Rozdział 12 - czyli takie tam, z deszczem
Travis
Obudziłem się z ręką Katie na ramieniu. Delikatnie ją z siebie zsunąłem, za Chiny nie chcąc jej obudzić. [a za Japonię? Wtrącam się? Sorcia]
Zgodnie z planem naszej podróży powinniśmy z samego rana wyruszyć do Columbus. Wystarczyło tylko obudzić resztę, zjeść śniadanie, złożyć namiot i dotrzeć do autokaru. Stamtąd do Columbus, a z Columbus do Indianapolis. Chleb z masłem.
Kurde, naprawdę byłem głodny.
Wiedziałem jednak, że cały prowiant jest w plecakach dziewczyn, bo jak to Caroline ujęła "chłopakom nie można ufać w tej kwestii". A plecak KitKat spoczywał sobie spokojnie pod jej głową, niczym poduszka.
Westchnąłem bezgłośnie, powracając do obserwowania jej.
- Jesteś głodny? - wymruczała Katie, niczym, oprócz głosu, nie sugerując swojej przytomności.
- Trochę. - przyznałem.
- Trochę? - Katie uśmiechnęła się lekko, ale wciąż nie otwierała oczu.
- No dobra, bardzo. - parsknąłem śmiechem.
Panująca atmosfera była taka przyjemna.
Nie chciałem jej psuć, chociażby moim wrednym głodem.
- Zaraz wstaję. - mruknęła Katie.
Machnąłem ręką, dobrze wiedząc, że ona nie może tego widzieć.
- Nie musisz, jakoś to wytrzymam.
Katie wstała jednak, przecierając oczy ręką. Włosy miała skołtunione, część z nich uciekała w lewo, część zaś chciała wyślizgnąć się w prawo.
Była piękna.
Właśnie taka, zaspana i półprzytomna, z jednym okiem zamkniętym, a drugim drgającym niepewnie, jakby zastanawiającym się, czy iść spać dalej, czy wstać i stawić czoła wyzwaniom nowego dnia.
- I tak miałam wstawać za chwilę, musimy jeszcze dojechać do Columbus. - wymruczała. Głowa sama jej opadała, a pasma włosów co chwila zmieniały położenie, kołysząc się wokół jej twarzy.
- Reszta śpi, daj sobie jeszcze kilka minut, KitKat. - położyłem jej rękę na ramieniu.
Dziewczyna uśmiechnęła się, jakby ja dźwięk swojego przezwiska, i oparła głowę na mojej piersi, obejmując mnie niczym pluszowego misia.
- Jesteś taki ciepły... - wymruczała, głosem stłumionym przez moją koszulkę.
[na bogów, jak mi się chce teraz spać... Piszę to o 02:42... To przerażające, co ja robię, żeby mieć maraton dla was na następny dzień o.O]
Uśmiechnąłem się, również ją obejmując. Jak dla mnie, ta chwila mogłaby trwać w nieskończoność.
- Mrr, Travis, nie wiedziałam... - głos Caroline wyrwał mnie z błogiego zamyślenia.
Spojrzałem na nią i bezgłośnie oznajmiłem, że Katie śpi i nie wolno jej budzić. [ouou, to takie słodkie. Dbają nawzajem o swój sen c:]
- Jesteście razem? - spytała cicho Caroline.
Pokręciłem głową.
- Jestem czymś w stylu... hmm... tymczasowej poduszki.
Caroline zaśmiała się serdecznie.
- Wyglądacie razem tak słodko. - odparła po chwili. - Powinniście być razem.
Zrobiłem dziwną minę, a córka Iris ponownie zachichotała.
- Jak już wstanie, powiedz jej, żeby zjadła śniadanie, złożyła namiot i nas dogoniła, zgoda? - powiedziała, wstając i przeciągając się.
Zmarszczyłem brwi.
- Wybieracie się gdzieś?
- Po zapas bandaży. - Caroline uśmiechnęła się lekko, po czym wyskoczyła z namiotu.
Po pięciu minutach zacząłem się zastanawiać, jakby ją tu obudzić, a po dziesięciu wprowadziłem mój plan w życie.
Obudziłem ją tym samym sposobem, co ona mnie wczoraj. [Thomas dostał z liścia huehue]
Katie odepchnęła mnie od siebie gwałtownie.
- Co ty wyprawiasz?!
- Budzę cię. - odpowiedziałem z szelmowskim uśmiechem. [*pedofil* plz xDD] - Musimy ich jeszcze dogonić.
Katie przetarła oczy ręką i rozejrzała się po namiocie.
Z pewnym ociąganiem poderwała się do góry, związując włosy w kitkę. [KitKat ma włosy w kitkę huehue]
- Więc chodźmy. - zgarnęła plecak z podłogi i wyszła na zewnątrz.
Nie uśmiechało mi się zostać zgniecionym przez magiczny namiot, więc potruchtałem za nią.
W kilka minut złożyliśmy namiot, po czym upchnęliśmy go do mojego plecaka. Oczywiście, nie obyło się także bez sprzeczek i trzech partyjek "papier-nożyce-kamień", ale rezultat był taki, że to ja musiałem go nieść.
Do autokaru dotarliśmy bez zbędnych problemów (jeśli nie liczyć pewnej starszej pani, która chciała mnie zabić torebką).
- No nareszcie! - Caroline zmięła Katie w uścisku, kiedy tylko weszliśmy do pojazdu. - Za cztery minuty odjeżdżamy!
Zajęliśmy wolne miejsca, orientując się, że autokar jest już prawie zapełniony.
- Szykuje się długa droga. - Thomas [dlaczego cały czas chcę napisać "Chris"?!] rozparł się w fotelu, wyciągając z plecaka jabłko.
Mniej więcej w tym momencie zorientowałem się, jak bardzo byłem głodny.
Na szczęście Caroline zadbała o nas wszystkich, wręczając nam po papierowej torebce.
Był to zestaw z gatunku tych, które dostają dzieci na przerwach w długiej podróży autokarem. Kanapka z szybką, kanapka z serem, do tego jakaś kiepska woda mineralna i jabłko.
- Skąd ty to wytrzasnęłaś? - Katie zajrzała do środka swojego zestawu. - Czuję się, jakbym z powrotem była z podstawówce.
Caroline zaśmiała się serdecznie, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia z Thomasem. [DLACZEGO. CHCĘ. NAPISAĆ. CHRIS.]
- Powiedzmy, że pewna szkolna wycieczka będzie miała dzisiaj kłopot z załatwieniem czterech drugich śniadań. - Thomas [na bogów, jak to sprawdzałam, to było tu napisane "Chris" xDD] uśmiechnął się łobuzersko, przybijając pod stołem piątkę z Caroline.
Katie usiłowała zgromić ich wzrokiem, ale i ona musiała się uśmiechnąć.
Do Columbus dojechaliśmy pod wieczór.
Rozbiliśmy namiot i wszamaliśmy resztę prowiantu. Na zewnątrz padało, więc nudziliśmy się na skalę światową, dopóki Thomas nie odkrył gitary w kącie namiotu. Była rozstrojona, a jedna struna wygięła się pod dziwnym kątem, ale dało się na niej grać.
Thomas usiadł po turecku z gitarą w ręku i zaczął ją dostrajać.
- Co by tu... A, wiem już. - przez chwilę szukał odpowiedniego akordu.
Miałem wrażenie, że gdzieś słyszałem już tę piosenkę.
- "Renegades" - Caroline uśmiechnęła się, wpatrując w Thomasa jak w obrazek.
Kątem oka zerknąłem na KitKat.
Słuchała z szerokim uśmiechem, również nie spuszczając wzroku z syna Nemezis.
Nie powiem, wkurzyło mnie to.
Thomas spojrzał na mnie triumfalnie.
- A ty, Travis? - spytał, przechylając głowę na bok. - Umiesz grać na gitarze?
To przewarzyło szalę.
Bez słowa wstałem i wyszedłem na zewnątrz, w deszcz.
Usiadłem na ziemi, ignorując błoto i wilgoć pokrywającą całą polanę.
Miałem ochotę zostać tak aż do momentu, w którym ten dupek przestanie grać i pindrzyć się przed dziewczynami.
Nagle w moim polu widzenia pojawiła się ręka.
A razem z nią jej właścicielka.
KitKat.
Spojrzałem na nią pytająco, ale wszystko wskazywało na to, że nie ma najmniejszego zamiaru odpowiadać.
Złapałem ją za rękę i wstałem.
Katie splotła nasze palce razem, a drugą rękę położyła na moim ramieniu, wciąż patrząc mi prosto w oczy.
Nagle ta wkurzająca muzyka przestała mi przeszkadzać.
- Nie ufam mu, KitKat. - mruknąłem.
Katie uśmiechnęła się lekko, jakby sama nie wiedziała, czy podzielić moje zdanie, czy nie.
- Nie chcę, żeby coś ci się stało, wiesz?
Katie przygryzła wargę, wyraźnie się z czymś spierając.
- W życiu herosa wszystko może się zdarzyć, wiesz? - odparła w końcu, uciekając wzrokiem gdzieś daleko.
Deszcz wciąż padał, ale nam to nie przeszkadzało.
- Katie, ja...
Nie zdążyłem, ponieważ muzyka nagle ucichła. Usłyszeliśmy jakieś brzęki i niepokojem podbiegliśmy do namiotu.
Kiedy Katie uchyliła płachtę namiotu, ujrzeliśmy Thomasa i Caroline, całujących się na podłodze.
Nie spodziewałbym się tego po Caroline, no ale cóż. Cicha woda brzegi rwie.
Katie zachichotała i wyciągnęła mnie z powrotem na zewnątrz.
- Chyba nie powinniśmy im przeszkadzać, nie sądzisz? - uśmiechnęła się, siadając na jakimś przemoczonymi kamieniu na polanie.
Usiadłem obok, obejmując ją ramieniem.
Katie wzdrygnęła się, zrzucając moje ramie z jej karku.
Nigdy nie zrozumiem dziewczyn.
Raz z tobą tańczą, pozwalają się przytulać, wrzucać do morza i całować, a chwilę później krzyczą na ciebie albo odpychają.
W tej kwestii zgadzam się z chłopakami z dziewiątki. Dziewczyna naprawdę jest najbardziej skomplikowaną istotą na świecie.
- Nie pozwalaj sobie, Stoll. - odwróciła się, ale zdążyłem dostrzec uśmiech na jej twarzy.
O ile dobrze pamiętałem, to znaczyło coś w stylu "jesteś wrednym dupkiem i babiarzem, ale i tak mam ogromną ochotę cię pocałować".
W takiej sytuacji mogłem zrobić tylko jedno.
[mózgi shiperów wkraczają na najwyższe obroty, próbując wykombinować, co to takiego Travis zamierza zrobić... Trochę się boję waszych brudnych myśli, zapewne takie pojawiają się, kiedy myślicie o tym, co dzieje się teraz w namiocie, no ale jesteście tutaj i waszych myśli nie powstrzymam xDD gotowi? xDD]
Delikatnie położyłem Katie na ziemi, zawisając nad nią.
- Nienawidzę cię. - mruknęła, wplatając palce w moje włosy.
- Ja ciebie też. - odpowiedziałem z uśmiechem.
[i tu każdy już wie, co było dalej, ale ja i tak to napiszę, No bo... Lubię xDD]
Katie przyciągnęła mnie do siebie w pocałunku.
Pewna zdradziecka, wredna i autentycznie zła córka Demeter pocałowała mnie z własnej woli i bez żadnego przymusu.
Wow.
Wkraczamy na nowy level.
Pamiętacie o tym, że oni wciąż się nienawidzą? xDD Ciekawe co się dzieje w namiocie... Ktoś zgadnie? :'D
Mini-maraton skończony! Takie WOAH xDD podobało wam się? Mam robić częściej takie maratony?
Napiszcie w komentarzu, co sądzicie o ostatnich pięciu rozdziałach... I czy dobrze wpasowałam się z piosenką "Renegades" zespołu X Ambassadors. Uwielbiam ją, i mam nadzieję, że jakoś to przebrnęliście, ale ja przy kompie (a raczej tablecie xd) jestem noga, więc piosenki wam w multimediach nie dałam xDD
Ps. Nie wiem, co tu napisać, ale lubię pisać "ps" xDD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top