Rozdział 22

MONIKA

Mieszkamy z Big Time Rush już od około tygodnia i, pomimo wciąż czyhającego zagrożenia oraz rosnącego z dnia na dzień niepokoju, jest wręcz fantastycznie. Muszę przyznać, że wszystko idzie o wiele lepiej niż myślałam. Zarówno ja, jak i Dominika, a także Kamila, świetnie dogadujemy się z chłopakami oraz Alexą. Wszyscy są niesamowicie mili i sympatyczni. Pozwolili nam nawet wybrać sobie pokoje, przez co ja wylądowałam obok Logana, Domi pomiędzy pokojem Jamesa a Carlosa i Alexy, a Kami ma sypialnię obok Kendalla.
Szczerze mówiąc, gdyby nie to, że pracą dziewczyny jest ochrona go, naprawdę bałabym się o Schmidta, bo Kamila niezbyt za nim przepada. Dominika natomiast wręcz odwrotnie, pała do niego wielką sympatią. Z jednej strony jest to normalne, bo przecież przyjaźnią się od zawsze, ale mam wrażenie, że ostatnio ta relacja zaczyna przechodzić na wyższy poziom, co trochę mnie martwi.

Odkąd mieszkamy z chłopakami, Domi i Kendall zaczęli spędzać ze sobą mnóstwo czasu. Jak tylko chłopak idzie do pracy, moja kuzynka angażuje wszystkie swoje siły w chronienie oraz obserwowanie go. Kiedy natomiast Schmidt wraca do domu, spędza z Dominiką każdą wolną chwilę. Nie rozstają się nawet na krok i robią razem wszystko, zaczynając na rozmowach, a kończąc na wspólnym gotowaniu. Domi i Kendall naprawdę coraz częściej zachowują się jak para. Jedyne, co dzieli ich od bycia w związku, to okazywanie sobie czułości, bo tego na szczęście jeszcze nie robią.
To wszystko serio mnie martwi. Wiem, że moja kuzynka jest rozsądna i wie, co jej wolno, a czego nie, ale jest też cholernie wrażliwa, co czasami ma duży wpływ na decyzje, jakie podejmuje. Bardzo boję się, że popełni jakiś błąd, przez który Kendall ucierpi, albo ona sama zostanie zraniona, zwłaszcza w okolicznościach, w jakich się znaleźli. Poza tym, nie oszukujmy się, Schmidt jest gwiazdą, więc może mieć każdą dziewczynę, jaką tylko zapragnie, może z małymi wyjątkami, a ja nie chcę patrzeć na cierpienie Dominiki.

Wzdycham ze zmęczeniem, słysząc dźwięk budzika, dochodzący z mojego telefonu. Jest szósta rano i teoretycznie dopiero powinnam się budzić, ale obudziłam się dzisiaj około czwartej i jakoś nie mogłam już zasnąć. Nie wiem, dlaczego, bo zazwyczaj śpię spokojnie. Ostatnio czułam się tak niespokojnie chyba przed wyjazdem z Polski rodziny Schmidt. Bardzo przyjaźniłam się wtedy ze starszym bratem Kendalla – Kevinem – i potrafiłam wyczuć, kiedy coś jest nie tak. Tamtej nocy nie wiedziałam jeszcze, że będzie to zakończenie jednego z najlepszych etapów w moim życiu, ale podświadomość podpowiadała mi, że wydarzy się coś złego. Właśnie dlatego teraz boję się, że nieprzespana nocka będzie zwiastować przykre lub straszne wydarzenia.

Niechętnie wyłączam alarm, a następnie zwlekam się z łóżka i, biorąc z szafy ubrania, idę do mojej prywatnej łazienki. Kurczę, dziwnie to brzmi, ale nie wiem, jak inaczej mogłabym nazwać to, że każdy pokój w tym domu ma oddzielną toaletę. Muszę jednak przyznać, że to dość wygodne rozwiązanie, zważywszy na to, że mieszka tu aż osiem osób. Gdyby łazienka była tylko jedna, pozabijalibyśmy się o nią.

Kilkanaście minut później wychodzę z toalety, kierując się do kuchni, skąd dochodzą głosy moich współlokatorów. Wchodzę do pomieszczenia, a następnie podchodzę do Dominiki, która przygotowuje śniadanie. Chłopcy nie chcieli żadnej zapłaty za mieszkanie u nich, więc razem z dziewczynami postanowiłyśmy, że w ramach podziękowania będziemy im gotować. Wyszło na to, że moja kuzynka robi śniadania, bo wstaje najwcześniej. Big Time Rush zazwyczaj przegapia obiad, siedząc w studiu lub na planie serialu, więc ja i Kami na zmianę przygotowujemy kolacje.

— Ej, gdzie mi wtykasz nos w patelnię? — Domi lekko mnie odpycha, kiedy pochylam się nad kuchenką, żeby zobaczyć, co gotuje.

— Jajecznica na bekonie? Pasuje mi to. — Uśmiecham się szeroko, sięgając po szklankę i sok.

Nalewam sobie napój, po czym siadam między Kamilą a Loganem, którzy patrzą na siebie nawzajem spod byka. Oboje mają dość mocne charaktery, więc wolę zapobiec ewentualnemu rzucaniu jedzeniem, a w ich przypadku może do tego sprowokować jedno słowo.
Chłopak przenosi na mnie wzrok, zaczynając ignorować moją koleżankę, a potem łapie za dół mojej bluzki i naciąga ją tak, żeby można było przeczytać napis.

— "Love me" — czyta Logan, patrząc porozumiewawczo na resztę zespołu.

— Co jest? O co wam chodzi? — pytam niepewnie, widząc na twarzach chłopaków cwane uśmieszki.

Już chwilę później poznaję odpowiedź na swoje pytanie, a kuchnie wypełniają melodyczne głosy czterech muzyków, śpiewających jeden z nowych hitów, który jeszcze nie wyszedł na światło dzienne.
Uśmiecham się lekko, biorąc kęs jajecznicy i nieświadomie zaczynam tupać w rytm piosenki. Nogi same rwą mi się do tańca, a choreografia już układa się w głowie, ale na razie muszę to powstrzymać.

— Ej, dawaj. — Słyszę nagle szept Domi. — Pokaż im, co potrafisz.

— A co potrafisz? — James przerywa śpiewanie, podłapując temat. Czy on ma słuch doskonały?!

— Nie, nic — mówię szybko, trochę bojąc się, jak oceniliby mój taniec. — Domi tak tylko się wygłupia.

— Wcale nie! — protestuje głośno moja kuzynka. Ostatnio jest coraz bardziej śmiała przy chłopakach, a mi wcale się to nie podoba. — Zaśpiewajcie jeszcze raz, a Monika pokaże wam, co umie.

— Przestań... — proszę, lekko zawstydzona. Nie mogę przy nich zatańczyć. Przecież, jeśli nie spodobałam się ludziom w metrze, to tym bardziej nie spodobałam się sławnemu zespołowi.

— Oj, no, dawaj! — przekonuje mnie James. — Jesteś przecież wśród swoich.

Chcę jeszcze coś powiedzieć, ale zanim mi się to udaje, moi współlokatorzy skandują już moje imię, nakręcani przez Dominikę i Kamilę.

— Dobra, niech wam będzie! — Uciszam ich w końcu, wstając od kuchennej wyspy.

Nie mija nawet kilka sekund, a zespół znów zaczyna śpiewać. Skupiam się najmocniej, jak potrafię, po czym w całości oddaję się tańcu.
Realizuję wymyśloną przed chwilą choreografię i dopracowuję ją w locie, choć wiem, że dopóki na spokojnie nad nią nie pomyślę, nie będzie idealna. Tęsknota za moją pasją sprawia jednak, że teraz zupełnie mnie to nie obchodzi. Chcę po prostu wyrzucić z siebie pomysły na kroki, które nie dają mi spokoju.

Swój taniec kończę idealnie z ostatnim słowem, zaśpiewanym przez chłopaków. Robię ostatni obrót i zamykam oczy, dysząc ciężko. Czuję ogromną ulgę, a moje ciało przeszywa wewnętrzny spokój. Potrzebowałam tego.
Otwieram powoli oczy, zerkając niepewnie na moich współlokatorów. Na ich twarzach goszczą uśmiechy podziwu. Kiedy zauważają, że już wróciłam z mojego świata, kuchnię wypełnia burza oklasków. Kłaniam się w pas, po czym ponownie zajmuję swoje miejsce.

— Zajebiste to było! — Zachwyca się James. — Sama wymyśliłaś te kroki?

Przytakuję, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa.

— No proszę, nie wiedziałem, że zamieszkał u nas taki talent. — Maslow puszcza mi oczko ze śmiechem.

— A ty masz jakiś talent? — Logan zagaduje do Kamili.

— Tak, rzucanie nożem do celu. Twoja głowa świetnie sprawdziłaby się jako tarcza. — Dziewczyna uśmiecha się sztucznie, a Henderson pokazuje jej środkowy palec.

— A ty, Domi? — Carlos szybko przerywa ich wymianę zdań. — Jaki masz talent?

— W zasadzie nie wiem... — Moja kuzynka zamyśla się na moment, a ja patrzę na nią ze zdziwieniem. — No co?

— Czy to znaczy, że już nie zajmujesz się muzyką? — Kendall podnosi ze zdziwieniem brew.

— Cóż, jeśli mam być szczera... — zaczyna Domi, zerkając na mnie w poszukiwaniu pomocy — ...nie, już nic nie tworzę.

— Jak to? — Chłopak wydaje się dość zmartwiony.

— Wiesz, w liceum doszło mi sporo nauki i zwyczajnie zabrakło mi czasu. — Dominika wzrusza obojętnie ramionami.

Kend wygląda na zasmuconego takim obrotem spraw, ale nie ciągnie już tematu. Zamiast tego, zaczynamy rozmawiać o planach na dzisiejszy dzień. Chłopcy jak zawsze będą w studiu, a my musimy wymyślić coś, żeby nie podejrzewali nas o śledzenie ich. Wspominam więc przelotnie o zwiedzaniu miasta, bo to jedyna normalna wymówka, oprócz siedzenia w domu i leniuchowania, co wmawiałyśmy im przez ostatni tydzień.

— Ej, no to może pojechałybyście z nami do studia? — proponuje w pewnym momencie Carlos, zaskakując nas. — Wiecie, zobaczyłybyście jak wygląda praca w Hollywood, a pod wieczór odebralibyśmy z pracy Alexę i pokazalibyśmy wam miasto.

— To bardzo miłe, ale możecie tak zrobić? — pyta niepewnie Domi, błądząc wzrokiem po chłopakach.

— No jasne, Mark na pewno nie będzie miał nic przeciwko — zapewnia Kendall.

— Mark to wasz manager, tak? — Udaję, że nie mam o tym pojęcia, pomimo że przejrzałyśmy z dziewczynami życiorys tego faceta już pierwszego dnia po przylocie.

— Tak, tak — potwierdza James. — To bardzo fajny koleś, na pewno się zgodzi, żebyście tam były.

— Tylko pamiętajcie, że podczas nagrywania musicie być cicho, dobra? — zaznacza Carlos.

— Jasne — odzywa się Kami, po raz pierwszy bez jadu w głosie. — No to chyba pójdziemy spakować najważniejsze rzeczy, co nie, laski?

Przytakuję i, razem z przyjaciółkami, idę do mojego pokoju, żeby się naradzić. Po minie Dominiki widzę, że ma jakieś wątpliwości, co okazuje się prawdą. Dziewczyna zastanawia się, czy nie lepiej byłoby, gdyby zasymulowała chorobę i powiedziała chłopakom, że zostanie w domu. W zasadzie to nawet rozsądne, bo jeśli doszłoby do kolejnego napadu, a Domi nagle by zniknęła, chłopcy pewnie domyśliliby się, że to ona jest Dziewczyną w Bandance, zwłaszcza że już ją o to podejrzewali.
Z drugiej jednak strony, Kendall rozmawiał przez telefon ze swoją ochroniarką, więc moja kuzynka mogłaby wymyślić jakikolwiek powód zniknięcia, a on mógłby w to uwierzyć. W końcu, tajemnicza dziewczyna powiedziała mu o sobie podstawowe informacje, prawda? Co za naiwniak...

— A może napisz do Browna? — sugeruję. — On powinien wiedzieć, co powinnyśmy zrobić.

Dominika zgadza się na moją propozycję i wysyła do mężczyzny SMS-a, opisującego położenie, w jakim się znalazłyśmy. Przez kilka kolejnych minut czekamy na odpowiedź, w międzyczasie nasłuchując, czy nasi współlokatorzy nie zbierają się już do pracy. Na szczęście Michael odpisuje dość szybko, a w wiadomości prosi, żeby tylko jedna z nas wzięła ze sobą plecak ze wszystkimi sprzętami. Pozostałe mają zabrać tylko po jednym pistolecie. Poza tym, mamy też dać Mike'owi znać, gdzie dokładnie będziemy, aby na wszelki wypadek mógł być w pobliżu.
Ufając Brownowi, całkowicie zdajemy się na niego, stosując się do jego rad. Domi i ja bierzemy po jednym pistolecie, a resztę broni z naszych plecaków zostawiamy pod łóżkiem w moim pokoju, który potem zamknę na klucz. Kamila natomiast nie rezygnuje z żadnego ze sprzętów, ponieważ dochodzimy do wniosku, że nawet jeśli któryś z chłopaków zajrzałby z jakiegoś powodu do jej torby, to pomimo pierwszego szoku, nikt nie będzie zbyt zaskoczony, że dziewczyna ma broń, zważywszy na jej agresję, którą okazywała przy Kendallu od samego początku.

— Dziewczyny, jesteście gotowe?! — Słyszymy kilka minut później głos Carlosa, dochodzący z salonu.

— Tak, już idziemy! — odkrzykuję, zapinając plecak, w którym jest tylko jeden pistolet, telefon i bluza, a na samym dnie moja bandanka.

Wychodzę wraz z dziewczynami z mojej sypialni, zamykając ją na klucz. W duszy dziękuję chłopakom, którzy wzięli pod uwagę naszą prywatność i pozwolili nam zamykać pokoje zgodnie z naszymi potrzebami. Wiem jednak, że dla żadnej z nas nie było to niezbędne. Kamila nigdy w swoim życiu nie zamykała sypialni na klucz, bo nie miała takiej możliwości. Dominika miała możliwość, ale nie miała potrzeby, żeby z niej korzystać, a ja zamykałam się w pokoju tylko wtedy, kiedy miałam dość zrzędzenia rodziców i chciałam zakończyć trwającą akurat kłótnię.
Z drugiej strony rozumiem, dlaczego teraz powinnyśmy bardziej zadbać o naszą prywatność. W końcu nie mieszkamy już tylko we trzy, czy z naszymi rodzicami. Mieszkamy z czterema facetami i, choć są oni naprawdę świetnymi osobami, to jednak ja mam z tyłu głowy takie dziwne uczucie, że powinnam bardziej uważać na to, co robię lub jak przy nich wyglądam. Szczerze mówiąc, wydaje mi się, że ten instynkt przetrwania załączył mi się, bo w moim domu nigdy nie było żadnego faceta prócz ojca. Poza tym, ostrożności nigdy za wiele, prawda?

Zbiegamy z dziewczynami po schodach do przedsionka, skąd chłopaki biorą kluczyki do samochodów, a my ubieramy buty. Chwilę później wychodzimy z domu, idąc na jego tył, gdzie znajduje się garaż duży na tyle, żeby pomieścił trzy samochody oraz motocykl. Kiedy wchodzimy do pomieszczenia, kątem oka dostrzegam na twarzy Kamili podekscytowany uśmiech.
Dziewczyna nie ma jednak zbyt wiele czasu na podziwianie pojazdów, ponieważ musimy ustalić, kto pojedzie do studia w jakim aucie. Zazwyczaj zespół jeździ wspólnie jednym samochodem, ale ze względu na dzisiejszą wyjątkową sytuację, postanowili pojechać dwoma. Ostatecznie staje na tym, że ja i Domi jedziemy z Kendallem i Jamesem, a Kamila z Loganem i Carlosem. Z jednej strony jej współczuję, a z drugiej cieszę się, że to nie ja będę jechać z piratem drogowym, jakim potrafi być Henderson. Poza tym, Kami lubi adrenalinę, więc pewnie jej się spodoba...

Do studia nagraniowego docieramy około godzinę później. Korki drogowe podczas jazdy były okropne, ale mimo to nie zamierzam narzekać, bo nawet wtedy chłopcy zapewnili nam rozrywkę. Śpiewaliśmy, śmialiśmy się i wygłupialiśmy, a muzycy w pewnym momencie zaczęli nawet wystukiwać rytm piosenki z radia na desce rozdzielczej oraz kierownicy. Widziałam, że ludzie z sąsiednich aut patrzą na nas jak na dziwaków, ale miałam to gdzieś, zresztą jak zawsze. Bardziej bałam się o reakcję Dominiki, ale moja kuzynka, po raz pierwszy w życiu, również zdawała się nie przejmować zdaniem innych ludzi. Pomimo, że minął dopiero tydzień od naszego przyjazdu tutaj, ona naprawdę zaczęła bardzo się zmieniać. Będę musiała z nią o tym pogadać, bo szczerze mówiąc, nie jestem pewna, czy robi to sama z siebie, czy próbuje przypodobać się Kendallowi. Mam nadzieję, że ta pierwsza wersja jest prawdziwa, bo jeśli nie, to czeka nas naprawdę poważna rozmowa.

— I co? Jak się jechało? — Słyszę nagle głos mojej kuzynki, zwracającej się do Kamili, która właśnie wysiada z samochodu.

— Nawet spoko, tylko Henderson trochę przeszkadzał. — Dziewczyna uśmiecha się porozumiewawczo do Domi, której oczy powiększają się, a na twarz wchodzi uśmiech niedowierzania.

Moje przyjaciółki nie ciągną jednak tematu, a ja nie dopytuję, skoro prawdopodobnie ma to coś wspólnego z Loganem. Później zapytam na osobności, o co chodzi. Na razie wolę się skupić na oglądaniu studia, w którym jestem pewnie po raz pierwszy i ostatni. Zawsze jednak fascynowało mnie, jak to wszystko działa, chociaż bardziej pod względem organizacyjnym. Dominika za to nie może oderwać oczu od instrumentów, do których pewnie ma ochotę się dorwać.
W zasadzie, szkoda że moja kuzynka postanowiła rzucić muzykę, bo nie dość, że to uwielbiała, to była naprawdę dobra. Z tworzeniem piosenek była związana tak naprawdę od zawsze, bo jej rodzice byli bardzo muzykalni, a kiedy zadawała się z Kendallem z każdym dniem była wciągana w ten świat coraz bardziej, bo chłopak od dziecka kochał wszystko, co z tym związane. Potem jednak wszystko poszło się pieprzyć – Kendall wyjechał, Bartek zaginął, a Domi codziennie miała coraz mniejszą ochotę na tworzenie czegokolwiek. Kilka lat później znalazła pracę i rzeczywiście nie miała już czasu na muzykę. Naprawdę szkoda, bo według mnie miała duży potencjał, żeby coś osiągnąć w tej dziedzinie.

— O matko, czy to krwistoczerwony Stratocaster '64? — pyta nagle podekscytowanym głosem Dominika, wyrywając mnie z zamyślenia.

— Tak, chcesz zagrać? — Kendall wyciąga w stronę dziewczyny gitarę, ściągniętą ze statywu.

— A mogę? — pyta z niedowierzaniem moja kuzynka.

— Jasne, że tak. — Schmidt uśmiecha się ciepło w jej stronę i podaje jej sprzęt.

Domi ostrożnie bierze gitarę, przewieszając ją sobie przez ramię. Dziewczyna patrzy niepewnie na chłopaków, którzy zgromadzili się dookoła niej, a ja widzę, że zaczyna zżerać ją trema. Podchodzę trochę bliżej i pokazuję jej, że trzymam kciuki, podczas gdy Kami posyła jej spojrzenie pełne aprobaty.
Dopiero widząc nasze wsparcie, Dominika zbiera się na odwagę. Dziewczyna bierze głęboki oddech, zakładając włosy za ucho, żeby nie spadały jej na twarz, a następnie ostrożnie chwyta za gryf gitary. Chwilę później ze sprzętu zaczynają wydobywać się pierwsze dźwięki, które szybko zamieniają się w agresywną solówkę, chyba jedyną taką, napisaną przez Domi.

Doskonale pamiętam, kiedy ta solówka została napisana. Miałam wtedy dziewiętnaście lat, a moja kuzynka była szesnastolatką. To właśnie wtedy Dominika zapisała się do agencji i zaczęła szkolenie. Życie z nią przestało być tak łatwe, jak było wcześniej. Dziewczyna przez większość czasu chodziła zmęczona, rozdrażniona, a momentami nawet kłótliwa. Nigdy jednak nie lubiła się sprzeczać, więc w celu uniknięcia awantur coraz częściej i dłużej siedziała sama w pokoju, a to powodowało, że coraz bardziej zamykała się w sobie. Ten czas był naprawdę okropny.

*

— Domi, co się dzieje?! — wrzeszczę, wchodząc za moją kuzynką do jej domu.

— Nic, daj mi spokój! — odkrzykuje dziewczyna i wbiega po schodach na górę, mijając bez słowa swoich rodziców.

— Porozmawiamy o tym, czy tego chcesz, czy nie! — Pędzę za nią, przeskakując po dwa stopnie.

— Do niczego mnie nie zmusisz! — Dominika wchodzi do pokoju, a następnie zatrzaskuje drzwi prosto przed moim nosem.

Nie zwracając uwagi na prośby mojej kuzynki o zostawienie jej w spokoju, łapię za klamkę i próbuję otworzyć drzwi, które jednak stawiają opór. Przez krótką chwilę nie wiem, co się dzieje, bo klucz od pokoju Domi na jej prośbę schowali gdzieś jej rodzice. Dopiero po kilku sekundach dociera do mnie, że dziewczyna musiała po prostu zastawić czymś wejściem do pokoju.
Kilka razy pukam drzwi i schodzę z tonu, próbując spokojnie porozmawiać z szesnastolatką, ale nic to nie daje. Dziewczyna nie odpowiada i nawet prośby o wpuszczenie mnie do pokoju, nic nie dają. Mogę więc tylko słuchać, jak moja kuzynka krząta się po pokoju, ale i te odgłosy w końcu cichną.

Powoli odchodzę od drzwi, wiedząc że nic nie wskóram. Pomimo że bardzo martwię się o Dominikę, jestem kompletnie bezradna. Nie wiem, co zrobić, ani jak do niej dotrzeć. Chciałabym, żeby się przede mną otworzyła, ale zamiast tego, ona coraz bardziej się ode mnie oddala. Nie wiem, dlaczego, ale mam przeczucie, że to wina nowej koleżanki Domi – Kamili.
Poznałam już tamtą dziewczynę i nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia. Ta gówniara jest zbuntowana, agresywna, kłótliwa, a w dodatku nosi przy sobie jakiś nóż. Od samego początku nie podobała mi się jej znajomość z Dominiką. Przecież nie wiadomo, co i kiedy odbije Kamili, ani czy nie zrobi mojej kuzynce krzywdy przy pierwszej lepszej sprzeczce. Muszę szybko wymyślić coś, żeby je rozdzielić, zanim wydarzy się kolejna tragedia.

Stoję przez kilka minut pod pokojem Domi, zastanawiając się, w jaki sposób doprowadzić do rozmowy. W końcu jednak przychodzi mi do głowy pewien pomysł, ale na ten moment jest to jedyna szansa na dotarcie do dziewczyny, więc nie mogę tego spieprzyć.
Zbiegam po schodach i pędzę do kuchni, gdzie moje wujostwo debatuje na temat zachowania ich córki. Widząc mnie, chcą mnie zatrzymać, żeby o tym porozmawiać, ale ja nie mam na to czasu. Zapewniam ich więc, że zaraz zrobię coś, dzięki czemu być może dowiem się czegoś na temat zmiany Dominiki, po czym wychodzę z domu, trafiając do ogródka.

Pewnym siebie krokiem podchodzę do drzewa, rosnącego na samym środku terenu. Po drodze mijam też mojego siedmioletniego kuzyna – Kubę – który patrzy z zaciekawieniem na to, co robię. Ja natomiast rozgrzewam dłonie, strzykając palcami, a następnie trzepiąc nimi przez kilka sekund.
Chwilę później biorę głęboki oddech i mocno łapię jedną z drewnianych belek, przymocowanych do drzewa. Nogę kładę natomiast na innej desce. Podniszczone przez ząb czasu drewno jest już lekko łamliwe, więc zaczynam wspinać się po nim bardzo ostrożnie, uważając na każdy swój krok.

Nie mija wiele czasu, kiedy w końcu dostaję się do starego domku na drzewie, w którym bawiłam się za dzieciaka razem z przyjaciółmi z tamtego okresu. Oficjalnie chatka należała do Domi, ale bawiły się tu wszystkie dzieciaki, które kiedykolwiek przekroczyły bramę ogrodu wujostwa.
Powoli wchodzę w głąb domku, omijając leżące na ziemi stare zabawki. Pomimo upływu wielu lat, są zachowane w niemal idealnym stanie, więc nie chcę ich zniszczyć. Odwracam się powoli w stronę drzwi, skierowanych wprost na okno pokoju Dominiki. Patrzę z daleka na szybę, zaglądając do sypialni mojej kuzynki. Dziewczyna siedzi na łóżku z twarzą schowaną w dłoniach, a jej ciało trzęsie się, prawdopodobnie wstrząsane szlochami.

Powoli wchodzę na drewniany, bujający się mostek, który prowadzi do pokoju Dominiki. Staram się przejść przez niego dość szybko w obawie, że zarwie się pod moim ciężarem. Na szczęście nic złego się nie wydarza i już po chwili pukam w szybę mojej kuzynki, zwracając jej uwagę. Dziewczyna wzdryga się, a następnie zaczyna błądzić wzrokiem po całym pokoju, ocierając twarz z łez. Kiedy mnie zauważa nie jest zbyt szczęśliwa i widzę, jak przez chwilę walczy z samą sobą, ale ostatecznie podchodzi do okna i otwiera je, tym samym wpuszczając mnie do pokoju.
Stawiam więc jedną nogę na parapecie, a drugą na biurku dziewczyny i wchodzę do środka. Dominika w ciszy odchodzi od okna, wracając na swoje łóżko, a ja siadam obok niej. Przez chwilę siedzimy w milczeniu, bo wiem, że czasem nawet zwyczajna obecność drugiej osoby może pomóc.

— Przepraszam — szepcze w końcu Domi. — Nie chciałam krzyczeć, ani być wredna.

— Więc dlaczego tak się zachowujesz? — pytam niepewnie, marszcząc ze zmartwieniem brwi.

— Sama nie wiem. — Dziewczyna wzrusza ramionami.

— Okay, chcę cię o coś zapytać, ale bądź szczera, dobrze? — proszę, a ona się zgadza. — Czy jest jakakolwiek szansa, że zmieniasz się tak przez tę całą Kamilę, z którą ostatnio się zadajesz?

— Co? Nie! — zaprzecza gwałtownie Dominika. — Kami nie ma z tym nic wspólnego. Wiem, że na pierwszy rzut oka nie wydaje się przyjazną osobą, ale bez przesady. Dobrze wiesz, że mam swój rozum i nie dałabym wciągnąć się w nic złego. Poza tym, Kamila jest bardzo fajna, jak już bliżej się ją pozna.

— W porządku, nie będę się już jej czepiać. — Podnoszę ręce w geście poddania. — Nie rozumiem tylko, jaki jest w takim razie powód twojego zachowania.

— Wiesz... — Moja kuzynka przez chwilę się nad czymś zastanawia. — Wydaje mi się, że chyba po prostu to wszystko zaczyna mnie przerastać.

— Wszystko, czyli co? Szkoła? Nauka? — dopytuję, widząc że Domi po raz pierwszy od dłuższego czasu wreszcie szczerze się z czegoś zwierzyła.

— To też, ale wydaje mi się, że najbardziej przytłacza mnie praca i to całe szkolenie. — Wzdycha dziewczyna, a ja w końcu zaczynam ją rozumieć.

— Fakt, jest to cholernie stresujące, ale przecież zawsze możesz zrezygnować — mówię, jak gdyby nigdy nic.

— Nie chcę odpuszczać, Monika. — Szesnastolatka wstaje z łóżka i zaczyna przechadzać się po pokoju. — Czuję, że jeśli przetrwam ten najgorszy okres, będę mogła coś osiągnąć w agencji, tak jak moi rodzice.

— Po pierwsze, w tej robocie każdy okres jest najgorszy. — Uświadamiam ją. — A po drugie, sytuacja twoich rodziców była zupełnie inna i dobrze o tym wiesz.

— Nie przesadzaj, potem na pewno będzie lżej. Muszę tylko ukończyć szkolenie — twierdzi Dominika, przekonana o swojej racji.

— Poważnie? — Patrzę na nią z niedowierzaniem. — A jak myślisz, niby dlaczego twoi rodzice zrezygnowali z pracy? Bo była taka łatwa?

— Zrezygnowali, bo urodziłam się chora. — Dziewczyna ścisza głos. — Gdyby nie to, pewnie dalej by tam byli.

— Nie, Domi. Oni i tak by odeszli ze względu na twoje bezpieczeństwo. — Wstaję z łóżka mojej kuzynki. — I dobrze ci radzę, przemyśl czy na pewno chcesz się pakować w to gówno, bo twoim rodzicom też nie podoba się, że dołączyłaś do T.A.C.O.S.

Dziewczyna nie odpowiada już na moje słowa, więc wychodzę z jej pokoju, trzaskając drzwiami. Jestem wściekła, bo naprawdę myślałam, że Dominika jest rozsądniejsza. Wujostwo przecież rozmawiało z nią o tym, dlaczego nie powinna dołączać do agencji. Nie mam pojęcia, po co ona robi to wszystko, ani co chce tym udowodnić. Doskonale wiem jednak, że tu nie chodzi o żadne pójście w ślady rodziców. Domi coś kombinuje i prędzej czy później dowiem się, o co chodzi...

*

Pamiętam, że wychodząc tamtego dnia z domu wujostwa, usłyszałam tylko ostre brzmienie elektrycznej gitary. Kilka dni później wszystko zaczęło wracać do normy, więc podejrzewam, że Domi musiała po prostu wyrzucić z siebie emocje, a nie znała innego sposobu niż muzyka. Niestety, jakiś czas później okazało się też, że ta solówka była ostatnim, co kiedykolwiek stworzyła, bo przestała wiązać swoją przyszłość z muzyką, w pełni skupiając się na pracy w agencji.

Uśmiecham się lekko, kiedy Dominika gra ostatni akord i zaczynam klaskać wraz z chłopakami, którzy są pod niemałym wrażeniem. Ich miny wyrażają więcej niż tysiąc słów, ale dziewiętnastolatka wygląda na zakłopotaną. Wiem jednak, że w głębi duszy skacze z radości, bo w końcu została doceniona, w dodatku przez swój ulubiony zespół. To musi być dla niej niesamowite uczucie.

— Ej, zajebiste to było! — komentuje Logan, podekscytowanym głosem. — Sama to napisałaś?

— Tak, kilka lat temu. — Domi uśmiecha się nieśmiało. — Wiem, że nie jest to idealne, ale...

— Wręcz przeciwnie! — Słyszę nagle zza pleców męski głos, wchodzący mojej kuzynce w słowo. — To było naprawdę imponujące, dziewczyno.

Odwracam się gwałtownie, a w mojej głowie w ciągu zaledwie kilku sekund przebiega milion myśli i planów upozorowania ucieczki jednej z dziewczyn, żeby mogła ochronić zespół przed napadem. Na szczęście nie okazuje się to konieczne, ponieważ mężczyzną, który niespodziewanie zabrał głos, jest manager zespołu.

— Chłopie, nie strasz. — Kendall chwyta się za klatkę piersiową, biorąc głęboki oddech.

— Wybaczcie, myślałem że słyszeliście jak wszedłem — mówi z zakłopotaniem Mark. — Mniejsza o to, przedstawicie mi swoje koleżanki?

— To są Dominika, Monika i Kamila. — James wskazuje po kolei na każdą z nas. — Mówiliśmy ci o nich, pamiętasz?

— A, tak. Dziewczyny, które zamieszkały u was po napadzie na Sheraton, zgadza się? — Mężczyzna podaje nam dłoń.

— Tak, to one — potwierdza Carlos. — Nie masz nic przeciwko ich wizycie, prawda?

— Nie czepiałem się, jak przyprowadzaliście tu swoje partnerki, to i teraz nie będę robił żadnych problemów — oznajmia facet, uśmiechając się wyrozumiale. — A tak przy okazji, Dominika, masz talent. Nie myślałaś, żeby pójść w tę stronę, jeśli chodzi o karierę?

— Dziękuję, ale raczej nie mam tego w planach. — Dziewczyna mruży oczy, zamyślając się na chwilę.

— A czy w takim razie ta melodia jest na sprzedaż? — pyta niespodziewanie Mark.

— Słucham? — Domi marszczy brwi, chyba próbując przetworzyć słowa mężczyzny.

— Powiem wprost, taka solówka perfekcyjnie pasowałaby do jednej z piosenek chłopaków, więc chciałbym kupić od ciebie prawa do niej — oznajmia manager zespołu, a wzrok wszystkich skupia się na mojej kuzynce. — Co ty na to?

— Cóż, to dość nieoczekiwana propozycja — mówi powoli dziewczyna po krótkiej chwili namysłu. — Czy mogłabym dłużej się nad tym zastanowić i dać panu znać, za kilka dni?

— Oczywiście, nie ma problemu. Tu masz mój numer telefonu. — Mark podaje dziewiętnastolatce swoją wizytówkę. — Myślę jednak, że gdybyś się zdecydowała, to mógłbym nawet załatwić możliwość pracy przy tej piosence i dopracowania solówki. Chłopcy na pewno chętnie by ci pomogli.

— No raczej, że tak. Byłoby trochę jak w dzieciństwie, co nie, mała?— Kendall uśmiecha się szeroko i puszcza Dominice oczko, mając świadomość, że dziewczyna nie znosi, kiedy tak się ją nazywa.

— Czy ty nie masz tutaj przypadkiem jakiejś pracy do wykonania? — Moja kuzynka szybko zmienia temat, starając się ukryć zawstydzenie.

— Wyganiasz mnie? — pyta z udawanym oburzeniem Kend.

— Owszem, blondasku. — Domi uśmiecha się cwanie, świetnie zdając sobie sprawę z tego, że trafiła w czuły punkt chłopaka, który nigdy nie lubił, kiedy tak się go nazywało.

Kolejne kilka godzin spędzamy na kanapie w studio, obserwując pracę zespołu. Pomimo że po jakimś czasie można już zaobserwować u muzyków zmęczenie, widać też u nich pasję i miłość do tego, co robią. Muszę przyznać, że naprawdę miło się na to patrzy, a uśmiech sam wkrada się na twarz.
Chciałabym kiedyś być na ich miejscu i też zamienić swoje hobby w formę zarobku. To musi być naprawdę świetne uczucie, kiedy dostaje się pieniądze za coś, co naprawdę lubi się robić i do czego nie trzeba się zmuszać. Wiadomo, że nawet w takiej pracy zdarzają się pewnie złe dni, ale koniec końców, związanie życia zawodowego z pasją jest czymś, o czym prawdopodobnie marzy większość ludzi. Szkoda tylko, że nie każdemu będzie dane rozwinąć taką karierę...

Wzdycham cicho z lekką zazdrością, obserwując podekscytowanie chłopaków podczas nagrywania nowej piosenki. Staram się cieszyć ich szczęściem, ale jednocześnie zaczynam odczuwać obawy, związane z moim życiem zawodowym. Nikomu jeszcze o tym nie mówiłam, ale po zakończeniu sprawy Big Time Rush, chciałabym odejść z T.A.C.O.S. Już dawno wiedziałam, że się do tego nie nadaję, ale przez brak pieniędzy postanowiłam spróbować raz jeszcze. Teraz mogę jednak stwierdzić już ze stuprocentową pewnością, że praca w agencji nie jest dla mnie, nawet jeśli powinnam mieć to we krwi, zważywszy na to, że moi rodzice też kiedyś tu pracowali.
No właśnie, rodzice. Nie mam pojęcia, jak powiem im o rezygnacji. Dobrze wiem, że postanowili odpuścić mi studia prawnicze tylko ze względu na dołączenie do T.A.C.O.S. Jeśli odejdę, znów zaczną się namowy i kłótnie, bo ja nie zamierzam iść w ich ślady. Nie chcę pracować z nimi w kancelarii, ani przejąć jej, kiedy moi rodzice pójdą już na emeryturę. Nie wyobrażam sobie ciągle żyć pracą i zawalać przez to życia osobistego. Nie wiem tylko, jak powiedzieć matce i ojcu, że za pieniądze zarobione w agencji chcę zapisać się do szkoły artystycznej, żeby studiować taniec. Oni przecież nigdy się z tym nie pogodzą...

— I jak, dziewczyny? Jak wam się podoba nasza praca? — pyta w pewnym momencie Kendall, wychodząc z małego, wyciszonego pokoju, w którym znajduje się tylko mikrofon i słuchawki.

— Mi się podoba. — Uśmiecham się lekko, a moje przyjaciółki przytakują. — A będzie jakaś przerwa na lunch, albo coś takiego?

— W zasadzie, to zaraz kończymy, więc będziemy mogli wyskoczyć na jakieś żarcie — oznajmia nagle Logan, co trochę nas dziwi. — Została nam do dokończenia tylko melodia ostatniej piosenki, a tym zajmie się już Kendall. Musimy tylko poczekać, bo Kevin musi mu przywieźć z domu gitarę.

— Zaraz, kto? — Robię wielkie oczy, poprawiając się gwałtownie na kanapie.

— Mój starszy brat. Pamiętasz go chyba, nie? — Kend uśmiecha się cwanie, a ja posyłam mu zabójcze spojrzenie. — No co? Nie zrobiłem tego przecież specjalnie! Po prostu zostawiłem w domu rodzinnym moją gitarę, a na niej gra mi się najlepiej i tyle.

— Szkoda tylko, że potem ja muszę zapieprzać przez całe miasto, młody. — Słyszę niespodziewanie za plecami znajomy głos, który powoduje u mnie ciarki.

Odwracam się niepewnie w stronę drzwi, gdzie stoi Kevin. W dzieciństwie trzymałam się z nim bardzo blisko, ale kontakt się urwał, więc teraz, kiedy widzę go po tylu latach, robi mi się wręcz gorąco ze stresu. Nie wiem nawet, czy chłopak jeszcze mnie pamięta, ale ja jego tak i to bardzo dobrze. Patrząc na niego po jedenastu latach, przed oczami przelatują mi wszystkie spędzone wspólnie chwile.
Do tej pory starałam się zapomnieć o tych dziewięciu latach przyjaźni. Nie rozpamiętywałam tego, nie oglądałam zdjęć, ani nagrać. Teraz jednak wszystko wraca do mnie z podwójną siłą, a ja nie jestem w stanie się już obronić. Cała moja pewność siebie ulatuje i nie potrafię wrócić już do skorupy, którą wytworzyłam wokół siebie po wyjeździe Kevina.

Szybko odwracam wzrok, nie chcąc wpatrywać się w chłopaka jak wariatka. Patrzę na moje przyjaciółki i dostrzegam zmartwienie w oczach Dominiki. Próbuję uspokoić ją sztucznym uśmiechem, ale widzę, że to nie działa. Przenoszę więc wzrok na zespół, rozmawiający teraz radośnie z Kevinem. Chłopak oddaje swojemu bratu gitarę, a następnie odwraca się w naszą stronę z szerokim uśmiechem na twarzy. Przeczuwając, że starszy ze Schmidtów zaraz do nas zagada, poprawiam się lekko na kanapie, jednocześnie chowając się trochę za Kamilą.

— Domi, kupę lat! — Kevin odzywa się wesoło, tak jak myślałam.

— No hej, Kev. — Domi uśmiecha się z zakłopotaniem i wstaje, chcąc podać chłopakowi rękę, ale on ma inne plany.

Starszy ze Schmidtów podchodzi do mojej kuzynki, a następnie obejmuje ją jednym ramieniem, lekko przyciskając ją do siebie. Chcąc nie chcąc, dziewczyna odwzajemnia uścisk, przewracając z rozbawieniem oczami. Ani ja, ani ona nie jesteśmy zaskoczone takim obrotem spraw, bo chłopak witał się tak z nami codziennie, kiedy jeszcze mieszkał w Polsce.

— No proszę, minęło jedenaście lat, a ty nic się nie zmieniłaś. — Śmieje się Kevin. — Nadal wyglądasz tak samo, jak kiedyś.

— A ty jesteś irytujący tak samo, jak kiedyś — odgryza się Domi, patrząc na niego z politowaniem.

— Wow, nauczyłaś się wreszcie pyskować! — mówi chłopak łamiącym się głosem, udając wzruszenie. — Nie sądziłem, że kiedykolwiek dożyję tego momentu.

— Jeśli mnie też tak obejmiesz, to nie dożyjesz żadnego innego momentu! — ostrzega Kami, kiedy Kev do niej podchodzi.

— Niech zgadnę, ty jesteś Kamila? — Chłopak marszczy brwi, patrząc niepewnie na dziewiętnastolatkę.

— Może... — mówi dziewczyna ze zdezorientowaniem.

— Logan dużo mi o tobie opowiadał — twierdzi Kevin, szokując nas. — Niska, pyskata, wszystko się zgadza.

Kami przenosi wzrok na muzyka, który uśmiecha się szyderczo. Dziewiętnastolatka pokazuje mu środkowy palec, a następnie wyciąga z kieszeni swój scyzoryk i otwiera go, zaczynając przekładać ostrze między palcami. Jednocześnie nie spuszcza z oczu coraz mniej uśmiechniętego Logana. Mam wrażenie, że do chłopaka zaczyna docierać, że właściwie właśnie wydał na siebie wyrok.

— Monia... — Słyszę w końcu cichy głos Kevina, wypowiadający moje imię, więc podnoszę na niego wzrok. — Fajnie cię widzieć.

— Ciebie też. — Uśmiecham się lekko, trochę zaskoczona, że chłopak nie powiedział nic więcej, ani nie podał mi nawet ręki.

— Słuchaj, przywitamy się normalnie, czy będziemy teraz udawać, że się nie znamy? — pyta nagle Kev, patrząc na mnie ze zmartwieniem.

— Zależy, co oznacza dla ciebie normalne przywitanie — mówię żartobliwie.

Kevin, słysząc to, staje naprzeciwko mnie, a następnie rozkłada szeroko ramiona, czekając na uścisk. Wstaję powoli z kanapy i niepewnie przytulam się do chłopaka. Szybko jednak odrywam się od niego, nie chcąc, żeby ta sytuacja była jeszcze bardziej niezręczna niż już jest. Niestety, starszy z braci Schmidt ani trochę tego nie ułatwia, lustrując mnie wzrokiem.

— Wow, ale wyrosłaś — wydusza z siebie w końcu z niepewnym uśmiechem, po czym odwraca wzrok i odsuwa się o kilka kroków, a następnie staje obok pozostałych chłopaków, drapiąc się z zakłopotaniem po głowie.

Siadam z powrotem na kanapie, starając się przetrawić to, co właśnie się stało. Już dawno nie czułam się tak dziwnie. Szczerze mówiąc, kiedyś myślałam, jak wyglądałoby moje ponowne spotkanie z Kevinem, ale wyobrażałam je sobie zupełnie inaczej. Myślałam, że pomimo upływu czasu będziemy zachowywać się jak dawniej. Nie przypuszczałam, że będziemy traktować się inaczej niż kiedyś, ani że to spotkanie będzie tak bardzo niezręczne.
Zazdroszczę Domi i Kendallowi, że udało im się wrócić do relacji sprzed lat. Nie mam pojęcia, jak to zrobili, ale obserwowałam razem z Brownem i Kami całe ich spotkanie, i wiem, że zachowywali się normalnie. Wszystko było tak, jakby chłopak nigdy nie wyjechał. Spędzali czas tak, jakby nic złego nigdy się nie wydarzyło. Też bym tak chciała...

— Dobra, na dzisiaj koniec — mówi jakiś czas później Kendall, wychodząc z live roomu.

— Czyli możemy już iść coś zjeść? — pyta Kamila i wstaje z kanapy, po czym przeciąga się.

— Tak, raczej tak — przytakuje James. — Znamy fajną knajpkę niedaleko, więc możemy tam podjechać.

— A skoro zostało jeszcze sporo dnia, to moglibyśmy pokazać wam miasto, jeśli byście chciały — dodaje po chwili Carlos. — Chyba jeszcze nie zwiedzałyście, co?

— A wiecie, że nie? — Domi udaje zaskoczoną, jakby dopiero teraz to sobie uświadomiła. — Zazwyczaj chodziłyśmy na spacery w pobliżu hotelu, ale nie zapędzałyśmy się nigdzie dalej.

— No to czeka nas ciekawy dzień. — Uśmiecha się cwanie Logan. — Kev, jedziesz z nami?

— Jasne, czemu nie. — Chłopak wzrusza ramionami.

Już kilka minut później nasza paczka zmierza trzema samochodami w kierunku ulubionego lokalu zespołu, gdzie jemy całkiem dobry lunch. Atmosfera w knajpie jest dość przyjazna, zwłaszcza że siedzimy na samym końcu budynku, tak żeby nikt nie zaczepiał chłopaków. Od razu po wyjściu z knajpy dopada nas jednak kilka nastoletnich fanek muzyków. Odchodzimy więc z dziewczynami oraz Kevinem na bok, pozwalając zespołowi uszczęśliwić swoje wielbicielki.
Patrząc na muzyków, uświadamiam sobie, jakie ich życie zawodowe musi być ciężkie. Nie mogą nawet wyjść spokojnie z domu bez świadomości, że w każdej chwili ktoś może ich zaczepić, a oni muszą być dla tych ludzi mili, nawet jeśli mają gorszy dzień lub spędzają akurat czas z przyjaciółmi i chcieliby mieć odrobinę prywatności.

— Przepraszamy was za to — mówi po chwili James, kiedy fanki odchodzą. — Wiecie, taka praca.

— Przecież nie mamy wam tego za złe — twierdzę zgodnie z prawdą, a dziewczyny przytakują. — Chociaż, to musi być chyba męczące, co nie?

— Czasami jest — zgadza się Carlos. — No ale koniec końców, to dzięki fanom wszystko osiągnęliśmy, więc miło jest poznać chociaż część z nich. Czasami takie spotkania potrafią nawet poprawić humor.

Uśmiecham się lekko z podziwem, słysząc te słowa. Ci goście naprawdę kochają swoją pracę i starają się wykonywać ją najlepiej jak się da, bez względu na swoje prywatne problemy. Potrafią oddzielić swoje życie od pracy, a najlepsze jest to, że są fanom naprawdę wdzięczni.
Carlos powiedział to wszystko szczerze, co raczej rzadko się zdarza u celebrytów. Przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie, oglądając wywiady z niektórymi gwiazdami. Większość jest taka sztuczna i bez polotu. Big Time Rush z kolei jest autentyczne, a chłopcy nie starają się udawać kogoś, kim nie są. Pomimo sławy, którą osiągneli, wciąż są normalnymi facetami i to jest naprawdę godne podziwu.

Wracamy z muzykami do samochodów, po czym ponownie się rozdzielamy, tym razem na trochę dłużej. Carlos chce jeszcze bowiem podjechać po Alexę i odebrać ją z planu zdjęciowego. Umawiamy się więc, że spotkamy się przy słynnej Alei Gwiazd, a następnie rozjeżdżamy się, każde w swoją stronę.

KENDALL

Podjeżdżamy z Domi, Monią i Jamesem do miejsca, w którym umówiliśmy się z Carlosem, Loganem i Kami. Kevin podjeżdża chwilę później, a po kilku minutach dołącza do nas reszta naszej paczki. W świetnych nastrojach zaczynamy zwiedzać więc najbardziej znane atrakcje Los Angeles.

Na samym początku zabieramy nasze nowe przyjaciółki na Aleję Gwiazd, gdzie robimy sobie masę zdjęć i zaśmiewamy się do rozpuku. Oczywiście nie obywa się też bez rozdania paru autografów, podchodzącym do nas fanom. Na szczęście Polkom to nie przeszkadza, zwłaszcza że staramy się nadrobić to żartami i dobrą zabawą. Chyba nam się to udaje, bo dziewczyny w pewnym momencie nie mogą złapać oddechu przez śmiech.

— Kendall, dość! — Dominika wyrwa się, kiedy zaczynam ją łaskotać. Dziewiętnastolatka ma w oczach łzy rozbawienia, a ja nie zamierzam jej odpuścić. Nasze wygłupy uwiecznia na nagraniu Monika, nawet nie próbując pomóc swojej kuzynce.

— A myślałam, że to ja jestem nienormalna. Jak widać, myliłam się — mówi z rozbawieniem Kamila, która chyba tez nie ma zamiaru uratować Dominiki.

— Nie gadaj, tylko mi pomóż! — błaga przez śmiech moja przyjaciółka i wyciąga ręce w stronę Kami.

Dziewczyna przewraca ze śmiechem oczami, ale łapie Domi, a następnie zaczyna ciągnąć ją w swoją stronę. W tym samym momencie wypuszczam dziewiętnastolatkę z uwięzi, a ona wpada z impetem na Kamilę, powalając je obie na ziemię. Dziewczyny leżą przez chwilę na betonie, uspokajając śmiech. Dominika wyciera łzy, po czym wstaje i podaje rękę swojej przyjaciółce. Kami wstaje z ziemi, otrzepując się. Wszyscy dajemy sobie jeszcze chwilę na uspokojenie się, a następnie kontynuujemy naszą podróż po L.A.

Po zwiedzeniu Alei Gwiazd zabieramy Polki w miejsce, które jest obowiązkowe podczas zwiedzania Los Angeles. Tym miejscem jest oczywiście napis Hollywood, który po prostu trzeba zobaczyć i przy którym trzeba zrobić sobie zdjęcie. Dziewczyny wydają się naprawdę podekscytowane wizją zobaczenia z bliska słynnego napisu, który w zasadzie jest znakiem rozpoznawczym Miasta Aniołów.
Jakiś czas później wspinamy się na wzgórze, z którego najlepiej widać napis. Kiedy jesteśmy już na miejscu, wyciągamy telefony i zaczynamy robić sobie zdjęcia. Mnóstwo zdjęć. Pojedynczo, w parach i całą grupą. Jedną z fotografii od razu wstawiam na portale społecznościowe z odpowiednim podpisem. Nie byłem aktywny w mediach od czasu wywiadu na temat mojej relacji z Domi, więc przyda się dać moim fanom znak, że żyję.

Następne kilka godzin spędzamy na dalszym zwiedzaniu. Na parking, gdzie zostawiliśmy auta, wracamy dopiero wieczorem, a mimo to, żadne z nas nie jest zmęczone. Wręcz przeciwnie, jesteśmy pełni energii i kolejnych wrażeń. Wszystko, co mieliśmy w planach pokazać dziewczynom już im jednak pokazaliśmy, więc musimy wymyślić, gdzie jeszcze moglibyśmy pojechać.

— A może poimprezujemy? — proponuje chwilę później Logan, opierając się nonszalancko o maskę mojego samochodu.

— Tak! — krzyczy z podekscytowaniem Kamila. — Chyba po raz pierwszy w życiu wpadłeś na dobry pomysł.

— W sumie impreza nie brzmi tak źle, ale nie idziecie jutro do pracy? — pyta niepewnie Monika.

— Niby tak, ale nie będziemy przecież siedzieć w klubie do rana — twierdzi James. — Potańczymy godzinkę albo dwie, wypijemy kilka drinków i wrócimy do domu.

— No dobra, ale kto nas odwiezie? — zastanawia się Kevin. — Ktoś będzie musiał zrezygnować z picia.

— Ja i Alexa możemy sobie odpuścić — oznajmia Carlos, a dziewczyna przytakuje.

— Zajebiście! — Kami uśmiecha się szeroko, chyba bardzo ciesząc się z wizji dalszej zabawy.

— Słuchajcie, nie chciałabym sprowadzać was na ziemię, ale my nie możemy z wami pojechać — wtrąca się cicho Domi.

— Co ty pieprzysz?! — Kamila patrzy na nią z niedowierzaniem.

— To znaczy, Monika może, ale ja i ty mamy po dziewiętnaście lat, pamiętasz? — Dominika zwraca się do swojej przyjaciółki, która nadal zdaje się nie rozumieć problemu. — To jest Ameryka, nawet nie wpuszczą nas do żadnego klubu, a tym bardziej nie sprzedadzą nam alkoholu.

— Kurwa... — Kamila zamyka oczy, wzdychając z poirytowaniem.

— Dobra, dajcie spokój z tą imprezą. — Macham lekceważąco ręką. — Rzeczywiście nie pomyśleliśmy o tym, że jesteście młodsze, więc po prostu sobie odpuśćmy.

— Przestań, wy możecie jechać. Nie możecie przez nas rezygnować z zabawy — twierdzi Dominika, przepraszającym tonem. — Ja i Kamila po prostu posiedzimy w domu. Zrobimy sobie babski wieczór i też będzie fajnie.

— Jesteś pewna? — Patrzę na nią ze zdziwieniem.

— Ta, Domi ma rację — mamrocze pod nosem Kami. — Jedźcie, ale dajcie nam kluczyki, żebyśmy mogły wrócić do mieszkania.

— Umiecie prowadzić? — pyta z niedowierzaniem Logan, lustrując wzrokiem dziewczynę. — W sensie, tak bez żadnej kolizji? Nie rozjebiecie się nigdzie?

— To ty prawie się rozpierdoliłeś dzisiaj na zakręcie! — odpyskowuje Kamila. — Zamknij mordę i dawaj te kluczyki!

— Łap moje. — Kevin rzuca dziewiętnastolatków kluczyki, które w ostatniej chwili łapie Dominika. — Niezły refleks.

— Dzięki. — Moja przyjaciółka oddaje sprzęt Kami. — Miłej zabawy.

— Uważajcie tam na siebie — proszę, obserwując jak dziewczyny wsiadają do auta mojego brata.

— Zawsze uważamy. — Kamila puszcza mi z rozbawieniem oczko, a następnie odpala pojazd i rusza z piskiem opon.

— Chyba właśnie straciłeś na zawsze furę, stary. — Wzdycha Logan, patrząc jak Polka bierze ostry zakręt.

— Daj jej spokój, ty nie jeździsz lepiej — wytyka mu Kev. — Poza tym, ten samochód i tak już jest stary.

— Wy się módlcie, żeby dziewczyny nie straciły życia, a nie auto — mówię stanowczo, a następnie wsiadam za kierownicę, próbując nie myśleć o tym, że Kamila za chwilę może zabić mi przyjaciółkę.

W drodze do klubu humor jednak trochę mi się poprawia, głównie za sprawą kumpli, z którymi jadę. Monika postanowiła jechać drugim samochodem z Alexą, więc jedziemy w piątkę.
Korzystając z okazji, gadamy na tematy, za które dostalibyśmy od dziewczyn opierdol. Męskie żarty też nie zawsze je śmieszą, ale my zajebiście się bawimy. Tak sobie myślę, że powinniśmy kiedyś zrobić sobie taki męski wieczór. Tylko że wolałbym poczekać na jakiś urlop i może na moment, w którym będę całkowicie pewny, że nie będą miały już miejsca żadne napady.
Ostatni atak miał miejsce dwa dni temu. Na razie jest spokojnie i naprawdę mam nadzieję, że już tak zostanie. Gdzieś z tyłu głowy mam jednak przeczucie, że to jeszcze nie koniec problemów, a napady nie są przypadkowe. Ktoś się na mnie uwziął, ale ja nie mam pojęcia, kto! Naprawdę nie mam żadnych wrogów, z wszystkimi staram się żyć w dobrych relacjach. Chyba że to wszystko jest na tle finansowym, ale gdyby tak było, już dawno mógłbym zostać porwany, a prośba o okup przesłana do moich bliskich. Chyba spędzam za dużo czasu z Carlosem...

Chociaż w zasadzie, wiem kto może znać odpowiedzi na moje pytania. Dziewczyna w Bandance  zdaje się mieć wszystkie informacje, jakie są mi potrzebne do rozwikłania tej zagadki. Muszę przyznać, że ilekroć pomyślę o rozmowie, którą z nią przeprowadziłem, targają mną mocne emocje. Przede wszystkim, nie spodziewałem się, że kiedykolwiek będę miał szansę z nią pogadać, a tym bardziej, że sama wyjdzie z taką inicjatywą. Kiedy zobaczyłem wtedy te SMS-y, myślałem że to jakiś głupi żart, albo podstęp przestępców. Postanowiłem jednak zaryzykować, a po zobaczeniu na ekranie mojej ochroniarki, na chwilę zamarłem. Potem usłyszałem jej głos i po raz pierwszy poczułem, że w końcu wszystko może się wyjaśnić.
 Dziewczyna w Bandance podczas naszej rozmowy była bardzo miła, aczkolwiek stanowcza. Trzymała dystans, stawiając wyraźne granice. Patrząc z perspektywy czasu, wiem że mogłem wtedy zadać odpowiednie pytania i zakończyć tę farsę, ale nie potrafiłem. Byłem w takim szoku, że naprawdę rozmawiam z dziewczyną, że pytałem o pierwsze rzeczy, które przyszły mi do głowy. Mimo wszystko, jestem przekonany, że to nie była moja ostatnia szansa na poznanie prawdy. Głęboko wierzę, że będę miał jeszcze okazję porozmawiać z moją ochroniarką.

Podjeżdżam pod klub, starając się wyrzucić z głowy złe przeczucia i myśli o Dziewczynie w Bandance. Parkuję zaraz obok Alexy, pod lokalem, w którym imprezujemy z chłopakami najczęściej. Co prawda, już od dawna mamy taki natłok pracy, że nie mamy czasu na zabawy, ale jeśli trafi się jakiś wolny wieczór, to przyjeżdżamy właśnie tutaj. Obsługa jest miła, muzyka fajna, a drinki smaczne. Tylko tych trzech rzeczy wymagam od klubów, bo niby czego chcieć więcej? Poza tym, i tak nie spędzimy tu dzisiaj wiele czasu, tylko godzinę lub dwie na rozluźnienie, więc nawet gdybyśmy pojechali gdzieś indziej, to nie byłoby żadnej różnicy. Nie możemy przesadzić, bo jutro znowu mamy pracę.

Jakiś czas później siedzę już na klubowej kanapie z drinkiem w ręku. Moi kumple szaleją za to na parkiecie – Monia tańczy z Kevinem, Carlos z Alexą, a Logan podrywa jakąś laskę. Ja jednak jakoś nie mam ochoty na zabawę i trochę żałuję, że zgodziłem się na tę imprezę. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Przecież, kiedy rozdzielaliśmy się z Dominiką i Kamilą, miałem jeszcze dobry humor.
W ogóle, jeśli chodzi o Polki, to mam jakieś złe przeczucia. Kilka minut temu napisałem do obu z nich, ale żadna jeszcze nie odpisała. Z jednej strony wiem, że mogą po prostu dobrze się bawić z wyciszonymi telefonami, jednak z drugiej boję się, że doszło do jakieś wypadku, albo ktoś je napadł. Jestem idiotą, nie powinienem puszczać ich samych do domu, zwłaszcza biorąc pod uwagę chorobę mojej przyjaciółki. Co prawda podobno już dawno nie dawała o sobie przypomnieć, ale to się może przecież stać w każdej chwili, a wątpię, że Kami wiedziałaby, co zrobić.

Wzdycham ze zmartwieniem, ponownie sprawdzając, czy nie dostałem żadnego SMS-a. Telefon jednak milczy, a ja zaczynam coraz bardziej się niepokoić. Jeśli tego wieczoru Dominice stanie się jakaś krzywda, to nigdy sobie tego nie wybaczę. Mogłem przecież je odwieźć, a potem wrócić na imprezę. Kurwa!
Zamykam na chwilę oczy i zaciskam zęby, wściekły na samego siebie. Próbuję się uspokoić, ale nie potrafię. Myśl, że coś złego mogło stać się Domi, rozrywa moje serce i niszczy mnie od środka. W głowie mam same czarne scenariusze, a przez wyobraźnię przelatują mi obrazy z ostatniego tygodnia spędzonego z dziewczyną.

Kilka poprzednich dni było cudowne. Wreszcie, po tylu latach, znów byłem blisko ze swoją przyjaciółką i zachowywaliśmy się tak, jakby nic nigdy się nie wydarzyło. Śmialiśmy się, wygłupialiśmy, spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę. Kiedy wracałem do domu, Dominika tam była, a pierwszym co widziałem po wejściu do mieszkania, był jej uroczy uśmiech, który potrafił w sekundę poprawić mi humor.
Zaraz, chwila... Czy ja właśnie pomyślałem, że uśmiech Domi jest uroczy? To znaczy, jest słodki, tak jak i ona. Poza tym, już dawno nie spotkałem tak życzliwej i troskliwej osoby, a jednocześnie tak pięknej, mądrej, a przy tym zachowującej się w moim towarzystwie naturalnie. Zauważyłem, że odkąd jestem sławny, to właśnie przyciąga mnie w dziewczynach najbardziej. Lubię, kiedy nie udają kogoś, kim nie są, tylko po to, żeby mi zaimponować. Fajniej jest rozmawiać z dziewczyną, która nie zwraca uwagi na mój status społeczny, czy materialny. Super jest, kiedy laska umie się powygłupiać i pośmiać, ale kiedy trzeba umie też zachować się mądrze i z klasą. Myślę, że po prostu kręcą mnie dziewczyny, które mają w sobie taki balans. Dominika go ma, a ja z każdą chwilą coraz bardziej uświadamiam sobie, jak wielki błąd popełniłem, zgadzając się na tę całą imprezę. Cholernie brakuje mi tu mojej przyjaciółki...

Uśmiecham się lekko na myśl o Domi, ale uśmiech szybko schodzi mi z twarzy, kiedy uświadamiam sobie, w jakiej kategorii myślę o dziewczynie. Czy ja oszalałem?! Przecież to tylko przyjaciółka! Nie mogę tak o niej myśleć! Co z tego, że jest piękna, mądra, czy troskliwa?! Co z tego, że ma jakiś balans?! Co z tego, że właśnie takie laski podobają mi się najbardziej?! Nie wolno mi tak myśleć i koniec kropka! Co się ze mną do cholery dzisiaj dzieje?!
Przerażony swoim tokiem rozumowania, szybko odkładam na stół szklankę z drinkiem. Muszę się uspokoić. To wszystko na pewno przyszło mi do głowy tylko i wyłącznie przez alkohol i zmęczenie. Na świecie jest przecież milion innych dziewczyn ze wspaniałym charakterem. Z Dominiką tylko się przyjaźnię, a martwię się o nią tak bardzo tylko przez te ostatnie napady i przez to, że widziałem styl, w jakim jeździ Kamila. Po prostu odezwała się we mnie przyjacielska troska, nic więcej.

Biorę głęboki oddech, a następnie wstaję z miejsca, ruszając w końcu na parkiet. Nie chcąc dłużej wymyślać tak absurdalnych rzeczy, rzucam się w wir zabawy. Tańcząc z jakąś przypadkową dziewczyną, na moment udaje mi się zapomnieć o Domi. Szybko jednak sobie o niej przypominam, czując wibracje mojego telefonu.
Przepraszam moją taneczną partnerkę i sprawdzam komórkę, dostrzegając SMS-a od mojej przyjaciółki. Dziewczyna pisze, że wraz z Kamilą dojechały bezpiecznie na miejsce, i że samochód też jest cały. Z ulgą życzę im więc fajnego wieczoru, po czym wracam na parkiet, próbując wykorzystać tę okazję, żeby dobrze się bawić.

W klubie spędzamy około dwóch godzin. Piję jeszcze kilka drinków, ale z każdym kolejnym zaczynam coraz bardziej myśleć o Domi, więc w końcu odpuszczam, próbując przestać myśleć o dziewczynie w kategoriach innych niż przyjacielskie.
Niedługo po odłożeniu ostatniego drinka, wsiadam z chłopakami do mojego auta, które teraz prowadzi Carlos. Monika natomiast znów jedzie z Alexą. Ja za to zastanawiam się, co teraz robią Polki, które zostały w domu. Moje myśli wciąż wracają do Dominiki, pomimo że bronię się przed tym, jak mogę. Resztę drogi spędzam więc, bijąc się z myślami.

Kiedy dojeżdżamy do domu, w oczy od razu rzuca nam się samochód Kevina, zaparkowany na podjeździe. Na pierwszy rzut oka jest cały, więc nie zatrzymujemy się, żeby to sprawdzić. Zamiast tego od razu wjeżdżamy do garażu.
Wysiadam z auta, przeciągając się. Jestem już naprawdę zmęczony i jedyne, o czym teraz marzę, to sen. Widzę, że moi kumple chcą chyba tego samego, więc pozwalam mojemu bratu zatrzymać się na noc u nas, nie chcąc angażować już Carlosa w odwożenie go.

Najciszej jak mogę wchodzę do domu, a za mną idą moi pozostali współlokatorzy. Z salonu dochodzą odgłosy włączonego telewizora, więc przypuszczam, że dziewczyny są jeszcze na nogach. Kiedy jednak wchodzę do pomieszczenia, z zaskoczeniem dostrzegam dwie Polki, śpiące smacznie po obu stronach kanapy. Domi leży skulona na boku po prawej stronie, a Kamila przewraca się na plecy z jedną ręką pod głową.
Podchodzę powoli do kanapy i patrzę przez chwilę na Dominikę. Nie chcę jej tu zostawiać, bo to łóżko jest cholernie niewygodne. Sam nieraz na nim zasnąłem, a następnego dnia bolał mnie cały kręgosłup i kark.

Niewiele myśląc, pomimo że jestem podpity, schylam się i ostrożnie biorę dziewczynę na ręce. Moja przyjaciółka porusza się lekko, ale nie budzi się. Zamiast tego nieświadomie się we mnie wtula, a ja uśmiecham się, czując przyspieszone bicie serca. Naprawdę mam nadzieję, że to tylko efekt spowodowany przez alkohol i jutro znów będzie jak dawniej.
Wchodzę powoli po schodach, uważając na każdy krok, a następnie wnoszę Dominikę do jej sypialni. Delikatnie kładę dziewczynę na łóżku, po czym przykrywam ją kołdrą. Patrzę na nią jeszcze przez moment i kieruję się do wyjścia, ale coś mnie zatrzymuje. Waham się chwilę, ale w końcu podbiegam szybko do mojej przyjaciółki, po czym całuję ją lekko w czoło i dopiero wtedy mogę iść do swojego pokoju.

~*~

Wesołych Świąt, Kochani!
Dzisiaj zamiast pisać standardową notkę, chciałabym Wam po prostu życzyć radosnych, spokojnych Świąt. Mam nadzieję, że spędzicie je szczęśliwie w gronie najbliższych i, że będziecie dobrze się bawić. Życzę Wam także dużo zdrowia, bo tak naprawdę to jest jedna z najważniejszych rzeczy w życiu. Teraz mogę zabrzmieć jak osoba ze starszego rocznika, ale uświadomiłam sobie, że to, co mówili mi kiedyś rodzice, naprawdę ma sens, a mianowicie: wszystko będzie, jeśli tylko będziemy zdrowi. Jeszcze raz chcę życzyć Wam wszystkiego, co najlepsze.

A, no i, jeśli będziecie mieli wolną chwilę po kolacji Wigilijnej lub przed pójściem spać, zajrzyjcie jeszcze na Wattpada, bo może coś tu na Was czekać ;)

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top