Rozdział 10
KAMILA
Wchodzę powolnym krokiem do szkoły, patrząc w telefon. Wydałam ostatnie oszczędności na jego naprawę po spotkaniu z betonem na parkingu mojego zakładu pracy. Dopiero odebrałam go z serwisu, więc muszę nadrobić wiadomości, które dostałam. Większość z nich jest z dnia mojej wycieczki do lasu i są one głównie od Dominiki oraz mojej mamy. Mam też paręnaście nieodebranych połączeń z tamtego wieczora. Na szczęście nie ma jednak pośród nich żadnych telefonów od szefa, co znaczy, że jeszcze chyba nic nie spieprzyłam. Przynajmniej tyle dobrze.
Podchodzę do swojej szafki, chowając komórkę do kieszeni spodni. Dzisiaj nie mam niestety na kogo czekać, bo Domi nie przyjdzie dzisiaj do szkoły, więc stoję po prostu bez celu, obserwując chodzących po korytarzu pozostałych uczniów. Cholernie nie chce mi się tu być. Najchętniej poszłabym na wagary, ale dzieli mnie już tylko kilka dni od opuszczenia tej szkoły, więc nie będę ryzykować. No chyba, że wydarzy się coś nagłego, na przykład szef do mnie zadzwoni, albo meteoryt pierdolnie w ziemię. Oba te zdarzenia są tak samo prawdopodobne.
Słysząc dzwonek na lekcje, zamykam z hukiem szafkę, czym zwracam na siebie uwagę przechodzących uczniów, w tym Piotrka i Pawła z klasy Dominiki. Wygląda na to, że ci dwaj dobrze się ze sobą dogadują. Chyba nawet się zakumplowali, a przynajmniej tak mi się wydaje. Szewczyk macha do mnie, chyba próbując być miłym, ale ja w odpowiedzi pokazuję mu środkowy palec. Nie trawię tego typa. Jak dla mnie to taki typowy cwaniaczek z fajną buźką. Wiele dziewczyn na niego leci, a on przymila się do wszystkich, próbując stwarzać pozory niewinnego chłopca z dobrego domu. No błagam, aż się rzygać chce, jak patrzy się na te jego uśmieszki i sztucznie łagodne spojrzenia. Naprawdę nie wiem, dlaczego Domi go lubi...
Wchodzę na schody, czując nagle wibracje mojego telefonu. Wyciągam go z kieszeni spodni i ze zdziwieniem dostrzegam zdjęcie Moniki. Trochę zaniepokojona zatrzymuję się na półpiętrze, zastanawiając się, po co dziewczyna do mnie dzwoni. Ona kontaktuje się ze mną zazwyczaj wtedy, kiedy coś złego się dzieje. Ewentualnie, jak chce wyskoczyć gdzieś na miasto, żeby się pobawić, ale tym razem odrzucam tę opcję. Monia wróciła dopiero kilka dni temu do firmy, więc wątpię, że ma ochotę na rozrywkę, zwłaszcza o ósmej rano. Mam tylko nadzieję, że nic nie stało się Domi.
— Halo? — Odbieram połączenie, opierając się o ścianę.
— Hej! Jesteś w szkole? — pyta Monika zmęczonym głosem.
— Ta, co jest? — Odsuwam się bardziej w kąt, widząc zdziwione spojrzenia uczniów, zmierzających na lekcje.
— Możesz urwać się dzisiaj z zajęć? Potrzebuję twojej pomocy — mówi niepewnie Monia, spełniając moje dzisiejsze marzenie.
— Jasne, że mogę. Podjedziesz po mnie? — Odwracam się na pięcie i schodzę ze schodów.
— Jestem już pod szkołą. Pośpiesz się, okay? — prosi dziewczyna.
— Spoko — rzucam, a następnie rozłączam się, idąc w kierunku wyjścia.
Korytarze są już niemal zupełnie puste, bo tylko spóźnialscy biegną w tej chwili do swoich sali. Niektórzy jeszcze ziewają, a inni dojadają śniadanie, zabrane z domu. Omijam ich, po czym wychodzę ze szkoły i zatrzymuję się wpół kroku, widząc na boisku moją ciotkę. Nosz kurwa...
— Kamila?! — Kobieta niestety mnie zauważa. — A co ty tutaj robisz?! Powinnaś być przecież na lekcji!
— Ta, nie dzisiaj. — Podchodzę do niej pewnym krokiem.
— Słucham? A co to ma niby znaczyć? — Dyrka patrzy na mnie z oburzeniem. — Wracaj w tej chwili do szkoły!
— Sorry, nie mogę — rzucam ironicznie. — Mam do załatwienia kilka ważniejszych spraw niż ta twoja śmieszna szkółka.
— Posłuchaj, gówniaro, jeśli w tej chwili nie wrócisz do szkoły, to...
— No to co? — Zatrzymuję się, patrząc na nią z politowaniem. — Wpiszesz mi uwagę? Dasz jedynkę? A może znowu zadzwonisz po moją mamę, co? Weź ty się porządnie jebnij w łeb, może wreszcie znormalniejesz.
— Jak śmiesz tak do mnie mówisz?! — Dyrektorka prawie się zapowietrza.
— A jak ty śmiałaś obrażać swego czasu moją mamę?! — Przypominam ciotce wydarzenia sprzed kilku lat.
— Ja jej nie obrażałam, mówiłam prawdę — warczy kobieta przez zaciśnięte zęby.
— Nazywając moją mamę dziwką?! — Patrzę na nią z niedowierzaniem. — Przypominam ci, że to ty miałaś najwięcej facetów, i to głównie takich na jedną noc.
— Przynajmniej umiałam się zabezpieczać, w przeciwieństwie do twojej mamusi. — Uśmiecha się sarkastycznie dyrektorka.
— Co nie zmienia faktu, że nadal jesteś zerem — twierdzę ze sztucznym uśmiechem. — Najpierw się puszczałaś, a potem przyjechałaś do Warszawy i chwalisz się wszystkim, jak to wiele osiągnęłaś. A wiesz co? Chuja osiągnęłaś! Obie dobrze wiemy, jakim cudem jesteś na stanowisku dyrektorskim, więc lepiej zamknij mordę.
— No tak, zapomniałam że twoja mama osiągnęła o wiele więcej ode mnie. A nie, czekaj, jedyne co osiągnęła to wpadka, przez którą zmarnowała sobie życie. Cóż za ironia losu. — Śmieje się ciotka.
— Może i jestem wpadką, ale mama przynajmniej robiła wszystko, żeby mnie wychować. Ta kobieta poświęciła całe swoje życie, żeby tylko mi jej nie odebrano. Pomimo tego, że nie miała wsparcia od nikogo, poradziła sobie. Ciebie nawet nikt nie chce. Jesteś żałosna. — Rzucam kobiecie pogardliwe spojrzenie, a następnie odchodzę, nie mając zamiaru dalej jej słuchać.
Szybkim krokiem opuszczam teren szkoły. Gdzieś z tyłu słyszę jeszcze głos dyrektorki, więc pokazuję jej tylko środkowy palec, nawet się nie odwracając. Przebiegam przez ulicę i wsiadam do samochodu Moniki, trzaskając drzwiczkami. Dziewczyna aż podskakuje na swoim fotelu, ale nic nie mówi. Zamiast zacząć pytać o sytuację sprzed chwili, po prostu odpala auto i rusza z miejsca parkingowego, włączając się do ruchu drogowego, a ja kładę mój plecak na podłodze i zapinam pasy.
Kilka kolejnych minut mija nam w ciszy, przerywanej jedynie odgłosami miasta, które wpadają przez otwarte ze względu na upał okna. W końcu jednak uspokajam zszargane nerwy, po czym zaczynam wypytywać Monię, bo właściwie nie wiem, w czym potrzebna jest jej moja pomoc.
Jakiś czas później, z dość długiej opowieści mojej przyjaciółki, dowiaduję się o całej sytuacji, która miała miejsce w szkole Kacpra. Z jednej strony, Monika ma dobry plan, żeby pogadać z uczniami, którzy widzieli tę bójkę, ale z drugiej strony, nie jestem pewna, czy dziewczyna powinna się w to wtrącać.
Wiem, że jest bardzo przywiązana do swojej rodziny, a przez to, że jest najstarsza, czuje się też odpowiedzialna za swoje cioteczne rodzeństwo, ale moim zdaniem, powinna zostawić tę sytuację do rozwiązania swojemu wujostwu, a może nawet samemu siedemnastolatkowi. Znam takie problemy i ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że najlepiej zostawić to dzieciakom. Powinni sami się dogadać, a Monika mogłaby wtrącić się dopiero wtedy, kiedy Kacper by ją o to poprosił. Teraz może tylko wszystko pogorszyć, ale widzę, że jest zdeterminowana, więc nawet nie próbuję przemówić jej do rozsądku. Po prostu pojadę z nią do szkoły młodego i jeśli będzie trzeba, ustawię tę gówniarzerię do pionu.
Do liceum na drugim końcu miasta dojeżdżamy dopiero po około godzinie, ze względu na warszawskie korki. Wysiadam wraz z Moniką z auta i wchodzę na dość obskurne boisko. Jestem tu po raz pierwszy, ale szczerze mówiąc, na razie nie nic nie robi na mnie dobrego wrażenia. Na placu przed szkołą nie ma nawet jednej ławki, przez co młodzież musi siedzieć na betonie, a na budynku widoczne są obraźliwe napisy, które nijak nie chcą dać się zmyć, pomimo starań woźnego. W sumie, trochę przypomina to moje gimnazjum...
Rozglądam się za Kacprem, a Monia sprawdza w telefonie jego plan lekcji. Chwilę później szturcham ją, widząc siedemnastolatka, wychodzącego ze szkoły z jakąś dziewczyną. Spoglądam ze zdziwieniem na moją przyjaciółkę, która wydaje się tak samo zaskoczona. Po jej minie widzę już, że ze znajomą Kacpra też będzie chciała pogadać. Najpierw jednak musiałybyśmy dostać się do budynku bez zwracania na siebie uwagi siedemnastolatka, który nie ma pojęcia o planie Moniki.
Chwilę potem na całym boisku rozbrzmiewa dzwonek, oznajmiający zajęcia. W tym samym momencie pod szkołą parkują rodzice Kacpra, a ja wciągam Monię w grupkę stojących niedaleko maturzystów. Uczniowie przez chwilę są dość zaskoczeni, ale po przypatrzeniu się ich oczom, śmiało mogę stwierdzić, że za chwilę nie będą nas pamiętać. Wygląda na to, że coś mocnego było tu brane...
Moja przyjaciółka, widząc stan maturzystów, próbuje się wycofać, ale w porę przytrzymuję ją, powstrzymując od zderzenia z jej wujostwem. Dopiero, kiedy dorośli wraz z Kacprem znikają w budynku, my też tam wchodzimy. Ta szkoła wewnątrz wygląda jeszcze gorzej niż na zewnątrz, chociaż nie myślałam, że to możliwe.
Monika raz jeszcze sprawdza plan lekcji Kacpra, a następnie ciągnie mnie pod salę muzyczną. W pomieszczeniu siedzi już dość sporo osób, którym chyba nie chciało się wychodzić na świeże powietrze. Przez następne piętnaście minut stoję z moją przyjaciółką na korytarzu, czekając na jakiegokolwiek nauczyciela, ale nikt nie przychodzi. Rozumiem, że ktoś, kto uczy tu muzyki mógł być dzisiaj nieobecny, ale żeby nie załatwić żadnego zastępstwa? Nieźle się tutaj bawią...
— To co? Wchodzisz tam? — pytam w końcu, trochę się już niecierpliwiąc.
— Chyba tak. Zaczekasz tutaj? — prosi Monia. — Zawołam cię, jak coś będzie się działo.
— Spoko, tylko daj mi coś, czym będę mogła postraszyć tych szczeniaków. — Wyciągam rękę, w oczekiwaniu na jakiś przedmiot.
— A nie masz swojego scyzoryka? — Moja przyjaciółka patrzy na mnie z niedowierzaniem.
— Mam, ale nie chcę tu policji — twierdzę, mając dość problemów. — Nie wiemy, czy te małolaty nie zadzwonią po pomoc, jak zacznę grozić im nożem.
— W takim razie... — Monika rozgląda się chwilę, a następnie podnosi z podłogi walające się tam nożyczki. — ...weź to.
— Dobra, leć. — Biorę od niej ostry przedmiot.
Kilka kolejnych minut mija mi na czatowaniu pod salą, do której weszła Monia. Przy okazji próbuję naprawić też nożyczki, których końce są dziwnie wygięte. Zastanawiam się, co to w ogóle robiło na podłodze. Co to do cholery za szkoła? Dlaczego Kacper tu chodzi? Rozumiem, że może jego rodziców nie było stać na opłacenie prywatnego liceum, do którego chodziła Monika, bo podobno było w chuj drogie, ale młody mógłby chodzi tam, gdzie ja i Domi. Skoro nawet moją mamę było stać na to, żeby mnie tam wysłać, to rodzice siedemnastolatka też nie powinni mieć z tym większego problemu. Nie są przecież jacyś bardzo biedni. Fakt, nie mają tylu pieniędzy, co rodzice Moni, ale bez przesady.
— Tak chcecie się bawić? W porządku, ale pamiętajcie, że wszędzie jest ten dobry i zły policjant — O wilku mowa. Moja przyjaciółka wychodzi z sali, patrząc na mnie z powagą. — Wchodzisz, stara.
— Mogę iść na całość? — pytam niepewnie, obracając w dłoni nożyczki.
— Rób co chcesz, daję ci wolną rękę. — Monika unosi ręce w geście poddania, wzdychając ciężko.
Biorę głęboki oddech, a następnie łapię mocniej nożyczki i wchodzę z impetem do sali.
— Co tu się do kurwy nędzy dzieje, jebane szczeniaki?! — wrzeszczę, mając zielone światło na taką akcję.
— A ty co? Kolejna naćpana? — Odzywa się jeden z odważniejszych uczniów.
— Zamknij mordę, bo zaraz mogę zawołać tamtych ćpunów! — krzyczę, zaciskając pięści.
— Pewnie nie miałabyś problemu, żeby się z nimi dogadać. — Kpi chłopak.
— Za to ty możesz mieć zaraz problem z oddychaniem, jak wbiję ci te nożyczki w szyję! — Warczę, rzucając mu spojrzenie pełne chęci mordu.
— Gówno mi zrobisz, wariatko. Jesteś mocna tylko w gębie.
— Serio? No to wyobraź sobie, że ściana po mojej prawej, to twoja głowa. Zobacz, co się z nią zaraz stanie! — wrzeszczę, po czym, patrząc chłopakowi prosto w oczy, ruszam mocno prawą ręką i wypuszczam z niej nożyczki, które trafiają w sam środek jakiegoś plakatu.
— O kurwa... — nastolatek z wrażenia opada na krzesło, a reszta uczniów patrzy na mnie z lekkim strachem.
— To jak będzie? Porozmawiamy teraz na spokojnie? — pyta Monika, stojąca niedaleko mnie.
— Czego wy do cholery od nas chcecie?! — Chłopak znów podnosi głos, a ja patrzę na niego ostrzegawczo. — Nic złego nie zrobiliśmy.
— Może i nie, ale tak szczerze, to mam w dupie, jasne? — Monia ma już resztki cierpliwości. — Chcę tylko pogadać o wczorajszej bójce, w której brał udział Kacper Lipiński.
Siadam na krześle obok keyboardu, podczas gdy moja przyjaciółka zaczyna przesłuchiwać uczniów. Każdego z nich uważnie obserwuję i interweniuję, kiedy za bardzo zaczynają pyskować. Przy okazji też zapisuję najważniejsze informacje w notatniku, znalezionym na podłodze. Niektóre odpowiedzi są jednak tak absurdalne, że muszę kilka razy spojrzeć na uczniów, którzy mówią te bzdury. Największym asem okazuje się jednak chłopak, który wcześniej mi pyskował. Twierdzi on, że on nie zna żadnego Kacpra, bo w tej szkole nie ma żadnego ucznia o takim imieniu. Co do kurwy? I to niby ja jestem naćpana, tak?
Po kolejnych kilkunastu minutach bezowocnej rozmowy z pierwszoklasistami, Monika dochodzi do wniosku, że nic z tego nie będzie. Zrezygnowane wychodzimy więc z sali, a potem ze szkoły. Dyskutując z moją przyjaciółką na temat tego, co powinna teraz zrobić, docieram do jej auta. Widzę, że Moni jest dość przykro, że nie udało jej się obronić Kacpra, ale nie mam pojęcia, jak jej pomóc. Może młody po prostu przechodzi taki okres? A może dotychczas to on był gnębiony, a wczoraj po prostu coś w nim pękło, więc zaatakował swojego oprawcę? Nie wiemy tego i jeśli Kacper tego nie zdradzi, to pewnie już nigdy się nie dowiemy, co tak naprawdę się wydarzyło.
— Odwieźć cię do szkoły? — pyta Monika, siadając za kierownicą.
— Nie, nie chcę tam dzisiaj wracać. Zawieź mnie do domu, okay? — proszę, nie mając ochoty na następne spotkanie z ciotką.
Monia bez słowa rusza, kierując się w stronę kamienicy, w której mieszkam. Droga znów mija nam w ciszy, a ja przez korki zaczynam aż przysypiać z nudów. Muszę jednak być czujna i pilnować mojej przyjaciółki, która przez to, że pracuje na nockach, ledwo patrzy na oczy. Widząc, że schodzi z niej adrenalina spowodowana rozmową z uczniami, włączam radio i pogłaśniam je, chcąc ją jeszcze choć na chwilę rozbudzić.
Na szczęście Monika dociera pod moją kamienicę bez powodowania wypadku. Dziękuję jej za podwózkę i radzę, żeby dobrze się wyspała, a następnie wysiadam z samochodu, zarzucając na ramię swój plecak. Wchodzę do budynku, w którym panuje niecodzienna cisza, po czym kieruję się do swojego mieszkania. Przez chwilę zastanawiam się nawet, czemu jest tak cicho, ale szybko przypominam sobie, że przecież dzieciaki moich sąsiadów są w szkołach, a dorośli albo w pracy, albo chlają gdzieś na mieście. Cóż, to nie moja sprawa. Ważne, że przynajmniej przez kilka godzin będę miała spokój.
Podchodzę do drzwi mojego mieszkania i naciskam klamkę, a ono okazuje się otwarte, co jest dość dziwne, ale może po prostu zapomniałam je zamknąć. Trochę się dzisiaj spieszyłam.
Wzruszam ramionami, po czym wchodzę do mieszkania i zamieram, dostrzegając na kanapie obcego mężczyznę. Patrzę na niego zszokowana, a moje ciało spina się, gotowe do ewentualnej obrony.
— Kim pan jest? — pytam, trzaskając drzwiami i dopiero wtedy mężczyzna przenosi na mnie wzrok ze swojego telefonu.
— Cześć. Ty jesteś pewnie Kamila, tak? Jestem Czarek, miło mi cię poznać. — Facet podchodzi do mnie z uśmiechem, wyciągając rękę.
— Co pan robi w moim domu? — Robię kilka kroków w tył, bo wciąż nie mam pojęcia, o co tutaj chodzi.
— Spokojnie, nie denerwuj się. Twoja mama zaraz wszystko ci wyjaśni. — Mężczyzna próbuje mnie uspokoić.
Dokładnie w tym samym momencie z kuchni wychodzi moja rodzicielka z dwoma filiżankami kawy. Kiedy mnie zauważa, zatrzymuje się, momentalnie blednąc.
— Kamila? — patrzy na mnie ze zdziwieniem. — Co ty tu robisz? Nie powinnaś być teraz w szkole?
— A ty w pracy? — odgryzam się jej, krzyżując ramiona na piersi.
— Masz rację, skarbie, usiądź — prosi mnie, zajmując miejsce na kanapie. — Zaraz wszystko ci wyjaśnię.
— Okay, wyjaśniaj. — Siadam obok niej, rzucając plecak na podłogę.
— Posłuchaj, do tej pory nic ci nie wspominałam, bo nic nie było jeszcze pewne. Chciałam wszystko powiedzieć ci dzisiaj, jak wrócisz do szkoły, ale nie sądziłam, że wrócisz wcześniej i...
— Mamo, do rzeczy — ponaglam kobietę, widząc że zaczyna się plątać.
— W porządku. — Moja rodzicielka wstaje i podchodzi do nieznanego mi dotąd mężczyzny. — Córciu, to jest Czarek, mój chłopak.
— Twój... kto?! — Zrywam się zszokowana z kanapy.
— To ja już pójdę, porozmawiajcie sobie. Zdzwonimy się jutro. —Facet całuje moją mamę w policzek, po czym wychodzi z mieszkania, posyłając mi niepewny uśmiech.
— Mamo, o co tutaj chodzi? Jaki chłopak? W ogóle, dlaczego? —zasypuję kobietę pytaniami, nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą zobaczyłam i usłyszałam.
— Kami, proszę cię, uspokój się — mówi łagodnym tonem. — Wiem, że to może być dla ciebie trudne i pewnie trochę cię to zaskoczyło, ale postaraj się mnie zrozumieć. Ja mam już prawie czterdzieści lat, a nie chcę zostać sama.
— Przecież nie zostaniesz sama. Zawsze tu będę. — Siadam z powrotem na kanapie, patrząc na mamę ze smutkiem.
— Córcia, ty masz już dziewiętnaście lat. — Kobieta śmieje się krótko. — Za kilka dni kończysz szkołę, piszesz maturę. Potem pewnie wyjedziesz na studia, znajdziesz chłopaka, wyjdziesz za mąż, będziesz miała dzieci. Całego życia ze mną nie spędzisz.
— Mam DOPIERO dziewiętnaście lat. Nie myślę jeszcze o mężu, a tym bardziej o dzieciach. Nie wybiegaj tak daleko w przyszłość, błagam cię. — Hamuję ją, zanim posunie się o krok za daleko i zaplanuje mi emeryturę.
— Czas szybko leci. Zanim się obejrzysz będziesz na swoim, skarbie, a ja młodsza już nie będę. — Mama uśmiecha się łagodnie, zajmując miejsce obok mnie.
— Na pewno chcesz z nim być? — pytam, bojąc się, że kobieta popełni kolejny błąd.
— Na pewno chcę spróbować, kochanie. Kto wie, może wyjdzie z tego coś pięknego? — Wzrok mojej rodzicielki staje się rozmarzony. Wygląda na to, że wpadła po uszy.
— No dobra, to opowiadaj. — Usadawiam się wygodniej. — Ile już się spotykacie? Skąd się znacie? Jaki on jest? Chcę wiedzieć wszystko.
Mama z radością zaczyna opowiadać mi o Cezarym, a ja uważnie słucham każdego słowa. Chcę pokazać jej, że może liczyć na mnie w każdej sytuacji, nawet takiej. Poza tym, zastanawiam się też, czym ten facet zauroczył moją rodzicielkę, dotychczas niedostępną dla nikogo. W sumie Czarek wyglądał na miłego i niegroźnego, ale pozory mogą mylić, więc chcę poznać najwięcej szczegółów, jak tylko się da, tak na wszelki wypadek.
Ze słów mojej mamy wynika, że mężczyzna pracuje razem z nią w firmie i tak też się poznali. Na początku były to zwykłe, krótkie rozmowy w stylu: „Na kiedy będą gotowe te dokumenty?" albo „Nie widziałaś gdzieś może tej zielonej teczki?". Dopiero potem przerodziło się to w coś większego.
Podobno facet z dnia na dzień zaczął prowadzić z moją rodzicielką dłuższe rozmowy i już nie tylko o pracy, a potem doszły do tego jeszcze komplementy oraz, częstsze niż zwykle, uśmiechy. W sumie ciągnęło się to od pół roku, ale dopiero tydzień temu Cezary wyznał mojej mamie, co do niej czuje. Jako że ona odwzajemniała jego uczucia, to postanowiła dać mu szansę, a dziś po raz pierwszy zaprosiła go do mieszkania.
— Wybacz, że ci to zepsułam — mówię ze skruchą, mając tylko nadzieję, że mężczyzna nie zniechęci się przez to do mojej mamy.
— Nic nie szkodzi, skarbie. — Kobieta uśmiecha się wyrozumiale. — W zasadzie to moja wina, powinnam była cię uprzedzić. Chociaż z drugiej strony, jeśli by się tak porządnie zastanowić, jest jeden plus tej sytuacji.
— Jaki? — marszczę brwi, zastanawiając się nad jakimkolwiek sensownym pomysłem, ale nic nie przychodzi mi do głowy.
— Już cię poznał, a mimo to nadal chce zadzwonić. To chyba znak, że to ten odpowiedni. — Mama puszcza mi oczko, powstrzymując wybuch śmiechu na widok mojej miny. — No już nie udawaj takiej zdziwionej, córeczko. Aniołkiem nie jesteś.
— No nie jestem, ale bez przesady. Nie zabiłabym go przecież. — Przewracam oczami ze śmiechem.
— No już dobrze, ja i tak wiem swoje. — Śmieje się mama.
Reszta dnia upływa nam na licznych rozmowach na wszystkie możliwe tematy. Dużo się też śmiejemy, a ja muszę przyznać, że tęskniłam za takimi chwilami. Chciałabym, żeby zdarzały się częściej.
~*~
Hejka!
Właśnie zaczął się lipiec, więc od teraz, tak jak obiecałam, rozdziały będą pojawiać się dwa razy w tygodniu. Mam już sporo napisane na zapas i nie mogę doczekać się, aż to wszystko opublikuję. Mam nadzieję, że historia się Wam spodoba ;)
A jak już jesteśmy w temacie lipca i wakacji, to pochwalcie się swoimi planami. Jedziecie gdzieś, czy w tym roku zostajecie w domu? Jeśli chodzi o mnie, to raczej będą to jednodniowe wyjazdy, jeśli do jakichkolwiek dojdzie. No i szykują się też urodziny dzieciaków z mojej rodziny, w których przygotowaniu pomagam, więc zapowiada się u mnie dość pracowity miesiąc.
Co do rozdziału natomiast, chciałabym zadać Wam kilka pytań. Przede wszystkim, co sądzicie o kłótni Kamili z dyrektorką? Myślicie, że dziewczyna dobrze postąpiła, czy powinna jednak zejść z tonu i przemilczeć niektóre odzywki?
A jakie jest Wasze zdanie na temat akcji Kamili i Moniki w szkole Kacpra? Możecie mi też przy okazji napisać, co sądzicie o przyjaźni dziewczyn, której w tym rozdziale było trochę więcej niż zwykle.
Koniecznie dajcie mi też znać, co myślicie na temat nowego związku mamy Kamili. Sądzicie, że Czarek jest dla niej odpowiedni? Kami powinna ich wspierać, czy może powinna próbować odwieść swoją rodzicielkę od pomysłu wchodzenia w nowy związek?
Piszcie!
No i to chyba wszystko, co chciałam dzisiaj przekazać. Jeśli spodobał Wam się ten rozdział, możecie zostawić gwiazdkę – będę wdzięczna. Jeśli natomiast macie jakieś zastrzeżenia, śmiało napiszcie to w komentarzu. Jestem otwarta na krytykę, ale tylko tę konstruktywną ;-)
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top