20


Daniel zaparkował przed okazałą kamienicą z czerwonej cegły, znajdowaliśmy się w dzielnicy Greenwich Village. A więc tutaj mieszkał? Wysiadłam z samochodu rozejrzałam się po okolicy, którą bardzo dobrze znałam. Dawniej jeszcze przed pożarem bywałam tu niemal codziennie. Mieszkały tu moje koleżanki z liceum, a potem ze studiów, a także znajomi moich rodziców.

-Spodziewałaś się loftu w apartamencie? - Spytał widząc moją zmieszaną minę. Szybko pokręciłam głową.

-Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego - Odpowiedziałam wciąż pogrążona w myślach. Wiele wspomnień kłębiło się teraz w mojej głowie. I czułam się nimi przytłoczona. Mój towarzysz położył swoją dużą dłoń na moich plecach i popchnął mnie ku schodom. Spojrzałam na niego skonsternowana. 

-Wszystko dobrze? Bo wyglądasz na rozkojarzoną - Stwierdził zmartwiony. Fakt byłam rozkojarzona i to jeszcze jak. 

-Przepraszam - Wyjąkałam speszona, weszliśmy po schodach, a on otworzył drzwi i zaprosił mnie do środka. Spodziewałam się zastać wąski korytarz i schody zaraz na przeciwko prowadzące na piętro. Te kamienice był drogie jak cholera, ale nie należały do dużych. Tutaj liczyła się dzielnica, a nie metraż. Ale zaskoczyło mnie to co miałam przed oczami. Jedna wielka przestrzeń, rozejrzałam się zaintrygowana po pomieszczeniu. Jak on to zrobił nie naruszając konstrukcji budynku? Potem dostrzegłam kilka belek podporowych. Na lewo znajdowała się kuchnia, elegancka, nowoczesna. Czarne szafki i betonowe blaty. Na środku umieszczona była mała metalowa wyspa, przy której stały czarne krzesła. Piękny jasny drewniany stół, przejechałam dłonią po jego blacie. Surowe drewno nadawało charakteru temu pomieszczeniu. Dalej był salon, czarnoskóre kanapy i fotele były ustawione stroną do kominka, a nad kominkiem wisiał ogromny siedemdziesięcio calowy telewizor. Wszystkie ściany był pomalowane na biało, pomieszczanie wydawało się bardzo przestronne i jasne. Cała ta przestrzeń była niesamowita. Podobało mi się jego mieszkanie. Zabrał ode mnie płaszcz, zmarszczyłam brwi pod wpływem jego gestu, który wydał mi się dziwny, bo kiedy wziął do ręki płaszcz powąchał go. Trwał tak dłuższą chwilę, z nosem przy moim okryciu.

-Wciąż używasz tych samych perfum - Westchnął i odszedł.

Byłam zakłopotana jego zachowaniem, jak to możliwe, że w ogóle zapamiętał  zapach moich perfum? Przyłożyłam dłonie do policzków, poczułam się dziwnie rozpalona na twarzy. Przeszła do salonu mój wzrok przyciągnęły zawieszone na ścianach fotografie. Z zaciekawieniem jaki i podziwem przyglądałam się zdjęciom na którym widniał Daniel z różnymi osobistościami. Wśród nich był Bil Gates czy Mark Zuckerberg reszty nie znałam. Wow! Byłam totalnie pod wrażeniem. Daniel stanął obok mnie podał mi kieliszek wina, przyjęłam go z wdzięcznością pociągnęłam długi łyk.

-Pięknie mieszkanie - Pochwaliłam.

-Dziękuję, pozmieniałem rozkład, nie obyło się bez przeszkód, ale efekt końcowy jest zadowalający.

-No właśnie widzę, mieszkanie wydaje się większe. Choć to zaledwie pięćdziesiąt metrów.

-Dół ma dokładnie czterdzieści osiem - Poprawił mnie, zaśmiałam się na jego słowa.

-A gdzie podziały się schody? -Zapytałam, bo nie zauważyłam ich, chyba, że były gdzieś ukryte.

-Nie ma ich - Pociągnął mnie za rękę, obok głównego wejścia były drzwi, ale takie nietypowe, bo wydawały się szersze. Daniel kliknął na włącznik światła, jak się potem okazało to był guzik przywołujący windę!?

-Nie? Masz windę zamiast schodów? - Oniemiałam z wrażenia.

-A mam - Odpowiedział z uśmiechem.

-Tak zdecydowanie nie masz co robić z pieniędzmi - Wytknęłam mu żartobliwie.

-To było posunięcie techniczne, bo uwzględniając tak otwartą przestrzeń trzeba było pójść na liczne ustępstwa. A skręcane schody nie podobały mi się za bardzo - Tłumaczył.

-Więc walnąłeś sobie własną windę - Zaśmiał się znowu, wróciliśmy do salonu. Usiadłam na jednej z kanap, a on zaraz obok mnie, położył dłoń na oparciu za mną.

-Więc jak to się stało, że ty i Bianka - Musiałam zacisnąć pięści by jej imię przeszło mi przez gardło.

-Wzięliście ślub? -Dokończyłam. Daniel dopił swoje całe wino, odstawił kieliszek na blat stolika, poprawił się na kanapie. Przeczesał swoje czarne jak smoła włosy.

-Ciężko mi o tym mówić - Westchnął - Po tym co mi o tobie powiedziała, załamałem się kompletnie. A ona była wtedy obok, pocieszała mnie, wspierała - Widziałam jak bardzo starała się zachować spokój gdy o tym opowiadał, ale to jak mocno tarmosił skurzany pasek zegarka zdradzał jego nerwy. Położyłam rękę na jego dłoni i mocno ścisnęłam ją. Jego oczy kryły w sobie mnóstwo bólu i rozczarowania.

-W każdym razie - Zabrał swoją dłoń z pod mojej, więc schowałam ją pod pośladek. To było dziwne, wąchał mój płaszcz, ale nie chciał abym go dotykała? Poczułam skołowanie całą tą sytuacją. Daniel wstał poszedł do kuchni z blatu wyspy zabrał butelkę wina i wrócił. Porozlewał nam do kieliszków.

-Biance było wciąż mało, mało pieniędzy, mało blichtru, mało wszystkiego. Ciężko pracowałem, aby niczego jej nie brakowało, ale nie podołałem jej wygórowaniu -   To było przykre, bo związek dwojga ludzi nie polega tylko na braniu, ale i na dawaniu czegoś od siebie. Na wzajemnym zaufaniu i wspieraniu się, a w ich przypadku ewidentnie tego zabrakło.

-Przykro mi...Wiesz, kiedy Bianka odwiedziła mnie w szpitalu powiedziała mi tyle przykrych słów. A najgorsze co mogła wtedy zrobić to zniszczyć moją samoocenę. Może teraz tego nie widać, ale w pożarze doznałam poparzenia lewej części twarzy i było z moim samopoczuciem naprawdę kiepsko.

-Przykro mi, ale nadal uważam, że jesteś piękna - Pokiwałam głową na nie, bo dla mnie to niebyło takie proste.

-Ale ja tak nie uważałam, nie wierzyłam w siebie przez bardzo długi czas - Spuściłam wzrok na swoje dłonie.

-Hej - Daniel podniósł mój podbródek zmuszając mnie bym na niego spojrzała.

-Dla mnie zawsze będziesz tą samą Ellie - Jego słowa, były dla mnie niczym brzytwa. On nic nie rozumiał, mówi o mnie jak o tamtej Ellie, a prawda jest, że tamtej mnie już nie ma i nie będzie. Zbyt wiele rzeczy wydarzyło się po drodze zmieniając mnie nie odwracalnie.

-Musze cię rozczarować....- Nie dał mi dokończyć.

-Chrzanić ten zakład! - Obruszył się - Tamten czas spędzony z tobą był najlepszy w moim życiu. Los postawił cię znowu na mojej drodze i nie zamierzam pozwolić ci odejść - Czy nie każda dziewczyna chciałaby usłyszeć takie słowa od swojego dawnego kochanka? No pewnie, że tak.

- Bianka była straszna, sam nie wiem dlaczego ożeniłem się z nią. To był mój największy życiowy błąd. Długo pozostawałam pod jej wpływem, zdecydowanie za długo.

-Miałam ci powiedzieć o zakładzie, tylko moje życie wymknęło się z pod kontroli. A po pożarze nic już nie było takie jak wcześniej.

-Dowiedziałem się o nim z mediów, byłam tym poruszony. Ale poczucie krzywdy i zadra w sercu była silniejsza...

-Silniejsze niż miłość do mnie? - Zapytałam wpatrując się w niego, ten odwrócił głowę, a więc jednak miałam swoją odpowiedź. Widziałam jak bardzo żałuje tego co się wydarzyło. Chociaż pragnęłam znowu być dla niego ważna, to jednak on był moją przeszłością, a ją chciałam zostawić ją daleko za sobą. Miałam taki mętlik w głowie czułam, że to wszystko dzieje się stanowczo za szybko. Ja nie byłam jeszcze gotowa, aby dać mu odpowiedź jakiej ode mnie oczekiwał. Wymagało to ode mnie odwagi, a prawdą jest, że cholernie się bałam, przerażała mnie myśl, że on może mnie zranić kolejny raz.

-Danielu, twój problem polega na tym, że chcesz dawną mnie, Teraz jestem inna, zmieniłam się - Pokreśliłam.

-Nie, nie - Zaczął zaprzeczać moim słowom. Przyłożył dłonie do skroni, jakby nie ogarniał co chciałam mu powiedzieć. 

-Boję się, jeśli znowu dopuszczę cię do siebie i mnie skrzywisz, boję się, że tego nie przeżyję...Dlatego proszę zamów mi taksówkę, chcę jechać do domu - Wstałam, on także wstał, jego nozdrza falowały przy nerwowych wdechach, a twarz zrobiła się cała czerwona.

-Nie mogę na to pozwolić - Krzyknął wkurzony.

-Już postanowiłam - Odparłam spokojnie, choć w środku byłam jeną wielką trzęsącą się galaretka. 

-Kocham cię - Powiedział poruszony, o Boże, zakryłam twarz dłońmi. Dlaczego mówi to teraz, a nie zrobił nic te pieprzone pięć lat temu! 

-Nie kochasz mnie, kochasz wspomnienia związane z dawną Elli! - Tłumaczyłam mu. Podniosłam torebkę odeszłam w kąt i wykręciłam numer ciotki, zgodziła się przyjechać po mnie. Zabrałam płaszcz z wieszaka i opuściłam jego mieszkanie. Wypadł za mną z mieszkania na zewnątrz.

-To jest jakieś chore! - Warknął stając twarzą do mnie - jak możesz zachowywać się tak, jakbym to ja ciebie bardziej skrzywdził niż ty mnie! - Nie skomentowałam tego. Ale jego słowa były trafne. 

-Myślisz, że pozwolę ci tak po prostu odejść!- Zagroził, nerwowo gestykulując rękami.

-Od poniedziałku musisz z Samem poszukać nowej sekretarki - Oświadczyłam.

-Rezygnujesz? Tak po prostu, zostawisz wszystko? - Pchnął mnie lekko za ramie, popatrzyłam na niego wkurzona. 

-Wiesz co jesteś większym tchórzem niż myślałem. Tak bardzo siedzisz w tej swojej bezpiecznej skorupie, że nawet nie zauważysz jak życie przemknie przed twoimi oczami. A kiedy ockniesz się, będzie już za późno by coś zmienić! - Krzyknął, schował ręce do kieszeni spodni, popatrzył na mnie zrezygnowany. 

-Odezwij się do mnie, kiedy wyjmiesz tą głowę z pisaku, albo i nie - I po powiedzeniu tych słów odszedł. Nie wiem dlaczego, ale momentalnie zrobiło mi się  strasznie chłodno. Kiedy przyjechała Linett, nie pytała co się stało po prostu mocno mnie przytuliła. W doradzę do domu zastanawiałam się czy przypadkiem nie jestem zepsuta. Bo nie potrafię ponownie mu zaufać, a wejście do tej samej rzeki napawało mnie niewyobrażalnym przerażeniem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top