30. Nowy początek
Harry wrócił po południu następnego dnia, a już od samego rana Severus nie umiał sobie znaleźć miejsca, czekając na niego. Wspólnie z panią Figg przygotował jakieś smakołyki, które miał podać na kolację. Pościerał niewidzialne kurze w jego pokoju i wygładził niewidoczne załamania na pościeli i narzucie, przykrywającej łóżko. Nie był pewien, gdzie Potter zechce spać po powrocie. Może wyniesie się na dół. Tak, jak zrobił to Riddle...
- Musisz przestać ich porównywać! - przywołał słowa Sybilli. - Harry nie jest Thomasem, nawet jeżeli pewne jego zachowania czy słowa przypominają ci o byłym partnerze.
******************
Harry zadzwonił do niego na krótko przed pojawieniem się w domu i poprosił, by nie wychodzić mu na spotkanie.
- Po prostu zaczekaj na mnie w holu, dobrze?
Zdziwiło go to trochę, ale czekał, oglądając światła parkującego samochodu, odbite w fazowanych szybkach, które dekorowały wejście. Potem usłyszał dźwięk ręcznego hamulca, odgłos otwieranych i zatrzaskiwanych drzwi auta. Buty chrzęszczące na żwirze.
Klamka drgnęła i opadła w dół. Wraz z nią jego serce upadło do stóp tego, który właśnie wchodził. Jego długi płaszcz wciągnął za sobą do ciepłego holu surowe, mroźne powietrze zza drzwi. Ciepło i zimno starły się ze sobą. Dwa ludzkie ciała zatonęły w swoich ramionach.
Severus miał wrażenie, że obejmuje Harry'ego pierwszy raz w życiu. Ulga z zobaczenia go całego i zdrowego była niemal bolesna.
- Wejdź do środka, Harry - zachęcił. - Pani Figg zrobiła przepyszną kolację. Mam nadzieję, że jesteś głodny?
- Tak. Zdecydowanie. Jestem głodny, Severusie. - Usłyszał ciche słowa.
Chłopak wpatrywał się w niego tak intensywnie, że profesor aż zmieszał się pod tym spojrzeniem. Nie wiedział, co oznaczało. Jeszcze pół roku temu odczytałby je jako pożądliwe, ale teraz, po tych wszystkich wydarzeniach i po zachowaniu Harry'ego z ostatnich tygodni - nie umiał go rozgryźć.
- Więc chodź już! Zdejmij ten płaszcz i buty. Nie stój, jak kołek w płocie!
O nie! Znowu to zrobił! Lekko zbluzgał Pottera, dając wyraz zniecierpliwieniu, jakie już zaczynało go ogarniać.
Przeklęta terapeutka! Jej nauki zadźwięczały mu w głowie, każąc powściągnąć irytację i być wobec partnera możliwie kulturalnym.
- Przepraszam - powiedział cicho. - Nie chciałem na ciebie burczeć.
- Nie gniewam się - odpowiedział Harry, zasysając równocześnie dolną wargę.
Snape wpatrzył się w nią zachłannie.
- Dlaczego tak stoisz? - zapytał cicho. - Nie jest ci za gorąco? Może już zdejmiesz ten płaszcz?
- A możesz mi pomóc? - usłyszał w odpowiedzi.
- Mam cię rozebrać z płaszcza? - zdziwił się Severus.
Jak jakieś dziecko? - to drugie zdanie na szczęście dodał tylko w myślach. Sybilla mogłaby być z niego dumna!
Najpierw odwinął szalik. Harry odginał głowę, gdy profesor zdejmował z niego miękką wełnę. Odsłonięta szyja zaatakowała Snape'a swoim ciepłem i słodkim zapachem perfum, wtartych za uszami. Tak dawno ich nie czuł z tak bliska! Tych perfum i tej skóry... Pragnął wtulić w nią twarz i na nowo zapoznać się z zapachem Pottera. Powstrzymał się jednak. Harry jak na razie nie zachęcał go do tego typu działań, chyba że słowa o głodzie były jakąś zawoalowaną erotyczną sugestią, ale wolał nic nie robić i nie narażać się na odrzucenie już w progu, i w sam dzień jego powrotu.
Odruchowo odwiesił szalik na ozdobny hak w kąciku na ubrania. Nie trafił. Bordowa wełna w ciemozłoty rzucik upadła na podłogę.
Wziął się za rozpinanie guzików. Palce zaczęły mu drżeć, gdy przypomniał sobie scenę z erotycznego snu, pierwszego z serii podobnych fantazji o Harrym. Ze snu, w którym rozpinał chłopakowi płaszcz, by odkryć, że ten pod spodem jest nagi. W głowie mu się zakręciło na nagłą myśl, czy możliwe, żeby... Nie, na pewno nie! Prawdziwy Harry chyba by tak nie zrobił. Nie odważyłby się...
Harry oddychał coraz głębiej, ale i coraz szybciej. Z każdym kolejnym odpiętym guzikiem rosło w nim podniecenie.
Sam nie wiedział, skąd przyszedł mu do głowy ten pomysł, rodem z pornograficznych filmów, jakie czasem oglądali z Ginny. Co prawda, w tamtych filmach coś takiego robiły kobiety i nie miał pojęcia, czy faceci odważają się na podobne akcje, ale postanowił zaryzykować. Dobrze, że zabrał ze sobą długi zimowy płaszcz, bo w kurtce to, co zaplanował, nie byłoby możliwe.
W toalecie na stacji benzynowej na rogatkach Hogsmeade rozebrał się do naga i tylko szyję owinął szalikiem. Zdjęte ubrania spakował do przyniesionej ze sobą torby. Wychodząc na zewnątrz miał nadzieję, że płaszcz jest na tyle długi, a cholewki butów wystarczająco wysokie, by nikt nie zauważył jego ciała. W samochodzie odetchnął z ulgą. Poperfumował się za uszami i na nadgarstkach. Do kieszeni schował tubkę nawilżacza, którą kupił w jakiejś aptece. Niemal nie musiał podkręcać ogrzewania, tak grzała go erotyczna ekscytacja. Jego penis twardniał sam z siebie, gdy przesuwała się po nim atłasowa podszewka płaszcza. Od tego dotyku ściągały się sutki, a gęsia skórka pokrywała przedramiona.
Tak działał dotyk materiału - jego śliskość i gładkość. Ale jeszcze mocniej działała wyobraźnia, podsuwająca mu możliwe zakończenia wieczoru. Snape się chyba ucieszy, gdy go takim zobaczy...
Miał taką nadzieję - że partner nie tylko się ucieszy, ale też i podnieci, i będzie się z nim kochał. W ostatnich dniach ochota na seks coraz bardziej w nim narastała. A gdy uświadomił sobie, ile czasu minęło od ich ostatniego stosunku - wyposzczone ciało zaczynało wręcz boleć!
Dlatego teraz stał w holu w domu Severusa, który ten kazał nazywać mu także jego domem, ich domem - i głośno oddychał. Z każdym kolejno odpiętym guzikiem serce biło mu coraz mocniej. Gdy kochanek dotarł do ostatniego i rozchylił poły płaszcza, obaj zadygotali.
Harry widział, jak czarne tęczówki Severusa robią się coraz ciemniejsze. Słyszał jego zduszony oddech i zaskoczone westchnienie, które wypłynęło mu spomiędzy warg po tym, jak zobaczył przed sobą nagie ciało.
Dłonie, które ułożyły się w talii Harry'ego, zaczęły go palić jeszcze zanim palce rozpoczęły prawdziwy taniec muśnięć na skórze. Usta, które dotknęły jego ust, otworzyły go na przyjęcie cudzego języka, śliny i oddechu.
Jeszcze nigdy nie całowali się tak zachłannie, nie ściskali tak mocno, ani tak nie jęczeli. Severus wcisnął Harry'ego w ścianę, przylgnął do niego całym ciałem. Fakt, że Harry był nagi, a on zaś ubrany, dodatkowo podniecał ich obu.
Snape schował twarz w zagłębieniu szyi Harry'ego. Jak zwierzę wącha swojego pana, tak on wciągnął do płuc zapach młodszego mężczyzny. Nic się nie zmienił. Ten zapach. Był nawet bardziej upajający niż kiedykolwiek. Może z powodu czasowego rozstania odczuwał go tak mocno.
Przechyloną głowę oparł na ramieniu Pottera, a ustami i językiem pieścił jego szyję. Harry ujął jego lewą dłoń i położył sobie na piersi. Spragnione palce odnalazły stwardniały sutek i zaczęły go ściskać, i trącać samą opuszką. Po chwili zsunęły się niżej po żebrach, na biodro. Dłoń przejechała po prawym udzie. W górę i w dół ze dwa razy. Sięgnęła pomiędzy nogi. Z obu par ich ust wypłynął niemal bolesny jęk. Harry objął Snape'a za szyję i zgasił ten ból pocałunkiem.
Severus ścisnął jego wyprężony członek. Poruszył dłonią w dół aż poczuł, jak pod jego palcami zsuwa się napletek. Gdy wykonał podobny ruch w górę, we wgłębieniu w śródręczu jego lewej dłoni umościła się gorąca i już wilgotna główka penisa. Pocierał ją całym środkiem dłoni, którą rozprostował na tyle, na ile pozwalało mu miejsce. Wtulał się przecież w Harry'ego. Udami obejmował jego lewą nogę, Szybkimi i mocnymi uderzeniami bioder maltretował własnego penisa gdzieś w pachwinie tamtego. Jeśli nie przestaną, dojdzie w spodnie, jak dzieciak! I stać się to może zaraz, bo Harry ujął jego biodra w swoje dłonie i mocno je dociskał, zwiększając siłę tarcia.
Niemal na siłę wyrwał się z rąk Pottera. Mimo nagłego braku stymulacji, jego penis pulsował jak oszalały. Osunął się wzdłuż ciała Harry'ego na podłogę, wprost do jego stóp. Dłoń pieszcząca członek skierowała go teraz do ust. Czy to możliwe, żeby czyjś fiut smakował tak dobrze? Podniecało go to, co robił. Obciągał Harry'emu nie tylko dlatego, by dać jemu rozkosz, ale również dlatego, że sam odczuwał tak wielką przyjemność! Zaciskał dłonie na pośladkach chłopaka, a co parę sekund muskał opuszkami pachwiny. Owijał zęby wargami, żeby nie zrobić mu krzywdy.
Harry złapał go mocno za głowę, zatopił palce we włosach i kierował jego ruchami. Był już na skraju, bo brzuch przeszywały mu regularne skurcze, a nogi mocno mu drżały. Usta dyszały, a gardło jęczało. Wpychał swoje ciało głęboko między wargi Snape'a. Severus czuł go na podniebieniu, to znowu gdzieś w gardle. Ssał go i oblizywał, pomagał sobie dłonią. Jego własny penis szarpał się w spodniach w takt pchnięć Harry'ego.
W uszach słyszał, oprócz ich zduszonych oddechów i coraz głośniejszego jęku kochanka, dudnienie swojej krwi. I nagle Harry wręcz wcisnął jego twarz w swoje ciało, gdy orgazm wraz z wytryskiem przeszył go, jak porażenie prądem. Drżał i niemal coś krzyczał. Niezrozumiałe słowa, niekontrolowane dźwięki. Jego sperma ciepłą falą zalewała wnętrze ust i gardło kochanka. Severus już prawie zapomniał, jaki miała smak. Niemal znowu się zdziwił, że wcale nie była kwaśna, już raczej słodko-słona. Przełknął ją, wywołując kolejny dreszcz w ciele Harry'ego.
Chłopak pociągnął go w górę, do swoich ust. Wylizał resztki własnego nasienia spomiędzy jego warg. Robiąc to, rozpinał mu pasek i rozsuwał spodnie. Gdy członek partnera został uwolniony, Harry sięgnął dłonią do kieszeni płaszcza, wyjął z niej coś, co wcisnął Snape'owi do ręki, po czym w jednej chwili zrzucił płaszcz, a w drugiej obrócił się twarzą do ściany i przyciągnął Snape'a na siebie.
Severus gorączkowo zdzierał z siebie ubranie, całując i przygryzając skórę kochanka na ramionach i łopatkach, opierając czoło o jego kręgosłup w chwili, w której odkręcał tubkę lubrykantu, jaką Harry chwilę wcześniej włożył mu do ręki.
Zaplanował to, skubaniec! - westchnął w duchu Snape. Ledwo udało mu się wycisnąć chłodną maź na palce. Szybko rozsmarował ją na penisie, a resztkę wepchnął między wypięte pośladki Harry'ego. To, co robił, nie było delikatne. Nie dziś. Ale chłopakowi widocznie to nie przeszkadzało. Gdy po kilku zaledwie przeciągnięciach palcami wewnątrz jego tyłka, Severus wbił się w niego, ten zajęczał tylko i silniej naparł ciałem na kochanka. "Mocniej", "jeszcze" - powtarzał, nakręcając partnera coraz bardziej.
Snape nie mógł wiedzieć, jak to odczuwa Harry, ale on sam miał wrażenie, że jest równocześnie potężnie pijany, a mimo to do bólu nadświadomy oraz nadwrażliwy. Każde drgnienie Potterowego i własnego ciała posyłało przez niego niemal elektryczne wstrząsy. Było mu tak dobrze... znowu czuł ciało Harry'ego! Mimo że to on był stroną aktywną, to on pieprzył kochanka, czuł go nie tylko na zewnątrz penisa, ale i w sobie. W sercu i w głowie, i wszędzie!
Każdy ruch wewnątrz ciała Harry'ego i na powierzchni jego skóry wyrywał z gardła Snap'a dźwięki, które mogły świadczyć zarówno o nieziemskiej rozkoszy, jak i o piekielnym bólu. I rzeczywiście, czuł to wszystko na raz! Przyjemność tak potężną, że roztapiała jego mięśnie i kości. I cierpienie z powodu niemożliwości wbicia się jeszcze mocniej i głębiej. Chciałby stopić się z Harrym w jedną całość, zetrzeć wszelkie granice. Dlatego niemal atakował go całym sobą, z każdą chwilą mocniej. Młody nie pozostawał mu dłużny. Co prawda, niewiele mógł zrobić w tej akurat pozycji, ale napierał na Snape'a pośladkami i zaciskał mięśnie wokół jego penisa. Prawą dłonią sięgnął za siebie i, wbijając ją w Severusowe biodro, starał się zmusić tamtego do jeszcze mocniejszych, głębszych albo szybszych ruchów.
Chyba nigdy dotąd nie uprawiali tak ostrego seksu! Harry trzymał się rękami ściany, jakby ta wytapetowana powierzchnia miała mu w czymś pomóc. Severus lewą dłonią wczepiał się w jego bark, a prawą ściskał za biodro. Twarz miał wtuloną w jego plecy. Zlizywał jego pot spomiędzy łopatek i ocierał własne czoło o jego rozpaloną skórę. Na chwilę przed wytryskiem opasał ramieniem jego brzuch i klatkę piersiową, a gdy zaczął szczytować, chwycił jego penisa i pieścił, dopóki Harry również nie doszedł.
Nie kontrolował już siebie. Dłoń na ciele chłopaka przesuwała się automatycznie. W podobny sposób poruszały się jego pośladki, wbijające go w kochanka. Z ust wychodził mu krzyk, na przemian z głośnymi jękami. Zęby same zaciskały się na lśniącej od potu skórze Harry'ego.
Dobrze, że ciało w takich momentach działało samodzielnie, bo w jego głowie nie było żadnej myśli. Kiedy się ocknął z tego dziwnego stanu niemalże utraty świadomości, zorientował się, że z całej siły wgniata głowę w kark Harry'ego, prawą dłoń zaciska na jego członku, a lewą rękę ma owiniętą wokół jego talii i trzyma się go kurczowo, żeby nie upaść. Odkrył, że ten upadek poważnie mu grozi, bo drży na czubkach palców, kołysząc biodrami na pośladkach Harry'ego i też stoi w rozkroku, jak tamten, próbując objąć udami jego uda.
Serce waliło mu jak oszalałe, w rytmie podobnym do rytmu serca Harry'ego. Czuł te uderzenia w jego brzuchu, wprost pod swoją dłonią. Czuł jego urywany oddech, głębokie westchnienia, tak podobne do własnych. Obaj próbowali dostarczyć nimi swoim ciałom tak potrzebnego tlenu.
Wysunął się z Harry'ego, a wówczas jego sperma spłynęła po nogach chłopaka. Ten widok znów go podniecił, ale był zanadto zmęczony, by zrobić coś więcej, poza przyciągnięciem ust tamtego do pocałunku. Po chwili obaj opadli na podłogę. Harry przysiadł na kolanach, twarzą do ściany. Gdy trochę się uspokoił i zorientował, że podeszwy zimowych butów wbijają się mu w pośladki, zaśmiał się sam do siebie i przesunął ciało w bok. Wylądował w plamie nasienia, które zmoczyło mu tyłek. Roześmiał się znowu, niemal zażenowany i zakrył dłonią oczy.
- Co się stało? - zapytał Severus.
- Chyba potrzebujemy mopa - odparł Harry, wskazując na mokre dowody ich stosunku.
Severus podążył za jego wzrokiem, a odkrywszy, o czym chłopak mówi, wybuchnął śmiechem.
- Mopa i prysznica - dodał radośnie. - Chodź! - nakazał, podnosząc się z podłogi i podając partnerowi dłoń. - Zdejmij tylko te buty.
Przyglądał się, jak Harry na siedząco rozwiązuje sznurowadła i ściąga skórzane trzewiki, wyściełane miękkim futerkiem. Zwiotczały już członek zwisał między jego udami, gdy manewrował raz jedną, raz drugą nogą. Głęboka blizna na lewej nodze lśniła czerwienią. Snape dotknął jej ostrożnie opuszkami palców. Obydwaj lekko westchnęli. Na szczęście gwałtowne ruchy ich ciał nie otworzyły rany. Na szczęście zasklepiła się już na dobre. Snape przesunął wzrok na krocze chłopaka.
- Nie patrz tak zachłannie - zaśmiał się Harry - bo na razie nie mam sił na nic! Poza prysznicem.
Poszli do łazienki przy pokoju Harry'ego na parterze. A tam okazało się, że jednak Harry ma w sobie dość siły, a także ochoty, aby się kochać. Bo tym razem to było prawdziwe kochanie. Wolne i leniwe. Odkrywające na nowo przed nimi ich ciała. I mimo że już tak dobrze je znali, obaj mieli podobne wrażenie, jakby tak naprawdę dopiero teraz dowiedzieli się, na czym polega uprawianie miłości.
Po wszystkim leżeli w łóżku Harry'ego, rozkoszując się ciepłem pościeli oraz swoich ciał.
- Wiesz, że śniło mi się coś takiego? - zapytał Severus, gładząc ramię przytulonego mężczyzny.
- Co? - zapytał Harry. - Seks pod prysznicem czy leżenie w łóżku?
- Ty, całkiem goły pod zimowym płaszczem.
- Poważnie? - zachichotał Harry. - Masz takie zboczone sny?
- Zaraz tam zboczone! Normalnie erotyczne! - obruszył się Snape.
Harry ucałował go pod obojczykiem i wtulił się lepiej w jego bok.
- A wiesz, że mnie też się śniło coś erotycznego? Po tym, jak rozwaliłem obrazy Malfoy'a?
- Taak? - Snape mruknął w jego włosy. - Czy było to coś godnego uwagi?
- O, zdecydowanie! - odpowiedział mu Harry, leniwie przebierając palcami po jego prawym sutku.
W miarę jak opowiadał treść swojego snu, uśmiech na twarzy Severusa się powiększał.
- Zrobię ci tak. Bądź tego pewien! - zamruczał, przyciągając chłopaka po swoim torsie, by móc sięgnąć ustami do jego ust.
I rzeczywiście tak zrobił, i to niejeden raz.
********************
Stary dom, ukryty za wysokim murem, pulsował rozświetlonymi oknami parteru. Mimo zamkniętych drzwi, przez mikroskopijne, niewidoczne ludzkim okiem szpary między cegłami i nierówności tynku, jak przez pory w ludzkiej skórze, przesączał się na zewnątrz zapach pieczonego indyka i ryb, duszonych w specjalnej brytfance. Wraz z nimi wypływał i tężał na mrozie zapach lukrowanych pierników i nabitego bakaliami sernika. Glazura czekoladowej polewy ciast zdawała się rozpływać na śniegu.
Wewnątrz domu natężenie tych wszystkich kuszących zapachów było jeszcze większe. Niektóre płynęły z kuchni, ale zdecydowana większość unosiła się z jadalni, gdzie przy suto zastawionym stole siedziało rozbawione towarzystwo. Kogo tu nie było! Sam rektor Hogwartu razem z dziekanami wszystkich wydziałów! Albus promieniał bardziej niż światełka na ogromnej choince, bo właśnie dziś odważył się publicznie zaprezentować swojego partnera, niejakiego Gellerta.
Dziekani jak jeden mąż byli heterykami i towarzyszyły im żony. Starsze i młodsze, brzydsze i ładniejsze. Lecz wszystkie piękne w ten świąteczny wieczór. Otulone światłem kryształowego żyrandola i lampek migoczących na choince. W tym wiekowo dość zramolałym gronie ożywczy akcent stanowił jeden młody policjant i kilku prawie równolatków Harry'ego z "Przeglądu Kulturoznawczego". Niektórzy przyszli z osobami towarzyszącymi, inni sami.
Ron Weasley zadawał szyku galowym policyjnym mundurem, na którym dumnie połyskiwały trzy gwiazdki komisarza zamiast dwóch podkomisarskich. U jego boku zgrabnie prezentowała się radczyni prawna Hogwartu, Hermiona Granger. Witając ją w drzwiach, Severus spojrzał złowrogo, na co zmieszała się lekko i wymamrotała "przepraszam". Nie miał zamiaru wybaczyć jej złośliwości, jakie niegdyś opowiadała na temat Harry'ego, ale dziś mógł jej odpuścić! Ucałował jej dłoń i połechtał komplementem na temat stroju. Resztę załatwiła obecność Rona, który zdecydowanie łagodził jej inkwizytorskie zapędy.
Sam jak palec przyszedł za to Alastor Moody, awansowany po aresztowaniu Igora Karkarowa na szefa komendy w Hogsmeade. Na wszelki wypadek zachowywał słynną "stałą czujność" i lustrował zebranych zezowatymi oczami, jakby poszukiwał po kieszeniach mężczyzn czy w dekoltach pań ukrytej tam broni. Ale pozwolił sobie również delektować się pysznymi potrawami i lekkim small talkiem oraz wesołymi żartami, jakie krążyły wokół stołu.
Siedzący przy nim ludzie sprawiali wrażenie zrelaksowanych i całkowicie szczęśliwych. Przez ten krótki moment, tu spędzony, zdawali się nie pamiętać o codziennych problemach ani o obowiązkach. Gospodarze wieczoru, dwaj hogwarccy kulturoznawcy, Harry Potter i Severus Snape, wymieniali ponad głowami gości uradowane spojrzenia, ciesząc się radością ludzi, którzy ich odwiedzili.
To Severus zaproponował najpierw Harry'emu, a później Albusowi, zorganizowanie u nich przyjęcia wigilijnego. Rektor pomysłowi przyklasnął, a Harry zgodził się ochoczo. I Severus wcale nie musiał go namawiać ani przekonywać. A robił to gorąco i namiętnie przez kilka nocy, przypominając dla pewności o świcie, tylko na wszelki wypadek. Żeby młodemu przypadkiem się nie odwidziało. Osiągnął tym efekt nie do końca taki, jakiego się spodziewał. Harry'emu najwidoczniej to przekonywanie na tyle przypadło do gustu, że zaczął udawać, iż wątpi i się waha, i Snape musiał urabiać go na nowo, i ciągle na nowo.
Najgorszą szopkę, tak, prawdziwą bożonarodzeniową szopkę! Potter odstawił tego ranka, oświadczając, iż nie podejmie z nim gości, bo się po prostu wstydzi, a już na pewno dla nich nie zagra.
Severus stracił pół dnia, zastosował najpoważniejsze erotyczne chwyty i zszargał wszystkie nerwy, zanim gówniarz (wybacz, Sybillo!) nie oświadczył z przebiegłym uśmieszkiem, że wcale nie miał na myśli tego, co mówił i, owszem, z przyjemnością zagra, o ile uda mu się usiąść przed fortepianem, czego wcale nie jest pewien po tym, jak ktoś nadwyrężył jego tyłek. W tym momencie Severus miał ochotę udusić bachora albo go przykładnie przelecieć za tak jawną bezczelność! Ponieważ jednak nie miał już siły ani na jedno, ani na drugie, uśmiechnął się tylko do niego i pogroził mu samym spojrzeniem.
Teraz posyłał mu pomiędzy twarzami gości spojrzenia zupełnie inne. Szczęśliwe, zadowolone i pełne miłości. W odpowiedzi otrzymywał prawdziwe miłosne wyznania mrugnięć i uśmiechów.
Obydwaj cieszyli się, że wieczór aż tak się udał. Zdumiewali się drogą, jaką przyszło im pokonać częściowo wspólnie, a częściowo w pojedynkę, zanim doprowadziła ich w końcu do tego dnia i do tego stołu.
Jeszcze miesiąc temu zmagali się z własnymi lękami i, mimo całego zaangażowania w ten związek, zdawali się od siebie odpływać. A potem Harry wyjechał, a jego powrót do Snape'a wcale nie był oczywistością.
Z dala od siebie odnaleźli się znowu. Harry wrócił ze swojego samotnego wyjazdu odmieniony. Wyglądało to tak, jakby zostawił tam, dokąd się udał, wszystkie swoje smutki, żale i problemy, i zakopał gdzieś albo zatopił traumy. Stał się też radośniejszy i patrząc na niego, Severus miał wrażenie, że patrzy na pięknie rzeźbioną lampę, w której płonie światło. Sam pławił się w tym blasku i ogrzewał ciepłem wewnętrznego płomienia, jarzącego się teraz w środku jego domu. Dzięki niemu żaden trzaskający mróz nie był w stanie przedostać się przez dwuwiekowe mury. Podobnie jak smutek ani zwątpienie, złość, żal ani zgryzota nie miały już dostępu do Snape'owego serca.
Choć czasami obydwaj jakby jeszcze nie dowierzali, że zdarzyło się im coś na podobieństwo cudu i to powtórnego! Te długie tygodnie ataków i desperacka próba Riddle'a, by w końcu Harry'ego zabić oraz ich późniejsza nieumiejętność poradzenia sobie z własnymi emocjami - to niemal podkopało ich związek.
Ale w momencie, w którym uświadomili sobie, że powrót do relacji takiej, jaką mieli w przeszłości, niestety, nie jest możliwy; w chwili, w której rozpacz za tamtym dawnym uczuciem rozdzierała im serca, w tej chwili zrodziło się coś nowego. Coś zupełnie innego i kto wie, czy nie lepszego od tego, co było wcześniej. Na nowo się odnaleźli, a potem na nowo poznali. I znów zachwycili się sobą - jeszcze mocniej niż przedtem.
Teraz odczuwali szczęście niemal w czystej postaci. Przy świątecznym stole mieli komplet gości. Pani Figg, która co trochę odrywała się od rozmowy z żoną któregoś z dziekanów i biegła do kuchni dopilnować stopnia wysmażenia kolejnych frykasów, przeszła dziś samą siebie. Potrawy pieściły podniebienia i rozpływały się w ustach. Pite w takt kolejnych dań wino nie było specjalnie mocne, ale tak przesiąkło świąteczną atmosferą, że wprost upajało. Słowa krążyły pomiędzy talerzami, a wybuchy śmiechu rozbijały się w szkle. Gdy po dwóch godzinach biesiady zaczęto wstawać od stołu, całe towarzystwo przeniosło się do salonu, gdzie kontynuowano rozmowy i podjadanie świątecznych smakołyków.
Harry zagrał na fortepianie, spełniając życzenie Snape'a i wzbudzając powszechny zachwyt swoim kunsztem.
- Stary! - Ron Weasley lekko klepnął Pottera w ramię, podchodząc do instrumentu. - W życiu bym nie pomyślał, że potrafisz robić coś takiego! To jest... zajebiste!
W ślad za Ronem spłynęli inni goście, domagając się kolejnych utworów. W pewnym momencie pianista zaczął grać kolędy, mieszając je ze świątecznymi szlagierami. Ktoś zaczął niegłośno śpiewać, potem dołączały kolejne osoby. Jedni śpiewali mniej udolnie, drudzy trochę lepiej, lecz razem tworzyło to zgrabną całość.
I była w tym jakaś magia. W tych wyśpiewywanych słowach i w uśmiechniętych twarzach. W tym cieple, które złotą poświatą ognia płonącego w kominku i migoczących choinkowych lampek osiadało ludziom na włosach i w załamaniach sukni, na klapach marynarek, i na rozgrzanych policzkach.
- I co, przyjacielu? Nie miałem racji mówiąc rok temu, że powinieneś wziąć go do siebie? - zaśmiał się Dumbledore, obejmując barki Snape'a ramieniem. - Nie mówiłem, że obaj będziecie z tego mieć dom?
- Takiego końca przecież nie mogłeś przewidzieć! - odpowiedział mu Snape, łapiąc roziskrzone spojrzenie Harry'ego, przesłane znad klawiatury.
- Koniec? Jaki koniec, Severusie?! - roześmiał się rektor. - Dla was to jest dopiero początek!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top