11. Upokorzenie

Proszony obiad u Malfoyów wypadał wieczorem w pierwszą sobotę stycznia. Severus i Harry zamówili taksówkę i pozwolili się wieźć przez ośnieżone ulice aż na przedmieścia Hogsmeade. Wysiedli niemal przed samymi drzwiami wejściowymi. Harry rozejrzał się dokoła z zaciekawieniem.

Jeżeli ukryty za wysokim murem dom Severusa kojarzył mu się z powieścią dla dzieci "Tajemniczy ogród", o tyle we włościach Malfoyów było niemal jak w Narnii. Gęstwina majestatycznych drzew dokoła i pięcioramienna latarnia na podjeździe nasuwały młodemu kulturoznawcy jednoznaczne skojarzenia lekturowe. Zachichotał w duchu, zastanawiając się, kogo też spotka za drzwiami wejściowymi.

Czyniący honory domu Lucjusz Malfoy miał grzywę jasnych włosów, upodabniającą go trochę do Aslana, ale jego wzrok był zimny jak spojrzenie Białej Czarownicy.

Wymienili kurtuazyjne uściski rąk, a chłopak się przedstawił.

- Harry Potter? TEN Harry Potter? - zapytał pan domu.

- Cieszymy się, że możemy wreszcie cię poznać... - zza ramienia Lucjusza dodała jego żona.

- Mów za siebie, Narcyzo, jak tam się nie cieszę. - Mężczyzna wydął wargi w pogardzie.

- Lucjuszu!

- Mam ciebie dość - Lucjusz dźgnął palcem wskazującym w pierś Pottera - po tym, co zrobiłeś z Draconem na studiach!

Tak naprawdę Malfoy senior był wściekły na Harry'ego nie tylko z powodu syna. Jasność umysłu mroczył mu fakt złożenia nie dalej jak tydzień temu przez Pottera i Snape'a zeznań przeciwko Thomasowi Riddle'owi. A Lucjusz nie mógł nic zrobić i w żaden sposób zdradzić, iż wie o tamtej wizycie! Nikt z tu obecnych nie wiedział o jego związkach z Riddle'em ani z Igorem Karkarowem. Nie wiedział, ani dowiedzieć się nie mógł. Nigdy!

********************

- Nie zgadniesz, Malfoy, kto mnie dziś odwiedził!

Na widok Pottera i Snape'a w uszach Lucjusza rozbrzmiały znów słowa Igora, który dzwonił przed tygodniem, by streścić przebieg pobytu tej dwójki na komendzie.

- Ten twój krewny, ten profesor. Jak to on się nazywa? - Karkarow szukał imienia w pamięci. - A! Snape. Severus. Był u mnie i składał donos na Sam-Wiesz-Kogo! O morderstwo...

Gdy prawnik usłyszał wtedy te słowa, zaczął wyrzucać z siebie potok niekontrolowanych bluźnierstw.

- Nie ekscytuj się, Lucek - uspokajał Karkarow - bo szlag cię trafi i jeszcze synuś będzie musiał przejąć po tobie schedę, a chyba byś nie chciał iść już teraz do piachu!

Malfoy z trudem zmełł w ustach kolejne przekleństwo i słuchał Igora, który również z ledwością nad sobą panował.

- A teraz najlepsze! - obwieścił inspektor. - Ten Snape nie przyszedł sam. Nie zgadniesz, kogo przywlókł ze sobą... Harry'ego Pottera... - powiedział niemal szeptem.

- Trzeba było wypieprzyć go z komendy! - Lucjusz zdenerwował się wtedy tą sprawą. - Jednego i drugiego! Na zbity pysk wywalić.

- Pojebało cię, Malfoy?! Tak się u nas nie robi! Jak ktoś przyjdzie ze sprawą, to musisz go przyjąć. Komenda czy komisariat to instytucja publiczna, mówi ci to coś? A nie prywatny folwark, jak ta twoja kancelaria.

- A to zgłoszenie? Też musiałeś przyjąć? - Lucjusz nie dowierzał głupocie Karkarowa. Jak rusek mógł zrobić coś takiego?! - Schlałeś się Igor, czy jak? - Malfoy krzyknął na kumpla. - Tom nigdy nie zostawił po sobie śladów! Ani wtedy, w domu Potterów, ani w żadnym innym, ani nawet w krypcie. A przez ciebie, kurwa, jest donos!

- A co, twoim zdaniem, miałem zrobić? Dwóch aspirantów i jeszcze świr Moody! Musiałem! Za dużo ludzi patrzyło mi na ręce. Ale nie przejmuj się. Odłożę w takie miejsce, że nikt tego nie znajdzie.

- Przydałoby się uciszyć Moody'ego! - zawołał wtedy Lucjusz. - Za dużo tu węszy.

- Tak! - zgodził się Karkarow. - I tego twojego Snape'a. I tego drugiego gnoja... Szkoda, że Tom go wtedy oszczędził!

- No to się teraz zabawi! - Tak Lucjusz skomentował rozważania Igora, chcąc podnieść przyjaciela na duchu.

Ale gdy teraz patrzył na Pottera i Snape'a, stojących ramię w ramię w jego własnym holu, niezbyt mocno wierzył, by to się mogło udać. No bo co można tu zrobić? Jak zamknąć im te jadaczki?

******************

Już sam nawet nie wiedział, który z tej dwójki wkurwiał go bardziej! Ten żałosny krewniak, którego zrobił ojcem chrzestnym Dracona na złość wszystkim innym, bardziej bliskim pociotkom, a który go zaskoczył najpierw romansem z Riddle'em, a potem spektakularnym zerwaniem z Thomasem? Czy to cudowne dziecko, które żyło tylko dzięki łaskawości Toma i już zdążyło w rodzinie krwi napsuć, mieszając przed laty w głowie Draconowi? A teraz wyraźnie mieszało Snape'owi i miało swój udział w jego zeznaniach na komendzie...

Lucjusz dałby bowiem sobie uciąć całą prawą dłoń za to, że to ten szczyl wpłynął na Severusa i jakimś cudem nakłonił go do pójścia na policję. Przecież profesorek wiedział o tej zbrodni od ponad pięciu miesięcy, a polazł dopiero teraz... Igor z Lucjuszem byli wtajemniczeni w szczegóły rozstania Thomasa i Snape'a. Nie mogło być zresztą inaczej! W niektórych sprawach funkcjonowali jak jeden organizm.

A gówniarz musiał mieć jakieś twarde argumenty, skoro Snape'a przekonał! Malfoy uśmiechnął się złośliwie do swojej myśli.

Twarde argumenty... Może co innego młody też miał twarde? Może Sev korzystał z tego ślicznego ciałka i tak się odwdzięczał... Warto by to sprawdzić. Podpuścić ich obu, a zwłaszcza tego... Pottera... Zabawić się przy okazji, obśmiać i wykpić zdrowo. Aż bachorowi w pięty pójdzie!

Ale na razie sam Lucjusz czuł dziwny ucisk gdzieś w brzuchu, gdy patrzył, jak gówniarzowi oczy się błyszczą, kiedy się gapi na Seva... Było  w nich tyle ciepła..., czułości... Tyle... Malfoy nie wiedział, czego. Próbował za to sobie przypomnieć, kiedy na niego ktoś ostatnio tak patrzył. Z takim uczuciem. Narcyza? Lata świetlne temu! Któraś z przygodnych kochanek? Nigdy! Nigdy... I żadna.

Jeszcze gorzej mu się zrobiło, gdy zobaczył, jak Snape wziął od Harry'ego płaszcz i zawiesił na haku. Jakby dzieciak był jakąś pieprzoną księżniczką! Potter uśmiechnął się na to do profesora z wdzięcznością, a Snape musnął go dłonią po rękawie marynarki. Dotknął go! Tak subtelnie, że tamten mógł nawet nie poczuć. Lecz zauważył gest ręki i znowu się rozpromienił.

Normalnie pedalskie zaloty i to pod jego własnym, Malfoyowym dachem! Tfu!

*******************

- Mam ciebie dość! - Ledwie panując nad sobą Lucjusz dźgnął palcem wskazującym w pierś Pottera. - Za to, co zrobiłeś z Draconem na studiach.

- Lucek! - głośno krzyknęła Narcyza.

- Przecież ja nic nie zrobiłem! - zawołał Harry w stanie najwyższego oburzenia.

- Nie?! Na pewno? To dlaczego bez przerwy słyszeliśmy "Harry Potter - to, Harry Potter - tamto"? Nasz syn wymawiał twoje imię częściej od imienia własnej narzeczonej! Można by wręcz pomyśleć, że był w tobie zakochany! Przyznaj się, był?

- O to powinien pan syna zapytać, a nie mnie - głos Harry'ego zawibrował nagle od metalicznych tonów.

Poszukał wzrokiem Severusa i ruchem głowy wskazał mu drzwi, jakby chciał powiedzieć "wynośmy się stąd".

Snape zrozumiał ten niewerbalny przekaz, lecz zanim zdążył jakkolwiek zareagować, Lucjusz pociągnął go za ramię, kierując do jadalni ze słowami skierowanymi do bachora: - A teraz zagiąłeś parol na Severusa, jak widzę?!

Harry został sam, oszołomiony, w holu.

- Wyluzuj, stary! - poczuł lekkie uderzenie w bark - ojciec się tylko tak bawi. A tak w ogóle, to cześć! Kopę lat!

I nagle wokół Harry'ego zamknęły się czyjeś ramiona, a czyjeś dłonie mocno poklepały go po plecach. Pamiętał ten uścisk i zapach, otaczający ściskające go ciało.

- Draco Malfoy... - wyszeptał.

- Nie, mój duch - roześmiał się młody, jasnowłosy mężczyzna, który wychynął nagle zza jego pleców.

- Masz minę taką, jakbyś naprawdę zobaczył ducha, Potter! Coś się stało?

Głos, którym zadano to pytanie niby dźwięczał tak samo jak ten, w który Harry z takim uwielbieniem wsłuchiwał się kilka lat temu, a jednak był zupełnie inny. Nie było w nim ciepła ani serdeczności, tak dobrze kiedyś znanych. Draco Malfoy brzmiał teraz uprzejmie, jakby rozmawiał z kasjerem w sklepie albo... dawno niewidzianym kolegą ze szkoły, z którym łączyło go kiedyś... dokładnie nic.

Harry zdumiał się i to podwójnie. Po pierwsze dlatego, że Draco traktował go obojętnie. Po drugie, że sam nic w związku z tym nie czuł. Ani żalu, ani tęsknoty - nic. Tak jakby rzeczywiście nie spotkał nikogo innego, jak tylko dawno niewidzianego kumpla.

- Ile to już lat, Harry? - zapytał Draco. - Pięć? Sześć?

- Trzy - uściślił brunet.

- Też niemało - blondyn pokiwał głową. - Co robiłeś w tym czasie?

- To samo co przedtem. Studia, praca.

- Ja się ożeniłem. Pamiętasz? Mówiłem ci, że się ożenię. Mam synka! - w głosie Dracona brzmiała prawdziwa ekscytacja.

- Och, to świetnie!

Entuzjastyczny okrzyk Harry'ego zabrzmiał na tyle sztucznie, że zwróciło to uwagę Severusa. W ciągu dwóch miesięcy mieszkania razem z nim, Snape nauczył się rozpoznawać drobne niuanse w głosie Pottera i wychwycił teraz niepasujący ton. Zaintrygowany, spojrzał w stronę młodych mężczyzn, śledząc emocje malujące się na ich twarzach.

Spodziewał się zobaczyć trop dawnego uczucia. Miłości, fascynacji, czy co tam ich łączyło, a nie zobaczył nic i ta pustka wywołała u niego lekką konsternację.

Specjalnie zabrał Pottera dziś ze sobą, by ten mógł spotkać się ze swoim dawnym kolegą, w którym, być może, był kiedyś szczeniacko zadurzony. Gdy proponował to spotkanie jakieś dwa miesiące temu, kierowała nim chyba chęć pomocy Potterowi. Wydawało mu się, że zobaczenie Dracona jakoś Harry'ego pocieszy. Zwłaszcza po rozstaniu z narzeczoną.

Im bardziej termin kolacji u Malfoyów i towarzyszącego mu spotkania chłopaków się zbliżał, tym częściej profesor pluł sobie w brodę. Teraz nie można było już tego odkręcić, a z każdym dniem widział wyraźnie swoją własną głupotę. Kto przy zdrowych zmysłach konfrontuje ze sobą ludzi, którzy kiedyś czuli coś do siebie, ale nie zrobili nic z tym uczuciem i związali się z innymi osobami?! Harry co prawda z narzeczoną zerwał, ale Draco miał żonę i małego synka!

A jeśli to spotkanie rozgrzebie jakieś stare emocjonalne rany? Albo odgrzeje coś, co być może już dawno wystygło? Oby tylko nie wyniknęło z tego jakieś nieszczęście!

Z takimi dylematami Severus zmagał się przez ostatnie dni, a tymczasem na jego zdumionych oczach nic, a nic się nie działo! Draco i Harry rozmawiali uprzejmie i obojętnie. Nie pożerali się wzrokiem, nie próbowali dotykać. Nie byli nawet jakoś szczególnie zainteresowani wymianą zdań! I o co tu chodzi?! Czyżby między nimi rzeczywiście nic nie było albo, jeżeli było, to naprawdę już całkowicie wyparowało?

Te rozmyślania przerwało Severusowi wejście Astorii, żony Dracona, która przeprosiła za spóźnienie, tłumacząc się koniecznością ułożenia synka do snu. Ustawiwszy na komodzie elektroniczną nianię, podawszy dłoń Potterowi i cmoknąwszy męża w policzek, kobieta zajęła wraz z innymi miejsce przy stole w jadalni.

Przez chwilę jedli we względnym milczeniu, przerywanym szeptaną rozmową Draco i Astorii.

Harry śledził wzrokiem lśniącą skórę, szczupłe dłonie i zgrabne ręce kobiety. Wysoko upięte włosy odsłaniały kuszącą, długą szyję; w małych uszach drżały delikatne kolczyki. Jedno pasmo włosów nieustannie wyślizgiwało się z koka i na zmianę z mężem co rusz podejmowali nieudane próby założenia go za jej ucho. Potter wręcz czuł pieszczotę palców Dracona, towarzyszącą tej czynności. Ten gest był tak prosty, a tyle w nim było zmysłowości i czułości, że nie sposób było wątpić w miłość mężczyzny do żony.

Patrząc na gest młodego Malfoya, Harry przypomniał sobie, że w podobny sposób Snape przeczesywał czasem jego włosy. Zrobił tak nawet dzisiaj, jakąś godzinę temu, zanim wsiedli do taksówki, która ich tu przywiozła. Draco muskał włosy Astorii z miłością. Dlatego, że ją kochał. A dlaczego to samo Severus robił jemu?

Mimowolnie westchnął, zastanawiając się, o co mogło chodzić Sevowi. To westchnienie skupiło na nim dwa badawcze spojrzenia. Snape'a i Lucjusza.

- Więc podobno jesteś asystentem Severusa? - Malfoy senior najwyraźniej rozpoczął grę pod tytułem "zabaw się swoim gościem".

- Tak, sir - przytaknął Harry.

- Musisz mieć nieliche kwalifikacje, skoro Severus cię zatrudnił... - ocenił pan domu, krojąc kawałek pieczeni na swoim talerzu.

- Mam doktorat z kulturoznawstwa. Znam trzy języki i...

Harry nie zdążył dokończyć, bo Lucjusz parsknął śmiechem.

- Och, trzy języki! A to ci się, Sev, trafiło! Po jakiemu najlepiej robi loda?

Narcyza niemal udławiła się jakimś kiełkiem z sałatki, słysząc słowa męża.

- Hamuj się, Malfoy! - warknął Snape.

- No już, już... Nie ekscytuj się, profesorku! - zakpił Lucjusz. - Przepraszam. Ale wszyscy tu obecni słyszeli o twoich łóżkowych upodobaniach, więc nie ma powodu się denerwować! Panie Potter - zwrócił się do Harry'ego - pan też już chyba słyszał o preferencjach Severusa?

- Słyszałem.

- No i co?

- I mamy dwudziesty pierwszy wiek, proszę pana, a nie średniowiecze - odciął się Harry. - Więc nic mi do tego, co i z kim Severus robi w łóżku.

- Ach! Czyżby nie robił tego z panem?! - Malfoy zaśmiał się złośliwie - Bo ja myślałem, że taki asystent właśnie do tego służy...

- Lucjuszu! Poziom konwersacji, jaki dziś prezentujesz, jest poniżej twojej godności! - zawołała Narcyza, piorunując męża wzrokiem. - Przecież nasi goście mogą czuć się niezręcznie!

- A co to za goście?! - oburzył się Lucjusz. - Severus to rodzina, a pan Potter... to się zaraz okaże! À propos rodziny - zwrócił się do Harry'ego - Wiesz, panie asystencie, że jesteśmy z Severusem trochę spokrewnieni? Nie jakoś bardzo mocno, ale wystarczająco, żeby twój profesor był ojcem chrzestnym mojego syna.

Harry nie skomentował tej informacji, więc po chwili ciszy Lucjusz indagował dalej: - No dobrze. Skoro nie asystujesz w sypialni, to co ty w ogóle robisz u Severusa?

- Odczep się, Lucek, od Harry'ego - warknął Snape. - Nic ci do tego, co on robi albo czego nie robi!

- O co ci chodzi, Sev?! Przecież ja tylko grzecznie pytam! - Lucjusz udał obrażone niewiniątko. - Nie robię mu żadnej krzywdy, a jestem po prostu ciekawy. Pierwszy raz widzę na oczy czyjegoś asystenta, więc nie dziw się, że mnie to interesuje. Kto wie, może sam sobie takiego sprawię?! - zaśmiał się złośliwie.

Odciąwszy się w ten sposób Snape'owi, Malfoy kontynuował przepytywanie Harry'ego.

- Więc czym się zajmujesz?

- Czytam, robię konspekty, szukam bibliografii, analizuję jakieś zagadnienie, jeżeli Severus akurat czegoś potrzebuje - Harry starał się odpowiadać grzecznie i wyczerpująco.

- Och, niezła sekretareczka z niego! - Lucjusz się roześmiał i mrugnął do Severusa. - Ale weź go przerób lepiej na pokojówkę, to będziesz miał niezłe widoki, jak go ubierzesz w fartuszek!

- Ciebie ubiorę w knebel. Albo w kaganiec, Malfoy! - warknął Severus. - Jak nie przestaniesz ludzi obrażać!

Nad stołem zaległa cisza. Harry, Severus i Lucjusz obracali sztućce między palcami, jakby widelce i noże były rodzajem broni w tej słownej utarczce. Narcyza na zmianę czerwieniała i bladła, zażenowana i wściekła zachowaniem męża oraz sprowokowanymi przez niego reakcjami. Jedynie Draco z Astorią jedli spokojnie.

- Coś jeszcze robisz, jeżeli Severus potrzebuje? - Lucjusz pociągnął łyk wina z kieliszka i zdecydował się zadać gówniarzowi kolejny cios.

- Słucham?! - zapytał Harry lekko skonsternowany. - Nie rozumiem pytania.

- Obciągasz mu? Grzejesz łóżko? - zainteresował się pan domu.

Snape głośno odłożył sztućce na talerz, licząc na to, że trzask metalu otrzeźwi Malfoya. Lucjusz jednak zerknął na niego kpiąco i posłał Harry'emu szyderczy uśmieszek.

- Proszę wybaczyć mężowi, panie Potter - Narcyza zaczęła przepraszać. - Nie wiem, co w niego dziś wystąpiło! Wprost chciałabym móc powiedzieć, że się czymś upił, ale niestety...

- W porządku, pani Malfoy - uspokoił ją Harry. - Ja chętnie mężowi odpowiem. I zwrócił twarz w stronę Lucjusza - Grzać łóżka na szczęście nie muszę, bo Sev używa szkandeli*. Uroczo staroświeckie, prawda? - Mówiąc te słowa zatrzepotał rzęsami niczym gwiazda kina niemego. - A co do obciągania... -  uniósł do ust kawałek mięsa i oblizał go, jak porcję lodów. - Sev nie uznaje półśrodków, więc się zwyczajnie pieprzymy.

Severus patrzył na Harry'ego niemal z podziwem. Chłopak powiedział to wszystko twardo i wyraźnie, bez cienia zażenowania na twarzy, utrzymując cały czas kontakt wzrokowy z Lucjuszem.

- Dziękuję, panie Potter, że mnie pan oświecił - odburknął gospodarz.

- Do usług, panie Malfoy - Harry lekko skłonił głowę. - Coś jeszcze panu wy-jaśnić? - kpiąco podkreślił ostatnie słówko, nawiązując do wyrazu "oświecić", użytego przez Malfoya.

- Zdecydowanie tak! - Lucjusz oparł na obrusie zaciśnięte pięści. - Wytłumacz mi, jak ktoś taki jak ty, omamił najpierw mojego syna, a teraz otumania mojego krewnego?

- Ktoś taki jak ja? - Harry odpowiedział pytaniem na pytanie. - To znaczy jaki?

- Nijaki! Takie zero, takie nic!

- Dlaczego uważa pan mnie za zero?

- Bo nim jesteś, panie asystencie Potter! - Lucjusz niemal wypluł nazwisko. - Choć trzeba ci przyznać, że umiesz się w życiu ustawić! "Chłopiec, który przeżył"! Tak cię nazywali, prawda? Po tym, co spotkało twoich rodziców. Przez lata jechałeś na śmierci własnych starych. A potem na sławie swojej narzeczonej. Ginny Weasley, proszę państwa! - prawnik powiódł wzrokiem po osobach siedzących przy stole.

- Ginny Wesley z "Harpii"? - zapytał Draco, przełykając porcję ziemniaków.

- Tak synu, ta sama - pokiwał głową Lucjusz. - A teraz Severus. Ledwo się rozstał z partnerem, gdy ty mu wskoczyłeś do łóżka! Dobrze że przynajmniej wcześniej zerwałeś z narzeczoną!

- Nie, proszę pana - odszczeknął Harry. - To wcale nie tak było!

Severus widział, że Potter był bardzo zdenerwowany. Wyczuwał momentalny wzrost temperatury jego ciała, spowodowany wyrzutem adrenaliny. Sam był całkowicie zdezorientowany bezsensownym zachowaniem Lucjusza. Dlaczego Malfoy atakował chłopaka, który był w dodatku jego gościem? Co on sam powinien zrobić w tej sytuacji? W natłok myśli wdarł się nagle głos Pottera, który od dobrej chwili opowiadał już coś Lucjuszowi.

- ... i wtedy Severus odegrał rozstanie z Thomasem Riddle'em, a ja rozstanie z Ginny. A tak naprawdę mieszkamy wszyscy razem we czwórkę w domu Severusa i parzymy się jak króliki. Każdy z każdym. Może chce pan dołączyć na piątego? 

Po tych słowach przy stole zapanowała cisza. Przez moment nikt z biesiadników nie wiedział, co teraz powiedzieć.

Z dziwnego zawieszenia wyrwał ich dźwięk elektronicznej niani. Astoria zerwała się od stołu.

- Siedź. Ja pójdę. - zwróciła się uspokajająco do Dracona, który zaczął podnosić się ze swojego miejsca. - Przepraszam - rzuciła w przestrzeń i wyszła z jadalni.

Ruch synowej zachęcił Lucjusza do dalszej dyskusji.

- Niezły ten twój chłopak, Severusie - wycedził przez zaciśnięte zęby. - W gościach tylko się stawia, czy w domu też taki zadziorny? - i, nie czekając na odpowiedź, dodał: - To musisz mieć wesoło. A może jeszcze gryzie? Wygląda na takiego. Szczepiłeś go już na wściekliznę? - zapytał konspiracyjnym szeptem i roześmiał się ze swoich słów, jakby powiedział jakiś dobry żart.

- Tak, gryzę! - z nietłumioną już złością odparł Harry, wyraźnie podnosząc głos. - I jestem w tym naprawdę dobry. Zademonstrować?

- Och, jaki niegrzeczny! - zacmokał Lucjusz. - Ostra bestyjka. Ale to dobrze - łypnął do Harry'ego. - Severus lubi na ostro, prawda, asystencie?

- Pan wybaczy - powiedział na to Harry - ale ja już podziękuję. - Kolacja była pyszna - ukłonił się Narcyzie - a zabawa moim kosztem jeszcze lepsza. Obawiam się jednak, że nie jestem aż tak dobrze wychowany, by móc dłużej w niej uczestniczyć. Dobranoc państwu. - Powiódł wzrokiem po zebranych, skinął głową, patrząc wprost na Lucjusza i wyszedł z jadalni, pozostawiając za sobą dość niezręczną ciszę.

Draco zerwał się od stołu i pobiegł za nim.

- Harry, wracaj! - dorwał go w połowie holu. - Nie przejmuj się ojcem. To dupek.

- Dobrze wiedzieć - ironicznie odparł Harry.

- Jeżeli cię to pocieszy, to on po prostu już taki jest - westchnął z rezygnacją Draco .

- Wobec ciebie też? - zainteresował się kulturoznawca.

- Zwłaszcza wobec mnie, Potter.

- W takim razie współczuję ci, Malfoy - szepnął Harry, wychwytując w głosie kolegi niewesołe tony.

Stali naprzeciwko, patrząc na siebie uważnie, obaj zażenowani zachowaniem ojca Dracona.

Tymczasem w jadalni Severus gwałtownie zmiął trzymaną w ręku serwetkę i grzmotnął nią w stół. Trafił w sosjerkę, rozlewając śliwkową breję na biały obrus.

- Co ty odpierdalasz, Lucek?! - zawołał, podnosząc się z miejsca.

- Coś ci przeszkadza, Sev?

- Wyobraź sobie, że tak! Zabawiałeś się naszym kosztem. Moim i Pottera.

- Przynajmniej miałem kabaret za darmo, skoro towarzystwo było do dupy - zakpił Malfoy.

- Nie wierzę Lucjuszu, że to powiedziałeś! - Narcyza podniosła głos.

- Idź i go przeproś! - zażądał Snape.

- I co jeszcze? Może po główce pogłaskać? Po której? - Lucjusz odepchnął się od stołu i skrzyżował ramiona na piersi, przyjmując postawę zamkniętą.

- Po co to robisz? - zapytał Severus, podchodząc do Lucjusza. - Urządzasz jakieś pyskówki, rzucasz niesmaczne żarty... po co?

- Bo mi ciebie jest żal, Snape - odpowiedział Lucjusz, wbijając twarde spojrzenie w swojego rozmówcę. - Riddle to był gość na poziomie, a to jest jakiś gówniarz z ładną buzią. Co on sobą reprezentuje?

- Wszystko, kurwa, to, czym nie był Riddle! - wrzasnął Snape,

- Severusie! Lucjusz! - Narcyza trzepnęła szczupłą dłonią w stół. - Uspokójcie się obaj! Natychmiast!

Żaden z mężczyzn nawet nie zwrócił uwagi na jej wybuch.

- Jak cię dupa świerzbiła - warknął Lucjusz do Severusa - to trzeba było go wziąć do łóżka, a nie od razu zrywać z Tomem!

- Nie zerwałem z Tomem z powodu tego dzieciaka, do cholery! - wrzasnął Snape. A w ogół, to czegoś ty się tak tego Toma uczepił?! Zakochałeś się w nim, czy co?

Słysząc te słowa, Lucjusz na moment zaniemówił. Severus tymczasem złapał go za ramię i mówił dalej, wkładając w wypowiedź całe swoje chamstwo, jad i złośliwość.

- Jeśli ci tak bardzo zależy na Tomie, to idź do niego, a nie wyżywaj się na innych. Możecie się pieprzyć albo patroszyć ludzi, bo jego to bawi, jeżeli nie wiedziałeś. A najlepiej pozwól, żeby wypatroszył ciebie. Świat niewiele straci bez takiego chuja, jak ty!

- Przepraszam cię, Narcyzo - Severus zwrócił się do pani domu. - Poniosło mnie trochę. Ale i święty by z nim dziś nie wytrzymał.

W trakcie toczącej się w jadalni kłótni Snape'a z Lucjuszem, przy drzwiach wejściowych Draco próbował nakłonić Harry'ego do pozostania na kolacji. Robił to w zasadzie kurtuazyjnie, doskonale wiedząc, że po wyskoku ojca Potter i tak nie zostanie. Nie pozwoliłaby mu na to własna duma.

- Naprawdę nie zostaniesz?

- Nie, Malfoy. Ja się już wybawiłem. Cześć! - Wyciągnął na pożegnanie dłoń do Dracona.

- Cześć Harry. Mimo wszystko miło było spotkać się ponownie.

-Tak... - Harry wyszeptał wychodząc - mimo wszystko.

**********************

Na dworze było zimno i Harry zadrżał na całym ciele, gdy tylko zamknęły się za nim drzwi domu Malfoyów. Idąc szerokim podjazdem w stronę bramy, ze złością kopał leżące tu i ówdzie grudy śniegu.

Co za gnój z tego Lucjusza! A Draco.... Nie lepszy! Tak idealnie obojętny. Nawet ust nie otworzył w jego obronie! Do Harry'ego odnosił się jak do każdego innego znajomego. Jak do kumpla, nawet nie ze studiów, ale z głębokiej podstawówki. Takiego, którego się już prawie nie pamięta. A on? Co sobie wyobrażał po tym spotkaniu? Przecież nie spodziewał się, że Draco rzuci się na niego, przytuli, pocałuje. Choć liczył jednak na cieplejsze powitanie.

Tak naprawdę liczył też na drgnienie własnego serca. A tymczasem nie było nic...

A to się Severus uśmieje! Nie, nie uśmieje się. Wkurwi. Chciał zrobić Harry'emu przyjemność tym spotkaniem z Draconem, a tymczasem zafundował mu...

Właśnie, Severus! Kolejny drań! Dlaczego nie ujął się za swoim asystentem? No dobrze, trochę go bronił, ale za słabo, jak na swoje możliwości. Gdzie podział się jego legendarny cięty język i ostre riposty? Zachowywał się jak pod wpływem jakiegoś uroku - niezdolny do odpowiedniej reakcji. Dlaczego nie uprzedził, czego spodziewać się po Lucjuszu? A może zrobił to specjalnie, chcąc się zabawić kosztem swojego współlokatora? I to po tych wszystkich czułościach i serdecznościach, tyle razy okazywanych w domu!

Tak rozmyślając, Harry wyszedł już niemal za bramę posiadłości Malfoyów, gdy usłyszał chrzęst śniegu, rozbijanego czyimiś stopami, biegnącymi w jego stronę i usłyszał swoje imię.

- Harry, zaczekaj!

To Severus go wołał. Biegł w jego stronę, ciężko dysząc.

- Cholera! Starzeję się... - Uczepił się ramienia młodszego mężczyzny.

- I opuściłeś Malfoy-party po to, żeby mi to powiedzieć? - zakpił Harry.

- Nie, ty głuptasie!

- W takim razie po co?

- Mnie też się nie spodobało to, co robił Lucjusz - odpowiedział Snape.

- Czemu więc nie zareagowałeś i pozwoliłeś, żeby ze mnie szydził?! - W głosie Harry'ego dźwięczał ból, pomieszany ze wstydem.

- Przepraszam - szepnął Snape. - Gdybym wiedział, że on tak się zachowa... - pokręcił głową z niedowierzaniem - nigdy nie wziąłbym cię ze sobą. Nie mam pojęcia, co w niego wstąpiło! Lucjusz bywa złośliwy, ale nie do tego stopnia! Nigdy nie widziałem go w tak chamskim wydaniu. Jeszcze raz cię przepraszam, że musiałeś to znosić przeze mnie - westchnął Severus, kładąc dłoń na ramieniu Pottera, a potem przesuwając ją wzdłuż jego płaszcza. Harry spojrzał na tę dłoń, zdziwiony jej obecnością na swoim ciele.

- To co robimy? - zapytał po chwili, stawiając kołnierz i wtulając uszy w miękką wełnę.

- Czekamy na taksówkę - odpowiedział Snape. - Zaraz powinna tu być.

- Zamówiłeś?

Starszy mężczyzna twierdząco skinął głową.

- Dobrze. - Harry pociągnął nosem. - Ale ty płacisz. Za moje szkody moralne.

Tym razem Severus parsknął śmiechem.

Czekali w milczeniu dłuższą chwilę, coraz bardziej marznąc w wilgotnym powietrzu.

- Jeżeli ta taksówka nie przyjedzie w ciągu pięciu minut, to ja idę do domu na piechotę - zagroził Harry szczękając zębami.

- Zimno ci? - zapytał Snape.

- Nie. Mam grube futro i ciepły podszerstek i wprost uwielbiam stać w cienkich spodniach na mrozie! - prychnął młody brunet.

- To trzeba było założyć kalesony!

- I co jeszcze? Może majtki z klapą? - oburzył się Harry, a Severus roześmiał się w reakcji na jego ripostę.

- Mróz służy twojemu dowcipowi, Potter! Jest ostry jak nigdy.

- Zamarzł mi nos - obwieścił Harry w odpowiedzi na słowa Snape'a. - I uszy.

- To przytul się do mnie, może będzie ci cieplej.

I nagle Severus przygarnął młodszego mężczyznę do siebie. Tulił go przez moment, po czym ujął jego zgrabiałe dłonie w swoje ręce i próbował rozgrzać oddechem. Rozcierał je i chuchał ciepłym powietrzem, przykładając tak blisko swojej twarzy, że Harry niemal poczuł jego wargi.

- Co ty robisz? - zapytał cicho.

- Moja babcia zawsze tak robiła, gdy zmarzły mi ręce... - odpowiedział Snape.

- Nie mów, że też cię całowała - wyszeptał Harry.

Severus podniósł wzrok znad palców Pottera. Ich spojrzenia się spotkały. W świetle latarni otaczających posiadłość Malfoyów oczy profesora płonęły jakimś dziwnym blaskiem. Rozchylił usta, jakby chciał coś powiedzieć.

W tym momencie omiotły ich światła taksówki.

**********************

W pojeździe było nawet przytulnie i, co najważniejsze, ciepło. Taksówkarz wyjątkowo nie należał do tych wesołków, którzy za wszelką cenę starali się wciągać pasażerów w rozmowę i siedział cicho na swoim miejscu. Równie cicho grało radio i Harry z wolna zaczął odpływać, kołysany pomrukami samochodu.

Severus siedział obok niego i przeglądał wiadomości w telefonie. Harry obserwował spod oka jego twarz, rozjaśnioną od dołu blaskiem ekranu.

Niebieskie światło wydobywało zmarszczki mężczyzny. Pogłębiało te wokół ust i powielało te wokół oczu. Sprawiało również, że jego skóra zdawała się lśnić niczym porcelana. Harry przez moment zastanawiał się, czy, gdyby jej dotknął, okazałaby się równie gładka. Nagle Snape wyłączył telefon, a w samochodzie momentalnie zapadła ciemność. Profesor przesunął się nieznacznie na siedzeniu, odrobinę zbliżając się do Harry'ego.

- Możesz się zdrzemnąć - wyszeptał nad jego włosami. - Obudzę cię, kiedy będziemy na miejscu.

- Nie mam zamiaru spać w taksówce! - buńczucznie zawołał Harry i niemal w tym samym momencie, w którym wygłosił ostatnie słowo swojej kwestii, oparł głowę na ramieniu Severusa. Najpierw zmarznięty, teraz przyjemnie rozgrzany, ciągle zdenerwowany po konfrontacji z Lucjuszem i rozżalony na cały świat, usnął jak małe dziecko.

Taksówka cicho sunęła przez ośnieżone ulice. Gdy zatrzymała się przed ich bramą, Severus potrząsnął ramieniem Harry'ego.

- Wstawaj, śpiąca królewno.

Harry ocknął się z sennego letargu i łypnął złowieszczo na Severusa.

- Ja ci dam królewnę!

W odpowiedzi na te słowa, a może na groźny błysk w oku Pottera, z gardła Severusa wydobył się dźwięk przypominający śmiech.

- Ostatnio podejrzanie dużo się śmiejesz - stwierdził Harry, prawie wpadając w zwały śniegu przed furtką.

- To chyba dzięki tobie, Potter. Od kiedy tu mieszkasz, jakoś tak lepiej się czuję. Weselej mi na duszy - tłumaczył Snape, mocując się z przemarzniętym metalem, który przez chwilę nie chciał ich wpuścić za ochronny mur.

Gdy nagle odwrócił się do Harry'ego, napotkał ogromne zielone oczy, lekko połyskujące w blasku pozostawionego na noc zewnętrznego oświetlenia domu.

- No już, Potter, nie miej takiej przerażonej miny! Wyglądasz jak mała sowa z tymi oczyskami!

Podszedł do Harry'ego i zanim jego mózg zdążył zarejestrować co się dzieje, jego lewa dłoń musnęła prawą powiekę i policzek Harry'ego. Pod wpływem nieoczekiwanego dotyku oko odruchowo się zamknęło.

Zdawszy sobie sprawę ze swojego dziwnego zachowania, Severus niepewnie przełknął ślinę i bez słowa poszedł w stronę domu. Otworzył drzwi i zapalił światło w holu.

Harry cicho wszedł do środka. Zrzucił ośnieżone buty, odwiesił płaszcz.

- Dobranoc - powiedział. - Ja już idę do siebie.




*szkandela - dawny metalowy lub porcelanowy ogrzewacz do łóżka. W użytku od XVI do końca XIX wieku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top