Rozdział 8 + KONKURS
~*~
Dzisiejsza notka, znajdująca się pod rozdziałem jest dość ważna, więc proszę, zerknijcie na nią. Z góry dziękuję!
~*~
KENDALL
Siedzę na kanapie w salonie, co rusz przełączając kanały w telewizorze. Na moje nieszczęście jest dopiero ósma rano, więc w telewizji nie ma nic ciekawego. Wzdycham ciężko, wciskając kolejny przycisk na pilocie. Sfrustrowany zaczynam kiwać nogą, nie mogąc usiedzieć w miejscu.
Od kilku dni nie mogę się na niczym skupić. Przez niemal cały czas chodzę rozkojarzony, zawalam większość obowiązków i nawet nie do końca dociera do mnie wszystko, co mówią do mnie inni ludzie. Odkąd Carlos znalazł zdjęcia z mojego dzieciństwa, po prostu nie mogę poradzić sobie z natłokiem myśli. Jest tego zwyczajnie za dużo i...
— Kendall? — Z zamyślenia wyrywa mnie głos dziewczyny Carlosa. Odwracam się w stronę Alexy, schodzącej po schodach z torebką na ramieniu.
— Hej — witam się z nią. — A ty czemu tak wcześnie jesteś gotowa do wyjścia?
— Mogłabym zapytać o to samo — Uśmiecha się ironicznie dziewczyna, lustrując mnie wzrokiem.
— No tak... — Przymykam lekko oczy, wzdychając. — Po prostu jakoś nie mogłem spać, wiesz?
— Dlaczego? — pyta Alexa z przedsionka, widocznego z kanapy. — Coś się stało?
— Nie, tylko... — Zastanawiam się, jak dobrać słowa. — ...jestem trochę przytłoczony nadmiarem obowiązków.
— Nic dziwnego, już dawno nie widziałam cię z gitarą czy notatnikiem, a przecież miałeś napisać nową piosenkę, prawda? — Lexi opiera się jedną ręką o ścianę, drugą zakładając buty.
— Tak, ale nie mam ostatnio weny. — Kręcę zawiedziony głową, nie wiedząc, co robić.
— No to idź się przewietrzyć albo pomyśl o czymś, co cię inspiruje. — Słowa Alexy dają mi do myślenia. — Dobra, ja lecę. Mam jeszcze spotkanie z managerką, a potem jadę na plan, więc nie mogę się spóźnić. Powiedz Carlosowi, że wrócę dzisiaj późno, okay? A, no i dopilnuj, żeby Logan nie spalił kuchni podczas robienia śniadania.
— W porządku. Miłego... — Zanim kończę zdanie, Lexi zamyka już za sobą drzwi. — ...dnia.
Biorę głęboki oddech, a następnie wyłączam telewizor z zamiarem pójścia po gitarę, ale zanim zdążam ruszyć się z kanapy, na schodach słyszę kolejne kroki, a za nimi następne. I jeszcze jedne. Podnoszę ze zdziwieniem brew i patrzę w tamtą stronę, gdzie widzę trójkę moich przyjaciół. Właściwie nie wiem, czego innego się spodziewałem.
Witam się z chłopakami, przybijając im piątkę, po czym idę wraz z nimi do kuchni, żeby przygotować śniadanie. Alexa kazała mi przypilnować Logana, który znów jest na kacu, więc postanawiam przygotować posiłek samodzielnie.
Podczas jedzenia kanapek nie rozmawiamy jednak zbyt dużo, a każdy z nas zajęty jest czymś innym. Logan leży twarzą na stole, próbując opanować ból głowy. Carlos pisze z Alexą, a James bawi się ze swoim psem – Foxem – który biega wokół wyspy kuchennej, szczekając radośnie. Założę się, że to nie pomaga Loganowi...
Jakiś czas później wszyscy czterej zaczynamy przygotowywać się do wyjścia. Henderson jako pierwszy kieruję się w stronę przedsionka, z którego po chwili słychać jego wściekły krzyk i jakiś hałas.
— James! — Wkurzony Logan wchodzi z impetem do kuchni, trzymając w ręku swoje nowe buty. Oj, niedobrze...
— Co jest? — Maslow nawet nie patrzy na kumpla, uzupełniającs wojemu psu jedzenie i wodę, żeby starczyło na cały dzień, kiedy będziemy w studiu nagraniowym.
— Fox pogryzł moje nowe buty, znowu! — Oburzony Logan odkłada głośno obuwie na wyspę kuchenną. — To już trzecia para w tym miesiącu do ciężkiej cholery! Zamierzasz w końcu zrobić coś z tym psem, czy nie?!
— Sorry, stary. — James bierze czarne tenisówki i zaczyna obracać je w dłoniach, oglądając zniszczenia. — Gdyby to ode mnie zależało, mały nigdy nie tknąłby twoich butów, ale to nie moja wina, że woli je od swoich zabawek. Oddam ci kasę, okay?
— Wytresuj go w końcu, błagam, bo mnie szlag jasny trafi! — Henderson kuca obok pieska, zaczynając grozić mu palcem. — Siad, Fox! Posłuchaj, nie wolno gryźć moich butów, jasne? Zły pies, niedobry.
Dotychczas patrzący z zaciekawieniem szczeniak, słysząc słowa Logana, kładzie się na podłodze, a następnie opiera łebek o łapki, zerkając na chłopaka wielkimi oczami, w których widać skruchę. Muszę przyznać, że już dawno nie widziałem niczego aż tak rozczulającego.
Logan wzdycha cicho i patrzy na mnie, szukając pomocy. Wzruszam ramionami, nie mając pojęcia, co powinien zrobić. Chłopak ponownie patrzy na pieska, a następnie klepie go po łebku i wstaje, a Fox zaczyna radośnie wokół niego skakać. Na tego psiaka nie da się złościć.
Po jakimś czasie dopijam ostatni łyk kawy, a następnie jako ostatni wychodzę z domu, zamykając drzwi na klucz. W mieszkaniu zostaje tylko pies Jamesa, a ja wsiadam na przednie siedzenie samochodu Carlosa, w którym siedzi już reszta moich kumpli. Pena wreszcie odkleja się od telefonu i odpala auto, ruszając do studia.
Wiem, że czeka nas mnóstwo korków, tak jak zresztą codziennie, więc otwieram notatnik, który wziąłem ze sobą, po czym zamykam oczy, próbując wsłuchać się we własne myśli. Idąc za radą Alexy, staram się znaleźć coś, co mnie inspiruje. Coś, co inspiruje. Coś, co inspiruje...
*
Podchodzę powoli pod przedszkole, które jest niedaleko mojego domu. Staję obok bramy i zaczynam się rozglądać. Po skończonych lekcjach z budynku zaczynają wybiegać dzieciaczki. Szukam między nimi mojej przyjaciółki, bo mam ją dzisiaj odebrać. Dopiero po chwili ją zauważam. Dziewczynka wychodzi z przedszkola, ale jest jakaś smutna. No i nie biegnie, tak jak inne dzieci, tylko spokojnie sobie idzie. Macham do Dominiki trochę zmartwiony, a ona, kiedy mnie widzi, od razu szeroko się uśmiecha i podbiega do mnie.
— Hej, mała. — Przytulam ją, jednocześnie zdejmując plecaczek z jej ramion.
— Hejka! — Domi od razu wydaje się jakaś taka weselsza.
— Jak było w przedszkolu? — pytam i łapie ją za rączkę.
— Dobrze — odpowiada krótko, idąc w stronę domu.
— To fajnie. A co dzisiaj robiliście? — dopytuję zaciekawiony.
— Uczyliśmy się literek — mówi Domi, trochę błędnym angielskim.
— Przecież ty już umiesz literki — twierdzę, a dziewczynka przytakuje. — Pewnie strasznie się nudziłaś, co?
— Troszeczkę — odpowiada maluch, patrząc w ziemię.
— Szkoda. A znalazłaś jakieś nowe koleżanki? — pytam, bo to pierwsze dni Dominiki w przedszkolu.
— Nie — mówi cichutko moja przyjaciółka. — Nikt nie chciał się ze mną bawić.
— Ojej, dlaczego? — Patrzę na nią zmartwiony, już myśląc, jak jej pomóc.
— Nie wiem. — Smutna dziewczynka lekko pociąga noskiem. — Bawili się sami, jakby mnie nawet nie widzieli.
— Biedactwo. — Przytulam mocno Domi. — Pamiętaj, że dla mnie nigdy nie będziesz niewidzialna, okay?
— Fajnie. — Moja przyjaciółka uśmiecha się leciutko, a potem wreszcie idziemy do domu, gdzie mamy zamiar bawić się cały dzień.
*
Już wiem! Alexa jest jednak genialna. Otwieram gwałtownie oczy i biorę do ręki ołówek, zaczynając pisać jak natchniony. Tekst sam układa mi się w głowie, a dzieje się to w takim tempie, że nie nadążam go zapisywać. Ruszam ołówkiem tak szybko, że zamiast słów wychodzą jakieś bazgroły i muszę ciągle je poprawiać. Mam jednak przeczucie, że ta piosenka może być kolejnym hitem, zwłaszcza że idealnie pasuje do melodii, którą skomponowałem kilka dni temu. Aranżer już ją zaakceptował i dopracował tak, żeby brzmiała najlepiej, jak tylko się da. Teraz wystarczy więc już tylko lekko poprawić tekst, który właśnie kończę pisać, a potem mogę wchodzić z chłopakami do studia. To będzie chyba najszybciej zrobiona przez nas piosenka.
Jakiś czas później Carlos parkuje samochód na prywatnym parkingu obok budynku studia nagraniowego, gdzie czeka już na nas manager. Witamy się z nim uściskiem dłoni, a ja z podekscytowaniem pokazuję mu tekst, który powstał przed chwilą.
— No proszę, całkiem nieźle. — Uśmiecha się Mark, przelatując wzrokiem po notatniku. — I tak będziesz musiał skonsultować się z kilkoma innymi tekściarzami, ale muszę przyznać, że na pierwszy rzut oka jest dobrze.
— W porządku. A myślisz, że pozwoliliby mi zostawić ten fragment? — Zakreślam ołówkiem kilka słów, wchodząc z kumplami do windy.
— Myślę, że tak. Czemu pytasz? Jest dla ciebie jakiś bardzo ważny? — Mark wciska przycisk z napisem 2.
— Szczerze mówiąc, trochę tak. Na podstawie tych słów napisałem całą resztę — mówię zgodnie z prawdą i wydaje mi się, że manager to rozumie. Mężczyzna załatwia mi już spotkanie z profesjonalnymi tekściarzami, które ma rozpocząć się za kilka minut, więc rozdzielam się z kumplami.
Poprawianie tekstu trwa około godzinę. Na szczęście moi współpracownicy zgadzają się na pozostawienie ważnego dla mnie fragmentu. Nie jest potrzebne też wiele poprawek, a jedynie drobne szlify. Koncept piosenki zostaje jednak dokładnie taki, jaki chciałem. Teraz tylko muszę pokazać ten hit reszcie zespołu i będziemy mogli zacząć nagrywać.
Ciekaw jestem, ile nam to zajmie. Chciałbym, żeby wyszło perfekcyjnie, więc pewnie trochę czasu minie, zanim wszystko dopracujemy. Nasz rekord nagrywania jednej piosenki wynosi na ten moment jakiś tydzień, ale opłaciło się to, bo Worldwide podbiło serca wszystkich naszych fanów. I pomyśleć, że na pomysł tamtej piosenki wpadłem dzięki tej samej osobie, co teraz, pomimo że tak długo nie miałem z nią kontaktu.
Wchodzę do reżyserki, gdzie znajdują się konsole mikserskie, służące do nagrywania oraz miksowania utworów. Moi kumple właśnie są w trakcie słuchania końcowej wersji mojej melodii sprzed tygodnia. Okazuje się, że aranżer trochę się spóźnił, więc pomimo spotkania z tekściarzami, nic mnie nie ominęło. Wzrok wszystkich pada na mnie, a ja macham im nowym tekstem. Podaję kopie moim kumplom, żeby mogli się z nim zapoznać.
— Ej, to jest serio dobre. — Logan przybija mi piątkę. — Gratki, stary.
— Poruszające. — Uśmiecha się lekko James. — Napisałeś ten tekst tak, jakbyś wiedział, co czują osoby, do których to adresujesz.
— Wiesz, znałem taką jedną osobę. To była...
—...dziewczynka z nagrania? — Zgaduje Carlos, wchodząc mi w słowo.
— Może... — Spuszczam wzrok, trochę przerażony tym, że mój kumpel tak łatwo mnie przejrzał.
— Ty jesteś chory — stwierdza Logan, patrząc na Penę z powagą.
— Bo co? Bo widzę, co się z nim dzieje? — Chłopak wskazuje na mnie. — Od tygodnia powtarzam wam, że Kendall chodzi taki nieobecny przez naszą rozmowę o jego dzieciństwie. To wy ciągle twierdzicie, że jest inaczej.
— Czekaj, jak to od tygodnia? — pytam niepewnie. — Często gadacie o mnie za moimi plecami i spiskujecie?
— Daj spokój, nikt nie spiskuje. — James macha lekceważąco ręką. — Po prostu Carlos sobie ubzdurał, że cały czas myślisz o tamtej małej i...
— I mam rację. — Carlos po raz kolejny wchodzi któremuś z nas w zdanie.
— Nawet jeśli, to najpierw powinieneś porozmawiać o tym ze mną, jasne? — Wzdycham, trochę zły, że moi kumple gadają o moich sprawach bez mojej wiedzy.
— Sorry, stary. Chciałem tylko pomóc. Wiesz, że zastanawiałem się nawet, jak odnowić wasz kontakt? Znaczy, gdybyś chciał. — Zachowanie Carlosa po raz kolejny mnie zadziwia.
— Fajnie by było, ale to chyba niewykonalne — stwierdzam ze smutkiem po chwili namysłu.
— Daj spokój, na pewno jest jakiś sposób. — James włącza się do rozmowy. — Przecież ta dziewczyna nie mogła zapaść się pod ziemię.
— Ta, ktoś na świecie musi mieć z nią jakiś kontakt — zgadza się Logan.
Zaczynam zastanawiać się, czy znam kogoś, kto mógłby pomóc mi spotkać się z Domi. Wcześniej nie myślałem o tym poważnie, bo nie widzieliśmy się już tyle lat, że ona może mnie już nawet nie pamiętać. Teraz jednak, po słowach Carlosa, pomimo że na samą myśl czuję lekki stres i strach, chcę spróbować ją znaleźć. Właściwie, co mi szkodzi? Nie mam nic do stracenia, a mogę odzyskać kogoś, kto był jedną z najważniejszych osób w całym moim życiu.
KILKA GODZIN PÓŹNIEJ
— You'renot gonna be invisible. — Trzymając rękę na sercu wyśpiewuję do mikrofonu ostatnią linijkę mojego najnowszego tekstu. Zdejmuję słuchawki, uśmiechając się sam do siebie. Nie mogę uwierzyć, że wcześniej nie wpadłem na pomysł stworzenia utworu o takiej tematyce. Chociaż w sumie, od roku próbowałem odciąć się od mojej przeszłości i zapomnieć o niej, więc chyba nie jest to jednak takie dziwne.
Wychodzę z live roomu i wchodzę z powrotem do reżyserki. Do nagrania swoich wersów przygotowuje się już Logan, rozmawiający z producentem. Siadam na kanapie pomiędzy Jamesem i Carlosem, żeby przez szybę oddzielającą pomieszczenia obserwować pracę Hendersona. Cały czas z mojej głowy nie wychodzą mi jednak jego słowa o tym, że ktoś na świecie musi mieć jakiś kontakt z Domi.
— I co? Wpadłeś na jakiś pomysł, jak pogadać z tamtą dziewczynką? Możemy ci jakoś pomóc? — pyta szeptem Carlos.
— A ty znowu o tym? Dałbyś już spokój. — James przewraca oczami z rozdrażnieniem.
— Nie dam spokoju, bo widzę, że mu zależy. — Pena ucina rozmowę z Maslowem. — A ty powiedz mi lepiej, kiedy ostatnio próbowałeś skontaktować się z tą małą i w jaki sposób. Może dobrze kombinowałeś. — Zwraca się do mnie.
— To było jakiś rok temu, może trochę ponad — stwierdzam po chwili dłuższego namysłu. — Wysłałem list na jej stary adres zamieszkania, ale nie odpisała. Wiesz, przez te wszystkie lata mogła się nawet kilka razy przeprowadzić, więc nie oczekiwałem zbyt dużo.
— Dobra, a czemu akurat rok temu? To była jakaś specjalna data, czy tak po prostu? — dopytuje mój kumpel.
— To były osiemnaste urodziny Domi. — Wzdycham ze smutkiem. — Kiedy byliśmy dzieciakami obiecałem jej, że jak będzie już dorosła, to pojedziemy razem do właśnie do Los Angeles, więc od listu dołączyłem jeszcze bilet na samolot i mój numer telefonu.
— To miło z twojej strony. — Uśmiecha się Carlos. — A ona nigdy nie była w L.A.?
— Nie, chociaż do tej pory nie wiem, czemu. — Marszczę w zamyśleniu brwi. — Często wyjeżdżaliśmy razem na wakacje, nawet do Stanów, ale wtedy byliśmy najczęściej u moich dziadków i jakoś nigdy nie przyszło nam do głowy, żeby namówić rodziców na trochę dalszą podróż.
— No dobra, ale skoro jeździliście razem do Stanów, to może kogoś tu poznaliście? Może ten ktoś mógłby nadal utrzymywać kontakt z tą całą Domi? — sugeruje Pena.
— A wiesz, że nawet tak? — Do głowy wreszcie przychodzi mi konkretna osoba. — Kojarzysz Bridgit Mendler?
— Czekaj, tą z Disneya? — Do rozmowy znów włącza się James, a ja przytakuję. — No nie mów, że się z nią trzymałeś za dzieciaka.
— Tak trochę — przyznaję. — Kiedyś jak byliśmy na wakacjach u moich dziadków, to ona też tam była. Jej rodzice chcieli zwiedzić wszystkie stany, czy coś w tym stylu, no i tak się poznaliśmy.
— I ta mała też tam wtedy była? — Maslow chyba zaczyna wkręcać się w moją historię.
— Nie tylko ona. — Uśmiecham się, przypominając sobie tamten pamiętny urlop. — Wiecie, ona była bardzo zżyta ze swoją rodziną i zajebiście dogadywała się ze swoimi kuzynami, chociaż byli od niej starsi. Oni też tam wtedy byli, bo jedne wujostwo Domi zarobiło wtedy pierwsze porządne pieniądze i chcieli to uczcić, więc zafundowali wyjazd też swojej córce oraz jeszcze jednemu kuzynowi.
— Czekaj, zgubiłem się. — James patrzy na mnie skonfundowany. — To ilu ich tam w końcu było?
— Domi, jej kuzynka i kuzyn — wyjaśniam, wiedząc że na pierwszy rzut oka może być to trochę skomplikowane. — Najlepszy kontakt Bridgit złapała z tym chłopakiem. Być może jest szansa, że nadal się przyjaźnią?
— Mogę załatwić ci spotkanie z Bridgit, jeśli chcesz — oznajmia nagle Carlos, szokując mnie.
— Jak? — pytam zdziwiony, bo nic nigdy nie wskazywało na to, że Pena ma jakikolwiek kontakt z Mendler.
— Alexa pracuje z nią przy nowym filmie — wyjaśnia ze śmiechem, widząc moją minę. — Zadzwonię do niej.
— Dzięki, stary. — Wreszcie pojawia się jakiś promyk nadziei. — Tylko nie mów jej, po co chcę się z nią spotkać, okay? Mogłaby się nie zgodzić.
— Ja chyba już nie chcę wiedzieć, co się stało te lata temu. — Wzdycha Pena i wychodzi z reżyserki, wybierając numer do Alexy.
Nie wierzę w to. Nie jestem w stanie przyjąć do wiadomości, że po tylu latach mogę wreszcie odzyskać kontakt z moją przyjaciółką. To wspaniała wiadomość, ale na samą myśl obezwładnia mnie stres. Mam tylko nadzieję, że Domi będzie chciała ze mną porozmawiać, pomimo tego, co jej zrobiłem. Muszę myśleć pozytywnie, bo inaczej się wykończę. Poza tym, najpierw czeka mnie spotkanie z Bridgit, co też pewnie nie będzie łatwe.
Mendler nigdy nie była nastawiona do mnie bardzo przyjaźnie. Zachowywała się raczej neutralnie, a po wyjeździe z Polski z nią też straciłem kontakt. Pamiętam, jak po raz pierwszy zobaczyliśmy się po latach na czerwonym dywanie. Nawet próbowałem z nią pogadać, ale ona tego nie chciała. Szybko mnie spławiła, a potem unikała mnie na każdej kolejnej uroczystości, czy imprezie. Muszę dobrze przemyśleć, jak chcę poprowadzić dzisiejszą rozmowę, oczywiście o ile dziewczyna się na nią zgodzi.
Kilka minut później Carlos wraca z uśmiechem do reżyserki. Okazuje się, że Bridgit ma właśnie przerwę i jest w kawiarni po drugiej stronie ulicy, więc nic nie stoi na przeszkodzie, żebym tam poszedł, zwłaszcza że skończyłem już nagrywać moją część piosenki, przynajmniej na razie. Wciąż trochę niedowierzam w to, co się dzieje, ale nie mogę stracić takiej okazji. Dziękuję mojemu kumplowi za pomoc, a następnie wychodzę z pomieszczenia najszybciej jak mogę. Nie mam czasu, żeby czekać na windę, więc pędzę po schodach na parter, wiedząc że przerwa Mendler może skończyć się w każdej chwili.
Z bijącym coraz mocniej sercem wychodzę ze studia i przechodzę przez ulicę, gdzie już przez szybę kawiarni widzę Bridgit, składającą zamówienie. Biorę głęboki oddech, po czym wchodzę do budynku, modląc się, żeby dziewczyna znowu mnie nie spławiła. Zastanawiam się też, jak powinienem zacząć tę rozmowę, żeby jej nie odstraszyć. Nie mam jednak zbyt wiele czasu na myślenie, bo dokładnie w momencie, kiedy wchodzę do kawiarni, Bridgit odchodzi od lady, przy której składała zamówienie, odwracając się w moją stronę. Dziewczyna patrzy wprost na mnie, a ja widzę, jak z jej twarzy od razu schodzi uśmiech i automatycznie zaczynam panikować.
— Bridgit, hej! — Unoszę brwi i rozkładam ramiona w geście szoku, próbując udawać, że wcale nie spodziewałem się tu dziewczyny. — Kupę lat, co nie?
— Ta, cześć. — Mendler unika z zażenowaniem mojego wzroku. Pięknie to spieprzyłem...
— Co tutaj robisz? — Dalej ciągnę tę farsę, nie wiedząc, jak z tego wybrnąć.
— Właśnie zamówiłam kawę — oznajmia Bridgit z coraz większym zakłopotaniem. No tak, a co innego można robić w kawiarni, kretynie?
— To znaczy, że masz wolną chwilę? — Staram się doprowadzić do prawidłowej rozmowy.
— Można tak powiedzieć... — mamrocze Bridgit, patrząc w ziemię.
— A moglibyśmy chwilę porozmawiać? — pytam niepewnie, wreszcie zwracając na siebie wzrok dziewczyny.
— Niby o czym? — pyta powoli, marszcząc brwi.
— O dawnych czasach — oznajmiam jak gdyby nigdy nic, obserwując jej reakcję.
— Nie, nie ma takiej opcji. — Mendler blednie, a jej oddech przyspiesza. Dziewczyna omija mnie, chcąc wyjść z kawiarni, ale w porę łapię ją za ramię i odwracam z powrotem w moją stronę. —Czego ty chcesz?!
— Nie krzycz. — Proszę, zszokowany jej zachowaniem. Ona nigdy taka nie była. — Chcę tylko pogadać, okay?
— Nie mamy o czym rozmawiać, rozumiesz? — Bridgit schodzi trochę z tonu.
— Właśnie, że mamy. Proszę, wysłuchaj mnie. To zajmie tylko chwilę, przysięgam. — Patrzę na nią błagalnie.
— Nie chcę... — mówi dziewczyna z bólem w oczach, a następnie odwraca się i zaczyna odchodzić. Muszę coś szybko wymyślić.
— Ale ja chcę tylko znaleźć Domi! — mówię w końcu, a Mendler zatrzymuje się w pół kroku.
— Co ty pieprzysz? — Dziewczyna wraca się, niedowierzając.
— Posłuchaj, jesteś jedyną osobą, która może mi pomóc — twierdzę zgodnie z prawdą. — Masz może jeszcze jakikolwiek kontakt z Domi, albo z Bartkiem?
— Nie, ja... nie wiem, co się teraz dzieje z nim dzieje. — Warga Bridgit zaczyna lekko drżeć.
— Przykro mi... — Patrzę na nią ze współczuciem. — A wiesz, co u Dominiki?
— Nawet jeśli, to i tak nic ci nie powiem. Nie po tym, co zrobiłeś.
— Kurczę, Bridge, wiem że popełniłem błąd, ale byłem głupim dzieciakiem. A poza tym, starałem się to naprawić.
— Niby jak? — pyta z kpiną Mendler.
— W każde urodziny Domi wysyłałem jej list y z życzeniami — wyjawiam, obserwując coraz większy szok, malujący się na twarzy znajomej. — To nie moja wina, że nie odpisywała.
— Niezła ściema, Schmidt. — Prycha dziewczyna z pogardą.
— Mówię prawdę — zarzekam się.
— Ta, jasne. Masz mnie za jakąś idiotkę? — Bridgit zaczyna ogarniać złość. Niedobrze...
— Posłuchaj, nie mam jak ci tego udowodnić, ale przysięgam, że się starałem. — Próbuję jeszcze coś ugrać, ale widzę, że chyba nic z tego. — Dlaczego nie chcesz mi pomóc? Tracąc kontakt z Bartkiem przestałaś przyjaźnić się też z Domi, czy co się stało?
— Nie mów mi o nim! — W oczach Mendler pojawiają się łzy. — I odczep się od Dominiki, jasne?! Już raz odszedłeś z jej życia, więc dobrze ci radzę, nie pchaj się w nie ponownie!
— Dlaczego? — pytam, niedowierzając jak bardzo Bridgit się zmieniła od naszego ostatniego spotkania.
— Już nie pamiętasz, co jej zrobiłeś?! Zraniłeś ją i dobrze o tym wiesz! Teraz ci się o niej przypomniało?! Jesteś po prostu żałosny! — wrzeszczy dziewczyna, nie zważając na ludzi, siedzących w kawiarni, a następnie odwraca się na pięcie i odchodzi, ocierając łzy.
Stoję jak wryty na środku kawiarni, nie mając pojęcia, co zrobić. Ta rozmowa nie miała się tak potoczyć. To wszystko nie tak miało wyglądać. Z drugiej strony wiem przynajmniej, że nie tylko ja potrafię wszystko spieprzyć. Sądząc po reakcjach Bridgit, Bartek też coś prawdopodobnie odjebał. Szkoda tylko, że reszty muszę domyślić się sam, a z Domi jak nie miałem kontaktu, tak nie mam. Kurwa...
~*~
Hejka!
Przez sprawy prywatne nie udało mi się opublikować tego rozdziału wczoraj, ale już jestem i, tak jak obiecałam kilka dni temu, przyszedł czas, abym opowiedziała trochę o niespodziankach, które dla Was przygotowałam.
Pierwszą niespodzianką, którą planowałam już od dość dawna jest zmiana częstotliwości publikowania rozdziałów. Jako że wczoraj było zakończenie roku szkolnego i oficjalnie zaczęły się już wakacje, chciałabym je Wam trochę umilić, więc postanowiłam że przez cały lipiec i sierpień, rozdziały będą pojawiać się aż dwa razy w tygodniu! W każdy poniedziałek i czwartek na moich portalach społecznościowych będą pojawiać się zwiastuny. W środę publikować tam będę materiały dodatkowe dotyczące tej powieści, a rozdziały będą pojawiać się tutaj we wtorek oraz w piątek. Mam nadzieję, że komuś choć trochę ten pomysł się spodoba ;)
Drugą niespodzianką jest konkurs. Zwiastun do tego rozdziału zawiera trochę nowych elementów, które mają znaczenie, więc pomyślałam, że mogę zrobić z tego taką szybką zgadywankę.
Przechodząc jednak do rzeczy, w zwiastunie możecie znaleźć trochę symboliki. Jeśli ktoś odgadnie na czym ona polega i co oznacza, specjalnie dla tych osób napiszę oneshoty z ich ulubionych uniwersów i kategorii. Wygrać mogą trzy osoby.
Pierwsze miejsce będzie za podanie elementów, które są w zwiastunie symboliczne, a także ich znaczenia.
Drugie miejsce będzie za opisanie tylko znaczenia symboliki, bez podania elementów.
Trzecie miejsce będzie za podanie tylko elementów, ale bez odgadnięcia ich znaczenia.
Oneshoty będę publikować w kolejności od pierwszego miejsca do trzeciego.
Odpowiedzi możecie pisać w komentarzach, na moich socialach lub w wiadomości prywatnej.
Powodzenia! :D
Oczywiście niespodzianek w czasie wakacji będzie więcej, ale na razie zostawię Was tylko z tymi dwoma. O reszcie będę Was informować na bieżąco. Raz jeszcze zachęcam też do zaglądania na moje sociale, gdzie niedługo zacznie się odliczanie do kolejnej niespodzianki, ale nic więcej nie zdradzę ;)
Jeśli chodzi o ten rozdział natomiast, mam do Was jak zawsze kilka pytań. Przede wszystkim myślicie, że Kendall odzyska wreszcie kontakt z Domi? I co sądzicie o zachowaniu Bridgit? Jak myślicie, co wpłynęło na taki przebieg rozmowy? Piszcie!
No i to chyba wszystko, co chciałam dzisiaj przekazać. Jeśli spodobał Wam się ten rozdział, możecie zostawić gwiazdkę – będę wdzięczna. Jeśli natomiast macie jakieś zastrzeżenia, śmiało napiszcie to w komentarzu. Jestem otwarta na krytykę, ale tylko tę konstruktywną ;-)
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top