie ma ławek, więc kładę swój plecak na najbliższym siedzeniu. Kamila natomiast zatrzymuje się wreszcie, patrząc na mnie z lekkim zaniepokojeniem. Widząc, że moja przyjaciółka bije się z myślami, czekam w ciszy, aż się odezwie.

    — Pamiętasz, jak ostatnio pisałam do właściciela mieszkania w sprawie przemalowania ścian w moim pokoju? — pyta w końcu dziewczyna, na co przytakuję. — Dostałam odpowiedź. — Kami macha lekko kopertą.

    —No to otwórz, może nie będzie tak źle. — Próbuję podnieść moją przyjaciółkę na duchu, widząc jak bardzo martwi się, że nie dostanie zgody. Bez akceptacji właściciela nie można zrobić nic z mieszkaniem wynajmowanym przez mamę Kamili, chyba że ma się pieniądze na zapłacenie kary. Niestety, ani moja przyjaciółka, ani jej rodzicielka takiej kwoty nie posiadają. Ich mieszkanie za to zaczyna wyglądać naprawdę źle, więc mam szczerą nadzieję, że Kami dostanie pozwolenie chociażby na przemalowanie ścian.

    Obserwuję jak Kamila otwiera kopertę i rzuca ją na ziemię, zaczynając wczytywać się w list. Przez chwilę panuje kompletna cisza, podczas których dziewczyna zapoznaje się z wiadomością. Wyraz twarzy Kami nie wskazuje niestety na dobre wieści. Dziewczyna z każdym przeczytanym słowem coraz mocniej marszczy brwi i zaciska zęby, aż w końcu wybucha.

    — Kurwa! — Moja przyjaciółka rzuca list na ziemię i kopie stojące na scenie krzesło, które odbija się od ściany, a ja podskakuję ze strachu, wywołanego nagłym hałasem.

    — Co się stało? — pytam niepewnie, podnosząc pismo.

    — Co się stało? Co się stało?! — Kamili puszczają nerwy. — Ten chuj stwierdził, że jeśli tak bardzo mi zależy, to mam się spotkać z nim osobiście, bo on mi listownie zgody nie wyda! Szkoda tylko, że za godzinę wyjeżdża, a ja jestem w szkole! — wrzeszczy dziewczyna, a następnie z wściekłością rzuca butelką wody w półkę, wiszącą na jednej ze ścian, z której po uderzeniu spada jakiś rekwizyt. Wzdrygam się, słysząc huk lądującej na podłodze statuetki sportowej.

    — Uspokój się, na pewno da się coś wymyślić — przekonuję Kamilę, która już zaczyna zastanawiać się nad planem.

    — Dobra, jest tylko jedno wyjście — mówi po chwili, a ja patrzę na nią z zaciekawieniem. — Muszę zerwać się z lekcji.

    — Naprawdę myślisz, że to dobry pomysł? Przecież mogą cię złapać. — Studzę nagły zapał Kamili i sprowadzam ją na ziemię. — Wiem, że lubisz pakować się w kłopoty, ale dyrektorka może wyrzucić cię ze szkoły.

    — Wyluzuj. Nic się nie stanie, bo mam już plan. — Dziewczyna uśmiecha się cwanie. — Dzisiaj jedna z klas idzie do teatru, więc wtopię się w tłum i wyjdę razem z nimi.

    — Wiem, że nie przekonam cię do zmiany zdania, więc po prostu proszę cię, żebyś uważała, dobrze?

     — Jasne, przecież robię to nie pierwszy raz. — Kamila z uśmiechem zeskakuje ze sceny i odbiera mi list, po czym wychodzi z salki teatralnej.

Patrzę zaniepokojona na drzwi, za którymi zniknęła moja przyjaciółka. Naprawdę się o nią boję, bo jeśli ktoś przyłapie ją dzisiaj na ucieczce, to pewnie będzie mogła pożegnać się ze szkołą. Wiem też jednak, że nawet jeśli Kami wpadnie w kłopoty, to będzie walczyć, nawet siłą, i nie da się tak łatwo wypędzić z tej szkoły.
Wzdycham ze zmartwieniem, po czym wchodzę na scenę i zaczynam sprzątać bałagan, który zrobiła Kamila. Przynajmniej tak mogę zapobiec kolejnym problemom, które mogłaby mieć, gdyby któryś z nauczycieli dowiedział się o tej małej demolce.

~*~

Hejka!

Mam nadzieję, że podobał Wam się rozdział drugi tej powieści i że wulgaryzmy was nie odstraszyły. Będą one na pewno pojawiać się częściej ze względu na charakter Kamili, którą zresztą możecie zobaczyć w części "BOHATEROWIE".
A swoją drogą jestem ciekawa, czy po zajrzeniu do bohaterów i po zapoznaniu się z Kami, ktoś z Was zauważy pewien szczegół, który pojawił się w tym rozdziale. Jeśli coś dostrzegliście, dajcie znać. No i oczywiście napiszcie też, co sądzicie o Kamili.

Teraz natomiast, chciałabym zadać Wam pewne pytanie. Otóż, od rozpoczęcia publikowania tej powieści na Wattpadzie, publikuję na moich portalach społecznościowych zwiastuny rozdziałów. Czy chcielibyście, abym w każdą środę publikowała je również tutaj? Dajcie mi, proszę, znać, bo jest to dla mnie dość ważne.

No i to raczej tyle, co chciałam przekazać. Jeśli spodobał Wam się ten rozdział, możecie zostawić gwiazdkę – będę wdzięczna. Jeśli natomiast macie jakieś zastrzeżenia, śmiało napiszcie o nich w komentarzu. Jestem otwarta na krytykę, ale tylko tę konstruktywną ;-)

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top