ROZDZIAŁ 2
Kacper
Wychodzę powoli ze szkoły, wpatrując się w telefon. Od jakiegoś czasu spędzam przed ekranem bardzo dużo czasu ze względu na pewną osobę, którą poznałem w Internecie. Do tej pory nie miałem wielu przyjaciół. Jedynie Domi i Monia cały czas przy mnie były. Po ich wyjeździe, czułem się dziwnie, ale na szczęście powoli się to zmienia. Teraz mam inną przyjaciółkę, a już niedługo zobaczymy się na żywo. Coś czuję, że to będą wakacje życia.
W końcu, wszystko zaczęło się układać odkąd poznałem Ciarę Bravo, która pomogła mi, kiedy byłem w jednym z najgorszych punktów mojego życia, staram się poświęcić jej większość wolnego czasu. Nie znaczy to co prawda, że zrezygnowałem z mojej pasji, jaką jest piłka nożna, ale spędzam na boisku zdecydowanie mniej czasu.
Chociaż, jak tak teraz myślę, nawet przed poznaniem Ciary nie grałem w piłkę w każdej wolnej chwili. Nadopiekuńczość moich rodziców pozwalała im puszczać mnie właściwie tylko na treningi. Jedynym wyjątkiem od tej reguły były sytuacje, w których na boisko wybierała się ze mną jedna z moich starszych kuzynek – Dominika lub Monika. Rodzice doskonale wiedzieli, że przy nich nie stanie mi się żadna krzywda. Nie powiem, nie przeszkadzało mi to, bo Domi i Monia zawsze były moimi jedynymi przyjaciółkami, ale mój wiek czasami to komplikował. Nie oszukujmy się, mając siedemnaście lat chciałoby się czasem wyjść z domu samemu, zwłaszcza kiedy rówieśnicy oceniają każdy nasz ruch.
Wzdycham cicho i raz jeszcze wchodzę w SMSy, sprawdzając czy Ciara odpisała już na moją ostatnią wiadomość. Niestety okazuje się, że na odpowiedź będę musiał jeszcze trochę poczekać. Tak to właśnie jest, jak mieszka się w innych krajach, które dzieli dość spora różnica czasu. Pomimo że starałem się tego nauczyć, zawsze zapominam, która godzina jest u mojej nowej znajomej, mieszkającej w wielkiej Ameryce. Mam nadzieję, że jeszcze się do tego przyzwyczaję. W końcu, przyjaźnimy się dopiero od około miesiąca.
Chociaż, szczerze mówiąc, wydaje mi się, że czas nie ma dla nas znaczenia. Nie wiem, jak Ciara, ale ja czuję, jakbyśmy znali się od zawsze. Już kiedy ze sobą pisaliśmy nie mogliśmy odkleić się od telefonów, a potem, podczas pierwszej rozmowy przez kamerkę, było tylko lepiej. Gadaliśmy wtedy ze sobą około pięć godzin. Żadnego z nas nie obchodziła nawet różnica czasowa i, pomimo że u mnie była wtedy noc, zarwałem ją bez mrugnięcia okiem.
— Matko, ile można gapić się w telefon! — krzyczy niespodziewanie damski głos, a po chwili komórka zostaje wyrwana mi z ręki.
— Ej, oddawaj! — Wyszarpuję swoją własność z dłoni mojej znajomej, Agnieszki.
— Nie zesraj się... — Dziewczyna przewraca oczami.
— Spokojnie, nie jestem tobą — odpyskowuję i chowam telefon do kieszeni spodni.
Aga zaczyna mnie przedrzeźniać, chyba nie potrafiąc wymyślić riposty. Na moją twarz wstępuje cwany uśmiech, a ona zaczyna coraz bardziej się irytować. Nie powiem, trochę mnie to bawi, zwłaszcza że Agata uważa się za największą buntowniczkę w szkolę i twierdzi, że nikt nie śmie jej podskoczyć. Mam wrażenie, że właśnie moja odwaga co do tego, wkurza ją najbardziej. Inni ludzie rzeczywiście raczej omijają ją szerokim łukiem, chyba że ona zaczepi ich pierwsza. Chociaż, nie powiedziałbym, że unikają jej ze strachu. Bardziej wydaje mi się, że po prostu nie chce im się z nią użerać, bo co by nie powiedzieli, i tak zostaną obrażeni, przedrzeźnieni lub wyśmiani. Poza tym, w tej szkole każdy ma swoje własne problem i zazwyczaj są one na tyle poważne, że nikomu nie chce się z nikim wykłócać.
Ja jestem wyjątkiem, bo zazwyczaj po prostu nudzi mi się w życiu. Fakt, ja też mam pewne kłopoty, zwłaszcza jeśli chodzi o moją rodzinę oraz dawne czasy, ale ogólnie nie narzekam na nadmiar wrażeń. Codziennie po szkole siedzę w domu z rodzicami albo chodzę na treningi piłki nożnej i to w sumie tyle. No, jeszcze miesiąc temu odwiedzałem też czasami moje kuzynki - Dominikę i Monikę – ale odkąd wyjechały do pracy za granicę, zostałem sam. Jedyną osobą z mojej rodziny, z którą jeszcze mogę pogadać jest brat Dominiki, Kuba, ale on ma dziesięć lat. I pomimo, że jest dojrzały jak na swój wiek, to jednak taka różnica wieku robi swoje.
— O, świetnie, ojciec po mnie przyjechał — mamrocze Agnieszka, wyrywając mnie z zamyślenia. — I oczywiście musiał przyjechać z tą babą...
— Że co? — pytam głupio, bo nie mam pojęcia, o co jej chodzi.
— Ojciec dzisiaj po mnie przyjechał. — Wskazuje na jedno z aut na parkingu. — Brat ma urodziny, więc razem z nim i młodszą siostrą jedziemy do jakiegoś parku zabaw, czy coś...
— A nie pasuje ci to, ponieważ...?
— Myślałam, że przynajmniej urodziny młodego spędzimy tylko we trójkę, ale tata oczywiście musiał zaprosić swoją nową dziewczynę.
Z zaciekawieniem przenoszę wzrok na parking, bo chcę zobaczyć, kto tak bardzo pokochał tatę Agi, żeby wytrzymać też z nią i jej humorkami. Znajduję wzrokiem kobietę, która stoi wraz z panem Lisowskim, i na chwilę zamieram.
— Ej, jak ona się nazywa? — pytam niepewnie, chcąc upewnić się, że na pewno nie mam żadnych zwidów.
— Wójcik chyba, a co? — odpowiada lekceważąco dziewczyna.
— Ja pierdolę... — mamroczę pod nosem.
— Chwila, ty ją znasz? — Agnieszka patrzy na mnie z podniesioną brwią. — Niby skąd?
— Córka tej kobiety przyjaźni się z moją kuzynką — wyjaśniam, niedowierzając.
— Co, kurwa? — Dziewczyna robi wielkie oczy. — Kamila Wójcik przyjaźni się z twoją kuzynką?
Przytakuję, dalej nie do końca w to wierząc. To znaczy, Kami przed wyjazdem mówiła coś, że jej mama ma nowego faceta, ale nigdy nie spodziewałbym się, że to ojciec Agnieszki. Nawet, kiedy przyjechał po panią Wójcik do domu rodziców Domi, to nie miałem szansy go rozpoznać, bo nawet nie wysiadł z samochodu. W sumie, jak tak teraz myślę, to ich związek z każdą chwilą wydaje mi się coraz mniej dziwny. Pani Wójcik pewnie z łatwością wytrzymuje z Agą, bo przecież wychowała Kamilę, a to znaczy, że musi mieć anielską cierpliwość...
— Dobra, idę — oznajmia po chwili Agnieszka, wpychając sobie do ust miętową gumę, żeby zabić smak palonych na ostatniej przerwie papierosów. — Trzymaj kciuki, żebym jej nie rozszarpała.
— Ty, hamuj się! — strofuję ją. — Jak coś jej zrobisz, to osobiście cię znajdę, jasne?
Aga przewraca oczami i odchodzi w stronę parkingu. W tym samym momencie zauważa mnie natomiast mama Kamili. Kobieta macha mi z uśmiechem, a ja odmachuję, co tylko potęguje wkurwienie Agnieszki. Patrzę, jak dziewczyna wsiada do samochodu, na pożegnanie pokazując mi jeszcze środkowy palec. Już dawno nic nie śmieszyło mnie tak, jak jej dzisiejsza bezradność. Bo w sumie, co ona może? Jeśli jej ojciec naprawdę kocha panią Wójcik, to Agnieszka ma gówno do gadania. Może się buntować i obrażać na cały świat, ale nic to nie zmieni. I dobrze.
Szczerze mówiąc, mam nadzieję, że będzie się dobrze układać w tym związku. Kamila nieraz opowiadała mi, co przeszła jej mama przez jej ojca, więc uważam, że w pełni zasługuje na normalny związek, w którym będzie mogła być wreszcie szczęśliwa. Teraz, kiedy Kami wyjechała, tak naprawdę nic jej nie powstrzymuje. Jej córka ma już własne życie, więc chyba pora, żeby ona też jakoś je sobie ułożyła. Przynajmniej ja tak to widzę. Tym bardziej, że przez ostatnie dziewiętnaście lat, pani Wójcik w pełni poświęciła się swojej córce.
Uśmiecham się lekko na myśl o tym, że jednak na świecie istnieje jakaś sprawiedliwość. Już mam wyciągnąć z kieszeni telefon i napisać o tym Ciarze, kiedy zauważam, że na parking wjeżdża już samochód mojego taty. Potem podzielę się z moją przyjaciółką tymi niespodziewanymi wieściami. Na razie muszę wrócić do domu i po raz kolejny zmierzyć się z gównem, które trwa już od prawie dekady, a które przeze mnie pogłębiło się w ostatnim miesiącu.
Odkąd trafiłem do szkolnego pedagoga za bójkę, zacząłem bardziej zagłębiać się w rodzinną tajemnicę, jaką jest zaginięcie mojego brata – Bartka – sprzed prawie dziesięciu lat. Co prawda nie znalazłem zbyt wiele, bo nawet policja, ani agencja ochroniarska, w której kiedyś pracowali moi rodzice nie była w stanie rozwiązać tej sprawy. Mimo to, poznałem jednak więcej szczegółów i dowiedziałem się, że Bartek nie był jedyny. Podobnych przypadków zaginięć dzieci, było wiele w całej Europie. Szkoda, że wciąż wszystkie pozostają nierozwiązane...
Wsiadam do samochodu, wzdychając cicho. Tata nie odzywa się. Po prostu odpala silnik i odjeżdża z parkingu. Nie włącza nawet radia, tylko tępo patrzy na drogę przed nami. Kiedy na niego zerkam, zauważam duże wory pod oczami, tak jakby nie spał przez co najmniej kilka nocy. W zasadzie, nie zdziwiłbym się, gdyby naprawdę tak było. Przez to, że mój szkolny wróg dowiedział się o zaginięciu Bartka, moi rodzice przeżyli prawdziwe załamanie po tym, jak tamten idiota napisał fałszywy list w imieniu mojego brata. Napisał tam, że uciekł z domu, bo czuł się źle traktowany przez rodziców i, że już nigdy nie wróci. Tamtego wieczoru mama przeżyła prawdziwy kryzys, a tata próbował opanować sytuację. Jednocześnie uspokajał ją, dzwonił na policję oraz powiadamiał o wszystkim agencję.
Po powrocie tamtego dnia do domu, ja również przeżyłem szok, a kiedy przeczytałem list, mój świat prawie się zawalił. Na całe szczęście szybko rozpoznałem pismo, należące do niejakiego Janka Bogusza i pobiegłem się z nim policzyć.
*
Wpadam z hukiem do budynku szkoły, prawie zabijając się na zakręcie. Pędzę przez korytarze, szukając tej jednej osoby i w końcu ją znajduje. Bogusz, jak gdyby nigdy nic, stoi sobie przy sali matematycznej, zaśmiewając się do rozpuku ze swoimi koleżkami. Jego przydupasy zauważają mnie szybciej niż on, ale jest już za późno. Chłopak ledwo zdąża odwrócić się twarzą do mnie, kiedy rzucam się na niego z pięściami. Przewracam go na podłogę i okładam ciosami, nie patrząc już nawet, gdzie lądują. Janek próbuje się bronić, ale jest tak zszokowany, że nawet nie ma siły. I dobrze, przynajmniej będzie łatwiej!
Z tyłu słyszę krzyki niektórych uczniów, a nawet głos dyrektora, ale wszystkie ich słowa zlewają mi się w jedną całość. Przed oczami mam tylko przerażoną twarz Bogusza i jego ręce, próbujące się bronić. Nienawidzę go! Z całej siły trafiam w jego szczękę, a w tym samym momencie ktoś odciąga mnie od jego ciała. Szarpię się, próbując się wyrwać, ale adrenalina z każdą chwilą coraz bardziej opada, a ja mam coraz mniej sił.
*
Prawie zabiłem go wtedy na oczach całej szkoły, ale pracownikowi T.A.C.O.S. jakoś udało się opanować sytuację. Dzięki niemu nie zostałem też o nic oskarżony, a zamiast tego zawarłem z Boguszem układ - on nie podaje mnie na policję za pobicie, a moja rodzina nie oskarża go o fałszowanie dowodów. Szczęście w nieszczęściu Janek miał na tyle rozumu, że od razu się zgodził i przeprosił nawet moich rodziców.
Chociaż, ja i tak dostałem swojego rodzaju karę, bo całą noc spędziłem na przesłuchaniach w agencji. Pracownicy zaczęli też wtedy bardziej przyglądać się pewnemu powiązaniu pomiędzy różnymi sprawami, który przez przypadek znalazłem. Mianowicie okazało się, że na miejscu kilku zaginięć dzieciaków był jeden i ten sam samochód. Co prawda psy policyjne, które tam wtedy były, w żaden sposób nie zareagowały jednak na auto, ale mimo tego, T.A.C.O.S. postanowiło sprawdzić to raz jeszcze.
Szczerze mówiąc, trochę mnie to dziwi. Z tego, co wiem, ta agencja specjalizuje się w ochronie osób sławnych. Sama nazwa na to wskazuje. A jednak pracownicy bardzo interesują się sprawą Bartka i od samego początku się w nią angażują. Mają nawet specjalne akta, poświęcone tylko tej sprawie, w których są zebrane wszystkie dowody. Mam tylko nadzieję, że robią to ze względu na dawną pozycję moich rodziców w tej agencji i nie kryje się za tym nic więcej. Jeśli okazałoby się, że jest w to zamieszany jakiś celebryta, chyba bym zwariował...
Do domu docieramy w zupełnej ciszy i tak też wchodzimy do mieszkania. Już od progu słyszymy wołanie mamy na obiad. Kobieta jak zwykle krząta się po kuchni, przygotowując dla nas posiłek. Po zaginięciu Bartka postanowiła zrezygnować z pracy. Chciała cały czas siedzieć w domu, "na wypadek, gdyby wrócił". Tak już zostało. Od prawie dekady naszą rodzinę utrzymuje tylko tata, pracując w biurze. Stara się jak może, ale i tak nie ma z tego dużej wypłaty. Tak naprawdę musieliśmy mocno zacząć oszczędzać, tym bardziej że wszystkie zgromadzone wcześniej pieniądze, poszły na nagłaśnianie sprawy mojego brata.
Zresztą, do tej pory tak jest. Moi rodzice wciąż w każdy weekend podróżują po całej Polsce, organizując konferencję prasową za konferencją prasową. Cały czas starają się, aby ludzie nie zapomnieli o tym temacie. Kilka tygodni temu zaprosili nawet ludzi z innych krajów, którym również przydarzyła się taka tragedia. Chcieli, żeby oni też mieli możliwość wypowiedzenia się na temat swoich przeżyć oraz okoliczności, w jakich zaginęły ich dzieciaki. Niestety, nigdy nie wiadomo, czy taka konferencja w ogóle coś da, ale przynajmniej rodzice nigdy nie będą mogli powiedzieć, że się poddali.
Witam się z mamą kiwnięciem głowy, po czym uchylam drzwi do swojego pokoju i niedbale wrzucam do środka plecak. Ląduje on gdzieś pod moim biurkiem, a ja idę do łazienki umyć ręce. Bez tego rodzice nie pozwoliliby mi nawet pomyśleć o zajęciu miejsca przy stole. Poza tym, chcę jak najszybciej zjeść i iść już do siebie, bo za kilka godzin mam połączyć się na Skypie ze Ciarą, a przedtem chciał też pogadać ze mną Kuba.
Młody dwa dni temu grał w turnieju koszykówki, na który wyjechał razem z drużyną ze swojej szkoły. Pewnie chce o tym pogadać, tym bardziej, że do teamu dostał się tak naprawdę w drodze wyjątku. Normalnie musiałby poczekać jeszcze co najmniej dwa lata, ale kiedy trener zobaczył jego umiejętności przyjął go przedwcześnie. Także, pomimo że drużyna Kuby nie wygrała tego turnieju, na pewno było to dla niego wielkie przeżycie.
W zasadzie, nawet wiem, co młody teraz czuje. Dobrze pamiętam swój pierwszy mecz piłki nożnej. Niestety, moi rodzice nie mogli wtedy być na widowni, ale za to rodzice Dominiki, jak i sama Domi oraz Monika zaciekle mi kibicowali. Kuba też tam był, ale miał wtedy zaledwie trzy latka, więc wątpię, żeby cokolwiek pamiętał. Ja za to do tej pory mam gdzieś film z tego wydarzenia, nagrany przez wujka Marka, żebym nigdy nie zapomniał tego dnia.
Strzeliłem wtedy bramkę wyrównującą, dzięki której nie przegraliśmy meczu. Była to też moja pierwsza bramka poza treningami. Trochę żałuję, że moi rodzice nigdy nie zobaczyli żadnego z moich występów, a zwłaszcza tego pierwszego, ale rozumiem, dlaczego niezbyt lubią przebywać na trybunach. Ja tak czy siak za każdym razem dostaję wsparcie, nawet jeśli nie pochodzi ono od nich. Staram się więc nie narzekać, tylko cieszyć się, że mam w życiu kogokolwiek, kto chce mi kibicować.
— Synku, obiad! — woła mama z kuchni.
Wychodzę z łazienki, mijając się w drzwiach z tatą. Siadam przy kuchennym stole i obserwuję, jak mama jeszcze przez chwilę krząta się przy kuchence. Gdybym jej nie znał, zacząłbym jej pomagać, ale jak kiedyś chciałem to zrobić, od razu zostałem odesłany do stołu, bo stwierdziła, że poradzi sobie sama. Teraz już się nie wtrącam. Wiem, że jak będzie mnie potrzebowała, to po prostu mi o tym powie.
— No dobrze, pomódlmy się — mówi tata, siadając w końcu do stołu.
Przed rozpoczęciem obiadu odmawiamy więc modlitwę, jak co dzień. Ja co prawda nie bardzo w to wierzę, ale wiem, że moim rodzicom została już tylko wiara, dlatego nie protestuję. Po odmówieniu formułki mama głośno wypuszcza powietrze z płuc i bierze się za nakładanie dżemu na naleśnik. Tata przez chwilę czule ściska jej rękę, a następnie sam wybiera dodatek do dania. Ja od razu łapię za Nutellę, bo dla mnie naleśniki bez kremu czekoladowego po prostu się nie liczą.
— A jak tobie minął dzień, synu? — pyta w pewnym momencie tata, po krótkiej wymianie zdań z mamą, której szczerze mówiąc, niezbyt się przysłuchiwałem.
— W porządku — odpowiadam krótko.
— Nie wdałeś się dziś w żadną bójkę? — żartuje mama, ale w jej oczach widzę cień niepokoju.
— Nie, dzisiaj byłem grzeczny. — Śmieję się. — Za to dowiedziałem się czegoś ciekawego.
— To znaczy? — Ojciec patrzy na mnie z zaciekawieniem.
— Kojarzycie Agnieszkę Lisowską? — zaczynam temat, a oni przytakują. — Nie zgadniecie, z kim związał się jej tata.
— Kacper, nieładnie tak plotkować! — gani mnie od razu mama.
— Wierz mi, o tym będziecie chcieli porozmawiać — twierdzę, a na moją twarz wstępuje uśmiech. — Nową partnerką pana Lisowskiego jest mama Kamili.
— Ewelina?! — Mama robi wielkie oczy.
— Wiedziałaś, że w ogóle kogoś ma? — dopytuje tata.
— Coś wspominała, ale nie wiedziałem, że to ojciec Agnieszki. — Wzdycha mama. — Oj, ona będzie miała z tą dziewczyną ciężko.
— A ty skąd wiesz takie rzeczy? — Ojciec przenosi wzrok na mnie.
Opowiadam im całą sytuację, która wydarzyła się przed szkołą. Rodzice wyglądają na zaskoczonych, a jednocześnie zirytowanych postawą Agi. Wiedzą, że już od dawna sprawia problemy i trochę boją się, jak będzie traktowała panią Wójcik, zwłaszcza że się z nią przyjaźnią. Mama postanawia, że od razu po obiedzie do niej zadzwoni. Podobno nie miały czasu porozmawiać od wyjazdu dziewczyn, a teraz jest do tego idealna okazja.
Jakiś czas później, w momencie brania ostatniego kęsa, każdy z nas odchodzi już od stołu. Mama idzie do sypialni rodziców, porozmawiać z panią Wójcik, a ja idę do swojego pokoju, pogadać z Kubą. W kuchni zostaje tylko tata, który zaoferował, że posprząta po posiłku.
Wchodzę do sypialni, a następnie kładę się na chwilę na łóżku. Nie zamierzam spać, ale siedzieć też nie muszę, skoro z młodym nie będę rozmawiał nawet przez kamerkę, tylko zwyczajnie przez telefon.
Jakbym wywołał wilka z lasu, dokładnie w tym samym momencie moja komórka zaczyna dzwonić. Odbieram, a do moich uszu dochodzi podekscytowany głos Kuby. Nawet nie daję rady się odezwać, bo chłopiec dostaje jakiegoś słowotoku. Odpowiadam tylko półsłówkami, wysłuchując jego wrażeń z turnieju. Przez to, jak szczegółowo młody wszystko opisuje, przez chwilę czuję się nawet, jakbym też tam był. Wygląda na to, że zwrócił uwagę naprawdę na wszystko. Poza tym chwali się też, że jego rodzice, oczywiście, nagrali cały mecz i zaprasza mnie na wspólne oglądanie.
Obiecuję, że wpadnę jak tylko będę miał wolną chwilę. Tak sobie myślę, że fajnie byłoby pokazać to Ciarze. Dziewczyna ma przyjechać do mnie na wakacje, więc mógłbym zabrać ją do wujostwa. Kuba co prawda nie wie, że to właśnie ona do mnie przyjeżdża, bo powiedziałem tylko o wizycie przyjaciółki, pomijając jej tożsamość, ale myślę, że nie będzie przeszkadzać to ani jemu, ani jego rodzicom. Przynajmniej mam taką nadzieję. Naprawdę chciałbym pokazać Ciarze, jak żyję na co dzień, a odwiedzanie rodziny jest jednym z elementów mojego życia.
U cioci Ani i wujka Marka, czyli rodziców Dominiki i Kuby, przebywam tak naprawdę w każdy weekend, kiedy moi rodzice są na konferencjach. Poza tym, w pierwszych latach po zaginięciu Bartka, to właśnie oni najbardziej się mną zajmowali. Bywały nawet momenty, kiedy o wiele bardziej wolałem przebywać u nich niż we własnym domu.
Tam wszystko wydawało się łatwiejsze. Ciocia i wujek robili wszystko, żebyśmy czuli się jak najlepiej. Przyjmowali z otwartymi ramionami mnie, Monikę, jej byłego chłopaka, Kamilę i praktycznie wszystkich kumpli Kuby. Ich dom zawsze był naszym bezpiecznym miejscem, bo tam nie istniały problemy. Tam graliśmy w gry, biegaliśmy za piłką, wygłupialiśmy się, żartowaliśmy. No i, wiedzieliśmy że możemy przyjść do nich o każdej porze dnia i nocy, a oni nigdy by nas nie wygonili.
— No, a co u ciebie? — pyta w pewnym momencie Kuba, uspokajając oddech po słowotoku.
Ponownie zaczynam opowiadać więc historię o pani Wójcik, ale wspominam też o dzisiejszej zaplanowanej rozmowie ze Ciarą. Tylko że, oczywiście, nie mówię jej prawdziwego imienia. Nazywam ją Cindy, tak jak zresztą przedstawiła mi się w pierwszych dniach naszej Internetowej znajomości, kiedy nie miała jeszcze pewności, czy może zaufać mi na tyle, żeby zdradzić mi swoją prawdziwą tożsamość.
Nie dziwię jej się. Jest w końcu wielu ludzi, którzy chcieliby wykorzystać jej sławę do swoich celów. Na szczęście ja już raz byłem na okładce gazety, jeszcze za dzieciaka, i nigdy więcej nie chcę tego powtarzać. Moją zapłakaną twarz widziała chyba cała Polska, a w szkole wszyscy mi przez to dokuczali, więc teraz wolę trzymać się w cieniu.
Następne kilka godzin po zakończeniu rozmowy z Kubą mija mi na obmyślaniu wakacji. Jako że w tym roku spędzę je z nową osobą, która w dodatku nigdy nie była w Polsce, próbuję rozplanować wszystko tak, żeby zobaczyła jak najwięcej. Ciara będzie u mnie przez około dwa tygodnie, więc nie jestem pewien, czy ze wszystkim zdążymy. Poza tym, dziewczyna wspominała też, że chciałaby zaznać chociaż jednego dnia typowego leniuchowania, obżerania się niezdrowymi przekąskami i oglądania filmów do późnej nocy, a może nawet do rana. To marzenie też próbuję więc wliczyć w te dni, które u mnie spędzi. No i muszę doliczyć jeszcze dni na "przechorowanie" jetlaga i przyzwyczajenia się do polskiej strefy czasowej. Chyba będzie trudniej niż myślałem...
Zanim się orientuję, wybija godzina mojej rozmowy ze Ciarą, o czym przypomina mi ona w SMSie. Odkładam pokreśloną kartkę, na której starałem się wszystko zaplanować i wstaję z łóżka. Szybko włączam laptopa, a następnie loguję się na Skype'a, a raczej próbuję, bo Internet znów mnie zawodzi. Nie mając innego wyjścia, przenoszę się ze sprzętem do salonu, gdzie zasięg jest zazwyczaj lepszy niż w moim pokoju.
Tak jest też tym razem. Po położeniu laptopa na stoliku do kawy od razu udaje mi się połączyć z przyjaciółką. Pierwszym, co widzę jest kawałek pościeli i spakowana do połowy walizka. Udaje mi się też zobaczyć dużą część pokoju dziewczyny. Chwilę później ona też wchodzi w kadr, machając mi z szerokim uśmiechem.
— Siema, młoda! — witam się z nią, a na moją twarz wstępuje szyderczy uśmiech, bo doskonale wiem, że to wyrażenie ją rozzłości.
— Jestem młodsza tylko o rok, odpuść już! — lamentuje dziewczyna, rzucając w ekran jakąś swoją bluzką, tak jakby chciała trafić nią we mnie.
Śmieję się głośno, a ona pokazuje mi język, co rozbawia mnie jeszcze bardziej.
— Śmiej się, śmiej. Zobaczymy, czy będziesz taki wesoły jak do ciebie przyjadę i się za to zemszczę. — Ciara grozi mi palcem.
— Niby jak? Pobijesz mnie scenariuszem? — kpię żartobliwie.
— Wystarczy walizka, jest całkiem ciężka — twierdzi dziewczyna, składając w kostkę jakieś spodnie.
— Wreszcie wzięłaś się za pakowanie, co? — Patrzę na nią ze współczuciem, bo sam nienawidzę tej czynności.
— Tak. — Wzdycha. — W końcu znalazłam chwilę czasu.
Kiwam głową ze zrozumieniem. Mogę sobie tylko wyobrażać jak ciężko jest pogodzić naukę i karierę, zwłaszcza jeśli chodzi o aktorstwo. W dni powszednie Ciara od rana do wieczora siedzi na planie, a w weekendy uczy się z prywatnymi nauczycielami. Na koniec roku szkolnego zdaje też testy, do których przecież musi się kiedyś uczyć. Masakra...
Przez chwilę panuje między nami kompletna cisza. Obserwuję jak moja przyjaciółka krąży po swoim pokoju, wyjmując z szaf i szuflad coraz więcej rzeczy. Szczerze mówiąc, nie jestem do końca pewien czy ta jedna walizka jej starczy, chociaż gdzieś z boku widzę też na podłodze otwarty, pusty plecak, więc pewnie tam też coś spakuje.
— A ty jak? — pyta w pewnym momencie. — Zaplanowałeś już coś?
— Próbowałem, ale nie wiem, czy starczy nam czasu — przyznaję. — Jest naprawdę sporo miejsc, które chciałbym ci pokazać, ale dwa tygodnie to trochę mało.
— Szkoda, że moi rodzice nie zgodzili się, żebym została u ciebie dłużej... — Ciara widocznie smutnieje.
— Wiesz... — zaczynam niepewnie — ...zawsze możemy coś wykombinować.
— To znaczy? — Patrzy na mnie z zaciekawieniem.
— Jak chcesz o tym teraz rozmawiać to zamknij drzwi, bo twoi rodzice mogą wejść w każdym momencie — rozporządzam, trochę znając się na takich sztuczkach.
Bravo powoli podchodzi do drzwi swojego pokoju i zamyka je na klucz. Przez cały ten czas nie spuszcza ze mnie oczu, w których widzę nie tylko zdziwienie, ale też spore zaniepokojenie. Chyba naprawdę się stresuje, bo podczas przekręcania klucza, jej ręce całe się trzęsą.
Ja też upewniam się, że moi rodzice nic nie usłyszą. Na szczęście siedzą w pokoju Bartka, a to oznacza, że niczego by nie zauważyli, nawet gdyby w naszym salonie wybuchła bomba. Kiedy wchodzą do tej sypialni, to tak jakby wchodzili do innego świata. Trochę ciężko to wyjaśnić...
— No więc? Masz jakiś plan? — pyta cicho Ciara i siada na łóżku, biorąc laptop na kolana.
— Musimy wymyślić jakąś dobrą wymówkę, żebyś mogła zostać u mnie dłużej. — Kładę ręce na stoliku, po czym nachylam się do mojego sprzętu. — Musimy namieszać im w głowach.
— J-jak? — Dziewczyna marszczy brwi.
— Czy twoi rodzice mają coś takiego, co pozwala zapomnieć im o całym świecie? — pytam, zaczynając układać w głowie schemat działania.
— Raczej nie... — mówi niepewnie Bravo. — Chociaż... nie, to głupie.
— Co? Co wymyśliłaś? — dopytuję.
— Wiesz... oni dawno nie widzieli się z moim rodzeństwem. Może gdyby się z nimi spotkali, to przynajmniej na chwilę zeszłabym na drugi plan? — sugeruje nieśmiało.
— Super! — krzyczę z entuzjazmem. — No dobra, a gdzie jest twoje rodzeństwo?
— Mieszkają z dziadkami w Kentucky — wyjaśnia.
— Okay... — Zastanawiam się przez chwilę. — Musisz namówić rodziców, żeby tam pojechali.
— I co to niby da? — Przyjaciółka patrzy na mnie z zagubieniem.
— Jeśli twoi starzy pojadą do Kentucky w tym samym czasie, kiedy ty będziesz u mnie, to będą tak zajęci nadrabianiem czasu z twoim rodzeństwem, że jeśli w którymś momencie zadzwonisz do nich i poprosisz, żebyś została dłużej, to nawet nie zwrócą na to uwagi — wyjaśniam. — Poza tym, pewnie będą szczęśliwi, że znów widzą się ze swoimi pozostałymi dziećmi, a to znaczy, że będą mieli dobry humor. Nawet nie przejdzie im przez myśl, żeby ci odmówić.
— Sprytne... — przyznaje Ciara. — Często wymyślasz takie plany?
— Powiem tak: żyjąc z nadopiekuńczymi rodzicami, człowiek musi nauczyć się sobie radzić — twierdzę. — Reszty domyśl się sama.
Bravo szybko zaczyna łapać, o co mi chodzi. A jako, że mamy już plan na jej rodziców, pozostały czas rozmowy spędzamy na snuciu planów na dwa tygodnie. Przy okazji pomagam jej też zdecydować, ile bluz powinna ze sobą zabrać, bo niestety w Polsce nie jest tak ciepło jak w Kalifornii, a chciałbym, żeby czuła się jak u siebie. Serio mam nadzieję, że Ciarze się tutaj spodoba...
~*~
Hejka!
Dzisiaj macie rozdział z perspektywy Kacpra i tym oto akcentem rozpoczynamy... grudniowy maraton! Dokładnie tak, w tym miesiącu planuję dodać naprawdę sporo rozdziałów, w dodatku niedużo oddalonych od siebie w czasie. Na ten moment plan jest taki, że rozdziały będą pojawiać się co trzy dni, a co drugi dzień na moich social mediach będą pojawiać się zwiastuny do nich.
Na ten moment na moim TikToku, Instagramie, Facebooku oraz YouTube znajdują się zwiastuny do prologu i rozdziału 1., a także... HISTORIA DOMINIKI. Historia ta jest przedstawiona za pomocą filmiku i jest tam opowiedziane życie głównej bohaterki, począwszy od dzieciństwa, na wydarzeniach z pierwszej części Przeszłość nigdy nie znika kończąc. Planuję robić takie historie na temat wszystkich bohaterów, więc tym bardziej zachęcam do obserwowania moich profili. Nazwa wszędzie jest taka sama: Domi Schmidt.
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top