Prolog

W końcu jest! Nie wiem dlaczego to mnie tak cieszy, ale nieważne... Miłego czytania kochani :*

W opustoszałym Rivendell, świeciło pustkami, lecz nastał w końcu dzień gdy do przystani nieopodal pałacu, przypłynął statek. Nie był to jednak zwyczajny okręt, gdyż pochodził on z nieśmiertelnych krain, jeśli można to tak nazwać. W tym statku były też osoby, które w Śródziemiu odegrały już swą rolę. Jednym z nich był właśnie Frodo Baggins, niegdyś powiernik pierścienia, który potem zniszczył go w Mordorze. Nie był on jednak sam na statku, gdyż przypłynął wraz z Gandalfem Białym, Elrondem, Thranduilem oraz Galadrielą z Celebornem. Za nimi płynęły kolejne okręty wypełnione elfami z różnych królestw i nielicznymi krasnoludami. Wszyscy wracają do Śródziemia, aby ponownie ożywić wcześniej pozostawione pałace.
- Żegnaj Frodo Bagginsie - rzekła z uśmiechem Lady Galdriela - wracaj do swego Shire'u, dawny powierniku pierścienia.
Hobbit o ciemnych i lokowanych włosach odwzajemnił uśmiech po czym skierował swój wzrok na Gandalfa.
- Drogi Frodo, nie pora na łzy. Przed tobą jeszcze całe życie, nie ma co się smucić z powodu rozstania. Kto wie, może jeszcze ujrzysz starca z fajką w ustach stojącego przed twoimi drzwiami by odwiedzić swojego starego przyjaciela. Nigdy nie trać nadziejii, to ona prowadzi nas przez całe życie - odparł starzec swym zagadkowym językiem i uśmiechnął się równie serdecznie  -
- Och, Gandalfie. Nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać swymi jakże mądrymi słowami - odrzekł niziołek poważnym tonem, lecz zaraz potem wybuchł śmiechem tak radosnym i zaraźliwym, że na twarzy każdego zagościł niemały uśmiech -
- Żegnaj niziołku, niech szczęście cię nie opuszcza i pamiętaj zawsze będziesz mile widziany w Rivendell - powiedział Lord Elrond po czym skinął delikatnie głową -
- Dziękuję Elrondzie. No cóż w takim razie żegnajcie przyjaciele, żyjcie w spokoju, a ja wracam do mojej norki. Zawsze do waszych usług.
Po tych słowach Frodo ukłonił się nisko przed wielkim obliczem jakimi jest Pani Światła i król Imladris, a po chwili zrobił parę kroków w tył i z lekkim uśmiechem odwrócił głowę w przeciwną stronę, by odejść w stronę swego zielonego pagórka, gdzie za pewne wciąż mieszkali jego przyjaciele - Sam, Merry i Pippin.

W końcu po paru przyjemnych dniach wędrówki, błękitne oczy hobbita ujrzały dolinę, pokrytą promieniami kwietniowego słońca i zieloną trawą okrywającą każdy pagórek. Frodo z niedowierzaniem stanął jak wryty, po czym westchnął głęboko patrząc przed siebie i ze szczęścia nie mogąc się przełamać, aby zrobić chociaż jeden krok. Stał, więc tak przez chwil parę, po czym dwaj złotowłosi hobbici ujrzeli postać stojącą na szczycie najwyższego wzniesienia Shire'u. Oboje spojrzeli na siebie z wielkim uśmiechem i biegem, ruszyli roześmiani w stronę Froda.
- Merry, Pippin! - wykrzyknął uradowany hobbit -
- Frodo! - krzyknęli razem rzucając się w objęcia przyjaciela - co ty tu robisz? - dodali po chwili.
- Wróciłem! - mówił wciąż roześmiany - a gdzie Sam? - po tych słowach hobbici momentalnie posmutnieli i spoważnieli - co się stało?!
- Sam nie wrócił...
- Nie wrócił? Skąd? - pytał zaniepokojony Frodo -
- Wyjechał z całą rodziną na wakacje, każdy mówi, że zostali zjedzeni przez trollów -
Szczęście niziołków nie trwało, więc długo. Wieczór zapowiadał się z tego powodu nie zbyt radosny.
- Kiedy to było?
- Pięć lat temu - odparł Pippin -
I tak Frodo smętnym i chwiejnym krokiem zaczął zmierzać samotnie do swojej norki pozostawiając przyjaciół za swą sylwetką, jednak gdy stanął już przed zielonymi i krągłymi drzwiami, humor hobbita poprawił się na tyle by na jego twarzy ponownie zawidniał uśmiech. Po chwili był już w środku swej norki, po tylu latach znów zobaczył swój dom. Ten sam wieszak na płaszcze i kapelusze, te same obrazy i ten sam dywan w hallu. Nic się nie zmieniło, lecz brakowało jednej rzeczy. Książki od Bilba. Wtem ciemnowłosy i włochatostopy niziołek nie goszcząc długo w swej norce, bezwachania wyrwał kierując się do norki Sama. Drzwi były zamknięte, jednak podenerwowany i zawzięty Frodo jakiego wszyscy dobrze znamy, nigdy się poddaje. Stanął, więc przed małym oknem i biorąc niedaleki rozpęd wbiegł wprost na szybę przy okazji ją rozbijając, co było celem hobbita. Szybkim i zgrabnym ruchem wdarł się do wnętrza norki i zaczął rozglądać się nerwowo. Po tym wbiegł do największego z pomieszczeń gdzie na małym, drewnianym stołku leżała czerwona księga. Po chwili była ona już w rękach włamywacza, który teraz ze spokojem przechadzał się po korytarzach opustoszałej norki. Zatrzymał się jednak przy jednych drzwiach, które prowadziły do pokoju małych dziewczynek, był to smutny widok dla Froda, myśląc, że te niewinne, małe dziewczynki zostały pożarte przez trollów. Potem krótkie, lecz zwinne nogi hobbita pokierowały go do sypialni Różyczki i Sama. Przy wielkim jak na hobbity łóżku znajdowała się drewniana szafka, na której stały obramowane dwa obrazy. Jedno, całej rodziny, a drugie Froda i Sama. To wprawiło przejętą głowę hobbita myślami o wszystkim co wydarzyło się tego dnia w jeszcze głębszy smutek i tęsknotę.

Wreszcie jest może przez niektórych wyczekiwany rozdział nowej książki i ostatni, w którym pojawił się Frodo. (jednak bez bicia przyznaję iż jest to nudny wstęp). Na razie jest spokojnie, lecz to jedynie cisza przed wielką burzą przygód hobbitów, których jeszcze nie zdążyliście poznać. Drugi roz. już niedługo

legolas_myluv

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top