11


Nazajutrz udałyśmy się na główny posterunek policji w Nowym Yorku, który mieścił się zaraz obok ratusza. Był to największy oddział w mieście. Meggi zaangażowała jeszcze do pomocy jedną naszą wspólną przyjaciółkę Lucy. Była ona wolontariuszką w pobliskim schronisku dla zwierząt, właśnie tam ją poznałam. Swego czasu praca w schronisku była dla mnie pewną formą terapii. To zajęcie dużo mi pomogło, bo zwierzęta są lepsze niż ludzie, nie zawodzą cię w trudnych sytuacjach. Są zawsze przy tobie na dobre i na złe. To przykre, że tak niewinne istoty doświadczyły już w swoim krótkim życiu tyle krzywdy ze strony człowieka. Napatrzyłam się tam na tyle cierpienia. Zawsze kiedy opuszczałam gmach schroniska serce mnie bolało. Więc postanowiłam wesprzeć kilka takich instytucji. Nie stałam się biedniejsza, a bogatsza o doświadczenie i pomoc tym, którzy na prawdę jej potrzebowali. 

 Lucy pracowała w firmie technologicznej jako grafik komputerowy. Była wieczną optymistką zawsze potrafiła odnaleźć pozytywy danych sytuacji nawet tych patowych. Lucy z pochodzenia była Japonką, jej mam przyjechała do stanów na studia, ale zakochała się i została na stałe.

Sierżant Thomas Grant przywitał się z nami, zaprowadził nas na piętro gdzie mieściły się pokoje przesłuchań oraz sale przeznaczone do spotkań na wyższym szczeblu. Z jednego z pokoi wyszła wysoka szczupła kobieta. Była ubrana w granatowy garnitur a pod spodem miała białą koszulę. Długie brązowe włosy zaczesane miała do tyłu i zaplecione w warkocz, który zwisał na jej prawym ramieniu. Kobieta podeszła do nas i przedstawiła się.

-Agentka Sara Smith - Jej głos brzmiał dość chłodno, niepewnie uścisnęłam jej dłoń. Kobieta była agentką FBI to właśnie ona i jej zespół zajmował się sprawą defraudacji pieniędzy z funduszu inwestycyjnego "Tomorrow". Obrzuciła mnie czujnym i oceniającym spojrzeniem.

-Może wolałabyś sama ze mną porozmawiać?- Zasugerowała, na co moje przyjaciółki obruszyły się.

-Nie idę tylko z nimi - Powiedziałam stanowczo. Sara wysoko uniosła głowę, by pokazać, że to ona tu rządzi, przyznam nie spodobało mi się jej zachowanie. Czułam od niej bijącą wrogość, to było dość dziwne, bo oczekiwałam od niej pomocy.

-Jak wolisz, zapraszam - Wskazała dłonią na otwarte drzwi. Weszłyśmy wszystkie do sali. W oczy rzuciły mi się trzy duże kartony umieszczone na ławce stojącej obok ściany. Sara pochwyciła mój wzrok.

-Tam są kartony zawierające nazwiska osób oszukanych przez firmę twojego ojca - Wytłumaczyła.

- Dirk Hudson siedzi w więzieniu od ponad czterech lat, trafił tam po długim trwającym ponad rok procesie. A jego majątek był wart zaledwie milion dolarów. Prokuratorzy zachodzili w głowę co się stało z resztą pieniędzy? Rozpłynęły się? - Agentka rozłożyła teatralnie ręce i popatrzyła na mnie jak na idiotkę.

-A teraz ty po pięciu latach do śmierci swojego ojca przychodzisz tu z tak ogromną sumą pieniędzy, i niby chcesz wynagrodzić wszystkie krzywdy! - Powiedziała podniesionym głosem. Zamrugałam nerwowo, kurczę zabrzmiało to tak jak by posądzała mnie o współudział!

- Tak się składa, że moja stara schorowana matka wpłaciła na ten fundusz oszczędności całego życia! Obiecywali je podwojony zysk! - Prychnęła, było to mało profesjonalne zachowanie z jej strony.

-Zresztą jak wszystkim, a potem okazało się, że ten fundusz to piramida finansowa i zwykła ściema! - Podeszła do mnie niebezpiecznie blisko. Zwęziła swoje ciemne oczy, przybrała groźną minę.

-A twój wujek zwiał z jej pieniędzmi! - Krzyknęła mi prosto w twarz. Przerażona i załamana schowałam się za Meggi i Lucy by odseparować się choć trochę od jej nienawistnego spojrzenia.

-Mama załamała się totalnie! - Agentka przyłożyła dłoń do czoła.

 - Rozchorowała z rozpaczy, bo jej pieniądze diabli wzięli! - W jej oczach widać było ból, tak głęboko skrywany ból. Współczułam jej naprawdę, bo wiem co to niestety stracić matkę.

-Umarła przez ciebie i twoich bliskich, mam nadzieję że twój ojciec smaży się teraz w piekle!

-Dosyć!- Odezwała się Meggi, Lucy objęła mnie ramieniem.

-Nie masz pojęcia przez jakie piekło przeszła Ellie! Ludzie tacy jak twoja matka podpalili jej dom! W pożarze zginęła jej matka i ojciec, a sama ledwo uszła z życiem!- Przyjaciółka kuła agentkę palcem w mostek. Meggi była zawsze oazą spokoju, nigdy nie widziałam aby złościła się czy wkurzyła, ale dzisiaj, dzisiaj wyglądała na wkurwioną. 

-A przychodzi dopiero dziś, bo kurde nie miała pojęcia o jakimś tam koncie na kajmanach. Ojciec zapisał jej go w testamencie! Harry Hendrikson zniszczył życie wielu osobą to prawda, jednak musisz pamiętać, że zniszczył także i życie swojej własnej córki! Zostawiając ją z bagnem tak głębokim, że o połowie nie miała pojęcia! - Meggi stała na przeciwko Sary obie kobiety groźnie mierzyły się spojrzeniami.

-Wiesz co Sara liczyłam na ciebie, ale teraz widzę, że traktujesz te sprawę zbyt osobiście i nie jesteś obiektywna. Uznałaś ją za winną, chociaż nawet nie wysłuchałaś! - Powiedziała nie kryjąc zawiedzenia w swoim głosie. Drzwi do pokoju otworzyły się z impetem, a do środka wszedł starszy mężczyzna w policyjnym mundurze, spojrzał gniewnie na Sarę.

-Wszystko słyszałem - Powiedział po prostu. - Agentko Smith, agent Landon czeka na panią w pokoju obok- Kobieta zapowietrzyła się, chciała coś jeszcze powiedzieć, ale pokręciła głową i   zmieszana wyszła.

-Andrew Mittchel jestem komendantem tego przybytku, przepraszam was za nią, ta sprawa wciąż wzbudza w ludziach dużo emocji. Panno Ellen Hendrikson - Skierował się do mnie komendant.

-Molly Paige - Poprawiłam go, starszy mężczyzna zmruż oczy i poprawił się.

-Panno Molly chcę żeby tylko pani wiedziała, że podziwiam panią za to co chce pani uczynić. Niewiele osób zdobyło by się na taki gest.

-Dzię-kuję - Wyjąkałam wciąż przerażona zachowaniem agentki Smith.

-Radzę pani wynająć dobrego adwokata

-Dlaczego? - Zdziwiła się Lucy.

-Nie mogę po prostu oddać tych pieniędzy i mieć z tym spokój? - Zapytałam zakłopotana.

-Sądząc po zmianie nazwiska, myślę że chce pani się od tego wszystkie odciąć?

-Zdecydowanie - Potwierdziłam.

-Sprawa z pieniędzmi nie jest tak łatwa jak pani myśli. Musi się pani przygotować, że jeśli media pochwycą temat nie będzie mieć pani spokoju, a chyba tego pani pragnie najbardziej, czyż nie?


Wszystkie trzy opuściłyśmy posterunek zmieszane. Nie takiego rozwoju sytuacji się spodziewałam, znalazłam się w punkcie wyjścia. Lucy zaproponowała abyśmy poszły coś zjeść i napić się czegoś procentowego zdecydowanie byłam za.

- Myślała, że jak oddasz im te pieniądze będą cię całować po rękach- Stwierdziła Lucy pałaszując swoje taco.

-Nie zdawałam sobie sprawy, że ten fundusz był tak zawiłym przedsięwzięciem - Powiedziałam zrezygnowana kręcąc głową. Meggi ścisnęła mnie za dłoń.

- W każdej sytuacji możesz na nas liczyć słońce wiesz o tym - Zapewniła mnie.

-Dziękuję wam bardzo dziewczyny, bez was... - Zawiesiłam  głos, bo prawdą jest, że bez nich było by mi cholernie ciężko. A na dodatek gdybym poszła tam sama, agentka Sara zjadła by mnie żywcem. Patrzę na te dwie kobiety siedzące obok siebie,  które tak bardzo różnią się od siebie. Margatett wygląda jak hipiska, dzisiaj ubrała bordową rozkloszowaną sukienkę maxi z długim rozszerzanym rękawem, materiał sukienki zdobiły małe kwiatki. Burzę loków miała zaczesaną w wysoki kok u czubka głowy, a drobne małe loczki zwisały obok jej uszu. Lucy natomiast miała czarne jeansy  sprany T-shirt z postacią z komiksu i czarną zamszową kurtkę. Czarne fale sięgały jej do ramion. 

-A wiesz co myślę, powinnaś pójść w końcu do jakiejś pracy - Powiedziała Meggi zmieniając temat - Zając czymś myśli, mieć po prostu co robić.

- O! - Lucy klasnęła w dłonie zadowolona, zawsze tak robiła gdy coś bardzo ją cieszyło, to było bardzo infantylne zachowanie, ale ona już taka była.

- Tak się składa, że u mnie jest wolny etat w dziale nowych technologii - Oświadczyła.

-No nie wiem czy jestem na tyle kompetentna - Zawahałam się.

-Och siostro już sobie tak nie umniejszaj, zapytam jutro Sama kiedy możesz przyjść na rozmowę.

-No doborze może macie racje, może powinnam zająć czymś swoje myśli. Wyjść do ludzi już tak na poważnie.

-Wypijmy za to - Zapiszczała Lucy. Podniosłyśmy swoje kieliszki z truskawkową margarittą i stuknęłyśmy się, śmiejąc się przy tym wesoło.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top