Nowe decyzje

Oglądnijcie filmik :D 

Dzisiaj jest bardzo ważny dzień dla elfów z Leśnego Królestwa. Tego wieczoru miała się odbyć niemała uczta z okazji 1000 rocznicy od koronacji Tharnduila. Jest to bardzo ważna uroczystość, a obchodzi się ją tylko raz.

Tymczasem, Mithrandir zdecydował się na ponowną rozmowę z królem na temat wojny, która można powiedzieć, że zbliżała się wielkimi krokami.
Czarodziej wszedł do sali tronowej, tym razem bez niziołka, a z królewskim posłańcem niosącego wieści z Minas Tirith.
- Witaj mój królu - rzekł elf robiąc ukłony przed swym władcą - niosę list od króla Zjednoczonego Królestwa, syna i Arathorna i dziedzica Isildura. Podobno są to dosyć niepokojące wieści.
- Słucham - odparł niewzruszony Thranduil -

Zwracam się do wielkiego władcy Zielonego Lasu oraz całego Leśnego Królestwa, aby powiadomić Cię o niepokojących zdarzeniach dziejących się w Mordorze. Jak niegdyś, pojawiają się tam dziwne światła, a ciemność coraz bardziej zbliża się w naszą stronę. Jest to wypowiedzenie wojny przysłana przez jednego orka. Tam podpisał się kilkoma imionami, jako Pan Ciemności, Czarnoksiężnik oraz Nieśmiertelny. Czy to możliwe, że Sauron i jego słudzy powrócili? Wiedz, mój drogi druhu, że zbliża się wojna, wielka wojna i proszę Ciebie oraz innych władców o pomoc.

                       Aragorn syn Arathorna

- Co o tym sądzisz mój panie? - spytał posłaniec spoglądając kątem oka na Gandalfa, który wszystkiemu się dokładnie przyglądał -
- Sądzę, że to brednie -
- Drogi przyjacielu, aż tak ci szkoda podjąć walkę ze złem, aby wspomóc swych sprzymierzeńców. Kiedyś zło dotrze i do tych obszarów, a wtedy ty będziesz prosił innych o pomoc, której nikt ci nie udzieli. Ludzie na ciebie liczą, jesteś ich królem...
- Owszem i dlatego nie będę ich narażać na pewną śmierć. Moja odpowiedź jest jasna i zdania mojego nie zamierzam zmienić - powiedział z kamienną twarzą król siedzący na wielkim tronie i patrząc w jeden wybrany przez siebie punkt, aby nie patrzeć w oczy czarodzieja.
- Skoro taka jest twoja decyzja, widzę, że nic tu po mnie - rzekł zdesperowany starzec, po czym skierował się w stronę wyjścia. Następnie miał zamiar odwiedzić Galena, który wraca już powoli do zdrowia, lecz jego pamięć nadal nie sięga za daleko.

***********

Jest wieczór, na jednym z wielkich tarasów rozpoczyna się uroczystość tysięcznej rocznicy panowania Thranduila w tym królestwie, na które zebrali się dosłownie wszyscy elfowie z pałacu. Jedynymi osobami, które się tam nie znajdują to Gandalf, Danley i Galen, siedzący razem w komnacie uzdrowicieli, którzy także są na przyjęciu.

- Tauriel, zatańczysz ze mną? - spytał elf odziany w eleganckie, jasne szaty o kasztanowych, długich włosach i fiołkowych oczach odbijając światło księżyca ukazującego się dziś w pełni na niebie.
- Z miłą chęcią Feanorze - odparła rudowłosa z lekko zawstydzonym wyrazem twarzy. Bardzo jej schlebiał fakt, iż sam Feanor, bliski kuzyn Thranduila i wysoko ustawiony elf w straży jak i następny po Legolasie w kolejce do tronu w Leśnym Królestwie, zainteresował się nią, a wręcz walczył o jej względy. Ta jednak pozostawała swym sercem i głębokimi uczuciami do kogoś zupełnie innego.
Feanor chwycił za dłoń Tauriel, po czym przyciągnął ją drugą ręką do siebie co sprawiło, że znajdowali się dosłownie na długość małego palca od pocałunku.
Thranduil zapewne bardziej ucieszyłby się ze związku między nią a Feanorem niż Legolasem, lecz ona się na to nie zgadzała. Od razu odepchnęła elfa, gdyż obok nich niespodziewanie stanął Legolas, który widział całą tę sytuację i był przepełniony złością i zazdrością co doprowadziło do tego, że jego twarz stała się momentalnie purpurowa. Nic jednak nie zdołał wydusić i odszedł bez słowa.

Przyjęcie trwało dalej. Z dużą ilością elfickiego wina i niemałej ilości żywności. W końcu nastała czołowa chwila - pojawienie się na przyjęciu, samego króla Thranduila. Ubrany był w długą, pozłacaną szatę z jedwabiu ciągnącą się za nim po ziemi. Na niej srebrzystą pelerynę, zarzucona niechlujnie na ramiona władcy. Na jego głowie, znajdowała się natomiast korona, przypominające gałęzie drzew Mrocznej Puszczy.

Thranduil z wyraźną powagą na twarzy, kierował się do miejsca gdzie czekał na niego Legolas i Feanor, jego najbliższa rodzina, by złożyli mu dary od poddanych. Był to diadem z czystego srebra, wysadzany błękitnymi brylantami, szafirami, diamentami i szmaragdami, oraz drewniana szkatułka. Król podszedł do elfów przyglądając się z zaciekawieniem, po czym delikatnie otworzył wieczko szkatułki. Były to białe kamienie z Ereboru, jaśniejsze od blasku gwiazd. Mieniły się w świetle księżyca oraz oczach samego władcy Leśnego Królestwa. Bez chociażby zmrużenia oka, blondwłosy elf wpatrywał się nieugięcie w swój skarb, a następnie z zauroczoną miną odwrócił się do zebranych na przyjęciu elfów.
- Witajcie, moi wierni poddani. Dziś jest bardzo ważny wieczór, dla nas wszystkich. Chciałbym się podzielić z wami mą radością z powodu 1000 lat rządzenia w tym królestwie. Mam nadzieję, że przez te wszystkie ery Śródziemia, nie zawiodłem was i skreśliłem waszych oczekiwań w stosunku do mnie. Dziękuję wam za dary, które z wielkim zaszczytem przyjmę pod dach naszego pałacu, gdzie będą widoczne dla wszystkich. Nie są to przecież dary dla mnie, a dla nas, świętując ten niebywały dzień. Nëna ni dande lè gándanin!
- Nëna ni dande le gándanin! - powtórzyli wszyscy tu zebrani -
Po tym, Legolas delikatnie uniósł diadem, by założyć go na głowę swego ojca. Po chwili, wszyscy zaczęli klaskać, a na twarzy króla w końcu pojawił się cień uśmiechu.

*************
- Gandalfie! Nie możemy stąd teraz iść! - sprzeciwił się oburzony Danley -
- Przykro mi panie Baggins, ale nie mamy innego wyjścia. Nic tu po nas...
- A Galen? Musi wyzdrowieć - rzekł widząc czarodzieja, zbierającego w popłochu wszystkie niezbędne rzeczy do dalszej podróży. Ten spojrzał na niego znacząco, potem na drugiego, po czym stwierdził.
- Nie mamy czasu. Wojna coraz bliżej, a do naszego celu jeszcze daleko - oświadczył próbując w ten sposób przedstawić hobbitom jaśniej sytuację, w której się obecnie znajdują.
Niedługo potem, wszyscy trzej byli już gotowi do wyruszenia w dalszą drogę.

Gdy przekroczyli bramę królestwa, zatrzymał ich znajomy głos.
- Mithrandirze.
Wszyscy trzej odwrócili się do tyłu, aby zobaczyć postać wyłaniająca się z ciemnych korytarzy pałacu.
- Legolas - rzekł mędrzec - nie mów nic twojemu ojcu, nie warto go denerwować i tak ma dużo na głowię.
Elf przytaknął krótko.
- Chcę wyruszyć z wami, chcę walczyć w bitwie o Śródziemie - odparł pewnym głosem.
Nikt mu jednak nie odpowiedział, do momentu kiedy z wnętrza Leśnego Królestwa dało się usłyszeć głos strażników.
- Potrzebne nam będą konie - powiedział Gandalf -
Zaraz potem, cztery ich sylwetki znajdowały się  w królewskiej stajni. Wybrane zostały dwa konie, jeden o siwej grzywie i białej maści, drugi w jednolitej, brązowej barwie. Biały czarodziej dosiadł swego rumaka biorąc przed siebie Galena, a koń, na którym znajdowali się Danley i Legolas ruszył już jakiś czas temu, znikając powoli wśród konarów drzew i ciemności, która je otaczała.

Jest Legolas jest zabawa! Mówię serio, teraz powoli będę wkraczać w te coraz ważniejsze rzeczy i powinno być (stopniowo) bardziej ciekawie. Ale znacie mnie chyba na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie jestem zbyt dobra w rozkręcaniu akcji czy budowaniu napięcia. Muszę jeszcze nad tym popracować.
Ostatni rozdział pojawił się prawie miesiąc temu, co jestem wam winna trochę zrekompensować, więc postaram się dodać za jakiś czas nexta. Jeszcze coś! Dziękuję bardzo za 1 120 wyświetleń! Liczę od was na jeszcze więcej, moi drodzy i do zobaczenia

legolas_myluv


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top