Rozdział V
Zastanawiał się kiedyś ktoś, czy da się uciec z Domu dziecka? Otóż, da się, lecz o tym później.
Byliśmy przygotowani idealnie. Wszystko było dopięte na ostatni guzik i nie było szans, by się odpiął. Tord dostał ponownie jedzenie, które zjedliśmy razem. Moim zdaniem te jego konfidenckie zachowanie, było tylko po to, by sprawdzić co zrobię. Chociaż, nie wiem. Tylko tak myślę.
Chłopak bardzo mi się spodobał. Tak, był przystojny, ale jego osobowość jest ciekawa. Czasami zdradziecka świnia, lecz czasem potrafi być uroczy i słodki. Tak bardzo nie chcę się zakochać, ale w sumie jest to chyba niemożliwe. W najbliższym czasie na pewno poczuję, tak zwane "motylki w brzuszku".
Nadeszła godzina dwudziesta pierwsza, czyli czas kiedy opiekunki sprawdzają pokoje. Musimy przeczekać do godziny dwudziestej drugiej czterdzieści osiem, kiedy to są w naszym pokoju.
- Jesteś gotowa mentalnie? - mruknął Tord patrząc w moje oczy.
- Taką mam nadzieję - powiedziałam wpatrując się w jego... Ślepia, żeby nie było.
- Spytam się tak z ciekawości - zaczął. - Masz ty chłopaka?
Wybuchłam nieopanowanym śmiechem. Twarz Rogacza mówiła, że był poważny.
- Oh, ty serio - powiedziałam i uspokoiłam się. - Nie, nie mam... A co?
- Trochę dziwne - wymruczał. - Jesteś bardzo fajna. Powinnaś mieć kogoś.
- Na ten moment, nie jestem nikim zainteresowana - odpowiedziałam, a chłopak odwrócił głowę w inną stronę. Jakby ukrył właśnie jakieś emocje. - No ale nic. Mam jeszcze kilkanaście lat przed sobą.
Chłopak wrócił głową na miejsce wcześniejsze i miło się uśmiechnął.
- Ale ty serio uważasz, że jestem fajna? - mruknęłam z niedowierzaniem.
- No tak! - krzyknął, ale szybko zmniejszył głośność swojego głosu. - Szczerze, to jesteś jedną z lepszych osób jakie poznałem.
Zarumieniłam się, a Tord zaśmiał się.
- Nie gadaj! - powiedziałam zdziwiona.
- To nie będę - mruknął dumnie.
- Ale tak... Kurde... Nie dowierzam tobie!
- Widzisz jakie ja szalone przygody mam?
Rogacz właśnie opowiadał jak to prawie odkrył nowy pierwiastek.
- Ale to nie jest możliwe! - krzyknęłam.
- To mi nie wierz - powiedział. - Mogę mówić prawdę, albo nie.
Przewróciłam oczami, a chłopak zarechotał.
Usłyszeliśmy ciche rozmowy i dźwięk chodu. Te osoby, ewidentnie były naszymi opiekunkami.
Szybka akcja.
Tord biegnie do drzwi, gasi światło i wraca na miejsce. Udajemy, że śpimy, a opiekunki widząc nas, mają na nas wywalone i wychodzą kulturalnie z pokoju.
Wszystko poszło zgodnie z planem. Opiekunki kulturalnie opuściły nasz pokój. Oboje założyliśmy plecaki na plecy, oraz nasze buty. Otworzyliśmy okno.
- Gotowy? - powiedziałam.
- Chyba nie - mruknął niepewnie.
- Spokojnie - rzekłam. - Złap mnie za rękę.
Rogacz nieśmiało złapał moją dłoń.
- I na 3, skaczemy - dodałam.
Upadek miałam bardzo miękki, gdyż znalazłam się na chłopaku.
- Cholera - wydusił. - Złaź ze mnie!
- Już, już - wymruczałam i zszedłem z Torda.
- Jednak gruba jesteś - wziął głęboki oddech i wstał.
Podał mi rękę, ale kiedy ją złapałam i zaczęłam wstawać, puścił mnie, a ja wylądowałam znowu na ziemii.
- Zdradziecka świnia - warknęłam zła.
- Nawet nie wiesz jaka - powiedział ze słodkim uśmiechem.
Wstałam z ziemii i ustałam przed chłopakiem.
- To co? Most? - mruknęłam z uśmiechem.
- Chyba cię pojebało dziewczynko - powiedział. - Lepiej na przystanku.
- Żeby inni nas widzieli i główkowali "Co tu do cholery robią dzieci?".
- Wyglądamy na dziewiętnastolatków. Będą mieli nas w dupie.
Chwilę to przemyślałam.
- Chodźmy do lasu i znajdźmy chatkę leśniczego. Dookoła się od nich roi - wymruczałam.
- No i widzisz! - zaczął. - Jednak umiesz myśleć!
Byliśmy w chatce leśniczego. Co ciekawe... Nikt tu nie zaglądał przez wieki, a mówią o tym pajęczyny wielkości rogów Torda, które zbierał... Swoimi rogami.
Chłopak szybko zaczął ściągać pajęczynę z włosów.
- Ja pierdole! - warknął, gdy na jego dłoni pojawił się pająk.
- Lepsze niż przystanek czy most - mruknęłam.
Rogacz mnie zignorował i nadal ściągał pajęczynę z włosów.
- Ładnie z tą pajęczyną wyglądasz - dogryzłam chłopakowi.
- A weź się utop! - wykrzyczał.
- No już spokojnie - zaczęłam. - Idź spać.
- Jest zimno - mruknął, kiedy opanował problem z pajęczynami.
- No to...
- Śpimy przytuleni do siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top