17
Dziś wypadał 21 września, czyli kolejna miesięcznica śmierci moich rodziców. Dokładnie od ich śmierci minęło 65 miesięcy. Każdego dwudziestego pierwszego dni danego miesiąca spotykałam się z moją ciotką na cmentarzu by powspominać i uczcić pamięć mojej matki. To był bardziej mój rytuał czy też tradycja zwał jak zawał, ale przez ostatnie lata było to dla mnie bardzo ważne. Niestety nie mogłam wziąć dnia wolnego w pracy, bo akurat na dziś była zaplanowane ważne spotkanie, więc zdecydowałam, że pod czas przerwy na lunch podjadę na chwilkę na cmentarz i to musiało mi wystarczyć. Weszłam do kuchni by przygotować kawę dla Sama i dla siebie, ale spotkałam tam Daniela, czego zupełnie się nie spodziewałam.
-O cześć - Przywitał się. Ja stanęłam ja wryta.
-Przepraszam, poczekam aż skończysz -Rzuciłam, chciałam wycofać się z pomieszczenia, jeszcze nie byłam z nim w tak małej przestrzeni sam na sam. Bałam się, że on nie wiem przyjrzy się bliżej i zorientuje się kim jestem. Miałam niezłą paranoje, musiałam to sobie przyznać.
- Co? Nie, nie musisz wychodzić już praktycznie mam gotową - Pokazał mi pełen kubek kawy. Odsunął się od ekspresu robiąc miejsce dla mnie.
-Mogłeś mi powiedzieć przyniosłabym ci kawę do gabinetu - Zaznaczyłam.
-Nic się nie stało , długo dawaliśmy sobie radę bez pomocy - Wyminęłam go, wrzuciłam kapsułkę do ekspresu, podstawiłam filiżankę i włączyłam.
-I jak po spotkaniu z prawnikiem? - Zapytał, opierając się o szafkę kuchenną z kubkiem w dłoni. Dziś ubrany był w granatowy garnitur A pod marynarką miał czarowną koszulkę. To zaskakujące jak dobrze prezentował się pomimo upływu tych pięciu lat. Wydawał mi się bardziej przystojny, a przede wszystkim był taki otwarty do ludzi. Jak na ironię chyba zamieniliśmy się miejscami, bo to ja byłam zawszę tą, która lubiła otaczać się ludźmi, a on był cichy i wycofany, a teraz ja taka jestem, eh.
-W zasadzie dobrze - Powiedziałam zmieszana swoimi myślami.
-Chyba jest jakieś, ale? - Dopytywał, wzruszyłam ramionami. Wzięłam filiżankę do ręki.
-Ta sprawa jest dużo bardziej skomplikowana niż sądziłam, tyle - Odparłam.
-Moja propozycja jest nadal aktualna- Powiedział pewnie.
-Uwierz nie chciałbyś by ty i twoja firma była wiązana z taką sprawą - Po tych słowach wyszłam z kuchni, zapominając z tego wszystkiego o kawie dla siebie.
Grafik cioci był bardzo napięty, więc pora lunchu bardzo jej odpowiadała. Byłam jej wdzięczna, że chciała dalej ze mną uczestniczyć w tej małej aczkolwiek ważnej dla mnie chwili. Nie lubiłam sama włóczyć się po cmentarzu, bałam się takich miejsc i tyle.
Stanęłam z bukietem białych róż nad wspólnym grobowcem moich rodziców, który był ulokowany w najdalszym rogu cmentarza zabudowany ostrym płotem i zamknięty na kłódkę. Po ich śmierci grób był wielokrotnie niszczony i bezczeszczony przez ludzi. To chore, że nawet po śmierci dusze rodziców nie mogły zaznać spokoju. Dlatego ciocia Linett na moją prośbę przeniosła grobowiec w inne miejsce. Wynajęta firma postawiła płot i zabezpieczyła grobowiec, tak by nikt nie mógł go więcej zniszczyć. Nawet przemknęła mi kiedyś myśl, żeby osobno pochować rodziców, ale ciotka wyperswadowała mi ten pomysł z głowy. Powiedziała : Twój ojciec był jaki był, ale twoja mama kochała go nad życie. I chciałaby zapewne być razem z nim pochowana. Więc odpuściłam temat. W pierwszą miesięcznice nie potrafiłam przekroczyć progu cmentarza, nosiłam w sobie tyle negatywnych emocji, które były źródłem stałej frustracji i gniewu. Sama nie raz miałam ochotę zdemolować grób własnego ojca, zbezcześcić jego pamięć. Obarczałam go winą za wszystko co złe w moim życiu. Dziś ten gniew jakby zelżał, ale dalej miałam żal, i to chyba nigdy się nie zmieni, bo jego czyny doprowadziły do tragedii.
-Ty stary parszywy draniu! - Rzuciłam wciąż czując gorzki smak rozgoryczenia-Kiedy moje życie zaczęło wracać na właściwy tor, ty musiałeś o sobie przypomnieć - Linett ścisnęła mocniej moje ramię-Mam nadzieje, że smażysz się w piekle - Standardowo położyłam kwiaty na stronie gdzie widniało zdjęci mojej mamy. Przejechałam dłonią po obrazie, nieproszona łza spłynęła po policzku. Zapaliłam znicze, pomodliłam się za nią. Ciocia objęła mnie ramieniem.
-Masz ochotę na coś słodkiego? - Zapytała.
-Niestety muszę wracać do pracy - Wyjąkałam wciąż poruszona. Ciotka zrobiła smutną minę.
-Moja Ellie- Molly. Przykrzy mi się za tobą bardzo, ale wiem, że masz swoje życie, pracę i przyjaciół i bardzo się z tego cieszę, - Oświadczyła szczęśliwa.
-Linett proszę nie tak głośno - Upomniałam ją, bo ludzie zaczęli posyłać nam zaskoczone spojrzenie, tym bardziej, że wciąż przebywałyśmy na terenie cmentarza.
-Och maleńka życie jest zbyt krótkie na konwenanse, niestety oboje to wiemy - Ciocia Linett była najlepszą przyjaciółką moje mamy. Miała czterdzieści pięć lat, ale wyglądała na trzydzieści. Wysoka długonoga latynoska, zawsze podobał mi się jej odcień skóry jakby przez całe życie jej ciało było muśnięte słońcem, kontrastowało to z moją alabastrową cerą. Pociągła twarz, długi prosty nos, lekko powiększone usta oraz czarne jak noc oczy. Włosy ułożone miała zawsze w idealne fale była bardzo podobna do Ewy Mendez tej znanej aktorki.
-Mam pytanie - Rzekłam zmieszana.
-Tak?
-Czy mój tato prowadził jeszcze jakieś inne interesy? - Ciocia stanęła na przeciwko mnie, zmarszczyła brwi zdziwiona.
-Nic mi na ten temat nie widomo skarbie, ale wiem kto mógłby ci pomóc.
-Tak? - Ożywiłam się.
-Jego ówczesny prawnik, może on będzie coś wiedział
-Bo widzisz próbuję wyjaśnić kilka sprzeczności związanymi z pieniędzmi, które mi zostawił - Wytłumaczyłam jej.
-Och? Mam gdzieś na niego namiary, ale musze poszukać w domu- Ciocia spojrzała na swój zegarek, pokręciła głową z niechęcią.
-Musze uciekać, co powiesz w niedzielę na obiad u mnie? - Zapytała.
-Z miłą chęcią
-To co, u mnie o czwartej - Pocałowała mnie w policzek i mocno przytuliła, a mnie owiał zapach jej różanych perfum. Stałam przy krawężniku parkingu i obserwowałam jak wchodzi do czarnego eleganckiego samochodu, a ja pomachałam jej na dowiedzenia. Pognałam do pracy, nie chciałam spóźnić się na prezentacje. W windzie spotykam Daniela, że też muszę cały czas na niego wpadać! Witam się z nim skinieniem głowy i patrzę wszędzie byle nie na niego. Zapewne także wraca z lanczu na mieście.
-Kolejna pilna sprawa? - Zapytał. Nerwowo zagryzłam od wewnątrz policzek.
-Przepraszam, ale nie chcę o tym rozmawiać - Powiedziałam.
-Jasne nie ma problemu - Skomentował jakby urażony.
Prezentacja miała odbyć się o 13:30, więc miałam niecałe pół godziny aby wszystko przygotować. Dobrze, że wcześniej ogarnęłam dokumentację i skserowałam ją aby każdy z szefów miał kopię dla siebie. Na środku stołu położyłam kilka wód, oraz napojów. Ustawiłam na małych kwadratowych talerzykach przystawki przywiezione przez firmę cateringową, ledwo co wyrobiłam się w czasie. Miała się odbyć dzisiaj prezentacja jakiegoś robota kuchennego skonstruowanego przez studentów z miejscowej uczelni. Kiedy szefowie pojawili się w sali, ja udałam się do recepcji, gdzie czekało na mnie dwóch chłopaków, którzy nie mieli więcej niż osiemnaście lat, oraz ich robot. Musiałam bardzo szybko pozbierać szczękę z podłogi na widok robota, nie to spodziewałam się zobaczyć. Mając na myśli robota kuchennego myślałam o jakimś super sprzęcie AGD pokroju termoimxa czy coś. Był on sporych rozmiarów miał około 160 cm wzrostu i wyglądem przypominał bardziej człowieka niż maszynę. Widok ten był imponujący. Robot wyglądał jak manekin, który stoi na wystawie sklepowej. I to dosłownie, tylko na jego głowie nie było twarzy, i to mnie lekko zbiło z tropu. Reszta jego ciała była czarna, a pod szyją miał namalowany, albo naklejony biały kołnierzyk z białym krawatem. Wyglądem przypominał lokaja. Mike pchał przed sobą wózek kuchenny z przenośnym palnikiem elektrycznym. Było to dosyć dziwne, ale nie pytałam po co im to. Zaprowadziłam ich do konferencyjnej. Usiadłam obok Macalistera, bo nie mogłam tego przegapić, byłam szalenie ciekawa tej maszyny.
-Witamy jestem Mike, a to Lukas - Lukas był niski i gruby, a Mika wysoki i szczupły obaj panowie wyglądali jak Flip i Flap. Ale widać było po ich sposobie zachowania, że nadawali na tych samych falach.
-Przede wszystkim chcieliśmy podziękować wam, jak i waszej firmie za środki na stworzenie naszego robota - Powiedział Mike.
-Alfred ma w stopach wbudowane kółka, dzięki czemu porusza się sprawnie po całym pomieszczeniu, zaprezentuje państwu - Chłopak wyciągnął z kieszeni mały czarny pilocik i nacisnął przycisk. Wtedy na głowie robota pojawiła się cyfrowa twarz starszego pana. Przetarłam oczy z niedowierzania.
-Czy to nie twarz Michela Cain'a? - Zapytałam, Sam i Daniel spojrzeli na mnie pytająco. Nie mogłam się powstrzymać, musiałam o to zapytać.
-Tak - Przyznał Lukas, uśmiechnęłam się pod nosem, a więc imię robota było inspirowane postacią Alfreda z filmu o Batmanie. Byłam pod wrażeniem.
-Plus jest taki, że możemy wgrać w pamięć robota dosłownie zdjęcie każdej ludzkiej twarzy - Mike obrócił się w stronę robota, kliknął na jego głowę pilotem. A przed nami pojawiła się twarz Toma Cruza. Sam zaśmiał się pod nosem. Mike przewijał tak po kolei i pojawiły się jeszcze zdjęcia Vina Dizela, Jasona Statham'a czy Henrego Calvila, o ten ostatni pan mógłby mi usługiwać i nie tylko pomyślałam rozmarzona. Chłopak wrócił do ustawień z przed chwili, czyli do Alfreda. To było imponujące.
-Robot reaguje także na polecanie głosowe : Alfred zrób jajecznicę, proszę - Rzucił Mike. Robot podjechał do wyspy, uniósł swoje mechaniczne dłonie. I rozbił jajko na patelni. Obserwowanie tego wszystkiego było bardzo surrealistyczne. Miałam wrażanie jakbym była na planie jakiegoś filmu. Po pięciu minutach Robot przełożył jajecznicę z patelni na talerz, podjechał z nim do Daniela podał mu, a Daniel przyjął talerz oraz widelec i wziął kęs do ust.
-Hm...Bardzo dobra niczym nie odbiega od tej robionej przez człowieka - Chłopcy przybili sobie piątki. Widać jak z obu zeszło momentalnie całe zdenerwowanie.
-Fascynujące - Szepcze w stronę Sama.
-Dobrze to teraz przejdźmy do strony biznesowej. Ile potrzeba pieniędzy żeby wyprodukować takiego Alfreda? - Rzucił Daniel.
-Koło miliona dolarów - Ugh...Ile? Skrzywiłam się, ogrągły milion!?
-To dosyć spora kwota- Zauważył Sam,
-Oczywiście nasz robot nie jest kierowany do zwykłego szarego obywatela, ale myślę, że bogatsi klienci będą nim zachwyceni - Odpowiedział tym razem Lukas. Daniel obrócił się na krześle w moją stronę.
-Molly przynieś nam cztery kawy - Polecił.
-Tak jest - Szybko wstałam, ale nie mogłam się powstrzymać i przeszłam obok robota. Zmierzyłam go z bliska wzrokiem. Niebywałe, niebywałe jak technika poszła do przodu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top