Rozdział IX
- Ale chujnia - powiedziałam patrząc na piaszczystą drogę. - My się w niej zakopiemy.
- Spokojnie - mruknął Tord. - Jak pokonamy tą przeklętą drogę, jesteśmy w domciu.
- U tego Tima, tak? - spytałam z uniesioną brwią.
- Toma - poprawił mnie rogacz. - Tam w spokoju odpoczniemy.
- No ja mam taką nadzieję - odpowiedziałam, a chłopak wyciągnął do mnie rękę. - Eee, co?
- No złap moją rączkę - wymruczał z maślanymi oczkami. - Będzie tak uroczo.
- Ty chyba masz gorączkę - na te słowa szarooki zarechotał.
- Jeśli ktoś zobaczy nas na tej drodze, kiedy będziemy trzymać się za ręce, na pewno nas weźmie do auta - powiedział z uśmiechem. - Mają strasznie kruche serca.
- W takim razie, spoko - złapałam czerwono-bluzego za rękę.
Co ciekawe, miał on delikatną dłoń. Zaczynam dostrzegać w nim rzeczy, które uciekły mojej uwadze.
Musiałam się zakochać.
Chłopak miał rację. Podwiozła nas miła kobieta, a my wtedy byliśmy już spełnieni. Odstawiła nas w mieście, w którym mieszkał cały Tim, znaczy, Tom. W sumie, konewka pasuje najlepiej. Ciekawe czym sobie zasłużył na tą atrakcyjną ksywę? Może ma włosy ułożone ku górze?
Może ma długi nos?
A może ma długie męskie przyrodzenie... Kurwa. O czym ja myślę?
- Ziemia do __ - mruknął Tord machając mi dłonią przed twarzą.
- Oh! - wydukałam budząc się z transu. - Już, ten... Żyje.
- Jesteśmy na miejscu - powiedział wskazując na dom przed nami.
Dom jak to dom. Wyglądał tak samo jak wszystkie inne na tej ulicy. Jedynie co wyróżniało dom kolegi Torda, to... Świeżo skoszona trawa oraz zasłonięte okna.
- Wchodzimy? - rzekłam, a chłopak twierdząco pokiwał głową.
Poszliśmy w stronę drzwi, a szarooki bez namysłów od razu zapukał do środka.
Usłyszeliśmy ciche i niechętne "Już idę" oraz kroki właściciela.
Drzwi się uchyliły, a w progu stal chłopak. W samych bokserkach.
Miał on włosy ustawione ku górze, rzec można iż przypomina jeża. Oczy były puste oraz czarne, które przyprawiły mnie o nie małe dreszcze.
- Tord? - warknął oschle czarnooki. - Co ty tu do cholery robisz?
- Przyszedłem spać - mruknął z milutkim uśmiechem mój kompan i bez żadnych skrupułów wprosił się do środka.
Chłopak w bokserkach złapał mocno Rogacza za bluzę i podniósł w górę. Chciał mu nieźle przyłożyć, lecz zobaczywszy mnie, postanowił się uspokoić.
Konewka chwilę się zamyśliła.
- Nie mówcie, że wy... - nie zdążył dokończyć, gdyż szarooki mu przerwał.
- Tak.
Siedziałam wraz z Tordem przy stole, a Tom czy tam Tim, uważnie nas obserwował.
- Jak wy uciekliście? - spytał po raz kolejny.
- Mówię, że oknem - odpowiedział Tord.
- Kurwa - wydukał czarnooki. - Będę miał przejebene, przez to, że was trzymam.
- Jesteś mi czegoś winien, pamiętasz? - dodał Tord.
- Egh, pamiętam.
Bokserkowy chłopak skosił mnie wzrokiem.
- Przybłęda jakaś? - mruknął.
- Nie mów tak o niej - warknął Tord.
Jego postawa strasznie mnie zdziwiła. Nigdy mnie nie obronił, a tu proszę.
- Ta, spoko... Głodni?
Nasze brzuchy zaburzały w tym samym momencie, co dało znak, że domagamy się jedzenia.
- Czyli tak - mruknął czarnooki i otworzył lodówkę.
Chwilę popatrzył co znajdywało się w poprzednim wymienionym urządzeniu.
- Mogę wam dać... - zaczął. - Rosół.
- Rosół? Od kiedy ty gotujesz, Tooomi? - mruknął Tord.
- Nie "Tomi" kurwo. Możesz do mnie pan mówić, a nie Tomi. - warknął.
- Pan to może mówić __ - powiedział z głupim uśmiechem Tord.
- Pojebało ciebie - mruknęłam, a Tom spojrzał na mnie.
- O! Potrafi mówić - dogryzł mi z uśmiechem na twarzy.
- Niesamowite! Potrafię robić to, co większość ludzi na świecie! - powiedziałam z udawanym entuzjazmem.
- Fajna jest - dodał Tom.
- Dobra, zamknijcie ryje, a ty czarny, dawaj ten rosół - wtrącił się Tord. - Kiedy go zrobiłeś?
- Matka go przywiozła - powiedział. - Wczoraj.
- Czyli przeżyjemy - mruknął zadowolony szarooki.
Kiedy Tom wyjął rosół z lodówki i poszedł go podgrzewać, zauważyłam coś... Dokładnie...
Wiem już czemu konewka. Moja ostatnia myśl była jednak prawidłowa.
- Tak - mruknął do mnie czerwono-bluzy. - Dlatego konewka.
Tom zerknął na mnie, kiedy paliłam się ze wstydu. Głupio się uśmiechnął i wrócił do podgrzewania rosołu.
- I tak mój jest większy - wtrącił się szarooki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top