28. Zawirowania
Media: Dawid Kwiatkowski
"Za rękę"
Jakoś na początku listopada wszystko szczęśliwie się skończyło. Zasłużeni odebrali nagrody. Ofiary pożegnano minutą ciszy podczas pięknego humanistycznego nabożeństwa. Jedynej ofierze, która przeżyła - i to ponownie! - atak tego szaleńca, publicznie pogratulowano. Winni zostali osądzeni i zamknięci tam, gdzie trzeba.
Bellatrix Lestrange trafiła do szpitala psychiatrycznego. Co prawda truła Pottera, ale jej czyn nie miał związku ani z próbą złożenia krwawej ofiary z chłopaka w noc jesiennego przesilenia, ani z innymi zbrodniami, jakich dokonano w "krypcie siedemdziesięciu". Poza tym, leczyła się psychiatrycznie, a to złagodziło jej wyrok.
Znany hogsmeadzki prawnik, Lucjusz Malfoy, został oczyszczony z zarzutów po brawurowej obronie, jaką przeprowadził jego własny syn, Dracon. Malfoy senior dostał zakaz wykonywania zawodu, a jego kancelarię przejął młody Smok*, który tchnął w nią nowe życie.
Od kary wykpił się również Potterowy stalker, czyli William Weasley, który zaszył się w takiej dziurze, że żaden pies jeszcze go nie wytropił. Do czasu jednak - jak mawiał Alastor Moody. Do czasu.
Neville Longbottom, bo tak brzmiało imię i nazwisko współpracującego z Riddle'em niejakiego Ogrodnika, został skazany za produkcję i handel narkotykami oraz uprawę nielegalnych psychotropowych roślin.
Z Severusa Snape'a zdjęto ciężar podejrzeń o bierny współudział w zbrodniach Thomasa Riddle'a. Wiele godzin profesor kulturoznawstwa spędził jednak na sądowej sali, odpowiadając na wciąż te same pytania i tłumacząc się ze swojej głupoty i naiwności.
Inny z hogwarckich kulturoznawców, młody doktor Harry Potter, cudem ocalały z rąk psychopatycznego mordercy, udzielał odpowiedzi zdalnie. Lekarze, dbający o niego w świętym Mungu, nie wyrazili zgody na udział Harry'ego w konfrontacji z Riddle'em na sali rozpraw, za co Snape serdecznie im dziękował.
Sam stanął naprzeciwko dawnego partnera i składał obciążające go zeznania. Riddle przyznał się do wszystkiego. Z prawdziwą dumą i pogardą dla audytorium opisywał kolejne swoje zbrodnie.
Przy okazji pociągnął za sobą wielebnego Slughorna, który najgorzej ze wszystkich zareagował na odczytany mu wyrok. Hierarchia kościelna wyrzekła się go, w myśl ewangelicznej zasady nakazującej odciąć kończynę, która jest powodem grzechu**. Tak więc odcięto Slughorna od świata konsekrowanego, zostawiając na pastwę świeckiego wymiaru sprawiedliwości. Za gwałty na nieletnich dostał dwadzieścia pięć lat.
Riddle zaś... na niego po prostu nie było kary! Bo zasądzone potrójne dożywocie było tylko fikcją prawniczego języka. Wszystkie dni, ile mu ich jeszcze zostało, miał spędzić w pojedynczej celi w Azkabanie - nowoczesnym więzieniu typu supermax***, o niebo lepszym, czy może raczej gorszym, od osławionego Alcatraz. Pracujący tam specjalnie szkoleni klawisze cieszyli się jak najgorszą sławą: ludzie niemal jak upiory, celujący w zadawaniu bólu przy pomocy specjalnego chwytu, zwanego przewrotnie "pocałunkiem". Opinia publiczna miała nadzieję, że będą tak Riddle'a "całować" codziennie, aż weźmie tam zgnije w cholerę!
Na podobne czułości mógł liczyć także dotychczasowy szef hogsmeadzkiej komendy policji. Igor Karkarow, podobnie jak Riddle, poszedł oglądać azkabańskie więzienne cele od środka. A ponieważ zasądzono mu dożywocie, istniała szansa, że pozna je bardzo dokładnie.
Po tym wszystkim zaangażowane instytucje odetchnęły z ulgą. Zrobiono to, co należało zrobić i można było spokojnie żyć dalej, w perspektywie mając wypadającą w połowie miesiąca imprezę z okazji rocznicy założenia miasta. To dlatego burmistrz tak się spieszył, żeby zakończyć aferę Riddle'a! Nie chciał, by jakiś cień plamił doroczne obchody. Wystarczy, że, jak co roku, będzie trząsł dupą z obawy o pogodę! Doprawdy, nie potrzebował żadnych innych atrakcji, a już najmniej psychopatów, spuszczających krew z ludzi!
Harry i Severus nagle poczuli się zaskoczeni medialną ciszą, jaka ich otoczyła. Paparazzi przestali koczować pod murem okalającym stary dom. Można było znów włączyć telefon stacjonarny i cieszyć się brakiem jakichkolwiek połączeń. Dziennikarze przestali nagabywać o komentarze. Nawet na ulicy przestano się za nimi oglądać. Mogli powrócić do takiego życia, jakie im odebrano już w kwietniu, kiedy pojawiły się wiadomości z pogróżkami, a Bella zaczęła Harry'ego podtruwać.
Potter miał na uczelni urlop naukowy do końca semestru zimowego. Rektor zarządził mu przerwę jeszcze w maju, w najgorętszym momencie tej afery. Wówczas po prostu dla świętego spokoju, a teraz przedłużył go, by młody doktor mógł dojść do siebie.
Na pierwszy rzut oka wydawało się, że nic mu nie jest. W szpitalu, gdzie spędził prawie cały miesiąc, odtruto go z podawanych mu lekarstw i narkotyków. Zadbano też o ranę na udzie. Nie potrafiono jednak ukoić uszkodzonej duszy.
Gdy przestał przyjmować szkodzące mu leki i nikt nie szprycował go dziwnymi mieszankami narkotyków, jego zdrowie samoczynnie zaczęło się poprawiać. Skóra, ponacinana przez Riddle'a w trakcie przerwanego obrzędu, goiła się bardzo dobrze. Po niektórych cięciach nie pozostał już ślad. Inne powinny zniknąć w przeciągu najbliższych tygodni. Za to na lewym udzie na zawsze miała pozostać blizna. Dołączyła na stałe do kolekcji z tą na czole i na lewej dłoni.
Ten, który zadał tę ranę, nie dopuścił do wdania się zakażenia i regularnie dezynfekował kaleczone ciało, chcąc jak najdłużej się nim bawić. Dlatego teraz rana goiła się tak sprawnie. Na szczęście nie miała wpływu na poruszanie się. Jedynie zmuszała do noszenia luźnych, przewiewnych spodni, które nie uciskają opatrunku. Ale cóż to była za niedogodność?! Żadna!
Pod względem fizycznym Harry był zatem w dość dobrym stanie. Gorzej było ze zdrowiem psychicznym. Prawie każdej nocy budził się zlany zimnym potem i trzęsący się ze strachu.
Na sugestie Severusa, że powinien pójść do jakiegoś specjalisty, reagował agresją, dotąd u niego niespotykaną.
- Włóczyłeś mnie kiedyś po kardiologach i po tomografiach! Wmawiałeś przeróżne choroby, a teraz znowu cię naszło?! Sam sobie idź do psychiatry! Po dwudziestu latach z potworem wypadałoby, nie uważasz?! - darł się głośno na Snape'a. A potem uciekał do własnego pokoju na parterze i zamykał drzwi na klucz.
To Severusa po prostu dobijało. Niby rozumiał wybuchy Harry'ego, ale to zamykanie się tak przypominało Riddle'a, że profesor aż skręcał się z bólu. Miał wrażenie, że wszystko się powtarza! Gniew, separacja, oskarżenia. Tylko czekać rozstania!
Już nawet zaczął upatrywać w tym jakichś czarów, w które co prawda, nie wierzył, ale... Harry zajmował dawne pokoje Thomasa i był w jego łapach przez prawie dwa tygodnie! Może tamten mu coś wmówił, jakoś... zaprogramował?
Skurwiel faszerował go jakimiś prochami, a gdy ich zabrakło, Harry przez kilkanaście dni szalał jak prawdziwy narkoman na głodzie. Lekarzom nie udało się ani z krwi, ani z moczu dokładnie oznaczyć substancji, jakie mu podano, wszystkie zatem próby odtrucia były uderzeniami w ciemno i po omacku.
Najgorsze było to, że chłopak nic nie pamiętał z tego, co się z nim wtedy działo. Riddle chciał go formalnie wybebeszyć i tego wszyscy byli pewni. Ślady noża na całym ciele i wielka rana na udzie nie pozostawiały złudzeń co do tego, jak Harry był traktowany.
Czy Riddle zrobił z nim coś jeszcze? Czy go, na przykład, zgwałcił... Severus obawiał się, że mogło dojść do takiej sytuacji. Tom nie odpuściłby sobie tej przyjemności! Tym bardziej, że posuwając Harry'ego albo zmuszając do innych rodzajów seksu, mógł dopiec Snape'owi.
Przecież agresja seksualna stanowiła wręcz coś w rodzaju wojennego oręża, a wykorzystywano ją nie tylko na polach bitew! Od wieków ludzie namiętnie gwałcili swoich wrogów, a jeśli nie można było wsadzić kutasa temu właściwemu przeciwnikowi, wsadzało się go żonom, mężom i dzieciom, i innym członkom rodziny; od biedy przyjaciołom...
Mimo iż lekarze nie byli w stanie stwierdzić, czy Harry został wykorzystany czy też nie, nie miał bowiem widocznych śladów uprawiania seksu - żadnych otarć ani zranień, żadnych śladów rozciągania odbytu - niechęć do zbliżeń ze Snapem mogła na to wskazywać. Czasami Harry szukał u Severusa czułości, ale gdy przeradzała się ona w namiętność, wycofywał się emocjonalnie, tężał w ramionach kochanka. Zdarzało się, że po prostu uciekał z łóżka, a nawet z pokoju.
Po jakimś czasie wracał i gorąco przepraszał. Za to, czego nie robił w łóżku i za to, co robił poza nim. Za swoje krzyki i oskarżenia, jakie wysuwał przeciwko kochankowi.
Te zachowania nasiliły się jeszcze w trakcie procesu Riddle'a.
Severus znosił to naprawdę coraz gorzej. Tak bardzo bał się o swojego partnera, tak bardzo cieszył, gdy udało się go odnaleźć i to żywego, a teraz... Gdy sam zmagał się z ciężarem procesu i zeznań, i też potrzebował psychicznego wsparcia, momentami musiał się powstrzymywać, by nie przylać Harry'emu w zęby, jak kiedyś Riddle'owi.
W akcie prawdziwej desperacji spotkał się w burej knajpie na Nowym Mieście z Alastorem Moodym, który w trakcie procesu Thomasa stał się kimś w rodzaju kolegi.
"Szalonooki" zlustrował go od stóp do głów i, słuchając jego wynurzeń, zajrzał mu swoim zezowatym okiem aż pod podszewkę marynarki.
- Chłopak ma stres pourazowy - głośno siorbnął cierpkiego piwa.
- Takie coś to mają przecież żołnierze z jakichś misji wojennych, ofiary gwałtów... - odparował Severus.
- A on to nie jest ofiarą? - zaciekawił się Moody.
- Jest... - Snape smutno pokiwał głową.
- Polecę was mojej lekarce - mruknął Alastor. - Kobieta wyciągnęła mnie z doła głębszego niż Rów Mariański. Gdybym trafił na nią wcześniej, może nie byłbym teraz sam... - zamyślił się. Głośno wytarł nos wierzchem dłoni. - Taka nieleczona trauma może doprowadzić do tragedii.
- Myślisz, że nie próbowałem z nim o tym rozmawiać?! - Severus popatrzył na Moody'ego z góry. - Zbluzgał mnie tylko.
- Może ja spróbuję? - zaoferował się starszy policjant. - Czasami łatwiej wysłuchać kogoś obcego.
**********************
Severus nie dowiedział się nigdy, jakich argumentów użył wtedy Moody, a jednak przyniosły one efekty i Harry zgodził się pójść do poleconej terapeutki.
Po pierwszej wizycie ocenili wspólnie, że z tymi swoimi barwnymi szalami i koralikami wygląda raczej na wróżbitkę, niż na psychoterapeutkę, specjalizującą się w zespole stresu pourazowego. Nawet imię miała jak jakaś tania wróżka z gazety! Sybilla. Tylko szklanej kuli jej brakowało! Bo z fusów spokojnie mogła wróżyć, oferując pacjentom już na samym wstępie cały repertuar herbat. W założeniu herbata miała uspokoić przychodzące tu osoby i przenieść uwagę z właściwego celu wizyty na coś zupełnie innego. Ich tylko zdenerwowała.
A jednak tutaj wracali, więc chyba też pomagała. Zarządziła każdemu z nich indywidualne sesje i raz w tygodniu wspólną. I właśnie na tej wspólnej, już na pierwszej wspólnej sesji, na koniec pierwszego tygodnia terapii, Severus usłyszał coś, co słyszał już wiele razy z ust Harry'ego w domu, ale co tutaj, w tym obcym wnętrzu, zabrzmiało zupełnie inaczej i przeraziło go, jak nigdy dotąd.
- Czasami mam do ciebie żal - powiedział Harry, patrząc smutno na Severusa. - To wszystko, co mnie spotkało, zdarzyło się trochę przez ciebie i przez twój związek z Riddle'em - tłumaczył zdumionemu partnerowi. - Gdyby nie ty, może zabiłby kogoś innego, a nie moich rodziców! Bo przecież sam przyznał, że wybrał ich dla ciebie. Gdyby nie był o ciebie zazdrosny, nie zrobiłby tego filmiku i nie zniszczył mi kariery. A wszystko przez to, że byliśmy razem.
- Byliśmy? - zapytał Snape, ledwo dysząc. - Byliśmy... To znaczy, że już nie jesteśmy?
- Chcesz odejść? - dopytał po chwili, gdyż Harry uparcie milczał, a ta cisza tylko pogłębiała wątpliwości Severusa.
Sam sobie się dziwił, dlaczego takie pytanie postawił w obecności obcej osoby, a nie w zaciszu sypialni czy salonu. Jeszcze później zdał sobie sprawę, że jego własny dom zbyt przesiąkł ich uczuciem, by podobne pytanie mogło w nim wybrzmieć. Co innego neutralna przestrzeń gabinetu psychoterapeutki! Tu nie powstrzymywała go miłość ani namiętność, wionące do niego ze ścian.
- Nie - odpowiedział mu Harry. - Chyba nie - dodał znacznie ciszej, zawstydzony własnym brakiem pewności w tej kwestii. - I nadal cię kocham, Severusie. - Ujął go za rękę i lekko ją ucałował. - Ale kiedy czuję ten żal, nie czuję dobrze miłości... I wtedy... - patrzył teraz na swoje palce, nie będąc w stanie spojrzeć partnerowi w twarz - wtedy nie chcę cię widzieć. Ta myśl jest jak jakaś trucizna...
*********************
- Chciałbym wyjechać na trochę... - zakomunikował Harry przy śniadaniu kilka dni po tamtej sesji.
- Świetnie! - Ucieszył się Snape. - Co byś powiedział na Włochy? Tam jeszcze teraz jest ciepło. Poopalamy się trochę.
- Chciałbym pojechać sam.
Sam.
To słowo zakłuło Snape'a w serce tak, że zabrakło mu tchu. Wolno wypuścił powietrze, bo coś zgniatało mu pierś.
- Rozumiem. - Pokiwał głową. - Chyba rozumiem.
Harry był już spakowany. Pojechał nawet zawczasu do jakiegoś serwisu sprawdzić auto, dość rzadko używane w tak zabytkowym mieście jak Hogsmeade.
Severus przytulił go mocno, wręcz desperacko, gdy żegnał się z nim na progu. Kiedy chwilę później pomagał mu wpakować torby do bagażnika, jego twarz była spokojna. Podobnie jak w momencie, w którym machał ręką na pożegnanie, nie wiedząc, czy przypadkiem nie żegna się z Harrym na zawsze.
Dopiero gdy wszedł do pustego domu, nogi się pod nim ugięły. Siedział w kącie holu, obejmując ramionami kolana i zaciskając szczęki do bólu. W piersi szalał mu krzyk, skowyt nieledwie zwierzęcy, lecz nie przekształcał się w głos. Z oczu nie ciekły mu łzy. Jego życie kolejny raz rozbijało się na kawałki, a on nie umiał nawet zapłakać!
Niemal słyszał dźwięk tego tłuczonego życia - jak uderzenie kruchej porcelany o kamień.
*********************
Późnym popołudniem dostał od Harry'ego smsa o treści: "Jestem na miejscu".
Żadnego dodatkowego: "kocham cię", "będę tęsknić" albo: "już tęsknię"... Nic. Tylko suche: "Jestem na miejscu".
W kolejnych dniach telefon milczał, mimo że Snape uparcie wysyłał wiadomości, w których zapewniał o swoim uczuciu, ale też pisał o codziennych sprawach. Na żaden nie otrzymał odpowiedzi. Miał tylko ten jeden tekst. Tylko to: "Jestem na miejscu".
Gdzie było to miejsce, w którym Harry był, tego Severus nie wiedział, bo chłopak nie zdradził swojego tymczasowego adresu. Zabolało to Snape'a nawet bardziej, niż sama informacja o wyjeździe.
Ten ból narastał w tak zastraszającym tempie, że profesor wręcz cieszył się ze spotkań z psychoterapeutką, z którą mógł o swoim cierpieniu porozmawiać.
- Musi pan zrozumieć - tłumaczyła - że Harry jest bardzo skołowany. Dużo na niego spadło w tym roku. Rozstał się z narzeczoną, poznał pana - wyliczała na palcach. - Zmienił orientację. Już samo to może namieszać w głowie. A jeszcze przez trzy miesiące był truty. Został niesłusznie oskarżony, zmieszany z błotem na oczach całego kraju i prawie zaszlachtowany. Może wykorzystany.
- Ale lekarze mówią...
- Lekarze! - Sybilla prychnęła z pogardą. - To, że nie rzyga, nie ma zawrotów głowy, mówi normalnie, nie mdleje i nie umiera z powodu zatrzymania akcji serca - nie znaczy, że jest już całkiem zdrowy! Podobnie jak to, że nie miał fizycznych śladów wykorzystania nie znaczy, że nic mu się nie stało!
- Chce pani powiedzieć...
- Nic nie chcę mówić. Nie wiemy, czy coś się stało. Czy został wykorzystany albo do czegoś zmuszony. Wygląd sugeruje, że nie, przeciwnie do jego zachowania. Bo przecież uciekał i nie pozwalał się dotknąć?
Severus skinął głową w odpowiedzi na to pytanie, potwierdzając przypuszczenia terapeutki.
- Nigdy nie miałam do czynienia z takim przypadkiem, w którym nawet hipnoza nie uruchomiła wspomnień! - Sybilla wydawała się przybita własną niemocą czy też niekompetencją. - Nie mam pomysłu, co jeszcze można by zrobić... Poza zapewnieniem mu poczucia bezpieczeństwa i akceptowaniem jego emocji.
- Pani chyba nie wie, o czym mówi! - Snape podniósł głos. - On mnie oskarżył o to, że przeze mnie to wszystko go spotkało! Uciekał przede mną, teraz jeszcze wyjechał, a ja mam to akceptować?! Jak mam to zrobić i po co?!
- Profesorze... - kobieta westchnęła głęboko. - Przemawia przez pana żal i poczucie krzywdy. I lęk przed porzuceniem. Ale gdyby odrzucił pan te uczucia... Przecież doskonale zdaje sobie pan sprawę z tego, jak bardzo zagubiony czuje się pański partner nie wiedząc, co się z nim działo! Proszę sobie wyobrazić, jak pan by się czuł, gdyby pan nic nie pamiętał z jakiegoś ważnego momentu czy okresu w swoim życiu!
- Kurwicy bym dostał - odpowiedział Snape szczerze.
- Dostałby pan, bo panu wolno, prawda? - zakpiła z niego. - Ale chłopak nie ma prawa się denerwować?!
- Ma. Oczywiście, że ma. Tylko że mnie już szlag trafia! Chciałbym, żeby było jak dawniej i żeby on był szczęśliwy.
- O nie, nie, profesorze! - Sybilla zacmokała z dezaprobatą. - "Żeby było jak dawniej" i "żeby był szczęśliwy" to nie są te same rzeczy. One się wręcz wykluczają!
- Pani doktor, co pani insynuuje?
- Po takich wydarzeniach, w jakich obaj braliście udział, już nic nie będzie "jak dawniej". - Pokazała cudzysłów palcami. - To niemożliwe. Możliwe jest natomiast bycie szczęśliwym, ale na zupełnie innych zasadach i w inny sposób, niż przedtem. To nowe szczęście może być lepsze lub gorsze, ale to nigdy nie będzie to samo, co przedtem.
Przełożyła jakieś papiery na biurku i zajrzała do filiżanki, jakby na jej pustym dnie szukała inspiracji do dalszych rozważań.
- Pan, profesorze, pewnie chciałby powrotu do tego, co było? - zadała retoryczne pytanie, na które sama sobie zaraz udzieliła odpowiedzi. - Chciałby pan powrotu do przeszłości, bo wtedy było panu dobrze. Bo wypracował sobie pan styl działania, który dawał satysfakcję. Teraz pan stoi przed niewiadomą i zakłada, że to nowe, co może pan czuć i czego doświadczać, będzie mniej ekscytujące. Że zadowolenie będzie mniejsze. To dlatego chciałbyś, profesorze, reaktywować przeszłość. Ale to niemożliwe.
- Pani doktor - powiedział Snape zimno - może i nosisz imię antycznej wieszczki, może i fusów masz tu pod dostatkiem w tych swoich herbatkach, żeby coś wróżyć, ale oszczędź mi takich przepowiedni i zaglądania mi do głowy! Nie wiesz, co myślę, ani co czuję! - krzyknął.
- Więc mi to powiedz! - zachęciła. - Opowiedz, co myślisz, zastanów się, co czujesz. Po to tutaj przychodzisz, prawda? Po to, by myśleć i mówić?
- Nie! - krzyknął zezłoszczony i zerwał się z krzesła.
- Nieee? - zdziwiła się. - Więc po co?
- Myślałem, że nam pomożesz! Że pomożesz Harry'emu, że on się uspokoi i wszystko...
- Będzie jak dawniej? - dokończyła za niego.
Przytaknął, kiwając głową.
- Profesorze, mówiłam, że nie wrócisz do tego, co było! Żaden z was nie wróci. Więc nie naciskaj za bardzo - odpowiedziała.
- Ja naciskam?! Na kogo? - Severus zdumiał się i wściekł, że tak go oskarżono.
- Na niego i na siebie. Obaj naciskacie. Jeden na drugiego. Tak bardzo chcecie przejść do porządku dziennego nad tym, co was spotkało, że aż dziw, że wrzodów nie dostaliście z nerwów!
- Pani próbuje być śmieszna czy może raczej złośliwa? - wycedził Snape przez zaciśnięte zęby.
- Próbuję być szczera i mówić to, co widzę - odparła zdecydowanym tonem.
- A gdzie pani to widzi? W szklanej kuli czy w kartach? Ach, zapomniałem! - teatralnie uderzył się w czoło. - Pani specjalnością jest tasseomancja****, czyż nie?
- Moją specjalnością jest psychoterapia, czyli...
- Wiem, proszę pani, co to jest! A nawet gdybym nie wiedział, nie mam ochoty słuchać podręcznikowej definicji, którą chce mnie pani teraz uraczyć. To mogę sobie przeczytać, jeśli mi przyjdzie ochota! Zamiast marnować mój czas...
- Rzeczywiście, marnuje pan czas, profesorze! - Sybilla też krzyknęła.
Zdziwił się i zezłościł. Czy terapeuta nie powinien powściągać emocji? To chyba było nie do końca profesjonalne? To jej zdenerwowanie...
- Marnuje pan czas, profesorze - kobieta mówiła dalej. - Swój i mój. A także czas swojego partnera. Wszyscy go marnujemy na bezsensowne słowne przepychanki, zamiast skupić się na celu pańskiej wizyty tutaj.
- Czyli na czym?
- Na pomocy psychologicznej panu i pańskiemu partnerowi! Zwłaszcza jego problemy i wytworzone w ich skutek potrzeby powinny być priorytetem. On przeszedł naprawdę dużo i to niefajnych rzeczy. A zarówno pan, jak i on, oczekiwaliście i oczekujecie nadal, że się otrząśnie jak gęś po deszczu i będzie taki sam, jak przed tym wszystkim. Nie jest tak? - popatrzyła badawczo na Snape'a, a widząc błysk zrozumienia w jego czarnych oczach, kontynuowała.
- Wasze doświadczenia były straszne, a on przeżył traumę, ale właśnie dlatego nie można od tego uciekać! Obaj nie możecie uciekać! To trzeba odpowiednio przepracować. Jak żałobę. Trzeba ją przeżyć, niemal celebrować. Zasklepić rany, nauczyć się wspominać o tym w taki sposób, by to nie rozorywało serca. Wyżalić się, wypłakać...
Severus nie odpowiedział. Analizował usłyszane słowa.
- Przy traumie takiej, jak jego - Sybilla mówiła dalej - a więc stalkingu, zastraszania, publicznego ośmieszenia, zagrożenia życia, być może molestowania - jest podobnie. On musi to najzwyczajniej w świecie przetrawić i spuścić za tym wodę. Inaczej nie pójdzie dalej. Bardzo dobrze, że gdzieś wyjechał. Powiedział panu dokąd?
- Nie. - Snape zagryzł usta z żalu i ze wstydu.
- I bardzo dobrze zrobił! - Sybilla niemal się ucieszyła, usłyszawszy to słowo.
- Jak to? - zdziwił się Snape. - Ja nie wiem, gdzie on jest, a pani mówi, że to dobrze? I jeszcze się z tego cieszy? Co z pani za terapeutka?!
- Myślę, że nie najgorsza. - Uśmiechnęła się serdecznie. - To, że nie powiedział, dokąd się wybiera, to znak, że jest samodzielny i odpowiedzialny, i chce wrócić do poczucia władzy nad swoim życiem. Na początek choć w tak minimalnym stopniu. Być może to również znak zaufania do pana, jako do partnera. Nie mówi, bo wie, że pan to zrozumie. Chociaż... może być to również sygnał nieliczenia się z pańskim zdaniem i mentalnego odsuwania się. Odchodzenia.
A pan w ogóle pytał, dokąd on się wybiera?
Snape pokręcił głową przecząco.
- Ale to do niego ma pan żal o to, że sam nie wie? - terapeutka zakpiła. - Przypuszczam, że gdybyś, profesorze, zapytał, to by ci odpowiedział. A nie pytałeś, bo bałeś się, że odpowiedzi nie będzie?
- Czytasz w moich myślach, kobieto! - krzyknął Severus.
- Po prostu rozumiem pewne mechanizmy. Wiem, jak większość ludzi myśli w większości sytuacji życiowych. To nie takie trudne, bo ludzki tok rozumowania, podobnie jak zachowania, są bardzo podobne i łatwo przewidywalne.
- To proszę mi teraz przewidzieć, jeśli pani jest taka mądra, co będzie dalej?! - zażądał Snape.
- Pyta pan o to, czy on wróci i czy będziecie żyli długo i szczęśliwie?
Severus skinął głową.
- To, jak będziecie żyli, zależy tylko od was. Jeśli nie będziecie śmiertelnie chorować ani nie przydarzy się wam żaden śmiertelny wypadek, to będziecie żyć długo - zachichotała. - A jeżeli będziecie się kochać, okazywać sobie tę miłość, realizować jakieś plany... Jeżeli będziecie mieć jakieś pasje, a wasze dni i noce nie będą nudne, to przypuszczam, że również będzie to szczęśliwe życie. A czy on wróci do ciebie... Chciałbyś tego? - na moment porzuciła grzecznościowe zwroty, skracając dystans do swojego rozmówcy.
Znów twierdzące skinięcie głową.
- Chciałbyś tego ze względu na niego czy raczej na siebie?
Pytanie terapeutki jeszcze bardziej rozszerzyło i tak już szeroko otwarte oczy Severusa.
- O czym pani mówi?
- Pytam, profesorze, czy uważasz, że powrót do ciebie będzie czymś dobrym dla niego, czy to raczej ty będziesz beneficjentem tej sytuacji?
Severus ukrył twarz w dłoniach. Sybilla miała rację! Wypowiedziała głośno wszystkie jego wątpliwości...
To on korzystał najbardziej. I to pod każdym względem.
Wraz z Harrym skończyła się jego samotność. Miał z kim dzielić życie. Miał zajebisty seks.
Miał kogoś, wobec kogo mógł realizować swoje skrzętnie skrywane potrzeby bycia czułym i kochającym. Kogoś, z kim się nie nudził, z kim mógł znowu się śmiać. Kto rozumiał jego poczucie humoru i nie obrażał się na docinki, tylko zgrabnie odbijał piłeczkę. Kto go niemalże odmładzał, wyciągając na światło dzienne tego Severusa, którym był jakieś dwadzieścia lat temu, zanim ukrył się w skorupie samotności i żalu.
Miał kogoś, na kogo godzinami mógł patrzeć, zachwycając się jego urodą. Z kim mógł robić tak wiele różnych rzeczy - mądrych i głupich, poważnych i szalonych. W kim był po uszy zakochany. Kim był nienasycony.
A Harry?
Harry był taki młody! Miał szansę spotkać kogoś równie młodego, obojętnie - mężczyznę czy kobietę - i ułożyć sobie z nim albo z nią życie. Gdyby trafił na odpowiednią kobietę, miałby szansę na spłodzenie dziecka, dzieci... Na założenie rodziny. Trudno pomyśleć, by choć podświadomie nie pragnął rodzinnego ciepła, którego został brutalnie pozbawiony i którego nie zaznał pod dachem swoich opiekunów.
W czym Severus był lepszy od innych osób, z którymi mógł związać się Harry? W niczym! No właśnie. Na tym polegał problem. Nie dość, że w niczym nie był lepszy, to jeszcze był gorszy od setek ludzi, z którymi mógłby być ten młody człowiek!
Był grubo od niego starszy. Mógł szybciej zacząć zapadać na zdrowiu i stać się dla partnera ciężarem. Był złośliwy i arogancki, bezczelny i egoistyczny. Zrażał do siebie ludzi i niepodobna pomyśleć, by funkcjonował w sieci relacji, jaką zwykle tkały wokół siebie szczęśliwe pary, otaczając się rodziną czy przyjaciółmi.
Związek z psychopatą i seryjnym mordercą - bo tak wreszcie zaczęto mówić o Riddle'u, nazywając rzeczy po imieniu - skaził go na zawsze. Nigdy nie pozbędzie się tego piętna! Fizycznie niewidoczne, zwłaszcza odkąd przerobił przypominającego o Thomasie uroborosa, dodając mu oczy i imię Harry'ego, a oznaczało go lepiej niż dawna mutylacja*****, którą stosowano wobec przestępców.
Może był dobry w łóżku, ale w sumie... skąd miał to wiedzieć, skoro spał tylko z Tomem i z Harrym? Inni mogli od niego być lepsi. Harry też nie miał żadnego porównania, bo Sev był jego jedynym facetem.
Może miał pieniądze i piękny dom, ale byli bogatsi od niego i lepiej ustawieni.
Nawet zawodowo, a tym bardziej finansowo nie przywiązał chłopaka do siebie ani mu nie pomógł. Te ochłapy prywatnej asystentury i zastępcy redaktora w uczelnianej gazecie... naprawdę nie były warte większego zachodu! Płacił mu za to nie ze swojej, tylko z uczelnianej kasy.
I jeszcze do mieszkania gówniarz mu się dokładał! Dzielili się rachunkami i wszystkimi kosztami po równo. Już od tego remontu w październiku. Nawet go wtedy nie zapytał, co młody myśli na ten temat... Kazał mu tylko wybrać sobie pokój i zakomunikował, że będzie robił remont, a Harry od razu powiedział, że on zapłaci przynajmniej za siebie...
Kupił mu parę cukierków... Niemalże nad tym zapłakał. Wtedy tak się cieszył, wybierając te czekoladki. Pilnując, żeby każdy smak znalazł się najpierw w zakupowej torebce, a potem w kieszeni Pottera. Ale teraz... Teraz zrobiło mu się tak strasznie wstyd!
Cukierki mu, kurwa, kupił! Mógłby mu tyle dać, obsypać go prezentami! A dał tylko czekoladki... Co z tego, że to był podarek od serca, świadczący o tym, że zwraca uwagę na upodobania chłopaka. To było tyle, co nic!
Nawet na gwiazdkę nie zrobił mu porządnego prezentu, tylko dał mu... rękawiczki. Brązowe, skórzane, mięciutkie. Ręcznie robione. Z pięknym haftem gryfa. Zapakowane w eleganckie pudełeczko z identycznym gryfem. Nie zmienia to jednak faktu, że mimo iż zapłacił za nie, jak za woły, były to tylko rękawiczki.
Co ciekawe, tych Potter nie zgubił.
Czasem, gdy szli na jakąś wystawę albo do kina czy na obiad albo piwo czy kawę na mieście - czasem płacił też za Harry'ego. Ale innym razem to Potter go zapraszał, więc tu byli kwita.
No może tych kilka badań, jakie zarządził, bojąc się o jego zdrowie... To fundował z własnej kieszeni, nic nawet Harry'emu nie mówiąc. Nie miał zamiaru miesiącami czekać na termin bezpłatnej wizyty i ryzykować, że w tym czasie kochanek mu się przekręci. Ale to były tylko badania, nic więcej! Poza tym dzieciak nic go nie kosztował!
Potter zresztą nie sprawiał wrażenia materialisty, więc trudno byłoby Snape'owi uwierzyć, że poleciał na kasę albo wygodne życie u boku starszego partnera, choć byli tacy, którzy właśnie to sugerowali. Słyszał niejeden taki niesmaczny żart w redakcji "Przeglądu" - o tym, że Harry jest jego utrzymankiem... Ludzka złośliwość nie potrzebowała prawdy, jedynie bujnej wyobraźni i łatwo kopiowalnych kalek. A związek Harry'ego i Severusa tak łatwo było zamknąć w ramach sponsoringu.
Tyle, a może i jeszcze więcej faktów przemawiało na jego niekorzyść! Tyle za odejściem chłopaka od Snape'a!
Chyba najpoważniejszym argumentem było zagrożenie życia. Severusowa gosposia truła Harry'ego. Severusowy eks partner chciał chłopaka zabić tak, jak zabił jego rodziców.
Jak można chcieć być z kimś takim?! Przez kogo te rzeczy się działy... Po tym wszystkim?!
********************
Sybilla milczała, pozwalając profesorowi na zmaganie się z niewesołymi myślami. Dopiero gdy westchnął ciężko i boleśnie, zadała mu pytanie:
- A więc przejrzałeś na oczy?
- Na Boga! Wolałbym być ślepy! - wykrzyknął. - Ale, niestety, masz rację. To, że Harry był ze mną, to był jakiś pieprzony cud. A jeżeli będzie dalej... To będzie cud jeszcze większy! Nie mam, pani doktor, nic, co mógłbym mu zaoferować. Nic, czym mógłbym go skusić, nakłonić do pozostania!
- Masz - powiedziała miękko. - Miłość. - Znowu się uśmiechnęła. - Kochasz go i on to widzi...
- On to ma wadę wzroku - Severus próbował żartować. - Nosi, co prawda, soczewki, ale jak już je zdejmie..., no to nie wszystko dostrzega.
- A znasz, profesorze, takie słowa, że najlepiej widzi się sercem******?
*****************
- Miłość... - zaczął Snape po chwili. - Czy mam mu to przypominać? Pisać mu o tym?
- Dzwonicie do siebie? Piszecie? - zapytała terapeutka.
- On napisał tylko jednego smsa, że jest na miejscu. Ja mu piszę codziennie. Głównie jakieś pierdoły. Że rektor zaczął nosić muchę w grochy, że sadza wypadła z kominka w salonie i musiałem wezwać kominiarza do przepchania tego syfu, a Lunę do przemalowania ściany. Że zatrudniłem nową gosposię, taką starszą panią, która by się dogadała z portierem na naszym wydziale, bo też lubi koty... Takie pierdoły mu piszę. No i że go kocham i myślę o nim. Mam przestać?
- Nie. To byłoby dziwne, gdybyś to teraz zrobił. A on? Reaguje jakoś? Odpisuje? - terapeutka wyraźnie się zaciekawiła.
- Nic. Zero reakcji...
- Daj mu trochę czasu...
*Draco - (łac.) Smok.
**aluzja do fragment Ewangelii św. Marka: "Jeśli twoja ręka jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją..." (Mk 9, 43-48).
***supermax - więzienie nowego typu, w którym więźniowie przebywają w całkowitej izolacji od siebie i są poddani maksymalnej kontroli.
****tasseomancja - wróżenie z fusów.
*****mutylacja - tak zwana kara oznaczająca, polegająca na odcięciu lub wydarciu jakiejś części ciała (nosa, ucha, palców, całej dłoni, oka, języka) albo napiętnowaniu (naznaczeniu) w widocznym miejscu (np. policzki, czoło).
******aluzja do słów Lisa z "Małego Księcia".
Media: Dawid Kwiatkowski "Za rękę"
https://m.youtube.com/watch?v=2pWBUmE20Hc&pp=ygUKWmEgcsSZa8SZIA%3D%3D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top