4. Powiedz mu prawdę

Leżałem w pokoju na łóżku i trzymałem telefon w dłoni, czytając wiadomość od Kamila.

Dotarliśmy do hotelu jakiś czas temu i od tamtej pory wymieniałem wiadomości z Polakiem.

Kamil: Napisz mi, kiedy
będziesz w hotelu 😘

Ja: Już jestem, niedawno
wszedłem do pokoju.

Kamil: To chodź do mnie

Ja: Za chwilę, Johann chciał
pogadać, dam znać, gdy skończę.

Kamil: Ok 😘

- O czym chciałeś rozmawiać? - odłożyłem komórkę i spojrzałem na Johanna, który patrzył na mnie z uśmiechem. - Co?

- Nigdy cię takiego nie widziałem - usiadł po turecku na moim łóżku i uśmiechnął się szeroko.

- Jakiego? - zdziwiłem się, bo nie miałem pojęcia co ma na myśli.

- Uśmiechniętego... Przyznaj, że podoba ci się, że on się tak stara - zaśmiał się lekko.

- Może i się podoba, ale to nie zmienia faktu, że on kiedyś, zapewne niedługo, będzie chciał więcej i więcej... - uśmiech zszedł z moich ust.- A ja mu tego nie mogę dać - wyszeptałem. Bo wiem, że między nami nigdy do niczego nie dojdzie. Bo ja mu nie pozwolę się do siebie na tyle zbliżyć.

- Skąd wiesz? Nie spróbowałeś przecież... Kamil to fajny facet, daj mu szansę - zasugerował. - Pospotykajcie się trochę. Zobacz co wyjdzie.

- Przecież mu daję - odparłem. - Ale nic więcej nie mogę... A obaj wiemy, że...

- Powiedz mu prawdę - westchnął.

- Oszalałeś?! - oburzyłem się. - Przecież jak on się dowie, to...!

- To zrozumie! - krzyknął na mnie. - Zrozumie, dlaczego nie pozwalasz mu się zbliżyć do siebie. Dlaczego ciągle trzymasz dystans. Nie musisz mówić mu wszystkiego... Daj tylko zarys tego, co spowodowało to, że się boisz.

- Nie. On odejdzie, Johann. Nie będzie chciał być z kimś... Takim jak ja - dokończyłem, a mój głos się delikatnie załamał.

- Oddam głowę, że zrozumie... On jest w tobie zakochany, Danny. Świata poza tobą nie widzi... Pozwól mu się wykazać - położył mi dłoń na ramieniu.

- Wiem, że mu się podobam. Powiedział mi to.

- On też ci się podoba - stwierdził. - Widzę to. Jak ci oczy błyszczą jak z nim piszesz. Czy ten uśmiech, jak o nim mówisz.

- Nie wiem. Sam wiesz, jak było do tej pory... Nikogo do siebie nie dopuszczałem. Nie wiem, jak... To jest, gdy ktoś mi się podoba, gdy jestem zauroczony. Dla mnie to wszystko jest nowe. I... Nie wiem jak mam z tym funkcjonować - mówiłem.

- Wiem... Bądź z nim szczery. Naprawdę myślę, że to wiele zmieni nie obu wam będzie łatwiej. Kamilowi, bo będzie znał powód, dla którego nie pozwalasz mu się zbliżyć, a tobie, bo nie będziesz musiał być ukrywać - tłumaczył mi cierpliwie.

- Nie mogę... Odsunie się ode mnie... - naprawdę się tego bałem. Bo przez te trzy tygodnie, które minęły od naszej rozmowy w moim pokoju, naprawdę się przyzwyczaiłem, że Kamil jest przy mnie. - A... Lubię, kiedy jest obok.

- Podoba ci się.

- Chyba... Tak - potwierdziłem. - Nie wiem.

- Na pewno. Jest jedyną osobą, oprócz mnie oczywiście, którą dopuściłeś tak blisko - uśmiechnął się szeroko.

- Ty i Kamil to nie to samo - założyłem ręce na piersi.

- To prawda - pokiwał głową. - Ja nie chcę cię mieć w swoim łóżku - wzruszył ramionami. A ja spojrzałem na niego przerażony. - Co? - zaśmiał się, zapewne z mojej miny. - Sądzisz, że on o tym nie myśli? To normalny facet, ale spokojnie. - położył dłoń na moim kolanie. - Nie masz się czym martwić. To normalne. - Zapewnił mnie. - Dziwne by było, jakby nie chciał cię w swoim łóżku... Wtedy to wszystko... - machnął ręką na moją sytuację z Kamilem - byłoby dziwne.

- Nie pójdę z nim do łóżka - wyszeptałem przerażony. No bo... Musiałbym pozwolić mu się dotykać, a... A nie chcę żeby był aż tak blisko. Żeby był... We mnie. Przecież... Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, że mu na to pozwalam.

- Nikt ci nie każe... On też cię do niczego nie będzie namawiał. Spokojnie.

- Mieszasz mi w głowie - złapałem poduszkę i rzuciłem nia w niego, a Johann się roześmiał. Wziąłem smartfon i napisałem do Kamila.

Ja: W którym pokoju
jesteś?

Kamil: 412

Ja: Wyżej się nie dało?
😱 Już idę

Uśmiechnąłem do siebie i wstałem z łóżka, chowając telefon do kieszeni spodni.

- Wychodzę - rzuciłem do Johanna, a on tylko się uśmiechnął i puścił mi oczko.

Kamil: To nie moja wina 😔

Nie odpisałam mu już, tylko ponownie schowałem telefon do kieszeni.

Po kilku chwilach, wędrówki korytarzami hotelu, pukałem do drzwi Polaka, który otworzył mi z uśmiechem.

- Hej - rzuciłem, wychodząc do środka.

- Cześć - zamknął drzwi, a ja w tym czasie usiadłem na jego łóżku, opierając się o wezgłowie. - Johann chciał coś ważnego? - siadł po turecku naprzeciw mnie i uśmiechnął się.

- I tak i nie... Po prostu gadaliśmy - wzruszyłem ramionami. Przecież nie powiem mu, że o nim. Nie mogę się do tego przyznać.

- Dobra, rozumiem - zaśmiał się. - Nie moja sprawa... Jak podróż? - przeczesał palcami swoje ciemne włosy.

- Długa... Zwłaszcza, jeśli nie lubi się latać samolotem - westchnąłem, a Kamil lekko się zaśmiał.

- Nie lubisz, czy się boisz? - dopytał uważnie mnie obserwując.

- Boję... Te wszystkie turbulencje i w ogóle - pokręciłem głową.

- Daj mi rękę - powiedział, wyciągając swoją w moją stronę.

- Po co? - zacisnąłem palce w pięści.

- Bo cię o to proszę... - patrzył na mnie z uśmiechem. - Gdy gratulujemy sobie po konkursie, nie masz zastrzeżeń, więc czemu teraz się wahasz? - uniósł brew. - Ufasz mi choć trochę? - zapytał, a ja po prostu położyłem dłoń na jego. Uśmiechnął się szeroko i chwycił moją dłoń w obie swoje, muskając kciukami moje kostki.

- A tobie jak minęła podróż? - szepnąłem.

- Szybko... Trochę spałem w samolocie - oznajmił z uśmiechem, a jego palce cały czas muskały moją dłoń.

- Ja nigdy nie mogę zmrużyć oka... - zacisnąłem lekko palce na jego ręce, odwzajemnił ten gest, a po chwili podniósł moją dłoń do swoich ust i złożył na niej kilka pocałunków. Czułem jak moje policzki zrobiły się gorące.

- Zarumieniłeś się - szepnął, a ja na pewno zrobiłem się jeszcze bardziej czerwony. Kamil cały czas z uśmiechem muskał kciukiem wierzch mojej dłoni. - Wyglądasz uroczo, gdy się rumienisz.

- Przestań - spuściłem wzrok. Nie lubię, kiedy mówi takie rzeczy. To zawsze mnie zawstydza

- Wolałbym usłyszeć "dziękuję" albo coś... Nauczę cię przyjmować komplementy, tylko musisz mi na to pozwolić - szepnął.

- Dziękuję - podniosłem wzrok na jego twarz i lekko się uśmiechnąłem.

- Proszę - puścił mi oczko. Uniósł moją dłoń i przyłożył do swojego policzka, przesunąłem ją, aby móc głaskać kciukiem jego policzek. Przechylił głowę, wtulając twarz w moją rękę, a po chwili złożył pocałunek na wewnętrznej stronie mojego nadgarstka. W tym momencie zobaczył blizny. Od razu zabrałem mu rękę i obciągnąłem rękawy bluzki, którą miałem na sobie.

- Nie pytaj - wyszeptałem. - Już tego nie robię.

- Czemu to robiłeś? - po raz kolejny wyciągnął do mnie dłoń, a ja podałem mu rękę, a on przycisnął usta do moich kostek.

- Nie chciałem się zabić... Ból tych ran odwracał uwagę od bólu innych... To pomagało trochę - szepnąłem.

- Kiedy przestałeś się ciąć? - złożył ostatni pocałunek na moim nadgarstku i ponownie wziął moją dłoń w dwie swoje.

- Kiedy Johann się zorientował...

- To ma związek z tym, że nie pozwalasz mi się dotykać, tak? - domyślił się.

- Tak - pokiwałem głową.

- Powiesz mi kiedyś?

- Zapewne tak.

- Pozwolisz mi się kiedyś dotknąć? - cały czas patrzył mi w oczy.

- Przecież mnie dotykasz - zacisnąłem palca na jego dłoni, odwzajemnił ten gest i uśmiechnął się lekko.

- Wiesz, o czym mówię... Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo chciałbym cię pocałować lub przytulić - szepnął.

- To nie ma sensu, Kamil - wstałem, zabierając mu dłoń, a on spojrzał na mnie zaskoczony.

- Poczekaj - złapał mnie za łokieć. - Nie wzdrygnąłeś się... To już sukces - podniósł się z łóżka. - Nie skreślaj mnie tak szybko - poprosił.

- Nie skreślam ciebie tylko siebie... Nie powinieneś marnować na mnie czasu. To bez sensu - oznajmiłem, pewny tego co mówię. Choć tak naprawdę tego nie chciałem. Ale nie chciałem być też egoistą i trzymać go przy sobie, kiedy wiem, że do niczego więcej nie dojdzie.

- Może pozwolisz, że to ja o tym zadecyduję? - zasugerował. - To mój czas i nie marnuję go - zapewnił mnie. - Lubię przebywać w twoim towarzystwie, więc mi tego nie odbieraj, dobrze?

- Dobrze - zgodziłem się, a on posłał mi szeroki uśmiech.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top