33
Daniel
W Hiltonie nie byłem dawno, ale wnętrze hotelu nie zmieniło się za wiele o ile w ogóle. Skierowałem się do wschodniego skrzydła mieścił się tam przestrony bar oraz sala restauracyjna. Przy stoliku w najdalszym koncie sali siedział mój przyjaciel Liam White Znałem go od małego, razem dorastaliśmy na ulicach Nowego Yorku. Swego czasu byliśmy nierozłączni. Para nerdów, łączyły nas te same zainteresowania go gier komputerowych. Uśmiecham się szczerze na jego widok. Do dziś pamiętam jak nam dokuczano w szkole, mi bo byłem kujonem a jemu bo był grubasem. A dziś każdemu z nas zapewne lepiej się wiedzie, niż nie jednemu z naszych oprawców. Po tamtym grubym dzieciaku pozostały jedynie wspomnienia. Liam to teraz kawał chłopa, jest bardzo wysoki, sporo wyższy ode mnie, wąski w biodrach, a szeroki w ramionach. Ciemnoblond włosy ma zaczesane na bok. Zielone oczy patrzą na mnie z błyskiem. A wąskie usta układają się w cwaniackim uśmiechu. Kiedy mnie zauważył, od razu wstał. Zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku.
-Kopę lat stary - Poklepał mnie po ramieniu. Kiedyś myślałem, że obaj pójdziemy na jedną uczelnie i będziemy razem pracować, ale on pomimo całego swojego entuzjazmu do gier bardziej wolał nauki polityczne. Usiedliśmy na przeciwko siebie.
-Czego się napijesz? - Zapytał.
-Czegoś mocnego - Odpowiedziałem, Liam zaśmiał się wesoło. Gestem dłoni przywołał kelnera. Zamówił dla nas po kolejce Burbona.
-Więc co to za pilna sprawa? - zapytał zaintrygowany. Położyłem teczkę na stole. Liam sięgnął po nią i zajrzał do środka. Kiedy przeglądał jej zawartość jego mimika twarzy zmieniała się jak w kalejdoskopie. Wpierw wydawał się zszokowany, potem zmartwiony a na koniec skonsternowany.
-Grubo - Wydukał - Czy przypadkiem Robert Davidson nie jest chłopakiem twojej matki?
-Tak, jest nim - Liam patrzy na mnie, to na dokumenty.
-Czy to coś ma wspólnego z Ellen Hendrikson i tym artykułem który się wczoraj ukazał?
-Zdecydowanie - Liam był bystry umiał świetnie pokojarzyć fakt, więc nie musiałem mu dużo tłumaczyć.
-Wkrótce wybory - Rzekłem, żeby nie musiał się długo namyślać.
- Pomyśl jak to odbije się na twojej kadencji, wielu w ciebie nie wierzyło. Mówili że jesteś za młody na gubernatora. A z tymi dokumentami pokarzesz im, że myli się co do ciebie. Bez problemu zostaniesz wybrany po raz drugi. Pomyśl rozwiążesz sprawę, ujmiesz drugiego winnego afery finansowej. Teraz kiedy Ellie zamierza oddać wszystkim ludziom ich skradzione pieniądze....- Przyjaciel poprawił się na siedzeniu, wziął łyk ze swojej szklanki.
-Daniel, a co ty będziesz z tego miał?
-Spokój i bezpieczeństwo dla Ellen - Odpowiedziałem zdecydowanie.
-Musi ci na niej zależeć, przy Biance tak bardzo się nie starałeś - Zauważył.
-Więc jak? - Zapytałem, nie miałem ochoty rozmawiać o mojej byłej. Ona była moją przeszłością, której nie chciałem rozgrzebywać.
-Zobaczę co się da zrobić - Odpowiedział w końcu, ale wiedziałem, że wykorzysta te dowody.
-Swój chłop, kelner - Zawołałem. Tym razem ja postawiłem kolejkę mieliśmy co opijać.
Do domu wróciłem taksówką, swoje auto zostawiłem pod hotelem. Wysiadałem chwiejnym krokiem z samochodu. Widok przed domem otrzeźwił mnie w mgnieniu oka. Przed moim domem stał zaparkowany radiowóz i karetka. Szybko wyciągnąłem z kieszeni marynarki telefon. Pięć nieoddanych połączeń od Jima!? Pośpieszyłem do drzwi przerażony. Na drewnianej podłodze w holu leżała kałuża krwi. Nerwowo przełknąłem ślinę,
-Kim pan jest? - Pytanie skierowane było od jednego z policjantów.
-Daniel Fisher, jestem właścicielem mieszkania - Mężczyzna zaczął coś do mnie mówić, ale kompletnie nic do mnie nie trafiało. Wyminąłem go i przeszedłem do salonu, Ellie siedziała skulona na sofie w pokoju, a kiedy mnie zobaczyła wstała i podbiegła do mnie. Przytuliła się do mojej piersi. Cała drżała z przerażenia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top