Rozdział 6

Wstałam jak zawsze o 7. Podeszłam do szafy. Ku mojemu zdziwieniu były tam ubrania w moim rozmiarze. Założyłam białą bluzke i czarną spudnice. Nałożyłam lekki makijaż, włosy zostawiłam rozpuszczone. Wyszłam z pokoju. Skierowałam się do salonu. Na kanapie siedział Tony ze szklanką w ręku.
- Cześć Stark
- Łoł ciszej
- Kac ?
- Yhy
- Masz weś aspiryne powina pomuc
- Dzięki
- Wracając do tematu o 11 masz spotkanie z dyrektorem T.A.R.C.Z.Y. więc radze się powoli szykować
- Nieźle się wczułaś
- To jednak praca
- No niby tak
- Dobra nie gadaj tyle tylko się szykuj

Stark wstał z kanapy i poszedł w strone swojego pokoju. Praca była nawet łatwa i nie wymagająca. Wystarczyło zamówić transport i przypominać o spotkaniach dlatego miałam więcej czasu dla siebie. Jeśli Starka nie było w wieży sms do niego. Ta praca była niesamowicie łatwa. Niestety od dwuch tygodni Stark dziwnie się zachowuje. Jest jakby nieobecny. Próbowałam zagadać ale ten tylko mnie zbywał. Wolałam się nie zagłębiać. Co dziwne nie spotkałam nikogo z T.A.R.C.Z.Y. Troche mnie to zdziwiło i niezapokoiło. Mineły już okrągłe dwa miesiące od kiedy uciekłam. Do Alice dzwoniłam raz na dwa tygodnie, by się nie zdradzić. Pewnego dnia kiedy byłam w kuchni usłyszałam pukanie do drzwi. Starka nie było bo miał jakieś ważne spotkanie. Otworzyłam drzwi. Byli to agenci T.A.R.C.Z.Y. Musiałam udawać spokojną bo może byli do Starka.

- Dzień dobry, pana Starka niema- syknęłam
- Czy możemy wejść ?- wiedziałem już że przyszli do mnie. Uznałam że pora wiać.
- Zapraszam- kiedy szeżej otworzyłam drzwi jeden z nich próbował wejść ale w tym samym czasie trzasnełam drzwiami uderzając go tym w głowe. Na szczęście było ich tylko dwóch, ale wiedziałam że budynek jest otoczony. Wyjełam pistolet z nogawki i schowałam się za kanapą. Zdążyłam za nią wskoczyć gdy drzwi runeły z łomotem. Usłyszałam głosy butów idących do mojego pokoju. Wyjżałam za kanapy. Nie widząc nikogo wyskoczyłam i zaczełam iść w kierunku drzwi. Kiedy miałam już wychodzić usłyszałam dźwięk odbezpieczanej broni. Odwruciłam się, chowając broń w spodniach. Widać było że ten agent dopiero się uczy.

- Stój !
- Przecież stoję idioto
- Masz prawo milczeć
- Nie no większego idioty nie mogli przysłać

Wtedy przez wielkie okno wpadli avengersi. Był też tam Stark.

- Prosze prosze. Mściciele, Nick musi być zdesperowany że aż was prosi o pomoc
Stark- Alice poddaj się
- Nie tak mam na imię- uśmiechnełam się szyderczo
- Ona ma na imię Roxana- odezwał się agent Coulson
- Witam witam. Agent Coulson, długo mnie szukaliście
- To prawda, przetrząsneliśmy cały Meksyk
- Nie no nie wierze. Sokół dał się nabrać hahah. Jesteście śmieszni
Clint- Roxana poddaj się
- Chyba śnisz, za długo uciekałam żeby dać się złapać
Natasha- Dlaczego uciekałaś ?
- Czarna Wdowa. To wszystko przez waszego szefa
Coulson- To nie jego wina
- Ależ tak, ten pieprzony tajny agent zepsuł mi życie. Gdyby nie on byłabym normalną nastolatką z normalną matką a nie martwą- wykrzyczałam w strone agenta. Chciałam płakać ale nie chciałam okazać się bezsilna.
- To co zaczynamy ?- pytanie skierowałam w strone avengersów po czym na moją twarz wpłynął fałszywy uśmiech

Nie musiałam długo czekać. Wszyscy ruszyli w moim kierunku. Ale najbardziej ciężko było pokonać Wdowe. Ona tak samo była ćwiczona od dzieciństwa. Nawet Stark był dla mnie łatwym zadaniem.

- Coś wolno wam idzie - walczyliśmy tak przez no niewiem 20 minut.
- To nie ma sensu, będziemy tak walczyć do upadłego ?
Clint- Jeśli będzie trzeba- wiedziałam że Sokół jest zły bo pierwszy raz chybił
- Spokojnie nie denerwuj się, każdemu czasami się zdarza chybić- uśmiechnełam się ironicznie
- Przykro mi ale mam już dosyć tych zabaw- chwiciłam za coś przyczepionego do podłogi i wyskoczyłam z okna. Zanim wyskoczyłam machnełam ręką na pożegnanie i na odchodne się uśmiechnełam. Wyskoczyłam pięc pięter niżej. Szłam już spokojna że nikt mnie nie złapie. Jednak się myliłam.
Clint- Zatrzymaj się
- Witaj Clint, nie miło cię widzieć
- I vice cersa, a teraz dobranoc
- Co ?- zdążyłam jedynie powiedzieć słowo i poczułam ból głowy. Nic dalej nie pamiętałam bo zemdlałam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top