Rozdział 11 - czyli jak obudzić nieprzytomnego chłopaka (dwa proste sposoby)

Katie

Konduktorowi zmyśliłyśmy jakąś bajeczkę o zabawie z farbą, opierając chłopaków tak, żeby wyglądali na w miarę przytomnych.

Rozmawiałyśmy przyciszonymi głosami, ale w większości i tak jedynie wsłuchiwałyśmy się w spokojne oddechy Thomasa i Travisa. [Katie, ty kupo, dlaczego wymieniasz najpierw Thomasa?!]

Dopiero przed stacją Pittsburgh zaczęłyśmy nimi trząść.

Niestety, bez powodzenia.

Za niecałe dziesięć minut pociąg miał ruszyć dalej w trasę, a nie uśmiechało mi się wyjechanie do Meksyku, więc zdecydowałam się na dosyć odważne metody.

Odetchnęłam głęboko, po czym pocałowałam Travisa w usta. [każdy shiper robi: woho! °ω°]

Momentalnie poczułam jak jego ręce oplatają mnie w talii i przysuwają bliżej siebie. Nie mogłam pozwolić na zatracenie się w tym fałszywym [wmawiaj sobie, kochana] pocałunku, więc odkleiłam się od niego, zanim zagalopowało to za daleko.

Travis wciąż obejmował mnie w talii, więc wyglądało to tak, jakbyśmy się obściskiwali, a nie miałam najmniejszej ochoty na niepotrzebne plotki.

Wstałam, zarzucając plecak na ramię.

- Jak to zrobiłaś? - Caroline wydawała się zdziwiona i trochę zniecierpliwiona, ale wszystko wskazywało na to, że, pochłonięta budzeniem Thomasa, nie zauważyła naszego... hmm... zbliżenia.

- Użyj wyobraźni. - mrugnęłam do niej, wyciągając Travisa z przedziału.

[teraz pociąg powinien odjechać, a Tratie zostać same buahahaha]

Nie rozmawialiśmy, dopóki nie znaleźliśmy się wszyscy na peronie.

Thomas miał czerwony policzek, co nie pozostawiało złudzeń do sposobu, w jaki obudziła go Caroline.

Travis uśmiechnął się triumfalnie, zapewne zadowolony, że miał lepszą pobudkę niż Thomas.

- Dalej, drużyna! - Caroline uniosła pięść w zwycięskim geście, jakby wstąpiły w nią nowe siły. - Musimy znaleźć sobie jakieś dogodne miejsce na rozbicie namiotu!

Chciałam zaprotestować, popierając swoje racje naszą wieczną pogonią za straconym czasem, ale po zerknięciu na zegarek zorientowałam się, że za chwilę będzie się ściemniać i lepiej rozbić ten namiot.

Travis wciąż opadał z sił, a ja nie miałam ochoty trzymać go za rękę cały czas, ale, chcąc czy nie chcąc, musiałam to zrobić, żeby przyspieszyć drogę.

W końcu znaleźliśmy dogodny lasek z małą polanką i jakoś udało nam się rozbić namiot od Artemidy. W środku było przestronnie i przytulnie.

Chłopaków usadowiłyśmy na poduszkach pod ścianą, wciąż nie będąc pewne, który z nich miał większe obrażenia. Thomas [znowu zaczynasz od Thomasa, ty podstępna...] miał całe poszarpane ramiona, lewy bok także nie był w najlepszym stanie.

Z kolei Travis miał rozległą ranę na brzuchu, a także z milion zadrapań na rękach.

Tylko ja i Caroline pozostałyśmy bez obrażeń.

W sumie, to połowa grupy.

Siedziałam obok Travisa, bo uparł się, że chce mnie mieć przy sobie. Moja ręka spoczywała w jego dłoni, wolna i bez zobowiązań. Travis cichutko pochrapywał, a co jakiś czas ściskał mnie za rękę.

Nagle, pojawiła się przed nami mgiełka i ukazała się twarz Mirandy.

- Katie! - krzyknęła tak głośno, że aż zaczęłam obawiać się o spokojny sen Travisa. - Na bogów, Katie, żyjesz!

Uniosłam rękę do ust, wskazując na śpiącego obok mnie syna Hermesa.

Miranda przyłożyła sobie rękę do ust, jakby nagle go zauważając.

- Chejron kazał mi ciebie powiadomić. - wyszeptała. - Na horyzoncie zakotwiczyły jakieś statki... Robi się niebezpiecznie, musicie się spieszyć.

Za Mirandą pojawił się brat Travisa, Connor, który schylił się nad nią, prosząc o całusa na szczęście.

Uśmiechnęłam się szelmowsko. [*pedofil* xDD]

- Czy ja o czymś nie wiem? - spytałam, wciąż się uśmiechając.

Connor zauważył mnie dopiero teraz i, z rumieńcem na twarzy, usunął się z pola widzenia.

Zaśmiałam się cicho, wciąż pamiętając o śpiącym Travisie.

- Opowiesz mi wszystko jak wrócę. - odpowiedziałam, wyłączając iryfon.

"Jeśli wrócę" pomyślałam, przypominając sobie o słowach Rachel. Ale teraz nie było już odwrotu.

Ułożyłam się obok Travisa, wpatrując się w jego brązowe loczki nad czołem.

Po chwili namysłu pocałowałam go w czubek głowy.

Kto jak kto, ale Travis nie może zginąć.


Aww, KitKat, ty szalona krejzolko! No i Conniranda! Aww aww i jeszcze raz aww.


Jeszcze tylko jeden rozdział i kończymy nasz mini-maraton! Huehue

"Nervous" « kocham *-*

Widzimy się za chwilę! c:

Ps. Który sposób budzenia wybieracie? :'D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top