Zaczarowany las
Jak na razie trzej podróżni, zdecydowali jednak puścić konie wolno, bowiem w lesie kłopotliwe byłoby się z nimi przemieszczać. Tak więc elf wraz z dwoma niziołkami wkroczyli do lasu samotnie. Danley i Galen czuli się odrobinę niepewnie bez Gandalfa, lecz pociechą było to, iż nie są sami.
Przez dłuższą chwilę przemierzali las w milczeniu, lecz w pewnym momencie Legolas rozpoczął swój dialog.
- Nie jesteście tu przypadkiem, czyż nie? - skierował swe pytanie do hobbitów dążących ku jego boku.
- Jeśli można to tak nazwać - odparł Danley - z tego co opowiadał nam Gandalf, została wypełniona przepowiednia, po czym przybył do nas przedstawiając nam całą sytuację i ofertę wyruszenia w podróż.
- Czasem zadziwia mnie fakt, że Mithrandir tak bardzo ufa i polega na niziołkach z Shire. Jeśli mnie pamięć nie myli, to już trzecia taka wyprawa, w której biorę udział z Bagginsami, lecz muszę przyznać, że nigdy świat się na nich zawiódł. Oby i z wami tak było - powiedział elf, poczym rzucił na nich szybkie spojrzenie, jakby ze zwątpieniem.
- Trudno przyznać, że jesteśmy tacy jak Bilbo czy Frodo, ale jeśli już tu jesteśmy to spróbujemy udzielić jakiejkolwiek pomocy dla Śródziemia - kontynuował Danley.
- I Shire - dodał bezmyślnie Galen.
- Teraz na waszych barkach spoczywa duże brzemię, tak samo wcześniej spoczywało ono na waszych przodkach i to od was może zależeć los Śródziemia, bowiem historia lubi się powtarza-ać - rzekł elf, ledwo kończąc swą wypowiedź, po czym gwałtownie się zatrzymał dając znak niziołkom, aby także staneli w bezruchu.
Legolas wytężył swój słuch, jednak był w mało korzystym miejscu, by cokolwiek usłyszeć, gdyż wiatr przemieszczający się w koronach drzew, wciąż nie ustawał. Tak więc zdecydował bez szelestnie przemieścić się na lekkie wzniesienie, gdzie znów przystanął w ciszy.
- Legola... - niedokończył, gdyż elf szybko go uciszył.
- Wyczuli nas - oświadczył dziedzic Leśnego Królestwa - bez Gandalfa nie damy rady z nimi walczyć.
- I co teraz? - spytał z przerażeniem niziołek.
- Musimy jakoś zatrzeć nasze ślady i zapach oraz odrobinę zmienić dotychczasową trasę.
Danley i Galen odruchowo i głośno przełknęli ślinę oraz zacisnęli mocno pięści czując coraz to mocniejszy niepokój w swoich sercach. Znów wszystko zaczyna się komplikować na ich nieszczęście. Dodatkowo czarodzieja jak nie było tak nie ma...
W tym też momencie dało się już z dala usłyszeć pierwsze odgłosy orków, co ponownie przeraziło całą ich trójkę. Jednak Legolas potrafiąc zachować zimną krew w najtragiczniejszych sytuacjach, bez wahania zaczął działać. Ze swego skromnego bagażu wyjął jakąś dziwną i tajemniczą fiolkę, którą po chwili odkorkował, a substancje w niej zawartą zaczął wcierać w najbliższe drzewa, liście oraz trochę w ziemię.
Następnie dał znać swym towarzyszom, aby zaczęli za nim biec. Jednak czy na ucieczkę nie było już za późno? Niestety sprawdziły się ich najgorsze oczekiwania i odgłosy orczych rogów zdawały się być z każdą minutą coraz bliżej nich. Wszystko zdawało się iść w złym kierunku, niż jaki by chcieli nasi bohaterowie.
Wtedy niespodziewanie z pomiędzy konarów drzew wypaliła strzała, ku szczęściu nikogo nie trafiając. Jednak sytuacja stawała się coraz bardziej niebezpieczna i niekorzystna.
- Galen! Szybciej! - pospieszał go brat, widząc jak powoli zostaje w tyle.
Hobbit nie był jeszcze w pełni zdrowy po ostatnich zdarzeniach, więc trudno mu było nadążyć za resztą, bowiem był już cały zdyszany, a krople potu obficie oblewały mu twarz.
Legolas zdążył już sięgnąć po swój łuk, po czym oddał celny strzał, zabijając jednego z wrogów. Zaraz potem w ruch poszły kolejne, idealnie wyostrzone elfickie strzały, również trafne. To była tylko kwestia czasu, zanim zacznie się prawdziwa walka. Jednak szanse na zwycięstwo coraz bardziej malały, gdyż jak się okazało orków wciąż przybywało. Pozostało więc im tylko polegac na niesamowitych umiejętnościach Legolasa, który nie tylko świetnie strzelał z łuku, ale także zręcznie władał mieczem czy sztyletami. Mimo to życie dwóch niziołkom i leśnego elfa, było zagrożone.
Nagle zgraja tych szkaradnych stworzeń wyskoczyła spomiędzy drzew wydając przy tym przeróżne niepokojące odgłosy.
Na początku elf nie miał z nimi najmniejszego problemu, jednak z każdą chwilą przybywało ich coraz więcej, przez co wzrastał poziom trudności. Dwaj hobbici natomiast, chwycili za rękojeści swoich małych mieczyków i wymachiwali nimi nie zawsze z dobrym skutkiem. Z każdym jednak udanym atakiem, czuli jak w ich sercach buduje się determinacja do dalszej "walki", czuli się wręcz dumni ze swoich osiągnięć niczym rycerze ratujący z opresji swą księżniczkę. Prawda jest jednak inna i samo patrzenie na ich próby walki było komiczne, z czego oczywiście nie zdawali sobie sprawy. Niedługo potem zabrzmiał róg orków, przez co elfowi pojawiło się kilka złych myśli w głowie.
"Czy to oznacza, że pojawi się ich jeszcze więcej? A może to znak odwrotu?" - rozważał Legolas jednocześnie skupiając się na walce z tymi właśnie istotami, odczuwając też coraz większe zmęczenie.
Zdawało się też jakby orków wcale nie ubywało. Zbliżała się nieszczęsna i jak widać nieunikniona klęska naszych bohaterów... Danley i Galen zostali porwani, na co biedny elf nie mógł już nic poradzić.
Nie miałam zbytnio pomysłu na ten rozdział, więc mógł wyjść tak średnio, ale cóż. Może w wakacje uda mi się dodawać więcej rozdziałów, bo będę miała PRAWDOPODOBNIE dużo czasu :*
PS sorki za błędy ale pisze na telefonie
legolas_myluv
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top