Rozdział 15 - czyli nikt nie jest bez winy
Ponieważ dawno mnie nie było xDD
W poprzednim odcinku...
Thomas znika, Thomas się pojawia. Ostatni przystanek: Indianapolis! Nasz ukochany Thomas (teraz przepraszam za język) pierdoli sprawę, prosząc Amandę (sup-bojowniczkę i zarazem córkę Tyche), żeby wyznaczyła im zadanie, po którego zaliczeniu uda się z nimi w drogę powrotną, żeby ratować Obóz Herosów. Zadaniem jest pokonanie jej w walce przez jednego z nich. Zgłaszają się Thomas i Travis. Co dalej...?
Katie
Czułam się jakbym dostała z pięści w brzuch.
Pokonać Amandę w walce? To niemożliwe!
Dlaczego ten dupek się zgłosił?!
- Hmm... - Amanda uśmiechnęła się cierpko, wodząc wzrokiem od Travisa do Thomasa.
Uniosłam oczy ku sufitowi.
Tylko nie Travis, tylko nie Travis, tylko nie Travis...
- Ty. - Amanda kiwnęła głową w stronę jednego z chłopaków.
Wspominałam już, że szczęście omija mnie szerokim łukiem? Nie? To dobrze, bo teraz macie to czarno na białym.
Amanda wybrała Travisa.
- Przyjdźcie jutro rano. - rozkazała tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Zobaczymy, czy ten wasz obozik jeszcze się do czegoś nadaje.
Minęła nas, kierując się w stronę wyjścia.
- Chodźcie już, bo będziemy tu nocować. - powiedziała słabym głosem Caroline, wskazując ruchem głowy na gasnące lampy.
Nie mogłam się ruszyć z miejsca.
Stopy wydawały się przyklejone do podłogi.
- Katie? Idziemy już. - Caroline położyła mi rękę na ramieniu.
Z wysiłkiem ruszyłam się z miejsca, chociaż chodzenie sprawiało mi trudność. Zrobiło mi się słabo. Już przegraliśmy. Amandy nie da się pokonać.
Przez kilkanaście minut szliśmy w ciszy, przemierzając ciche ulice Indianapolis.
Thomas był pierwszą osobą, która się odezwała.
- To chyba odpowiednie miejsce na namiot, co nie? - spytał, wskazując na polanę przebijającą się przez gęstwinę lasu.
Bez słowa skierowałam się w jej stronę, ignorując resztę.
Na polanie zrzuciłam plecak z ramion, nie martwiąc się, gdzie wyląduje.
Idę do lasu.
Muszę pomyśleć.
Powoli zagłębiałam się w gęstwinę drzew, przyglądając się wieczornemu światłu, przyozdabiającemu mech złotawą poświatą. Zamknęłam oczy, wsłuchując się w odgłosy przyrody.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
Odwróciłam się gwałtownie, a cały nastrój prysł jak bańka mydlana.
- Przeszkadzasz, i to jak. - prychnęłam w stronę Thomasa, który stał kilka kroków ode mnie.
Brunet uśmiechnął się do mnie, a ja zorientowałam się, dlaczego ma tyle wielbicielek.
Jego uśmiech był przepiękny.
Miał równe, białe zęby, lekko zaróżowione usta, a gdzieś tam czaiła się nieopisana uroda.
Poczułam jak moje policzki oblewają się rumieńcem.
- Mogę się dołączyć? - spytał, wskazując na wydeptaną ścieżkę prowadzącą przez las.
Kiwnęłam głową, omamiona jego uśmiechem.
Przez chwilę szliśmy w ciszy.
- Przepraszam, że nie mogłem nic zrobić. - Thomas rzucił mi krótkie spojrzenie. - Myślałem, że wybierze mnie. Oczywiście nie mam nic do Travisa, ale mój tata jest instruktorem boksu.
Westchnęłam nierówno.
- To nie twoja wina, Thomas. - odpowiedziałam, czując, że wypowiedzenie jego imienia sprawia mi przyjemność. - Ale dzięki za chęci.
- Czy ty i Travis... Hmm... Chodzicie ze sobą? - spytał nagle Thomas.
Pytanie, którego się po nim nie spodziewałam.
Czy chodzimy ze sobą? Nie.
Czy chcielibyśmy? Nie mam pojęcia.
Całowaliśmy się kilka razy, ale ogólnie rzecz biorąc niezbyt się lubimy. Wiem, jak dziwnie to brzmi. Pewnie wam nawet taka myśl nie przyszła do głowy, żeby całować się z kimś, kogo nienawidzicie. Ale coś w nim sprawiało, że czułam się inaczej.
- Nie. - odpowiedziałam, zresztą zgodnie z prawdą.
Thomas spojrzał się na mnie podejrzliwie.
- Nie całowaliście się przypadkiem?
Spuściłam wzrok, przypominając sobie kilka pocałunków, które wymieniłam z Travisem. Czy takie rzeczy nie powinny zostać między nami? Zresztą, kto wie, może teraz Caroline przepytuje Travisa o to samo, kładąc dłoń na jego ramieniu...
Brr.
Szybko odepchnęłam od siebie tę myśl.
- Może... - odparłam wymijająco.
Nagle do głowy przyszedł mi świetny pomysł.
- A ty i Caroline? - spytałam, zadowolona z siebie. - Nie chodzicie ze sobą?
Thomas prychnął, jednocześnie przeczesując włosy dłonią.
- Nie. Caroline zupełnie mnie nie pociąga.
Takiej odpowiedzi się nie spodziewałam.
- A wtedy w namiocie? - drążyłam temat, zdecydowana wyciągnąć od niego więcej. - Całowaliście się.
- To ona mnie pocałowała. - Thomas uciekł wzrokiem w dal, a uśmiech znikł z jego twarzy. - Nie chciałem być nietaktowny, ale ktoś musiał to przerwać. Nie mielibyśmy szans na szczęśliwy związek.
Przełknęłam ślinę.
Może to wcale nie był dobry temat do rozmowy?
- Ale teraz to już nieważne. - uśmiech powrócił na jego twarz. - Porozmawiajmy o czymś ciekawszym. Jaki jest twoj ulubiony kolor?
Zaskoczyła mnie prostota tego pytania.
- Zielony. A twój?
- Czerwony. - odpowiedział, roztaczając dłonią łuk.
Za jego ręką podążyła ledwo widoczna, szkarłatna mgiełka, iskrząca w przygasającym słońcu. Uniosła się do góry, formując symbol, dwa trójkąty zetknięte ze sobą wierzchołkami i przedzielone poziomą linią w miejscu złączenia.
Symbol Nemezis.
Symbol zemsty.
Przełknęłam ślinę.
Co tak naprawdę działo się, kiedy Thomas nas opuścił? Z tego, co nas uczyli, dowiedziałam się, że Nemezis jest jedną z najkrwawszych bogiń. A jej dzieci podzielają zamiłowanie do brutalnego mszczenia się na swoich wrogach.
- Nie martw się, nie jestem taki jak inni. - zapewnił mnie Thomas, odgadując moje myśli. - Co ty na to, żeby wdrapać się na to drzewo i zobaczyć zachód słońca?
Zdezorientowana pokiwałam głową, a Thomas wziął mnie za rękę i pomógł wspiąć się na najniższą gałąź.
Czułam ciepło jego rąk, pomagających mi dostać się na sam wierzchołek drzewa. W pewnym momencie musiał pozwolić, bym wsparła się na jego ramionach, co zaskutkowało znalezieniem się naszych twarzy naprzeciwko siebie. Przez chwilę wpatrywał się w moje oczy, żeby w końcu spojrzeć w dal.
- I proszę bardzo.
Spojrzałam w tym samym kierunku. Dokładnie widziałam słońce, znikające za jednym z budynków Indianapolis, oświetlając go ciepłą poświatą.
Przez dłuższą stronę wpatrywaliśmy się w horyzont.
A potem wydarzyło się coś, co do dzisiaj przyprawia mnie o dreszcze.
Thomas nachylił się nade mną i pocałował.
A ja odwzajemniłam pocałunek.
Co o tym myślicie?
No hej xDD wiem, że dawno mnie nie było, no ale takie życie xDD nie pytajcie się, kiedy następny rozdział, bo naprawdę nie mam pojęcia. Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top