Rozdział 10 - czyli wredota i jeszcze większa wredota
Travis
Dom Caroline opuściliśmy z samego rana, nie chcąc tracić ani chwili na zbędny sen. Miejsca w pociągu zarezerwowaliśmy wczoraj, przez internet, polegając na sieci komputerowej, ogarniającej z wolna cały świat.
Z niepokojem zauważyłem, że na peronie jest zupełnie pusto.
W życiu półboga takie rzeczy nie zdarzają się przypadkiem.
Katie i Caroline rozmawiały przyciszonymi głosami, jakby wyczuwając panującą atmosferę. Nie mając nic innego do roboty, włączyłem się w konwersację, zaczynając od kilku suchych żartów na rozluźnienie napiętej jak struny gitary atmosfery.
Nagle usłyszeliśmy krzyk Thomasa i szczęk broni.
Odwróciłem się gwałtownie, widząc jak syn Nemezis tnie na odlew wielkiego potwora przypominającego byka.
Caroline pisnęła, sięgając prędko po swoją włócznię.
Nie widzieć czemu spojrzałem na Katie, a ona w tym samym czasie zerknęła na mnie.
Speszony spuściłem wzrok.
Usłyszałem charakterystyczny szczęk, towarzyszący wysuwaniu niebiańskiego spiżu z pochwy, i sam sięgnąłem po broń.
Okazało się, że oprócz minotaura mieliśmy walczyć również z wrogimi harpiami. Rzucały się na nas z każdej strony, szarpiąc ubrania i plecaki.
Caroline pobiegła pomóc Thomasowi, który niewątpliwie tej pomocy potrzebował, a ja zostałem sam na sam z Katie.
I harpiami, rzecz jasna.
Uderzyłem w jedną płazem miecza, co nie było wprawdzie śmiertelnym ciosem, ale dla greckich potworów nic nie jest śmiertelnym ciosem.
Katie zaatakowała swoim sztyletem kolejną, a ona rozsypała się w proch. Poprawiła pasmo włosów, które wymsknęło się spod kucyka, posyłając mi krótkie spójrzenie.
Usłyszałem pisk Caroline, a chwilę po niej także pisk Thomasa.
Naprawdę, piszczał jak dziewczyna. [huehue nie mogłam przecież zostawić Thomasa bez upokorzenia, prawda?]
Odwróciłem się w kierunku głosu.
Minotaura nie było już widać, co jednogłośnie świadczyło o jego chwilowej śmierci, ale jedna z harpii chwyciła Thomasa za ramiona i wlokła go po ziemi, niewątpliwie szykując się do odlotu.
Katie i Caroline krzyczały do mnie i, ponieważ byłem najbliżej, oczekiwały pewnie interwencji.
Przetwarzając w myślach wszystkie wredoty, które ten wredot [wymyślamy nowe słowa, hę?] mi wyrządził, powoli zbliżałem się do odlatującej harpii, chcąc stworzyć chociaż iluzję reakcji.
Thomas zapiszczał, kiedy harpii udało się wreszcie odlepić od ziemi.
Ktoś zepchnął mnie na bok, wrzeszcząc niemiłosiernie.
Usiadłem, akurat, żeby zobaczyć jak srebrny sztylet z zielonkawą rączką znika w ciele harpii. Stworzenie ryknęło i wypuściło Thomasa, odlatując chwiejnie ze sztyletem wbitym w pierś.
- Travis, do cholery jasnej! - Katie stanęła nade mną, przyciągając mnie bliżej siebie za koszulkę. - Krzyczałam do ciebie, żebyś po niego biegł!
Nagle dotarło do mnie to, co zrobiłem. Mimo tych wszystkich złośliwości, jakie wyrządził mi Thomas, nie powinienem zostawiać go na pewną śmierć.
- Ja... - zmarszczyłem brwi w nagłym przypływie złości na samego siebie. - Przepraszam!
Katie puściła moją koszulkę, ale jej oczy rozszerzyły się z przerażenia, kiedy spostrzegła swoją rękę umazaną w krwi.
Mojej krwi.
- Travis! - krzyknęła do mnie, z powrotem przy mnie kucając. - Ja nie...
Caroline krzyknęła coś do nas, a ja zorientowałem się, że pociąg właśnie wtoczył się na peron.
- Katie, pociąg! - krzyknąłem i, wspierając się na jej ramieniu, pokuśtykałem do tylnych drzwi.
Caroline pomogła mi usadowić się na kanapie w pierwszym lepszym przedziale i wcisnęła mi do ręki apteczkę.
Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć córka Iris wcisnęła na miejsce obok mnie półprzytomnego Thomasa.
- Żyjesz, Travis? - wymamrotał, rzucając mi szczery uśmiech. - To było niezłe.
Poczułem, jak moim ciałem wtrząsnął niekontrolowany dreszcz.
Thomas nie wiedział.
Nie wiedział o tym, że zostawiłem go na pewną śmierć.
Puścił w zapomnienie nasze wcześniejsze zatargi i chyba nawet martwił się o moje życie.
Zrobiło mi się słabo, miałem mroczki przed oczami. Opadłem bezwładnie na kanapę, nie czując już niczego.
- Travis! - Katie przyskoczyła do mnie.
Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętałem, były jej wielkie, zielone oczy wpatrujące się we mnie z mieszanką złości i czegoś jeszcze.
Czyżby to była troska?
Travis, sama już nie wiem, co mam ci powiedzieć. Raz zawodzisz Katie, raz prawie umierasz... Żyj xDD
3 na 5 rozdziałów zaliczone! A może by go tak uśmiercić? Co wy na to? xDD
Omg "Fear" szaleję *-*
Huehue, do zobaczenia za chwilę, huehue c:
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top