W bezpiecznych progach
PS Drodzy czytelnicy przypominam o nowej książce pt. "Queen of Kings".
Wraz z wschodem słońca mijali ostatnie półki skalne, aby ujrzeć najpiękniejsze ze wszystkich królestw jakim jest Rivendell. Z oddali słychać było już szum strumieni i wody spadającej na skały w postaci wodospadów, które otaczają królestwo. Pierwsze promienie słońca okryły większą część pałacu i korony licznych drzew jakie się tam znajdowały. Wtedy zza skały wyszedł pierwszy brat i zaraz za nim drugi, oboje stanęli jak wryci, a usta rozdziawiły się z rozkoszy spowodowanej widokiem jaki znajdował się wprost przed nimi. Złocisty blask jaki padał na pałac, rozświetlał każdy zakamarek jak i wąską dróżkę, którą będą zaraz podążać podróżni.
- Jesteśmy na miejscu, u progów wielkiego królestwa Lorda Elronda - rzekł starzec gładząc swą brodę -
Tym czasem hobbity oszołomione widokiem powoli dobywały się jakichkolwiek myśli, lecz słowa czarodzieja dotarły do nich dopiero po dobrych paru chwilach od ich wypowiedzenia. Wtedy zawiał lekki wiatr, rozwiewając delikatnie ich złociste włosy, po czym całkiem się otrząsnęli. Niedługo potem szli już z Gandalfem po kamiennej dróżce, która prowadziła do bram całego pałacu Rivendell, gdzie stał Elrond, na którego twarzy widniał serdeczny uśmiech, po czym rozłożył swe ręce mówiąc:
- Witajcie przyjaciele i ty drogi Mithrandirze. Wiem o problemach jakie napotkały was w górach - skierował się do niziołków -
- Oj, tak spotkanie z Elrochirem nie należało do przyjemnych, czy chociażby przyjaznych, ale przejdźmy do rzeczy. Jesteśmy tu z jednego powodu Elrondzie, lecz pozwól, że porozmawiamy o tym w samotności - odrzekł starzec odziany w śnieżnobiałe szaty sięgające aż do ziemi, a brązowowłosy elf skinął krótko głową -
- Lindirze, zaprowadź naszych gości na ucztę, na pewno się skuszą po wyprawie -
Galenowi jak zwykle ślinka ciekła już strumieniem, a oczy stały się przejrzystsze, gdy jego uszy usłyszały o jedzeniu, a młody elf o długich włosach i jakże delikatnych rysach ruszył przed siebie wskazując hobbitom drogę na ucztę.
Elrond i Gandalf skierowali się na jeden z wielkich balkonów skąd widok zapierał dech w piersiach, a szczególnie jednego wyjątkowego wieczoru, który co dziwne jest właśnie dzisiaj. Jednak co jest w nim takiego wyjątkowego dowiecie się odrobinę później. Gdy obie ich sylwetki znalazły się na docelowym miejscu jeden z nich rzekł.
- Elrondzie, to się zaczyna, nasze obawy stają się coraz to bardziej prawdziwe - odparł z powagą czarodziej -
- Co masz dokładnie na myśli?
- Za murami Mordoru czyha zło, jednak z poza naszego świata. Ten ktoś pochodzi ze świata umarłych i tworzy on teraz całe armie orków, dwa razy silniejszych, większych i przebieglejszych, a ty sam wiesz o tym doskonale -
- Wiem? To są tylko nasze obawy, czy przypuszczenia - wyjaśnił -
- Nie wierzysz mi Elrondzie? Zbliża się wojna, być może nawet większa od tej pod Morannonen, czy pod Helmowym Jarem.
- Co, więc zamierzasz Mithrandirze? - powiedział mężczyzna wciąż nie dowierzając w słowa czarodzieja -
- Trzeba zwołać armie, elfów, krasnoludów, ludzi, a może innych istot zamieszkujących Śródziemie. Zmierzam w kierunku każdego królestwa, by mieć pewność kto wesprze nas w ostatecznej bitwie -
- A może zechcesz skonsultować się z zaufaną tobie osobą, na temat podjętej przez ciebie decyzji, która według mnie jest zbyt pochopna - przerwał elf, a Gandalf spojrzał na niego jakby nie rozumiał o co chodzi -
- Co, a raczej kogo masz na myśli przyjacielu?
Wtem zza rogu wyszła postać z białymi szatami, sięgającymi do ziemi, które posuwały się powoli w stronę starca.
- Almadrilu, miło cię znów widzieć, ileż to lat minęło od ostatniego spotkania? - spytał miło zaskoczony Mithrandir -
- Jak mniemam, to chyba z 350 - zaśmiał się - widać czas cię nie oszczędzał - rzekł ironicznie starzec z czarną brodą i charakterystyczną blizną na twarzy w kształt czegoś co mogłoby przypominać krzyż w trójkącie. Niebywały to znak rozpoznawczy, lecz nie znalazł się on przypadkowo, gdyż ma on swoje znaczenie. Jest to symbol Wiecznej świetności, brzmi to wyjątkowo dziwnie i takim też jest. Nieprzewidywalną informacją jest dla was także, iż Amladril jest to ojciec Pani Światła, zwaną Lady Galadrielą. Przez większość swojego starszego życia zamieszkiwał on jednak w krainach nieśmiertelnych, lecz najwidoczniej zatęsknił za Śródziemiem i powrócił na jednym z okrętów.
- Co, więc ty sądzisz o mej decyzji Almadrilu? - spytał Gandalf -
- Sądzę, iż powinieneś kontynuować swą wędrówkę, ostrożności nigdy dosyć, lecz niepokoi mnie jedno, nikt z nas nie wie co czyha za murami Mordoru. Walka z czymś czego nie znamy bedzie znacznie trudniejsza - zauważył czarodziej -
- A więc, nie mogę was zatrzymać - zwrócił się Elrond do Mithrandira -
- Cieszę się zatem z wspólnej decyzji, jutro z samego rana wyruszamy w dalszą podróż. Musimy dotrzeć do Leśnego Królestwa, Minas Tirith, Ereboru i Lothlorien. Mam nadzieję, że i ty nas wesprzesz Elrondzie, czyż nie? - elf skinął głową zgadzając się ze słowami białobrodego starca -
- A więc idź teraz do swych niziołków, moi słudzy zaopatrzą was w żywność i nową zbroję -
Po tym czarodziej odszedł z zadowoleniem na twarzy, gdzie po dotarciu na ucztę poinformował hobbitów o wszystkim co zaistniało na naradzie.
- Almadril? - spytał Galen - słyszeliśmy o nim, podajże jest to piąty czarodziej, trochę zapomniany, ale nie mniej potężny -
- Owszem - przytaknął -
- A więc co jest teraz naszym celem? - zapytał już w pełni zdrów, Danley -
- Mroczna Puszcza, a w niej Leśne Królestwo, którym włada Lord Thranduil. Mam tylko nadzieję, że uda się go łatwo przekonać, jest to dość uparty elf, ma on swoje zasady, lecz uważam iż jest on bardzo zrównoważony.
***********
Następnego dnia, gdy słońce ukazało się już nad widnokręgiem, trzej podróżni byłi już w pełni gotowi do dalszych przygód. W tej właśnie chwili żegnali się przed pozłacaną bramą z wysokim, brązowowłosym elfem oraz czarodziejem z odrobinę szpetną twarzą.
- Pamiętaj Gandalfie, że kiedy będziesz potrzebował pomocy ona przybędzie bez względu na to w jakiej sytuacji się znajdujesz. Pewnie ci dwaj hobbici jeszcze nie raz wprowadzą was w niezłe tarapaty - powiedział radośnie Almadril -
- Wiesz co mówisz przyjacielu - odrzekł z niemniejszym uśmiechem -
- Nasze wojska, wesprą cię oraz całe Śródziemie. Nie obawiaj się naszej odmowy, idź drogą gdzie cała przestrzeń jest w pełni widoczna byś mógł nie lękać się niebezpieczeństwa - odparł Lord Elrond -
- Tak, zamierzam iść przez Stary Bród, a po przekroczeniu Wielkiej Rzeki skręcimy na zachód by udać się na Ścieżkę Elfów... Bym zapomniał - szeptem - podczas przeprawy przez góry ujrzeliśmy z oddali ogień, czy mamy się obawiać tu jakiś wrogów?
- Teraz nigdzie nie jest bezpiecznie, należy mieć oczy szeroko otwarte - rzekł w odpowiedzi elf - nie schodźcie z swej drogi przyjaciele, żegnajcie!
Wtem trzy ich sylwetki zaczęły podążać po wąskiej, kamiennej dróżce by po chwili zniknąć pośród szarych skał o niebywałych wielkościach.
W końcu, od tak dawna udało mi się napisać rozdział powyżej 1000 słów, co myślę, że was zadowoli. Teraz były nudy, nudy i nudy, ale powoli wkraczamy coraz to dalej w krąg przygód, które niebawem się rozpoczną, a więc proszę o odrobinę cierpliwości. Tak jak to powiedział nasz kochany Thranduil "A hundred of years is a mere blink in the life of an elf. I'm patient." Kocham ten moment no po prostu kocham ❤ PS2 Nie zapomnijcie o gwiazdkach i komemtarzach :*
legolas_myluv
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top