Wstęp

Blada dłoń wyciągnięta do jedynego źródła światła, niemal niewyczuwalnego promyczka słońca, który wpadał do pomieszczenia przez niewielkie okno, szparę (ciężko było określić, skoro spojrzenie nad siebie wiązało się z ogromnym bólem), wychodzące na zewnątrz kilkadziesiąt metrów nad ziemią. Nadgarstek, jak i dalsza część dłoni, ociekał świeżą krwią, skapującą i powoli wsiąkającą w miękkie podłoże. Kropla po kropli, odbierając coraz więcej sił...

Nikła sylwetka, przyciśnięta do samego kąta tego miejsca, co jakiś czas usiłowała wydostać się z niekomfortowej pozycji, odciągając plecy od zimnej powierzchni za nimi... Ale zaraz potem od pustych ścian odbijał się krzyk bólu, łączony z bezsilnym szlochem i gwałtownymi próbami wzięcia oddechu poprzez zaciśnięte gardło i ledwo dające sobie radę płuca. Twarz tej postaci pokryta była w całości zaschniętymi łzami i niewyraźnymi śladami własnej krwi, która strużkami spływała gdzieś z jej głowy, skroni... Och, już tak ciężko było stwierdzić, które rany nie zdążyły się jeszcze zagoić, a które były już strupami. Nie robiło to też zbyt wielkiej różnicy... Każda, prędzej czy później, otwierała się na nowo, przysparzając kolejnego cierpienia.

Gdyby tak chociaż można było tu umrzeć... Niestety, coś trzymało ją przy życiu, jakimś cudem dostarczając jeszcze sił potrzebnych do oddychania, do bicia serca... Ale najbardziej żałowała zmuszania do myślenia i do tęsknoty, która prawdopodobnie paliła bardziej, niż to wszystko, co działo się z jej ciałem.

Potrzeba powrotu do niego, złapania za ręce, spojrzenia w oczy, przyciśnięcia do jego ciała, poczucia ciepła, była wszystkim czego chciała, a świadomość nieosiągalności tych marzeń wrzynała się w jej serce, gorzej niż kolce w delikatną skórę. Gdyby tylko przy nim była...

Ostatni cień szansy połyskiwał na jej dłoni, poplamiony gęstą, czerwoną krwią, która jeszcze nie zdążyła całkowicie zastygnąć. Jeśli teraz się nie uda... Już na zawsze tęsknota będzie ją torturować, śmiać się w twarz, szeptać szydercze słowa do ucha, odgrywać w głowie każde wspomnienie, każdą chwilę szczęścia na nowo. Łatwiej byłoby nigdy nie kochać. Łatwiej byłoby zignorować swoje uczucia, zapomnieć, ale nic z tego... Każde uderzenie serca, każdy oddech, każda kropla krwi, każde poruszenie, każda kolejna godzina bólu... Była właśnie dla niego, dla jego uśmiechu, dla jego cudownych oczu, dla jego głosu, dla jego dotyku, dla jego dobrego serca, dla czułych słów, gestów, chwil spędzonych razem. A teraz została jej jedynie pamięć i desperackie próby powrotu, które kończyły się nową falą bólu. Już czasami nawet nie wytrzymywała i otwierała oczy kilka godzin później, po chwili nieświadomości dającej chociaż krótkie momenty ukojenia, chwilę przerwy od łez.

Ale teraz musiała skupić się na wykonaniu ostatniej próby, która stała się teraz jedyną deską ratunku, której próbowała uchwycić się resztkami sił, ostatnimi pozostałościami jej mocy, wyczerpanej całkowicie przez wcześniejsze próby wydostania się stąd, odciągnięcia kolców od ciała, zrobienia czegokolwiek w stronę wolności... A jedyne, co udało jej się osiągnąć, to pozbycie się wszelkich pozostałości magii.

Zacisnęła palce na srebrnym przedmiocie, przymykając napuchnięte od płaczu powieki, skupiając wszystkie swoje myśli na wysłaniu go poza to więzienie, licząc, że w końcu ktoś odnajdzie tą małą wskazówkę. Ostatni raz może pokusić się na taki krok... Więcej szans nie będzie.

Jej dłoń rozjarzyła się bladym, niebieskim światłem, które oświetliło każdą ścianę tego miejsca i pędy róż wijące się na kilka metrów w górę, owijające wyczerpane, zakrwawione ciało w potarganych szatach w kolorach błękitu, bieli i granatu. Teraz były ubrudzone ziemią, krwią, przebite bezlitosnymi kolcami i w niektórych miejscach poprzeplatane rozwiniętymi różami w dojrzałym, winnym kolorze. Zawsze kochała te kwiaty... Teraz nie mogła na nie spojrzeć, bo każda ucieczka wzroku w ich stronę przypominała o rozłące, krwawiącym sercu, umyśle rwącym się do dawnego życia. Czym zasłużyła sobie na taki los? Dlaczego, dlaczego za coś pięknego zawsze trzeba płacić najwyższą cenę?

Przedmiot podrzuciła jeszcze ostatni raz do góry, na tyle, na ile pozwolił jej przeszywający ból na całej długości rąk, spoglądając na niego ze łzami w oczach. Jej serce biło niespokojnie, zwijając się z bólu, a umysł wysyłał wszelkie błagania, żeby w końcu jej cenna próba ratunku została odnaleziona przez kogoś, kto będzie wiedział co robić. Kogoś podobnego jej... Jednak jakie były na to szanse? Już łatwiej chyba było uwierzyć, że wyrwie się stąd o własnych siłach, powstrzymując jakoś wyciek krwi i wytrzymując nieziemski ból, w świadomości umysłu, stawiając kroki przed siebie i zmuszając kończyny do wspinaczki.

Ostatnia szansa...- te słowa przewijały się w jej głowie, kiedy mały srebrny przedmiot zniknął, tonąc w falach niebieskiego blasku. Przerzuciła na zewnątrz kolejną monetę, a zaraz po raz kolejny będzie zmuszona za to zapłacić.

Nie musiała odliczać nawet sekund, bo zaraz jej ciało zostało przyszpilone bez litości do twardej ściany, pędy mocniej zacisnęły się na każdej części jej ciała, powodując rozniesienie się przepełnionego bólem krzyku po całej przestrzeni, który echem jeszcze długo powracał do jej uszu.

Nowe strugi krwi popłynęły w dół po jej ciele, a świeże rany bolały okropnie, odbierając możliwość myślenia o czymkolwiek innym niż o przeraźliwym cierpieniu jej ciała. Znowu poczuła się zmęczona bardziej niż zwykle... Nie miała nawet siły płakać, chociaż tak właśnie podpowiadało jej serce. Żeby chociaż część tego wszystkiego potrafiła opuścić jej umysł... Żeby chociaż część ją opuściła i dawała żyć we względnym spokoju. Jednak już nie potrafiła od nowa zacząć płakać, bo jej ciało osłabło wraz z kolejną monetą, która przeniosła się teraz do losowego miejsca, nieznanego położenia, które równie dobrze mogło okazać się przestrzenią bez ani jednego człowieka, bez możliwości odnalezienia. Mogła spocząć tam na wieki, odbierając ostatnie blaski nadziei, która jeszcze się w niej tliła niczym spokojny płomień świecy, powoli zanikając, przygasając, zamieniając się nieodwracalnie w szary dym... Jedyne, co jeszcze wzniecało ten słaby płomyk, to tęsknota do niego. Nadzieja na powrót, nadzieja na odzyskanie szczęścia, na odzyskanie najważniejszej osoby w jej życiu... Błagała z każdą chwilą coraz bardziej, modliła się, krzyczała, szeptała ledwo słyszalnie, próbując dociec, gdzie tym razem znalazła się jej moneta, ale przecież nie mogła wiedzieć...

Nie mogła też wiedzieć, że większość z nich trafiła do lasów, wpadła do wody, została wyrzucona przez obojętnych, szarych ludzi. Jedynie ta ostatnia...

Ta ostatnia trafiła do niewielkiego jeziora, pod taflę kryształowego lodu, zakryta po części śniegiem. Koło tej ostatniej codziennie przewijali się ludzie, codziennie omijali ją wzrokiem, nawet nie chcąc widzieć... Po co komu zwykły angielski funt? Co niezwykłego było w jego świecącej, srebrnej barwie? To jedynie słońce dawało ten blask... Nie nadzieja, nie żal, nie dobre serce osoby, która ją tu wysłała. Po prostu słońce, rzecz codzienna, nużąca... Tak myślał każdy, oprócz jednej osoby w długim, szarym płaszczu, ze złotą czupryną włosów, dużymi zielonymi oczami i nieco przerośniętymi, ciemnymi brwiami.

Akurat ta moneta wylądowała na spokojnym obszarze Anglii... Ale przecież ona nie mogła tego wiedzieć ani spodziewać się dalszego ciągu wydarzeń.

Dobrze, że tym razem wystarczyło jedynie przerzucić monetę... I czekać. Czekać na nadejście lepszych dni.















------------------------

Słowami wyjaśnień!

Więc... Jest to wyzwanie w większości wymyślone przez Zembolog ,za co jej dziękuję, bo pomogło mi się przełamać i w końcu zabrać za pisanie!
(Zajrzyjcie też koniecznie do niej! Zobaczycie, która z nas lepiej sobie radzi ;> (ja raczej już znam odpowiedź TvT)).

Wyzwanie polega na napisaniu tekstu, który będzie łączył dwa tematy; w moim przypadku to: "nie miał pojęcia, co odnajdzie pod lodem" i "niespodziewane spotkanie". (Bardzo dobrze trafiłam, tak swoją drogą, ale jednocześnie wkopałam się w niezwykle skomplikowaną fabułę, w której mogę się łatwo pogubić i zaplątać w wątkach. Martwię się o to trochę, ale trzymajcie kciuki, żebym wszystko zdołała uporządkować)!

Dodatkowo chcę też podziękować _Lily-Rose_, która zgodziła się sprawdzić dla was ten rozdział!
Przy okazji też życzę jej wszystkiego najlepszego w dniu urodzin (06.01)!

Spełnienia marzeń, dużo szczęścia, powodzenia w życiu oraz żebyś w końcu zaczęła doceniać swoje pisanie, bo naprawdę świetnie ci idzie! ♡ (Stwierdzam to głównie na podstawie naszego RP, które po prostu uwielbiam! Oby dalej tak cudownie nam się rozwijało, dając mi dodatkową inspirację ^^).

I wracając do was, kochani... Dziękuję, że tu zajrzeliście, bo każde wyświetlenie jest dla mnie cudowną nagrodą!

Do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top