Rozdział VIII
Do tak zwanej "konewki" zostało nam jeszcze wiele drogi, a oboje padaliśmy ze zmęczenia.
- Ile jeszcze? - wyjęczałam.
- Naszym tempem zajmie jeszcze tak cztery godziny - oznajmił, a ja beznadziejnie padłam na twardą ziemię.
- Nie wytrzymam! - krzyknęłam zmęczonym tonem. - Ten plecak jest taki ciężki! Czuję, że zaraz pękną mi plecy!
- Możemy iść skrótem - zaproponował. - Ale prowadzi on przez ten las.
Szarooki wskazał palcem na wielki oraz ponury las, którego za żadne skarby nigdy bym nie odwiedziła.
- Dobra - mruknęłam, lecz w środku dostałam ataku paniki.
Wstałam z ziemii oraz się otrzepałam z piasku, który był na moich spodniach.
- Żartujesz, nie? - powiedział bardzo zaskoczony moimi słowami.
- Jestem poważna - odpowiedziałam odważnie, lecz jak wspominałam wcześniej, panika narastała z każdą chwilą.
Może bym strzeliła mu teraz z liścia i uciekła? Beznadziejny pomysł jak moje życie.
- Bo wiesz - zaczął lekko się uśmiechając. - Ja się o ciebie bardzo martwię, __. Możesz mi się w każdej chwili zsikać.
- Miałeś przestać o tym wspominać, dziurkaczu - burknęłam bardzo zdenerwowana postawą jaką wzorował się chłopak.
- Wybacz - mruknął robiąc dziurę w ziemii swoją nogą.
Głęboko westchnęłam przez co Tord zakończył poprzednią czynność i spojrzał mi w oczy.
- Chodźmy czym najprędzej do twojej konewki - wymamrotałam z niewielkim uśmieszkiem, który gościł na mojej twarzy.
Tord od razu się rozpromienił, gdyż wyczuł, że nie jestem na niego zła. Szczerze? Czułam, że tak samo się boi iść do lasu jak ja.
- No to w drogę! - wykrzyczał tak, bym usłyszała tylko ja, a nie osobnicy, którzy byli na dworze.
Czerwono-bluzy skręcił w stronę lasu, a ja wraz z nim.
Idąc przez zagęstwiony i odrażający swoim wyglądem las, czułam się obserwowana. To pewnie przez to, że szarooki kompan do tej pory nie odwracał ode mnie wzroku, który potrafił sprawić, że czuło się gęsią skórkę.
- Boże! - krzyknęłam, a chłopak momentalnie wzdrygnął. - Przestań się tak na mnie gapić, bo zaraz wydłubię ci te oczy patykiem!
Szybko złamałam małą gałąź, która wyrastała z pobliskiego mi drzewa i wykierowałam nią w rogatego chłopaka.
Tord szybko podniósł swoje ręce w górę, by pokazać gest poddania się, po czym ponownie wbił we mnie swój wzrok.
- No co z tobą jest? - warknęłam.
- Raczej z tobą - wymamrotał obserwując patyk oraz mnie.
Rzuciłam narzędziem, może nawet prawie zbrodni, na ziemię.
- Więc co jest - mruknęłam, a chłopak się zastanowił.
- Nie wiem jak ci to powiedzieć, ale - zaczął, lecz szybko mu przerwałam.
- Ale?
- Masz gigantycznego i włochatego pająka na głowie - wymamrotał, a ja wybuchłam niewyobrażalnie głośnym piskiem.
- Ściągaj go! - krzyknęłam, a szarooki do mnie podszedł i zdjął nieprzyjaciela z głowy.
Miał rację, był on wielki i włochaty.
- Dzięki - powiedziałam, lecz po chwilą uderzyłam go w ramię.
- Za co to? - rzekł Tord masując swoje ramię.
- Za to, że powiedziałeś mi to dopiero teraz cymbale!
Przechodziliśmy aktualnie przez wielkie wywrócone drzewo, które zostało wyrwane z korzeniami bodajże przez silny wiatr. Przykro mi takiego drzewa. Rosło parędziesiąt lat, ale wtedy nadszedł wiatr i niegrzecznie wywrócił starca, a teraz ją wraz z kompanem w czerwonej bluzie po nim chodzimy.
- Zerwał z nią chłopak na dyskotece - wymruczałam bez pojęcia, a Tord spojrzał na mnie jak na idiotkę.
- Że co? - wymamrotał marszcząc swoje brwi.
- Dziś jego zwłoki pływają w rzece* - szarooki wzdrygnął.
- Co ty masz w głowie? - popatrzył na mnie pytająco.
- Sam spróbuj - zaproponowałam, a rogacz przez chwilę się zamyślił.
- Zerwał z nią chłopak przez portal randkowy - zaczął. - A dziś policja szuka jego głowy**.
Cicho zarechotał. Mimo, iż było to przerażające, podobało mi się.
- Jest to nawet fajne - skomentował. - Jednak nadal dziwi mnie to co masz w tej głowie.
- Różne rzeczy - odpowiedziałam. - Ile drogi jeszcze przed nami?
- Około półtorej godziny - rzekł.
- Tyle? Przez ten obrzydliwy las mam tyle iść?
- Mamy - zauważył. - Przeszliśmy tyle, to przejdziemy resztę drogi.
Przewróciłam oczami, a chłopak zarechotał.
- Mogę cię zanieść na baranach - powiedział.
Spojrzałam na Torda z niedowierzaniem.
- Serio? - mruknęłam.
- Tak.
Rogacz zdjął plecak, a ja wskoczyłam mu na plecy. Wzięłam plecak szarookiego na plecy, przez co posiadałam ich aż dwa!
- Dzięki - powiedziałam, a chłopak uśmiechnął się pod nosem.
- Nie ma sprawy.
~~~~
*Moje, lecz sam w sobie pomysł pisania takiego czegoś nie mój.
**Też moje.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top